Darmowy fragment publikacji:
Wiesław Andrukowicz
BY DZIECKO
BYŁO
GENIUSZEM
Wprowadzenie do edukacji
komplementarnej
© Copyright by Ofi cyna Wydawnicza „Impuls”, Kraków 2012
Recenzenci:
prof. zw. dr hab. Bogusław Śliwerski
prof. zw. dr hab. Lech Witkowski
Korekta:
Radosław Doboszewski
Opracowanie typografi czne:
Anna Bugaj-Janczarska
Projekt okładki:
Anna M. Damasiewicz
Grafi ka wykorzystana na okładce: © sxc.hu
Praca naukowa fi nansowana ze środków na naukę w latach 2009–2012
Publikacja została sfi nansowana przez Uniwersytet Szczeciński
ISBN 978-83-7850-150-3
Ofi cyna Wydawnicza „Impuls”
30-619 Kraków, ul. Turniejowa 59/5
tel./fax: (12) 422 41 80, 422 59 47, 506 624 220
www.impulsofi cyna.com.pl, e-mail: impuls@impulsofi cyna.com.pl
Wydanie I, Kraków 2012
W. Andrukowicz, By dziecko było geniuszem, Kraków 2012ISBN: 978-83-7850-150-3, © by Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2012Książkę dedykuję
moim dzieciom Ewie i Danielowi
z wdzięczności za impuls do jej napisania
oraz mojej wnuczce Natalii
za optymizm i inspiracje
W. Andrukowicz, By dziecko było geniuszem, Kraków 2012ISBN: 978-83-7850-150-3, © by Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2012Spis treści
Wstęp ................................................................................................ 11
Część pierwsza
Odyseja ludzkiego geniuszu
Rozdział 1
Ten, który przekroczył granicę wyobraźni ............................................... 33
Rozdział 2
Paideia jako wyzwanie dla „śmiertelnych bogów” ............................... 41
Rozdział 3
Ubóstwienie człowieka w trudnej jedności przeciwieństw ................... 57
Rozdział 4
Geniusz jednostkowy i geniusz wspólnoty ............................................... 67
Rozdział 5
Geniusz mówiący swojej woli „nie” .......................................................... 77
Rozdział 6
Geniusz różnojedni ..................................................................................... 87
Rozdział 7
Geniusz intuicji ............................................................................................ 111
Rozdział 8
Geniusz wychowania całościowego ...................................................... 135
Rozdział 9
Nie tylko duchowy wymiar w grze o geniusza ........................................ 165
W. Andrukowicz, By dziecko było geniuszem, Kraków 2012ISBN: 978-83-7850-150-3, © by Oficyna Wydawnicza „Impuls” 20128
Spis treści
Rozdział 10
Geniusz a szaleństwo ................................................................................. 185
Rozdział 11
Zdolność, talent i geniusz .......................................................................... 193
Część druga
Edukacyjne zadania i etapy rozwoju
Rozdział 1
Geny usprawiedliwieniem czy wyzwaniem? .......................................... 205
Rozdział 2
Kiedy rodzi się człowiek? ........................................................................... 219
Rozdział 3
Jakie są szanse i zagrożenia rozwojowe u progu ontogenezy? ........... 227
Rozdział 4
Jaki model rozwoju pionowego i poziomego
w cyklu życia człowieka? .......................................................................... 237
Rozdział 5
Mózg jako genialny mechanizm czy żywy kosmos? .............................. 255
Rozdział 6
Jaka lozo a edukacyjnej pomocy? ...................................................... 267
Część trzecia
Zdolności w ujęciu komplementarnym
Rozdział 1
Dostrzegać całego człowieka i dążyć do pełni możliwości ................ 285
Rozdział 2
Meandry myślenia ...................................................................................... 307
Rozdział 3
Fenomen pamięci zintegrowanej ............................................................ 319
Rozdział 4
Znaki i znaczenia ........................................................................................ 327
W. Andrukowicz, By dziecko było geniuszem, Kraków 2012ISBN: 978-83-7850-150-3, © by Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2012Spis treści
9
Rozdział 5
Kompetencje językowe ............................................................................. 349
Rozdział 6
Zdolność do przeprowadzenia optymalnych
transakcji społecznych .............................................................................. 363
Rozdział 7
Wartościowanie, wartościowy, wartościujący
i wartości w perspektywie różnojedni ...................................................... 373
Rozdział 8
Autokreacja, czyli dynamiczna tożsamość ............................................ 387
Część czwarta
Strategie rozwoju jako coincidentia oppositorum
Rozdział 1
Charakterystyka dynamiki rozwoju synchronicznego ........................... 401
Rozdział 2
Strategia retrospektywna .......................................................................... 413
Rozdział 3
Strategia deskryptywna ............................................................................ 431
Rozdział 4
Strategia transgresyjna .............................................................................. 445
Rozdział 5
Strategia prospektywna ............................................................................ 461
Zakończenie ............................................................................................... 477
Bibliogra a .................................................................................................. 493
W. Andrukowicz, By dziecko było geniuszem, Kraków 2012ISBN: 978-83-7850-150-3, © by Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2012Wstęp
W każdym czasie toczy się walka o zaktualizowanie jak najbardziej
wszechstronnych podstaw wiedzy i dyspozycji człowieka, a tym
samym ciągle jest przywracane pragnienie radykalizacji możliwości i zadań edu-
kacyjnych. Problem ten nabiera szczególnego znaczenia w rzeczywistości zmu-
szającej nas do śledzenia i zrozumienia złożonych i dynamicznie zmieniających
się (w coraz bardziej kurczącym się czasie między bodźcem a reakcją oraz nie-
nadążaniem człowieka za własnym dziełem) sytuacji, w których zasypywani je-
steśmy masami informacji niosącymi ryzyko podziału na tych, którzy potrafi ą
w określony sposób ich używać (intrapersonalnie lub interpersonalnie), i na tych,
którzy potrafi ą je jakoś interpretować (ekstraspekcyjnie lub introspekcyjnie), a nie
na tych, którzy w różnych proporcjach i w różnych relacjach będą mniej zdolni
lub bardziej zdolni (w tym wybitnie zdolni) do ich ujęcia komplementarnego.
Jednym słowem, edukacja nie tyle powinna maksymalnie zniwelować różnicę
między pragmatykami i teoretykami, twórcami i konformistami, społecznikami
i indywidualistami, ile może i powinna tworzyć warunki i okazje do poznawania
i wartościowania na pograniczu osobistego przeżycia i intelektualnego przebu-
dzenia, odtwórczego działania i myślenia oraz odważnej zmiany, tym samym
przygotowując jak najbardziej wszechstronnie każdą jednostkę do zajęcia naj-
dogodniejszego dla niej i dla innych miejsca w społeczeństwie i kulturze. Wy-
maga to postrzegania edukacji nie tylko jako promocji kultury, czyli preferowa-
nia różnorodnych znanych sposobów inwestowania w ludzkie zasoby, lecz także
edukacji jako kultury promocji, czyli sięgania po osobiste zadania i sposoby ich
realizacji, by jedność nie zgubiła różnicy. Wymaga to przede wszystkim inwesto-
wania w zasoby szeroko rozumianego ludzkiego geniuszu zbiorowego i indywi-
dualnego, wrodzonego i wypracowanego.
Zamiarem tej książki nie jest jednak zakończenie walki o zasadniczy model
i kierunek edukacji, a tym bardziej o pełne wyjaśnienie istoty geniuszu oraz rozwo-
ju i formowania ludzi wybitnie zdolnych. Chodzi w niej przede wszystkim o pró-
bę odszukania najbardziej optymalnej odpowiedzi na pytanie: Dlaczego mimo
wszystko powinniśmy dalej się spierać i poszukiwać nowych (być może lepszych)
W. Andrukowicz, By dziecko było geniuszem, Kraków 2012ISBN: 978-83-7850-150-3, © by Oficyna Wydawnicza „Impuls” 201212
Wstęp
odpowiedzi? Nie tyle wyjaśnia, czym są nadzwyczajne możliwości człowieka, bo
te są dosyć odporne na naukowe eksploracje, ile próbuje zrozumieć, co możemy
(lub musimy) zrobić, by nie zmieniły się w możliwości zwyczajne, a nawet nie-
bezpieczne. Jednym słowem, jakie przeżycie, obraz, myśl czy symbol może obu-
dzić1 pragnienie walki o lepszego człowieka i jego świat, wbrew zadowolonemu
z siebie światowi średniaków. Niezależnie od precyzyjnej defi nicji pojęcia „ge-
niusz” – o dosyć długim rodowodzie humanistyczno-fi lozofi cznym i stosunkowo
krótkim naukowo-badawczym – przyjmuję w niniejszej pracy, że jest to zawsze
osoba, która wykracza daleko poza obecną świadomość (współczynnik huma-
nistyczny) danej epoki, a nadto w sposób oryginalny, użyteczny2 i szlachetny.
