Historia pewnej dziwnej miłości. Każdy z nas może pochwalić się taką historią miłosną, ale... Chabelita to odpowiednik imienia Izabelle stosowany w Meksyku, którego kulturę bohaterka bardzo ceni i pozostaje pod dużym jej wrażeniem. Bohaterka dostaje szansę wyjazdu do USA i Meksyku właśnie. Zanim tam pojedzie, rusza najpierw na podbój Internetu w poszukiwaniu szczegółów o Meksyku. Na swej wirtualnej drodze spotyka J., człowieka w sile wieku, o ugruntowanej pozycji społecznej i rodzinnej, ojca dwóch starszych od Chabelity córek i dziadka wnuków. J. życzliwie chce pomóc dziewczynie. Z tego krótkiego kontaktu rozwinie się romans, romans w wirtualnym świecie. Całość przedstawiona jest jako listy nagrywane na taśmy magnetofonowe. Są to perypetie związane z namiętnością, która zrodziła się pod wpływem wymiany myśli, to opowieść o zakazanej miłości, o walce z nią, o próbach przezwyciężenia jej rozsądkiem. Internet jest rzeczą o nieprzeciętnych możliwościach, zbliża ludzi i zmniejsza odległości na ziemi. Okazuje się, że, jeśli emocje się pojawiają, to potrafi nawet zniwelować różnicę wieku i pozwala zapomnieć o normach wartości stosowanych w naszym społeczeństwie. A czy to jest dobre, czy złe, to musicie Państwo sami ocenić według własnych norm wartości. Czy może to być przestroga? Nie tylko bowiem dzieci, młodzież... a nawet i my sami możemy ulec urokowi tego kogoś po drugiej stronie. Chabelita to historia prawdziwa opowiedziana przez Autora ku przestrodze, żeby nie dać się ponosić emocjom podczas kontaktów internetowych, żeby historia jednego szczęścia nie skończyła się nieszczęściem innych.
Darmowy fragment publikacji:
Szanowny panie! Przede wszystkim chcę panu podziękować za zgodę na taką
właśnie formę naszej korespondencji. Powinnam także jakoś bliżej wytłumaczyć się,
skoro zamierzamy nadal tę korespondencję kontynuować (jeżeli można to nazwać
korespondencją w ścisłym tego słowa znaczeniu), dlaczego zaproponowałam taką
właśnie formę komunikowania się z panem. Z mojej tylko strony, oczywiście.
Otóż, urodziłam się i wychowałam, a także i studiowałam w Kanadzie, we
francuskim Quebecu, w rodzinie wywodzącej się z Francji, gdzie takie tradycje jak
poczucie przynależności do europejskiej, a zwłaszcza francuskiej kultury, języka etc.
były zawsze silnie zakorzenione. W naszym domu w zasadzie mówiło się tylko po
francusku, czytało francuskie książki i prasę. No tak, ale przecież mieszkałam w tej
części Kanady, gdzie głównym językiem codziennym i urzędowym jest angielski.
Stąd moja równoległa biegła znajomość obu tych języków. Na montrealskim
uniwersytecie studiowałam literaturę francuską. Podczas studiów i jeszcze przez
kilka lat później, czyli do czasu przeniesienia się na stałe do Francji, próbowałam
tłumaczyć na angielski wybrane utwory prozy i poezji francuskiej.
Wspominam o
tym, aby wytłumaczyć dlaczego, mogąc się z panem
kontaktować bez trudu po angielsku, skoro nie zna pan francuskiego, będę
w przyszłości — jeśli to pana nie znudzi (a zależy mi na pańskiej szczerości!) —
sięgać do moich własnych przekładów tekstów francuskich, które stały się obecnie
przedmiotem naszego wspólnego zainteresowania. Dla obojga nas z tych samych
powodów.
Powinnam jeszcze bliżej wyjaśnić zaproponowany panu sposób mojego
kontaktowania się z panem, czyli nagrywania się na kasetę magnetofonową, a nie po
prostu pisania listów. Nie zrobiłam bowiem tego w trakcie naszej jedynej, dość
krótkiej rozmowy telefonicznej, po której napisał pan do mnie ten drugi, bardzo
obszerny list, wyjaśniający mi i niejako usprawiedliwiający się przede mną z prośby
o próbę wyjaśnienia panu tego, co przypadkowo i bardzo cząstkowo odkrył pan
w swoim komputerze. Otóż cierpię od dłuższego już czasu na postępującą chorobę
stawów, która niesłychanie utrudnia mi pisanie ręczne. Ale przecież istnieje coś
takiego jak staromodna maszyna do pisania lub współczesny komputer. Racja, tylko
że ja nigdy nie nauczyłam się pisać na klawiaturze żadnego z tych urządzeń. Trudno
mi samej dzisiaj w to uwierzyć, ale moja awersja do nauczenia się pisania na
klawiaturze była tak silna, że chociaż kilkakrotnie próbowałam ją zwalczyć, zwłaszcza
czując coraz większe trudności w utrzymaniu w palcach pióra czy długopisu, że nigdy
nie posiadłam tej jakże popularnej sztuki przelewania swych myśli na papier. Toteż
jestem panu wdzięczna za cierpliwość wysłuchiwania mojego głosu, w końcu jednak
zawsze można przesunąć taśmę z nagraniem do przodu i słuchać tylko bardziej
interesujących fragmentów.
