Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
H e n r y k B e j d a
M a ł g o r z a t a P a b i s
GDY
PRZYCHODZĄ
DUSZE
Tajemnica świętych obcowania
Korekta
Agata Pindel-Witek
Ewa Trzyna
Projekt okładki
Łukasz Kosek
Skład
Łukasz Sobczyk
Fot. na okładce
pixabay.com
www.freeimages.com
ISBN 978-83-7569-645-5
© 2014 Dom Wydawniczy RAFAEL
ul. Dąbrowskiego 16, 30-532 Kraków
tel./fax: 12 411 14 52
e-mail: rafael@rafael.pl
www.rafael.pl
Wstęp
My im, a oni nam,
czyli... pożyteczne związki
Zmarli ukazują się żyjącym. Kościół nigdy
tego nie negował. Za Bożym przyzwole-
niem objawiają się nam święci, dusze czyść-
cowe, a nawet dusze potępione. Czynią to
jedynie za przyzwoleniem i wolą swego Stwór-
cy i Pana. A jeśli tak się dzieje, w żadnym przy-
padku nie można tego lekceważyć.
„Wierzę, w świętych obcowanie” – takie słowa wy-
powiadamy codziennie w Credo. Teologia mówi nam
o communio sanctorum, czyli o wspólnocie świętych, a jej
istotą jest wzajemna jedność trzech wymiarów Kościoła:
Kościoła pielgrzymujących (żywych), Kościoła oczysz-
czających się (przebywających w czyśćcu) i Kościoła zba-
wionych. Ta jedność polega na wzajemnym pomaganiu
sobie w osiągnięciu jednego celu, którym jest zjednocze-
nie z Bogiem.
3
My, żyjący na ziemi, powinniśmy pomagać zmarłym,
dla których czas tutaj się skończył. Możemy ich wspierać
modlitwą, ofiarami i w ten sposób wypraszać dla nich
wieczne zbawienie. Dusze czyśćcowe natomiast, mimo
iż same nie mogą już sobie pomóc, mogą pomagać nam,
na przykład przestrzegając nas przed złem, przed po-
pełnieniem jakiegoś błędu. „Nasza modlitwa za zmar-
łych nie tylko może im pomóc, ale także sprawia, że ich
wstawiennictwo za nami staje się skuteczne” – czytamy
w Katechizmie Kościoła katolickiego.
W naszym życiu, w zmaganiu się z codziennymi pro-
blemami, nie jesteśmy sami. Pan Bóg daje nam pomocni-
ków w osobach świętych i błogosławionych. Wierzymy,
że czuwają nad nami i pomagają nam także zmarli z na-
szych rodzin, „cisi święci”.
Przychodzą na różne sposoby
Objawienia dusz ludzi zmarłych mogą dokonywać
się na różne sposoby – we śnie, na jawie, poprzez dzia-
łanie na wyobraźnię, a nawet zmysły. Zmarli ukazują się
żywym w przeróżnej materialnej postaci. Holenderski
psycholog i psychiatra, badający zjawiska związane z ob-
jawianiem się dusz czyśćcowych, Gerard van der Aar-
dweg uważa, że przyjmują one materialną postać po to,
żeby mogły zostać rozpoznane i by to, co chcą przeka-
zać, było czytelne. Ukazują się one – jak twierdzi badacz
– jako osoby, którymi były za życia, na przykład w ty-
powym dla siebie ubiorze, lub też jako zniekształcone
istoty, uosabiające symbole grzechów lub odbywanych
kar (przeżywanego cierpienia lub osobistych niedosko-
nałości), a także jako uczłowieczone zwierzęta lub ludzie
4
Henryk Bejda, Małgorzata PabisGdy przychodzą duszepod postacią zwierząt. Dusze czyśćcowe mogą się po-
jawiać również jako ledwo dostrzegalna mgiełka, świa-
tło, cień lub jakiś bliżej nieokreślony zarys. Wiele z nich
ukazywało się żyjącym spowite płomieniami ognia
(symbolizującego z całą pewnością ogień czyśćcowy). Na
twarzach zjaw zazwyczaj maluje się cierpienie, a to, że są
szczęśliwe, pokazują najczęściej dopiero wówczas, kiedy
przychodzą powiadomić żyjących o swoim uwolnieniu
z czyśćca. Zdarza się, że objawieniom dusz towarzyszą
różne zjawiska fizyczne, a zmarli mogą dawać nam do-
datkowe znaki swojej obecności, takie jak podmuch wia-
tru, skrzypienie, stukot czy widok otwieranych drzwi,
lodowaty chłód, mgła, z której stopniowo wyłania się
zjawa, tajemnicze szepty i jęki, odgłosy kroków. Można
również zauważyć niespokojne zachowanie domowych
zwierząt, dziwne światła itp.
