Darmowy fragment publikacji:
KSZTAŁT
IZABELA MROZIŃSKA
ISBN 978-83-936801-0-8
CZĘSTOCHOWA 2013
Rozdział I
Meg Hollins weszła pewnym krokiem do Instytutu Psychologii Gestalt w Toronto.
Straciła dzisiaj wiele czasu na bezsensownym przesłuchiwaniu świadków strzelaniny w
centrum miasta. W końcu trafiła na ślad, który zaprowadził ją wprost pod drzwi dr Matthew
Roddicka. Hollins nie znosiła psychologów, uważała, że cała ta terapia, jest tylko stratą czasu
i bezsensownym rozczulaniem się nad sobą. Jej zdaniem był to stek bzdur i wyciąganie od
ludzi pieniędzy.
- Dzień dobry, detektyw Meg Hollins, zastałam dr Roddicka?- powiedziała wyciągając
policyjną odznakę.
- Dzień dobry pani- odparła recepcjonistka. Niestety dr Roddick jest teraz zajęty, ma klienta.
- To proszę mu powiedzieć, aby skrócił wizytę- odparła twardo Hollins.
Zdziwiona sekretarka udała się do gabinetu. Po paru minutach wróciła oznajmiając, że może
wejść. Hollins minęła w drodze wydekoltowaną blondynkę, która zmierzyła ją triumfalnym
spojrzeniem.
Gdy tylko przekroczyła próg biura ujrzała wysokiego, barczystego mężczyznę. Roddick miał
niebieskie oczy, ubrany był w spodnie jeansowe, granatową koszulę, rozpiętą pod szyją i
szarą marynarkę. Psycholog uśmiechał się do siebie i wyraźnie był z siebie zadowolony jak
typowy facet. Nogi oparł o kant biurka, co niewątpliwie świadczyło o jego wielkiej arogancji.
- Detektyw Hollins, czym mogę służyć?- zapytał Roddick ukazując rząd równych białych
zębów.
- Pański styl bycia chyba nie przystoi poważnemu lekarzowi panie Roddick?- zapytała.
- Czyżby wstała pani rano nie tą nogą, co trzeba?- odparł Matthew i puścił do niej oko.
- Dla pana to pewnie dzień, jak co dzień. Nic nie znacząca praca, dziewczyny na skinienie
palcem- odcięła się.
- Co w tym złego, że łączę przyjemne z pożytecznym?
Meg zrobiło się niedobrze. Żałowała, że musiała tutaj przyjść, ale to była jej praca. Nieraz
trafiali jej się paskudni świadkowie przekonani o swojej manii wielkości.
- Panie Roddick, pańskie życie erotyczne bynajmniej mnie nie interesuje. Jestem tutaj w
służbowej sprawie.
- Zawsze jesteś taka sztywna? No daj spokój, nie wątpię, że umiesz się zabawić- powiedział i
omiótł dziewczynę zalotnym spojrzeniem.
Wściekła podeszła do biurka. Oparła na nim dłonie. Spojrzała Roddickowi prosto w oczy i
rzekła:
- Panie Roddick, dosyć tych gierek! Pańskie sztuczki na mnie nie działają. Jestem
wykwalifikowanym detektywem, a sztywne, to są dla mnie ciała w kostnicy. Dla mnie życie
to nie wieczna frajda. Nie tracę czasu na takie hm… zabawy, jak pan, więc nie zadzieraj ze
mną cwaniaczku, bo marnie skończysz- syknęła.
- Zaciekawiłaś mnie i bardzo chciałbym się dowiedzieć, gdzie marnie skończę i czy ty także
tam będziesz, z tymi swoimi pięknymi, ciskającymi błyskawice brązowymi oczami.
Meg postanowiła zmienić taktykę. Wiedziała, że nie może mu się dać wyprowadzić z
równowagi, że on tylko na to czeka. Od rana bolała ją głowa i nie chciała dalej tracić czasu na
durne sprzeczki i to w dodatku z jakimś idiotą.
- Dosyć- rzekła spokojnym tonem. Panie Roddick porozmawiajmy w końcu poważnie.
- Jestem cały do twojej dyspozycji- odparł i puścił do niej oko.
Tym razem Meg nie dała się sprowokować i rzeczowym tonem powiedziała.
