„Legendy warszawskie” to zbiór najbardziej znanych legend dotyczących Warszawy m.in. „Złota kaczka”, „Bazyliszek”, „Syrena” zebranych i opracowanych przez Artura Oppmana. Książka powstała we współpracy z portalem Wolnelektury.pl.
Darmowy fragment publikacji:
Artur Oppman
(Or-Ot)
Legendy warszawskie
1
Tekst opracowany w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl) za:
Legendy warszawskie, Oppman, Artur (1867-1931), Poznań ; Warszawa [etc.] : Księg.
św. Wojciecha 1925. Partnerem projektu Wolne Lektury jest Prokom Software SA.
Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza
pochodzącego ze zbiorów BN.
Projekt okładki: Joanna Rajkowska
Druk: Drukarnia Naukowo-Techniczna Oddział PAP SA.
Wydanie 1
Warszawa 2007
ISBN: 978-83-89143-86-0
2
Wstęp
Noc srebrna śniegiem, wiatr mroźny dmucha,
Na skrzypcach zimy gra zawierucha,
Kłębami śniegu w okna uderza,
To coś zaszepce, jakby z pacierza,
To się rozjęczy nutą żałosną,
Jakby tęskniła za cudną wiosną,
To znów na chwilę płacz swój uciszy
I gwiazd milionem błyśnie w tej ciszy.
Jakże to miło w wieczór zimowy
W cieple zacisznej siedzieć alkowy;
W piecu się ogień dopala właśnie,
W ciemnej czeluści mignie, to zgaśnie,
Sypie iskierki czerwone, złote,
W sercach nieznaną budzi tęsknotę
Za czemś minionem, za czemś dalekiem,
Za dawnym światem, za dawnym wiekiem.
Zimową nocą w alkowie starej
Umarłych czasów snują się mary,
3
W wielkim fotelu, sprzed stu lat może,
Wsłuchał się dziaduś w zamieć na dworze;
Jakby ustami jakiegoś ducha
Głos mu wichury gada do ucha,
O tym, co było, co się prześniło,
Co już — od kiedy! — śpi pod mogiłą…
I nagle dziatwa przypadnie z wrzawą:
— Powiedz nam, dziadziu, bajkę ciekawą!
— Jak szedł Twardowski do piekieł bramy?
— O, nie, dziadziusiu! Znamy to, znamy!
— Więc o Madeju, co zbrodnie knował?
— Ach, wiemy: Madej odpokutował!
— To o Kopciuszku w zgrzebnej odzieży?
— Na pamięć umiem, niech dziadziuś wierzy!
— No, to już nie wiem, co rzec w tej sprawie!
— Powiedz nam, dziadziu o… o Warszawie!
Pochylił dziaduś głowę zmęczoną,
Ale mu w oczach iskry zapłoną,
Strudzone serce mocniej kołata.
Bo swej młodości przypomniał lata:
Jak to w ulicach starej Warszawy
Gonił za widmem rycerskiej sławy,
4
Jak każda cegła, każdy głaz w murze
Wskrzeszały przeszłość w złocie, w purpurze.
Na szarej Wiśle, na mętnej fali
Piosnka syreny ulata w dali,
W zapadłych w ziemię lochach zwaliska
Zły bazyliszek ślepiami błyska,
Męczeńska Praga krwią się zalała,
W królewskim zamku łka Dama Biała…
A nad główkami dzieciaków grona
Cudowny Chrystus wznosi ramiona…
Dali mu malcy myśl do gawędy:
Starej Warszawy stare legendy…
5
Syrena
I
— A widzieliście ją, tę syrenę niby, kumie
Szymonie?
— Widzieć nie widziałem, kumie Mateuszu, bo
drzewa przesłaniały źródełko, a bliżej podejść
bałem się jakości, alem słyszał, jak śpiewa.
— Alboż to syreny śpiewają ?
— Jakże to? Nie wiecie o tym, kumie
Mateuszu? śpiewają! I jak jeszcze! Głos to ci się
tak rozchodził po Bugaju, po Wiśle, hen, aż za
rzekę, jakoby właśnie dzwonek srebrzysty
dzwonił. Słuchałbyś dniem i nocą.
— No, i co dalej? Co dalej?
