Darmowy fragment publikacji:
dr Biyon Kattilathu
HINDUSKIE OPOWIEŚCI
KIEROWCY RIKSZY
12
i konsekwentnym dążeniu do celu
inspirujących historii o miłości,
stracie, odwadze, sile
Redakcja: Ewelina Kuryłowicz
Skład: Krzysztof Remiszewski
Projekt okładki: Krzysztof Remiszewski
Tłumaczenie: Marta Lipińska
Ilustracje: Dmitri Broido
Wydanie I
Białystok 2020
ISBN 978-83-8171-456-3
Tytuł oryginału: Der Rikscha-Fahrer, der das Glück verschenkt
Published originally under the title (see § 2 (1) © 2019 by GRÄFE UND UNZER VERLAG
Polish translation copyright: © 2020 by Studio Astropsychologii
GmbH, München
© Copyright for the Polish edition by Studio Astropsychologii, Białystok 2019
All rights reserved, including the right of reproduction in whole or in part in any form.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Bez uprzedniej pisemnej zgody wydawcy żadna część tej książki nie
może być powielana w jakimkolwiek procesie mechanicznym, fotograficznym lub elektronicznym
ani w formie nagrania fonograficznego. Nie może też być przechowywana w systemie wyszukiwania,
przesyłana lub w inny sposób kopiowana do użytku publicznego lub prywatnego – w inny sposób niż
„dozwolony użytek” obejmujący krótkie cytaty zawarte w artykułach i recenzjach.
Książka ta zawiera porady i informacje odnoszące się do opieki zdrowotnej. Nie powinny one jednak
zastępować porady lekarza ani dietetyka. Jeśli podejrzewasz u siebie problemy zdrowotne lub wiesz o nich,
powinieneś skonsultować się z lekarzem, zanim rozpoczniesz jakikolwiek program poprawy zdrowia czy
leczenia. Dołożono wszelkich starań, aby informacje zaprezentowane w tej książce były rzetelne i aktualne
podczas daty jej publikacji. Wydawca ani autor nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za jakiekolwiek
skutki dla zdrowia mogące wystąpić w wyniku stosowania zaprezentowanych w książce metod.
15-762 Białystok
ul. Antoniuk Fabr. 55/24
85 662 92 67 – redakcja
85 654 78 06 – sekretariat
85 653 13 03 – dział handlowy – hurt
85 654 78 35 – www.talizman.pl – detal
strona wydawnictwa: www.studioastro.pl
Więcej informacji znajdziesz na portalu www.psychotronika.pl
PRINTED IN POLAND
Spis treści
17
51
6
81
29
Przedmowa
9
Nanni i ja w wielkomiejskiej dżungli
Kapuściana głowa i prezent teraźniejszości
Miłość na tandemie, miłość do ryby
i miłość do siebie
W podróży z najmłodszą gwiazdą rocka
Nowego Delhi
67
Mój słonik szczęścia płata mi figle
Co mają wspólnego zgarbione plecy
i wizyta w kinie
Profesor Devi pali fajkę
97
i uczy się przy tym czegoś nowego
Jak odkryłem najbogatsze miejsce na świecie
Zielone pryszcze są cool
Nie możesz zjeść przeszłości,
ale możesz ją puścić
Jak codziennie wygrywamy w Lotto
Złamana noga, zagadka
i mnóstwo kolorowych balonów
Posłowie
Podziękowania
O Autorze
133
189
171
192
119
194
109
155
Przedmowa
K
ażda podróż, nawet najdłuższa, zaczyna się od
pierwszego kroku. Jestem bardzo szczęśliwy, że
czytasz te słowa. To był twój pierwszy krok naszej
wspólnej podróży. Nie chciałbym teraz zdradzać zbyt wiele
szczegółów tej podróży, a jedynie powód, dlaczego napisałem
tę książkę. Po tym, jak za pomocą moich filmików w mediach
społecznościowych dotarłem do milionów ludzi, zrozumiałem,
że tak naprawdę wszyscy mamy podobne marzenia i tęsknoty.