Tak więc nagrywane przez dyktafon kasety, jeśli uzbiera się ich więcej,
ponumeruję i wyślę panu pocztą.
Myślę, że może wystarczą panu te wyjaśnienia wywołane pańskim listem, na
który początkowo nie wiedziałam jak i czy w ogóle odpowiedzieć.
Pański list oczywiście ogromnie mnie zaskoczył; nieznane mi zupełnie nazwisko
na kopercie wysłanej gdzieś z końca świata, no a przede wszystkim treść samego
listu. Długo nie mogłam się w tym wszystkim połapać, no bo skąd znał pan moje
nazwisko i adres? Kim jestem dla pana, że postanowił pan zwrócić się do mnie w tak
osobistej, żeby nie powiedzieć: intymnej sprawie? Ale po dwukrotnym przeczytaniu
pańskiego listu poczułam, że muszę jakoś na niego odpowiedzieć, nie podejrzewając
jeszcze, że ta odpowiedź stanie się tak długim moim monologiem, że zajmie mi to —
kto wie? — może nagranie niejednej kasety...
Sposób odnalezienia mnie i nawet powód nawiązania ze mną kontaktu wyjaśnił
pan w drugim liście, a pomimo to wciąż jeszcze jestem pod jego wrażeniem.
Wyczułam, bo wprost pan tego nie pisze, że chyba stoczył pan walkę z samym sobą,
żeby się przełamać i spróbować wyjaśnić jakoś dręczącą pana zagadkę, zwracając
się w tej sprawie do zupełnie nieznanej panu osoby, która nie wiadomo czy na to
zareaguje, a jeśli tak, to w jaki sposób. Ale kto wie, może było warto? Ja w każdym
razie „dałam się w to wciągnąć” (proszę mi wybaczyć ten zwrot, ale nic innego w tej
chwili nie przychodzi mi do głowy) i teraz już w miarę obszernie i konsekwentnie
postaram się zrelacjonować panu całą tę dziwną i istotnie bardzo zagadkową
historię.
Tę kasetę nagrywałam przez dwa wieczory. Nie wiedziałam od czego zacząć
moją relację, jak uporządkować materiał, z którym zapoznałam się niedawno.
Zaklejoną paczkę zawierającą teczkę z wieloma zadrukowanymi stronami odkryłam
dopiero po otrzymaniu pańskiego listu. Wcześniej sądziłam, że są to sterty
niepotrzebnych papierów zalegające szuflady biurka w jednym z pokoi domu i nie
zamierzałam otwierać tej zaklejonej paczki. Być może kiedyś wyrzuciłabym ją, nawet
do niej nie zaglądając.
Od czegóż miałabym zacząć tę opowieść i jak ją dalej poprowadzić, jeśli po
otrzymaniu tej kasety zechce pan nadal wysłuchiwać moich relacji czy raczej mojego
przekładu z oryginału na język angielski? Sądzę, że po prostu najlepiej będzie
zacząć od początku. Teksty w teczce są ułożone chronologicznie, co wynika z
widniejących na nich dat.
Pisze pan, że niedawno zupełnie przypadkowo natrafił w swoim komputerze na
zachowany na twardym dysku, w jakimś mało używanym folderze, zapis tekstu
będącego wysłanym kiedyś mejlem. (Od razu wyjaśniam, że bardzo słabo orientuję
się w terminologii komputerowej, gdyż w zasadzie nie używałam tego urządzenia,
dlatego proszę mi wybaczyć, jeśli coś nieściśle określam). I właśnie treść tego mejla
tak bardzo pana poruszyła, że postanowił pan rozszyfrować adresata, co jak widać, z
niemałym trudem, ale w końcu się udało. Z tym tylko, że to nie ja jestem i nigdy bym
nie była adresatem tego mejla. To przypadek raczej zrządził, że jestem wciąż jeszcze
w posiadaniu komputera z zarejestrowanym tamtym adresem odbiorcy.
Ten mejl, który spowodował wysłanie pańskiego do mnie listu, oczywiście także
znajduje się w owej teczce zawierającej wydruki z całej internetowej korespondencji
między nimi. Powiedziałam „korespondencja”, ale teraz wiem, że to nie była zwykła
korespondencja i pan to słusznie wyczuł. Nie dziwię się teraz, że sprawa ta nie daje
panu spokoju.
