Darmowy fragment publikacji:
Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo Feniks 2020Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo Feniks 2020Copyright © Edyta Bujak
Copyright © Wydawnictwo Feniks Sebastian Niewiadomski, Łasin 2020
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
All rights reserved
Redakcja i korekta:
Anna Siwa
Anna Kinga Augustyńska
Monika Machał
Projekt okładki:
Justyna Sieprawska
Zdjęcie na okładce:
Autor: Ravid_C0hen
Źródło: https://www.shutterstock.com
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Feniks Sebastian Niewiadomski
ul. Tysiąclecia 6A/20, 86-320 Łasin
www.wydawnictwo-feniks.pl
Redaktor Naczelny: Anna Fiałkowska-Niewiadomska
e-mail: redaktor.naczelny@wydawnictwo-feniks.pl
Redaktor: Anna Siwa
e-mail: redaktor@wydawnictwo-feniks.pl
Promocja i marketing: Paulina Ampulska
e-mail: marketing@wydawnictwo-feniks.pl
Numer ISBN 978 83 66826 01 4
Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo Feniks 2020„…Gdy światła zgasną i otworzymy nasze oczy
Gdzieś tam pośród ciszy, już mnie nie będzie
Odejdę
Niech słońce wypali się i wzejdzie kolejne
Wspinając się przez jutro, już mnie nie będzie
Odejdę
I powiedz im, że nie mogłem sam sobie pomóc
powiedz im, że byłem samotny...”
– Chester Bennington1
Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo Feniks 202019 Czerwca 1989 r.
(poniedziałek, 30 lat temu)
– Skacz! No, na co czekasz?!
Zaczyna się śmiać, tak jak robi to często. Tylko teraz jeszcze okropniej,
coraz głośniej i głośniej...
– Jesteś nikim! Zwykłą, ślepą brzydulą w obrzydliwych okularach!
Zamykam oczy i podnoszę ręce do uszu. Zaciskam je mocno, najmocniej
jak potrafię, żeby tylko zagłuszyć ten okropny śmiech! Krew pulsuje mi
w skroniach.
Dłużej tego nie wytrzymam – myślę. – On ma rację. Muszę z tym skończyć!
Robię krok do przodu. Otwieram oczy i patrzę w dół. Na dziedzińcu nie
ma nikogo, więc nawet nikt nie zauważy...
Jego śmiech i raniące słowa dudnią mi w uszach. Jeszcze jeden krok
i wszystko się skończy. Wreszcie będę wolna! To takie proste... Kulę ramiona.
Czuję się malutka, coraz mniejsza...
Ponownie zamykam oczy, zastanawiając się, czy jest ktoś, komu na mnie
w ogóle zależy? Odpowiedź pojawia się boleśnie szybko. Nikomu nie będzie
przykro, że moja ławka zostanie pusta, bo i tak nikt jej ze mną nie dzieli...
Otwieram oczy i szybko odwracam głowę w stronę mojego oprawcy. Z pozoru
niewinnie wyglądający chłopiec, o blond włosach i oczach błękitnych jak
niebo, a zarazem zimnych i przerażających – tak bardzo kontrastujących
z niemal anielską urodą właściciela, stoi jakieś dwa metry ode mnie
i zaśmiewając się do rozpuku wykrzykuje:
– No skacz! Tylko zdejmij te bryle, bo ci się potłuką!
Przeszywam go zimnym, nieruchomym wzrokiem, zauważając ze
zdziwieniem, że przestaję czuć cokolwiek, nawet strach. A potem, odwracając
się szybko w stronę okna, w ułamku sekundy znikam za jego wielkimi
drewnianymi ramami...
6
Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo Feniks 2020Czerwiec 2019 r.
7 czerwca (piątek)
JUDYTA
Upały w czerwcu tego roku były szczególnie uciążliwe. Był dopiero
początek miesiąca, a skala termometru za oknem szpitala wskazywała niemal
czterdzieści stopni. W takie dni wszyscy byli bardziej zmęczeni niż zazwyczaj,
zarówno pacjenci, jak i cały personel.
Po raz już chyba setny z rzędu spojrzałam na zegarek ze złudną
nadzieją, że wskazówki jakimś cudem przyspieszą wydłużając czas. Trzy
po dwunastej. Jeszcze tylko godzina do końca dyżuru – pomyślałam, ciesząc
się już na myśl o chłodnym prysznicu i wygodnym fotelu w domu. Zabrałam
przygotowany wcześniej wózek z lekarstwami dla pacjentów i ruszyłam długim
szpitalnym korytarzem.
Oddział geriatryczny Wojewódzkiego Szpitala był dzisiaj przepełniony.
Otworzyłam szeroko drzwi jednej z sal i weszłam do środka, popychając przed
sobą metalowy wózek.
Pan Józef Laskowski, jeden z dwóch pacjentów leżących w „dwójce”, jak
zwykle ucieszył się na mój widok.
– Kogo moje oczy widzą! Piękna siostra Judyta! Co też dobrego siostrzyczka
nam przyniosła? – starszy pan uśmiechnął się do mnie szczerze.
– Niestety, tylko tabletki i kropelki, panie Józefie – odwzajemniłam jego
uroczy uśmiech.
– Z rąk siostrzyczki nawet gorzkie kropelki smakują, jak miód!
– Życzę panu, żeby ten dobry humor pana nie opuszczał, mimo tych
nieznośnych upałów!
– Wzajemnie siostrzyczko, wzajemnie...
Bardzo lubiłam tego – osiemdziesięciodziewięcioletniego starszego pana,
który, w przeciwieństwie do gburowatego sąsiada, był człowiekiem niesamowicie
pozytywnie nastawionym do życia, zawsze uśmiechniętym.
W sali naprzeciwko atmosfera była mniej przyjemna. Od kilku dni
7
Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo Feniks 2020leżała w niej Maria Modzelewska, starsza kobieta o bardzo nieprzyjemnym
usposobieniu. Kilka tygodni wcześniej, po nieszczęśliwym upadku z łóżka,
złamała kość udową. Wszelkie zabiegi i terapie na oddziale geriatrii miały jej
pomóc w powrocie do samodzielnego funkcjonowania. Niestety, pani Maria nie
należała do najłatwiejszych pacjentek. Na mój widok od razu warknęła:
– Czego tu chcesz?!
– Przyniosłam lekarstwa, pani Modzelewska.
– Nie potrzebuję ich – odwróciła głowę w stronę ściany.
– Proszę je zażyć, poczuje się pani lepiej.
– Ależ ja się czuję znakomicie! – odburknęła oburzona.
– Rano skarżyła się pani na silny ból. Jeśli nie będzie pani przyjmowała
leków, ból się nasili.
Starsza kobieta poruszyła się gwałtownie i spojrzała na mnie ponuro.
– Ile ty masz lat dziecko, żeby mi mówić, co jest dla mnie dobre?
Nie zwracając uwagi na jej komentarz, robiłam swoje, a ona już nic nie
powiedziała, tylko mnie obserwowała. Odniosłam wrażenie, że myśli o czymś
intensywnie. Patrzyła, jak stawiam na szafce kieliszek z tabletkami. Będąc, nadal
pogrążoną w swoich myślach, powiedziała, bardziej do siebie niż do mnie:
– Co wy w ogóle wiecie o życiu?