Chcielibyśmy być szczęśliwi i żyć samodzielnie. Chcielibyśmy
odpuścić rzeczy i sytuacje, które nam nie służą. Chcielibyśmy
doświadczyć prawdziwej miłości. Dobra wiadomość jest taka,
że faktycznie możemy tego doznać. A klucz jest w nas samych.
Ta książka opowiada historię Rahul, radosnego, empa-
tycznego kierowcy rikszy w Nowym Delhi, który obdarowuje
6
Przedmowa
7
szczęściem swoich pasażerów. Wsiadają do jego rikszy z baga-
żem swoich codziennych problemów, mają złamane serce albo
niespełnione marzenia… a kiedy wysiadają, czują się szczęśliwsi.
Dlaczego? Ponieważ pozwolili sobie poddać się podróży. Ta
książka jest odpowiedzią na wiele twoich życiowych pytań. Po-
winna cię zainspirować, rozśmieszyć, wstrząsnąć tobą oraz przy-
pomnieć rzeczy, które najprawdopodobniej wiesz, tylko o nich
zapomniałeś.
Wspólnie powrócimy do moich korzeni w Indiach. Wsiądź
i pozwól się uprowadzić. Nie potrzebujesz walizki. Potrzebu-
jesz jedynie siebie i swojej gotowości, by wszystkie rzeczy, które
zobaczysz, usłyszysz i poczujesz, wpuścić do swojego serca. Na
końcu każdego rozdziału czeka na ciebie mój filmik, w którym
wspólnie zrobimy przegląd dotychczasowej podróży. W załącz-
niku w ostatnim rozdziale (strona 191) dowiesz się, jak możesz
odtworzyć to wideo i cieszyć się nim.
Chciałbym też teraz tobie powiedzieć, że uszczęśliwiłeś mnie
i że jestem ci bardzo wdzięczny za twoje zaufanie. Hinduskie
opowieści kierowcy rikszy to coś więcej niż tylko książka. To ży-
ciowa sprawa. To jest obietnica. To jest moje życie. A teraz chcę
się nim z tobą podzielić. Twoja droga wyłania się dzięki temu, że
nią kroczysz… albo kiedy ją przemierzasz teraz razem ze mną.
Także zaczynamy. Mamy jeszcze dużo planów.
Nanni i ja
w wielkomiejskiej dżungli
N
iektórzy mówią, że miasto jest jak labirynt, inni
narzekają na brud i zanieczyszczone powietrze, a dla
mnie Delhi to najpiękniejsze miasto na świecie. Tu
są kręte uliczki Starego Miasta oraz bazar Chandi Chowk, tu są
szerokie ulice dzielnicy rządowej i tu jest rzeka Jamuna, dopływ
Gangesu, która wije się przez całe miasto. Szczególnie lubię ten
zgiełk, który panuje na ulicach, małe budki, z których uno-
szą się przepyszne zapachy. Tłumy ludzi, których różnobarwne
sari tworzą przepiękną mozaikę. Głośniejszy niż coroczny woj-
skowy przemarsz do Muzeum Narodowego koncert trąbiących
kierowców, którzy albo się śpieszą albo po prostu dobrze się
bawią, trąbiąc. Jaskrawe plakaty reklamujące najnowsze kremy
wybielające, dla tych, którzy chcą wybielić skórę, by piękniej
9
10
wyglądać. Na każdym rogu jest głośno, ktoś krzyczy, ktoś się
kłóci, ktoś świętuje, ktoś się śmieje.
A gdzieś w centrum tego zgiełku jestem ja z moją rikszą:
czarna blacha i żółty dach. Na pierwszy rzut oka wygląda jak
80 000 innych riksz, które jeżdżą po Nowym Delhi. Jednak
moja riksza jest wyjątkowa. No dobrze, może z wyglądu nie
ma większej różnicy w porównaniu z innymi „Tuk-Tuk taksów-
kami”, ale w środku moja riksza jest urządzona z miłością. Są
lampki choinkowe, które mienią się kilkoma kolorami, a po-
przez naciśnięcie przycisku można samemu zdecydować, jak
szybko będą zmieniać się kolory. Często pytam moich podróż-
nych o ich ulubiony kolor i zaskakuję ich grą kolorów, tak by
mogli jeszcze bardziej rozkoszować się swoją podróżą w Nanni.
