Darmowy fragment publikacji:
Kraków i Galicja
wobec przemian
cywilizacyjnych
(1866-1914)
Studia i szkice
universitas
Kraków i Galicja
wobec przemian
cywilizacyjnych
(1866-1914)
Studia i szkice
Od redaktorów
16 i 17 grudnia 2010 r. w auli Collegium Novum spotkali się przyjacie -
le, współpracownicy i uczniowie Profesora Franciszka Ziejki, byłego rekto-
ra Uniwersytetu Jagiellońskiego, znakomitego historyka kultury i literatury
XIX wieku. Spotkanie miało dwa cele. Pierwszym z nich było uczczenie
siedemdziesiątych urodzin Profesora; drugim – wspólna rozmowa o Krako-
wie i Galicji doby autonomii, prowadzona tak w języku historii politycznej
i gospodarczej, jak historii idei, sztuki i literatury. Niniejsza książka groma-
dzi wygłoszone w trakcie tej rozmowy wystąpienia, a także szkice napisane
specjalnie na jej użytek.
Kraków i Galicja
wobec przemian
cywilizacyjnych
(1866-1914)
Studia i szkice
redakcja
Krzysztof Fiołek
Marian Stala
Kraków
Publikacja dofinansowana przez Wydział Polonistyki Uniwersytetu Jagiellonskiego
© Copyright by Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych
UNIVERSITAS, Kraków 2011
ISBN 97883–242–1516–4
TAiWPN UNIVERSITAS
Opracowanie redakcyjne
Wanda Lohman
Projekt okładki i stron tytułowych
Sepielak
www.universitas.com.pl
Profesorowi Franciszkowi Ziejce
na siedemdziesiąte urodziny
Norman Davies
Oxford University
Galicja jako
Królestwo Zaginione
Magnificencje, Eminencje, Drodzy Państwo!
Bardzo się cieszę, że jestem znowu w Krakowie, na Uniwersytecie
Jagiellońskim, w tej Auli, na jednej ze swoich Almae Matris; szczegól-
nie zaś cieszy mnie to, że jestem tutaj z okazji jubileuszu Profesora
Franciszka Ziejki, który zawsze był dla mnie i dla mojej żony serdecz-
nym, wieloletnim kolegą.
W moich oczach Franciszek Ziejka jest wciąż młodym, obiecującym
naukowcem. Pomimo to uważam, że otrzymanie z Jego rektorskich
rąk doktoratu honoris causa było szczytowym momentem mojej kariery.
Cenne jest i to, że promował ów doktorat Wydział Filologiczny. Nie do
końca zasłużyłem na wzorową i górnolotną laudację Profesora Ryszar-
da Nycza wygłoszoną wówczas, ale dała mi ona prawo do tytułowania
się „Norman Davies, pisarz”, a nie tylko – z niższej półki – „Norman
Davies, historyk” albo „naukowiec”.
Pechowo się stało, że znajduję się na początku programu, bo temat,
który wybrałem – Galicja jako Królestwo Zaginione – pasuje bardziej
do zakończenia. Chciałem powiedzieć parę słów nie tyle nawet o histo-
rii Galicji, ile raczej o pamięci tego słynnego państwa/prowincji, które
zniknęło prawie sto lat temu. Krótkie moje refleksje dotyczą sytuacji
dzisiejszej/teraźniejszej, a tylko pośrednio dziejów minionych.
NoRMAN DAviEs
W zasadzie chciałbym krótko powtórzyć zawartość jednego z roz-
działów mojej najnowszej książki o Zaginionych Królestwach. Dowodzi
ona, że każde państwo, jak każdy człowiek, jest śmiertelne. Uważam,
że będziemy słabo rozumieć historię europejską, jeśli poprzestaniemy
na mówieniu wyłącznie o tych państwach, narodach i społeczeństwach,
które ciągle istnieją i pominiemy fakt, że mapa Europy nieustannie
się zmieniała. sporo piszę o dziedzictwie państw, które przeminęły
i przypominają wraki okrętów, rozproszone po krajobrazie przeszłości.
i o roli historyka, który jest jak beachcomber, ratownik i konserwator
tych wraków. sporo miejsca poświęcam również dziwnym i omylnym
mechanizmom pamięci, która nigdy nie jest dokładna i często przeka-
zuje fałszywy obraz dziejów.
Rozdział o Galicji dzieli się na trzy części. Pierwsza opisuje podróż
na Ukrainę, do miasteczka Halicz, źródła nazwy i wielu tradycji gali-
cyjskich. Druga opowiada historię Królestwa Galicji i Lodomerii od
początku, czyli roku 1773, do kresu, który nastąpił w roku 1918.
Podróż do Halicza, którą odbyłem pięć lat temu, korzystając z po-
mocy rektora świeżo wówczas utworzonego, prywatnego uniwersytetu
we Lwowie, była i ciekawa, i przerażająca. Ciekawa, bo zobaczyłem
opłakany stan zachodnio-ukraińskiej wsi; przerażająca, bo nasz kie-
rowca, pan Wołodymir, prowadził samochód w stylu Armii Czerwonej
– „bez strachu i bez najmniejszego szacunku dla ludzkiego życia”.
Galicja to nie tylko prowincja habsburskiego imperium. Galicja
była przede wszystkim specyficznym społeczeństwem, wytworzonym
przez różne narody, grupy religijne i językowe oraz przez wiele bo-
gatych, a przy tym odrębnych kultur. Zamieszkiwali ją Rusini (jako
większość), Polacy, Żydzi, a także Huculi, Bojkowie, Łemkowie z Kar-
pat, górale tatrzańscy. W samym tylko Krakowie, drugim po Lwowie
mieście Królestwa, ok. 30 mieszkańców stanowili Żydzi z różnych
kręgów – asymilowani, nieasymilowani, ortodoksyjni, zreformowani,
chasydzi itd. Nie wiem, czy program naszej konferencji wystarczająco
omawia tę różnorodność.
Królestwo Galicji i Lodomerii odeszło 92 lata temu. Ale niektórzy
Galicjanie jeszcze nie odeszli. Na naszej ulicy mieszka stutrzyletni pan
Kazimierz Michalski, urodzony w 1907 r. w Jarosławiu, przedwojenny
sędzia, sybirak, żołnierz Armii Andersa, uczestnik bitwy pod Monte
Cassino i wieloletni działacz parafii polskiej w oksfordzie. Kilka tygo-
dni temu zapytałem go, czy pamięta i wojnę światową. W odpowiedzi
wyrecytował mi niesamowity spis numerów i nazw cesarsko-królew-
skich pułków – Austriaków, Węgrów, Polaków, Czechów, Chorwatów
Galicja jako Królestwo Zaginione
9
i nie wiadomo jeszcze kogo, kawalerzystów, artylerzystów i piechoty,
która maszerowała przez Jarosław w drodze do oblężonej twierdzy
w Przemyślu. To dopiero była lekcja historii dla historyka.
Żywym pomnikiem Galicji, wspaniałym i sędziwym był także ś.p.
prof. Eugeniusz Waniek, który zmarł w Krakowie rok temu, mając 102
lata. Prof. Waniek, malarz, który pochodził z Ustrzyk Dolnych, opowia-
dał nam wiele arcyciekawych szczegółów o swoich młodszych latach.
Kiedy zapytałem go, czy pamięta rodzinę Frenklów z Ustrzyk Dol-
nych, oczy mu się szeroko otwarły i powiedział, że burmistrz Mojżesz
Frenkel był sąsiadem Wańków przed wojną. Dzieci Frenklów przycho-
dziły do matki profesora na lekcje fortepianu. Kiedyś, po pewnej roz-
mowie telefonicznej, nasza znajoma, baronessa (nb. nosząca ten tytuł
w izbie Lordów nie jako żona barona, lecz dla własnych zasług) Ruth
Deech, wnuczka Mojżesza Frenkla, przyleciała do Krakowa. Nastąpiło
niebywałe spotkanie, pełne podziwu i łez; w jego trakcie baronowa
otrzymała od Profesora kosztowności i pamiątki po Frenklach, które
Profesor wiernie przechowywał po Holokauście. sąsiedzka, galicyjska
więź przetrwała trzy pokolenia separacji. Ktoś powinien z tej historii
zrobić piękny film!
Tu muszę podkreślić, że ostateczny kres społeczności galicyjskiej
miał miejsce nie w 1918 roku, a raczej w czasie ii wojny światowej. sły-
szałem od profesora Wańka, jak to wyglądało w Ustrzykach. Pierwszą
grupą przymusowo deportowaną z okolicy byli Niemcy galicyjscy wy-
słani do Warthegau przez hitlerowców na miejsce wypędzonych Pola-
ków. Drugą grupę stanowili Polacy zesłani przez sowietów na syberię
w 1940 roku. Z rodziny Wańków wywieziono sześć osób, z których
wróciła jedna ciocia, bez stóp. Trzecią grupą byli Żydzi, przetranspor-
towani przez Wehrmacht do obozu w Bełżcu w 1942 roku. Czwarta
i ostatnia grupa, która zniknęła, to Ukraińcy i Łemkowie, ofiary czy-
stek etnicznych podczas operacji „Wisła”, prowadzonej zaraz po woj-
nie. Kiedy Związek sowiecki oddał Ustrzyki Polsce w 1951, były one
miastem-widmem, wyludnioną pustynią, idealnym symbolem tej zagi-
nionej, wielonarodowej Galicji, która zginęła bez powrotu. Na wscho-
dzie od Ustrzyk dawna Galicja Wschodnia została sztucznie zukra-
inizowana, na zachodzie dawna Galicja Zachodnia została sztucznie
spolonizowana – bez Rusinów, bez Niemców, bez Żydów. Nasz cesarz
Franciszek Józef nie poznałby takiego kraju.
