Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
Czytaj dalej...
OCALENIE
Zdjęcia opublikowane dzięki uprzejmości bliskich
ojca Augustyna Pelanowskiego
paganini
z O. AUGUSTYNEM PELANOWSKIM
r o z m a w i a j ą
Klara i Tomasz Olszewscy
O TEJ ROZMOWIE
Dlaczego w ogóle zdecydowałem się podjąć próbę odna-
lezienia „zaginionego zakonnika”, którego słucha prawie
połowa katolików w Polsce? Dlaczego wraz z moją żoną spa-
kowaliśmy pewnego dnia do naszego auta dyktafon oraz stos
kartek z pytaniami i pojechaliśmy zobaczyć na własne oczy
Ojca, co do którego losów snuje przypuszczenia i tajemnicze
historie spora część wiernych Kościoła?
Dlatego właśnie, że pytań jest mnóstwo, a tych, któ-
rzy chcieliby na nie odpowiedzieć – prawie nikogo. Pewien
teolog powiedział mi kiedyś, że wierni – świeccy, nie muszą
znać Katechizmu Kościoła Katolickiego, nie muszą znać
dogmatów, mają W WIERZE się poruszać, żyć, wychowy-
wać swe potomstwo, a w razie wątpliwości MAJĄ PASTE-
RZY – księży, kapłanów, którzy ich poprowadzą. Nie na
darmo Jezus porównywał nas do owiec. Owce są głupawe,
nawet gdy są chore czy wymagają strzyżenia, pasterz musi je
przytrzymać na siłę, choć wierzgają, bo one nie rozumieją,
że to dla ich dobra. No ale czy ktoś nas na siłę przytrzyma
i nas przystrzyże, wyleczy? Mamy w Kościele czas „róbta, co
7
chceta, tylko nie zaśmiecajta planety”... Nadto owce reagują
tylko na głos swego pana. Bezdyskusyjnie. Więc czyżby głosu
Pana nie było słychać w ustach pasterzy, jeśli owce rozpra-
szają się i nie wiedzą, dokąd iść? Czyżby pasterze nie potrafili
tak przemawiać w imieniu Pana, że owce szukają głosu Pana
w Internecie, wynajdują nagrania sprzed 10 lat jakiegoś
zakonnika, który teraz nie wiadomo, gdzie się podziewa, bo
w Jego głoszeniu jeszcze słychać Głos Pana?
Jakich to czasów doczekaliśmy, że sami musimy werto-
wać Katechizm Kościoła Katolickiego, żeby sprawdzać czy
nie powariowaliśmy, słuchając biskupów zza Odry? I dla-
czego nasi biskupi w żaden sposób nie zajmują stanowiska,
gdy łódź Kościoła chybocze się i woda wlewa się za burtę?
Co to za czas, że jedni organizują nabożeństwa ekumeniczne
pełne happeningów, oklasków i tańców, a inni zaciągają na
siebie dawne kroje ornatów i wracają do sprawowania Eucha-
rystii tyłem do wiernych. Co z nami? Zwykłymi parafia-
nami, którzy martwią się o przyszłość swoich dzieci, i nie
mówię tu o mieszkaniach dla nich albo studiach za granicą.
Martwię się, jak oni w Kościele mają zachować czystą wiarę?
Czy w ogóle takie pojęcie ma jeszcze rację bytu? Potrzeba
nam, Boże, autorytetu. Jakże tęsknię za Janem Pawłem II,
który będąc tam daleko, w Rzymie, swą modlitwą, swymi
wówczas oczywistymi, krótkimi sentencjami, podtrzymywał
Polaków na duchu. Jak bardzo chcę, by Polska miała kolej-
nego księdza Popiełuszkę, nie w sensie losu, który Go spo-
tkał, lecz odwagi. Albo kardynała Wyszyńskiego? Patrzę na
8
Asię Bibi, na Mary Wagner i nie jestem pewien, czy miałbym
odwagę być jak one. Benedykt XVI nie bez powodu w swym
ostatnim liście podkreślał rolę męczeństwa. Chciałbym mieć
tę odwagę, ale wiem, że do tego potrzeba nam łaski od Boga
ale również ojców duchowych, którzy pokażą nam głupim
owcom, świadectwo swego męstwa w wierze, że Chrystus
jest dla nich większą wartością niż poklepywanie po plecach
wpływowych parafian albo nie wiem kogo jeszcze.