Zgadza się, moja riksza nazywa się Nanni. To oznacza „dzię-
kuję”. Wypisane małymi białymi literami nad lewym tylnym ko-
łem, widnieje to imię niczym stempel, co przypomina mi, by być
wdzięcznym każdego dnia. W ostatnich latach nauczyłem się, że
wdzięczność jest jedną z najważniejszych rzeczy w naszym życiu.
Poza tym u mnie zawsze gra dobra muzyka. Nie klasyka czy
heavy metal, czy coś w tym stylu. Tylko wesoła muzyka z Bolly-
wood. Niektórzy oceniają muzykę i filmy Bollywood jako kiczo-
wate. Może i tak jest, że są one kiczowate, ale to nie oznacza, że
są złe. Przede wszystkim są przesadne. Przesadnie romantyczne,
przesadnie krzykliwe, przesadnie kolorowe, przesadnie głośne,
przesadnie smutne, przesadnie radosne.
Jednak właśnie dlatego tak bardzo je lubię. Często w na-
szym sercu mamy wiązankę składającą się ze zwątpienia, lęków,
myśli oraz skomplikowanych uczuć. I właśnie by się przez tę
HINDUSKIE OPOWIEŚCI KIEROWCY RIKSZYNaNNi i ja w wielkomiejskiej dżuNgli
11
wiązankę przedostać i nasze serce wzruszyć, potrzebujemy cza-
sem: więcej romantyzmu, więcej kolorów, więcej smutku, wię-
cej radości. Po prostu więcej!
Jest upalny dzień, już od rana pot cieknie po czole. Właśnie
chcę wsiąść do mojej rikszy, kiedy to mój sąsiad Malik krzyczy:
– Dzień dobry, Rahul!
– Czy będzie to dobry dzień, to się dopiero okaże – odpo-
wiadam z uśmiechem. Spoglądam na moment w dal i znów
na Malika i krzyczę do niego:
– Sprawdziłem dla nas prognozę: dziś jest odpowiedni
dzień, by mieć dobry dzień!
Moi przyjaciele twierdzą,
że optymizm to moje drugie imię.
Uruchamiam mały silnik, dodaję gazu i ruszam przed siebie.
Światełka migają na zielono, z radia wydobywają się pierwsze
dźwięki znanej piosenki bollywoodzkiej Jai Ho, a ja kieruję się
do centrum miasta. Moi przyjaciele twierdzą, że optymizm to
moje drugie imię. Dlaczego nie? Brzmi o wiele lepiej niż Rahul
pesymista, czyż nie?
„Jaaai Hooo. Jaai Hooooo”. Uważam, że jestem najlepiej
śpiewającym kierowcą rikszy w Nowym Delhi. Przynajmniej
we wschodnim Delhi do ulicy Gandhi i rogu ulicy Nehru. Zda-
ję sobie sprawę, że wielu kierowców tak o sobie myśli. Ale ja je-
stem przekonany, że w moim przypadku jest to prawda.
12
Akurat zmienia się sygnalizacja na czerwone światło, a ja
zbliżam się do starego auta TATA z 1998 roku, które stoi przede
mną. Przez tylną szybę widzę kapelusz, który porusza się ryt-
micznie. Gdy lewym pasem zbliżyłem się do niego, usłyszałem
głośną muzykę z radia. Spoglądam na TATA. Pan około pięć-
dziesiątego roku życia śpiewa żarliwie piosenkę, jakby to mia-
ło być jego ostatnie przesłanie dla ludzkości. Odwraca głowię,
widzi moje spojrzenie i w ułamku sekundy przestaje śpiewać.
Nagle jego głowa wraz z wielkimi wąsami i kapeluszem skiero-
wana jest na wprost do kierunku jazdy. Mężczyzna znierucho-
miał, jakby niewidoczna obroża zacisnęła się wokół jego szyi.
Jaka szkoda, pomyślałem, tylko dlaczego?