Moje pytanie byłoby wciąż takie: co pamiętamy o dawnej Galicji,
a co zapomnieliśmy? Mam wrażenie, że zapomnianego jest więcej.
10
NoRMAN DAviEs
Rola muzeów w tym wszystkim jest kapitalna, ale trochę sym-
patyzuję z bon motem Pabla Picassa, który kiedyś miał powiedzieć:
„Muzea są niczym więcej niż tas de mensonges – zapiskami kłamstw.
Zaraziliśmy je swoimi głupstwami, swoimi błędami, swoją małodusz-
nością”. oczywiście Picasso miał na myśli muzea sztuki, ale wolno to
rozumieć szerzej. W kontekście historii Galicji można by dużo po-
wiedzieć o zbiorach Czartoryskich, które powstały na początku XiX
wieku w Puławach, w Nowej Galicji, zanim okrężną drogą wywędro-
wały do Krakowa. Tu w Krakowie, na ulicy Św. Jana jeszcze widnieje
słynny napis znad portalu Świątyni sybilli w Puławach – dwa słowa:
PRZEsZŁoŚĆ PRZYsZŁoŚCi. Dużo by można mówić o bogatych zbio-
rach Zakładu Narodowego im. ossolińskich, założonego we Lwowie
w 1817 r., a dzisiaj podzielonego między Lwów i Wrocław.
Przytoczę teraz parę akapitów z książki o dzisiejszych wystawach
muzealnych we Lwowie i Krakowie.
Biorąc pod uwagę to, że ukraiński Lwiw był 146 lat stolicą Królestwa
Galicji i Lodomerii, można by oczekiwać, iż tamtejsze muzea poświę-
cają dużo miejsca epoce austriackiej. Zwiedzający szybko się jednak
przekonują, że są to błędne oczekiwania: dzisiejszy Lwów nie wykazuje
większego zainteresowania ani całą Galicją, ani dawną rzeczywistością
Lemberga. Dwadzieścia lat po upadku komunizmu żadna z ważnych
wystaw w siedmiu największych lwowskich muzeach nie odwołuje się
do epoki Habsburgów. Muzeum Historyczne mieści się w budynkach
przy głównym rynku. Można tam obejrzeć trzy wystawy: Świat antyczny,
Świat średniowieczny i trzecią – Literacki Lwiw na początku dwudziestego
wieku. osobny dział ukazuje życie codzienne w dawnej ziemi halickiej,
są też galerie, gdzie można obejrzeć malarstwo, biżuterię, porcelanę,
medale wojskowe oraz zbroje. stała wystawa oddaje hołd „walce ludu
ukraińskiego o niepodległość narodową”. Ale austriacką Galicję trak-
tuje się po prostu jak jedną z obcych okupacji – zakłada się, że „lud” to
wyłącznie Ukraińcy. Nie widać żadnych oznak świadomości, że ziemia
halicka (‘Halyczyna’) i Galicja to nie dokładnie to samo.
W Krakowie – swego czasu głównym mieście zachodniej Galicji
– widzi się ten sam brak zainteresowania. Tu w centrum uwagi jest
polskość, a nie ukraińskość, ale panuje zadziwiająco podobna krótko-
wzroczność. Muzeum Narodowe w Krakowie, usytuowane w średnio-
wiecznych sukiennicach, kultywuje wątek pamięci narodowej i niewie-
le poza tym – tak samo jak jego odpowiednik we Lwowie. Główny
akcent pada na dziewiętnastowieczną szkołę w polskiej sztuce. Naj-
wspanialsze eksponaty to gigantyczne płótna o tematyce historycznej,
Galicja jako Królestwo Zaginione
11
stworzone przez takich malarzy jak Matejko, Chełmoński czy Malczew-
ski. Wyczuwa się pewną słabość do późnej epoki austriackiej, kiedy to
element polski zdobył przewagę. Jednak mimo wszystko uderza siła
oddziaływania wybranej perspektywy. Umacniano ją podczas dziesię-
cioleci istnienia PRL-u, kiedy państwowa biurokracja była nastawiona
na promowanie poczucia tożsamości narodowej wśród zrozpaczonej,
przesiedlonej w obce miejsca, często zniechęconej ludności.
Miałem szczęście niedawno przedstawić wykład w cudownie odno-
wionych sukiennicach, ale trzeba przyznać, że jest to świątynia kultury
polskiej, a nie historii Galicji. Nie sposób pominąć faktu, że ruchy
narodowo-niepodległościowe wśród Polaków i Ukraińców dążyły do
obalenia Galicji i doprowadziły do ostrych konfliktów polsko-ukraiń-
skich w XX wieku. Ukraińcy o Autonomicznej Galicji mówią „Pie-
mont Wolnej Ukrainy”, Polacy: „Piemont niepodległej Polski”. Jedni
i drudzy mają rację.
Tak wyglądała sytuacja przez długie lata mojej znajomości z Kra-
kowem. oczywiście, poprawę widać w ostatnich latach i wiele braków
z czasów PRL-u zostało wypełnionych, jednak pełny obraz wielonaro-
dowej Galicji nadal trudno uzyskać. Krokiem we właściwym kierunku
było otwarcie w 1995 roku na krakowskim Kazimierzu nowego Mu-
zeum Galicja. Zdobyło sobie ono wiele pochwał za innowacyjne me-
tody odnajdywania „śladów pamięci”. Trzon podstawowych zbiorów
stanowią fotografie nieżyjącego już Chrisa schwarza, który wiele po-
dróżował, utrwalając na zdjęciach „to, co jeszcze można było przemie-
nić w zapis utraconej cywilizacji”. A jednak – jak dowodzi pełna nazwa
muzeum: Żydowskie Muzeum Galicja – powstało ono jako wyraz hoł-
du dla Żydów mieszkających w dawnej Galicji, a nie jako hołd złożony
wszystkim jej mieszkańcom. Muzeum ma pięć działów:
1. Świadectwo ruin;
2. Żydowska kultura, jaką niegdyś była;
3. Holokaust. Miejsca zagłady;
4. Jak zapamiętywana jest przeszłość;
5. Ludzie tworzący pamięć.
W 2008 roku można tam było obejrzeć trzy wystawy czasowe: Pol-
scy bohaterowie: Ci, którzy uratowali Żydów; Walka o godność: żydowski
ruch oporu w Krakowie, 1939–1945 i Marzec 1968 w prasie krakowskiej.
Muzeum Galicja jest wspaniałym antidotum zarówno na skutki Holo-
kaustu, jak i na opłakaną skłonność do pomijania wiekowej obecności
Żydów. Jednak to oczywiście niepełna historia i krytycy mogą podej-
rzewać wybiórczy spis treści nowego typu.
12
NoRMAN DAviEs
Nie da się zaprzeczyć, że w sumie obecne starania o zachowanie
pamięci pozostawiają wiele do życzenia. Bogate, wielowarstwowe dzie-
dzictwo Galicji pozostaje ukryte w cieniu. Królestwo – takie, jakie było
naprawdę – jest wciąż w najlepszym wypadku na wpół zapomniane
albo na wpół zapamiętane.
Jeździłem po dawnej Galicji, szukając choćby jednego muzeum in-
spirowanego nie przez nowoczesne perspektywy, a raczej przez świa-
domość dawnego, wielonarodowego ducha prowincji. Myślę, że odkry-
łem dobrego kandydata w plenerowym skansenie etnograficznym pod
Nowym sączem. Mimo swoich początkowo marksistowskich założeń,
zgodnie z którymi zamierzano konserwować tam resztki zagrożonego
przez industrializację materialnego życia wiejskiego, aktualna wystawa
próbuje dość systematycznie ukazać różnorodną rzeczywistość dawnej
Galicji. stoją tam między innymi chaty chłopskie – Łemków i Lachów
sądeckich, kościoły i kalwarie greko-katolickie, rzymsko-katolickie,
prawosławne i protestanckie, dwór osadników niemieckich, „mia-
steczko galicyjskie” z wyraźnym akcentem żydowskim, a nawet biedne
osiedle Romów. „Prawdziwa Galicja” to nie był ani Kraków, ani nawet
Lwów, lecz raczej ta biedna, kolorowa, zacofana, piękna wieś.
Taka wieś jeszcze w 1940 roku otaczała małe miasteczko Radłów
koło Tarnowa, gdzie urodził się nasz dzisiejszy jubilat. Du Sublime au
ridicule – powiedział Napoleon do swego ambasadora w Warszawie
– il n’y a qu’un pas. Tak samo między Radłowem a Krakowem: nie
ma dwóch kroków, tak jak z Krakowa do Aix (Radłów sublime, Kra-
ków mniej sublime). Ale między nimi, cywilizacyjnie i intelektualnie,
to podróż międzyplanetarna. skok przyszłego rektora między plane-
tami w 1958 roku, prawdopodobnie tego samego październikowego
dnia, kiedy ja skoczyłem na spadochronie w oksfordzie, jest osobnym
rozdziałem w „złotej legendzie chłopów polskich”. Pisze, co wiedział
od najmłodszych lat: jedynym ratunkiem dla siódmego dziecka z licz-
nej rodziny będzie nauka. i Uniwersytet Jagielloński wyratował go od
Wyższego seminarium Duchownego. Jego podejście do nauki, gdzie
literatura się plącze z historią, a historia ze świadomością zwykłych
ludzi, jest mi szczególnie bliskie. Dlatego z wielką przyjemnością przy-
jechałem na ulicę Gołębią, aby oddać swój skromny hołd Wielkiemu
Historyczno-Literackiemu Kosynierowi.