- Dzisiaj, około południa był pan świadkiem morderstwa w centrum. Proszę mi opisać, co
dokładnie pan widział?
- Niewiele, rozmawiałem przez telefon z klientem.
- Czy dostrzegł pan sprawcę?
- Jak powiedziałem wcześniej, byłem zajęty- rzekł lekceważąco.
- Panie Roddick, mam dzisiaj naprawdę paskudny dzień. Niech mi pan go nie psuje do końca-
powiedziała z rezygnacją.
Roddick przyjrzał jej się dokładnie. W jej oczach dostrzegł nagle smutek. Była inna niż ci
wszyscy gliniarze, z którymi tyle razy rozmawiał. W czasie studiów prowadził badania nad
zachowaniem policjantów na służbie i zdążył już sobie wyrobić o nich niepochlebną opinię.
To właśnie dlatego postanowił zmienić specjalizację. Według niego nie różnili się wiele od
tych, których wsadzali za kratki. Skorumpowani, brutalni i bezwzględni, tacy w większości
byli. Dlatego, kiedy detektyw Hollins z takim tupetem weszła do jego gabinetu, postanowił jej
trochę podokuczać. Trafił jednak nie na byle jakiego przeciwnika, ale upartego i
zdeterminowanego. Ale jedna rzecz najbardziej przyciągnęła jego uwagę uczciwość, którą
miała wypisaną na twarzy.
- Przepraszam- powiedział, ale nie pamiętam. Moja rozmowa z klientem, była, że tak
delikatnie powiem burzliwa. I nie bardzo mnie wówczas obchodziło, co się wokół mnie
dzieje.
- Doprawdy? Nie wierzę, że niczego pan nie zauważył!
- Pani detektyw, proszę nie traktować mnie jak głupka! Oczywiście, że widziałem
zamieszanie! Ale się tym po prostu nie przejąłem i poszedłem dalej.
- Taki z pana bohater, co!- powiedziała sarkastycznie Meg.
- A pani zawsze tak łatwo ocenia innych?- odciął się.
- Mam nosa do ludzi- odparła.
- Cóż… pani zdaniem zapewne powinienem zachować się jak Brudny Harry i skopać im
wszystkim tyłki- powiedział lekko podirytowany.
- Panie Roddick, od kopania tyłków jest policja.
- Doprawdy? A może od katowania?- zapytał unosząc lekko prawą brew do góry.
- Nie przeginaj Roddick! Widzę, że w takiej rozmowie niczego nie osiągniemy. Jutro masz się
zjawić na przesłuchaniu.
- Bez pisma nigdzie się nie zjawię maleńka.
- Detektyw Hollins- odparła zimno i wyszła trzaskając drzwiami, zostawiając aroganckiego
doktora samego.
- Do widzenia- powiedziała do sekretarki.
- Mam nadzieję, że nie- zripostowała.
Zdziwiona tak lojalną postawą recepcjonistki udała się do windy.
Zaciekawiony Matt podniósł słuchawkę i poprosił Marie o filiżankę kawy. Otworzył laptopa i
wystukał w przeglądarce nazwisko pani detektyw.
- Co za wstrętna baba!- powiedziała Marie podając szefowi kawę.
- Żeby tak do pana mówić. Zwłaszcza po tym, co pan zrobił!
- W końcu to policjantka- odparł z uśmiechem.
- A ty jak zawsze nie mogłaś sobie darować dosadnego komentarza.
Sekretarka wzruszyła tylko ramionami i wróciła do recepcji.
Roddick ponownie zerknął na ekran komputera, na śliczną panią Hollins. Wielokrotnie
wyróżniona za zasługi, szefowa wydziału zabójstw, zespołu operacyjnego nr 5. Zdaniem
komendanta kapitana Higginsa: „ambitna, bezwzględna, rozwiązująca każdą sprawę, postrach
lokalnych bandytów”- tak brzmiał cytat z artykuł o wybitnej pani detektyw. Matthew nie był
bynajmniej zdziwiony takim opisem. Instynkt podpowiadał mu, że była to prawda. A może po
prostu chciał, aby to była prawda. W końcu nie każdy glina jest zły- pomyślał i w głębi serca
właśnie uwierzył, że tak może być, a Meg Hollins jest tego dowodem. Rozmyślania przerwał
mu telefon więc wrócił do pracy.