Dwa wyjaśnienia przyszły mi do głowy. Pierwsze: jak kie-
rowca mnie zobaczył, uświadomił sobie, że najlepszy pio-
senkarz w Delhi stoi właśnie obok niego przed sygnalizacją
świetlną, i z szacunku do mnie przestał śpiewać. Druga możli-
wość: wstydzi się. Nawet jeśli jest przekonany o swoim talencie
do śpiewu, druga opcja wydaje mi się bardziej prawdopodobna.
Czyli jednak się wstydzi. Ale dlaczego? I przed kim? Jeszcze
przed chwilą był radosny i odprężony. Nie musiał nic robić.
Nie chciał nic przedstawiać. Po prostu był. A teraz? Chce się
przypodobać mnie, obcemu człowiekowi. Myśli, że jako wo-
skowa figura z niewidzialną obrożą bardziej mi się spodoba.
Oczywiście, my ludzie jesteśmy zwierzętami stadnymi i je-
steśmy zdani na to, żeby dogadywać się z innymi – wszędzie
można to odczuć, każdego dnia, także w Delhi, gdzie około sze-
ściu tysięcy osób na jednym kilometrze kwadratowym się mie-
ści i czują się jak sardynki w puszce. Ale to jeszcze nie oznacza,
HINDUSKIE OPOWIEŚCI KIEROWCY RIKSZYNaNNi i ja w wielkomiejskiej dżuNgli
13
że musimy się wyginać, by się wtopić w tłum, co poza tym i tak
często jest zupełnie niepotrzebne. Ponieważ naprawdę lubię wi-
dok śpiewających kierowców.
Biorę ostry zakręt i podgłaśniam radio. Nawet po tylu latach
słuchanie radia jest wciąż dla mnie luksusem, z którego w pełni
korzystam.
Wychowałem się w slumsach. Moi rodzice, dziadkowie, czwór-
ka rodzeństwa i ja mieszkaliśmy w niewielkim pomieszczeniu,
w chacie zbudowanej z blachy falistej i różnych znalezisk. Nasz
dobytek ograniczał się do tego, co niezbędne; na więcej nie by-
łoby miejsca w naszej chacie. Przez cienkie ściany słyszeliśmy
każdy szmer u naszego sąsiada – a oni nasz.
Moja mama spędzała cały dzień w kuchni, przygotowując
coś do jedzenia, podczas gdy my, dzieci, włóczyliśmy się po
skończonych lekcjach w szkole. Czasem graliśmy z rówieśni-
kami, czasami szperaliśmy na oddalonym trochę dalej wysypi-
sku śmieci w poszukiwaniu czegoś przydatnego, co moglibyśmy
sprzedać bądź wymienić na jedzenie.
Mój tata z kolei trudził się wykonywaniem kapci ze starych
opon dla mieszkańców slumsów. W zamian otrzymywał od lu-
dzi to, co akurat mieli u siebie: ryż, igły, koce, zapałki, rybę;
czasem śpiewali dla niego piosenkę, opowiadali historyjki bądź
wręczali własnoręcznie wyrzeźbione w drewnie zwierzęta oraz
bóstwa. Jako dziecko uwielbiałem tę zbieraninę – było tam tyle
niespodzianek! – ale najeść się tym nie można było. Głód był
często opisywany jako „nękający”, i coś w tym jest. Przynajmniej
14
nie można zapomnieć tego uczucia przez całe swoje życie. Do-
piero po jakimś czasie zauważyłem, że historie opowiadane są
także o bogactwie.
Jak co poranek, jadę do mojego ulubionego imbisu. Jednym
krokiem pokonuję trzy schodki w Delhi Food Drinks i je-
stem przy bufecie małej kawiarenki. Tu jest przygotowywana
chai, czyli słynna w Wielkiej Brytanii czarna herbata z mlekiem,
która po prawie stuletnim panowaniu kolonialnym również
w Indiach jest znana. Za to zupełnie niebrytyjski jest zapach
świeżo pieczonych dos (rodzaj naleśnika z soczewicą, orzechem
kokosowym oraz ziemniakami). Od razu zgłodniałem.
– Niech zgadnę, Rahul: jedna dosa z chai – słyszę głos za
swoimi plecami, zanim ręka, która do tego głosu należy, chwyta
moje ramię.