Stanisław Grodziski
Uniwersytet Jagielloński
Program autonomii galicyjskiej
w 1860 roku
Wojnę na terenie północnych Włoch, z Piemontem i Francją, Au-
stria zakończyła rozejmem w villafranca, w lipcu 1859 roku. Monar-
chia Habsburska utraciła Lombardię i znalazła się na skraju groźnego
kryzysu politycznego. Rezygnacja z polityki nawrotu absolutyzmu, pro-
wadzonej przez dziesięć lat po Wiośnie Ludów, okazała się koniecz-
nością. Pierwszym przejawem tej zmiany kursu była reforma Rady
Państwa (Reichsrat), organu doradczego dla cesarza w zakresie władzy
ustawodawczej.
Była to instytucja powołana do życia w 1851 roku, złożona z pre-
zydenta i radców państwowych (Reichsräthe). Radców tych cesarz mia-
nował według swego uznania, on też decydował, jakie zagadnienia
poddane zostaną pod obrady1. Była więc Rada organem o charakterze
urzędniczym, w pewnej mierze podobnym do tak zwanych sejmów sta-
nowych z poprzedniego okresu, o których się mówiło, że „nie obradują
czy, lecz wyłącznie jak” (non quoad quaestionem an, sed quoad quaestio-
nem quomodo).
1 o. Balzer, Historia ustroju Austrii w zarysie, wyd. ii, Lwów 1908, s. 432.
14
sTANisŁAW GRoDZisKi
Do podjęcia zasadniczej reformy ustroju tak zbudowana Rada nie
była zdolna; nie zdecydowano się jednak na jej likwidację, lecz postano-
wiono ją zreorganizować. Zaskakująca było rzeczą, iż dokonał tego Po-
lak. stanisław Tarnowski, dobrze te czasy pamiętający, pisał, iż „szczę-
śliwy to instynkt wskazał sferom rządzącym Agenora Gołuchowskiego;
namiestnik Galicji, powołany został na ministra spraw wewnętrznych
w jesieni 1859 roku”2. Wtedy też Gołuchowski począł realizować swoją
koncepcję przeobrażenia Austrii w monarchię konstytucyjną, o ustroju
federacyjnym. Ważnym krokiem na tej drodze był akt prawny, zwany
„Dyplomem październikowym”, z 20 października 1860 roku.
Na podstawie patentu z 5 marca 1860 roku3 Rada Państwa prze-
obraziła się we „Wzmocnioną Radę Państwa” (der Verstärkte Reichsrat),
ciało o krok już zbliżone do parlamentu. Dotychczasowy jej skład uległ
poszerzeniu. Cesarz powołał do niej arcyksiążąt, czyli męskich człon-
ków dynastii, kilku wyższych dostojników kościelnych i zasłużonych
dostojników świeckich (w obydwu kategoriach – według swego uzna-
nia), wreszcie trzydziestu ośmiu przedstawicieli będących „członkami
reprezentacji krajowych”. Każdy „powołanym być mający” sejm krajo-
wy miał wybrać po trzech kandydatów na jedno miejsce do Rady i ce-
sarz z tego terna mianowałby jednego, na sześcioletnią kadencję.
okazało się jednak, że tej woli cesarskiej nie dało się zrealizować,
bo nie było jeszcze sejmów krajowych – powołać je miał do życia do-
piero Patent Lutowy z 1861 roku4. Cesarz więc „tymczasowo” sam
powołał owych trzydziestu ośmiu przedstawicieli, zapewne konsultu-
jąc się z dotychczasowymi członkami Rady Państwa, a może przede
wszystkim z Agenorem Gołuchowskim5.
Z „Królestwa Galicji i Lodomerii z Wielkim Księstwem Krakow-
skim” powołani zostali: stanisław Michał starowieyski, Maurycy (wła-
ściwie Eustachy Walenty Maurycy) Kraiński i dr Teodor Polański.
2 s. Tarnowski napisał przedmowę do X.F. starowieyskiego, Polacy we „Wzmocnio-
nej” Radzie Państwa 1860 roku. Przyczynek do dziejów porozbiorowych, Kraków 1909,
s. 3.
3 „Reichsgesetzblatt” 1860, nr 56.
4 Patent z 26 lutego 1861 r., zwany Patentem lutowym („Reichsgesetzblatt” 1861,
nr 20).
5 Pełen skład Wzmocnionej Rady Państwa por. X F. starowieyski, Polacy, s. 12–13.
Program autonomii galicyjskiej w 1860 roku
15
Z sąsiedniej Bukowiny powołany został baron Mikołaj Petrinó, który
jednak nie przyłączył się do przedstawicieli Galicji.
Ów cesarski wybór zasługuje na pewien komentarz. Wiadomo, iż
początek parlamentaryzmowi austriackiemu dały wydarzenia rewolu-
cyjne 1848 roku, w których – z terenu Galicji – do parlamentu wiedeń-
sko-kromieryskiego wybrano ponad stu przedstawicieli6. Wielu z nich,
jak zwłaszcza Franciszek smolka, odegrało znaczną rolę polityczną,
inni – ks. Leon sapieha, ks. Jerzy Henryk Lubomirski, Adam Potocki,
Aleksander (Leszek) Dunin-Borkowski, Jan Dobrzański – działali też
poza parlamentem. Nie służyli pomocą gubernatorowi Franciszkowi
stadionowi, nie weszli do powołanego przezeń „Beirathu”, jak uczynili
to Maurycy Dzieduszycki czy Gwalbert Pawlikowski – zachowywali
niezależność.
Nie sposób więc nie zauważyć, że nie został tu wzięty pod uwagę
nikt z tak zasłużonych polityków, zabrakło też przedstawicieli utytu-
łowanych, znanych rodów. Potwierdzałoby to opinię, iż Agenor Go-
łuchowski, który odgrywał wówczas tak ważną rolę w Wiedniu, był
niechętny wyższej od siebie arystokracji i stawiał na polityków bardziej
sobie „spolegliwych”.
Kim więc byli ci trzej cesarscy mianowańcy? stanowili „drugi gar-
nitur” polityków galicyjskich, ale przypadkowo wyniesieni do central-
nych władz wiedeńskich, na pewno stanęli na wysokości zadania.
stanisław Michał starowieyski herbu Biberstein (1815–1895) po
matce spokrewniony był z rodziną Badenich, ożenił się z Zofią Jabło-
nowską, siostrzenicą Aleksandra hrabiego Fredry. Zaliczał się więc do
środowiska ziemiańsko-arystokratycznego, ale – co w tych kręgach
nie należało do reguły – studiował filozofię i prawo na Uniwersyte-
cie Lwowskim. Zaprzyjaźnił się wówczas z Agenorem Gołuchowskim
i razem z nim odbył w 1838 roku podróż po Europie7. o jego politycz-
nej orientacji świadczy towarzystwo, jakie gromadziło się wokół niego
gdy prowadził „dom otwarty” w Krakowie; bywali tam często Adam
i Alfred Potoccy, Walery Wielogłowski, Paweł Popiel, Maurycy Mann,
6 Por. J. Buszko, Polacy w Parlamencie Wiedeńskim 1848–1918 r., Warszawa 1996,
7 Biogram starowieyskiego pióra J. Hoff i E. orman-Michty por. PsB, t. XLii,
s. 347–353.
s. 352–354.
16
sTANisŁAW GRoDZisKi
Henryk Wodzicki. W późniejszych latach życia działał w sejmie krajo-
wym galicyjskim, wybierany doń z kurii wielkiej własności ziemskiej.
Maurycy (tego bowiem imienia na codzień używał) Kraiński herbu
Jelita (1804–1885) był ziemianinem z Wyszatyc koło Przemyśla, działa-
czem i politykiem o dużej energii. studiował w Theresianum i na Uni-
wersytecie Wiedeńskim, miał więc przygotowanie prawnicze i dobrą
orientację w środowisku administracyjnym Wiednia. Podjął pracę
w gubernium galicyjskim we Lwowie, ale o jego poglądach świadczy
interesujący fakt: idąc do powstania w 1831 roku, poprosił o dymisję,
by uniknąć konfliktu sumienia. Warto zatem zwrócić uwagę na to, co
dla Kraińskiego było konfliktem sumienia: oto on, poddany cesarza
Austrii, szedł do powstania walczyć z cesarzem Rosji.
służył pod generałem Dwernickim i w Legii Nadwiślańskiej. Po-
wrócił do Galicji i od 1841 roku działał w sejmie stanowym galicyj-
skim. W tych właśnie latach ta niewiele dotychczas znacząca instytucja
ożywiła się, podejmując obrady na temat budowy linii kolejowej do
Lwowa czy organizacji Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego9. Kie-
dy sejm podjął dyskusję na temat ograniczenia względnie zniesienia
pańszczyzny, działalność tę cesarz Ferdynand i (w przededniu 1846
roku) uznał za „przedwczesną”.