Tomasz Olszewski
14 sierpnia 2019
i jeszcze kilka słów
Siedzę nad tekstem – spisaną rozmową – miał to być
zwyczajny dialog o życiu, o tym co się dzieje z ojcem Augu-
stynem, gdy nagle zniknął jakby zapadł się pod ziemię.
Kierowała mną chęć ocalenia jakiejś tajemniczej przeszło-
ści, która mogłaby bezpowrotnie zostać utracona. Ponadto
ta aura niedopowiedzeń, porozumiewawczych spojrzeń, gdy
pada nazwisko: Pelanowski. Kto to jest i co takiego zrobił,
9
że mimo olbrzymich sukcesów na polu ewangelizacji zniknął
z dnia na dzień?
Czym się stała ta rozmowa, w co się przerodziła, prze-
czytasz… Pytam sama siebie, czy powinna ujrzeć światło
dzienne, wszak treści, jakie zawiera, nie należą do najłatwiej-
szych. Jak zresztą większość publikacji ojca Augustyna – to
wymagająca lektura, dla szaleńców, którzy są bardzo zde-
terminowani, by poznać Boga i samych siebie. Ale książka,
którą masz w ręku jest, nazwijmy rzeczy po imieniu, arcy-
trudna… Nie ze względu na język, bynajmniej…
Jest to rozmowa do szpiku kości prawdziwa, jak do
szpiku kości niektórzy są zepsuci, a prawda nie zawsze jest
słodka, więc nie wszyscy ją przyjmą. Niemiły smak prawdy
doczekał się nawet w naszym języku idiomu: gorzka prawda.
Ta książka mogłaby mieć równie dobrze taki tytuł, byłby tak
samo dobry.
Trudność tej książki polega na tym, że nie jest możliwe,
aby o niej zapomnieć, aby ją pominąć, by nie zobowiązać
siebie osobiście do zajęcia stanowiska wobec tego, o czym
mówi ojciec Augustyn. Paradoksalnie ten ciężar pozostawia
Cię z Bogiem w sytuacji sam na sam. Już tylko On może
Ci dać odpowiedzi. Nie otrzymasz tu uniesień typu eufo-
ria uwielbienia, co też jest ważne, wiem o tym. Po lekturze
tych treści stajesz na Golgocie z tym, od czego uciekasz –
z doszczętnie zmiażdżonym Bogiem, zmiażdżonym i pora-
nionym na śmierć. I masz opcję bycia Marią Magdaleną,
świętym Janem albo nie daj Boże żołnierzem rzucającym los
10
o szatę Chrystusa bądź Judaszem – tym, kto chce coś na tej
bezlitosnej śmierci ugrać dla siebie.
Idąc na tę rozmowę towarzyszyło nam przekonanie, że
jesteśmy jakimiś figurami, głosem ludu, gdyż pytania do
i o ojca Augustyna pojawiają się co rusz w różnych rozmowach
– nas zwykłych wiernych z piątej lub dwunastej ławki od końca,
którzy patrzą z zaniepokojeniem na sytuację w naszym domu
– naszej Matce – Świętym Kościele Katolickim. Odbijamy
się od zachowawczych i politycznie poprawnych odpowiedzi,
które można sprowadzić do stwierdzenia: „tak, tak… (zamyśle-
nie/pauza) – trzeba się modlić za Kościół”. Wiadoma sprawa!