W czasie, gdy wiele różnych fi lozofi i wychowania – od wychowania auto-
rytarnego po wychowanie antyautorytarne – walczy o palmę pierwszeństwa,
znakomita większość zdrowych i utalentowanych dzieci, spętanych obrazami
intelektualnego ubóstwa swojego najbliższego otoczenia (dziedziczonej bezrad-
ności czy swoistej deprywacji kulturowej), żyje do końca swoich dni nie swoim
(możliwie pełnym) życiem, lecz jego atrapą narzuconą przez mało ambitnych
rodziców i otoczenie (por. J. Jarosz 2008; Z. Kwieciński 2002; W. Andruko-
1 B.F. Trentowski pisał, że rodzice i wychowawcy powinni wiedzieć, iż „Moc w nas leży
wielka; jest wszechmocność w jednostce najwyższego utworu. [...] Nic nam nie braknie
prócz chęci szczerej obudzenia w sobie wszelkich władz [zdolności, inteligencji – W.A.],
wszystkich potęg nieba, ale i ta chęć jest naszej mocy. [...] Niech tylko zagrzmią tarany na-
szego jeniuszu, a pękną bramy od niebios!” (1970, t. I, s. 59). Zatem geniusz wychowawcy
jest w stanie obudzić geniusz wychowanka, ale nie na zasadzie uniwersalnego algorytmu
jakiegoś myślenia lub działania, lecz wytrwałych różnych badań wzajemnych możliwości:
przez myślenie, obserwowanie, przeżycie czy twórcze antycypowanie. J. Korczak (1978)
określił tę postawę edukujących jako paradoksalną moc odkrywania „duszy dziecka”, a za-
razem swoistą niemoc, albowiem „jak niewiele może wychowawca, tylko [...] budzić”.
2 W dotychczasowym obrazie tego fenomenu człowieka podkreślano postawę elitarną, kogoś,
kto ma dostęp do świata idei, szlachetnego i nawiedzonego twórcy oderwanego całkowicie
od teraźniejszości. Stąd A. Schopenhauer mógł napisać, że: „W życiu praktycznym geniusz
jest równie przydatny jak teleskop w teatrze” (1995, s. 205). H. Hesse pisał: „Belfer woli
mieć dziesięciu patentowanych osłów w swojej klasie niż jednego geniusza, a jeśli się nad
tym zastanowić, ma właściwie rację, bo jego zadaniem nie jest kształcenie ekstrawaganckich
osobników, lecz przysparzanie państwu dobrych łacinników, rachmistrzów i poczciwców”
(1998, s. 102–103). Mimo to uważam, że geniusz może i powinien pojawić się w życiu
praktycznym, a jego osiągnięcia mogą być użyteczne tu i teraz. Mało tego, skłonny jestem
przyjąć tezę, że historia naszej cywilizacji jest w jakiejś mierze historią nie tylko genialnej
teorii, lecz również genialnej techniki. W istocie, jeśli jakaś teoria jest kompletnie nieprak-
tyczna (nawet w określonym dyskursie, jako kontrapunkt), to może być bardzo ciekawa, ale
nie genialna tu i teraz. Natomiast aktywność twórcza w obszarze techniki, będąca dawniej
w większości anonimowa, w dobie patentów i mass mediów ma swoich wielkich i mniej-
szych przedstawicieli. Stąd G. Marconiego i T.A. Edisona zna świat tak samo jak Platona
i Arystotelesa. Jeśli w przeszłości tworzyliśmy przede wszystkim po to, aby dzięki technice
żyć, to dzisiaj żyjemy przede wszystkim po to, aby dzięki niej tworzyć. Co oczywiście nie
zmienia postaci rzeczy, że czasami nie panujemy nad swoimi dziełami i może pojawić się
w jakiejś twórczości idea, która zostanie doceniona dopiero przez kolejne pokolenie.
W. Andrukowicz, By dziecko było geniuszem, Kraków 2012ISBN: 978-83-7850-150-3, © by Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2012Wstęp
13
wicz 1981). Niewiele też zmienia ten obraz sama chęć rodziców, którzy ogra-
niczają się do opłacenia korepetytorów przygotowujących jedynie do pewnego
zwycięstwa w wyścigu szczurów. Dzieje się tak, bo nowoczesne społeczeństwo,
żeby pozwoliło jeździć pojazdem po drogach publicznych, wymaga ukończenia
kursu na prawo jazdy, lecz jednocześnie nie stworzyło optymalnie skutecznych
warunków i sprawiedliwych reguł gry, aby od dorosłych wymagać odbycia kursu
na „prawo wychowania”. Czy wobec tego należy się dziwić, że wielu rodziców
i wychowawców nie potrafi ocenić możliwości swoich dzieci i wybrać najlepszej
oferty ich aktualizacji?
Dlaczego w cywilizowanym społeczeństwie wciąż pokutuje jakieś mityczne
przekonanie, że jeśli ktoś jest utalentowany, to prędzej czy później jego talent
ujawni się samoistnie, gdy tymczasem niemal wszystkie nauki przeczą jakiejkol-
wiek formie samorództwa, gdy wszystkie wskazują na jakąś przyczynę zewnętrz-
ną lub wewnętrzną, gdy nawet wiemy, że cuda nie powstają z niczego, lecz mają
swoją przyczynę w introspekcyjnym fenomenie wiary bądź nadziei, a zatem aby
cokolwiek powstało, potrzebna jest przynajmniej myśl lub wola, a to nie jest
„nic”, tylko bardzo ważne przeszukiwanie możliwości bycia?
Bardzo wygodne i nad wyraz przyjemne jest dla dorosłych stwierdzenie, że
wszystko zależy od dziecka, i bardzo przykre, a nawet stresujące jest stwierdze-
nie, że wszystko zależy od rodziców (wychowawców, nauczycieli). Zapominamy
w ten sposób, że jesteśmy jedynym gatunkiem na Ziemi, który w tak znaczący
i skomplikowany sposób organizuje oraz planuje rozwój psychofi zyczny i okre-
ślone formowanie kulturowe swoich przedstawicieli, a proces ten nie odbywa się
wyłącznie w przedszkolu czy szkole, lecz już w rozmowach i zachowaniach przy-
szłych rodziców, mówieniu do nienarodzonego dziecka i codziennych troskach
o jak najlepsze zaspokojenie jego potrzeb psychofi zycznych i kulturowych. Pod-
stawowa troska nas, nieprofesjonalnych i profesjonalnych wychowawców, pole-
ga właśnie na odkryciu i stworzeniu środowiska zewnętrznego i wewnętrznego,
w którym każdy mógłby zrealizować tkwiące w nim – i otoczeniu – możliwości
rozwoju i formowania swego geniuszu. W związku z tym powinien być to fun-
damentalny cel każdej edukacji.
Bardzo chętnie i starannie gromadzimy kapitał materialny dla naszej rodziny,
ale z mniejszym zapałem inwestujemy w potencjał duchowy, szczególnie naszych
dzieci – to ostatnie zostawiamy żłobkom, przedszkolom i szkołom, wierząc na-
iwnie, że ktoś to za nas gdzieś, kiedyś, jakoś zrobi profesjonalnie. Lecz nawet
profesjonaliści muszą przyznać, że najczęściej na optymalną edukację jest po pro-
stu dużo za późno, ponieważ w wielu przypadkach potrzebna jest reedukacja,
czyli oduczanie złych nawyków językowych, kognitywnych, percepcyjnych czy
też komunikacyjnych, w tym szczególnie stylu myślenia magicznego („kiedyś się
zrobi”, bo jakoby zawsze jest możliwość i czas na odwrócenie przyczyn i skutków,
w tym np. nawyków totalnej bezmyślności i przypadkowości w nawyki skoordy-
nowanego myślenia).
W. Andrukowicz, By dziecko było geniuszem, Kraków 2012ISBN: 978-83-7850-150-3, © by Oficyna Wydawnicza „Impuls” 201214
Wstęp
Naiwna wiara w autorytet instytucji opiekuńczych, wychowawczych i oświa-
towych, że odwrócą bieg rzeczy i że któregoś dnia stanie się cud przemiany, spra-
wia, iż wiele zdolności i talentów zostaje zmarnowanych. Nie trzeba studiować
statystyk, aby się przekonać niemal codziennie, jak utalentowany młody człowiek
zostaje za późno odkryty, gdy talent w jednej dziedzinie rozbija się o brak naj-
prostszych nawyków działania w innej, tzn. o brak względnej korelacji wiedzy
i działania, przeżywania i myślenia, spostrzegania i wartościowania, który do-
prowadza do jego psychicznego rozchwiania i rozejścia się możliwości i potrzeb,
a nawet społecznego wykolejenia. W dodatku nie możemy już nic zrobić, bo nikt
go we właściwym czasie nie nauczył korzystać z różnych (w tym przeciwstaw-
nych) treści, form i strategii ich realizacji, nie pokazał różnych dróg i ścieżek jego
i naszego potencjału twórczego, nikt nie dostosował napięć i prędkości dominant
rozwojowych do warunków zewnętrznych i wewnętrznych, nikt nie nauczył go
czytać znaków i znaczeń z bogatej księgi natury i kultury.