– Santosh, zagraj dziś w Lotto. Z twoim trafem dziś masz
spore szanse na wygraną! – odpowiadam. Śmiejemy się, bo obaj
doskonale wiemy, że od lat każdego poranka moje śniadanie wy-
gląda tak samo. Dzień w dzień, bez wyjątku. Santosh zawsze
nalega, bym spróbował czegoś nowego, ale ja nieugięcie zostaję
przy swoim. Lubię sprawdzone rzeczy, które już znam. I rzeczy,
których powtarzanie sprawia mi przyjemność, to jest mój prze-
pis na zadowolenie. Jeśli zjedzenie dosy uszczęśliwia mnie, to po-
winienem robić to jak najczęściej. A jeśli ktoś odczuwa radość,
ma ochotę wyściskać i wycałować swojego psa, to powinien wy-
posażyć się w dobry balsam do ust i ruszać w drogę. W tym
momencie kelner niesie mi herbatę. „Nanni, Brinti”, mówię,
delikatnie kiwając głową. Lubię Brinti. Na tyle długo pracuje
już u Santosha, że można powiedzieć, że należy on do rodziny.
HINDUSKIE OPOWIEŚCI KIEROWCY RIKSZYMiłość na tandemie,
miłość do ryby
i miłość do siebie
W idzę piękną beżową taksówkę, która jedzie po trzy-
pasmowej autostradzie. Bardzo szybko jedzie. Mini-
mum 130 km/h. Przyglądam się… i nie mogę uwie-
rzyć: taksówka… nowa C klasa marki Mercedes. I nie mówię tu
o jakiejś C klasie, tylko o najnowszym modelu C klasy na rynku!
Ulice są niesamowicie czyste, a inne auta jadą równo, jedno
obok drugiego. Mógłbym godzinami patrzeć na tę taksówkę,
jak elegancko miga lewy kierunkowskaz, by wyprzedzić auto
jadące przed nim. Bez nerwowego trąbienia, bez gorączkowego
pośpiechu. Wygląda tak, jakby taksówka znowu przyśpieszy-
ła… a wtedy… wideo urywa się i na ekranie pojawia się sym-
bol, że wideo ładuje się.
Po około 5 sekundach gapienia się w ekran oraz nadziei, że
za chwilę film się odtworzy, przyszło otrzeźwienie.
29
30
„Zmień w końcu operatora!”, ktoś krzyczy, a druga osoba
dodaje: „Gdybyś w swojej rikszy oglądał mniej nieprzyzwoitych
filmów, to miałbyś większą ilość danych…”
Stoję z czterema zaprzyjaźnionymi kierowcami riksz na
centralnym postoju riksz w północnym Delhi i śmiejemy się
z obecnego z nami Janama, który jest naszym dobrym przyja-
cielem. To właśnie jego telefon komórkowy nie pozwala nam
obejrzeć do końca wideo.
Uwielbiamy oglądać taksówki z innych krajów na YouTube.
To niesamowite uczucie, widzieć, jak różnorodne kultury jazdy
samochodem są na całym świecie, jak ludzie przemieszczają się
w różnych zakątkach świata. W takim momencie wyobrażamy
sobie, jak to by było, gdybyśmy to my taką taksówką jeździli.
Jak codziennie rano byśmy adorowali oczami to auto, jaka mu-
zyka w radiu by grała oraz jak nasz wzrok wszystko skanowałby
na zewnątrz, by możliwie jak najwięcej zapisać w swojej pamięci.
A teraz widzę ludzi, którzy faktycznie takimi taksówkami jeżdżą.
I widzę, jak siedzą w samochodach i spoglądają na swoje telefony
komórkowe. Być może ktoś ogląda w internecie indyjskie riksze
i wyobraża sobie, jakby to było podróżować z nami w Delhi…
– Czy ta riksza jest jeszcze wolna?
Głos, który usłyszały moje uszy, miał niemiecki akcent i jak
na męski, brzmiał bardzo delikatnie. Patrzę na moją rikszę,
a tam stoi mężczyzna w wieku około 30 lat. Włosy ciemny
blond, nosi niebieskie dżinsy i T-shirt w czerwono-białe paski.