Dusze mogą pozostawiać także inne namacalne zna-
ki swojej obecności, na przykład bolesne ślady lub rany na
ciele człowieka (np. kropla potu, strącona na rękę Stani-
sława Kostki przez duszę, która mu się ukazała, sprawiła
świętemu okrutny ból i pozostawiła niegojącą się ranę).
***
Dusze czyśćcowe objawiają się żywym tylko i wy-
łącznie za Bożym przyzwoleniem. „Wielką łaską dla
dusz jest możność błagania o pomoc i wstawiennictwo”
– stwierdziła bł. Anna Katarzyna Emmerich. Czego naj-
częściej pragną?
Pojawiają się one, by prosić nas o pomoc w odbyciu
ich czyśćcowej pokuty, o odprawienie praktyk religijnych,
które doprowadzą do skrócenia czyśćcowych męczarni.
5
Gdy przychodzą duszeHenryk Bejda, Małgorzata PabisZdarza się, że są to prośby konkretne, na przykład od-
prawienie w ich intencji trzech Mszy Świętych czy od-
mawianie przez miesiąc modlitwy różańcowej, przyjęcie
na siebie ich cierpienia. By zmazać swoje grzechy, dusze
proszą również o praktykowanie cnót i czynienie tego,
w czym one najbardziej się za życia zaniedbały, a za co
muszą ponosić teraz pokutę. Pewna dusza poprosiła
o odprawienie postu, by zmazać swój grzech obżarstwa,
a zmarły artysta pragnął, by znajomi zakonnicy znisz-
czyli, namalowany przez niego za młodu, gorszący ob-
raz. Czasem dusze czyśćcowe zwracają się do żyjących
z prośbą o naprawienie popełnionych przez nie błędów,
na przykład zwrot bezprawnie zagrabionego majątku itp.
Dusze ukazujące się bł. Annie Katarzynie Emme-
rich potrzebowały czasem wypełnienia konkretnych czy-
nów ekspiacyjnych: sprawowania Mszy Świętych, które
zostały za nie zamówione, ale nieodprawione, dopełnie-
nia pokuty czy złożonego, lecz niewypełnionego ślubu,
zwrotu dóbr, w których posiadanie weszli bezprawnie.
Jedna z dusz poprosiła wizjonerkę o zebranie jałmużny
na określoną liczbę koszul i rozdanie ich ubogim.
Zdarza się, że dusze czyśćcowe przychodzą, by
podziękować za okazane wsparcie, a także, by pomóc
żywym, którzy się za nich modlą lub w ich intencji ofia-
rowują Mszę Świętą lub inny dar.
„Wierzę w świętych obcowanie, żywot wieczny.
Amen”.
6
Henryk Bejda, Małgorzata PabisGdy przychodzą duszeI
Święci przychodzą
z pomocą
1. Pomógł mężczyzna
z helikoptera
Maria Szmyd z Orzechówki cierpiała
z powodu kolana. Zdjęcie rentgenow-
skie wykonane 31 stycznia 1974 roku wy-
kazało, że na kości udowej znajduje się guz.
Zainterweniował Edmund Bojanowski i na-
stolatka wyzdrowiała.
Jesienią 1973 roku 15-letnia Marysia Szmyd zaczęła
skarżyć się z powodu bólu kolana. W grudniu zgłosiła się
do ośrodka zdrowia. Lekarz podejrzewał, że przyczyną
cierpienia jest reumatyzm. Zaordynował nacierania, leki,
a potem zastrzyki. Ból nie chciał jednak ustąpić, kolano
obrzękło, dziewczynka kulała.
Nowotwór
Dziewczynę wysłano na konsultację do specjalisty
– ortopedy w Przemyślu, który stwierdził, że pacjentka
cierpi z powodu nowotworu. Medyk polecił, by dziew-
czynka przybyła za dwa dni do szpitala na pobranie wy-
cinka do badań. Doradzał niezwłoczną amputację całej
9
nogi aż po biodro. Mówił, że trzeba się spieszyć, póki nie
ma jeszcze przerzutów. Matka zdecydowanie odrzuciła
jednak myśl o amputacji, mówiąc doktorowi, że liczy tylko
na Lekarza Niebieskiego. Prawdę o chorobie ukryła przed
córką. Przez całą drogę powrotną Janina Szmyd błagała
Matkę Bożą o pomoc. Prosiła Ją, by „wskazała, do kogo
ma się zwrócić o pomoc w swoim strasznym doświadcze-
niu, do kogo ma się modlić i przez czyją przyczynę ma
prosić Boga o zdrowie dla dziecka”. „Moje modlitwy są za
ubogie i niegodne wysłuchania, (prosiłam) by mi wskazała
kogoś godniejszego, kto by mi pomógł uprosić łaskę zdro-
wia” – opisywała później kobieta.