Oczywiście nie można być geniuszem we wszystkim, ale właśnie wszystko
razem (sprawne myślenie, doskonała pamięć, uważność obserwacji, inteligencja
emocjonalna, intuicja i wytrwałość w pracy) w proporcjach dostosowanych do
wieku i przedmiotu poznania sprawia, że możemy być z czegoś lub kogoś dumni
przez całe życie. Genialni młodzi ludzie potrzebują nie tyle genialnych sposobów
rozwoju i formowania osobowości, ani nawet genialnych rodziców i nauczycieli,
ile różnych zadań, narzędzi i w miarę konsekwentnych reguł gry, dzięki którym
zaczną „wygrywać siebie”, tzn. rzeczywisty podmiot swobodnie oscylujący mię-
dzy naturą i kulturą, wolnością i koniecznością czy realizmem i marzeniem, pod
warunkiem właśnie, że nie za wcześnie (bez dobrego opanowania narzędzi i re-
guł) – jak również nie za późno – zaczną grać o największą stawkę.
Jednym słowem, powinien być to rozwój dopasowany – choćby w zarysie –
do konkretnego człowieka i przyjętych w danej kulturze reguł gry, czyli skazany
przynajmniej na drobny sukces. Z drugiej strony, powinno być to takie stop-
niowanie stawek w grze, w której za każdym posunięciem jest jeszcze nadzieja
na więcej, w której jest zawsze niemal entuzjastyczne wspieranie przy strąceniu
poprzeczki i zawsze wielkie przeżycie spełnienia przy każdym jej pokonaniu.
Warunkiem sukcesu jest wspólne odkrycie w każdej sytuacji edukacyjnej
właściwej proporcji (a nie złotego środka) między zbyt małymi wymaganiami,
które prowadzą do totalnej nudy lub szukania środków zastępczych (poszukiwa-
nia problemów nieaprobowanych przez otoczenie), a zbyt dużymi wymaganiami,
które często prowadzą do depresji. Nie ma tutaj żadnego uniwersalnego algoryt-
mu działania, lecz tylko uważna obserwacja, czy przeżywany sukces jest auten-
tycznym sukcesem dziecka, czy tylko sukcesem propagandowym jego rodziców.
Jak pokazała chociażby Alice Miller (2007), nie chodzi o samo pasmo sukcesów,
lecz o rzeczywiste ich oczekiwanie przez dziecko, a przede wszystkim o unikanie –
zawartego w tytule jej książki – „dramatu udanego dziecka”. Sukcesy dziecka,
którymi cieszy się tylko jego otoczenie, czy też sytuacja, w której ukryty przy-
W. Andrukowicz, By dziecko było geniuszem, Kraków 2012ISBN: 978-83-7850-150-3, © by Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2012Wstęp
15
mus generuje w jego podświadomości strach przed klęską, przed ośmieszeniem
ze strony tych, którzy najbardziej liczyli na więcej, ostatecznie staje się drama-
tem geniusza, a w zasadzie dramatem wszystkich zainteresowanych podmiotów
w udawanej grze o rzeczywisty sukces.
Dlatego sam talent nie wystarczy, lecz konieczne jest wspierające i wyzwala-
jące go otoczenie, które aprobuje jego inność. Ale wspieranie nie może oznaczać
myślenia za niego, przeżywania za niego, obserwowania za niego czy też aspi-
rowania i oceniania za niego. Można by nawet tu powiedzieć za Bronisławem
F. Trentowskim, że wspieranie geniusza polega przede wszystkim na ciągłym
budzeniu jego „[...] rzeczywistej chęci i samorzutnego przedsięwzięcia do czy-
nu”, czyli odważnej, twórczej, przyjemnej (fi zycznie lub/i duchowo), użytecznej
i szlachetnej przemiany siebie i świata. Niezależnie czy dziecko chce robić coś
samo czy nie, jak zauważa Trentowski, obowiązkiem dorosłych jest zawsze tak
działać, jakby wszystko zależało od dziecka, nie zaś od wyznaczonego precyzyjnie
celu czy przypadku.
W konsekwencji, od tej paradoksalnej postawy rodziców i wychowawców za-
leży, czy młody człowiek będzie rozwijał się zgodnie z naszymi oczekiwaniami
(choćby w ogólnym zarysie), a jednocześnie nie zdusimy jego potrzeby wolności
i autonomii. I jeśli w którymś momencie wybierzemy model albo-albo, to prędzej
czy później będziemy musieli poddać go reedukacji. Od tego przykładu będzie
też zależało, czy będzie umiało zgodnie żyć w rozszerzającej się wspólnocie spo-
łecznej, językowej i kulturowej, a jednocześnie czy będzie potrafi ło odnieść się
krytycznie do siebie i do innych. Nie można optymalnie rozwinąć, wychować
i wykształcić dziecka, jeśli nie ustali się z góry, czego ma oczekiwać od nas, doro-
słych, a jednocześnie czego dorośli mają oczekiwać od niego, przyjmując zawsze
jakąś wspólną i kompromisową podstawę oraz konieczne różnice.
Dodatkowo musimy zauważyć, iż w dobie tzw. rewolucji informacyjnej nie
może być kontynuowana ani klasyczna postawa mistrza i ucznia (albowiem obaj
często w tym samym czasie uczą się w ten sam sposób, razem oglądają tele-
wizję, słuchają tych samych informacji i autorytetów oraz uczestniczą w tych
samych przemianach technik komunikacji), ani postawa równych partnerów
(albowiem dziecku zawsze towarzyszy naturalny brak doświadczenia, a tym sa-
mym świadomości braku). Nic dzisiaj nie jest bezwzględnie dokładnie skro-
jone odpowiednio do wieku człowieka, dlatego przygotowanie dzieci do życia
w dynamicznym świecie wymaga dużo więcej odpowiedzialności niż kiedykol-
wiek. Edukacja nie może być zakotwiczona jedynie w tym, co retrospektywne
(w tym, co było), ale musi uwzględniać to, co deskryptywne (to, co jest tu i te-
raz) i transgresyjne (to, co się staje), a zwłaszcza prospektywne (to, co będzie).
Zatem nie tyle musi być przeniesiony punkt ciężkości z recepcyjnego (mistrz –
uczeń) nabywania informacji (które szybko się dezaktualizują) na percepcyjne
obserwowanie otaczającego świata czy też z apodyktycznego na partnerskie roz-
wijanie zdolności lub z empirycznego na introspekcyjne poznawanie własnego
W. Andrukowicz, By dziecko było geniuszem, Kraków 2012ISBN: 978-83-7850-150-3, © by Oficyna Wydawnicza „Impuls” 201216
Wstęp
charakteru, ile postawa oscylująca między krańcowymi biegunami wewnątrz
wychowania i nauczania, jak i na zewnątrz.
Dlatego rozwój, wychowanie i kształcenie człowieka powinny zmierzać do
komplementarnego3 traktowania osobowości, czyli jednoczesnego (w propor-
cjach dostosowanych do wieku) uwzględniania tego, co umysłowe, zmysłowe,
ekspresyjne i impresyjne. Edukacja człowieka, która zawiera wszystkie możliwe
zjawiska i procesy rozwoju, wychowania i kształcenia, musi uwzględniać zarów-
no możliwości wyboru dominującego segmentu naszego istnienia (w zależno-
ści od potrzeb i aspiracji), jak i umiejętności dochodzenia do podjęcia decyzji,
a także negocjowania i rozwiązywania zadań, problemów i konfl iktów w obrębie
własnej osobowości oraz interpersonalnie. Stopień samodzielności jest tutaj pro-
porcjonalny do swobody określenia (samookreślenia) wzajemnych relacji między
tym, co własne, i tym, co wspólne, faktyczne i wartościowe, fi zyczne i psychiczne,
wolne i konieczne, podmiotowe i przedmiotowe itd.
Mówiąc inaczej, edukacja komplementarna przyjmuje zarówno ujęcie dia-
chronicznie (pionowy rozwój ludzkiego geniuszu), przebiegające przez fazy,
w których dominuje kolejno to, co biologiczne, społeczne, kulturowe i autono-
miczno-mentalne, jak i ujęcie synchronicznie (poziomy rozwój ludzkiego geniu-
szu) tych samych elementów, tyle że w zdecydowanie różnych proporcjach do-
stosowanych do wieku człowieka i przedmiotu poznania. Rozwój diachroniczny
uwzględnia pewien logiczny porządek rozwoju (przyczyna – skutek), w którym
faza rozwoju psychofi zycznego decyduje o jakości fazy socjalizacji, ta ostatnia
o jakości fazy inkulturacji, a dalej o jakości szeroko rozumianej autonomii episte-
micznej, etycznej i estetycznej. Natomiast rozwój synchroniczny może w pewien
sposób przyśpieszać (lub opóźniać) poszczególne fazy, nie może jednak żadnej
omijać, a opóźniając czy przyśpieszając, należy kierować się przede wszystkim
rzeczywistym realnie i idealnie antycypowanym dobrem dziecka, a nie tylko wy-
godą czy ambicjami dorosłych.
