Darmowy fragment publikacji:
ODZYSKAĆ TWARZ
ODZYSKAĆ TWARZ
Magdalena Miczek
Wydawnictwo Literackie SILVA RERUM
Poznań 2018
Redaktor prowadzący
Paulina Wiśniewska
Korekta
Katarzyna Kędzierska
Projekt okładki
Studio Graficzne SILVA RERUM
Skład komputerowy
Studio Graficzne SILVA RERUM
Prawa autorskie
Zdjęcia na okładce:
@ photoagents /C/depositphotos.com/– pierwsza strona okładki
© Aurelia Frydrych-Zdanowska – portret M. Miczek, druga strona okładki
Grafika wewnątrz książki:
© Paulina Wiśniewska oraz C/depositphotos.com: @ silvionka, Elnur_, MSSA, eun-
gchopan, amarosy, Dmitroza, vladvitek, sir_nength99, ninanaina, photoagents, ihor_se-
amless, marina99, olinchuk, Ostapius, Jane_Hulinska, ZeninaAsya, Chitta, aakbar, dvargg,
dmediapro, mandritoiu
© 2018 by Magdalena Miczek
© 2018 by Wydawnictwo lLiterackie SILVA RERUM
All rights reserved
ISBN
978-83-65697-32-5 /druk/
978-83-65697-33-2 /e-book/
Wydanie I: Wydawnictwo Literackie SILVA RERUM
www.wydawnictwo-silvarerum.eu
Poznań 2018
Druk i oprawa - Zakład Poligraficzny Moś i Łuczak spółka jawna
ul. Piwna 1, 61-065 Poznań
tel./fax 0-61 6337165
www.mos.pl
Skład ukończono w styczniu 2018
Nie zepsuj tego, co masz, przez pragnienie tego,
czego nie masz
Epikur
Rozdział 1
Greta weszła do domu. Był duży, pusty i zimny. Nigdy wcześniej tego
nie zauważyła. Dzisiaj czuła to w dwójnasób. Rozejrzała się po sterylnie
czystej kuchni, jasnym wręcz szpitalnym salonie. Weszła do swojego po-
koju. Zniknął panujący w nim nieład, co tylko potęgowało wrażenie chło-
du. Jagodowe ściany, które tak uwielbiała, stały się ciężkie, a satynowa
lawendowa pościel, lodowata. Brr. Wzdrygnęła się. Myśli wywołały dresz-
cze. Szła dalej. Sypialnia rodziców w odcieniu nieba Wenecji. Pomysł
mamy. Gabinet taty w stylu minimalistycznym: szkło i aluminium. Ła-
zienka, jej drugi azyl, dziś obca. Jak mogła się dobrze czuć w tej panu-
jącej wokół błyszczącej czerni? Zeszła na dół. Nigdy nie używała kuchni
z wyjątkiem lodówki. Wiedziała tylko, gdzie są szklanki i sztućce. Usiadła
w salonie. Zobaczyła swoje odbicie w olbrzymim, wypolerowanym ekranie
pięćdziesięciopięciocalowego telewizora. Odwróciła głowę. Wiedziała, że
płacze. Nie czuła jednak łez. Nie wiedziała, czy było jej przez to bardziej,
czy mniej przykro.
- To mój dom – powiedziała sama do siebie.
Głos nie przebił się jednak przez wszechobecną ciszę.
- To mój dom – powtórzyła głośniej.
Nikt nie odpowiedział.
- Po co mi taki dom? Po co mi to wszystko? Czy nie może być, jak daw-
niej?
Dawniej miała wszystko. Powodzenie w szkole, mnóstwo przyjaciółek,
tabuny adoratorów, najlepszego chłopaka w okolicy, samochód, czterdzie-
stometrowy pokój do własnej dyspozycji, dużo wolnego czasu, beztroskę,
własną twarz, no i rodziców. Kiepsko się z nimi dogadywała, ale zawsze
byli. Co miała teraz? Dużo wolnego czasu, ponieważ już nigdy nie wyjdzie
z domu.