Wzięła do ręki kieliszek, spojrzała podejrzliwie, zawahała się przez chwilę,
a potem wysypała tabletki na dłoń. Przyjrzała im się dokładnie, po czym szybko
wszystkie połknęła, popijając wodą ze stojącej obok szklanki. Na koniec fuknęła
w moją stronę:
– Idź już sobie! – Wyszłam.
Byłam przyzwyczajona do tego typu zachowań niektórych naszych
pacjentów. Wiedziałam, że nie biorą się one znikąd. Najczęściej były
spowodowane jakimiś niełatwymi przeżyciami z przeszłości. Czasem, przy
dłuższym pobycie na oddziale, niektórzy z nich otwierali się i sami opowiadali
o jakichś traumatycznych wydarzeniach ze swojego życia, wtedy łatwiej było ich
zrozumieć. Zapewne nieprzyjemne usposobienie pani Modzelewskiej też miało
jakieś głębsze podłoże.
Spojrzałam na zegarek, który szczęśliwie oznajmił mi, że moja zmiana
8
Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo Feniks 2020dobiegła końca. Szybko dokończyłam podawanie lekarstw w pozostałych
salach, a potem odstawiłam pusty wózek i poszłam do dyżurki pielęgniarek
na „przekazanie dyżuru”.
Zanim dotarłam do domu, miałam wrażenie, że mózg „zaczyna mi się
gotować”. Chłodna woda spod prysznica okazała się zbawienna. Zdawała się
zmywać nie tylko pot z mojego ciała, ale też zmęczenie ze wszystkich jego
komórek. Odprężona kojącą kąpielą, ubrana tylko w majtki i skąpy podkoszulek,
wyszłam z łazienki i przez niewielki przedpokój przeszłam prosto do kuchni.
Popatrzyłam na panujący wokół bałagan i obiecując sobie, że jak tylko trochę
odpocznę, wszystko ogarnę, napiłam się zimnej wody prosto z kranu. Kiedy już
zaspokoiłam pragnienie, podeszłam do okna, otwierając je na całą szerokość
i wyjrzałam na zewnątrz.
Widok miałam na niewielki parking, na którym stało kilka samochodów.
Z jednego z nich właśnie wysiadał jakiś młody mężczyzna w granatowym
garniturze. Obserwując, jak otwiera tylne drzwi swojego mercedesa, znika
na chwilę we wnętrzu samochodu, po czym wynurza się z niego ponownie
trzymając w ręku jakąś teczkę z dokumentami. Zastanawiałam się, czy jest
przedstawicielem handlowym, czy może sprzedawcą ubezpieczeń? Kiedy chwilę
później zamykał pojazd, poprawiając przy tym okulary i starannie wyprasowany
garnitur, w którym musiało mu być niesamowicie gorąco, domyśliłam się,
że rodzaj wykonywanej przez niego pracy wymagał od niego takich poświęceń
i zaczęłam mu współczuć. Chwilę później sprzedawca czy też ubezpieczyciel
udał się w sobie tylko znanym kierunku. Jeszcze przez moment podążałam
za nim wzrokiem, a potem spojrzałam nieco dalej.
Zaraz za parkingiem znajdował się plac zabaw, który w te upały był prawie
pusty, nie licząc dwóch znudzonych nastolatków siedzących na huśtawkach
pomiędzy drzewami, wpatrzonych beznamiętnie w ekrany swoich telefonów
komórkowych. Znałam ich z widzenia. Często włóczyli się po okolicy. Znani byli
z chuligańskich wybryków, jak deptanie rabatek z kwiatami, pielęgnowanymi
9
Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo Feniks 2020ze szczególną starannością przez starsze panie z osiedla, czy podpalanie śmieci
w przydrożnych koszach. Zawsze zachowywali się bardzo głośno. Czasem
zaczepiali też młodsze dzieci, które się ich bały. Kiedyś słyszałam, jak sąsiadka
z klatki obok krzyczała do nich, kiedy malowali czerwonym sprayem jedną
z ławek przy bloku:
– Łobuzy! Mieszkają na sąsiednim osiedlu, a chuliganić przychodzą
na nasze!
Teraz siedzieli spokojnie. Sami, na opustoszałym placu zabaw. Ten
niesamowity skwar z nieba powodował, że nie tylko nie chciało im się wymyślać
chuligańskich dowcipów, ale też najwyraźniej nie mieli siły choćby na wymianę
zdań między sobą. Patrzyłam przez chwilę na dwie postacie. Wyższy z chłopców,
o blond włosach, zdawał się uśmiechać do ekranu swojego telefonu. Niższy,
ciemnowłosy, zerkał raz po raz do telefonów – swojego i kolegi. Siedząc tak,
nikomu nie wadząc, wyglądali na całkiem łagodnych, miłych młodzieńców. Może
wcale nie są tacy źli – pomyślałam. – Po prostu tylko czasem nieodpowiednio się
zachowują. Ale to przecież jeszcze dzieci... – popatrzyłam z góry na ich młode,
niewinne twarze. Pewnie są na wagarach – dodałam w myślach, uśmiechając się
do siebie.
Potem ogarnęłam wzrokiem cały plac zabaw. Były na nim zaledwie
dwie huśtawki, na których teraz siedzieli chłopcy, piaskownica, karuzela i trzy
różnej wysokości drabinki, cieszące się chyba największym powodzeniem
wśród dzieci. Całość otoczona była drzewami, rabatkami kwiatów i ławkami
przeznaczonymi dla rodziców. Zaciągnęłam się mocno świeżym, choć ciężkim
z gorąca powietrzem, a potem, przymykając nieco okno, udałam się do salonu.
Pora odpocząć – pomyślałam.
Spojrzałam w stronę mojego ulubionego fotela, w którym najczęściej
relaksuję się po pracy czytając lub oglądając telewizję. Teraz leżał w nim Ares,
patrzący na mnie rozleniwionymi oczami. Jest tak gorąco, że nawet nie chciało
mu się wstać, żeby się ze mną przywitać – pomyślałam. Wzięłam psa na ręce,
przytulając go z całych sił. Usiadłam wygodnie w fotelu, sadzając go sobie
na kolanach. Polizał mnie z wdzięcznością, po czym zamknął oczy i pogrążył
się w spokojnym śnie. Pogłaskałam go z czułością, a on w odpowiedzi lekko
10
Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo Feniks 2020poruszył krótkim ogonkiem. Ares mieszkał ze mną od kilku miesięcy i okazał się
najwierniejszym przyjacielem, a także towarzyszem mojego życia. Zabrałam go
ze schroniska. Był najbrzydszym stworzeniem, jakie można było sobie wyobrazić.
Mały, chudy brązowy tułów, krótkie krzywe łapy – jedna przykrótka, przez co
pies kulał – i nieproporcjonalnie wielki łeb. Wzruszyła mnie bardzo jego historia,
opowiedziana przez pracownicę schroniska. Ares został znaleziony w lesie
przywiązany do drzewa. Był w schronisku od roku. Nie był ładny, więc nikt nie
chciał go zaadoptować. Spojrzałam głęboko w smutne, zrezygnowane oczy psa
i już od pierwszej sekundy wiedziałam, że się zaprzyjaźnimy. Bez chwili wahania
zabrałam go do domu i była to najlepsza decyzja, jaką kiedykolwiek podjęłam...
