Darmowy fragment publikacji:
GIMNAZJUM
Teksty, których się wstydzę
Anna Kęska
© Copyright by Anna Kęska
Projekt okładki Anna Kęska
ISBN 978-83-272-3728-6
Wszelkie prawa zastrzeżone. Rozpowszechnianie i
kopiowanie całości lub części publikacji zabronione
bez pisemnej zgody autora.
Wstęp
Każdy ma takie teksty, których się wstydzi. Mam je i ja.
Pewnego dnia bezwstydnie zebrałam je w całość.
Tytuł „Gimnazjum” wydaje mi się adekwatny do poziomu.
Powstydźmy się razem.
Ż e niby proza
Sto noży wbili mu w plecy...
Urodził się jako Robert, zmarł jako Józef. Józef K. Był właśnie
takim typowym, Józefem Ka. Takim każdym. Kochającym ojcem i
dziadkiem, miłym staruszkiem, silnym słabeuszem...
Tego tekstu miało nie być. Ale tak wyszło, że jest. O jednym z
najwspanialszych ludzi, jakich nosiła ta planeta, napisany
najbardziej pokracznie i nieskładnie jak się chyba da. Bo nie
umiem zebrać myśli.
Nie wynalazł koła, elektryczności, radia ani Internetu. Leku na
raka też nie, chociaż pewnie by mu się przydał. Nie jeździł na
misje do Afryki i nie edukował dzieci z Kambodży. Nie miał
medali, orderów, odznaczeń i nagród. Nigdy o nie zabiegał. Nie
żył nawet długo i szczęśliwie - szczęście wymykało mu się z rąk.
Zawsze. Niestety.
Urodził się ubogi, dzieciństwem była wojna. Kiedy się skończyła i
można było zacząć cieszyć się wolnością i bezpieczeństwem ,
stracił rodziców. Musiał szybko dorosnąć. Właściwie, to nawet na
to zabrakło mu czasu - obowiązku dorosłego spadły na niego z
dnia na dzień, nie było nawet czasu na opłakiwanie.
Był poczciwy, miły, uczciwy, uczynny. Może dlatego miał zawsze
pod górkę. Tacy ludzie mają najciężej. W świecie ludzi
znieczulonych przez wojnę, był kimś zupełnie innym, obdartym
ze skóry. Wszystkie ciosy, nawet te najmniejsze bardzo go bolały.
Spadały nawet nie na gołe, nieopancerzone ciało czy delikatną
skórę, ale wprost na tkanki i narządy, dostawały się do krwi i
odbijały się smutkiem w oczach.
Tym zahartowanym, gruboskórnym było łatwiej. Piep.rzone
nosorożce!
Wołali na niego Rupert. Od Imienia. Nie lubił tego, więc je
zmienił. Na Józef... Tak jakoś. Ale Rupert wołali nadal.
Nie bał się pracy, nawet tej ciężkiej. Na inną nie miał szans -
dzieciństwo i trudna młodość odebrały mu możliwość edukacji.
Był za to bardzo inteligentny i utalentowany.
To chyba prawda, że nikt nie zniszczy nas bardziej, niż my sami.
On był za dobry, za uczciwy, za prostoduszny...
W czasach PRL-u, kiedy prawie każdego gdzieś werbowano, i on
miał tego pecha. Rzucili go do małego miasteczka. Na szczęście
tylko pisał na maszynie. Nikt nie miał chyba złudzeń - Józek nie
był w stanie zakapować na nikogo, donieść, wyjść gdzieś z pałą...
Z resztą, na samym początku jaki miał wybór ? Albo to przyjmuje,
albo po nim. Wspomniał mi o tym tylko raz - płakał. I chociaż
tylko przepisywał różne dokumenty, to bardzo się tego wstydził.
Ja nie mam do niego żalu, nie chowam urazy. Zresztą - to był
człowiek, który miał duszę wyłożoną na tacy która niósł na
rękach. Wszystko było widać...
Potem zaczęło się układać. Poznał cudowną kobietę, założył
rodzinę. Ciężko pracował, ale miał cel - wybudować dom, dać
dzieciom wszystko co najlepsze... I kiedy wszystko
było normalnie, chociaż nie tak jak w bajce, to nagle żona
umarła. Został sam z dwójką małych synków. Super, co nie?
I teraz co robić? Samotny ojciec ma strasznie pod górkę. Bo jak
tu prać, sprzątać, gotować i jeszcze pracować ? Dzisiaj w XXI
wieku jest dużo łatwiej - tysiące przedszkoli, żłobków,
Pobierz darmowy fragment (pdf)