8 Magdalena Miczek
Otworzyła lodówkę. Dżem i musztarda. Super. Pani Ela zadbała o porzą-
dek, ale o jej żołądek już nie. Musi do niej zadzwonić, żeby zrobiła zakupy.
Telefon do pani Eli miała mama w komórce. Może gdzieś zapisała?
Przeszukała szuflady, ale nie znalazła ani telefonu do pani Eli, ani w ogóle
żadnego innego telefonu. Pewnie notes mama miała przy sobie. Łyżeczką
zjadła cały słoik dżemu. Poszła się wykąpać. Nalała pełną wannę wody,
rozebrała się i równie gwałtownie jak włożyła, wyjęła nogę z wanny. Woda
była lodowata.
- Brak jedzenia, brak ciepłej wody. Ciekawe, jakie jeszcze niespodzianki
na mnie czekają – zamruczała pod nosem.
Wysypała z torebki leki, które dostała. Nie pamiętała, ile, czego i jak czę-
sto miała brać. Dostała rozpiskę, ale teraz nie mogła jej znaleźć. Zażyła
każdej z tabletek po jednej i położyła się do łóżka z nadzieją, że prześpi
przygnębiający nastrój.
Rozdział 2
- Greta, jest 7:40. Pospiesz się, bo znowu nie zdążysz do szkoły.
- Dzisiaj jest czwartek! – krzyknęła z łazienki.
Już była prawie gotowa. Jeszcze tylko tusz do rzęs, błyszczyk i odrobina
różu na policzki.
- Greta!
Mama była w połowie schodów.
- Zaraz zejdę. Jeszcze chwila.
- Siedzisz tam już czterdzieści pięć minut. Spóźnisz się do szkoły, a ja do
pracy.
- Już idę. Daj mi jeszcze trzy minuty i nie poganiaj mnie. Ręce mi się
trzęsą, jak muszę się spieszyć. No i już. Jestem gotowa – ukazała się
w drzwiach łazienki.
- Czy ty nie przesadzasz? Idziesz do szkoły, nie do klubu.
- W szkole też trzeba jakoś wyglądać. Poza tym dzisiaj jest czwartek.
- No i….
- W czwartek mamy chemię, a nasz chemik jest bardzo przystojny.
- Ty masz się uczyć chemii, a nie podobać chemikowi. Wyglądasz jak…
stara pudernica.
- A ty zachowujesz się jak stara zrzęda!
Nie odezwały się już do siebie przez całą drogę.
Przed szkołą na Gretę czekał jej fanklub. Najwierniejsze przyjaciółki oraz
kilku zapatrzonych adoratorów, których raz traktowała jak paziów, innym
razem jak błaznów. Żadna z funkcji ich jednak nie zrażała. Wdzięczni za
10 Magdalena Miczek
najdrobniejszy okruch uwagi, podążali wierni niczym giermkowie za swoją
panią.
Greta weszła do szkoły równo z dzwonkiem. Szła do pracowni chemicz-
nej niespiesznym krokiem, dzieląc się po drodze wrażeniami poranka.
- Ta moja matka w ogóle tego nie rozumie. I tak codziennie wstaję
o szóstej rano, żeby zdążyć. Nie wiem, jak to się dzieje, że wciąż brakuje
mi czasu.
- Greta, ty jesteś po prostu perfekcjonistką – oznajmiła jedna z przyja-
ciółek.
- No właśnie – potwierdziły chórem pozostałe.
- Świetnie wyglądasz – odezwał się najodważniejszy z wielbicieli.
Reszta przytaknęła, kiwając głowami lub wydając z siebie przeciągłe:
Yhmmm!
- Co ja bym bez was zrobiła?!
Zza zakrętu wyłonił się chemik z dziennikiem w ręku. Greta instynktow-
nie wyprostowała się i przyspieszyła.
- Dzień dobry, panie profesorze – zaszczebiotała, odgarniając ręką włosy.