Dzwonek telefonu wytrącił mnie z zamyślenia. Kto u diabła? Spojrzałam
na wyświetlacz. Monika.
– Hej, co tak długo? – niemal krzyknęła moja zniecierpliwiona przyjaciółka.
– Cześć, Monika... Ten upał mnie spowalnia. Co u ciebie?
– Ja właśnie w sprawie tych upałów dzwonię. Chcę cię wyciągnąć na zimne
piwo. Niedaleko mnie otworzyli nowy klub muzyczny. Skoczymy?
Wiedziałam, że to nie najlepszy pomysł, ale zwlekałam z odmową...
– Piwo? Dzisiaj? – spytałam niepewnie.
– Czemu nie?
– Sama nie wiem...
Właściwie miałam ogromną ochotę na piwo. Zastanawiałam się nawet,
czy nie kupić na wieczór kilku butelek, ale o wyjściu gdziekolwiek raczej
nie myślałam...
– Judyta, jest piątek! Ja mam weekend wolny, a ty?
– Dyżur mam dopiero w niedzielę w nocy, ale...
– Żadne „ale”! Szykuj się, za godzinę jestem u ciebie!
Sekundę później usłyszałam sygnał w telefonie, oznajmiający, że mojej
przyjaciółki po drugiej stronie już nie było. Nie pozostało mi nic innego, jak
się wyszykować...
11
Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo Feniks 2020
Gotowa do wyjścia, czekając na Monikę, usiadłam wygodnie w fotelu
i zamykając oczy, sięgnęłam pamięcią do marca zeszłego roku, kiedy to poznałam
moją przyjaciółkę... Pamiętałam tamten dzień bardzo dokładnie...
Poznałyśmy się u mnie w domu, na kolacji z okazji mojej i Mariusza, piątej
rocznicy ślubu. Nigdy nie lubiłam wystawnych imprez ani tłumów ludzi, więc
rocznicę postanowiliśmy uczcić w kameralnym gronie. My dwoje i najlepszy
przyjaciel Mariusza, Adam, który miał przyjść ze swoja nową dziewczyną.
Uśmiechnęłam się na wspomnienie tamtego dnia. Ja krzątałam się przy
stole, rozkładając nienagannie wyprasowany, śnieżnobiały obrus, a na nim
porcelanową zastawę. Mariusz w tym czasie szykował wystawną kolację, raz
po raz obdarowując mnie słodkimi całusami... Byłam ubrana w czarną obcisłą
sukienkę, a na uszach lśniły moje nowe kolczyki, prezent od męża. Rzadko noszę
biżuterię, ale te kolczyki były naprawdę piękne, srebrne, wykładane czarnymi
cyrkoniami... Idealnie pasowały do mojej sukienki.
Byłam ciekawa nowej dziewczyny Adama. Jednocześnie, znając go, brałam
pod uwagę, że zapewne zobaczę ją pierwszy i ostatni raz, jak większość jego
dotychczasowych dziewczyn. Adam był typem faceta, który lubi się dobrze zabawić
i takie dziewczyny sobie też dobierał. Kiedy stanął w drzwiach z „wytapetowaną”
blondynką w skórzanej mini, ledwo zakrywającej pośladki i kusej bluzeczce,
z której wylewał się wydatny biust. Wyglądało na to, że niewiele się pomyliłam.
Jednak później okazało się, że Monika nie była „pustą blondynką” – wyszło na jaw,
iż jest bardzo inteligentną kobietą i złapałyśmy świetny kontakt. W dodatku, tak
jak ja, była pielęgniarką. Pracowała na pediatrii, ale właśnie planowała zmienić
oddział. Miałyśmy wiele wspólnych tematów. Poruszałyśmy też te poważniejsze,
ale i poczucie humoru miałyśmy podobne, więc dobrze się razem bawiłyśmy.
Kiedy wszyscy uczestnicy imprezy pogrążeni byli w jakiejś dyskusji
na temat pracy Mariusza i Adama, ja, już trochę zmęczona, poczułam, jak moje
nieprzyzwyczajone do biżuterii uszy, zaczynają mnie boleć od ciężaru nowych
kolczyków. Zdjęłam je i odniosłam do stojącej na komodzie, drewnianej szkatułki,
12
Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo Feniks 2020w której znajdowały się przedmioty mające dla mnie największą wartość. Była to
zdecydowanie najodpowiedniejsza dla nich lokalizacja. Delikatnie odkładałam
je na miejsce, kiedy nagle usłyszałam za plecami głos Moniki:
– Dlaczego je zdjęłaś?
Podskoczyłam zaskoczona, zupełnie się tego nie spodziewając, bo przecież
jeszcze przed momentem żywo dyskutowała z chłopakami.
– Przestraszyłaś mnie...– powiedziałam, a ona nagle zaczęła się śmiać.
– Ej, Judyta, taka strachliwa jesteś?
– E, nie, może trochę zmęczona...
Zamknęłam szybko skrzynkę zastanawiając się, czy Monika do niej
zaglądała. Jednocześnie uświadomiłam sobie, że właściwie nie ma to większego
znaczenia. Przecież te moje „skarby” tylko dla mnie mają taką dużą wartość.
Dla innych to tylko jakieś zwykłe „przedmioty” czy biżuteria. Objęłam Monikę
za ramię i pociągnęłam ją w stronę stolika.
– Choć, usiądziemy.
Otworzyłam oczy. Pomyślałam o kolczykach. Tych, które miałam wtedy
na sobie. Od tamtej pory ich nie nosiłam! Może dzisiaj mogłabym?... Po chwili
namysłu podeszłam do komody. Delikatnie otworzyłam wieko skrzyneczki,
stwierdzając ze zdumieniem, że czarne cyrkonie błyszczą tak samo, jak tamtego
dnia, a kolczyki leżą dokładnie w tym miejscu, w którym je wtedy zostawiłam.
Tak, jakby czas się zatrzymał... Odruchowo sięgnęłam po nie, jednak w następnej
sekundzie szybko cofnęłam rękę. Nie, jednak nie... – zdecydowałam w myślach.
Zamknęłam delikatnie szkatułkę, nie dotykając ani kolczyków, ani niczego
innego z jej wnętrza i odłożyłam na miejsce...
Wróciłam na fotel, zamknęłam oczy i powróciłam do wspomnień
sprzed roku...
Tego wieczoru wszyscy czworo świetnie się bawiliśmy do późna. Już
następnego dnia Monika zadzwoniła do mnie z pytaniem, czy nie załatwiłabym
jej pracy na moim oddziale. Poleciłam ją szefostwu i zaledwie miesiąc później już
pracowałyśmy razem. Od tamtej pory byłyśmy niemal nierozłączne. Dziewczyna
13
Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo Feniks 2020nadal spotykała się z Adamem. Mówiła, że nie ma między nimi wielkich uczuć,
że tylko dobrze się razem bawią. Kiedyś spytałam, dlaczego z nim jest, skoro go
nie kocha, wtedy nagle posmutniała i spojrzała gdzieś w dal.
– Tylko raz w życiu byłam zakochana. To była wielka miłość... – wyszeptała.
– I co się stało? – zapytałam szczerze zaciekawiona.