Następnego dnia o 9:00 rano detektyw Hollins weszła na posterunek.
- Znalazłaś coś?- zapytał Elman.
- Nic nowego, kolejny świadek, który nic nie widział i niewiele słyszał. Jakby wszyscy nagle
się zmówili. Nie potrafię tego zrozumieć. Wszystko wskazuje na to, że to była przypadkowa
śmierć, a jednak coś mi w tym wszystkim nie pasuje. Świadkowie, kiedy ich przesłuchiwałam
byli przestraszeni. Tylko jeden wydawał się niczego nie bać i był bezczelny.
- Który?
- Nikt ważny, taki zapatrzony w siebie doktorek, jak mu tam… Roddick.
- A to nasz bohater dnia!- powiedział kapitan Higgins, który właśnie wyszedł ze swojego
gabinetu.
- Jaki tam z niego bohater! Nawet nie zareagował, kiedy denat padł martwy, po prostu poszedł
dalej- odparła Meg.
- Chyba wiem, dlaczego tak zrobił- rzekł Higgins i wręczył jej poranną gazetę.
- Przeczytaj… o tam na dole- wskazał palcem.
„Doktor Matthew Roddick ratuje nastolatka przed próbą samobójczą”.
Usiadła na krześle i zaczęła czytać dalej. „Około południa w samym centrum miasta 15-letni
Adam Backnert postanowił zakończyć swoje, jak to określił marne życie. Chłopak miał już
dosyć. Nie mógł zaakceptować tego, kim się stawał. Nikt go nie lubił. Ciągle nim pogardzano,
nawet w domu go ignorowano. Przed tragiczną śmiercią uratował go przypadkowy telefon, a
w zasadzie ogłoszenie w gazecie: „zaakceptuj siebie takim, jakim jesteś, bo nikim innym być
nie możesz, jak tylko sobą”- warsztaty interpersonalne dr Matthew Roddicka. Backnert
zadzwonił pod podany numer i zaczął rozmawiać z psychologiem. Początkowo chciał go
tylko obarczyć winą za to, co zamierzał zrobić. W trakcie rozmowy, pod wpływem tego, co
usłyszał od dr Roddicka, po raz pierwszy w życiu powiedział komuś to, co mu leżało na
sercu.
Odłożyła gazetę na biurko. Zrobiło jej się trochę głupio. Oskarżyła Roddicka o tchórzostwo i
egoizm, a on tymczasem uratował temu chłopcu życie. Cóż, to że miała zły dzień, nie
upoważniało jej do potraktowania go w ten sposób. Ale ta jego arogancja, ten sposób bycia,
jakby ludzkie życie niewiele dla niego znaczyło. Poza tym ciągle ją prowokował. Podniosła
słuchawkę i zadzwoniła do Sandersa.
- Sunny, przywieź mi na przesłuchanie dr Roddicka. Prześlę ci esemesem jego adres.
- W porządku.
- Po co go wzywasz?- zapytał kapitan.
- Muszę z nim porozmawiać. Pewna myśl chodzi mi po głowie.
- Aż boję się zapytać, co to jest- odparł Higgins.
Uśmiechnęła się do niego i poszła do pokoju przesłuchań, aby zebrać myśli. Przez kwadrans
chodziła w tę i z powrotem, szykując się do starcia z Roddickiem. Tak, niewątpliwe będzie to
ciekawa potyczka. Był inteligentny i zapewne się domyśli, że próbuje go podejść. Ułożyła
sobie w głowie schemat działania. Była najlepsza w tej jednostce. Jednak nigdy o sobie w ten
sposób nie myślała. To inni rozpływali się nad jej zdolnościami. Ona po prostu chciała, aby
mordercy trafiali za kratki.
- Ponownie się spotykamy- powiedział Roddick i usiadł naprzeciwko Meg.
- Przecież obiecałam to panu- rzekła.
- Jestem ciekaw co jeszcze mi obiecasz?
- Panie Roddick, wie pan, że ja nie odpuszczę i w końcu uzyskam odpowiedzi na moje
pytania- rzekła z błyskiem w oku.