- Znowu spóźniona – pan profesor przywitał ją oschle. – A z tobą połowa
klasy. Jak zwykle. Następnym razem wszystkim wpiszę spóźnienie.
- Obiecujemy poprawę, prawda?
- Tak, panie profesorze, to już ostatni raz.
- Mam nadzieję. Zapraszam do klasy.
Greta weszła krokiem modelki na wybiegu. Z wdziękiem powiesiła małą
torebkę na oparciu krzesła i usiadła, kładąc nogę na nogę. Za nią pozostali.
- Czy jaśnie pani ma podręcznik?
- Niestety, panie profesorze. Tak się spieszyłam, że zapomniałam zabrać.
Zrobiła minę niewiniątka.
- Greto Turkowska, ostrzegam cię ostatni raz. Jeśli twoje nastawienie się
nie zmieni, będę musiał wezwać twoich rodziców. Zachowuj się jak uczen-
nica, nie jak królowa.
Była królową. Niewątpliwie od początku szkoły była królową. Najpierw
tylko klasową, ale wkrótce jej panowanie przeniosło się na całą szkołę.
Szczególnie po tym, jak rodzice sfinansowali modernizację szkolnej biblio-
teki. Była nie tylko „najlepszą” uczennicą z punktu widzenia dyrekcji, ale
Odzyskać twarz 11
też najbardziej popularną wśród uczniów. Była ładna, błyskotliwa, dowcip-
na, przesympatyczna i umiała zrzeszać wokół siebie ludzi. Po prostu wszy-
scy ją lubili. To ona wyznaczała trendy. Inni słuchali tego co ona. Czytali
to co ona. Mówili to co ona. Mieli takie same poglądy. Były oczywiście
wyjątki, ale wszędzie znajdą się buntownicy. Dopóki jej pozycja nie była
zagrożona, nie zaprzątała sobie nimi głowy. Była najlepsza, podziwiana,
adorowana.
- Uwielbiam to – pomyślała na głos.
- Słucham?
- Och, nic, panie profesorze. To znaczy, uwielbiam chemię i obiecuję
zmienić nastawienie.
Rozdział 3
Ze szkoły odbierał ją tata, gdy tylko był na miejscu. Pytał zdawkowo,
co u niej, jak w szkole i, na szczęście, zawsze zadowalał się odpowiedzią:
„Dobrze”.
- A co u ciebie, tatku?
Greta zadawała magiczne pytanie i miała go z głowy. Opowiadał już tyl-
ko o pracy – nad czym pracował, kto dzwonił, do kogo on dzwonił, z kim
się umówił, kto był zainteresowany współpracą, z kim on wolał bardziej
współpracować, jak lubił swoją pracę i jak go czasami wyczerpywała.
- Znowu muszę wyjechać – oświadczał przynajmniej raz w tygodniu. Wy-
jeżdżał na długo albo na krótko. Nigdy nie było reguły.
- Szkoda tatku. Chciałabym, żebyś mógł spędzać z nami więcej czasu.
- Wiem, córeczko. Obiecuję, że niedługo….
- …. pojedziemy na wspólne wakacje – kończyła Greta.
To zazwyczaj wystarczało, żeby dojechać do domu.
- Idę się uczyć.
Było to kolejne magiczne zdanie, które zapewniało jej spokój na długie
godziny. Wiedziała, że nikt jej nie będzie przeszkadzał. Miała kolejne po-
południe tylko dla siebie. Testowała kosmetyki, wymyślała nowe kreacje,
słuchała muzyki, tańczyła, trochę czytała, prowadziła telekonferencje ze
swoimi przyjaciółkami, sprawdzała plotki o idolach w Internecie, grała na
komputerze, oglądała telewizję, a czasem po prostu bezczynnie leżała na
łóżku. W końcu otwierała zeszyt albo książkę i chwilę czytała, żeby z czy-
stym sumieniem odpowiedzieć twierdząco na pytanie mamy, czy już odro-
biła lekcje. Uczyła się całkiem nieźle, w zestawieniu z czasem, jaki prze-
znaczała na zdobywanie wiedzy. Gdyby tylko trochę bardziej się postarała,
Odzyskać twarz 13
byłaby wybitnym uczniem. Nauka przychodziła jej łatwo. Miała jednak tyle
ciekawych zajęć, że doprawdy było jej żal życia na te mądrości zamknięte
w książkach. Nie zamierzała zostać naukowcem ani wynalazcą, tylko mo-
delką albo aktorką.