Monika nagle, jakby się ocknęła z zamyślenia i powiedziała zupełnie
odmienionym, sztucznie wesołym tonem:
– Nic. Po prostu zmądrzałam. Przestałam wierzyć w miłość. Teraz się
bawię facetami. I tobie też radzę przyjąć taką samą postawę – dodała, śmiejąc
się w głos.
Zastanawiałam się, co takiego musiało się wydarzyć, że jej „wielka
miłość” nie przetrwała, ale nie chciałam być wścibska, a ona nigdy więcej o tym
nie wspominała.
Kiedy opowiadałam jej o Mariuszu, jacy jesteśmy razem szczęśliwi, jaki
jest dla mnie dobry, to tylko patrzyła i kiwała głową z powątpiewaniem.
– Jak ty mało wiesz o facetach...
– Co masz na myśli? – pytałam, nie rozumiejąc.
– Tacy są najgorsi.
– Jak to?
– Zapamiętaj sobie jedno – nie ma idealnych mężczyzn. Jak któryś się
wydaje bez skazy, to znaczy, że po prostu coś dobrze ukrywa!
– Ale co Mariusz miałby niby ukrywać?
– Oj, Judyta, jaka ty jesteś naiwna...
A potem wydarzył się ten koszmar...
Pewnego dnia Mariusz wrócił z pracy wyraźnie pobudzony.
– Nasz projekt odniósł wielki sukces!
– Zawsze mówiłam, że jesteś najlepszy! Gratuluję, kochanie! Jestem z ciebie
dumna! – pocałowałam go, mocno przytulając.
– To nie tylko moja zasługa. Cały dział nad tym pracował.
Uwielbiałam tę jego skromność i solidarność z zespołem.
– Nie zapominaj, że to ty kierowałeś tym projektem!
Podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej butelkę schłodzonego szampana.
14
Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo Feniks 2020Została zakupiona na urodziny Mariusza, które miały być niebawem, ale było
jasne, że w tej sytuacji wypijemy ją dzisiaj.
– To co, musimy to uczcić!
– Oczywiście, kochanie! Dzisiaj wypijemy szampana, a w najbliższy piątek
jesteśmy zaproszeni na kolację do hotelu Sobieski. Prezes zaprosił wszystkich
z działu razem z partnerami! Mam nadzieję, że masz wolne?
Spojrzał na mnie z nadzieją w oczach. Podeszłam do niego, objęłam czule
i powiedziałam, całując go w policzek:
– Jeśli nawet mam dyżur, to się z kimś zamienię, przecież nie przegapiłabym
takiej imprezy!
Imprezę niestety przegapiłam... Wszystko przez okropnego wirusa, który
skutecznie unieruchomił mnie w domu. Mariusz chciał zostać ze mną, ale
uznałam, że to bez sensu, więc kategorycznie nakazałam mu pójść i bawić się
świetnie za nas dwoje. W końcu ten projekt to był jego największy sukces!
Noc spędziłam sama, z wysoką gorączką i kapiącym z nosa katarem,
otoczona stosem leków i chusteczek higienicznych. Mój mąż wrócił o siódmej
rano. Właściwie Adam z Moniką przywieźli go taksówką, przyprowadzili
pod drzwi i położyli do łóżka, bo sam nie był w stanie... Przez całe pięć lat naszego
małżeństwa nie widziałam go tak pijanego! Chwilę później Monika poprosiła
mnie do kuchni. Ledwo żywa, osłabiona wysoką temperaturą oraz niewyspaniem,
zawinęłam się w koc i poczłapałam za nią.
– Usiądź – powiedziała Monika tonem zbyt poważnym, jak na osobę, która
właśnie wraca z wesołej imprezy.
– Nieźle się skuł... – stwierdziłam bardziej do siebie, niż do niej, siadając
na krześle przy stole kuchennym. Monika stała.
– Słuchaj... – zaczęła mówić, ale się zawahała.
– Co się dzieje? – spytałam, przeczuwając, że nie usłyszę niczego dobrego.
– Nie wiem, czy to dobry moment...
– Na co? Mów wreszcie!
– Dobrze – powiedziała już pewniejszym tonem, siadając na krześle obok.
– Jesteśmy przyjaciółkami, dlatego muszę ci powiedzieć... Wszystko...
Serce zaczęło mi walić, jak młot. Co ona chciała wyjawić?
15
Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo Feniks 2020– Judyta... Na tej imprezie... Tam było morze alkoholu...
– Trudno się nie domyśleć, patrząc na Mariusza...
– Nie przerywaj mi. Był alkohol i dziewczyny...
– Jakie dziewczyny?!
– Jezu! Nie wiem! To było w hotelu! Sama sobie dopowiedz, jakie tam mogły
być kobiety!
– No i co z tego, że były? – serce waliło mi coraz mocniej, szybciej...
– Mariusz... Jak już sobie tak porządniej wypił, to z tymi panienkami trochę
flirtował. Szczególnie z taka jedną... Ja go od niej odganiałam, groziłam, że ci
wszystko powiem, ale on miał to gdzieś!
– Co? Jak to flirtował?! Kłamiesz! Nie Mariusz! W życiu ci w to nie uwierzę!
– Judyta, to nie wszystko... Potem, nie wiem, gdzieś po północy, on nagle się
zmył. Zniknął, rozumiesz?! Pomyśleliśmy z Adamem, że pojechał do domu. Zresztą,
większość ludzi z firmy już się zmyło, więc przestaliśmy się nim przejmować.
Bawiliśmy się sami do rana...
– No i?!
– No i rano się okazało, że on cały czas był w tym hotelu... Jedna z tych
panienek powiedziała mi, że jeśli go szukam, to jest w pokoju 102. Poszłam tam...
Judyta, on tam spał, w łóżku z tą laską!
– Co?! O czym ty mówisz?! Znam Mariusza lepiej niż samą siebie! Nigdy
by mi czegoś takiego nie zrobił! Słyszysz?! Nigdy!
– Wiedziałam, że mi nie uwierzysz... Dlatego... Zrobiłam im zdjęcia...
Siedziałam na krześle, a może na podłodze obok krzesła, trzęsąc się i nie
wiedząc, co mam o tym myśleć? Co mam zrobić z tymi informacjami? A chwilę
później, ze zdjęciami, które zobaczyłam... Mąż w negliżu, a na nim jakaś naga
dziewczyna. Śpią na hotelowym łóżku, przykryci tylko prześcieradłem...
Monika klęknęła obok, objęła mnie mocno, po czym wyszeptała mi do ucha:
– Judytko, tak mi przykro... Tak okropnie mi przykro...
Potem wszystko potoczyło się już bardzo szybko. Kiedy Mariusz wytrzeźwiał,
próbował się tłumaczyć, udawał, że nic nie pamięta z tej nieszczęsnej imprezy. Dla
mnie to był koniec. Kochałam go, ale nie potrafiłam już z nim być, ani ponownie
16
Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo Feniks 2020mu zaufać. Nie po czymś takim. Dałam mu kilka dni na wyprowadzkę. Prosił,
błagał. Dla mnie nie było już czego wyjaśniać. Moje małżeństwo się skończyło...
Głośny dźwięk dzwonka do drzwi przywołał mnie do teraźniejszości.
Uświadomiłam sobie, jak wiele się przez ten rok zmieniło... Moje, jak mi się
wydawało, idealne życie legło w gruzach, a zamiast ukochanego mężczyzny
w domu, pojawił się Ares... Tylko dzięki niemu i Monice nie zwariowałam.