Był to jednak problem, którym ten zamożny ziemianin żywo się
zainteresował, uważając reformę stosunków pańszczyźnianych za nie-
uniknioną. Kiedy po burzliwych wydarzeniach 1846 roku problem ten
przestał być „przedwczesny”, starosta krakowski baron Wilhelm Krieg
utworzył komisję guberialną celem przygotowania projektu reformy.
Do udziału w tej komisji zaproszeni zostali Agenor Gołuchowski
i Maurycy Kraiński jako „mężowie zaufania” – choć nie bardzo wiado-
mo czyjego zaufania: władzy austriackiej czy społeczeństwa polskiego.
Niebawem, w 1848 roku, Kraiński próbował zorganizować ziemiańską
delegację do Wiednia, aby sprawę pańszczyzny powierzyć sejmowi sta-
nowemu. Byłby to więc organ decydujący w interesie delegacji ziemiań-
skiej; praktycznie jednak nie działał on już od 1845 roku. Ponieważ
Biogram Kraińskiego pióra s. inglota por. PsB, t. Xv, s. 94–96. K. Chłędowski w Al-
bum Fotograficznem (Wrocław 1951, s. 52–53) nazwał Kraińskiego „ostatnim stano-
wym”, czyli ostatnim działaczem sejmu stanowego galicyjskiego.
9 s. Grodziski, Historia ustroju społeczno-politycznego Galicji 1772–1848 r., Wrocław
1971, s. 151–152.
Program autonomii galicyjskiej w 1860 roku
17
próba ta nie odniosła żadnego skutku a reforma przeprowadzona zo-
stała po myśli władz centralnych, Kraiński porzucił politykę i zajął się
gospodarką rolną.
Nie na długo jednak, bo być może iż na wniosek Gołuchowskie-
go powołany został do „Wzmocnionej Rady Państwa”. Działała ona
w praktyce kilka miesięcy, i te kilka miesięcy spędził w Wiedniu bar-
dzo pracowicie. W 1861 roku wybrany został do sejmu krajowego z ku-
rii wielkiej własności ziemskiej, obwodu przemyskiego. W sejmie tym
zasiadał i w następnych kadencjach i wchodził w skład Wydziału Kra-
jowego, zastępując tam przez kilka lat jego prezesa, ks. Leona sapiehę.
W tych latach zgromadził cenny zbiór materiałów normatywnych do
dziejów reformy stosunku poddańczego w Galicji10.
Trzecim delegatem galicyjskim, powołanym do „wzmocnienia” Rady
Państwa, był dr Teodor Polański, Ukrainiec. Pochodził on ze znanej
rodziny, która wydała kilku księży obrządku grecko-katolickiego, ale
brak bliższych danych do jego biografii. Wiadomo tylko, iż ukończył
studia prawnicze i pracował jako adwokat, ciesząc się w tym zawodzie
dużym uznaniem. W obradach „Wzmocnionej Rady Państwa” zabie-
rał kilkakrotnie głos w sprawach fachowych; domagał się na przykład
reformy postępowania sądowego poprzez wprowadzenie zasady ust-
ności i jawności, popierał interpelację w sprawie dopuszczenia języka
polskiego (a może i ruskiego, czego we wspomnieniach nie zaznaczo-
no) do Tabuli krajowej, czyli hipoteki. Za swą działalność w Radzie
Państwa otrzymał później prawa szlacheckie. Nie dochowała się infor-
macja o jakichkolwiek konfliktach między dwoma polskimi i jednym
ukraińskim przedstawicielem.
„Wzmocnienie” Rady Państwa celem podjęcia reformy ustroju
i powołanie trójosobowej delegacji galicyjskiej do Wiednia wywołało
znaczne zainteresowanie w środowiskach politycznych Lwowa i Krako-
wa. Nie zapomniano przecież „adresu” jaki został opracowany wiosną
1848 roku we Lwowie, z udziałem Franciszka smolki, Floriana Zie-
miałkowskiego i wielu innych działaczy. Domagał się on całkowitego
zniesienia pańszczyzny, ale w pierwszym rzędzie żądał polonizacji ad-
ministracji, sądownictwa i oświaty. Pamiętano jednak niewesoły dalszy
10 Rękopis ossolineum nr 2945. Nauce udostępniony został w wydawnictwie Maury-
cego Kraińskiego: Regesty materiałów do historii zniesienia stosunku poddańczego w Gali-
cji, wyd. s. inglot, Kraków, 1948.
18
sTANisŁAW GRoDZisKi
rozwój wydarzeń: krwawe pacyfikacje Krakowa i Lwowa, aresztowania
wielu działaczy, ściganie i wydalanie emigrantów. Niezależnie od tych
represji, wytworzyły się wyraźne orientacje polityczne: grupa konserwa-
tystów krakowskich z Adamem Potockim na czele, demokraci lwowscy
z Franciszkiem smolką.
Nadzieje, jakie wiązano w Galicji ze zmianami ustrojowymi, zacho-
dzącymi w Cesarstwie Austriackim po przegranej wojnie na terenie
północnych Włoch, były skromniejsze. Choć nie spodziewano się zbyt
wiele, to jednak nie chciano stracić okazji do przedłożenia niektórych
przynajmniej postulatów, tak żywo dyskutowanych i formułowanych
na piśmie w 1848 roku. Świadomie ograniczono się głównie do spraw
„języka w kraju używanego”.
W środowisku konserwatystów krakowskich, gdzie największą
wówczas rolę odgrywali Adam Potocki11 i Henryk Wodzicki12, przygo-
towano tekst zwany apelem, stanowiący zbiór wytycznych lub poucze-
nie dla reprezentantów Galicji, jak winni się zachować podczas obrad
„Wzmocnionej Rady Państwa”. opracowywano ten tekst publicznie,
przy pełnym rozgłosie. Wspominał stanisław Tarnowski: „Niżej pod-
pisany, wtedy jeszcze uczeń Uniwersytetu, wezwany był z innymi do
Henryka Wodzickiego, dla przepisywania tego aktu. około dużego
stołu siedziało nas może kilkunastu, każdy ze swoim arkuszem papie-
ru. Wodzicki dyktował, adres od razu w kilkunastu egzemplarzach na-
pisany rozsyłał się czymprędzej po powiatach i pokrywał się podpisami
w samym mieście...”13. Podpisów tych zebrano znacznie ponad pięćset.
11 Adam Potocki (1822–1872), właściciel Pałacu pod Baranami w Krakowie i klucza
dóbr z siedzibą w Krzeszowicach, był posłem do parlamentu wiedeńskiego w 1848 r., po-
słował następnie do sejmu krajowego i do izby Panów Rady Państwa od 1861 r. K. Chłę-
dowski w Album Fotograficznem (s. 5–8) nazwał go „Atamanem” i stwierdził, że „pokłon
tylko oddaje monarsze i wskutek rodowej tradycji bije czołem przed fioletami”. K. Wyka
(Teka Stańczyka na tle historii Galicji w latach 1849–1864, Wrocław 1951, s. 6) podkreślił,
iż Potocki, aresztowany w 1851 i zwolniony w 1852 r., wzniósł wówczas okrzyk: Es lebe
der Kaiser, dając początek dalszemu nurtowi lojalizmu w zamian za uprawnienia.
12 Henryk Wodzicki (1813–1884), ziemianin, weteran powstania listopadowego, pre-
zes Towarzystwa Rolniczego w Krakowie, posłował do sejmu krajowego od 1861 r. i do
Rady Państwa w latach 1867–1870. K. Chłędowski (w Album Fotograficznem, s. 82) na-
zwał go „hrabią Patrycjuszem vulgo Adresowiczem”, gdyż bywał autorem przedkłada-
nych przez sejm krajowy adresów do cesarza.
13 X.F. starowieyjski, Polacy we „Wzmocnionej Radzie Państwa”, s. 5–6.
Program autonomii galicyjskiej w 1860 roku
19
Znalazły się tam nazwiska: „biskupa Ludwika Łętowskiego, Mi-
chała Badeniego, Adama Potockiego, Jerzego Henryka Lubomirskie-
go, Henryka Wodzickiego, Franciszka Wężyka, Antoniego Zygmunta
Helcla, Mikołaja Zyblikiewicza, jenerała ignacego Kruszewskiego,
Pawła Popiela, dalej bardzo wielu obywateli wiejskich i księży prze-
ważnie z zachodniej Galicji, licznych mieszczan z Krakowa, Tarnowa,
Rzeszowa, Tyczyna, Głogowa, Mielca, Nowego sącza i innych, zdarza-
ły się nawet i podpisy włościan”14.
Przedstawicielom Galicji przypominano, że nie są reprezentantami
wybranymi przez miejscowe społeczeństwo, lecz zajmują to stanowisko
„z woli Najjaśniejszego Cesarza”, brakuje im przeto tej podstawy, „jaką
wybór i objawione życzenia kraju nadają”. Postanowiono więc przyjść
im z pomocą, opracowując tekst, który – z czego Potocki i Wodzicki
mogli sobie wówczas nie zdawać sprawy – przypomniał staropolskie
instrukcje dla posłów sejmowych.
instrukcja ta zatem nakazywała przedstawicielom Galicji rozwinąć
starania o autonomię. „Dla naszej, do Cesarstwa Austriackiego przy-
dzielonej prowincji wszelkie organiczne urządzenia (...) mało znaczą-
cą będą dla nas korzyścią, dopóki żywotny warunek naszego istnienia
w charakterze i znamionach narodowości przez Boga nam nadanej,
nietykalnie utrzymanym nie będzie”. Polityka więc, jaką przedstawicie-
le Galicji prowadzić mają, winna polegać na tym, że nie pominą „żad-
nej sposobności, przez którą moglibyście dla naszej prowincji odzyskać
dotąd jej przez władze odmawiane warunki narodowego życia”.