3 Swego czasu (W. Andrukowicz 2000, 2001) używałem określeń „edukacja integralna” oraz
„integralny rozwój i kształcenie”, jednak głębsze studia oraz pogłębione własne badania
empiryczne i hermeneutyczne przekonały mnie, że są to wyrażenia nietrafi one, albowiem
nie mogą zawierać swego zaprzeczenia, które ma czasami większe znaczenie (np. w kształ-
ceniu geniusza) niż dążenie do integracji. Łatwo się przekonać, że nie każdy rozwój oznacza
kierunek in plus, lecz zależny jest od stawianego celu, i nic nie poradzimy, iż każda sytua-
cja edukacyjna stawia nam ambiwalentne zadania (np. jednostka i wspólnota, przyjemność
i pożytek). Sprawia to, że samo określenie „integracja” nawet dynamicznej całości nie po-
kazuje wyraźnie owej paradoksalności każdego rozwoju, czyli jej dramatyzmu niepewności
i nieodwracalności, który czasami idzie w dobrym kierunku, czasami w złym, nie mówiąc
już o zaletach samego procesu dezintegracji (K. Dąbrowski 1979a, b). Stąd proponuję okre-
ślenia „komplementarność rozwoju i kształcenia” lub „komplementarność edukacji”, w któ-
rych mamy tak samo akcentowaną jedność, jak i różnicę, ale przede wszystkim możemy
mówić o pozytywnej i negatywnej integracji oraz takiej samej dezintegracji. Jak piszę dalej,
czasami ważną przyczyną nadzwyczajnego rozwoju kognitywnego jest właśnie dysfunkcja
fi zyczna lub psychiczna, a nawet konkretna choroba.
W. Andrukowicz, By dziecko było geniuszem, Kraków 2012ISBN: 978-83-7850-150-3, © by Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2012Wstęp
17
W rozwoju diachronicznym mamy nie tylko dynamikę przejścia między ko-
lejnymi fazami przezwyciężeń dominacji poszczególnych potrzeb rozwojowych
i poznawczych człowieka, ale również ich epigenetyczne odniesienia z faz po-
przednich. Jednak w odróżnieniu od dialektyki Georga Wilhelma Friedricha
Hegla jest to za każdym razem żywa synteza w obrębie poszczególnej fazy i w ob-
rębie różnych faz (jakimś ogólnym wzorem może być tu model „różnojedni”4
B.F. Trentowskiego czy też „wszechjedni” S. Hessena), w której zawsze funk-
cjonuje choćby kwant następnego etapu rozwoju oraz każdy poprzedni etap nie
zostaje zniesiony, lecz zachowany w proporcjach optymalnych dla dynamiki roz-
woju ontogenetycznego. Jest to dynamika pionowa, która wynika z określonej
sekwencji faz zróżnicowanych w każdej z nich dominantą rozwiązania sprzecz-
nych potrzeb i pragnień charakterystyczną dla każdej fazy osobno.
Natomiast rozwój synchroniczny umożliwia wpisanie określonych konfl iktów
poznawczych, moralnych i estetycznych5 w jednym momencie czasowym, w jed-
nej sytuacji edukacyjnej, uwzględniającej ich stałą strukturę proporcji i dominacji
(uzależnionej od wieku lub przedmiotu poznania) albo tego, co ekstraspekcyjno-
-percepcyjnie lub ekstraspekcyjno-recepcyjnie, albo też introspekcyjno-percep-
cyjnie lub introspekcyjno-recepcyjnie (W. Andrukowicz 2004).
Dlatego najważniejszym ogniwem edukacji komplementarnej są właśnie
rodzice i wychowawcy, którzy jako pierwsi powinni skupić uwagę swoją oraz
swojego dziecka na tym, iż żyją w środowisku o charakterze strukturalnie złożo-
nym, gdzie warstwa psychofi zyczna zazębia się z warstwą społeczno-kulturową.
Oznacza to, że cele edukacji muszą być paradoksalne, czyli muszą zależeć równo-
ważnie od dorosłych i od dzieci, od cierpliwości i troski wychodzenia z wrodzo-
nych dziecku potrzeb oraz odwagi i twórczego wchodzenia do świata symboli, od
indywidualnego wyboru dominanty rozwojowej i prawa dziecka do błędu. Przy
czym nie decyduje tu suma działań edukujących i edukowanych, lecz ich funkcja
wynikająca jednocześnie z tego, co fi zyczne, społeczne, kulturowe i duchowe.
Nie całość jako suma elementów, ale całość jako ich funkcja czyni działania edu-
kacyjne dorosłych i dzieci wolnymi od dyktanda chwilowej mody czy kaprysów
podmiotu, a jednocześnie bardziej odpowiedzialnymi za każdy efekt edukacji.
Edukacja komplementarna nie jest ani jednym kierunkiem, ani jednym pro-
cesem rozwoju i formowania człowieka, a tym bardziej przypadkowym zbiorem
zadań, treści i procesów; nie jest też uporządkowanym diachronicznie modelem
4 Szersze omówienie tej kategorii zob. B.F. Trentowski (2010, s. 31–42).
5 Zgadzam się tutaj z Trentowskim, że jest czymś „naturalnym” i powszechnym, iż dzieci
słuchają swoich rodziców, lecz bardzo rzadko rodzice słuchają swoich dzieci, a jeśli nawet
wzajemne słuchanie skazane jest na ciągły konfl ikt, to ten ostatni powinien być wpisany
w stały repertuar działania edukacyjnego. Podobnie twierdzi dzisiaj chociażby R.K. Merton
(1976), który uważa, że w relacje między ludźmi powinniśmy wpisać niedogmatyczną wer-
sję tzw. funkcjonalizmu, która uwzględnia fenomeny konfl iktu, czy też T. Gordon (2005),
którego zdaniem w relacjach między rodzicami i dziećmi „konfl ikt jest chwilą prawdy”.
W. Andrukowicz, By dziecko było geniuszem, Kraków 2012ISBN: 978-83-7850-150-3, © by Oficyna Wydawnicza „Impuls” 201218
Wstęp
kształcenia wielostronnego (W. Okoń 1996), wychowania integracyjnego (koeg-
zystencji bardzo zróżnicowanych fi zycznie lub psychicznie jednostek) czy nawet
nauczania zintegrowanego (bloki przedmiotowo-tematyczne).
Edukacja komplementarna jest funkcją uwzględniającą napięcie i natężenie
przeciwstawnych poziomów rozwoju osoby (diachroniczny – synchroniczny),
paradoksalnie ujętych celów kształcenia (indywidualizm – wspólnota, podmiot –
przedmiot, obiektywizm – subiektywizm, realizm – idealizm), treści tych celów
(empiria – teoria, praktyka – metaforyka) i strategii ich realizacji (retrospektywna,
deskryptywna, transgresyjna, prospektywna). Rezultat tej edukacji opiera się na
możliwie kompletnym splocie relacji między myśleniem, widzeniem, przeżywa-
niem oraz pragnieniem, i nigdy nie może być taki sam jak w sytuacji, gdy każdy jej
element oddzielnie składa się na prostą kumulację, a nie na trudny funkcjonalnie
(czasami dramatyczny) związek, nasycony realnymi konfl iktami odtwarzanych
lub tworzonych sytuacji edukacyjnych, którego praktycznie nie można powtórzyć.
Jednym słowem, edukacja jest swoistą grą, w obrębie której mamy do dyspo-
zycji posunięcia strony genetycznej (liczbę i jakość procesów somatycznych i psy-
chicznych) oraz posunięcia strony kulturowej (ilość i jakość wiedzy, umiejętności
rozwiązywania problemów, doświadczeń w formowaniu, desygnowaniu i wyra-
żaniu myśli i uczuć). Zasadą edukacji komplementarnej jest zarówno rzeczywi-
sty fenomen autonomicznego myślenia (który jednocześnie wymyka się samemu
myśleniu), jak i fenomen samodzielnego widzenia (który wymyka się samemu
widzeniu), podobnie jak fenomen autonomicznego przeżywania czy przeczuwa-
nia (który jednocześnie wychodzi poza nasze ekspresje i impresje). Oznacza to,
że w każdej sytuacji edukacyjnej przedmiot lub podmiot naszego poznania świa-
domie lub nieświadomie dookreślany jest innym, tzn. przeciwstawnym punktem
widzenia. Jednym słowem, każda tożsamość, aby przetrwać, musi żywić się róż-
nicą6. Istotą ograniczającą pole edukacji komplementarnej nie jest ani jedność,
ani różnica, lecz brak wzajemnego i jednoczesnego funkcjonowania w obszarze
tożsamości – różnicy, oraz w obszarze różnic – tożsamości. W ujęciu komple-
mentarnym różnych części naszego organizmu ich funkcja (a nie suma) nigdy
nie będzie taka sama jak w przypadku, gdyby te elementy występowały osobno
i w takiej czy innej kolejności zostały kolejno połączone. Inaczej mówiąc: my-
ślimy – obserwując, przeżywając i przeczuwając, czy też obserwujemy – myśląc,
przeżywając i przeczuwając itd.