Miałam naprawdę ciężkie momenty, szczególnie na początku, ale przyjaciółka
nie dała mi się załamać. Przychodziła, pocieszała, kiedy byłam w naprawdę
kiepskiej formie, brała za mnie dyżury. Rozpad mojego małżeństwa, jak na ironię,
bardzo nas do siebie zbliżył. To właśnie ona uświadomiła mi, że przez pięć lat
żyłam w bajce, którą sama sobie wymyśliłam, najwidoczniej zaślepiona swoją
naiwnością. Musiałam przyznać jej rację. Przecież od początku mi powtarzała,
że mężczyznom nie wolno ufać, a już na pewno nie ma wśród nich ideałów...
„Rock `n` Roll” – niebieski neon obwieszczający nazwę nowego klubu
już z daleka świecił zachęcająco. Przed lokalem stała spora gromadka jakichś
trzydziesto-, może trzydziestopięciolatków. Żywo dyskutowali na tylko sobie
znane tematy, zaśmiewając się do rozpuku, wypalając przy tym niezliczone
ilości papierosów.
– Monika, jesteś pewna, że powinnyśmy tam wchodzić? – spytałam
niepewnie.
– Oczywiście! – pociągnęła mnie za rękę przyspieszając kroku, jakby się
obawiała, że zaraz mogę uciec.
Zawsze jej zazdrościłam przebojowości i pewności siebie.
Mijając grupkę imprezowiczów, weszłyśmy do klubu. W środku panował
półmrok, ale od razu można było zauważyć, że lokal jest przepełniony. Rozglądając
się dookoła, wypatrywałyśmy wolnego stolika, podziwiając przy okazji gustownie
urządzone wnętrze. Ściany ozdobione były starymi, winylowymi płytami znanych
grup bluesowych i rockowych z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych,
17
Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo Feniks 2020plakatami przedstawiającymi tychże wykonawców oraz innymi muzycznymi
gadżetami. Stoliki i krzesła wykonane były bardzo stylowo; z rzeźbionego
drewna, z oparciami krzeseł, przypominającymi kształt gitar. Całość dopełniała
muzyka dochodząca z głośników, których w całym pomieszczeniu nie brakowało.
Słychać było utwór Erica Claptona „Layla”. Tu jest fantastycznie! – pomyślałam.
– Powinnam częściej wychodzić z domu! Wreszcie znalazłyśmy wolny stolik
na końcu sali, przy którym usiadłyśmy. Chwilę później podszedł do nas przystojny
kelner, zwracający na siebie uwagę wytatuowanymi ramionami i długimi,
gęstymi włosami, niczym prawdziwa gwiazda rocka. Wszystko tu musi pasować,
nawet kelner – pomyślałam, uśmiechając się w myślach do siebie. Zamówiłyśmy
po dużym kuflu piwa i rozsiadłyśmy się wygodniej na gitarowych krzesłach.
– Jak było dzisiaj w pracy? – spytała Monika.
Spojrzałam na nią piorunującym wzrokiem.
– Naprawdę chcesz teraz rozmawiać o pracy?
Szturchnęła mnie w ramię, szybko kręcąc przecząco głową.
– Nieee!
Obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
– Słuchaj, słyszałaś, że dr Kolski z ortopedii przeszedł na emeryturę? –
spytała nagle.
– Monika! Miałyśmy nie rozmawiać o pracy!
– Nie, nie o to chodzi... Wyobraź sobie, że już wiem, kto zajął jego miejsce...
– No kto? – zapytałam, udając, że mnie to interesuje.
– Młody, wysoki blondyn o czarującym uśmiechu... Dr Jarecki...
– Niech zgadnę – pewnie już go poznałaś? – uśmiechnęłam się z przekąsem,
bo znam przyjaciółkę i jej słabość do mężczyzn. Często się zastanawiałam, cóż
ona takiego ma w sobie, co przyciąga do niej tych wszystkich mężczyzn. Było
prawie pewne, że jeśli już sobie jakiegoś upatrzy, niedługo będzie jej.
– Nie, jeszcze nie – zaśmiała się Monika – ale jestem na dobrej drodze. –
puściła znacząco oko.
– A co z Marcinem? Wydawało mi się, że to coś poważnego? – tak naprawdę,
to wcale nie byłam zdziwiona, że Monika ma już na oku kogoś nowego. To było
zupełnie w jej stylu. Odkąd ją znałam, po rozstaniu z Adamem, spotykała się już
18
Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo Feniks 2020z tyloma mężczyznami, że przestałam zapamiętywać ich imiona. Wiedziałam
jednak, że jeszcze do niedawna była w związku z Marcinem, miłym, przystojnym
szatynem o ciemnej cerze.
– Eee, Marcin to już przeszłość. Był nudny, jak flaki z olejem – Monika
przewróciła oczami, wywaliła język i zrobiła głupią minę, która miała chyba
obrazować flaki z olejem. Zaśmiałam się, a ona mówiła dalej.
– To już Piotr był lepszy, przynajmniej nie dał mi się nudzić. Pamiętasz, jak
na urodziny zorganizował mi skok na bungee? Tak, to było coś! Takich wrażeń
mi potrzeba. A Marcin? Najbardziej szalony wypad z nim to było wyjście do kina
na horror! Możesz to sobie wyobrazić?...
Wyłączyłam się. Monika o swoich facetach potrafiła opowiadać godzinami.
Chwaliła się nimi, jak zdobyczami i tak też ich traktowała. O żadnym nie myślała
na poważnie, liczyła się tylko dobra zabawa. Większość historii słyszałam już
kilkakrotnie. Ale nie to było powodem, że teraz nagle przestałam słuchać. Coś
odciągało moją uwagę, a właściwie ktoś. Na końcu sali siedział mężczyzna;
siedział i patrzył. Patrzył na mnie... Nie odrywał ode mnie wzroku. Zerknęłam
w jego kierunku, ale szybko się odwróciłam, poczułam się zawstydzona. Zdążyłam
jednak zauważyć, że jest bardzo przystojny. Szczupły, średniego wzrostu, długie
ciemne włosy związane z tyłu, pociągła przystojna twarz, ładne, nieco smutne
oczy. Oczy... Właśnie w tych oczach było coś, co mnie niepokoiło, ale nie byłam
pewna co. Nie wiedzieć, dlaczego miałam wrażenie, że to spojrzenie jest mi
dziwnie znajome...
– ...no więc pogoniłam go, przecież nie będę sobie marnowała życia z takim
dupkiem! Judyta, czy ty mnie w ogóle słuchasz?!
– Tak, tak, przepraszam, zamyśliłam się...
Monika spojrzała najpierw na mnie, a potem w stronę stolika
nieznajomego mężczyzny.
– Podoba ci się?
Spojrzałam na nią szybko i odchrząknęłam z zakłopotaniem, siadając
wygodniej na krześle.
– Kto?
– Jak to kto? Ten gość, co się na ciebie gapi! – spojrzała na mnie jakby
19
Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo Feniks 2020z wyrzutem.
– Przestań, Monika...
– Przystojny jest. Podejdź do niego, zagadaj! – powiedziała szybko, zbyt
szybko. Chyba była trochę zła, że jakiś typek mógł mnie rozkojarzyć do tego
stopnia, iż przestałam słuchać jej fascynującej opowieści.