Należy więc rozwinąć starania.
1. Aby mowa nasza polska była językiem wykładowym po wszystkich
szkołach i uniwersytetach prowincji naszej, bez czego ani czystości mowy
ojców naszych zachować, ani prawdziwej oświaty kraju osiągnąć nie moż-
na.
2. Aby na naszej ziemi ojczystej wszelkie czynności władz sądowych
i administracyjnych w języku krajowym prowadzone były.
3. Aby wszelkie rozporządzenia rządu, pod powyższymi względami
wydane, w ich ogłoszeniu i wykonaniu przed dotychczasową dowolnością
władz zabezpieczone zostały.
14 Tamże, s. 33.
20
sTANisŁAW GRoDZisKi
4. Aby w zapowiedzianej dla naszych ziem organizacji okręgów i pro-
wincji całej w zgromadzeniach tej organizacji odpowiednich, mowa nasza
przyrodzona była uznaną za urzędownie właściwą.
5. Aby nasze usiłowania w dźwiganiu naszej narodowej oświaty, litera-
tury, sztuki, doznawały swobody a nawet opieki i pomocy rządu; aby tro-
skliwość o zachowanie naszych narodowych tradycji i pamiątek nie była
podawana jako objaw przewrotnych dążności.
ograniczamy się na objawieniu tych życzeń naszych (...), zamilczając
o innych potrzebach i smutnych bytu materialnego w kraju naszym wa-
runkach...15.
Zaskakująco skromna była to instrukcja, gdyż w praktyce ograni-
czyła się tylko do spraw obrony języka i kultury polskiej, można też
jednak powiedzieć, że wcale to nie było tak mało.
Twórcy tej instrukcji dobrze pamiętali wydarzenia 1848 roku, ów-
czesne nadzieje i ich smutny epilog. Nie zapomnieli też dramatycznych
skutków zrywu powstańczego 1846 roku. Trudno się dziwić, iż nie
wierzyli w możliwość skutecznej walki z całym Świętym Przymierzem
i z niepokojem obserwowali wzrost burzliwych nastrojów w Warszawie.
Nie oznacza to jednak, by byli lojalistami. Tekst, jaki powstał wiosną
1860 roku, był odzwierciedleniem nastroju panującego w Galicji. oto
jak przedstawiał ów nastrój Wilhelm Feldman (1868–1919), dla któ-
rego były to przecież czasy znane nie tylko z literatury, ale i ze wspo-
mnień starszego pokolenia:
Nastały lata smutku, prostracji i nędzy. Policjant, żandarm i szpicel
pod komendą biurokracji stali się panami Galicji. Gwałtownie pousuwa-
no wszystkie ślady roku 1848. Konstytucja to oktrojowana, to – 1 grudnia
1850 roku – zniesiona16; język polski chwilowo w roku 1848 używany
w sądownictwie, zastąpiony niemieckim; forytowany język ruski; popu-
15 Tekst ten por.: L. Dębicki, Portrety i sylwetki z dziewiętnastego stulecia, seria ii, tom
ii, Kraków 1907, s. 106–109, oraz X.F. starowieyski, Polacy, s. 31–33. W całości tekst
ten przedrukowany został w: s. Grodziski, Sejm krajowy galicyjski 1861–1914, t. ii –
Źródła, Warszawa 1993, s. 316–317. X.F. starowieyski dodał, że „Wielką sensację robił
między Niemcami i Węgrami adres kraju do nas. Położenie u nich nam popsuł, ale ich
zadziwił” (tamże, s. 41).
16 Feldman tu pomylił się. Tzw. Patent sylwestrowy, stanowiący nawrót do absoluty-
zmu, wydany był 31 Xii 1851 r.
Program autonomii galicyjskiej w 1860 roku
21
larni profesorzy polscy Uniwersytetu Jagiellońskiego dymisjonowani; sądy
wojenne rzuciły na ludność postrach, który nie ustał.
Kraj był psychicznie i ekonomicznie wyczerpany. W dodatku przyszła
klęska epidemii, chorób i głodu. Za wojskami rosyjskimi wlokła się cho-
roba17, która ludność dziesiątkowała. Nędza już w poprzednich latach
była tak straszna, że w niektórych okolicach głód zmuszał włościan do
kanibalizmu (...). Rząd nie tylko nie miał dla potrzeb Galicji zrozumienia,
ale wprost okazywał złą wolę. Nagła zmiana stosunków włościańskich,
przejście do nowego systemu gospodarowania, zaskoczyła znaczną część
szlachty niespodzianie, z indemnizacją zwlekano (...). o ruchu politycz-
nym w tych warunkach nie było mowy. Demokracja była sparaliżowana.
Rząd na działaczach 1848 roku mścił się nielitościwie. Dobrzański został
oddany w sołdaty. Ziemiałkowski internowany w Tyrolu. smolka, któremu
niedawno najwyższe dygnitarstwa proponowano, jeszcze w 1859 roku po-
zostawał pod nadzorem policyjnym. spóźnionych spiskowców, jak Juliana
Goslara, bezlitośnie rozstrzelano. Nawet Adam Potocki, przeciwnik poli-
tyki emigracyjnej, był przez rok więziony18.
Postawić można pytanie, czy program, zawarty w przedstawionej tu
instrukcji, pokrywał się z nieco późniejszym programem krakowskich
konserwatystów, środowiska, w którym niebawem pojawi się Teka
Stańczyka? Czy fakt, że program ten powstał w Krakowie, nie tłumaczy
przewagi problematyki oświatowo-kulturalnej nad – silniejszą w środo-
wisku lwowskim – problematyką ekonomiczno-społeczną i narodową?
Chyba jednak właściwie oceniano rolę, jaką cesarz wyznaczył dla
„Wzmocnionej Rady Państwa” i nie spodziewano się po niej zbyt
wiele. W świetle bowiem paragrafu 2 patentu z 5 marca 1860 roku,
„Wzmocniona Rada Państwa będzie powoływana przez Nas do obrad
nad przydzielonymi jej sprawami”, a paragraf 4 podkreślał, iż jej „nie
przysługuje inicjatywa w przedstawianiu wniosków do ustaw lub roz-
porządzeń”19.
17 Mowa tu jest o interwencji zbrojnej rosyjskiej przeciw powstaniu węgierskiemu
18 W. Feldman, Stronnictwa i programy polityczne w Galicji 1848–1906, t. i, Kraków
w 1849 r.
1907, s. 43–44.
19 s. starzyński, Kodeks prawa politycznego czyli austriackie ustawy konstytucyjne 1848–
1903, Lwów 1903, s. 152–153.
22
sTANisŁAW GRoDZisKi
Mimo tak skromnych uprawnień delegaci wywiązywali się z narzu-
conych im w kraju obowiązków20. W Wiedniu liczyć mogli na opiekę,
ale i na dyktat ze strony Agenora Gołuchowskiego, który w owym cza-
sie został ministrem spraw wewnętrznych i prowadził politykę osła-
biania wpływów austriackiej biurokracji w Galicji. Powołując się na
Kongres Wiedeński, gwarantujący zachowanie narodowości polskiej,
domagali się polonizacji administracji, sądownictwa i oświaty, występo-
wali przeciwko germanizacji Uniwersytetu Jagiellońskiego, postulowali
polepszenie jego warunków materialnych. Rozpoczęła się walka o pra-
wa języka polskiego21. Niechęć delegatów galicyjskich wobec rządów
ministra Aleksandra Bacha (w którego gabinecie Agenor Gołuchowski
starał się o uzyskanie pewnej niezależności), była w pełni wyraźna22.
Niewykluczone, iż cesarz Franciszek Józef i spodziewał się większej
spolegliwości po „Wzmocnionej Radzie Państwa”. obrady jej otwie-
rał w dniu 1 czerwca 1860 roku mową tronową o wyraźnie jeszcze
„neoabsolutystycznym” i centralistycznym wydźwięku, ale zamykał
20 X.F. starowieyski, Polacy, passim. Lektura tych wspomnień, które autor oparł na
notatkach swego ojca, stanisława Michała starowieyskiego, pozwala przypuszczać, iż
z delegacji polskiej najenergiczniejszą działalność rozwijał Maurycy Kraiński. Niektóre
wypowiedzi delegatów polskich budziły nawet niezadowolenie Agenora Gołuchowskie-
go (tamże, s. 42–43).