Patrząc w naszą stronę, poprawia sobie okulary.
– Tak, jest jeszcze wolna. Proszę wsiąść i po prostu jechać.
Tylko na stacji benzynowej proszę zwrócić na to uwagę, by tę
benzynę super zatankować – krzyczę do niego.
HINDUSKIE OPOWIEŚCI KIEROWCY RIKSZYmiłość Na taNdemie, miłość do ryby…
31
– Miałem na myśli… znaczy się, czy któryś z panów… – jąka
się mężczyzna nerwowo.
Jak tylko Janam schował swój telefon do kieszeni, pozostali
kierowcy oraz ja zaczynamy się śmiać, i jestem szczęśliwy wi-
dząc, że młody mężczyzna po chwili zwątpienia również śmieje
się z nami. Niezbyt głośno i jakoś żywiołowo, to jest raczej po-
wściągliwy śmiech.
Podchodzę do niego, podaję dłoń i mówię:
– Mam na imię Rahul. Cieszę się na naszą wspólną podróż.
Pokazuję mu przy tym tylne siedzenie mojej Nanni i zapra-
szam, by zajął miejsce.
Do tej pory prawie każdy mój pasażer
miał interesującą historię do opowiedzenia.
Młody człowiek siada trochę nieporadnie na tylnej kanapie,
mówiąc przy tym:
– Miło mi. Ja mam na imię Stefan, ale nazywają mnie Steve.
Odpalam silnik, pytając:
– Okej Steve, dokąd prowadzi nas nasza podróż? – Jego
wygląd wskazuje, że jest tutaj w celach turystycznych, ale nie
ma ani aparatu fotograficznego, ani torby, co mnie trochę
zastanawia.
– Do Tadź Mahal proszę.
Przekręcam z powrotem kluczyk w stacyjce, by zgasić sil-
nik. Powoli odwracam się do Steve’a i patrzę mu przez kilka
sekund w oczy.
32
Spokojnym głosem mówię:
– Drogi Steve, witamy w Nowym Delhi, stolicy Indii. Wspo-
mniany przez ciebie cel, Tadź Mahal, znajduje się w Agrze. Jeśli
teraz wyjedziemy, to około ośmiu do dziewięciu godzin będzie-
my w podróży. Pociągiem jedzie się około trzech godzin i wyj-
dzie taniej. Na pewno motorniczy nie jest tak dobrym partnerem
do rozmowy jak ja, ale przede wszystkim dlatego, że ty w ogóle
nie chciałbyś z nim rozmawiać…
Przerywam słowotok, ponieważ moja kapuściana głowa po-
nownie dochodzi do głosu. Uśmiechem próbuję naprawić za-
istniałą sytuację.
Z kolei uśmiech na twarzy Steve’a zdradza, że wcale nie uda-
ło mi się odwieść go od tego pomysłu.
– Rahul, dziękuję ci za twoje słowa, i muszę przyznać, wyda-
jesz się być sympatycznym człowiekiem. Oczywiście przygoto-
wałem się do mojej podróży. I wiedz, że w pełni rozumiem, jeśli
ta droga jest dla ciebie za długa – odpowiada Steve spokojnie.
Nie robi żadnego przedstawienia, nie wysiada teatralnie
z Nanni, jakby doskonale wiedział, że go tam nie zawiozę. I do-
brze robi. Po pierwsze, pieniądze zawsze się przydadzą, a po dru-
gie, jestem bardzo ciekawy historii Steve’a. Do tej pory prawie
każdy mój pasażer miał interesującą historię do opowiedzenia.
Wyjątek stanowią osoby, które nie chcą ze mną rozmawiać, ale ich
oczy i ciało opowiadają mi swoją historię – przeważnie smutną.
Często nie doceniamy naszych historii i pytamy siebie, co
takiego szczególnego jest w nas i w naszym życiu.
– Więc dobrze – uśmiecham się do Steve’a i ponownie od-
palam silnik. Do tej pory byłem tylko raz w Tadź Mahal, i to
HINDUSKIE OPOWIEŚCI KIEROWCY RIKSZYmiłość Na taNdemie, miłość do ryby…
33
było już całą wieczność temu. Moje serce na myśl o tej nieocze-
kiwanej podróży delikatnie podskoczyło.