Wiemy, że trzeba, ale brak nam przywódców. Jeśli dwaj biskupi
na równie ważnych stanowiskach potrafią głosić sprzeczne ze
sobą nauki – to komu, my świeccy, mamy być posłuszni?
Poznaliśmy co najmniej kilkanaście osób, które nawró-
ciły się słuchając ojca Augustyna, a często nie znając Go oso-
biście. Ze zdumieniem odkryliśmy, że nawet takie projekty
jak piosenki naszego późnego dzieciństwa śpiewane przez
Arkę Noego, 2Tm2,3 czy niedawne projekty Panny Wyklęte
lub Proroctwo, wszystko to nosi ślad obecności modlitwy tego
kapłana. Nawet niezwykle popularny internetowy kazno-
dzieja, ojciec Adam Szustak, jak się okazuje, także czerpał
z nauczania ojca Augustyna, który nie miał (i do tej pory nie
ma) swojego okienka na Facebooku i YouTubie. Dopiero od
kilku lat ludzie zaczęli kolekcjonować jego homilie, nagrywać
je w kościołach gdzie odprawiał Msze święte. My też wielu
z tych homilii wysłuchaliśmy, gdyż jest w nich coś, co dotyka
11
najgłębiej ukrytych obszarów serca. Intuicyjnie czuć w tym
nauczaniu modlitwę i prawdę.
Jeden z kapłanów, których szanuję mawia, że ksiądz głosi
najpierw do samego siebie i to u ojca Augustyna słychać, że
on odpowiada na pytania z głębin swej duszy, a że jest to
prawdziwe to następnie promieniuje i przemienia także inne
dusze. Dlatego chcieliśmy zapytać tego Paulina o jego życie
i o to, jak to się stało, że został tak płodnym głosicielem
Ewangelii. Ale że wachlarz pytań, które zanieśliśmy w swych
sercach, był dużo większy, powstała rozmowa. Rozmowa
długa jak rzeka, ożywiająca jak strumienie i rwąca jak potok.
Przede wszystkim rwąca… na strzępy rwąca wygodne koryta
myślenia, w którym łatwo nam trwać i nie widzieć. Albo, co
jeszcze gorsze, udawać, że nie widzimy. Ta rozmowa zmusza
do decyzji: albo... albo. Dla każdego to „albo” będzie czymś
innym, ale będzie na pewno, to obiecuję. Niezależnie więc, na
ile jesteśmy gotowi, by tę rzekę przepuścić przez swoje wnę-
trze, ostrzegam, że nie będzie to smaczny drink z palemką
odcinający od rzeczywistości. Zamknijmy się zatem po lek-
turze na adoracji Najświętszego Sakramentu, z różańcami
w ręku i powierzmy Panu swe troski, On wszystko nam wyja-
śni, nawet to, czego od razu nie będziemy w stanie przetrawić.
Wierzę w to i ufam Ci, Jezu.
Klara Olszewska
15 sierpnia 2019
12
K O R Z E N I E
Ojcze Augustynie, niełatwo Cię znaleźć, ale szczęśliwie
udało się… Spotykamy się z Tobą przynosząc pytania,
które nurtują wielu, lecz chcielibyśmy wrócić do początków,
bowiem znany jest Twój głos, nauczanie, rekolekcje, ale
o Tobie samym prawie nic nie wiadomo. Skąd pochodzisz,
skąd pochodzi Twoja rodzina?
Oczywiście drzewo można poznać po owocach, ale
i owoce świadczą o korzeniach. Moi przodkowie ze strony
ojca pochodzili z Włoch – łatwo rozpoznać pochodzenie
mojej rodziny po mojej twarzy; twarz ma „wyraz”, nawet gdy
jest to twarz niemego. Nie wiem wszystkiego o mojej rodzi-
nie, gdyż jak w każdej rodzinie są fakty przekazywane z dumą
i sekrety ukrywane ze wstydem. Są portrety Doriana Graya
na pełnym pajęczyn strychu i lorda Byrona namalowanego
w stroju albańskim eksponowane w holu reprezentacyjnym.