Edukacja komplementarna zmusza rodziców i wychowawców nie tylko do
poznania złożonej specyfi ki psychofi zycznej i socjokulturowej swoich wycho-
wanków czy też do stawiania paradoksalnie złożonych zadań i wymagań oraz
sposobów ich realizacji i ewaluacji, lecz przede wszystkim do zrozumienia, jak
rozległym, a zarazem kruchym potencjałem energii, czasu, przestrzeni i infor-
6 Wielokrotnie pisałem (np. W. Andrukowicz 2009, s. 5–15), że – paradoksalnie – bardzo
często podobieństwa nas bardziej dzielą, a różnice bardziej łączą.
W. Andrukowicz, By dziecko było geniuszem, Kraków 2012ISBN: 978-83-7850-150-3, © by Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2012Wstęp
19
macji dysponują w efektywnym, a nie tylko skutecznym (teleologicznie) rozwo-
ju i formowaniu osoby. Jednym słowem, komplementarna perspektywa własnej
i cudzej świadomości i nieświadomości stwarza szerszą optykę patrzenia na dy-
namiczną całość rozwoju i samorozwoju, formowania i samoformowania, która
wykracza poza system nakazów i zakazów, przesuwając akcent na wzajemne dy-
lematy, a nawet konfl ikty, będące tak naprawdę ważną, o ile nie najważniejszą
siłą sprawczą rozwoju człowieka.
Musimy sobie uprzytomnić, iż rozwój człowieka nie odbywa się poza otocze-
niem i dlatego ma zawsze dwa bieguny: dodatni i ujemny. Zatem sama tylko ku-
mulacja elementów czy zmiana ich pozycji zgodna z określonym algorytmem nie
oznacza automatycznie rozwoju in plus. O dynamice i jakości każdego rozwoju
świadczy siła napięcia międzybiegunowego i oporu, jaki napotykamy w realizacji
każdej potrzeby. Bagatelizowanie tego napięcia i jego natężenia bądź niepokona-
nie tego oporu oznacza jakiś mniejszy lub większy rozwój patologiczny (w najlep-
szym razie, jakby powiedział Michel Foucault, efekt „podmiotu ujarzmionego”),
a mniej lub bardziej twórcze oscylowanie oznacza w konsekwencji pokonanie
jakiejś bariery: strachu, pesymizmu, przerośniętej ambicji, dominacji zamknięte-
go autorytetu itd., która otwiera warunki pełniejszego i głębszego postępowania
w rozwiązywaniu dylematów i problemów. I nie ma większego znaczenia, czy
będzie to przykład twórczej adaptacji czy twórczej negacji, a zatem czy źródłem
napięć i oporu jest otoczenie czy jednostka.
Bardzo dawno zauważono, że prawdziwie genialna jednostka zdaje się czer-
pać swoją moc z jakiejś tajemniczej siły, która przerasta możliwości cywilizacji
i kultury tu i teraz. Jednocześnie na ogół nie zauważano, że w każdym przypadku
jej aktualizacja musiała być poparta, po pierwsze, tytaniczną pracą wielu pokoleń
dążących do udrożnienia zarówno kanału genetycznego, jak i kanału kulturowe-
go, niezbędnych w dochodzeniu do fi zycznej i duchowej dojrzałości człowieka,
oraz, po drugie, demoniczną energią i anielską cierpliwością konkretnych wy-
chowawców i nauczycieli aktualizujących możliwości przyszłego geniusza. Stąd
musi pojawić się pytanie: Dlaczego w pedagogice skupiano raczej swoje działania
na poszukiwaniu z mniejszą lub większą determinacją jakiegoś uniwersalnego
sposobu dotarcia do tej ukrytej siły niż na koncentrowaniu możliwie wszystkich
różnorodnych (w tym nawet przeciwstawnych) wysiłków na rzecz jak najwcześ-
niejszego politreściowego i polistrategicznego rozwijania tego, co było i jest tu
i teraz, czy też się staje, nie gubiąc przy tym także tego, co jest tylko mglistą
i niepewną możliwością?
Nie ukrywam, że zasadniczym motywem napisania tej książki było moje nie-
ustające zainteresowanie pedagogiką fi lozofi czną Bronisława F. Trentowskiego,
choćby dlatego, że znalazłem w niej nie tylko zdumiewająco świeżą koncepcję
wszechstronnego rozwoju człowieka (człowieka rzeczywistego), w tym bardzo
(po)nowoczesne podejście do paradoksu postaw, ideałów i celów kształcenia, czy
też przydatne – również dzisiaj – sposoby zintegrowanego nauczania-uczenia
W. Andrukowicz, By dziecko było geniuszem, Kraków 2012ISBN: 978-83-7850-150-3, © by Oficyna Wydawnicza „Impuls” 201220
Wstęp
się, lecz przede wszystkim dlatego, że tylko tam odkryłem niespotykane w na-
szej pedagogice transdyscyplinarne i transracjonalne podejście do teorii i historii
ludzkiego geniuszu7.
Nie miałem przy tym ani nie mam oczywiście zamiaru stosować się dosłow-
nie do jego szczegółowych propozycji budzenia ludzkiego geniuszu zawartych
w Chowannie8, ani tym bardziej napisania tryptyku pedagogicznego numer dwa,
albowiem rozległość i głębia dzisiejszych problemów pedagogicznych niewątpli-
wie przerastają możliwości jednego człowieka (nawet tej miary co Trentowski),
a także jednej monografi i (nawet wielotomowej). Natomiast to, co mogę zawsze
zrobić i czym mogę się zawsze kierować, to wykorzystanie jego absolutnie do-
tąd pomijanej idei „szlachetnego pożytku” (W. Andrukowicz 2006) w rozwoju
i formowaniu ludzkiego geniuszu, w której ciągle mamy ważne i radykalne prze-
słanie ujawniania w dyskursie pedagogicznym groźby zawłaszczania prawa do
absolutnej jednoznaczności wykluczającej każdy inny punkt widzenia (pozornie
absurdalny, a nawet szalony).
Istotą podjętego tu tematu staje się próba specyfi cznego przekładu jego
rozważań fi lozofi czno-pedagogicznych zawartych w Chowannie (i nie tylko)
na problematykę aktualnych wyzwań edukacyjnych. Jednym słowem, jest to
pierwszy (chociażby na taką skalę i głębię) eksperyment myślowy polegający na
wpisaniu fi lozofi i jaźni Trentowskiego (czyli paradoksalnie pojętego ludzkiego
genius in potentia oraz genius in actu) w nasz współczesny sposób jego odczytania,
w sposób, dalej, (od)ważny edukacyjnie, jako fenomen koherentnej wieloznacz-
ności, dwoistości czy paradoksalności rozwoju i formowania człowieka, promują-
cy racjonalność jedności przeciwieństw, czyli racjonalność wyznaczającą – w polu
wzajemnego dookreślania: to, co moje (obecnie świadome), i to, co we mnie inne
(potencjalnie świadome); to, co nasze (kulturowo bliskie), i to, co poza nami (kultu-
rowo dalekie) – różnicę, która określa wzajemną strategię rozwoju odporną na
redukcjonizm bezkarnej manipulacji tego samego innym, jak i innego tym sa-
mym. W efekcie odrzucenia jakiejkolwiek formy redukcjonizmu pojawia się
możliwość, a nawet konieczność zmuszająca nas do tworzenia funkcjonalnie
komplementarnych (koherentnie przeciwstawnych) sposobów wychowania i na-
uczania, a także zdolności i kompetencji wychowawczych i dydaktycznych, które
konfrontują tego samego z innym (i vice versa), a zarazem umożliwiają wybór
postępowania z wyłaniającą się różnicą9.
7 „W pedagogice jak mało gdzie spełnia się przestroga, że to, co najnowsze, nie musi być ani
najlepsze, ani nawet lepsze od impulsów zlekceważonych z przeszłości. [...] Bez troski o nią
uczestniczymy w wydziedziczeniu się z kultury tak rozumianej, na dodatek pozostajemy
nieświadomi tego wydziedziczenia” (L. Witkowski 2009b, s. 486).
8 Chowanna jest w istocie trzytomową instrukcją, jak najbardziej bezstresowo obudzić w dziecku
geniusza, ale też przeszukiwaniem w historii i teorii najlepszych propozycji jego aktualizacji.
9 Jak pokazuje L. Witkowski (2009b, s. 283) na tle koncepcji J. Habermasa, możliwe są tu
przynajmniej trzy sensy i kierunki komunikacyjnego oddziaływania: 1) redukowanie różnicy
W. Andrukowicz, By dziecko było geniuszem, Kraków 2012ISBN: 978-83-7850-150-3, © by Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2012Wstęp
21
Co najważniejsze, taki projekt uczula nas na groźbę uproszczenia i zbanalizo-
wania (bez względu na obszar uogólnienia) każdego procesu wychowania i na-
uczania, jak również chroni przed niebezpieczeństwem pozbawienia podmiotów
tych procesów zarówno świadomości różnicy między dominującymi dyskursa-
mi10, a także dyskursem i tym, co poza nim, oraz, co za tym idzie, zdobyciem
poczucia braku i ciągłego niespełnienia, jak i świadomości dynamicznej całości
(również tego, co po przeciwnej stronie), czyli złożonej opozycyjnie struktury
rozumienia człowieka i jego świata, realizowanej zawsze w mniej lub bardziej
dramatycznym rozdarciu i próbach integrowania (dezintegrowania).