Do innych kierowców krzyczę, jednocześnie mrugając
okiem:
– Jadę do Tadź Mahal!
– Baw się dobrze i wróć cały i zdrowy – odpowiada Janam.
To lubię u moich kolegów, że potrafią komuś życzyć czegoś
z całego serca. Oczywiście nie każdy kierowca w Delhi jest wol-
ny od uczucia zazdrości. Ja już dość wcześnie nauczyłem się od
moich przyjaciół, że szczęście drugiego człowieka także mnie
uszczęśliwia. A czyjeś nieszczęście to również moje zmartwie-
nie. Włączam się do ruchu i kieruję na South Avenue, w stronę
wyjazdu z miasta.
– A powiedz mi, Steve, jaki jest twój ulubiony kolor? – pytam
go, by wyrwać go z natłoku myśli, które wręcz bombardują jego
głowę. Jego wzrok tkwi gdzieś na zewnątrz. To jest to spojrze-
nie, które mają ludzie, kiedy szukając, patrzą w dal, ale ich myśli
uniemożliwiają im zarejestrowanie tego, co widzą.
– Nie mam ulubionego koloru… może czerwony. Lubię
czerwony – odpowiada, nie patrząc w moją stronę.
Tylko zdążył to powiedzieć, a Nanni rozbłysła w soczystym
czerwonym kolorze. Nie jest to jaskrawy, intensywny czerwony,
tylko delikatny odcień czerwonego, który subtelnie zaróżowił
skórę Steve’a.
Steve należy do podróżnych, którzy najpierw potrzebują
czasu dla siebie. Takie osoby nie odzywają się, ale dają tym sa-
mym do zrozumienia, że nie życzą sobie, by ktoś je zgadywał.
Znajduję się więc w jego aurze „nie odzywaj się do mnie”
– pod moim siedzeniem jest wyboista droga wiejska, a przed
34
moim nosem wyświetlacz z kilometrami, który uświadamia mi,
że mamy przed sobą jeszcze baaardzo długą drogę.
By nie czuć się zbyt samotnie, włączam sobie muzykę. Naj-
pierw cicho. Obserwuję w tylnym lusterku ruchy Steve’a i stop-
niowo podgłaśniam radio. I w ten sposób przez pewien czas
jedziemy w kierunku Agry, miasta znanego z Tadź Mahal, we
trójkę – Steve, ja i jakaś piosenkarka czy piosenkarz z radia.
Nieraz próbowałem śpiewać z wykonawcą. W końcu jestem
najlepszym piosenkarzem we Wschodnim Delhi do Gandhi
Street, rogu Nehru Street. Ale poddaję się i nucę sobie piosenki
pod nosem. Leci właśnie kolorowa składanka klasycznych hin-
duskich piosenek, nowoczesne brzmienia z Bollywood i muzy-
ka pop z Europy oraz USA.
Pierwsze takty nowej piosenki zabrzmiały. Subtelny głos,
który śpiewa, należy do grona hinduskich bohaterów naro-
dowych. Nie ma takiego drugiego piosenkarza niehinduskie-
go, który na taką skalę byłby czczony: Michael Jackson. Każde
dziecko, nawet z najmniejszej wioski, zna jego piosenki. Pamię-
tam jeszcze, jak byłem dzieckiem, dostałem od taty kasetę z al-
bumem Thriller – wraz z magnetofonem! Jeden z jego klientów
znalazł to wszystko w kartonie z innymi rupieciami na ulicy.
Ktoś chciał się tego pozbyć. A ja pilnowałem mojego podarun-
ku jak oka w głowie i dokładnie wiedziałem, kiedy jaka piosen-
ka się zaczyna. Do dziś dnia przechowuję tę kasetę w skrzynce
pod moim łóżkiem.
– Możesz włączyć inną piosenkę? – Steve nagle przerywa mi
moje wspomnienia.