Nazajutrz Janina poszła do siostry Wiktorii, słu-
żebniczki starowiejskiej, ówczesnej przełożonej domu
w Orzechówce. Wypłakała się i poprosiła o modli-
twę. W nocy miała sen. „Razem z synem Antonim na
rozległych łąkach kopaliśmy ziemię, która miała być
wysłana do badania. Syn odwrócił ziemię łopatą i zo-
baczyliśmy na tle czarnej ziemi żółtą, w kształcie guza.
Właśnie z tej żółtej ziemi miała być pobrana próbka do
badania i wysłana w tym celu do Lublina lub Krakowa.
W tym momencie cichutko nadleciał helikopter, a z jego
okna wychylił się uśmiechnięty mężczyzna w okularach
i z brodą i powiedział do nas: «Nic z tego badania nie
wyjdzie, ani w Lublinie, ani w Krakowie! Ja pomogę...»”
– relacjonuje matka chorej dziewczynki.
Znak od Boga
Następnego dnia do domu państwa Szmyd zapuka-
ła siostra Maria. Przyniosła chorej dziewczynce obra-
zek z wizerunkiem Edmunda Bojanowskiego i poleciła,
10
Henryk Bejda, Małgorzata PabisGdy przychodzą duszeżeby przyłożyła go na miejsce bolesne, i żeby się modlić
o zdrowie za przyczyną sługi Bożego Edmunda. „Mat-
ka wzięła obrazek i wydawała mi się jakaś zaskoczona.
Pamiętam dobrze jej reakcję: uporczywie wpatrywała się
w postać na obrazku i powiedziała, że tego pana gdzieś
widziała” – opisuje zakonnica.
W poniedziałek Maria, w towarzystwie ojca i siostry,
pojechała do szpitala w Przemyślu. Janina została sama.
Wzięła w dłoń obrazek i, przyglądając się dokładniej
widniejącej na nim postaci, ze zdziwieniem stwierdziła,
że to mężczyzna z jej snu. „Zrozumiałam, że to Matka
Boża w ten sposób wskazuje mi Edmunda Bojanowskie-
go jako pośrednika między mną a Bogiem w modlitwie
o uzdrowienie córki Marysi”.
O swoim odkryciu doniosła zakonnicom, które za-
inicjowały odmawianie nieustającej nowenny o zdrowie
chorej. Siostra Wiktoria poprosiła o modlitwę siostry
z domu w Starej Wsi. Żarliwe i ufne modlitwy do Boga
rozpoczęła także cała rodzina Marysi. Wieczorami gro-
madzili się na różańcu. Janina Szmyd wspomina: „Powta-
rzałam po wiele razy: «Ojcze Bojanowski, daję Ci moje
modlitwy, daję Ci cały przeżyty dzień, radości i strapie-
nia, obawy i przykrości, a nawet zdenerwowanie moje,
byś to wszystko złożył w ręce Matki Najświętszej, byś
prosił, bo ja niegodna, o zdrowie dla Marysi». Miałam
gorącą i silną wiarę, że On pomoże, że uprosi u Matki
Bożej i u Pana Jezusa tę łaskę”. Za dziewczynkę modlili
się także znajomi członków rodziny.
W przemyskim szpitalu pobrano wycinek do
analizy. Wysłano go do Lublina. Kilka dni po tej
operacji, podczas odwiedzin, matka niepostrzeżenie
11
Gdy przychodzą duszeHenryk Bejda, Małgorzata Pabisprzyłożyła obrazek sługi Bożego do zabandażowanej
nogi córki.
Siostra Marii, która czuwała przy chorej, zdecydo-
wała, że jeśli wyniki okażą się niepomyślne, nie powie
rodzicom prawdy i nie dopuści do amputacji. Podczas
drzemki zobaczyła przed sobą twarz mężczyzny z bro-
dą i w okularach. Postać wzięła ją za ramię. „Zrozumia-
łam, że jest to gest aprobaty dla mojego postanowienia.
Spokój tej nieznanej twarzy w jakimś stopniu udzielił się
i mnie” – napisała w świadectwie. Potem dowiedziała się,
że to był Edmund Bojanowski.
