Dwa psy, świnka morska, kotka, chomiki należą do domowej menażerii. Bacznie obserwują życie rodzinne swoich właścicieli, przeżywają ich kłopoty, chcą pomóc, choć nie zawsze jest to możliwe. Pełna ciepła i humoru książka opowiada o tym, jak postrzegają nas nasze domowe zwierzaki. Przybliża też nam, ludziom świat zwierzaków, ich smutki i radości, wzajemne sympatie i antagonizmy. Tytułowa Klara jest świnką morską, której bardzo leży na sercu szczeście wszystkich mieszkańców domu - od dzieci, Kai i małego Rafała, po dziadka.
Darmowy fragment publikacji:
Aby rozpocz(cid:261)ć lektur(cid:266),
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dost(cid:266)p do spisu tre(cid:286)ci ksi(cid:261)(cid:298)ki.
Je(cid:286)li chcesz poł(cid:261)czyć si(cid:266) z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poni(cid:298)ej.
Andrzej ˚urowski
K¸OPOTY KLARY
czyli
Z dzieçmi, a nawet i z doros∏ymi ludêmi, jakoÊ da si´
˝yç, chocia˝ oczywiÊcie nie mogà si´ równaç z nami,
zwierzakami
Tower Press, Gdaƒsk 1997
Projekt ok∏adki i strony tytu∏owej:
Dariusz Szmidt
Autorzy zdj´ç:
Andrzej ˚urowski, GB, Agencja BE W
Redaktor:
El˝bieta Smolarz
Korekta:
Barbara Bukowska-Przychodzeƒ
Wydanie I
© Copyright by Tower Press, Gdaƒsk 1997
ISBN 83-87342-04-1
1
– No, jesteÊ nareszcie – fukn´∏a Klara z wyrzutem, kiedy
kotka w koƒcu wÊlizn´∏a si´ do sypialni Kai. – Wszyscy poza
tobà od dawna czekajà.
– Wam ∏atwiej, Kaja i Dziadek Êpià. A tam na pi´trze ca∏y
czas rozróba: Rafa∏ za ˝adne skarby nie chcia∏ zasnàç. Szala∏
w ∏ó˝eczku. Szkoda, ˝e nie widzieliÊcie, jak potem Magda
i Andrzej na zmian´ nosili go na r´kach. A Rafa∏, zachwyco-
ny, tylko robi∏ do mnie oko. – Kotka Maja jest wyraênie za-
dowolona z tajnych uk∏adów z Rafa∏em. – Dopiero jak ∏a-
skawca zasnà∏, mog∏am i ja wymknàç si´ cichutko.
– Ale˝ ci ludzie zabawni! – Szarotka z wy˝szoÊcià wyd´-
∏a policzki. – Kto to widzia∏, ˝eby na przyk∏ad powa˝ny cho-
mik musia∏ nosiç chomicz´ta, nim zasnà. Prawda, Rocky?
5
– No dobrze, wreszcie wszyscy ludzie w tym domu Êpià –
Maja roz∏o˝y∏a si´ wygodnie na parapecie. – Mo˝emy zaczy-
naç narad´. Po co nas, Klaro, wezwa∏aÊ w takiej tajemnicy?
– Zaczynamy! – pisnà∏ Rocky.
– ...czynamy! – Szarotka zdà˝y∏a tylko z drugà po∏owà s∏o-
wa. Nigdy nie jest w stanie nadà˝yç, aby wraz z Rockym po-
wiedzieç równoczeÊnie to samo, chocia˝ bardzo si´ stara.
– Dobra, zaczynamy – mruknà∏ Batiar i k∏apnà∏ z´bami
w stron´ Rumora. Ot tak, dla podkreÊlenia swojej pozycji, jak
zwykle. Ten ca∏y Rumor te˝ niby pies, ale z wysokoÊci swej
pot´˝nej postaci owczarka podhalaƒskiego Batiar zawsze
uwa˝a, ˝e tylko on ma prawo decydowaç za obydwa psy
w tym towarzystwie. Bo te˝ i co to z Rumora za pies: taki, ot,
jamnik króliczy. Dobrze, ˝e przynajmniej d∏ugow∏osy, bo pu-
chaty i nie widaç jaki z niego chudzielec.
Zamiast przytaknàç, Rumor tylko merdnà∏ ogonem, ˝eby
nikomu przypadkiem nie przysz∏o do g∏owy, ˝e on – arysto-
krata – mo˝e iÊç w zawody o psie pierwszeƒstwo z byle pa-
stuchem. Owczarek, i to podhalaƒski, prosz´... Przyjaêniç si´
z Batiarem jeszcze ujdzie. Ale ˝eby z nim konkurowaç, prze-
sada i zbytek uprzejmoÊci. Rumor wskoczy∏ na ∏ó˝ko Kai i za-
szy∏ si´ pod ko∏drà dziewczynki niczym w króliczej norze.
Tylko bezczelnie wystawi∏ nos na ca∏e towarzystwo.
Klara potupta∏a w stron´ akwarium i wspi´∏a si´ na tylne
∏apki, ˝eby z niewielkiej wysokoÊci, w∏aÊciwej Êwince mor-
skiej, spróbowaç sprawdziç, czy aby rybki te˝ sà ju˝ gotowe
do nocnej narady. Z tymi rybkami to sta∏e zawracanie g∏owy.
Nieêle si´ nag∏owiç trzeba, ˝eby si´ z nimi dogadaç. Nigdy
pary z ust. Najwy˝ej troch´ wody.