- Uroczo wyglądasz, kiedy się złościsz, wiesz- uśmiechnął się Matthew.
Odpowiedziała mu subtelnym uśmiechem.
- Nawet nie masz pojęcia jak uroczo potrafię wyglądać- odpowiedziała na zaczepkę.
Matt ze zdziwieniem przyjął zmianę nastawienia dziewczyny. Niemniej podjął wyzwanie i
cały czas wodził za Hollins wzrokiem.
- A więc po co mnie tutaj sprowadziłaś? Przecież powiedziałem Ci, że nic nie widziałem i nic
nie słyszałem.
- Tak, tak, panie Roddick. Ale nie dlatego pan tutaj jest- rzekła i podała zdjęcie mu do ręki.
- Czy rozpoznaje pan tego człowieka?
- Nie.
- To jest Richard Atkins, ofiara morderstwa. Co pan widzi patrząc na jego twarz?
- Co to ma być, jakaś psychoanaliza? Zapewne pani wie, że jestem w tej grze mistrzem.
- To się jeszcze okaże- odparła.
Matthew zamyślił się na chwilę i dokładnie przyjrzał fotografii.
- Według mnie to mężczyzna całkowicie pozbawiony poczucia własnej wartości.
- Pan jest jasnowidzem!- rzekła lekceważąco.
Roddick nie zareagował na zaczepkę.
- Nie, nie jestem. Po prostu jego spojrzenie jest jak zalęknionego zwierzaka, a ramiona
dziwnie przygarbione. Poza tym jest niedbale ubrany, nieogolony. To facet, który o siebie nie
dba, a więc nie ma udanego życia osobistego. Pracuje fizycznie, co można stwierdzić po
bliznach na jego rękach. Stawiałbym na ogrodnictwo, gdyż ma brud za paznokciami.
To człowiek cień, przeciętny szary obywatel.
- I pan to wszystko wywnioskował z tego zdjęcia?
- Pani detektyw, to jest część mojej pracy. Tworzę profile osobowościowe. Tak jak pani,
tworzy profile zabójców.
- Tak, ale moja praca dotyczy prawdziwego życia.
- Co to niby ma znaczyć?
- Widziałam, jakich pan ma pacjentów, panie Roddick.
- Ja nie mam pacjentów, pani detektyw, to klienci.
- Jak zwał, tak zwał- odparła.
- A ta blondynka, którą pani widziała, nie jest moją klientką.
- Czyżby kochanką?
- A gdyby nawet, to co? Moje życie prywatne nie powinno pani interesować, chyba że?
- Chyba, że co?- odparła.
- Pójdzie pani ze mną na kolację.
- Tylko w pańskich snach, panie Roddick.
- Widzę, że już przeszliśmy do łóżka- odrzekł uśmiechając się uwodzicielsko.
- Panie Roddick, pański chłopięcy urok na mnie nie działa, więc proszę sobie darować.
- To się jeszcze okaże.
- Dobrze, skończmy to daremne przesłuchanie, jest pan wolny.
- Obiecujesz, że nie będziesz mnie już więcej dręczyć?- zapytał z udawaną bojaźnią.
- Chciałbyś- odparła i spojrzała mu prosto w oczy.
Roddick podniósł się z krzesła i z lekkim uśmiechem skierował w stronę dziewczyny i
powiedział.
- Podejmuję rękawicę… a poza tym popytaj jego sąsiadów. Tacy ludzie, jak on zwykle mają
coś na sumieniu- odparł.
Meg uniosła ze zdziwieniem brew do góry.
- Roddick, zaczekaj. Chcę Ci jeszcze coś powiedzieć.
- Wiem, co zrobiłeś w południe w parku, ja… przepraszam za swoje wczorajsze zachowanie.
- Oszczędziłem ci pracy- odparł z lekką nutą ironii w głosie.
- Nie, zrobiłeś coś o wiele ważniejszego. Uratowałeś rodzinę tego chłopca przed straszną
traumą. Oni żyliby z tym piętnem do końca życia- powiedziała i opuściła pokój przesłuchań.