21 Doszło do ostrej polemiki między Maurycym Kraińskim, który twierdził, że w la-
tach 1854–1859 nigdzie w Galicji nie stosowano języka polskiego, a sędzią Heinberge-
rem, który utrzymywał, że prowadził niejednokrotnie rozprawy po polsku (K. Grzybow-
ski, Historia państwa i prawa Polski, t. iv, Warszawa 1982, s. 372). Do starcia na tle języka
doszło też, gdy arcyksiążę Rainer (1827–1913), przewodniczący obradom „Wzmocnio-
nej Rady Państwa”, zwrócił uwagę stanisławowi starowieyskiemu (znacznie od siebie
starszemu), aby przemawiał, a nie czytał swego tekstu. starowieyski zareplikował, że „ję-
zyk niemiecki nie jest dla Galicji językiem narodowym, i że będąc Polakiem, używa języ-
ka niemieckiego tak jak może” (PsB t. XLii, s. 353; X.F. starowieyski, Polacy, s. 50).
Bliższe dane o przebiegu starań o prawa języka polskiego por.: M. Bobrzyński,
W. L. Jaworski, J. Milewski, Z dziejów odrodzenia politycznego Galicji 1859–1873, War-
szawa 1905, s. 4 i n.
22 „Było oczywiste, iż rządy w duchu bachowskim, co jest oparte na centralizacji
i pomijaniu narodowości, dalej utrzymać się nie dadzą, albowiem niezadowolenie we
wszystkich częściach rozległego państwa było bardzo znaczne...” (X.F. starowieyski, Po-
lacy, s. 9). Agenor Gołuchowski, który za zachęcanie młodzieży ziemiańskiej do pracy
w urzędach krytykowany był jako za tendencje germanizacyjne, starał się o kadry urzęd-
ników polskich, w miarę usuwania niemieckich (F.K. d’Abancourt, Era konstytucyjna au-
stro-węgierskiej monarchii od 1848 do 1881, Kraków 1881, s. 25 i n.).
Program autonomii galicyjskiej w 1860 roku
23
je 28 września tegoż roku zwięzłym, dość chłodnym pożegnaniem23.
Uczestnicy obrad żalili się na warunki pracy: „Zauważyć wypada, iż
posiedzenia (...) odbywały się w lokalu stosunkowo ciasnym, w mie-
siącach letnich gdy w Wiedniu bywają największe upały, co, jak się
zdaje, działo się nie bez pewnej intencji kół miarodajnych, a to dla
hamowania popędliwości zgromadzenia i że chociaż bez pozwolenia
przewodniczącego panowie reichsraci wyjeżdżać nie mogli, diet żad-
nych nie pobierali. A więc służba ta, jakkolwiek zaszczytna, była pełną
uciążliwości”24.
Działalność delegacji polskiej we „Wzmocnionej Radzie Państwa”
w 1860 roku była niewątpliwie epizodem. sądzić można, iż twórcy
apelu czy raczej instrukcji, świadomie ograniczyli postulaty, w myśl
zasady: non multa, sed multum. Pełniejszego ich programu polityczne-
go dopatrzyć się można w późniejszym o pół roku adresie krakow-
skim pióra Antoniego Zygmunta Helcla, skierowanego do ministra
Antoniego schmerlinga25. Tu podkreślić wystarczy, iż walka, podjęta
przez twórców apelu i przedstawicieli Galicji o prawa języka polskiego,
polskiej oświaty i kultury, może być określona jako program wolności
w szeroko podjętej dziedzinie kultury. Była to walka toczona jednak
nie szablą, lecz piórem. Że miała poważne znaczenie, potwierdziły to
dalsze dzieje autonomii galicyjskiej.
23 s. Grodziski, Sejm krajowy galicyjski 1861–1914, Warszawa 1993, t. i, s. 29. Nie-
co później, w manifeście z 20 X 1860 r., wprowadzającym Dyplom październikowy, ce-
sarz wyjaśniał: „Gdym wstępował na tron Moich przodków, była Monarchia wystawio-
na na gwałtowne wstrząśnienia (...). Chciałem poznać życzenia i potrzeby rozmaitych
krajów Monarchii i w tym zamiarze ustanowiłem i zwołałem Moim patentem z 5 iii
1860 r. Moją Wzmocnioną Radę Państwa...” (M. Bobrzyński, W.L. Jaworski, J. Milew-
ski, Z dziejów odrodzenia, s. 48–49).
24 X.F. starowieyski, Polacy, s. 54. Nieco później, za pracę w Radzie, Kraiński dostał
krzyż kawalerski orderu cesarza Leopolda, Polański – znacznie niżej, trzecią klasę żela-
znej korony, i dziedziczne szlachectwo. starowieyski nic nie dostał, być może z powodu
zbyt ostrych sformułowań podczas obrad.
25 H. Lisicki, Antoni Zygmunt Helcel 1808–1872, t. ii, Lwów 1882, s. 105–110.
Andrzej Chwalba
Uniwersytet Jagielloński
Czy Galicji sukces był pisany?
Cywilizacja przemysłowa 1880–1914
obecna w Europie przez wieki cywilizacja rustykalna została osta-
tecznie zastąpiona cywilizacją przemysłową na przestrzeni wieku XiX.
Tworzenie się cywilizacji przemysłowej było procesem rozciągniętym
w czasie. Jej matką była szkocja i Anglia, kiedy to w wieku Xviii
ujawniły się symptomy świadczące o narodzinach nowej jakości. Cy-
wilizacja przemysłowa to nie tylko fabryki, które zastąpiły system na-
kładczy oraz manufaktury, ale i uprzemysłowione rolnictwo. Bez li-
kwidacji poddaństwa i wprowadzania równości w prawie, cywilizacja
przemysłowa nie mogłaby powstać. W miejsce społeczności stanowych
uformowały się nowe warstwy społeczne, a poddani królów stali się
obywatelami. osłabły bariery międzywarstwowe, co musiało doprowa-
dzić do demokratyzacji i otwarcia drogi do budowy jeszcze w końcu
wieku XiX społeczeństwa obywatelskiego. Zmieniano prawo tak, by
obywatele mogli się organizować, zakładać fundacje i stowarzyszenia
oraz by mogli aktywnie pracować w samorządach.
Dynamicznie przebiegające zmiany gospodarcze i społeczne, wy-
wołane powstaniem cywilizacji przemysłowej, prowadziły do powsta-
nia nowoczesnych organizmów państwowych, które musiały kontro-
lować i dyscyplinować procesy społeczne, jakie uruchomił gwałtowny
rozwój gospodarki. W drugiej połowie wieku XiX doszło w Europie
do transferu odpowiedzialności z monarchów i instytucji kościelnych
na państwo wspierane przez obywateli. Państwo wkroczyło między
26
ANDRZEJ CHWALBA
pracodawców i pracobiorców w interesie tych drugich, tak by kapi-
talizm mógł się rozwijać, z uwzględnieniem racji warstw uboższych.
W fabrykach, sklepach, hurtowniach pojawili się kontrolerzy państwo-
wi, wbrew oporowi klasycznych liberałów, widzących w tym zamach
na wolność prywatną. Państwo organizowało bezpłatną edukację, bu-
dowało infrastrukturę komunikacyjną, koleje żelazne, drogi, kanały,
przeprowadzało szczepienia ochronne. Ale ani państwo, ani organi-
zujący się obywatele nie mogli wszystkim pomóc, stąd duża i rosnąca
liczba ludzi nieprzystosowanych, marginesu, zagubionych, biednych,
przegranych. Wraz ze zmianą funkcji państwa i szybko rozwijających
się miast rozbudowywał się sektor usług, zapowiedź nadejścia w po-
łowie wieku XX cywilizacji poprzemysłowej. Przybywało urzędników,
policjantów, wojskowych. W fazie rozwiniętej cywilizacji przemysłowej
zakres wolności politycznych był coraz większy, podobnie jak i świad-
czeń socjalnych gwarantowanych przez państwo.
W pierwszej połowie XiX w. cywilizacja przemysłowa wyparła ru-
stykalną w państwach Zachodu, a w okresie Wiosny Ludów dotarła
do krajów monarchii Habsburgów. Najwcześniej jej owoce poznały te
jej kraje koronne, które były najlepiej już rozwinięte cywilizacyjnie,
kraje czeskie i austriackie, później Węgry, Galicja, Wenecja i Triest,
a jeszcze później Bukowina i Dalmacja oraz należące do Węgier Ruś
Zakarpacka, Wojwodina, Banat. W okresie Wiosny Ludów zniesiono
poddaństwo i uwłaszczono chłopów, a tym samym stworzono warunki
do rozwoju cywilizacji przemysłowej. Ale do lat 80. Galicja w niewiel-
kim i dalece niedostatecznym zakresie skorzystała z szansy na szybszy
rozwój. Klasa polityczna Galicji, ziemiaństwo i arystokracja, obawiała
się społecznych skutków nowej cywilizacji, strajków, buntów, rewolucji.
Dlatego nie była też zainteresowana inwestycjami w edukację i infra-
strukturę publiczną. Podobnie nieskore do inwestowania były władze
centralne wiedeńskie. Galicja leżała na peryferiach państwa, w odda-
leniu od szlaków komunikacyjnych i daleko od centrum, co sprzyjało
procesowi marginalizacji.
Jednak mimo tego pewne składniki nowej cywilizacji się uformo-
wały. Przede wszystkim, poczynając od lat 60. rozpoczęto implantację
liberalnego prawa, które służyło aktywizacji ludzi i rozwojowi cywili-
zacyjnemu. stworzono, nie tylko w Galicji, ale w całym państwie, sys-
tem parlamentarny, przedstawicielski, choć dalece niedemokratyczny,
powstały samorządy, których znaczenie rosło z roku na rok. Wolno,
niemniej przybywało nowych ciągów komunikacyjnych, szkół, ochro-
nek i instytucji kulturalnych, naukowych (uczelnie), łaźni miejskich
Czy Galicji sukces był pisany?