Najgorsze wieści
Wyniki nadeszły w trzecim tygodniu pobytu Ma-
rii w szpitalu. „Niestety, proszę pani, jest to najgorsze,
czegośmy się spodziewali... Nowotwór złośliwy! Tyl-
ko natychmiastowa amputacja może uratować na jakiś
czas życie, póki nie ma przerzutów do płuc” – usłysza-
ła Stanisława w słuchawce telefonu. Nogę jej siostry
zaatakował chrzęstniakomięsak – złośliwy nowotwór
kości. W świetle medycyny w takim przypadku bez le-
czenia operacyjnego chory ma przed sobą jedynie kil-
ka miesięcy życia. Amputacja jest konieczna, ale i ona
zazwyczaj przedłuża życie jedynie o kilka lat.
Dziewczyna oświadczyła jednak lekarzowi, że ro-
dzina się na nią nie zgadza. Rodziców uspokoiła, że
„powinny pomóc lampy”. Szmydowie postanowili zdać
się na wolę Bożą. „Postawiliśmy wszystko na jedną kar-
tę” – stwierdziła mama chorej. Była pewna skuteczności
wstawiennictwa Edmunda Bojanowskiego.
12
Henryk Bejda, Małgorzata PabisGdy przychodzą duszeUzdrowiona noga
W marcu 1974 roku licealistkę przewieziono na
naświetlania do szpitala onkologicznego w Rzeszowie.
Miało to być przygotowanie do amputacji. Po powrocie
do domu, w kwietniu 1974 roku, Maria chodziła o ku-
lach. Zakazano jej stawać na chorej nodze. Co jakiś czas
jeździła na badania do szpitala. Noga nie bolała. Stwier-
dzono zmniejszanie się guza. Mimo to nadal nalegano, by
rodzina zgodziła się na amputację. W lecie kule okazały
się już niepotrzebne. Wtedy też Maria poznała przera-
żającą prawdę. „Wyczytałam ją z napotkanego przypad-
kowo pamiętnika Stasi. Odpisałam sobie to wszystko co
zanotowała: 90 procent, że to rak kości, 90 procent, że to
jest rak złośliwy i 50 procent, że mogę przeżyć amputa-
cję. I że bez amputacji się nie obejdzie. Poczułam ogrom-
ny żal do rodziców i wszystkich, którzy mnie oszukiwali.
Płakałam i chciałam żyć, a poznaną prawdę przeżywa-
łam samotnie” – wspomina dziewczyna.
We wrześniu Maria wróciła do szkoły. Zamiesz-
kała w internacie. Mijały dni i miesiące. Guz wciąż się
zmniejszał. Przerzutów nie było.
W 1976 roku jej matka złożyła w podzięce wota
w postaci serduszek – Matce Bożej Częstochow-
skiej w kaplicy sióstr w Orzechówce i ojcu Bojanow-
skiemu, którego portret wisi w zakonnej rozmównicy.
W 1978 roku Maria zdała maturę. W tym mniej wię-
cej czasie dowiedziała się od matki, że życie zawdzięcza
Edmundowi Bojanowskiemu. „Pierwszy raz z ust mamy
usłyszałam nazwisko osoby, dzięki której żyję”.
13
Gdy przychodzą duszeHenryk Bejda, Małgorzata PabisPowinnam już nie żyć!
Po maturze Maria skończyła Studium Laborantów
Medycznych w Przemyślu i poszła do pracy w szpita-
lu w Brzozowie. Podczas kontroli uznano, że jej noga
jest już zdrowa. Jeszcze raz zbadano pobrany przed laty
wycinek – po raz kolejny stwierdzono, że to złośliwy
rak. Jako laborantka Maria dotarła do swojej kartoteki.
„Wyczytałam sobie wszystko. Chorowałam na złośliwy
nowotwór kości, czyli powinnam już nie żyć!”. Po roz-
mowie z lekarzami doszła do przekonania, że żyje dzię-
ki cudowi. W listopadzie 1983 roku pojechała do Starej
Wsi, by złożyć świadectwo cudownego uzdrowienia.
Dla medycyny wyzdrowienie Marii pozostało zagad-
ką, tematem do dyskusji, dziwnym przypadkiem, budzą-
cym zainteresowanie w kołach lekarskich. Kościół uznał
jej uzdrowienie za cud. Na tej podstawie Ojciec Święty Jan
Paweł II beatyfikował Edmunda Bojanowskiego.
14
Henryk Bejda, Małgorzata PabisGdy przychodzą dusze