Ale rybki najwyraêniej sà gotowe. Nawet Bojownik da∏ so-
bie na chwil´ spokój z wyg∏upami. Dobrotliwie faluje przy
Êcianie akwarium i tylko od czasu do czasu ∏ypie okiem
6
w stron´ Mieczyka, czyby tak nie rozwinàç znienacka swojej
wspania∏ej p∏etwy i nie pogoniç strachaj∏y. Mieczyk odp∏ynà∏
w przeciwleg∏y kàt akwarium – tak aby go od Bojownika od-
dziela∏o obydwoje Skalarów. Nigdy z tym postrzeleƒcem nie
wiadomo – ni stàd, ni zowàd rozwinie ten swój grzebieƒ stu-
barwny i pogoni. Licho wie, kiedyÊ rzeczywiÊcie móg∏by nad-
gryêç Mieczykowi koniuszek jego pi´knego ogona. Szkoda
by by∏o Mieczykowego ogona – taki czarniutki i tak cudow-
nie sztywny, ˝e Mieczykowa wprost nie potrafi od niego ode-
rwaç spojrzenia. W sumie jednak w akwarium spokój. Jeszcze
tylko obydwie Molinezje gonià si´ wÊród wodorostów, ale
Klara mo˝e uznaç, ˝e rybki sà do spotkania gotowe. Âwinka
morska odwraca si´ wi´c w stron´ zgromadzonych zwierza-
ków i dla zwi´kszenia efektu przez chwil´ jeszcze drapie si´
∏apkà za uchem.
– Zaczynamy! – decyduje wreszcie. – Tylko bàdêcie cicho,
bo Kaja mog∏aby si´ obudziç.
– Nie obudzi si´ – Rumor wysunà∏ nos spod ko∏dry swojej
pani. – Ona tylko tak opowiada, ˝e za oknem przez ogród od
strony lasu ∏a˝à strachy i dlatego musi mieç przez ca∏à noc za-
Êwieconà lampk´. Bardzo dobrze – przynajmniej nam widno.
A Kaja i tak Êpi przy tym Êwietle jak suse∏. Ja wiem najlepiej,
bo przecie˝ co noc posypiam troch´ u ka˝dego w ∏ó˝ku. KtoÊ
w koƒcu musi pilnowaç porzàdku. Na Batiara nie mog´ liczyç
– chrapie, jak gdyby mia∏ chrapy. Mimo ˝e nie koƒ a pies,
chocia˝ pastuch.
– Cicho, ty króliku jeden, do nory! – burknà∏ basem Batiar.
– Wie doskonale, ˝e jamnik nie cierpi tego swojego przydom-
ka króliczy.
– Spokój wreszcie! – Klara zaskrzypia∏a wystajàcymi zàb-
kami. – Nie ma si´ o co obra˝aç. Mnie te˝ nazywajà Êwinkà,
chocia˝ jestem Êwinkà m o r s k à.
7
– Zupe∏na racja – kotka jest zadowolona, ˝e mo˝e przyga-
daç psom. – Nie po to nie Êpi´ ju˝ pó∏ nocy, aby wys∏uchiwaç
psiego jazgotu. – Z wysokoÊci parapetu Maja omiot∏a psy po-
w∏óczystym spojrzeniem. Kiedy tak po kociemu mru˝y oczy,
nigdy nie wiadomo czy mówi serio, czy kpi. – Nie martw si´
Klaro: Êwinkà albo si´ jest, albo si´ nie jest.
– Âwinià si´ bywa. Nawet je˝eli jest si´ kotkà – odcià∏ si´
spod ko∏dry Rumor, który z Majà zawsze ma troch´ na pieƒ-
ku.
– A k r ó l i c z y m jamnikiem jest si´ raz na zawsze –
Maja bàkn´∏a to tak oboj´tnie, jak gdyby to by∏ jedynie po-
mruk przeciàgania si´. – Piszcz, Klara, co masz do wypisz-
czenia.
Widzàc, ˝e Êwinka morska ma rzeczywiÊcie powa˝nà mi-
n´, nawet kotka przesta∏a kpiàco mru˝yç oczy.
– Mam problem – zacz´∏a Klara.
– Kaja te˝ ma problem – wtràci∏ si´ Batiar, przerywajàc
Êwince morskiej. – Magda stale na nià krzyczy, ˝e zostawiasz
bobki na dywanie. Tak, jakby Kaja mog∏a coÊ na to poradziç.
Zobaczysz, Klara, przestanà wypuszczaç ci´ z tej klatki. Do-
igrasz si´.
– Nie przerywaj! – Klara ma min´ naprawd´ powa˝nà. –
To nasz wspólny problem: j a k i c h o s w o i ç?
Zwierzaki spojrza∏y po sobie szczerze zdziwione. Co ta
Klara wygaduje? Nawet Bojownik przez chwil´ zapomnia∏
prowokowaç Mieczyka.
– Co ty gadasz? – pisnà∏ w koƒcu Rocky. – Przecie˝ nasi
ludzie sà ca∏kiem nieêle oswojeni. Kaja regularnie daje mi ra-
no pszenic´. O jab∏ku dla Szarotki – Rocky czule powàcha∏
chomiczk´ – tak˝e nie zapomina.
– Dziadek gotuje znakomicie – wtràci∏ Batiar. – Z Magdà
i Andrzejem te˝ da si´ ˝yç.
8
– No a z Rafa∏em – przytaknà∏ koledze Rumor – z Rafa∏em
to nawet mo˝na si´ dogadaç.
– Byle pies, a trafi∏eÊ w dziesiàtk´ – podchwyci∏a Klara. –
W∏aÊnie: dogadaç si´ mo˝na tylko z Rafa∏em, a i z nim ju˝ co-
raz trudniej. Kiedy ledwie wyskoczy∏ z brzucha Magdy – by-
∏o z kim w tym domu porozmawiaç. Jeszcze wcià˝ wydaje si´
z tych wszystkich ludzi najmàdrzejszy; chocia˝ od kiedy na-
uczy∏ si´ chodziç i zaczà∏ u˝ywaç tych ich s∏ów, powoli zapo-
mina prawdziwà mow´. Z miesiàca na miesiàc jest z nim co-
raz gorzej.