27
i wiejskich, instytucji dbających o higienę. szczególne znaczenie należy
przypisać rosnącym jak grzyby po deszczu stowarzyszeniom, których
liczba na 1000 mieszkańców stosunkowo niewiele odbiegała od licz-
by stowarzyszonych w zamożniejszych krajach koronnych. W 1913 r.
w Przedlitawii liczba towarzystw i stowarzyszeń wyniosła 89 221,
z tego na Galicję przypadło 12 621, czyli około 14 . istotnym skład-
nikiem nowej cywilizacji była nowoczesna administracja oraz sądow-
nictwo. Jakość pracy i kwalifikacje urzędników i sędziów nie odbiegały
od standardów środkowoeuropejskich. Zatem stworzono solidne fun-
damenty dla dalszego rozwoju.
Jednak za procesem implantacji instytucjonalnych i prawnych skład-
ników cywilizacji industrialnej nie postępowała industrializacja. indu-
strializacja nadeszła późno, a jej kołem zamachowym było górnictwo:
ropy naftowej i gazu ziemnego na krańcach wschodnich Galicji oraz
węgla kamiennego na krańcach zachodnich. Wysokie ceny surowców
energetycznych skłoniły – podobnie jak w Niemczech czy Czechach
– właścicieli ziem, które kryły bogactwa, do inwestycji. Budowali szy-
by kopalniane oraz niezbędną infrastrukturę. Perspektywa wysokich
zysków zachęciła też kapitał spoza Galicji, z innych krajów oraz spoza
monarchii, do inwestowania. Wysoki poziom inwestycji gwarantował
napływ nowoczesnej technologii, dzięki czemu kopalnie Galicji nale-
żały do nowoczesnych.
Powstanie ośrodków górniczych musiało wywołać typowy w takich
okolicznościach efekt domina: zaczęły powstawać zakłady przemysło-
we pracujące na potrzeby kopalń i ich pracowników oraz rozmaite fir-
my usługowe, komunikacyjne, bankowe, edukacyjne. Przy kopalniach
powstawały osiedla robotnicze, zamieszkiwane najczęściej przez chło-
pów, którzy znaleźli zatrudnienie w górnictwie. Nowa praca i nowe
miejsce zamieszkania stopniowo prowadziły do zmiany ich mentalno-
ści i sposobu życia. W miastach pojawili się rodzimi przedsiębiorcy
oraz inżynierowie, którzy swoje życie i karierę wiązali z biznesem. ich
aktywność w sferze ekonomicznej zaczęła się przekładać na aktywność
w obszarze polityki. To oni wzywali władze Galicji do zmiany polityki
wobec przemysłu, z antyindustrialnej na proindustrialną. Do 1914 r.
co prawda w pełni taka zmiana nie nastąpiła, niemniej w porównaniu
do lat 80. wiele w zakresie polityki zmieniło się na lepsze. Część zie-
mian, zamożnych chłopów oraz reemigrantów powracających z Amery-
ki z kapitałami zaczęła inwestować w drobny przemysł, usługi oraz (co
może najistotniejsze) w ziemię. W ten sposób zaczął się proces uprze-
mysłowienia rolnictwa Galicji, mimo jego niesłychanego rozdrobnienia
28
ANDRZEJ CHWALBA
i wolno postępującej komasacji. Niemniej dzięki zbiorowemu wysiłko-
wi dwóch pokoleń mieszkańców Galicji zdecydowanie poprawiła się
kultura rolna. Wzrosła produkcja hodowlana i roślinna. Galicję stać
już było na eksport niektórych produktów. Co prawda dalej dzieliła ją
przepaść od rolnictwa Wielkopolski i Pomorza Gdańskiego, ale było
to rolnictwo o najwyższych parametrach w skali Europy, więc trudno
było rywalizować, niemniej wydajność oraz jakość kultury rolnej była
w Galicji w przeddzień 1914 r. wyższa niż w Królestwie Polskim. Prze-
prowadzone w ostatnich latach kompleksowe badania wzrostu i wagi
poborowych z Galicji i Królestwa Polskiego przyniosły dość sensacyjne
wyniki, a przynajmniej dalece odbiegające od mitu biednej i głodnej
Galicji. Mianowicie okazało się, że waga i wzrost poborowych z Galicji
były wyższe niż z sąsiedniego Królestwa Polskiego.
Wśród ojców tego względnego sukcesu Galicji w dziedzinie indu-
strializacji oraz uprzemysłowienia rolnictwa faktycznie brakuje władz
wiedeńskich. Co prawda program rządu z 1900 r. premiera Ernesta von
Koerbera przewidywał znaczące inwestycje państwowe m.in. w Galicji,
budowę sieci nowych linii kolejowych oraz kanałów żeglugowych, w tym
słynnego już wkrótce projektu kanału odra – Wisła – Dunaj, ale nie
zostały one zrealizowane. Koerber uważał, że państwowe inwestycje
i pobudzanie rozwoju gospodarczego spowodują osłabienie tendencji
separatystycznych i wzmocnią państwo. Rozwój ekonomiczny zwiększy
poziom zamożności, a tym samym wzrośnie liczba zadowolonych z po-
lityki Wiednia. Jednak premier nie znalazł wystarczających środków
finansowych w celu wykonania tego niezwykle ambitnego projektu.
Poza tym zaplecze polityczne jego rządu się wykruszyło i plan de facto
poszedł do kosza. W kolejnych latach władze centralne nie planowały
już tak wielkich inwestycji w celu pobudzenia gospodarki państwa. Ze
względu na zbliżającą się wojnę inwestowały w przemyśle zbrojenio-
wym, na czym korzystały głównie zachodnie kraje koronne (Czechy),
produkujące uzbrojenie i sprzęt wojskowy. Zatem koniunktura wojen-
na zasadniczo ominęła Galicję. Nie miała też ona wielkiej pociechy
z polskich lobbystów w Wiedniu i polskich ministrów w rządzie au-
striackim, którzy albo załatwiali swoje sprawy, albo swą uwagę koncen-
trowali na kwestiach ogólnopaństwowych, niewiele znajdując już czasu
dla wsparcia industrializacji ojczystych ziem.
W ostatnich 30 latach swoich dziejów w dobie autonomicznej Ga-
licja sporo osiągnęła w zakresie przekształcania cywilizacji rustykal-
nej w industrialną. Jednak do pełnego sukcesu i zadowolenia droga
była jeszcze daleka. Zbyt wiele było trudnych do usunięcia przeszkód
Czy Galicji sukces był pisany?
29
natury obiektywnej i subiektywnej. o niektórych już wspominaliśmy,
jak choćby o oporze warstwy ziemiańskiej, wspieranej przez liczną,
ale zasadniczo zachowawczą inteligencję, które obawiały się głębszych
zmian społecznych i gospodarczych, a nowa warstwa przedsiębiorców
nie była w stanie przesądzić o kierunkach rozwoju. Niewiele mogły
uczynić partie ludowe: chłopska (sL/PsL) oraz socjalistyczna (PPsD),
gdyż nie miały wpływu na bieg spraw podstawowych dla postępu cywi-
lizacyjnego. Niemniej działały na korzyść rozwoju – poprzez wspieranie
procesu demokratyzacji życia publicznego i jego dalszej liberalizacji.
Trudno było więcej osiągnąć w sytuacji, gdy rządowe taryfy kolejo-
we i rządowa polityka celna nie wychodziła naprzeciw interesom Gali-
cji, gdy austriackie i czeskie kartele dosłownie dusiły przedsiębiorczość
galicyjską, jak choćby kartel cukrowy. Niedobrze się stało, gdy o roz-
woju kapitalizmu w Galicji w znacznej mierze decydowała biurokracja,
ze swej natury nie prorozwojowa, skupiona na sobie i na karierach jej
członków, komplikująca życie osób aktywnych. W tym sensie można
nawet mówić o powstaniu w Galicji kapitalizmu biurokratycznego, co
bynajmniej nie jest komplementem.
Poważną barierę dla rozwoju stanowiło położenie geograficzne.
Władze centralne nie chciały inwestować ze względu na położenie
Galicji tuż przy północnowschodnich granicach, w sąsiedztwie Rosji,
z którą już wkrótce Austro-Węgry rozpoczną wojnę. obawiano się, że
ewentualnie zainwestowane środki i zbudowane obiekty przepadną
bądź też mogą przypaść armii carskiej, tak jak się w istocie stało jesie-
nią 1914 r., kiedy to prawie cały obszar Galicji znalazł się pod okupa-
cją rosyjską. Także równoleżnikowe położenie Galicji i pasmo trudno
dostępnych Karpat komplikowało włączanie się Galicji do ogólnopań-
stwowego rynku wewnętrznego. stąd słabość handlu między Galicją
a Węgrami, jej sąsiadem zza łuku Karpat. Dlatego nie było niespo-
dzianką, że kiedy Galicja znalazła się w granicach ii Rzeczpospolitej,
jej położenie geograficzne, zwłaszcza jej części środkowej i północnej,
stało się poważną wartością, o czym najlepiej świadczy zlokalizowa-
nie na jej obszarze w 1928 r. tzw. trójkąta bezpieczeństwa, w którym
miano budować fabryki zbrojeniowe, a następnie w 1937 r. Centralne-
go okręgu Przemysłowego. Położenie geograficzne, które kiedyś było
mankamentem, teraz stało się atutem.