13
Tak było i w rodowodzie Jezusa: są tam przecież trzej
niezapisani z imienia królowie i jedynie pięć kobiet wśród
wymienionych aż czterdziestu dwóch pokoleń.
W drugiej połowie XVIII wieku król Stanisław August
Poniatowski sprowadził antenatów mojego ojca w okolice
Miedzianej Góry w województwie świętokrzyskim, gdzie
była kopalnia miedzi. Poniatowskiego otaczało wielu Wło-
chów, tak znamienitych jak Canaletto albo Bacciarelli, ale
i nieznanych lub zapomnianych. Modne było wówczas bycie
mecenasem, czyli człowiekiem, który wspiera artystów,
popiera rozwój głównych gałęzi gospodarki kraju, umożli-
wia literatom rozwój. Zatem dba o rozwój wszelkiej działal-
ności w kraju począwszy od artystycznej, a skończywszy na
przemysłowej. Być może ostatni król Polski był mecenasem,
by jakoś rekompensować na innych polach to, co miał na
sumieniu? Nie tylko wspierał artystów czy poetów, ale także
interesował się alchemią, chemią, literaturą, historią i geo-
logią, geografią, a chcąc podnieść Rzeczpospolitą z zapaści
finansowej, uruchomił dwie narodowe mennice już w 1765
roku, w Krakowie i Warszawie. Już wtedy, w Rzeczpospoli-
tej znajdowały się w obiegu fałszywe monety, wprowadzane
przez kraje ościenne, których wywiady dobrze wiedziały, jak
ten „zdewaluowany” w Europie kraj zasypać fałszywą monetą.
Działo się tak właściwie od początku XVIII wieku.
Zamiast kupować srebro, złoto czy nawet miedź u sąsiadów
i bić z nich monety, Poniatowski zarządził powołanie kra-
jowych mennic, które ufundował, a do tego były potrzebne
14
własne, narodowe kopalnie. Już w 1764 roku Stanisław
August zainicjował wydobywanie srebra w Olkuszu, a cztery
lata później, w 1768 roku, jeszcze przed konfederacją barską,
do Miedzianej Góry właśnie został sprowadzony Giovanni
Pella, człowiek o zdolnościach artystycznych, medalier z pół-
nocnych Włoch. Zawodowo miał zająć się produkcją monet
o pięknym artystycznym kształcie. Był więc „wyklepywaczem
monet”, jak to pisał Jeremiasz, co stało się tematem pewnej
mojej medytacji1.
I tak rodzina o włoskich korzeniach i wyraźnie plastycz-
nych zdolnościach, sprowadzona zapewne bezpośrednio
przez Komisję Kruszcową, która organizowała poszukiwania
i eksploatację złóż górniczych w Rzeczypospolitej, znalazła
się pod samym Świętym Krzyżem, a ja jestem zapisanym,
w siódmym pokoleniu, potomkiem tamtego artysty-medaliera
albo pracownika mennicy. Kiedy myślę, wcale nie bez odpo-
wiedzialności katolickiej i kapłańskiej: pracownik mennicy,
który miał za zadanie podnieść wartość kruszcu i zaradzić fał-
szywym monetom, jakie zalewały kraj. Hm, hm, hm, stwier-
dzam, że to zobowiązujący korzeń genealogiczny! Prawda?
W czasie swego niedługiego istnienia Komisja Kruszcowa
(1782–1787) zajmowała się szczególnie kopalniami mie-
dzi w Miedzianej Górze i Niewachlowie pod Kielcami,
a to moje strony rodzinne. Jej prezesem był między innymi
Medytację można odsłuchać na stronie http://www.wydawnictwopaganini.
1
pl/posluchaj-o-pelanowskiego/ (przyp. red).