Usłyszała pukanie do drzwi. No tak, na pewno mama wróciła z pracy
i chce jej matkować.
- Córeczko – mama uchyliła drzwi i wsunęła głowę – zjesz ze mną kola-
cję?
- Teraz?
- Umieram z głodu!
- No, dobrze – powiedziała od niechcenia. - Idź. Ja zaraz zejdę.
Ostatnio nie układało jej się z mamą najlepiej. Bez przerwy się czepiała.
O wszystko miała pretensje. Nic jej się nie podobało. Greta przecież nie
chciała wiele, tylko żeby dała jej święty spokój. Dużo lepsze miała relacje
z tatą, zwanym przez nią pieszczotliwie tatkiem. Po pierwsze, dlatego że
widywali się rzadko i krótko. Po drugie, była jego ukochaną córeczką. Wy-
starczyło, że usiadła mu na kolanach, a po chwili negocjacje kończyły się
zwycięstwem po jej stronie. Zresztą tatko dużo pracował. Bez przerwy roz-
mawiał przez telefon. Mama tego wcale nie rozumiała. Zarzucała mu, że
ją zaniedbuje i wciąż go nie ma. Tata mówił wtedy coś o domu, samocho-
dach, firmie. Zaczynali się kłócić, a Greta szła się kąpać do swojej łazienki.
Siedziała tam tak długo, aż krzyki ucichły. Gdy schodziła na dół po wodę,
naburmuszeni na siebie rodzice udawali, że nic się nie stało.
- Wszystko w porządku córeczko. Jesteśmy już dzisiaj trochę zmęczeni.
- Ja też – dodawała Greta, grając w tę samą grę, co oni. – Dobranoc.
- Dobranoc. Miłych snów.
- Dobranoc, królewno.
Sceną, jak z poradnika wzorowej rodziny, kończył się kolejny dzień.
Rozdział 4
Obudził ją własny krzyk. Nie pamiętała słów. Śniła jej się ciemność. Usia-
dła na łóżku. Panująca wokół czerń była równie gęsta, jak ta ze snu. Strach
i ciemność były ostatnio ulubionymi bohaterami jej sennych wizji. Nie wie-
działa, która godzina. Czuła się wybudzona, więc wiedziała, że teraz nie
zaśnie. Zapaliła lamkę przy łóżku, ale nie zapanowała jasność. Poklikała
kilka razy włącznikiem. Bezskutecznie. Pewnie spaliła się żarówka. Wstała
i zapaliła górne światło. Efekt był taki sam.
- No, nie! Co tym razem? Prądu też nie ma?!
Wyszła z pokoju. Znała rozkład domu na pamięć. Po kolei włącza-
ła wszystkie kontakty. Nic. Dom nadal pogrążony był w ciemności. Cisza
i ciemność. Cisza, ciemność i samotność. Poczuła strach, że ktoś dostał
się do domu. Czaił się na szczycie schodów. Pobiegła na oślep do drzwi.
Były zamknięte. Nie pamiętała, czy ona je zamknęła, czy może intruz, który
odciął ją od światła. Nie odważyła się wrócić do swojego pokoju. Skuliła
się na podłodze między sofą a oknem. Miała ochotę płakać i krzyczeć, ale
strach przed ujawnieniem się rzekomemu oprawcy, skutecznie uwiązał jej
głos w gardle. Przesiedziała tak do rana.