W przeciwnym razie mamy albo szybkie i zbyt łatwe produkowanie różnych
dyskursów i teorii edukacyjnych, albo w miarę przyjemne ich „kupowanie” i asy-
milowanie, które w swojej „cudownej” prostocie (by nie powiedzieć: prostactwie)
i spójności wydają się nadzwyczaj atrakcyjne dla tych, którzy dysponują wiedzą
i władzą (szczególnie dla dorosłych skażonych resentymentem), a niestety, naj-
częściej nie do przyjęcia dla bardziej wymagających „konsumentów”.
Pedagog powinien znać, rozumieć i porównywać występujące w na-
ukach o wychowaniu zróżnicowanie perspektyw poznawczych, które od-
miennie opisują istotę wychowania, wyjaśniają jego fenomen oraz określają
swoistą dlań rolę pedagoga. Nie wystarczy „zakupić” jakąś teorię w „hiper-
markecie wiedzy”, tak jak kupuje się kapelusze. Trzeba jeszcze umieć uczy-
nić z niej użytek, i to taki, by nie tylko nam z nią było dobrze, ale przede
wszystkim tym, których wybrana perspektywa teoretyczna dotyczy, a więc
naszym wychowankom. Bo kiedy jedna teoria coś nam komunikuje, a druga
mówi to samo, to nie jest to samo (B. Śliwerski 2009, s. 323).
Oczywiście, dobry użytek powinien być (w różnym stopniu) dobry dla
wszystkich. Nie oznacza to niczego innego jak to, co twierdził Trentowski: uczy-
nić z różnych teorii „szlachetny użytek”, czyli nie tylko zrobić „dobre zakupy”
określonej teorii, nie tylko efektywnie je skonsumować (zastosować w praktyce),
do jedności, 2) rozumienie różnicy dopuszczonej do głosu w geście równoprawności,
3) nasycenie różnicą jako wzbogacenie naszego myślenia i działania.
10 M. Foucault defi niuje dyskurs jako „system określający możliwości wiedzy”, „strukturę
rozumienia świata” bądź „pole wiedzy”. Jednym słowem, dyskurs stanowi zbiór zasad for-
malnych i nieformalnych, akceptowanych i nieakceptowanych, które w jakiś określony
sposób ustalają status wypowiedzi pojawiających się w jego obrębie, np. zdanie „szybkie
oscylacje prostują układ” jest przyjęte w dyskursie naukowym, a zdanie „tańczące wesoło
na wietrze liście” jest przyjęte w dyskursie poetyckim. Ustanowione zasady dyskursu decy-
dują o kryterium prawdziwości i fałszu, ustalając relację między słowami i rzeczami, jednak
nie są to relacje fundamentalne, czyli raz na zawsze ustalone; wręcz odwrotnie, możemy je
defi niować na wiele sposobów i nie ma ostatecznego kryterium stawiającego się ponad in-
nymi (szerzej piszę o tym pod koniec drugiej części niniejszej pracy). Zatem nie tylko moż-
liwy, lecz także konieczny jest dialog między dyskursami. Tym samym odróżniam w tej
pracy dyskurs od ideologii, z jednej strony, jako systemu idei konkretnej grupy społecznej
(politycznej), z drugiej zaś jako systemu iluzorycznych przesądów konkretnej wspólnoty.
W. Andrukowicz, By dziecko było geniuszem, Kraków 2012ISBN: 978-83-7850-150-3, © by Oficyna Wydawnicza „Impuls” 201222
Wstęp
lecz sensownie je umieścić w dynamicznej różnojedni (teoretyczno-praktycznej,
podmiotowo-przedmiotowej) celów, form racjonalności, treści i strategii działa-
nia. Inaczej, aby jednocześnie dla wszystkich (chociażby na zasadzie kompromisu
edukujących i edukowanych) różnorodne cele i środki były na tyle, na ile to moż-
liwe, jednocześnie najbardziej przyjemne, estetyczne i pożyteczne, a z drugiej
strony, na ile to konieczne – surowe, logiczne i szlachetne.
Jednym słowem, edukacja nie spełni maksymalnie swojego zadania, jeśli bę-
dzie wspierać się tylko na przyjemnych (nieprzyjemnych) przeżyciach bądź tylko
na pożytecznych działaniach, bądź też tylko na szlachetnych dążeniach – otóż
rzeczywistość edukacyjna musi otwierać się na paradoks. Cele nie mogą uświęcać
środków ani odwrotnie, lecz od czasu do czasu powinna zmieniać się relacja mię-
dzy celem a środkiem, zwłaszcza gdy cele są bardzo odległe. Jak pisał Trentowski,
wszystko musi odbywać się jednocześnie w atrakcji i repulsji, i nie możemy jako
wychowawcy i nauczyciele ćwiczyć się w zajmowaniu absolutnie konsekwentnej
postawy. Zatem rzeczywiste wychowanie i nauczanie wymaga ciągłego ograni-
czania tego, co przyjemne i przykre, pożyteczne i szlachetne.
Przywołując słowa Hermanna Hessego (który ideę komplementarności celu
i środka zaczerpnął od Carla G. Junga), należy powiedzieć, że nie wyzwolimy
ludzkiego geniuszu, jeśli przede wszystkim nie rozbudzimy w sobie i w innych
chęci i skłonności do „rozkoszowania się rzeczywistością”, która jest zawsze jakąś
dynamiczną całością (myślenia o niej, jej obserwowania, przeżywania i pragnie-
nia). Wbrew pozorom nie jest ona wcale aktem absolutnej syntezy (jak u Hegla),
wymaga bowiem naszego ciągłego trudu dookreślania oraz ogromnej troski
w inicjacji określonych dynamizmów egzystencjalnych: mniej lub bardziej spon-
taniczne przeżycie – trudne i czasami nieprzyjemne przebudzenie – jakościowa
przemiana (M. Jaworska-Witkowska, L. Witkowski 2010b).
Może to nawet oznaczać, że powinniśmy traktować każdy proces edukacyjny,
a nawet sytuację edukacyjną nie jako konstrukt logiczny, lecz jako dzieło sztuki11,
w którego tworzeniu tak samo ważne są:
1) przeżycie12 jakiegoś obrazu, tekstu, gestu lub symbolu z całym wachlarzem
ekspresji i impresji;
11 N. Elias w książce opisującej geniusz W.A. Mozarta, pisał: „Ojciec pracował nad synem
dwadzieścia lat, niemal jak rzeźbiarz nad rzeźbą – nad »cudownym dzieckiem«, którym,
jak często powtarzał, Bóg obdarzył go w swej łaskawości i które być może bez jego niestru-
dzonej pracy nie stałoby się tym, czym było” (N. Elias 2010, s. 99). Podobne stwierdzenie
znajdziemy również u Z. Mysłakowskiego, według którego „[...] osobowość nie jest czło-
wiekowi dana, lecz zadana, że rozwiązań ostatecznych tu nie ma i że osobowość jest jakby
dziełem sztuki” (1970, s. 188).
12 „Przeżycie cechuje szczególna bezpośredniość, która wymyka się wszelkiej próbie ustalenia
jego znaczenia. Wszystko, co przeżyte, jest przeżyte osobiście, i jego znaczenie stanowi
to, że należy do jedności bycia sobą i tym samym zawiera nieodmienne i niezastąpione
odniesienie do całości tego jednego jedynego życia. O tyle też z istoty nie wyczerpuje go
to, co się o nim mówi i co daje się ustalić jako jego znaczenie. Autobiografi czna lub bio-
W. Andrukowicz, By dziecko było geniuszem, Kraków 2012ISBN: 978-83-7850-150-3, © by Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2012Wstęp
23
2) przebudzenie (się) – czasami tylko jakiegoś instynktu odkrywcy, czasami ja-
kiegoś motywu (bywa, że obsesyjnego), czasami niezobowiązującego marze-
nia czy pragnienia, które wychodzi poza przyjemność obecną w danej chwili,
a zaczyna realizować przyjemność przeczuwaną, czasami jakiegoś prześwitu
idei, który uruchamia różnorodne procesy myślowe dyskursywne i intuicyjne;
3) przemiana13 w coś innego niż to, co było i jest tu i teraz, czyli zdobycie nowe-
go obrazu siebie lub świata, świadomości rzeczy, która przekracza swój własny
próg widzenia i rozumienia oraz zaczyna żyć swoim życiem.
Pamiętając, że jeśli środkiem (drogą) do tej odtwórczo-twórczej antycypacji
jest nauka lub praca, musimy uważać, aby nie skończyła się nerwicą, a nawet
depresją (w przypadku, gdy jedynym uczuciem jest strach przed konsekwencją
jej niezrealizowania); mimo wszystko tak samo powinien nas napawać troską cel,
jak i rozkoszowanie się nawet najbardziej paradoksalną i problematyczną rzeczy-
wistością samej drogi do niego. Ponieważ rzeczywista przemiana jednocześnie
jest i staje się jakąś nową formą bycia i niesie z sobą efekt rzeczywistego akcesu
do życiowej gry o najwyższą stawkę, więc nie powinna być jedynie efektem prze-
brania14, czyli udawania innego.