– Ale ja uwielbiam tę piosenkę You are not alone – mówię
i zaczynam cicho śpiewać refren:
HINDUSKIE OPOWIEŚCI KIEROWCY RIKSZYmiłość Na taNdemie, miłość do ryby…
35
– You are not alooone. I am here with youuuu. Don’t be far…
– Proszę!! – nalega Steve i dodaje, podczas gdy ja przełączam
na inną piosenkę – to była nasza piosenka…
W tym momencie zapala mi się w głowie żarówka.
– Gdzie ona teraz jest? – pytam ostrożnie, ponieważ nie
wiem, czy ta osoba, która spowodowała widoczny gołym okiem
ból serca, jeszcze żyje.
Przychodzi kiedyś w życiu taki czas,
kiedy zakładamy maskę.
– Alisa jest gdzieś w Berlinie… więcej nic nie wiem. Ona jest
w Berlinie… a powinna właściwie teraz tutaj być – mówi Steve
i patrzy w tym czasie na wolne miejsce obok siebie.
W jego oczach odbija się czerwony kolor światełek i mogę
dostrzec, że są one wypełnione łzami.
Milczę przez jakiś czas. Po pierwsze, nie wiem, co powinie-
nem teraz powiedzieć, a po drugie, nauczyłem się, że nie zawsze
trzeba kogoś wyciągać z tego bólu, ponieważ często ta osoba
w tym momencie rozwijają swoją wewnętrzną siłę.
– Kiedy wy… no wiesz, mam na myśli rozstanie… – trochę
nieporadnie próbuję czegoś więcej się dowiedzieć.
– Już dobrze, Rahul. Alisa i ja rozstaliśmy się kilka miesię-
cy temu, ale dla mnie to jakby było wczoraj. Właściwie to ona
mnie zostawiła. Tak po prostu. Z dnia na dzień. A tak cieszyli-
śmy się na naszą wspólną podróż do Indii. Wszystko już zapla-
nowaliśmy: przyjazd do Delhi, podróż rikszą do Tadź Mahal…
Biyon Kattilathu jest dyplomowanym inżynierem ds.
organizacji i zarządzania produkcją oraz doktorem psy-
chologii motywacyjnej. Stał się gwiazdą mediów spo-
łecznościowych i za ich pośrednictwem zmotywował
miliony ludzi do poprawy swojego życia. „Pozostaw
świat trochę lepszym, niż go zastałeś”. To motto jego
rodziców ukształtowało dzieciństwo Biyona. Jest prze-
konany o tym, że każdy człowiek może rozwijać swój potencjał, niezależnie
od wieku, pochodzenia, statusu społecznego i swojej przeszłości.
Poznaj Rahula, radosnego i empatycznego kierowcę rikszy w Nowym
Delhi, który obdarowuje szczęściem swoich pasażerów. Wsiadają do
jego rikszy z bagażem codziennych problemów, cierpią z powodu
nieszczęśliwej miłości lub niespełnionych marzeń... a kiedy wysiadają,
czują się szczęśliwsi. Odkryj 12 historii, które poruszają najważniejsze
aspekty naszej codzienności – miłość i stratę, strach i odwagę, wraż-
liwość i miłość do siebie, siłę, szczerość i konsekwentne dążenie do
celu. Poznaj inspirujące historie pragnącego wyleczyć złamane serce
Steve’a, Jobiego – najmłodszej gwiazdy rocka, starszego małżeństwa,
czerpiącego z życia garściami, czy Jolie, która pragnie w pełni zaak-
ceptować siebie i zerwać z narzuconymi jej oczekiwaniami. Każdy
z tych bohaterów oraz jego wyjątkowa historia niesie ze sobą morał,
na który nie pozostaniesz obojętny. Dlatego nie czekaj już ani chwili
dłużej, zajmij miejsce w rikszy Rahula i daj się porwać opowieści.
Wsiądź… i pozwól sobie na podróż w głąb siebie!
Patroni:
B
I
GR
AT
L
EJ ZŻI D
R
O
W
I
A
Psychotronika.pl
Pierwszy polski portal psychotroniczny
SKLEP ZE SZCZĘŚCIEM
Pobierz darmowy fragment (pdf)