– Prawda – przytakn´∏a kotka. – Rafa∏ roÊnie i zamiast da-
lej u˝ywaç porzàdnej mowy zwierzaków, uczy si´ od doro-
s∏ych tych ich wszystkich Êwistów i szelestów, których nikt,
kto rozumny, nie mo˝e przecie˝ ani pojàç, ani nawet powtó-
rzyç. Te bbbbrrrrr, aoeuiy, aczczcz, uffff, echchch, rrrurrr,
bzzzz i ca∏a masa innych idiotyzmów.
– Nie przesadzajcie. Na razie i tak my, zwierzaki, wi´cej
rozumiemy z tego, co Rafa∏ gada, ni˝ ludzie. Ale to prawda,
mo˝e byç gorzej – westchn´∏a Szarotka.
Rocky pokiwa∏ g∏owà, przyznajàc racj´ Szarotce, co jà wy-
raênie podnios∏o na duchu.
– Ja nie widz´ powodu do paniki. Na to po prostu nie ma
rady i kropka. Jak by si´ to dalej nie potoczy∏o – my zwierza-
ki, przecie˝ màdrzejsze, i tak wi´cej rozumiemy z tej niepo-
radnej ludzkiej mowy ni˝ oni z naszej.
– Rumor ma racj´ – Rocky pokiwa∏ g∏owà w stron´ Szarot-
ki. – Dziwne tylko, ˝e cz∏owiek im mniejszy, tym màdrzejszy.
Ot, taki Rafa∏; jeszcze niedawno wszystkie zwierzaki nazywa∏
hau, hau. I Êmia∏ si´ z doros∏ych, bo mia∏ racj´: tylko oni nie
rozumieli, ˝e to hau, hau inaczej brzmi, kiedy chodzi o mnie
na przyk∏ad, a inaczej, kiedy Rafa∏ wo∏a Batiara, i jeszcze ina-
czej kiedy pokazuje Szarotk´. Prawda, Szarotko? A mo˝e –
9
Rocky rozejrza∏ si´ dumnie po wszystkich i jakby jeszcze bar-
dziej próbowa∏ skurczyç swoje maleƒkie chomicze cia∏ko –
mo˝e po prostu tak ju˝ jest w ogóle, ˝e im stworzenie mniej-
sze, tym màdrzejsze.
– Mo˝e, mo˝e... To zupe∏nie prawdopodobne – Bojownik
zafalowa∏ w akwarium ca∏à roz∏o˝ystoÊcià swej migotliwej
stubarwnie p∏etwy. – Chyba tak nawet jest na pewno. W ka˝-
dym razie my, rybki, mamy Êwi´ty spokój. Z nami ludzie
w ogóle nie usi∏ujà si´ dogadaç. Im si´ wydaje, ˝e jesteÊmy
nieme. W tym domu to mo˝e Kaja coÊ tam jeszcze pojmuje.
– CoÊ w tym jest – Mieczyk Êmignà∏ wzd∏u˝ akwarium. –
Wyglàda na to, ˝e Kaja potrafi rozró˝niç, kiedy Bojownik jest
naprawd´ wojowniczy, a kiedy chce pokazaç tylko, jaki jest
pi´kny.
– Eeee, szkoda gadaç – Maja przeciàgn´∏a si´, pr´˝àc przy
tym swój lÊniàcy grzbiet wyraênie w ten sposób, aby Êwiat∏o
z nocnej lampki jak najefektowniej odbija∏o si´ w jej futerku.
– Ludziom, a zw∏aszcza doros∏ym, wydaje si´, ˝e dopiero kie-
dy si´ poprzebierajà, stajà si´ pi´kniejsi. Magda to nawet raz
po raz wyrzeka na Andrzeja, ˝e mu si´ nie chce przebieraç.
A sama przecie˝ na golasa wyglàda o wiele ∏adniej ni˝ w tych
swoich bluzkach, które tak nieznoÊnie szeleszczà, a˝ uszy bo-
là. Mo˝ecie mi wierzyç, przecie˝ zawsze siedz´ na kaloryfe-
rze w ∏azience, kiedy Magda si´ kàpie. Pewnie, ˝e wyglàda
∏adniej, chocia˝... – kotka mimochodem poliza∏a futerko na
ogonie – chocia˝ mo˝e Magda przebiera si´ dlatego, ˝e jej
wstyd, bo nie ma w∏osów. Tych par´ k´pek – Êmiechu warte.
Patrzcie, jaki Rocky dumny, ˝e Szarotka taka w∏ochata.
Chomik przybra∏ najoboj´tniejszà ze swych min i jeszcze
bardziej ni˝ zwykle wydà∏ policzki; Rocky nie lubi pokazy-
waç po sobie, jak bardzo Szarotka mu si´ podoba.
– Ja ich wszystkich nawet lubi´ – Klarze uda∏o si´ wresz-
10
cie dorwaç do s∏owa. – Jak na ludzi sà nawet ca∏kiem nieg∏u-
pi. Jak na ludzi, oczywiÊcie, powtarzam. Tylko, ˝e w∏aÊnie
s∏abo oswojeni. Dlatego was tutaj zebra∏am: mo˝e uda si´
nam wspólnymi si∏ami troch´ tych ludzi wychowaç.
– Pró˝ny trud. Z nimi nie pogadasz – Maja znowu kpiàco
zmru˝y∏a oczy. – Za bardzo t´pi – czy mo˝e inaczej: nadto
g∏usi i Êlepi – ˝eby ich czegokolwiek nauczyç.