Zdumiony i oszołomiony, tym co przed chwilą usłyszał pojechał do swojego biura. Wiedział,
że to nie było ich ostatnie spotkanie, a Meg Hollins zostanie jego niezwykle trudnym
wyzwaniem. Niewątpliwie pikanterii dodawał fakt, że Meg Hollins była kobietą obdarzoną
niezwykłym seksapilem, a za każdy jej uśmiech gotów był… skoczyć w przepaść.
Detektyw mimowolnie zaczęła się zastanawiać nad tym, co przed chwilą usłyszała. Co
miał na myśli mówiąc, że ofiara ma coś na sumieniu? Czyżby nie mówił jej prawdy?
A może chciał ją skierować na inny tok myślenia? Zadzwoniła do Sandersa i wysłała go do
miejsca, w którym mieszkał Richard Atkins, a potem zadzwoniła do Ledger.
- Co masz dla mnie Susan?
- Pytasz o tego nieboszczyka, którego wczoraj przywieźli?
- Dokładnie, znalazłaś coś ciekawego? Nie kupuję tej historyjki o przypadkowym zgonie.
- Sądząc po oględzinach ciała doszło do szarpaniny. Widzisz tę ranę, jest niewielka.
Prawdopodobnie cios zadano bardzo szybko, a ofiara się nie broniła.
- Masz już odciski palców z narzędzia zbrodni?
- Będą po południu, zadzwonię jak tylko je otrzymam.
- W porządku, dzięki- odparła i wróciła do siebie.
- Hej Hollins, miałaś rację. Warto było przesłuchać sąsiadów Richarda Atkinsa- powiedział
Sanders.
- Czegoś się dowiedziałeś?
- Nawet lepiej, znalazłem świadka Danny’ego Murlena, który widział, jak dzień przed
śmiercią denat kłócił się z jakimś mężczyzną.
- No to może mamy przełom w sprawie, ściągnij go tu.
- Jest już w sali przesłuchań.
- Szybko działasz, podoba mi się to- powiedziała z uśmiechem- i udała się do świadka.
- A więc panie Murlen, co pan widział przedwczoraj przed swoim domem?
- Jak co wieczór poszedłem ze swoim psem na spacer. Wie pani, to bezpieczna dzielnica,
zresztą jak całe Toronto. Dlatego zwróciłem uwagę na sprzeczkę tych dwóch. Atkins nie był
lubiany w tej okolicy. Nie pasował do jej mieszkańców i bynajmniej mi go nie żal.
Wielokrotnie wzywaliśmy policję, za zakłócanie przez niego ciszy nocnej.
- Więc postanowiłeś się go pozbyć?- powiedziała Hollins i twardo spojrzała w oczy świadka.
- A dlaczego miałbym to robić?
- Sam przed chwilą powiedziałeś, że był niewygodnym sąsiadem.
- I niby to miałoby mnie skłonić do jego zabójstwa? Pani detektyw, nie jestem taki głupi.
Może i nie znosiłem typa, ale go nie zabiłem.
- Z kim się kłócił denat?
- Nie widziałem dokładnie, bo facet miał na głowie czapkę bejsbolową.
- Opisz go.
- Wysoki, przed czterdziestką, dobrze zbudowany, o brązowych oczach.
- Jakieś znaki szczególne?
- Nie, chyba nie.
- Za chwilę przyjdzie tu aspirant Rockwell by stworzyć portret pamięciowy, a potem będziesz
wolny- powiedziała Hollins.
Po 15 minutach Rockwell przyniósł jej kartkę. Hollins z niedowierzaniem pokręciła głową i
wybiegła wściekła, z komisariatu w asyście dwóch policjantów. Wsiadła do samochodu a
następnie odjechała.
- Matthew Roddick- jesteś aresztowany za składanie fałszywych zeznań! Masz prawo
zachować milczenie, więc radzę ci z niego skorzystać- odparła i zakuła go w kajdanki.
- Nie tak mocno maleńka- powiedział zaczepnie.
- Doigrałeś się w końcu Roddick.
- A więc już wiesz?
- Żebyś wiedział, że tak i osobiście dopilnuję abyś tego pożałował!
- A ja myślę, że wręcz przeciwnie pani detektyw i spojrzał jej głęboko w oczy.
- Zgarnijcie go- odparła. Miała ochotę udusić go gołymi rękoma. Nienawidziła, gdy ktoś się z
nią drażnił w ten sposób. Przez tego człowieka straciła bezcenny czas. Doskonale wiedziała,
jak ważne jest, aby sprawca morderstwa został schwytany.