Światło poranka zasiliło jej wewnętrzne baterie. Postanowiła być dziel-
na. Skoro nie zginęła w nocy, przeżyje kolejny dzień. Wstała powoli, cała
zdrętwiała. Wyjęła ze stojaka największy nóż i udała się na obchód. Wszyst-
ko było na swoim miejscu. Dom nadal był duży, zimny i pusty. Weszła do
garażu. Stał w nim samochód mamy oraz jej cudo. Pamięta, jak go dostała.
Obudziła się około południa. W sobotę i niedzielę lubiła spać do oporu. Ze-
szła na dół, zastanawiając się po drodze, czy zjeść śniadanie, czy poczekać
do obiadu. Rodzice siedzieli w kuchni. Wyglądali na podekscytowanych.
Greta stanęła w drzwiach i ziewając, oparła się o framugę.
- Czy coś się stało? – zapytała wciąż ziewając. – Wyglądacie dziwnie.
Odzyskać twarz 15
- Córeczko, mamy dla ciebie niespodziankę!
- Tylko mi nie mówcie, że będę miała rodzeństwo. Teraz już za późno.
Już nie chcę.
Popatrzyli na siebie zmieszani.
- Mamy dla ciebie inną niespodziankę. Wyjdź przed dom.
- W piżamie?
- To wyjrzyj przez okno.
Greta niespiesznym krokiem podeszła do okna i spojrzała na podjazd
przed domem. Stało na nim malinowe, błyszczące cudo, owinięte złotą
wstążką, z wielką, złotą kokardą na masce.
- To dla mnie?
- Dla ciebie. Z okazji urodzin.
- Są…
- Za dwa i pół miesiąca, ale chcieliśmy, żebyś miała motywację.
- Do czego?
- Do zrobienia prawa jazdy. Będziesz mogła sama jeździć do szkoły.
- Podoba ci się? – zapytała mama. - Sama wybierałam kolor.
- Jest super! Super! Mogę zobaczyć?
- Kluczyki i kurs prawa jazdy są w środku – powiedział tata. – Zaczynasz
w czwartek.
Greta pobiegła na górę. Porwała telefon. Zarzuciła na siebie sweter.
Wskoczyła w mokasyny i w mgnieniu oka znalazła się przy samochodzie.
Teraz dopiero zrobi furorę w szkole. Nawet Filip, jej chłopak, nie miał
jeszcze własnego auta. Czasami tylko udało mu się pożyczyć od ojca. Był
jednak najprzystojniejszym chłopakiem w szkole. Dobrze zbudowany, miał
cudowną grzywkę, starannie wymodelowaną na żel i szczotkę. Wszystkie
dziewczyny do niego wzdychały, a każdy chłopak chciał być jego kumplem.
Czasami działał jej na nerwy. Szczególnie gdy się popisywał, by zwrócić na
siebie uwagę. Nie widziała jednak, póki co, godnego następcy Filipa. Nie
wyobrażała też sobie, aby inna dziewczyna mogła zająć jej miejsce. Wy-
padkową powyższych okoliczności był fakt, że tworzyli parę numer jeden
w szkole. Greta postanowiła, że nie będzie niczego zmieniać dopóty, do-
póki miała przekonanie, że Filip był w nią zapatrzony jak w obrazek. Mimo
że nie miał samochodu.
16 Magdalena Miczek
Pamięta, jak pomyślała wtedy, że teraz jej życie jest idealne. Miała wła-
sny samochód. Mieszkała w dużym, pięknym domu. Otaczali ją wspaniali
i wierni przyjaciele. Miała super chłopaka. Była lubiana w szkole. Niczego
jej nie brakowało. I w końcu tatko zaplanował wspólny wyjazd na długi,
majowy weekend. Żyć, nie umierać!
Zrobiło jej się przykro, bo uświadomiła sobie, że nawet nie podziękowała
za prezent. W ogóle nie przyszło jej to wówczas do głowy. Była taka pod-
ekscytowana. Ciekawe, że teraz o tym pomyślała.