Jak to wynika z pierwszego i kilku następnych ich listów poznali się, surfując w
Internecie po różnych witrynach czy portalach w tym także literackich (uff! ta okropna
komputerowa terminologia) i było to zupełnie przypadkowe, całkowicie wirtualne
zetknięcie w rodzaju takich, z których potem nic nie wynika. Ona zamieściła w jakimś
portalu zapytanie wiążące się z treścią pisanej przez nią na uniwersytecie pracy, a on
akurat coś o tym wiedział, a raczej wskazał jej jakiś adres internetowy. I na tym
powinna była zakończyć się ta wirtualna znajomość...
Myślę, że od razu powinnam panu powiedzieć o najważniejszym, bo i tak to
wynika z pierwszych ich listów, a mianowicie o ogromnej różnicy wieku, jaka ich
dzieliła. To była różnica niemal dwu pokoleń! On wówczas osiągał już wiek
emerytalny, ona kończyła studia uniwersyteckie. Różnica wieku między nimi wynosiła
czterdzieści dwa lata! Napisał jej zresztą o tym zaraz na początku ich znajomości,
gdy ona z czystej kobiecej ciekawości, przy okazji podziękowań za jego odpowiedź
na jej apel internetowy, koniecznie chciała się o nim czegoś dowiedzieć. No to jej
powiedział, że za kilka miesięcy przechodzi jako sędzia karny w stan spoczynku, jest
żonaty, ma dwie dużo starsze od niej córki oraz dwóch wnuków. Tak więc sytuacja
pod tym względem od samego początku była zupełnie jasna. Ale skoro mam
tłumaczyć panu ich listy, postaram się ograniczyć streszczenia i komentarze.
Geograficznie dzielił ich nie aż tak wielki dystans. On mieszkał w Paryżu, a ona,
jak pan wie doskonale, w Lyonie, czyli jakieś trzy godziny jazdy pośpiesznym TGV
lub cztery samochodem.
Teraz przeczytam panu, oczywiście po angielsku, kilka pierwszych listów.
Postaram się przetłumaczyć, ile się da, żeby zmieścić się na taśmie magnetofonowej
w tej kasecie. Jednakże sądzę, że nie ma potrzeby tłumaczyć absolutnie całościowo
tekstów z wszystkich wydruków tej internetowej korespondencji, na przykład jakichś
detali dotyczących funkcjonowania komputera, aktualnie panującej pogody i tym
podobnych. Z pewnością zgodzi się pan ze mną?
Pierwsze listy, krótkie zresztą, to jak gdyby zapoznawanie się, informacje o so-
bie, swoich rodzinach, to o czym już wcześniej panu wspomniałam. Ona dziękuje mu
za podanie linków do interesującej ją witryny o Meksyku, o którym pisze pracę
dyplomową i dokąd wybiera się na wakacyjne praktyki (studiuje przecież stosunki
międzynarodowe), on przedstawia jej swoją najbliższą rodzinę — obie córki i dwóch
wnuków, wymieniając ich imiona i wiek. Wspomina też, że obie córki wyszły za mąż
za cudzoziemców, starsza za Meksykanina, stąd między
jego
zainteresowania tym krajem. Wspomina również o rozstaniu córki z mężem i jej
powrocie do Paryża oraz o tym, że jego wnuk, jest właśnie na rocznym pobycie u
ojca w Meksyku. Młodsza córka już od lat mieszka ze swoim angielskim mężem w
Londynie. Wspomina także o swoich pozazawodowych zainteresowaniach, a
zwłaszcza o poezji.
innymi
Wkrótce po nawiązaniu ich internetowej korespondencji przychodzą Święta
Wielkanocne, więc są i wzajemne życzenia, i opis jak je spędzili. On w górach z
rodziną. Kolejny list on kończy życzeniami miłego pobytu w Meksyku, najwyraźniej
sądząc, że na tym zakończy się ich korespondencja.
Ale już po kilku dniach ona znowu do niego pisze:
Musisz być bardzo wartościową
i ciekawą osobą. Uwielbiam wiersze.
Pozdrawiam serdecznie i do następnego e-maila!
Już następnego dnia znowu dostaje od niej list:
Cieszę się, że chcesz ze mną utrzymywać kontakt, ponieważ bardzo Cię
polubiłam. Jesteś bardzo sympatycznym i wartościowym człowiekiem. Wspomina
także, że w ubiegłym roku była na praktyce wakacyjnej w Kalifornii i że jedzie tam w
najbliższe wakacje ponownie, a stamtąd wybiera się do Meksyku. Nawiązuje do jego
rodziny: jesteście artystycznie uzdolnieni; Ty masz duszę poety, córka jest
plastykiem, a Twój wnuk muzykiem. (uczęszczał we Francji do szkoły muzycznej)
Jestem pod wrażeniem! Dziękuję za przesłanie mi zdjęć Twoich wnuków. Możesz
być z nich dumny. Są naprawdę wspaniali. Jeden czarny jak typowy Meksykanin, a
drugi jaśniutki, ale obaj są śliczni. Kiedy zeskanuję swoje zdjęcia, to Ci je wyślę.