Roddick ponownie znalazł się na sali przesłuchań.
- Tym razem lepiej mów prawdę, albo załatwię cię tak, że na długo popamiętasz.
- Wiedziałem, że się za mną stęsknisz- odparł.
- Sanders! zapuszkuj pana Roddicka na 24h za utrudnianie śledztwa.
- Zaraz, zaraz- sprzeciwił się Matthew.
- Zmiękłeś, twardzielu?
- Dobrze, powiem co wiem. Skłamałem, poznałem Richarda Atkinsa dwa dni temu. Mieliśmy
małą wymianę zdań, to wszystko.
- Człowieku, opamiętaj się! Czy naprawdę nie zdajesz sobie sprawy, że wdepnąłeś w niezłe
bagno? Jesteś aż tak arogancki!- powiedziała zdenerwowana a jej twarz zatrzymała się parę
milimetrów przed jego twarzą.
Na moment ich spojrzenia się zetknęły, a czas jakby stanął w miejscu. Nie mogli oderwać od
siebie wzroku. Hollins zreflektowała się pierwsza.
- O co się pokłóciliście?
- Narzucał się mojej klientce więc postanowiłem przemówić mu do rozsądku. Padło parę
ostrych słów, nic więcej.
- Nazwisko, Roddick, podaj mi nazwisko tej kobiety.
- Nie mogę, to tajemnica zawodowa- odparł.
- Ja ci zaraz pokażę tajemnicę zawodową!- wykrzyknęła.
- Już dobrze, nie złość się tak. Mnie także zależy na tym, aby znaleźć sprawcę.
- Doprawdy? Jakoś ci nie wierzę. Dotychczas tylko utrudniasz mi śledztwo. Myślisz, że to
jakaś gra? Aż taki płytki jesteś? Zginął człowiek i to ja, nie ty będę musiała powiedzieć to w
oczy jego rodzinie. I co nagle straciłeś rezon? Nie jest to już takie zabawne i ekscytujące?
- Zawrzyjmy układ, ja powiem ci to, co wiem, a ty dopuścisz mnie do śledztwa?
- Chyba żartujesz!
- Potrafię być pomocny Meg. Musisz tylko zaryzykować.
- Roddick, nie masz żadnej karty przetargowej a ja i tak wyduszę z ciebie to, co chcę
wiedzieć.
- Nie byłbym tego taki pewien. Nawet jeśli powiem ci wszystko i tak nie zabrniesz daleko.
Detektyw Hollins wyszła na chwilę i udała się do pokoju kapitana na krótką rozmowę, a
kiedy wróciła, oparła ręce na biodrach i powiedziała.
- Dobrze, Roddick, zgadzam się na współpracę, a teraz gadaj.
- Obiecujesz?
- Tak, w przeciwieństwie do ciebie zawsze mówię prawdę.
Roddick przez chwilę bił się z myślami a po chwili zaczął opowiadać.
- To była siostra Atkinsa, Margaret Atkins. Jej brat nachodził ją ostatnimi dniami i chciał od
niej pieniędzy. Moja klientka poprosiła mnie, żebym mu wytłumaczył, aby zostawił ją w
spokoju. Zasugerowałem jej, by ubiegała się o zakaz zbliżania dla Atkinsa. Powinnaś
wiedzieć, że Margaret jest chora i bardzo trudno nakłonić ją do mówienia, a tym bardziej
zwierzeń. Ale w końcu się zdecydowała i przyjechała do mojego gabinetu trzy tygodnie temu.
Niedawno zakończyliśmy terapię. Udało jej się zaakceptować siebie i ruszyć dalej. Właśnie
wtedy pojawił się jej brat. Nie wiedział przez co musiała przejść, gdyż nie widział jej od 10
lat. Pewnego dnia po prostu zostawił rodzinę i wyjechał do Nowego Jorku. Nikt go od tamtej
pory nie widział. Margaret była przerażona, a jej lęki powróciły ze zdwojoną siłą, musiałem
zareagować.
- Nie chciałeś już dłużej się męczyć z pacjentką i postanowiłeś wziąć sprawy w swoje ręce-
podsumowała drwiąco.