– Ale˝ Maju, pomyÊl – Klara broni swojego zdania. – No
pomyÊl, te ich maniery...
– A co ty masz przeciwko ich manierom?
– Wszystko. Pierwsze z brzegu: nie s∏yszysz, jak Magda na
mnie wykrzykuje za byle co, za par´ bobków na dywanie?
– To prawda, ale ja id´ na ust´pstwa. Ten piasek w kuwe-
cie jest ca∏kiem do zniesienia. Nie ma innej rady – trzeba si´
przystosowaç.
– Ty zawsze by∏aÊ sceptyczkà! – Klara zaperzy∏a si´ nie na
˝arty.
– Patrzcie – kotka odwróci∏a si´ od Klary ostentacyjnie. –
Ta Êwinka, morska zresztà, chcia∏aby ich nauczyç prawdziwej
mowy i manier, a sama przejmuje od ludzi takie paskudne
przekleƒstwa. Sceptyczka! Dobre sobie.
– To nie ˝adne przekleƒstwo, ty g∏upia kocico! To s∏owo,
które Andrzej zawsze powtarza, kiedy nie udaje mu si´ do
czegoÊ przekonaç Magdy.
– Ju˝ si´ nie z∏oÊç, Klaro – Maja przesta∏a mru˝yç oczy
i przybra∏a ton bardziej mrukliwy. – I zapami´taj sobie:
z ludêmi mo˝na od biedy ˝yç, ale ˝eby ich czegoÊ nauczyç,
nie wyobra˝aj sobie. Najwy˝ej mo˝na ich oswoiç. No, mo˝e
jeszcze przysposobiç do rozumienia najprostszych gestów.
Albo dêwi´ków – ot, miauczenia, psiego szczekania, twoich
pisków. Wiele pokoleƒ kotów musia∏o pracowaç na to, ˝eby
chocia˝ cz´Êç ludzi zrozumia∏a, ˝e mruczenie nie zawsze
11
oznacza rozkosz, a tylko grzecznoÊç wobec nich, uprzejmoÊç
– rozumiesz? Do dzisiaj zresztà ma∏o który cz∏owiek pojmu-
je, ˝e g∏askanie jest przyjemnoÊcià nie tyle dla kota – w ka˝-
dym razie nie zawsze – ile dla tego, który g∏aszcze. Bo wyda-
je mu si´ wtedy, ˝e jest bardziej czu∏y i lepszy, ni˝ jest.
Rumor nagle szczeknà∏ ostrzegawczo. I rzeczywiÊcie – Ka-
ja zacz´∏a si´ przeciàgaç. Zaraz otworzy oczy i wstanie.
Batiar rozwali∏ si´ na Êrodku pokoju i g∏oÊno zachrapa∏ –
b´dzie wyglàda∏o na to, ˝e twardo przespa∏ ca∏à noc. Rocky
i Szarotka b∏yskawiczne zagrzebali si´ w trocinach. Bojownik
dumnie ruszy∏ za marmurowà ska∏k´ i zamar∏ w bezruchu.
Reszta rybek zaszy∏a si´ w wodorostach. Tylko Maja spod
przymkni´tych powiek z ironicznym mruczeniem przyglàda
si´, jak Klara zwiewa w g∏àb swojej budki.
– Znowu nic nie wysz∏o z naszej narady. Znowu nie uda∏o
si´ nam stworzyç planu prawdziwego oswojenia ludzi i na-
uczenia ich choçby najprostszych rzeczy – smutno pisn´∏a
Êwinka morska i wygodniej umoÊci∏a si´ w budce.
– Bo, zapami´taj sobie wreszcie – z parapetu dosz∏o do
Klary mruczenie Mai – z dzieçmi, a nawet i z doros∏ymi ludê-
mi, jakoÊ da si´ ˝yç, chocia˝ oczywiÊcie nie mogà równaç si´
z nami, zwierzakami.
12
2
– Ufff! Poszli wreszcie – Klara najpierw wysun´∏a zza ka-
napy nosek, par´ razy poruszy∏a wàsikami i ostro˝nie rozej-
rza∏a si´ woko∏o. Dopiero po chwili, ju˝ pewniejsza, wybieg∏a
na Êrodek salonu. Wyglàda tu okropnie: ba∏agan, meble po-
przesuwane, przewrócone krzes∏o, talerzyki i fili˝anki z reszt-
kami herbaty, szklanki nie dopitej coca-coli, a w kàcie wala
si´ jeszcze jakieÊ jab∏ko, to si´ nawet przyda.
PoÊród ca∏ego tego rozgardiaszu Batiar rozciàgnà∏ si´ na
dywanie jak d∏ugi. Drzemie z wywalonym j´zorem. Nawet
nie chce mu si´ podnieÊç g∏owy.
– Ufff... – powtórzy∏a Klara z prawdziwà ulgà. – Ba∏am
si´, ˝e ju˝ si´ nigdy nie wyniosà.
13
– A ja myÊla∏em, ˝e mnie zag∏aszczà na Êmierç – Rumor
wpad∏ do salonu wprost z korytarza, gdy˝ na ca∏e popo∏udnie
zagrzeba∏ si´ w stercie p∏aszczy i kurtek zrzuconych na kup´
przez czered´ dzisiejszych goÊci, których zwierzaki zupe∏nie
si´ nie spodziewa∏y. – Z poczàtku by∏o ciekawie i nawet mi-
∏o, ale jak si´ wzi´li do g∏askania i noszenia mnie na r´kach,
musia∏em zaczàç warczeç i udawaç, ˝e zaraz pogryz´.