15
Hiacynt Małachowski – nota bene również Małachowscy są
skoligaceni z przodkami rodziny mojej prababci.
Ostrowiec Świętokrzyski, z którego bezpośrednio po-
chodzę, to miasto o bardzo starożytnej tradycji metalurgicz-
nej, sięgającej swymi początkami neolitu. Minerały, między
innymi miedź, ale też rudy żelaza były w tym regionie wydo-
bywane od dawna i dlatego w moim mieście istniała huta,
działająca od drugiej dekady XIX wieku. Otoczenie pełne
pieców hutniczych, wielkich temperatur daje powody do
duchowych przemyśleń o przemianie tego, co jest brudne, co
zostało wydobyte z głębi i co zostało zmieszane, w coś, co jest
lśniące i nie jest fałszywe.
Z tej części rodziny Pellów, która pozostała we Wło-
szech, pochodzi kilku bardzo ciekawych ludzi, choć oczywi-
ście tych nieciekawych zawsze było więcej. Pod koniec XIX
wieku urodził się Giuseppe Pella, który w rządzie prezydenta
Alcide Amedeo De Gasperiego (nota bene kandydata na
ołtarze), był aktywnym, chrześcijańskim politykiem. W rzą-
dzie De Gasperiego, Giuseppe Pella zajmował się sprawami
zagranicznymi i budżetem – dbał o to, by pieniądze miały
właściwą wartość, a kraj nie był zalewany fałszywkami. Zbieg
okoliczności? Nie uległ też presji rządów Tito, który groził
zajęciem Triestu po wojnie i był gotowy wysłać wojsko, by
komuniści nie zgarnęli okręgu Triestu.
W tej rodzinie byli zarówno bohaterowie jak i tchórze,
ludzie wierzący jak i więcej niż niemoralni. Tak jak to bywa
w każdej rodzinie. Jedni ratowali ludzi, inni ich ścigali. Łatwo
16
się przyznać do tego, że mój ojciec czy jego brat byli w pod-
ziemiu antykomunistycznym, trudniej do tego, że ich stryjo-
wie w tym samym czasie byli urzędnikami UB.
Rodzina ojca matki, czyli dziadka Piotra Andryka,
pochodziła z okolic Ostroga na Ukrainie, gdzie miała swoje
gniazdo rodzinne już w XVIII wieku. Nazwisko to ma
pochodzenie jak najbardziej ukraińskie i etymologicznie ma
związek z jakimś protoplastą o imieniu Andriej – zdrobniale
i po ukraińsku: Andriejko. Rodzina czuła i uważała się za
Polaków, więc w czasie zawieruch wojennych na Kresach
w XIX wieku utraciła swoje majątki. W 1863 roku jeden
z moich przodków jako powstaniec, za przewożenie broni do
oddziałów powstańczych został żywcem wkopany w mrowi-
sko przez carskich kozaków. Inny z krewnych, ksiądz Piotr
Paweł Andryka, w kwietniu 1939 roku, mianowany został
kapelanem rezerwy Wojska Polskiego, a zginął w Gułagu, bo
chciał… dalej walczyć, a nie poddać się. Ta rodzina była bar-
dzo pobożna, katolicka. Na przykład matka mojego dziadka
Piotra Andryka – oczywiście nie tego samego co wyżej wspo-
mniany – Franciszka, która zmarła w 1943 roku, codzien-
nie odmawiała brewiarz tercjarski na własnym klęczniku
w kościele oraz cały różaniec. Podobnie zresztą jak inni
członkowie tej rodziny. Brat dziadka, Paweł Andryka walczył
pod Falaise, Chambois, a wcześniej zahaczył o Archangielsk
w przymusowej wywózce po 1939 roku. Potem był oczywiście
Anders, Bliski Wschód, D-Day i powrót do Ludowej Polski
oraz „nagroda” w postaci rocznej odsiadki w więzieniu za to,
17
Ojciec, Włodzimierz Pelanowski
że walczył o Polskę w dywizji generała Maczka, a nie pod
„gienerałem” Świerczewskim…
Matka Anna, kruczowłosa i czarnooka dziewczyna, czę-
sto w dzieciństwie, w czasie okupacji, przygotowywała kola-
cje ze smażonej kiełbasy „Ponuremu” – Janowi Piwnikowi.