W rzeczy samej, przemiana ma coś z magii: wypowiadamy zaklęcie (np. „niech
stanie się...”) i tym samym uruchamiamy siły, które, z jednej strony, zmuszają nas
(rozwijając i popychając przez instynktowne popędy czy też ślepą wolę życia) do
zrobienia choćby małego kroku w kierunku ekstensyfi kacji i dodania, a nawet
rozmnożenia bytu, a z drugiej strony – zaprzeczają mu (zwijając i ciągnąc w od-
wrotnym kierunku przez zdrowy rozsądek czy też wolę mocy panowania), zdą-
żając w kierunku jakiegoś odjęcia czy jego intensyfi kacji. Ostatecznym efektem
grafi czna refl eksja, w której określa się jego znaczenie, pozostaje wtopiona w całość ruchu
życia i stale nam towarzyszy. Przeżycie ma tak determinujący sposób bycia, że nie można
się z nim uporać” (H.-G. Gadamer 2004, s. 112).
13 „Przemiana to nie zmiana, choćby nawet szczególnie głęboka. Przez zmianę rozumie
się zawsze, że coś zmieniającego się pozostaje zarazem tym samym i zostaje utrzymane.
Choćby się najbardziej zmieniało, zmiana dotyczy czegoś w nim, W sensie kategorialnym
wszelka zmiana [...] należy do sfery jakości, tj. przypadłości substancji. Przemiana nato-
miast oznacza, że coś naraz i jako całość staje się czymś innym, a to inne, którym tamto jest
jako przemienione, stanowi jego prawdziwy byt, wobec którego jego wcześniejszy byt jest
niczym. Gdy uznajemy kogoś za przemienionego, wówczas rozumiemy przez to właśnie
fakt, że stał się on niejako innym człowiekiem. Nie może tu być żadnego przejścia na dro-
dze stopniowych zmian, które prowadziły od jednego do drugiego, gdyż jedno jest zaprze-
czeniem drugiego. Tak więc przemiana w wytwór oznacza, że coś, co istniało wcześniej,
już nie istnieje” (H.-G. Gadamer 2004, s. 170–171).
14 „Ktoś przebrany nie chce zostać rozpoznany, lecz chce pojawić się jako ktoś inny i zań
uchodzić. W oczach innych nie chciałby już być sobą, lecz być branym za kogoś innego.
Nie chce więc, by go zdemaskowano i rozpoznano. Gra innego, ale tak, jak gramy coś
w życiu praktycznym, tj. udajemy coś, symulujemy i stwarzamy pozory. Na pozór ktoś, kto
gra w taką grę, zaprzecza ciągłości samego siebie. W istocie zaś znaczy to, że ciągłość tę
utrzymuje on w sobie dla samego siebie i tylko ukrywa ją przed innymi, wobec których coś
odgrywa” (H.-G. Gadamer 2004, s. 171).
W. Andrukowicz, By dziecko było geniuszem, Kraków 2012ISBN: 978-83-7850-150-3, © by Oficyna Wydawnicza „Impuls” 201224
Wstęp
tych sił (np. u Trentowskiego jest to oscylacja ewolucji i inwolucji lub atrakcji
i repulsji, prowadząca do diachroniczno-synchronicznego rozwoju „rzeczywiste-
go człowieka”) jest absolutne indywiduum, czyli „rzeczywisty podmiot” (termin
Foucaulta), który w ten sposób staje się swoistym geniuszem: jednostką zawsze
jesteśmy, indywiduum się stajemy.
Tego postulatu niestety nie mogą spełnić bardzo wyspecjalizowane porad-
niki edukacyjne typu „jak rozwinąć geniusz dziecka”, z zamierzenia wrogo na-
stawione do tego, czego w żaden sposób nie można przewidzieć, czyli rezultatu
rzeczywistej gry sił. Czasami z góry niwelujące realny ból twórczego zmagania
się jednocześnie z konsekwencją i niekonsekwencją, surowością i łagodnością,
bezwzględnością i względnością. Paradoksalnie, największą ich wadą jest właś-
nie logiczna doskonałość wskazująca na psychometryczne czy historiometryczne
tendencje, które polegają na apodyktycznym wyborze – spośród wielu przyczyn
i skutków – konkretnej lub logicznie uśrednionej umiejętności radzenia sobie
z określonym problemem, określonym typem wychowanka bądź określoną formą
racjonalności15, natomiast są absolutnie bezradne wobec ontologii braku, który
wynika z funkcji (a nie kumulacji) całego spektrum zjawisk osobowościowych,
społecznych, kulturowych i mentalnych.
Stąd działania rodziców, a nawet profesjonalnych pedagogów przypominają
często działania drogowców, którzy zamiast koncentrować się na jednoczesnym
odważnym projektowaniu i realnej (prze)budowie coraz lepszych warunków ko-
munikacji (nie tylko bezkolizyjnych i nowoczesnych form komunikacji zbioro-
wej, ale i nowoczesnych ścieżek, np. rowerowych, a nawet szlaków jedynie dla
pieszych), regenerują stare trakty, a najczęściej – z braku środków – nieustająco
łatają w nich dziury. Nie chodzi mi bynajmniej o to, by ich nie łatać, lecz prze-
de wszystkim o to, by jednocześnie twórczo projektować i realizować strategie
jednocześnie ulepszające ich kondycję i odkrywające ich istotę służenia czło-
wieczeństwu, jaką jest zawsze zróżnicowana dostępność kierunków i sposobów
efektywnego poruszania się oraz ekonomia komunikacji.
Niestety, my, pedagodzy, podobnie jak nasi drogowcy, zbyt dużo uwagi po-
święcamy łataniu edukacyjnych dziur niż poszukiwaniu całkowicie nowych ma-
teriałów, nowych technologii budowania czy nieznanych do tej pory sposobów
użytkowania nie tylko zintegrowanych szlaków komunikacji (które wszak są
15 W bardzo popularnym angielskim podręczniku dla rodziców Jak wydobyć geniusza ze
swojego dziecka możemy przeczytać: „Ta książka dostarczy wskazówek, jak uruchamiać
potencjał umysłowy małego ucznia – tego w wieku przedszkolnym i tego w szkole pod-
stawowej – a także, jak przezwyciężyć trudności, często towarzyszące zdobywaniu wiedzy”
(K. Adams 2009, s. 7). Ograniczenie do potencjału umysłowego na pewno podpowiada,
jak pomóc dzieciom w szybkim i skutecznym zdobywaniu wiedzy z różnych dziedzin, lecz
niestety nie pokazuje, jak zachęcić dziecko i rodziców do regularnej i długiej pracy, jak
zdobyć motywy do cierpliwej współpracy i koegzystencji, jak radzić sobie z nieprzebraną
fantazją dziecka czy też głębią jego skonfl iktowanej wyobraźni.
W. Andrukowicz, By dziecko było geniuszem, Kraków 2012ISBN: 978-83-7850-150-3, © by Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2012Wstęp
25
tylko mniej czy bardziej wygodnymi traktami do czegoś prowadzącymi, rzadziej
pośrednimi celami podróży), ale są również miejscem przeżywania jakiejś przy-
gody (niekoniecznie tylko związanej z uważnym omijaniem dziur), a czasami
miejscem rozkoszowania się widokami, rzadziej miejscem inicjacji i sprawdzenia
siebie. Szczególnie ten ostatni postulat wyznacza przede wszystkim konieczność
znalezienia przez pedagogów nowego typu myślenia16, jako ciągłego odkrywania
relacji między wolnością a koniecznością, podmiotem a przedmiotem, środkiem
a celem, pożytkiem a szlachetnością, w całej dynamicznej czasoprzestrzeni edu-
kacyjnej, która umożliwia w miarę swobodne przechodzenie między różnymi
kierunkami (bezpośrednimi, pośrednimi, dłuższymi, krótszymi, płynnymi, sztyw-
nymi, szybkimi, wolnymi, paradoksalnymi, spójnymi, konsekwentnymi, niekon-
sekwętnymi itd.), treściami (logicznymi, estetycznymi, teoretycznymi, praktycz-
nymi, empirycznymi, metaforycznymi, obiektywnymi, subiektywnymi), formami
(indywidualnymi, grupowymi, zbiorowymi) czy strategiami realizującymi te
kierunki, treści i formy (retrospektywnymi, deskryptywnymi, transgresyjnymi
i prospektywnymi).
Można oczywiście w tym kontekście zapytać: Czym jest edukacja człowieka?