Podsumowując: o względnym, mimo wielu barier, sukcesie Galicji
w dziele tworzenia cywilizacji przemysłowej zadecydowali nade wszyst-
ko jej mieszkańcy, którym swoją dewizę dedykował stefczyk: „Pomóż
sobie sam, a Bóg ci pomoże”.
Julian Dybiec
Uniwersytet Jagielloński
Galicja na drodze
do wielkiej przemiany
Pierwotny tytuł mego wystąpienia „Galicja przed wielkim przebu-
dzeniem” miał charakter metaforyczny i prowokacyjny. Nawiązywał do
dziewiętnastowiecznej publicystyki, w której przeciwnicy istniejącego
porządku twierdzili, że kraj znajduje się w głębokiej stagnacji, śpiączce,
natomiast wielu z tych, którzy proponowali zmiany, wierzyło i wyrażało
nadzieję, że z chwilą ich urzeczywistnienia, przebudzenia się Galicji
czeka ją lepsza przyszłość. Nie brakło również głosów stwierdzających
stanowisko bardziej stonowane, że w Galicji czyniono bardzo wiele,
by zmierzać powoli do istotnej przemiany, do modernizacji, stąd tytuł
mej prezentacji „Galicja na drodze do wielkiej przemiany”. Postaram
się w niej przedstawić siedem obszarów – czynników, w których prze-
obrażenia prowadzić miały i rzeczywiście prowadziły do zmian, nawet
wielkich.
W naukowej literaturze poświęconej problemom modernizacji
zwraca się uwagę, że alfabetyzacja była i jest koniecznym, chociaż
niewystarczającym, warunkiem wzrostu gospodarczego i rozwoju cy-
wilizacyjnego, innowacji technicznej czy choćby umiejętnej adaptacji
nowych wynalazków, czy stosowania nowych metod gospodarowania.
Alfabetyzacja to przede wszystkim upowszechnianie szkół elementar-
nych. Zasadniczym czynnikiem w tym zakresie było wprowadzenie
32
JULiAN DYBiEC
ustawowe obowiązku szkolnego zmuszającego do posyłania dzieci do
szkoły. Ważnym była też intensyfikacja uruchamiania szkół związana
z wydatkami budżetu krajowego na te cele. Wydatki owe od epoki
autonomicznej nieustannie systematycznie wzrastały, by w r. 1911 za-
mknąć się kwotą ponad 31,5 miliona koron1. Autonomiczna Galicja
musiała nadrabiać zaległości poprzedniej epoki. Jeśli w 1828 roku po-
siadała 1670 szkół, a w roku 1870 – 2374, to w tych proporcjach licz-
bę szkół ludowych w roku 1913 sięgającą prawie 6000 uznać trzeba
za ogromny postęp. Jeśli porówna się z kolei liczbę 156 000 dzieci
uczęszczających w roku 1868 do szkół ludowych (lub ponad 200 000,
gdy dołączymy uczniów nauki dopełniające) z liczbą 1 100 000 dzieci,
które uczęszczały do szkoły w roku 1912/1913, to dopiero wówczas
w pełni uwidacznia się niebywały skok cywilizacyjny2. inna rzecz to
porównywanie się z Czechami i innymi krajami austriackimi, bo nie
mówię o Niemczech, w których analfabetyzm w 1905 roku wynosił
tylko 0,03 , w szwajcarii 0,5 , ale we Francji w 1904 roku – 3,4 ,
we Włoszech w 1905 roku – 30,6 , w Wielkiej Brytanii w 1907 roku
– 13,52 3. Wypada zgodzić się z Michałem Bobrzyńskim, który we
wspomnieniach napisał: „szkoły ludowe mnożyły się. Postęp w tym
kierunku był tak intensywny, że kraj zbliżał się do celu, ażeby w każdej
gminie była szkoła i każde dziecko chodziło do szkoły”4. Ale nie tyle
szkoła była problemem, co brak świadomości posyłania dzieci do szko-
ły i niemożliwość wyegzekwowania obowiązku szkolnego. Tego zagad-
nienia dotąd nie badano, a przytoczmy dane spodsądeckiej miejsco-
wości Załubińcze, którą potem włączono do Nowego sącza. W wieku
obowiązku szkolnego w roku 1876/7 było 471 dzieci, do szkoły zapisało
się 404, w roku 1897/8 na 496 zapisało się tylko 113, w roku 1899/1900
proporcje były jeszcze gorsze i wynosiły 526:110. Była to ogólnogali-
cyjska tendencja. Dla przykładu w Rzeszowie w roku 1883 około 35
1 J. Dybiec, Finansowanie nauki i oświaty w Galicji 1860–1918, Kraków 1979, s. 205.
Kwota tych wydatków figurowała w budżecie jako „Wydatki na cele oświaty i wykształ-
cenia”.
2 informacje statystyczne o liczbie uczniów szkół ludowych są rozbieżne. Por. R. Wro-
czyński, Dzieje oświaty polskiej 1795–1945, Warszawa 1980, s. 221 (liczba 1 100 000
uczniów); Historia Polski w liczbach. Oświata, nauka, kultura, Warszawa 1992, z. 4, s. 80
(1 331 269 uczniów.)
3 F. Eby, The Development of Modern Education, II Edition, Englewood Cliffs, N.Y.,
s. 545.
4 M. Bobrzyński, Z moich pamiętników, przyg. do druku, wstępem i przypisami opa-
trzył A. Galos, Wrocław–Kraków 1957, s. 101.
Galicja na drodze do wielkiej przemiany
33
młodzieży w wieku szkolnym nie uczęszczało do szkoły, a w roku 1909
w całej Galicji uczęszczało do szkół ludowych 968 526 dzieci, a w tym
samym czasie 279 000 dzieci w wieku 6–13 lat nie korzystało z do-
brodziejstw szkoły5. Permanentnym dylematem Galicji autonomicznej
były podatki i produkcja. Hasła wysuniętego przez Józefa Dietla rekto-
ra UJ w dziele O reformie szkół krajowych – „Nie podniesienie podat-
ków, lecz podniesienie produkcji mocą oświaty w dobrze urządzonych
szkołach niech będzie hasłem nowego rządu” – nie udało się do końca
monarchii zrealizować, a i dzisiaj byłoby to trudne.
Wzrost świadomości edukacyjnej chłopstwa, rozwój ruchu ludowe-
go, podział szkół ludowych w roku 1895 na dwa umowne typy – wiejski
i miejski – i ostre odtąd spory propagandowe, by szkoła wiejska była
taka jak w mieście, bezpośrednio prowadziła do gimnazjum, spowodo-
wały wielki napływ młodzieży do szkół średnich.
W dziedzinie szkolnictwa średniego Galicja uczyniła również duże
postępy. W początkach autonomii funkcjonowało w Galicji 19 gimna-
zjów (w tym jedno zakonne). W roku 1913/14 było ich 128 (56 pań-
stwowych i 72 prywatne)6. od lat dziewięćdziesiątych do 1914 roku
powstawało średnio co roku około 5 nowych gimnazjów, 2 państwo-
we i 3 prywatne. o wiele większy skok nastąpił we wzroście liczby
uczniów szkół średnich. W 1860 roku uczęszczało do nich 5384,
a w roku 1913/14 – 40 659 lub ponad 42 000 osób7. Pod względem
liczby uczniów szkół średnich przypadających na 1000 mieszkańców
Galicja zajmowała pierwsze miejsce w monarchii. owa duża liczba
młodzieży w szkołach średnich każe zastanowić się nad jej losami i jej
rolą w dziejach tej prowincji. Na ogół co czwarty uczeń szedł na stu-
dia uniwersyteckie lub politechniczne w Galicji, co robiła reszta, poza
tymi którzy kończyli seminaria duchowne i byli księżmi. Bez wątpienia
ta ogromna liczba byłych gimnazjalistów podnosiła poziom cywiliza-
cyjny społeczeństwa. Czy rola tej młodzieży mogła być większa, skoro
sejmowa Komisja szkolna w latach 90. XiX wieku stwierdziła, że „Nie
pragnienie oświaty zalewa gimnazja nasze frekwencją, przewyższają-
cą potrzeby kraju, ale niezadowolenie rodziców z własnego położenia,
złudna nadzieja, że matura będzie dla dziecka tym panaceum, które je
5 Dzieje miasta Nowego Sącza, pod red. F. Kiryka i s. Płazy, Kraków 1993, t. 2, s. 351.
6 H. Kramarz, Nauczyciele gimnazjalni Galicji 1867–1914. Studium historyczno-socjo-
logiczne, Kraków 1987, s. 14.
7 R. Wroczyński, Dzieje oświaty, s. 222; s.i. Możdżeń, Historia wychowania 1795–
1918, Kielce 2000, s. 282; Historia Polski w liczbach, s. 98.
34
JULiAN DYBiEC
w przyszłości uchroni od gryzących trosk życia. Mylnym zaś jest mnie-
manie, jakoby to synowie włościańscy przyczyniali się przeważnie do
przepełnienia średnich i wyższych zakładów naukowych”.
Wielki był również wzrost liczby studentów w dwu galicyjskich uni-
wersytetach i politechnice. W roku 1860/61 studiowało w ich murach
Pobierz darmowy fragment (pdf)