Pozdrawiam serdecznie i czekam z niecierpliwością na odpowiedź. Z wyrazami
sympatii — Isa.
W następnym, wysłanym po trzech dniach liście pisze:
Nie uważam, że mogłabym się mylić co do Twojej osoby. Ktoś, kto ma tak
wrażliwą duszę na otaczający go świat, musi być wartościowym człowiekiem. A poza
tym myślę, że jesteś sympatyczną osobą, choćby dlatego, że znajdujesz czas i masz
ochotę, aby ze mną korespondować. Mimo że jestem młodsza od Ciebie, to
traktujesz mnie na równi. Jestem Ci za to bardzo wdzięczna!
jej swój wiek. Zapewne wynika
Zwróćmy uwagę, że nie napisała, jak bardzo jest od niego młodsza, lecz
z młodzieńczą dezynwolturą zadaje mu pytanie, ile on właściwie ma lat. Chociaż on
nieco wcześniej dokładnie podał
jej
młodzieńczego roztrzepania, co zresztą wyjdzie z jej listów jeszcze niejeden raz. Na
przykład zaraz na początku ich korespondencji pomyliła jego imię, co go rozbawiło,
skoro napisał: Kładę to na karb Twojego młodzieńczego roztrzepania, co w moim
wieku nazywa się już sklerozą. A więc nie przepraszaj za omyłkę i nadal prowadźmy
naszą korespondencję w tym samym koleżeńskim tonie, pomimo tak znacznej
pomiędzy nami różnicy wieku.
to z
W tym samym liście ona nawiązuje do innej jego pasji — podróży. Dziwi się,
że zwiedził tyle krajów i wyznaje, że i jej marzeniem są podróże, choć i tak już
zdążyła w tak młodym wieku zobaczyć kawałek świata. Zaraz potem pyta:
Czy podróżujesz ze swoją żoną? Cudownie jest mieć bliską osobę, z którą
można dzielić przeżyte wrażenia. Ja niestety nadal szukam tej drugiej połówki. Czy
wiersze „Kochać w Paryżu” i „Tahiti” napisałeś o swojej żonie, czy dla niej? Jeśli tak,
to już jej zazdroszczę! Pod koniec maja wybieram się do Twojego miasta, aby
załatwić sprawy mojego wyjazdu do USA i Meksyku. Wpadnę tylko na jeden dzień,
ale chciałabym zobaczyć miejsce, które Ty uważasz za najpiękniejsze, najbardziej
warte zobaczenia. Czy jest takie miejsce? Wyślę Ci na pewno moje zdjęcia, jak tylko
je zeskanuję.
P.S. Bardzo lubię długie e-maile. Trzymaj się serdecznie i czekam z
niecierpliwością na odpowiedź! — Isa.
Teraz wymiana listów nabiera jeszcze większego przyśpieszenia. Po datach
widać, że piszą do siebie prawie codziennie, czasami nawet i częściej, bo zwłaszcza
on lubi nocami siedzieć przy komputerze, co nie pozostanie bez znaczenia dla
rozwinięcia się ich przedziwnej — to określenie zapożyczyłam z ich tekstów —
znajomości. Czas wreszcie przeczytać panu jego listy, czy choćby tylko co
istotniejsze ich fragmenty. Oto jego list będący odpowiedzią na ten, który przed
chwilą przytoczyłam. Podaję go w skrócie:
Czy będzie okazja spotkać się? Ależ oczywiście, że będzie, skoro w maju
wybierasz się do Paryża. A jakie najpiękniejsze miejsce chciałbym Ci tu pokazać? Ja
mam wiele ulubionych miejsc w swoim mieście. Przed naszym spotkaniem musimy
jednak potrafić się rozpoznać, czyli znać swoje wizerunki. Dlatego widzę, że i ja
powinienem wysłać Ci swoją fotografię. Kończąc, tym razem nie mam wyrzutów, co
do długości tego listu, skoro piszesz, że lubisz obfitszą korespondencję (ja zresztą
także). Pozdrawiam Cię najserdeczniej! — J.
Teraz skończę już nagrywanie tej kasety, mimo że pozostało na niej jeszcze
trochę miejsca, ale zrobiło się późno, a ja jestem już zmęczona. Ciąg dalszy ich
korespondencji zacznę nagrywać jutro na następnej kasecie. Pozdrawiam!
Pobierz darmowy fragment (pdf)