— Ano, nic dalej. Słuchałem, słuchałem, lubość
mi się jakowaś rozpływała po kościach, aż w
6
końcu śpiewanie ucichło: widać syrena schowała
się na nocleg w źródełku, bo już i słońce
zachodziło, a ja powlokłem się do chaty, alem całą
noc spać nie mógł, inom o tej syrenie rozmyślał.
— Ciekawość! Warto by ją wypatrzeć,
zobaczyć.
— Ale jak? Toć, jeśli nas ujrzy, — umknie i
skryje się w wodzie. A zresztą, może to i grzech
przyglądać się takowej stworze niechrzczonej i
kuszącego jej śpiewania słuchać.
— Grzech nie grzech, — niewiada! Najlepiej
zapytać o to ojca Barnaby, pustelnika. To człek
mądry i pobożny; on powie i nauczy, co czynić
nam należy.
— Rzetelnie mówicie, kumie Mateuszu,
chodźmy do pustelnika Barnaby.
— Ano, to i chodźmy! Ryby przez ten czas z
Wisły nie uciekną, a my się od duchownej osoby
przeróżności dowiemy.
7
Tak rozmawiali z sobą dwaj rybacy z nad Wisły
w owych zamierzchłych czasach, gdy na miejscu
dzisiejszej Warszawy, a właściwie jej Powiśla,
leżała niewielka rybacka osada, otoczona gęstymi
lasami, w których roiło się od grubego zwierza:
łosi, turów, wilków i niedźwiedzi.
II
— Więc powiadacie, że śpiewała?
— A juści! śpiewała; gadałem przecie.
— Hm! I często se tak podśpiewuje?
— A co dnia! Jak tylko słoneczko Boże ma się
ku zachodowi i czerwienią a złotem pomaluje
Wisełkę, wraz ci się na Bugaju jej piosenka
rozlega.
— I długo też nuci?
— Do zachodu. Jak się ino ciemno zrobi na
świecie, już jej nie słychać.
8
— To nocami nigdy ze źródła nie wychodzi?
— Czy wychodzi, czy nie wychodzi, tego ja nie
wiem, ale przepomniałem powiedzieć, że w pełnię
miesiąca też śpiewa. Nieraz mnie ze snu budzi
blask księżycowy, co do chałupy zagląda: siadam
se na posłaniu, aż ci tu odgłos jakowyś dolata z
daleka; jakby skowronek, jakby dzwonek, jakby
skrzypeczki lipowe: to ona.
— O to mi chodziło właśnie. Więc trzeba tak
zrobić…
Tu ojciec Barnaba zadumał się na długą chwilę,
a obaj rybacy czekali w skupieniu, aż namyśli się,
co poradzić.
Ojciec Barnaba był to starzec wysoki, chudy,
siwobrody, łysy jak kolano, odziany w długą
samodziałową opończę. Na pomarszczonym jego
obliczu rysowały się powaga i dobroć. Wszyscy
trzej siedzieli przed budką pustelnika, na ławie,
uczynionej z dwóch pieńków, na których położono
z gruba obciosaną deskę. Było to lipcowe
9
popołudnie i cudnie było w boru, pachnącym
żywicą i kwiatami. Ptaki śpiewały radośnie,
pszczoły wesoło brzęczały, a zielony dzięcioł w
czerwonym kapturku stukał dziobkiem, jak
młotkiem, w korę rozłożystego dębu i wydłubywał
robaki.
A ojciec Barnaba namyślał się, namyślał, aż
rzecze:
— Więc trzeba tak zrobić: w pełnię miesiąca
wybierzemy się we trzech do źródełka; na odzienia
nasze naczepić należy gałęzi świeżo zerwanych,
najlepiej lipowych, kwiatem okrytych, żeby syrena
człowieka nie poczuła, bo się nie pokaże;
zaczaimy się przy samem źródle, a gdy wynijdzie i
śpiewać zacznie, wtedy zarzucimy na nią sznur,
spleciony z cienkich witek wierzbowych, święconą
wodą skropiony, ile, że takiego żaden się czar nie
ima; zwiążemy i miłościwemu księciu na Czersku
zawieziemy w darze. Niech ją na zamku trzyma i
niech mu wyśpiewuje.
10
Pobierz darmowy fragment (pdf)