- Możesz na chwilę odrzucić swoje uprzedzenia co do mnie?- powiedział podniesionym
głosem.
- Zauważyłem, że masz gdzieś moją pracę, ale nie pozwolę ci obrażać Margaret!
- Jak na razie to tylko mnie okłamujesz. Jak mam szanować to, co robisz?
- Ja nikogo nie leczę, to są moi klienci. Miej szacunek chociaż dla nich.
- W porządku, mów dalej.
- Zwykle nie angażuje się tak bardzo w życie klientów, lecz tym razem sprawa wyglądała
inaczej. Margaret ufała tylko mnie. Nie mogłem jej zostawić z tym samej. Tylko
rozmawiałem z jej bratem, nic więcej. Miałem nadzieję, że go przekonałem więc wróciłem do
domu. W dniu śmierci Atkinsa miałem się zobaczyć Margaret. Wtedy właśnie zadzwonił
Adam, może gdybym zdążył na czas, to… to… Atkins by żył- powiedział i głos mu się
załamał. Ukrył twarz w dłoniach zły na swoją bezsilność.
- To nie była twoja wina Roddick- powiedziała łagodząc ton głosu. Nie mogłeś być w dwóch
miejscach na raz. Ten chłopiec zawdzięcza ci życie. Nigdy nie udaje się uratować wszystkich
istnień. To jest jedna wielka loteria, wierz mi znam się na tym.
- Pozwól mi uczestniczyć w tym śledztwie- poprosił.
- Obiecuje, że nie będę błaznował.
- Pod jednym warunkiem- powiedziała.
- Jakim?
- Od tej pory będziesz ze mną szczery, będziesz mnie słuchał i nie zrobisz nic na własną rękę.
W przeciwnym razie nasza umowa będzie nieważna. I jeszcze jedno, nie próbuj zgrywać
detektywa. Pamiętaj, że to ja jestem gliną, a ty cywilem. Nie przeszkadzaj mi w śledztwie.
- Będę grzeczny jak baranek- powiedział i podniósł dwa palce do góry.
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć- powiedziała z drwiacym uśmiechem.
- Idziesz?- zapytała Meg.
- Jasne- odparł.
- Sanders, sprawdź finanse Atkinsa. Zobacz czy nie miał długów, na co wydawał pieniądze,
popytaj sąsiadów.
- Przecież już to zrobiłem.
- To zrób to jeszcze raz! A w ogóle zrób to tyle razy ile potrzeba, i przyjdź to mnie dopiero
wtedy, jak coś znajdziesz- powiedziała z naciskiem.
- Dobrze- odparł Sunny. Doskonale znał ton tego głosu i wiedział, że nie należy go
lekceważyć.
- Gdzie jedziemy?- zapytał Roddick.
- Musimy porozmawiać z Margaret. Nie wierzę, żeby to ona zabiła brata, ale jako detektyw
muszę sprawdzić każdy trop.
- Chciałbym z nią porozmawiać- rzekł.
- A myślisz, że dlaczego zgodziłam się cie zabrać? Potrafię oddzielić pewne sprawy od siebie.
- Masz na myśli to, że mnie nie lubisz?- uśmiechnął się.
- Po prostu mnie irytujesz. Nie znam cię na tyle, aby stwierdzić lubię, czy nie.
- To się zmieni, zapewniam cię.
- Jesteś bardzo pewny siebie, wiesz?
- A ty zawzięta.
- Muszę taka być, aby ścigać przestępców. Jeśli odpuszczę, to czyjaś rodzina pozostanie bez
najważniejszej odpowiedzi, dlaczego ich bliski stracił życie. A wierz mi, to bardzo ważne
wiedzieć kto i dlaczego zabił tego, kogo się kochało- odparła, zawieszając głos. Czekała aż
Roddick zacznie ją wypytywać, on jednak milczał.
Tymczasem Matthew zakodował w głowie: Meg Hollins straciła, kiedyś bliską osobę, po
czym rzekł.
- To jaka jest twoja historia?
- Historia czego?- odparła wyraźnie zdenerwowana.
- Życia, dlaczego mała Meg Hollins została panią detektyw?- zapytał rozluźniony.
Pobierz darmowy fragment (pdf)