W domu jej rodziców często bywali partyzanci w czasie zgru-
powań albo zimowych kwater. Dziadkowie mieli sklep, więc
po cichu zaopatrywali partyzantów AK w prowiant. W domu
jej rodziców miały miejsce sztabowe decyzje i wiele innych
ważnych faktów, o których zapomina historia, ale nie Bóg.
Moja rodzina nie tylko miała swoje piękne karty, ale
i mroczne, tragiczne. Sądzę jednak, że lepiej o nich nie
mówić, nie dlatego, że o zmarłych źle się nie mówi, ale dla-
tego, że niektóre fakty z życia zmarłych mogą zaszkodzić
jeszcze żywym.
Ojciec mój Włodzimierz Pella (nazwisko zostało spol-
szczone na Pela, a w 1971 roku na Pelanowski, dla zmyle-
nia władz komunistycznych) i Anna Andryka poznali się
w 1953 roku i po dwóch tygodniach się pobrali. Nie było
szans na inną decyzję i to nie dlatego że „wcześniej poja-
wiło się dziecko w łonie niż zapowiedź na ambonie”, ale dla-
tego, że bardzo się pokochali. To właśnie wtedy mój ojciec
wyszedł z więzienia po amnestii, jaka uwolniła tysiące żoł-
nierzy wyklętych w 1953 roku. Za udział w walce zbrojnej
przeciw reżimowi komunistycznemu dostał wyrok 40 lat
więzienia i dopasowywał się do roli widma w kazamatach
Kielc i Rawicza oraz ciężko pracował w kopalni w Jastrzębiu.
19
Matka, Anna Pelanowska z d. Andryka
Potem była inwigilacja, dręczenie, rozpijanie ojca, perma-
nentny stres. Ten, kto jest wnukiem lub dzieckiem żołnierzy
wyklętych, wie, co znaczy przeklęte życie przez dziesiątki lat.
Nie będę tego tłumaczył szerzej, zostawiam to historykom
i Sądowi Ostatecznemu – bo na pewno nie trybunałowi
w Hadze. Właściwie, jak się później dowiedziałem, nie byłoby
ani mnie, ani moich sióstr na tym świecie, ponieważ w chwili
okrążenia domu na Stawkach (na przedmieściach Ostrowca)
przez KBW w 1947 roku, ojciec i jego brat nie chcąc iść
do więzienia, zastanawiali się nad odebraniem sobie życia!
Mój ojciec zdecydował się na rosyjską ruletkę… I mimo, że
w bębnie brakowało tylko jednego naboju, a iglica uderzyła
nabój, ten okazał się niewypałem. Zaskoczenie było chyba
wielkie, gdy usłyszał suchy trzask w komorze lufy zamiast
wybuchu pocisku. Jestem więc „owocem niewypału”, trochę
tak mogę powiedzieć o sobie. Dzięki niewypałowi, 16 lat
później począłem się pod sercem matki, a gdy się urodziłem,
ojciec miał akurat 33 lata.
W 1989 roku po pozornym uwolnieniu się z pęt komuni-
zmu, założono Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej
– ojciec został zweryfikowany i od tej pory publicznie mógł
się przyznawać do podziemnej przeszłości. W czasie roz-
prawy weryfikacyjnej zdarzył się incydent – ojciec publicznie
sprzeciwił się wpisania na listę Światowego Związku Żołnie-
rzy Armii Krajowej (ŚZŻAK) człowieka, który dopuścił się
gwałtu – zapadło mi to w pamięć.