Rozdział 5
Rozejrzała się po garażu. Pełno różności, które nie wiadomo do czego
służyły. Gdzieś chyba powinny być korki. Przypomniała sobie, jak któregoś
dnia zgasło światło i tata powiedział: „To bezpieczniki”. Po czym zniknął
w garażu i za chwilę światło się zapaliło.
- Bezpieczniki, bezpieczniki. Gdzie jesteście, bezpieczniki?
Zobaczyła na ścianie skrzynkę. Otworzyła drzwiczki. To chyba to. Tylko
co miała z nimi zrobić? Wszystkie wyglądały tak samo. Po kolei przesuwa-
ła je w dół i w górę, ale światła nadal nie było. Obeszła jeszcze raz garaż
w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby jej pomóc odzyskać prąd. Zna-
lazła latarkę. Ostatecznie może być. Położy ją koło łóżka na wypadek, jeśli
znowu obudzi się w środku nocy.
Poczuła głód. Jeszcze raz przeszukała lodówkę, ale zjedzony wczoraj
dżem nie zmaterializował się z powrotem. Była jednak musztarda. Zajrza-
ła do zamrażalnika. Znalazła mrożoną włoszczyznę, pierogi z truskawkami
oraz masło.
- Masło? Kto zamraża masło? – zapytała samą siebie. – Pewnie mama –
sama udzieliła sobie odpowiedzi.
Postanowiła ugotować zupę. Znalazła garnek. Nalała wody i postawiła
go na kuchence. Po krótkiej analizie piktogramów umieszczonych na pły-
cie, przekręciła pokrętło w odpowiednim kierunku i czekała, aż woda się
zagotuje. Woda się jednak nie zagotowała. Płyta indukcyjna potrzebowała
prądu, którym Greta aktualnie nie dysponowała.
- Niech to szlag!
Na szczęście w garażu stała turystyczna kuchenka gazowa, którą powita-
ła radosnym: „Dobrze, że jesteś!”
Wrzuciła całą paczkę włoszczyzny do wrzątku, dodała trochę masła, któ-
18 Magdalena Miczek
re z trudem odrąbała nożem, a po dziesięciu minutach wrzenia uznała, że
zupa była gotowa. Nie był to krem z pomidorów ani szparagów. Biorąc jed-
nak pod uwagę etap głodu, była to niewątpliwie zupa dnia i Greta uznała
ją za więcej niż dobrą. Na szczęście ugotowała duży garnek i będzie miała
na później.
Najedzona, opadła na fotel.
- Co teraz? – głośne pytanie przecięło ciszę niczym pocisk.
- Teraz musisz iść do łazienki i zrobić ze sobą porządek – odpowiedziała
sama sobie, siląc się na stanowczy ton.
- Jak mam się umyć w zimnej wodzie? – kontynuowała głośne rozmyśla-
nia.
- Może zadzwonisz do Gabi i pojedziesz wykapać się do niej?
- Nie mam telefonu. Poza tym nigdzie nie pojadę, bo już nigdy nie wyjdę
z domu.
Rozmawiała sama ze sobą. Teraz już zawsze tak będzie. Do końca życia.
Wstała gwałtownie i wbiegła do łazienki. Odkręciła kran i oblała twarz
zimna wodą. Nic nie czuła.
- Ha! Przynajmniej twarz mogę myć do woli.
Oblewała czoło, nos policzki, aż skostniały jej ręce. Umyła zęby. Postano-
wiła nie ubierać się, skoro i tak nigdzie się nie wybierała. Włożyła szlafrok
taty i ponownie zeszła na dół. Przykryła telewizor prześcieradłem. I tak nie
mogła nic oglądać. To samo zrobiła z lustrami. Nie miała jedzenia, ciepłej
wody i prądu.