– Skaranie boskie z tà ekipà filmowà! – Batiar ci´˝ko pod-
niós∏ ∏eb z dywanu. – ˚e te˝ Magda musi pracowaç akurat
w telewizji! Niechby sobie by∏a dziennikarkà w gazecie albo
przynajmniej robi∏a programy telewizyjne na miejscu, w tym
ich jakimÊ studio. Ale nie; upar∏a si´, ˝e cykl dla dzieci
i o dzieciach musi byç filmowany w prawdziwym domu. No
i mamy za swoje!
– To wszystko przez Kaj´ – Maja pojawi∏a si´ w salonie
nagle i nie wiadomo skàd, bezszelestnie jak to ona, po kocie-
mu. – Tak d∏ugo Kaja narzeka∏a i chlipa∏a, ˝e mama wcià˝ po-
za domem, ˝e nigdy jej nie ma, ˝e siedzi w tej swojej telewi-
zorni, a˝ Magda da∏a za wygranà i wymyÊli∏a serial z dziecia-
kami. No i teraz ca∏a ta mena˝eria zwala si´ nam na g∏ow´.
Kamera, Êwiat∏o, dêwi´k, operator, aktor, re˝yser, t∏um dzie-
ciaków.
– O Bo˝e, có˝ za nieznoÊny facet, ten re˝yser – drze si´
w niebog∏osy!
– Te˝ byÊ si´ dar∏a – nie wiadomo czy Maja sprzyja re˝y-
serowi, czy po prostu musi, jak zwykle, dopiec Klarze. – Dar-
∏abyÊ si´ tak samo, Klaro, gdybyÊ tylko potrafi∏a ogarnàç
swoim Êwiƒsko-morskim rozumkiem ca∏y ten ba∏agan. Bied-
ny re˝yser musi si´ nieêle nawrzeszczeç, ˝eby wziàç na
smycz ekip´. W koƒcu to on ma zmusiç ca∏à t´ czered´, ˝eby
scenka po scence zagrali to, co Magda wymyÊli∏a.
– A Magda wcale si´ nie drze, jak on. Widzisz... – Klara
14
jest zadowolona, ˝e sprzeciwiajàc si´ Mai, mo˝e wziàç te˝
w obron´ Magd´; troch´ jà gryzie, ˝e tak denerwuje mam´
Kai swoimi bobkami na ka˝dym kroku.
– ˚adna sztuka. – Maja, zaprzysi´g∏a przyjació∏ka Andrze-
ja, ma okazj´ wstawienia si´ za nim. – Magda nie ma po pro-
stu energii wrzeszczeç na ekip´, bo wszystko, co jà gniecie,
zdà˝y∏a rano wysyczeç na Andrzeja.
– Lepiej, ˝eby ten ca∏y twój Andrzej pilnowa∏ swojej pisa-
niny.
– Ciszej tam na parterze! – Batiar otworzy∏ jedno oko i ∏y-
pie z dezaprobatà. – Wystarczy tej paplaniny! Przynajmniej
wy zachowujcie si´ jak zwierz´ta, je˝eli ludzie muszà zacho-
wywaç si´ jak ludzie. Co za banda... A to re˝yser wrzeszczy,
a to aktor zapomnia∏ tekstu i ca∏à scenk´ – którà znam ju˝ na
pami´ç i do znudzenia – trzeba powtarzaç od poczàtku. A to
operator zagada∏ si´ z Magdà i coÊ nie tak wysz∏o w zdj´ciach.
A to, a owo – w ko∏o Macieju. Ca∏e to filmowanie polega
g∏ównie na marnowaniu czasu.
– A mnie si´ to podoba – wtràci∏ si´ Rumor. – Lubi´, gdy
przy filmowaniu wszyscy si´ Êpieszà, biegajà i warczà. Zupe∏-
nie jak ja, kiedy goni´ pszczo∏y po ogrodzie.
– A˝ dziw, ˝e w koƒcu coÊ z tego wychodzi – Klara podra-
pa∏a si´ tylnà ∏apkà w ucho. – Wydaje si´, ˝e to sam ba∏agan
i nikt nic z tego nie rozumie. Co chwil´ ten pan od mikrofo-
nów przerywa i wo∏a, ˝e nie s∏yszy.
– Mo˝e nie ma w uchu takiego aparaciku jak Dziadek –
mruknà∏ Batiar. – Dziadek us∏ysza∏by wszystko.
– ...gdyby by∏o warto – mlasn´∏a Maja, dopijajàc Êmietan-
k´ z zapomnianego w salonie dzbanuszka.
– A co, nie warto?! – tym razem Klara jest oburzona na do-
bre. – W koƒcu co drugà Êrod´ Kaja i Rafa∏ oglàdajà w tele-
wizji te Magdy programy. I jakoÊ wszystko rozumiejà. Wra-
15
caj, kocico, do Andrzeja i mrucz mu te swoje przypochlebian-
ki.
– Dobrze si´ ten program nazywa: Po rozum do g∏owy.
Bardzo by ci si´, Klaro, przyda∏o to pooglàdaç. Chocia˝ –
Maja doda∏a jeszcze od niechcenia – chocia˝ marna nadzieja
na rezultat...
– Powiedzia∏em ju˝ raz – cisza na parterze!
Maja wyliza∏a Êmietank´ do ostatniej kropelki. Przeciàgn´-
∏a si´ wielce zadowolona:
– Przekleƒstwo! Najpierw ta ekipa i rejwach, ˝e nawet kie-
dy wskocz´ na najwy˝szà pó∏k´ w bibliotece, to i tam nie spo-
sób podrzemaç spokojnie. A teraz z kolei ci drà si´ jak op´ta-
ni. ˚egnam paƒstwa, bez ˝alu. – Skierowa∏a si´ w stron´ bi-
blioteki. – Czas nam z Andrzejem troch´ popracowaç.