– Zwariowałaś?!
– Nie, dlaczego? Przecież widać, że na ciebie leci?! – wyczułam w jej
głosie ironię.
– Monika!
– Monika, Monika – zaczęła mnie przedrzeźniać – Jak tobie się nie podoba,
to ja się mogę za niego wziąć!
Wzruszyłam ramionami na znak, że jest mi wszystko jedno.
– Jak sobie chcesz – fuknęła, poprawiając swój wydatny biust i dorzuciła
niby obojętnie:
– Idę po piwo.
Wstała i skierowała się w stronę baru. Zanim wróciła, ja przyciągana
wzrokiem nieznajomego, zerknęłam znowu w jego kierunku. Nadal się we mnie
wpatrywał. Tym razem postanowiłam przez chwilę przetrzymać to spojrzenie.
Teraz ja go speszę – pomyślałam, patrząc mu prosto w oczy. Jednak po chwili
wpatrywania się w niego, odpuściłam. Uśmiechnął się, ale wzroku nie spuścił.
Wróciła Monika z dwoma kuflami zimnego piwa. Natychmiast zanurzyłam
usta w jednym z nich i od razu opróżniłam połowę. Czułam się nieswojo. Byłam
skrępowana, nie wiedziałam, jak mam zareagować na to dziwne zainteresowanie
nieznajomego mężczyzny moją osobą. Czy w ogóle mam reagować? Z drugiej
strony dręczył mnie dziwny niepokój i zdenerwowanie spowodowane tą dziwną
sytuacją. Poczułam nagłe uderzenie gorąca, zaszumiało mi lekko w głowie. Nie
wiedziałam, co jest tego przyczyną – wpatrujący się we mnie przystojniak czy
ilość wypitego alkoholu. Chyba powinnam zwolnić tempo picia – pomyślałam,
ale natychmiast bardziej zbuntowana część mojej natury kazała mi zignorować
tę myśl. Upiłam więc następny łyk piwa, a potem jeszcze jeden. Nieświadomie
zaczęłam poruszać pod stołem nogami w rytm muzyki, która przenikała do moich
zmysłów, nadając sytuacji jeszcze większego znaczenia. Miałam wrażenie,
20
Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo Feniks 2020że utwór „You Know I´m No Good” Amy Winehouse, który dobiegał właśnie
z głośników, został zagrany specjalnie dla mnie. Nigdy nie czułam się „dobra”.
Nie tak, jak bym chciała. Nie byłam też przyzwyczajona do zwykłego, naturalnego
zainteresowania moją osobą przez przypadkowych mężczyzn. W ogóle nie
miałam ich zbyt wielu. A ci, z którymi byłam, okazywali się zwykłymi dupkami
– tak, jak Mariusz. Przestałam mieć nadzieję na związek z normalnym facetem.
Nie szukałam już miłości.
Nagle kątem oka zobaczyłam, jak nieznajomy wstaje od stolika i zmierza
w naszym kierunku. Monika zaczęła się poprawiać, podkreślając tym samym
wszystkie swoje atuty. Mężczyzna przeszedł koło naszego stolika, ale się
nie zatrzymał. Na Monikę nawet nie spojrzał, czym ją najwyraźniej – sądząc
po minie – zezłościł. Przeszedł wolno obok mnie, poszturchując lekko mój łokieć
i dotykając przy tym mojej dłoni. Skinął szybko głową w przepraszającym geście
i się uśmiechnął. Nie wiedziałam, czy było to celowe działanie, czy też wina
tłumu, który powstał wokół naszego stolika. Odpowiedź na to pytanie otrzymałam
chwilę później, kiedy spojrzałam na swoją otwartą dłoń. Tę, którą przed chwilą
dotknął nieznajomy. Leżała w niej mała karteczka. Drżącymi rękoma rozłożyłam
ją i przeczytałam:
„Zadzwoń proszę, 6606787856, Paweł”
Miałam ochotę krzyknąć za nim, spytać, czego ode mnie chce, ale on, razem
z Amy Winehouse, która po raz ostatni zaśpiewała, że „nie jest niczym dobrym”,
zniknął...
PAWEŁ
„Rock `n` Roll”. Nazwa pubu od razu przyciągnęła mój wzrok. Tutaj
na pewno grają dobrą muzykę – pomyślałem, wchodząc zdecydowanym
krokiem do środka. Tego właśnie potrzebowałem – zresetować się przy kuflu
piwa i dobrej muzyce. Niemal wszystkie stoliki na niewielkiej sali były zajęte,
wolnych było zaledwie kilka. Usiadłem przy małym stoliczku przy samym
wejściu. Zanim podszedł do mnie kelner z wytatuowanymi na ramionach
wężami, mniejszym na prawym i większym na lewym, wijącym się aż w stronę
21
Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo Feniks 2020piersi, zdążyłem spojrzeć na ścianę za siebie. Wisiały na niej w linii prostej trzy
zdjęcia, wszystkie oprawione w drewniane ramy. Pierwsze przedstawiało Jima
Morrisona z grymaśną miną niewinnego chłopca. Na zdjęciu obok widać było
lekko uśmiechniętą Amy Winehouse, w krótkiej białej sukience, przepasanej
paskiem w kolorze jej charakterystycznych, bujnych, wysoko upiętych włosów.
Dłonie Amy oplatały stojący przed nią mikrofon. Zdjęcie to zostało zrobione
najprawdopodobniej podczas jednego z jej ostatnich koncertów. Przypomniałem
sobie, że oglądałem retransmisję tego koncertu na którymś z popularnych kanałów
telewizyjnych. Trzecia fotografia przedstawiała Kurta Cobaina, z gitarą w jednej
ręce i papierosem w drugiej. Były to trzy zdjęcia trojga charakterystycznych
muzyków ze słynnego Klubu 27. Ciekawe, jakby wyglądała kariera każdego
z nich obecnie, gdyby żyli do dziś – zastanowiłem się głęboko, przypominając
sobie jednocześnie, jak na swojej pierwszej gitarze grałem covery Morrisona...
Z zadumy wyrwał mnie kelner z wężowymi tatuażami. Zamówiłem kufel jasnego
piwa i dwa tosty, bo zdałem sobie właśnie sprawę, że jeszcze dzisiaj nic nie
zjadłem. Do Warszawy przyjechałem z samego rana. Niemal cały dzień spędziłem
w klinice. To był ciężki dzień. Stres powodował u mnie ścisk w żołądku i co
za tym idzie, brak apetytu. Ostatnio coraz częściej łapałem się na tym, że całymi
dniami potrafiłem nic nie jeść. Dopiero wieczorami, kiedy zwalniałem tempo lub
stres z całego dnia pomału ze mnie schodził, zaczynałem odczuwać głód. Tak
było i dziś.