Czym jest jego rozwój i wychowanie? Czym jest jego wykształcenie? Odpowie-
dzi na te pytania do tej pory szukaliśmy w kilku osobnych podręcznikach zajmu-
jących się biologią, antropologią lub psychologią, jeśli chodziło o rozwój, albo
zajmujących się etyką, socjologią lub historiozofi ą, jeśli chodziło o wychowa-
nie, albo zajmujących się dydaktyką, prakseologią lub informatyką, jeśli chodziło
o nauczanie. Działo się tak wbrew oczywistej prawdzie, iż człowiek nie rozwija
się czy wychowuje lub kształci na zasadzie albo-albo, lecz zawsze jakiś rozwój
wpisany jest od początku w jakieś wychowanie (ujęte fi logenetycznie lub ontoge-
netycznie), a to ostatnie – w kształcenie. Chcemy czy nie, musimy koniecznie za-
uważyć, że jesteśmy wewnętrznie i zewnętrznie strukturalnie złożeni oraz zawsze
uczestniczymy w splotach różnych procesów naturalnego rozwoju i abstrakcyj-
nego formowania, chociaż wygodniej jest widzieć tylko jedną stronę tych bardzo
złożonych (czasami względnie przeciwstawnych) procesów.
Stąd nie sposób nie zauważyć lub ignorować tutaj projektu Trentowskiego,
a szczególnie jego tezy, iż rozpatrywany z ogólnego punktu widzenia indywidu-
alny rozwój nigdy nie jest poza wychowaniem, a przynajmniej poza oddziaływa-
niem otoczenia, a to ostatnie, będąc oddziaływaniem na innych i jednocześnie
16 B. Śliwerski zauważył, że „[...] »myślenie jak pedagog« jest skierowaniem naszej uwagi na
to, co jest dla nas istotne ze względu na pedagogikę czy pedagogiczność czegoś” (2010,
s. 9). Istotne nie jest to, że działamy pedagogicznie według jakiegoś wybranego procesu
myślenia czy też myślimy pedagogicznie według jakiegoś wybranego procesu działania
(w tym jakiejś formy dialektycznej syntezy myślenia i działania), lecz że mimo wszystko
potrafi my myśleć, jednocześnie działając, badając czy przeżywając różnice, a także potra-
fi my działać z jednoczesnym przeświadczeniem, że jako pedagog czynimy coś, co jest ze
swej istoty nawet niemożliwe.
W. Andrukowicz, By dziecko było geniuszem, Kraków 2012ISBN: 978-83-7850-150-3, © by Oficyna Wydawnicza „Impuls” 201226
Wstęp
na samego siebie, od początku fi logenezy i ontogenezy uwikłane jest w procesy
uczenia się (lub oduczania i zapominania). Rozwój, wychowanie i kształcenie
(także samorealizacja, samowychowanie, samokształcenie), jak napisał Trentow-
ski – którego teoria strukturalnej złożoności procesów rozwoju i wychowania
(różnojedni nepiodycznej) oraz nauczania i uczenia się (różnojedni dydaktycz-
nej), czy dwoistości historii i teorii (różnojedni epicznej), przewodzi koncep-
cji całej pracy – są jednocześnie (synchronicznie) ujęte (w różnych proporcjach
paradoksalnie ujętych celów i treści) w każdej sytuacji edukacyjnej, która w ten
sposób stanowi jednostkowo absolutnie niepowtarzalną różnojednię (komple-
mentarnie ujętych przeciwieństw) procesów rozwoju i formowania człowieka.
Jeszcze Jan Jakub Rousseau wierzył, że rozwój człowieka nieskażony intencjo-
nalnymi oddziaływaniami wychowawczymi i dydaktycznymi umożliwi produkcję
geniuszy, albowiem wszystkie dzieci rodzą się z takimi zadatkami. Odpowiadając
na pytania: Dlaczego ten ogromny potencjał nie jest aktualizowany powszech-
nie w wieku dojrzałym? Dlaczego niemal nieograniczone możliwości rozwoju
w wieku niemowlęcym zostają później radykalnie ograniczone? Dlaczego nie
można naprawić błędów w rozwoju i kształceniu dziecka, które miały miejsce na
początku jego życia? – doszedł do przekonania, że dzieciom bezwzględnie nale-
ży nie przeszkadzać, a działania dorosłych powinny być skupione na tworzeniu
optymalnych warunków do naturalnego rozwoju. W tym miejscu zrozumiemy
geniusz Trentowskiego, który twierdził, że wystarczy dzieciom względnie nie
przeszkadzać, podsuwając dyskretnie, lecz nie manipulacyjnie w odpowiednim
czasie i miejscu odpowiednią dla nich „skrzynkę z narzędziami” wraz z ich in-
strukcją (regułami gry-zabawy). Ta pedagogiczna teoria względności, pochwała
niekonsekwencji i zbieżność przeciwieństw dopiero dzisiaj (niestety!) ma nieco
większą szansę na dowartościowanie.
Albowiem zupełnie od niedawna zastanawiamy się, co począć w sytuacji, gdy
odkryty u niektórych dzieci tzw. gen agresji, dysleksja czy autyzm nie pozwala na
pozostawienie ich samych sobie; gdy to, co „naturalne”, okazuje się czasami nie
tylko niedoskonałe, lecz chore. Jednocześnie warto też zauważyć, że dziecko wy-
bitnie impulsywne, uparte, ze skłonnościami do introwertyzmu, a nawet depresji,
w zderzeniu z wielką kulturą częściej niż inne „zwykłe” dzieci zostaje właśnie
geniuszem (por. D.K. Simonton 2010).
Nie mówiąc już o tym, że w ostatnich latach gwałtownie postępująca cywili-
zacja sprawia, że coraz mniej jest miejsc w wewnętrznej i zewnętrznej przestrze-
ni edukacji, które moglibyśmy nazwać naturalnymi. W tym przypadku izolacja
dzieci od złego świata dorosłych nie ma sensu. Niemniej jednak należy uwypu-
klić jedną ważną myśl Rousseau: nie przeceniać oddziaływań intencjonalnych,
tzn. różnej maści instytucjonalnych i przegadanych programów wychowania
i kształcenia, ich form, metod i środków, ale próbować docenić spontaniczne
i bezwiedne procesy wrastania i wyrastania w wolności, a przede wszystkim do-
wartościować możliwość osobistego przeżywania otaczającej rzeczywistości. Nie-
W. Andrukowicz, By dziecko było geniuszem, Kraków 2012ISBN: 978-83-7850-150-3, © by Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2012Wstęp
27
stety, sam Rousseau stosował tu zasadę albo-albo: albo bezwzględna wolność,
albo bezwzględna konieczność; albo natura, albo kultura, nie dopuszczając faktu,
iż właśnie w imię rzeczywistej wolności rozwoju dziecko, szczególnie z oczywi-
stymi defi cytami (a zawsze brakuje mu świadomości braku), ma prawo do mądrej
pomocy dorosłych, takiej, w której nawet nie wie, że mu się pomaga, nie mówiąc
już, że swoistą pomocą jest samo stworzenie naturalnych warunków.
Warto tu jeszcze zauważyć, że naturalistyczne analogie, np. porównywanie
dziecka do swobodnego rozwoju rośliny, są chybione dlatego, że w ostatnim
przypadku mamy na ogół na myśli brak zewnętrznej interwencji w wyzwalaniu
się jej naturalnych skłonności przystosowania do otoczenia i rozmnażania, i o ile
każde drzewo może w tych samych warunkach geofi zycznych wyrosnąć samotnie
i samotnie umrzeć, to w stosunku do człowieka ta swoboda musi rywalizować
z koniecznością nie tylko mobilności współistnienia, lecz także współdziałania,
wymiany i ciągłego porozumiewania. Można nawet powiedzieć, że wspólne my-
ślenie, odczuwanie, zabawa i praca są istotą rozwijającego się człowieczeństwa.
Dlatego Arystoteles mógł powiedzieć, że człowiek jest „zwierzęciem społecz-
nym”, co jednocześnie oznacza, że jego „dusza roślinna” sprawia, że człowiek
chce wyrastać samotnie jak drzewo, które w gąszczu innych, na własną rękę szu-
ka przestrzeni i światła; jego „dusza zwierzęca” szuka kogoś innego do zabawy,
nauki i pracy, natomiast „dusza ludzka” otwiera się na wolne oscylowanie między
swobodnym rozwojem a koniecznością wspierania się na innych. A im bardziej
złożona jest nasza cywilizacja, tym bardziej złożone stają się wzajemne relacje
międzyludzkie i tym bardziej potrzebne są umiejętności współpracy w ujęciu pa-
radoksalnym, czyli jednocześnie w duchu wolności i solidarności (E. Abramow-
ski 1980).
O ile w rozwoju rośliny wystarczy poznać poszczególne fazy sygnalizujące
istotą przemianę, to w rozwoju człowieka musimy również poznać indywidualny
rytm zmian w kontaktach interpersonalnych, który znamionuje proces wzlotu
(w sytuacji, gdy wspólnota nas aprobuje) lub upadku (w sytuacji, gdy wspól-
nota nas odrzuca), bądź też który znamionuje proces autokreacji (w stosunku
do wspólnoty) lub socjokreacji (w stosunku do jednostki), a nawet – w stosun-
ku do jednostki, wspólnoty i przyrody – niezmiernie rzadki i piekielnie trudny
proces ekokreacji (W. Andrukowicz 2001, s. 154–171). Stąd nie daje się z góry
precyzyjnie przewidzieć odpowiedniego czasookresu faz rozwoju, a
Pobierz darmowy fragment (pdf)