– Wyglàda mi na to, ˝e ca∏ym tym filmowaniem najbar-
dziej zachwycona jest Kaja – Batiar zwróci∏ si´ do kotki i Ma-
ja na razie zrezygnowa∏a widaç z pracy, bo zawróci∏a od pro-
gu i umoÊci∏a si´ pomi´dzy przednimi ∏apami owczarka. –
Smarkula wreszcie mo˝e co chwila przebieraç si´ w inne
kiecki, jeszcze jà poganiajà, ˝e kamera czeka. Ach te dziewu-
chy! – liznà∏ kotk´ niby ot tak, mimochodem, ale widaç prze-
cie˝, ˝e z wyraênà sympatià. – Ach, te dziewuchy! ˚e te˝ chce
si´ jej tak wyg∏upiaç. Wszystkie one takie same. I ma∏e, i du-
˝e. Doros∏e nawet gorsze. Nie tylko, ˝e si´ wcià˝ przebierajà,
ale jeszcze siadajà przed lustrem i smarujà sobie usta jakimÊ
czerwonym paskudztwem.
– G∏upi pastuch! Nic, jak zwykle, nie rozumiesz – Klara
z irytacji a˝ stan´∏a na tylnych ∏apkach, zdecydowanie bioràc
swojà panià w obron´. – Bardzo dobrze, ˝e Kaja i jej kole˝an-
ki mogà si´ do tego filmowania troch´ poprzebieraç. Ciebie
Dziadek wyczesze – i czeÊç, ju˝ jesteÊ elegancki. Maja wyli-
˝e sobie futerko i tak˝e jej wystarczy. A dziewczyny to niby
16
co majà robiç, ˝eby si´ chocia˝ troch´ upi´kszyç? Ludziom,
biedakom, nie tak dobrze jak nam: im si´ futerko na zim´ sa-
mo nie zmienia.
– Te˝ by si´ im mia∏o co zmieniaç! – kocica prychn´∏a iro-
nicznie. – Tych troch´ w∏osów na g∏owie? Masz, Klaro, racj´,
czasem mi ich nawet odrobin´ ˝al.
– JakoÊ na co dzieƒ trudno to zauwa˝yç – warknà∏ Rumor.
– Nie okazujesz ludziom przesadnego wspó∏czucia; wiecznie
obra˝ona i wynios∏a.
– Et, psia natura niewolnika. Ciebie to byle kto poklepie,
ju˝ merdasz ogonem – Maja lekcewa˝àco zmru˝y∏a kocie
oczy.
Przebrzyd∏a ironistka, pomyÊla∏ Batiar, ale si´ nie odezwa∏.
Za to ona zwróci∏a si´ z kolei w∏aÊnie do owczarka:
– Niby takiÊ zakochany w Dziadku – ciàgnie kotka oboj´t-
nym tonem – a jak Filip da∏ ci dzisiaj kawa∏ek ciasta, toÊ si´
o ma∏o nie ud∏awi∏. Od razu przyjaciel.
– A idê ty, kocia naturo! – Batiar k∏apnà∏ z´biskami i wark-
nà∏ niby-groênie, jak to on. – Po pierwsze: nie ˝aden Filip, tyl-
ko GrzeÊ; a po drugie: to bardzo mi∏y facet.
– W∏aÊnie ˝e on jest i Filip, i GrzeÊ – Klara oderwa∏a si´ od
resztek jab∏ka, które koƒczy chrupaç w kàcie. – Po prostu ma
pewnie dwa imiona. Sama dzisiaj s∏ysza∏am. Trzyma∏ mnie
w∏aÊnie na kolanach, kiedy Magda zawo∏a∏a z ogrodu: „Grze-
siu, na plan! Kamera czeka, kr´cimy scen´ Filipa”. Czyli: on
jest i GrzeÊ, i Filip równoczeÊnie.
– Bo to jest aktor, ty morsko-Êwiƒski mó˝d˝ku – Maja nie-
spodziewanie stan´∏a po stronie Batiara, pewnie przez roztar-
gnienie. Bo w∏aÊciwie, jak zwykle, musi jej chodziç o to, ˝e-
by pokazaç, jaka niby bystra. Kocica przemàdrza∏a! – No, nie
rób, Klaro, takich min. Co za szcz´Êcie, ˝e nie urodzi∏am si´
Êwinkà morskà, taka to nigdy nic nie rozumie i wiecznie zdzi-
17
wiona. Ja siedz´ sobie na bibliotece i tylko udaj´, ˝e drzemi´,
a ludzie swobodnie gadajà i wszystko mo˝na pods∏uchaç.
– No, to skoro jesteÊ taka màdra, powiedz: dlaczego ten
GrzeÊ to raz GrzeÊ, a raz Filip? No, prosz´... – Klara niby pró-
buje si´ odciàç, ale widaç, ˝e a˝ jej wàsiki chodzà z ciekawo-
Êci.
– Przecie˝ mówi´, ˝e GrzeÊ to aktor. I w tym serialu gra
z dzieçmi Filipa, takiego ich niby starszego przyjaciela.
– A co to znaczy: gra? – Klara zdà˝y∏a ju˝ zapomnieç, ˝e
jest ura˝ona.
Maja ma bardzo zadowolonà min´. Zawsze lubi potwier-
dzaç swojà wy˝szoÊç:
– Aktor to taki zawód, po prostu. Jak dziennikarz, listo-
nosz, albo jak sprzedawca w sklepie zoologicznym. I on w∏a-
Ênie ich wszystkich g r a. No, jak by ci to powiedzieç: udaje
ró˝nych innych ludzi. Pokazuje ich w teatrze albo przed ka-
merà. Krótko mówiàc: pokazuje ludziom, jakimi sà
n a p r a w d ´.