21
Przypomniało mi się to akurat w chwili, gdy rozważałem
słowo Boże o tym, co się stało w Gibea (zob. Sdz 19, 11-30).
Medytacja mówi przecież o gwałcie na kobiecie i jej poćwiar-
towaniu, co w sensie symbolicznym można odnieść do ćwiar-
towania i gwałcenia ciała Kościoła przez herezje, korupcje,
zboczenia i to wszystko, co teraz ma miejsce. Wtedy przy-
pomniałem sobie sprzeciw mojego ojca… Mój sprzeciw na
bezczeszczenie Kościoła ma więc swoje źródło w jego sprze-
ciwie. Takie postawy przodków, ojców wpływają na budowę
upartych zachowań potomstwa. I choćby nawet wszyscy
przymykali oczy na to, co się działo i dzieje z Kościołem, to
ja będę o tym mówił, nawet jeśli miałbym przez to ponieść
śmierć, tak jak to się zdarzyło niektórym kapłanom. Pomyśl-
cie tylko chwilę… Ksiądz Popiełuszko nie dożył nawet kwa-
dratury koła w Magdalence, a ksiądz Tischner został figurką
przylepioną do „Solidarności”, robił karierę i nikt go nie tknął
nawet palcem. Kto dziś robi karierę w Kościele, a kto musi
się ukrywać?
Zadaję sobie pytanie: czy mnie ktoś zabije? Wystarczy
tylko pomyśleć komu jestem niewygodny, a będziecie wie-
dzieli, kto wyśle tych, którzy mi pomogą dostać się do Króle-
stwa Niebieskiego. Oto chyba najkrótsza notka genealogiczna
o rodzinach mojej matki i ojca, zaledwie szkic. Jedno jest
pewne, najważniejszy etap ich życia przebiegał w komuni-
zmie. W nas, dzieciach tamtych rodziców, szczególnie tych
wyklętych przez partię, wytworzyło się obronne zachowa-
nie, by w każdej rozmowie z ludźmi obcymi, spoza kręgów
22
zaufanych ludzi, starać się nie zapominać, iż postrzegają nas
jak mięso do pożarcia, nawet jeśli byliby wegetarianami.
Jeśli dobrze zapamiętaliśmy, urodziłeś się, Ojcze, w 1963
roku. Jakie były okoliczności Twoich narodzin?
Tak. 23 stycznia 1831 roku Belgia zmieniła paski na fla-
dze z poziomych na pionowe... a ja się urodziłem 23 stycznia
1963 roku. Czy mają związek zbieżności dat zamachów na
Lincolna i Kennedy’ego? To nie ma znaczenia, nie o takie
skojarzenia chodzi, które przygnębiają albo podniecają, ale
o takie, które wzmacniają albo przynoszą pokój.
Bóg każe nam kojarzyć podobieństwa w Biblii, które nas
uzdrawiają i przynoszą pokój. Na przykład ta scena Ewange-
lii – ognisko, na którym Jezus ułożył rybę, oraz ognisko, przy
którym Piotr wyparł się Jezusa, co było traumą dla Piotra
(zresztą w języku greckim mamy w tych miejscach podobne
określenia). To szatan narzuca nam skojarzenia, które nas
przerażają albo grzesznie podniecają. Dlatego właśnie nie-
zbędne jest dla nas diakrisis, czyli rozeznawanie duchów, co
związane jest z selekcją skojarzeń, myśli, uczuć, narzucają-
cych się zbieżności, dziwnych powiązań, uderzających podo-
bieństw. Jedne pochodzą od Boga, inne – od złego.
23 stycznia 1963 roku urodziłem się i mogę oczywiście
skoncentrować się na pewnych okolicznościach przykrych i je
rozpamiętywać żałośnie albo skoncentrować się na zbawczych
23
Piotruś Pelanowski