Spojrzałem jeszcze raz na idoli z Klubu 27, a potem pomyślałem o moim
bracie. Przypomniałem sobie czasy, kiedy byliśmy małymi chłopcami. Właściwie
już od jego urodzenia, chociaż miałem wtedy zaledwie pięć lat, jako starszy brat
czułem się za niego odpowiedzialny. Zastanowiłem się teraz, jak to było od samego
początku? Czy to otoczenie narzuciło mi rolę rozważnego i odpowiedzialnego
chłopca, gdy tymczasem Wojtek, za przyzwoleniem wszystkich, był małym
uroczym urwisem, któremu wybaczano wszelkie przewinienia, a ja się temu
podporządkowałem? Czy też sam sobie taką rolę nadałem? Ja też Wojtkowi
wszystko odpuszczałem i często ratowałem go z różnych opresji. Za to on
uważał mnie za niezastąpionego bohatera. To za moimi plecami mógł się czasem
schować przed tarapatami, w które często wpadał i z których to właśnie ja, jego
22
Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo Feniks 2020brat–bohater, zawsze go wyciągałem. Uśmiechnąłem się gorzko na wspomnienie
późniejszych lat... „Poważny, rozważny chłopiec...” Prychnąłem. Żeby rodzice
wtedy wiedzieli, że zabierałem ich dwunastoletniego małego synka na imprezy,
gdzie alkohol lał się strumieniami...
Przełknąłem kęs tostu z serem i szynką, popijając go zimnym piwem,
które w międzyczasie przyniósł wężowy kelner. Drzwi pubu co chwilę otwierały
się i zamykały. Ktoś wychodził na papierosa, nowi goście wchodzili i albo
z niezadowoleniem kiwając głowami wychodzili widząc, że lokal jest wypełniony
po brzegi a stoliki pozajmowane, albo nie tracąc nadziei szukali wolnych miejsc.
Niektórzy z nich dosiadali się do częściowo zajętych stolików. To pewnie jedno
z lepszych miejsc w okolicy. Rzeczywiście, jest tu bardzo klimatycznie. Kończąc
swoją śniadanio–obiado–kolację, obserwowałem ludzi przewijających się przez
drzwi wejściowe do klubu. W pewnym momencie w drzwiach pojawiły się dwie
kobiety w średnim wieku. Były tak różne, że aż do siebie nie pasowały. Jedna
z nich wyzywająco ubrana, mocno umalowana, w krótkiej mini spódniczce
i bluzeczce odkrywającej niemal cały biust, z burzą blond loków na głowie.
Typ laski na jedną noc. Druga, to zupełne przeciwieństwo pierwszej. Niebieskie
jeansy i czarny, prosty, aczkolwiek bardzo gustowny T–shirt z lekko widocznym
białym nadrukiem. Niemal niewidoczny makijaż i długie ciemne, proste włosy.
Wyglądała skromnie i przyjemnie dla oka.
Obserwowałem, jak szukają wolnego stolika. Zauważyłem, że długowłosa
jest nie tylko naturalnie piękna, ale też porusza się z ogromnym wdziękiem.
Powabnie i bardzo kobieco.
Niesamowita... – pomyślałem.
Znalazły stolik na końcu sali. Pub nie był duży, więc miałem doskonały
widok na dziewczyny. Interesowała mnie tylko jedna z nich. Nie mogąc oderwać
od niej wzroku, zacząłem się zastanawiać, czy powinienem do niej podejść
i spróbować jakoś zagadać. Po chwili namysłu stwierdziłem jednak, że to nie
najlepszy pomysł. Przede wszystkim to nie jest dobry czas. Teraz muszę się
skupić na Wojtku, po to tu przyjechałem. Swoje prywatne sprawy powinienem
odłożyć na później. Poza tym, obawiałem się, że mógłbym się wygłupić.
Wpatrując się w zjawiskową dziewczynę, upiłem łyk piwa i zrobiłem sobie
23
Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo Feniks 2020w myślach szybkie podsumowanie mojego dotychczasowego życia uczuciowego.
Nie wypadło najlepiej. Pomimo moich niemal pięćdziesięciu lat na karku, nie
spotkałem jeszcze kobiety swojego życia. Właściwie, pomijając mój pięcioletni
związek z Joanną, z żadną nie byłem dłużej niż kilka miesięcy. Wieczny chłopiec.
Uśmiechnąłem się na pewne wspomnienie – czasu, kiedy zespół rockowy „Black
Tiger”, w którym swego czasu grałem na gitarze prowadzącej, był u szczytu kariery.
Był to okres, kiedy spełniałem się najlepiej. Robiłem co kochałem i w dodatku
zarabiałem na tym niezłe pieniądze. Jedynym minusem tych kilkunastu lat było
to, że nigdy nie miałem czasu na założenie rodziny. Ale też nie czułem takiej
potrzeby. To oznaczałoby zamach na moją wolność. Moją rodziną byli koledzy
z zespołu. Niestety, nasza świetna kariera zakończyła się tak samo szybko, jak
się rozpoczęła. Rynek muzyczny okazał się okrutny. Kiedy liczba koncertów
drastycznie zmalała, a sprzedaż płyt można było porównać do sprzedaży krążków
debiutujących znikąd kapel, musieliśmy zawiesić działalność. Skończył się złoty
czas wiecznie młodych chłopców Rock `n` Roll–a...
Teraz, patrząc na kobietę w czarnym T–shircie, poczułem jakieś nieopisane
ciepło na duszy. Pomyślałem, że dobre czasy mogą jeszcze powrócić... Nie takie
same, ale równie dobre...
Wydawało mi się, że ona też co jakiś czas zerkała w moją stronę. Przez chwilę
nasze oczy się spotkały i patrzyliśmy na siebie dłuższą chwilę bez mrugnięcia.
Ten moment pobudził wszystkie moje zmysły. Starałem się zapamiętać każdy
szczegół jej twarzy. Niebieskie tęczówki, mały zgrabny nosek, lekko widoczne,
dodające uroku zmarszczki mimiczne wokół oczu i kącików pełnych ust.
Zastanawiałem się, ile może mieć lat. Na pewno jest ode mnie młodsza, pewnie
nie ma jeszcze czterdziestki.
Nagle z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek telefonu komórkowego.
Wyjąłem go z lewej kieszeni spodni i spojrzałem na niewielki wyświetlacz.
Wojtek. Wiedząc, że to może być ważne, zbiłem sygnał i napisałem krótkiego
SMS–a:
Musiałem najpierw coś załatwić. Z drugiej kieszeni wyjąłem mały notes,
z którym nigdy się nie rozstawałem. Wyrwałem jedną kartkę i szybko napisałem
„Oddzwonię.”
24
Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo Feniks 2020na niej krótką wiadomość. Tym razem nie do brata a do osoby, która, miałem takie
przeczucie, może niedługo zająć bardzo ważne miejsce w moim życiu... Złożyłem
karteczkę na pół, dopiłem piwo, wstałem od stolika i skierowałem się na drugi
koniec pubu. Będąc przy stoliku nieznajomej o czarnych włosach, trąciłem ją
lekko, w efekcie dotykając jej dłoni. Zrobiłem to celowo, aczkolwiek można było
to uznać za przypadkowe muśnięcie. Wsunąłem w jej dłoń liścik z wiadomością,
zauważając przy okazji, że dziewczyna nie nosi obrączki. Uznałem to za dobry
znak. Mam nadzieję, że zadzwonisz, będę czekał – pomyślałem, patrząc jej
prosto w oczy, czując między nami niewidzialną nić porozumienia i.… chyba
coś więcej... Uśmiechnąłem się do niej, a potem szybkim krokiem poszedłem
w stronę drzwi wyjściowych, jednocześnie zastanawiając się, co mogło się stać,
że Wojtek dzwonił o tak późnej porze.