– A co? To oni naprawd´ nie sà naprawd´?
– Cicho siedê! – Maja nie znosi, kiedy byle Êwinka, i to
jeszcze morska, próbuje jej przerywaç. – Sà oczywiÊcie na-
prawd´ jak ty albo ja. Ale ludzie cz´sto nie potrafià przyjrzeç
si´ uwa˝nie samym sobie. I w∏aÊnie aktor im to pokazuje: ja-
cy naprawd´ sà, jak si´ zachowujà lub jak by si´ mogli zacho-
wywaç w ró˝nych sytuacjach, albo jak myÊlà, czy raczej – jak
by myÊleli, gdyby myÊleli. Aktor po prostu podglàda innych
ludzi. Podpatruje, a potem ich w∏aÊnie gra. I wtedy oni na to
patrzà i dowiadujà si´ o sobie troch´ wi´cej.
– I myÊlisz, ˝e oni to lubià?
– Bardzo. Nie widzia∏aÊ, jak Magda i Andrzej biegnà przed
telewizor, kiedy tylko pokazujà w nim jakiÊ teatr?
– Wcale nie jestem pewien, ˝e tak znowu lubià. W ka˝dym
18
razie chyba nie zawsze – Rumor zamyÊli∏ si´ tak g∏´boko, ˝e
jamnicze uszy jakby mu si´ jeszcze bardziej wyd∏u˝y∏y. – No
pomyÊl, Maja: ten pan Krzysiek, który do nas przychodzi, ten
przyjaciel Andrzeja. On przecie˝ te˝ jest aktorem. Ja zwykle
siedz´ z Andrzejem przed telewizorem, kiedy oglàda teatry.
No i par´ razy widzia∏em, jak gra∏ ten jego Krzysiek. Ty so-
bie nawet nie wyobra˝asz, jakich on gra∏ ludzi. Okropnych.
Po prostu strasznych! Raz to a˝ si´ go troch´ ba∏em, kiedy
przyszed∏ do nas akurat nast´pnego dnia. I ty, kocico, myÊlisz,
˝e ludzie mogà lubiç, ˝eby ich ktoÊ pokazywa∏ w takich pa-
skudnych momentach....
– A pewnie. Ludzie si´ temu przyglàdajà, siedzà sobie wy-
godnie w fotelach, popijajà herbatk´ i widzà, jacy to na przy-
k∏ad okropni mogà byç inni. I tyko niektórzy potrafià wziàç to
do siebie. Mo˝e nawet troch´ si´ potem zastanowiç, troch´
siebie samych zrozumieç i co nieco zrozumieç innych. Ale to
tylko niektórzy.
– Którzy?
– No, ci na przyk∏ad, którzy kochajà zwierz´ta. Bo jak si´
kocha, to w∏aÊnie próbuje si´ rozumieç. I to ci ludzie usi∏ujà
si´ porozumieç z nami, zwierzakami – przyjàç nas takimi, ja-
kimi jesteÊmy. Chocia˝ z góry wiadomo, ˝e nie potrafià,
w ka˝dym razie nie do koƒca. Ale mimo to, tylko w∏aÊnie tych
ludzi mo˝na tolerowaç.
– Szanowaç, chcia∏aÊ powiedzieç – wtràci∏ Batiar.
– Sama najlepiej wiem, co chc´ powiedzieç. Ale niech ci
b´dzie – przytakn´∏a Maja, choç niech´tnie, i z powrotem od-
wróci∏a si´ do Klary. – Mo˝e Batiar ma racj´: tak, tych mo˝-
na nawet szanowaç... troch´ – doda∏a – na wszelki wypadek,
˝eby nie wydaç si´ przesadnie ∏askawà. – Mo˝na ich troch´
szanowaç, bo próbujà. Usi∏ujà coÊ zrozumieç. I z nas, zwie-
rzaków, i z samych siebie. A najwa˝niejsze – to próbowaç.
19
– I tak wyjdzie z tego najwy˝ej po∏owa – Batiar znalaz∏
wreszcie okazj´, ˝eby sprzeciwiç si´ Mai.
– Ale je˝eli si´ nie próbuje, to nawet i tej po∏owy nie b´-
dzie.
Batiar chyba zgodzi∏ si´ z opinià kotki, bo podniós∏ si´
z dywanu i milczkiem pocz∏apa∏ do pokoju Dziadka. Zawsze
mu ∏atwiej wyjÊç, ni˝ przyznaç kocicy racj´; psia natura.
20
3
Dom to dom – wiadomo, najwa˝niejszy. Ale co ogród, to
jednak ogród. Zw∏aszcza kiedy s∏oƒce Êwieci tak wspaniale –
mo˝e nie a˝ tak ciep∏o jak zimà kaloryfery, ale co tu w ogóle
porównywaç: s∏oƒce to s∏oƒce. I te wszystkie zapachy! Tak,
zapachy na pewno nie sà mniej wa˝ne. Z Kai to jednak dobra
dziewczyna, mimo ˝e dziewczyna. Nawet klatk´ z chomikami
wynios∏a dziÊ do ogrodu. Dla Klary jest jeszcze lepsza; Szarot-
ka i Rocky z odrobinà zazdroÊci przyglàdajà si´ przez kratki,
jak Êwinka morska nurkuje w trawie. Ale zawsze coÊ za coÊ –
nie ma tego z∏ego, co by nie wysz∏o na dobre: chomików Ra-
fa∏ w klatce przynajmniej nie dosi´gnie, a za Klarà ugania po
ca∏ym trawniku. ˚e te˝ nauczy∏ si´ tak szybko biegaç, jeszcze
21
wiosnà ledwo drepta∏ jak kaczka. O, teraz przyczepi∏ si´ do
Batiara. Ma∏o mu ogona nie urwie, smarkacz. To psisko ma
jednak Êwi´tà cierpliwoÊç. A mo˝e tym razem nie tyle to cier-
pliwoÊç, ile skutki zwyczajnego ob˝arstwa? Batiar le˝y jak
k∏oda.