Znalazła świece. Dobrze, że mama lubiła świece i w domu było ich mnó-
stwo. Zapaliła wszystkie. Bała się ciemności. Zupa się skończyła. Pierogi
wolała zostawić sobie na jutro. Gdyby tylko miała kawałek chleba. Nagle
w głowie zaświtała jej myśl. Poszła do swojego pokoju. Zdjęła z półki skar-
bonkę i wróciła do kuchni. Postawiła ją na stole i zaczęła szukać młotka albo
tłuczka. W końcu postanowiła ją rozbić o podłogę. Huk był straszny. Dźwię-
czał jej w uszach, jakby rozbijała sto skarbonek, nie jedną. Najważniejsze
jednak, że miała pieniądze. Ubrała spodnie i taty bluzę z kapturem. Założyła
ciemne okulary. Pieniądze wrzuciła do kieszeni i postanowiła pójść do po-
bliskiej stacji benzynowej po coś do jedzenia. Stanęła przed drzwiami. Nie
wiedziała, czy jej odwaga wróciła do pokoju, czy może czeka już na nią na
zewnątrz. Do stacji dotarła szybko. Była tuż za rogiem. Na szczęście w środku
nie było nikogo. Szybko wzięła dwie paczki ciastek, butelkę wody, dwie cze-
kolady i kanapkę. Wyjęła z kieszeni wszystkie drobne, jakie wzięła ze sobą.
Odzyskać twarz 19
Położyła je na ladzie i uciekła. Nikt jej na szczęście nie gonił.
Wróciła do domu. Zaryglowała drzwi i zrobiła sobie ucztę. Zjadła kanap-
kę, paczkę ciastek oraz pół czekolady. Potem przypomniała sobie o lekach.
Łyknęła tabletki i zasnęła.
Rozdział 6
Jechali autostradą czwartą godzinę. Droga była monotonna. Dłużyła
się. Do tego królowała bezgwiezdna noc i nie było widać nic. Z podziwia-
nia widoków nici. Greta siedziała na tylnym siedzeniu ze słuchawkami na
uszach. Wpatrywała się w ciemność za oknem, całkowicie pogrążona we
własnych myślach. Panujące w samochodzie znużenie podróżą powoli wy-
pierała narastająca senność, potęgowana panującym od dłuższego czasu
milczeniem.
- Mogliśmy jednak pojechać rano – głos mamy przeciął ciszę niczym szty-
let, przebijając się przez muzykę na uszach Grety.
Spojrzała w środkowe lusterko. Jej wzrok napotkał spojrzenie taty. Było
bez wyrazu.
- To był twój pomysł - powiedział.
- Będziesz mi to teraz wypominał? Chciałam być szybciej na miejscu, że-
byśmy mogli od rana cieszyć się wypoczynkiem. Poza tym pewnie dotarli-
byśmy już, gdybyś tak wolno nie jechał.
- Jadę ostrożnie. Jestem zmęczony. Miałem ciężki dzień.
- Jak zwykle.
- Nie kłóćcie się – przerwała Greta. – Zagłuszacie mi muzykę. Po prostu
jedźmy.
Nikt się już nie odezwał. Mama odwróciła głowę w stronę okna. Tata do-
dał gazu. Przez dłuższą chwilę ponownie zagościła cisza. Jednostajny ruch
i monotonny dźwięk silnika działał jak najpiękniejsza kołysanka. Greta po-
czuła, jak powieki same jej opadają. Mama siedziała z przechyloną głową.
Pewnie zasnęła. Tata patrzył na drogę wciąż tym samym, beznamiętnym
wzrokiem. Postanowiła, że chwilę się prześpi. Nie miała sił dłużej walczyć
z sennością.
Odzyskać twarz 21
Ocknęła się nagle, jakby się czegoś wystraszyła. Nie pamiętała, czy coś
jej się śniło. Spojrzała na tatę. Głowę miał pochyloną. Jej wzrok przykuło
coś migającego przed nimi.
- Tatku, uważaj! Barierki! – krzyknęła przerażona.
Zderzenie było gwałtowne. Samochód obrócił się. Przeskoczył na drugi
pas. Ostatnią rzeczą, którą zapamiętała, były jakieś światła i klakson cię-
żarówki.
Pobierz darmowy fragment (pdf)