Odebrał po pierwszym sygnale, atakując mnie potokiem słów:
– Zabierz mnie stąd, proszę! Dlaczego mi to robisz? Nie jestem wariatem
tak, jak oni wszyscy! Przyjedź i zabierz mnie stąd!
Westchnąłem cicho i powiedziałem do telefonu najspokojniej, jak potrafiłem:
– Uspokój się, braciszku... Oczywiście, że nie jesteś wariatem! Nikt tak nie
myśli! Rozmawialiśmy o tym...
– Przyjedź tu i mnie zabierz!
Potarłem skronie, próbując w ten sposób zebrać myśli.
– Wojtek... Jest noc, spróbuj zasnąć. Przyjadę
jutro
i wtedy
spokojnie porozmawiamy...
– O czym ty chcesz rozmawiać? Dla mnie jest wszystko jasne. Nie chcę
tutaj dłużej być! Rozumiesz?
– Tak... Rozumiem... Nie rozumiem jednak, skąd ta nagła decyzja... Czy
coś się wydarzyło?
– Paweł, jestem tu już od miesiąca! Całkiem sam...
– Już nie jesteś sam... Jestem z tobą i zostanę tak długo, jak będzie trzeba...
Wciąż pocierana przeze mnie skóra na skroniach zaczynała boleć, a myśli
25
Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo Feniks 2020i tak nie byłem w stanie poskładać, więc przestałem.
– Przecież wiesz, że nie mogłem wcześniej przyjechać... Braciszku...
– Zostawiłeś mnie tutaj, żeby mieć święty spokój! Żeby inni się mną
zajęli. Najpierw cię nie było, a jak już przyjechałeś, to też cię nie ma, kiedy cię
potrzebuję! Nawet telefonu nie odbierasz!
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Miał rację. Tak, zostawiłem go w klinice,
żeby inni się nim zajęli... Ale to nie tak, jak on myśli. To nie dlatego, że mam go
dosyć. Już dawno zdałem sobie sprawę, że potrzebuje profesjonalnej pomocy. To,
co się z nim dzieje, to nie zwykłe ataki nerwowe czy mijające stany depresyjne.
Wojtek ma większy problem. Problem, który z czasem nabierał coraz większych
rozmiarów i z którym on sam sobie nie poradzi, a ja już nie potrafię mu pomóc.
Całe życie czułem się za niego odpowiedzialny i teraz też tak było. Często
podejmowałem za niego różne decyzje. Dlatego teraz również do mnie należało
podjęcie decyzji o terapii, a co za tym idzie, o umieszczeniu go w najlepszej
klinice psychiatrycznej w kraju. Zanim do tego doszło, długo rozmawialiśmy.
Wytłumaczyłem mu, że tak będzie najlepiej. Tłumaczyłem tak długo, aż sam
przyznał, że to dobry pomysł i wyraził zgodę. Teraz najwyraźniej zmienił zdanie.
Albo po prostu chciał we mnie wzbudzić wyrzuty sumienia. I świetnie mu się to
udawało... Często obwiniałem się o złe stany psychiczne brata. Obawiałem się,
że to właśnie mój tryb życia i to, że wciągałem go w to wszystko od młodych lat,
tak wpłynęło na jego późniejsze życie.
Zepsułem go – myślałem...
Zamknąłem zmęczone oczy, potarłem je palcami, pogrążając się głębiej
w rozpaczliwych myślach. Braciszku, zawiodłem... Kiepski ze mnie bohater.
Zmarnowałem ci życie łudząc się, że jestem w nim dla ciebie najlepszym oparciem.
A teraz, kiedy nie potrafię ci pomóc, zamknąłem cię w klinice dla czubków...
– ...Paweł, jesteś tam?
– Tak braciszku, jestem... Przepraszam... Masz rację... Zawiodłem
po całości... Sam już nie wiem, co robić. Chcę ci tylko pomóc, a nie wiem jak...
Jeśli chcesz, zabiorę cię stamtąd jutro z samego rana. Wracamy do domu...
Po drugiej stronie nastała przeszywająca cisza, a potem Wojtek
cicho powiedział:
26
Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo Feniks 2020– Nie, nie zawiodłeś... Jesteś najlepszym bratem, jakiego można sobie
wymarzyć... To ja przepraszam... Po prostu sobie nie radzę... Ze sobą... Wiem,
że mam problem... I wiem, że gdybyś potrafił, rozwiązałbyś go, ale... To nie takie
proste... Zostanę tutaj jeszcze kilka dni... Bardziej już chyba nie zwariuję...
Wydawało mi się, że słyszę jego cichutki śmiech, a może to tylko szum
telefonu... Odetchnąłem z niewielką ulgą.
Kochany gnojek... – pomyślałem, uśmiechając się do siebie.
– Kocham cię, gówniarzu, wiesz?
– No, no, tylko bez takich! A swoją drogą, dlaczego nie odebrałeś od razu?
– Byłem w pubie.
– Sam?
–Tak, sam, przecież tu nikogo nie znam. Ale wiesz... Chyba kogoś
poznałem... Chociaż „poznałem” to trochę za dużo powiedziane.
– Kogo?
– Opowiem ci jutro, na dzisiaj mam już za dużo wrażeń. Chcę przemyśleć
parę spraw, ok?
– Dobra, przyjedź jutro, będę czekał...
W pokoju hotelowym wziąłem tylko szybki prysznic i od razu wskoczyłem
do łóżka. Wyczerpujący dzień dał mi się we znaki. Zdarzyło się dzisiaj tak dużo.
Chciałem jeszcze trochę pomyśleć, ale kiedy przymknąłem oczy, natychmiast
pogrążyłem się w błogim śnie...
Śniła mi się dziewczyna z pubu ... Biegała po plaży, co chwilę odwracając
się w moją stronę... Śmiała się do mnie... Potem, już razem, biegliśmy przed
siebie. Boso, po rozgrzanym piasku. Szatynka, ściskając za dłoń, ciągnęła
mnie w kierunku morza, które nagle pojawiło się na horyzoncie. Byliśmy sami,
zupełnie nadzy... Cały świat należał tylko do nas! Wbiegliśmy do chłodnej
morskiej wody. Fale łaskotały nasze nagie ciała. Nagle odwróciła się i spojrzała mi
prosto w twarz. Wypuściła z uścisku moją dłoń, która natychmiast powędrowała
w kierunku jej twarzy, szyi, a potem coraz niżej i niżej... Gładziłem delikatne
27
Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo Feniks 2020gładkie ciało, a moje głodne oczy napawały się jego widokiem. Kiedy dotknąłem
jej aksamitnych, brzoskwiniowych piersi, przestała się śmiać, a ja poczułem,
jak mocno biło serce kobiety. Spojrzeliśmy po sobie wygłodniałym z pożądania
wzrokiem. Nasze usta spotkały się w trwającym nieskończoność, namiętnym
pocałunku. Chwilę później leżeliśmy opleceni swoimi żądnymi miłości ciałami...
I wtedy, z tego cudownego snu wytrącił mnie dźwięk budzika, bezlitośnie
przywracając do rzeczywistości...
Zachęcamy do zakupu pełnej wersji książki!
28
Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo Feniks 2020
Pobierz darmowy fragment (pdf)