– Dzisiaj to chyba podjad∏eÊ sobie do syta, co? Za wszyst-
kie czasy – pisnà∏ z klatki Rocky, a Szarotka zachichota∏a na-
tychmiast, ale urwa∏a nagle, jak to ona, wstydliwie. Ten Roc-
ky – spojrza∏a z podziwem – jak ju˝ coÊ powie, to powie.
– A pewnie, ˝e sobie podjad∏em – Batiar wsta∏, wypr´˝y∏
si´ i ziewnà∏ na ca∏à szerokoÊç ogromnego pyska. – Trzeba
umieç o siebie zadbaç.
– Zw∏aszcza jak si´ ordynarnie kradnie – mrukn´∏a pó∏g´b-
kiem Maja, bo w takim wspania∏ym s∏oƒcu nie bardzo jej si´
chce wszczynaç zajadlejsze spory, nawet z Batiarem. – My-
Êla∏am, ˝e jesteÊ owczarek podhalaƒski. A ty jesteÊ po prostu
z∏odziejaszek pospolity.
Có˝, kto potrafi zakr´ciç si´ wokó∏ swoich spraw, ten ˝yje
jak panisko. Batiar mo˝e by to nawet i powiedzia∏, ale nie war-
to otwieraç pyska do byle kocicy, kiedy jest tak wspaniale i sy-
to. A zresztà, kto Magdzie kaza∏ postawiç ca∏y ten ogromny
makowiec na niskim ogrodowym stoliku – akurat na wysoko-
Êci nosa Batiara? Trzeba by∏o zobaczyç jej min´, kiedy zorien-
towa∏a si´, ˝e psisko dojada resztki makowca. No, a us∏yszeç
mo˝na jà by∏o pewnie daleko w lesie za ogrodem. Tylko Dzia-
dek si´ Êmia∏. Te˝ coÊ tam niby mamrota∏, ale tylko tak, dla po-
zoru. Nie ma co, na Dziadka zawsze mo˝na liczyç.
– Podjad∏em, owszem, nie b´d´ udawa∏, ˝e nie – Batiar na-
wet nie usi∏uje ukrywaç satysfakcji. – Imieniny to jednak nie-
z∏a rzecz. Nawet ludzie potrafià czasem coÊ dobrego wymy-
Êliç. Nie mia∏bym nic przeciwko temu, ˝eby Kaja obchodzi∏a
imieniny co tydzieƒ.
22
– Byle mi z tej okazji nie zawiàzywa∏a na szyi takiej idio-
tycznej kokardki – pisn´∏a Klara i czmychn´∏a przed Rafa∏em
w k´p´ pokrzyw; a niech si´ smarkacz wreszcie poparzy.
– RzeczywiÊcie, z tà czerwonà kokardà wyglàdasz jeszcze
g∏upiej ni˝ zwykle – zamrucza∏a Maja z udanym wspó∏czu-
ciem, ale wyraênie nie bez odrobiny satysfakcji.
– Bo te˝ i po co oni obchodzà imieniny? – Klara wychyli-
∏a czubek nosa spomi´dzy pokrzyw. – Ja tam nic z tego nie
mam, makowca nie jadam. ˚eby tak przynajmniej podawali
na imieniny marchewk´... – i rozmarzy∏a si´ do tego stopnia,
˝e Rafa∏owi znów uda∏o si´ podpe∏znàç i prawie jà dopaÊç.
– Imieniny... urodziny... Êwi´ta... – Batiar wymrukuje te
kolejne s∏owa, jak gdyby wszystkie znaczy∏y to samo: mako-
wiec. – Sto razy powtarza∏em ci, Klaro – odwróci∏ wreszcie
∏eb do Êwinki morskiej – ˝e trzeba byç wyrozumia∏ym dla dzi-
wactw ludzi. W koƒcu te ich wszystkie Êwi´ta nam przecie˝
nie szkodzà. Czasem, jak widaç, potrafià si´ nawet na coÊ
przydaç. A wielka mi sprawa kokarda na szyi, prze˝yjesz. Ja
obro˝´ nosz´ codziennie i nie narzekam.
– Ka˝dy w koƒcu ma jakieÊ imi´ – pisnà∏ pojednawczo
Rocky – to zwyczajne....
–...ajne, ...ajne... – Szarotka chcia∏a go poprzeç, ale biedna,
jak zwykle, nie zdà˝y∏a. ˚e te˝ zawsze musi si´ tak zagapiç.
– Pewnie, ˝e ka˝dy ma imi´. Ale nie ka˝dy, Szarotko, ta-
kie g∏upie, jak twój ukochany. Rocky... te˝ mi imi´! – szczek-
nà∏ Rumor i pogna∏ w g∏àb ogrodu obsobaczyç kolejnego wró-
bla, który odwa˝y∏ si´ przysiàÊç na ga∏´zi orzecha. – Wstyd!
Po prostu wstyd! – odwróci∏ si´ jeszcze w biegu.
– To nie jego wina – Szarotka pisn´∏a beksiwie i, jak to
ona, czule przytuli∏a si´ do Rocky’ego. – Kaja oglàda w tele-
wizji te g∏upie kreskówki i w jednej z nich na nieszcz´Êcie
wyst´powa∏ chomik, który mia∏ na imi´ Rocky. No i tak ju˝
23
Pobierz darmowy fragment (pdf)