Darmowy fragment publikacji:
Recenzent: prof. dr hab. Roman Kubicki
Redakcja i korekta: Magdalena Pluta
Projekt okładki: Marta Kurczewska
Publikacja dofinansowana ze środków Wydziału Politologii Uniwersytetu
Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie
Copyright © by Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2011
ISBN 978-83-7383-538-2
Wydawnictwo Naukowe Scholar
ul. Krakowskie Przedmieście 62, 00-322 Warszawa
tel./fax 22 828 93 91; 22 828 95 63; 22 826 59 21
dział handlowy: jak wyżej wew. 105, 108
e-mail: info@scholar.com.pl; scholar@neostrada.pl
www.scholar.com.pl
Wydanie pierwsze
Skład i łamanie: WN Scholar (Stanisław Beczek)
Druk i oprawa: Wrocławska Drukarnia Naukowa PAN
Spis treści
Wstęp. Krytyczna teoria nauki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7
Część I
Prawda w naukach społecznych . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 15
Kant i implozja prawdy o świecie skonstruowanym . . . . . . . . . 16
Perspektywa konstruktywizmu: podejście pierwsze . . . . . . . . . . 19
Prawda obiektywnego obserwatora faktów . . . . . . . . . . . . . . 26
Problem fikcji . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 30
Wyobraźnia versus poznanie (konstruktywizm: podejście drugie) . . .
34
Rozum hermeneutyczny i emancypacyjny . . . . . . . . . . . . . . 45
Teoria oporna i sprawiedliwa: Zygmunt Bauman, studium przypadku 57
Misterium pamięci.
68
O prawdzie poznania i prawdzie świadectwa Zagłady . . . . . . . .
Kulturowe ramy pamięci . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
68
Naukowa i mityczna wersja historii . . . . . . . . . . . . . . . . . 71
Zagłada: korekta dyskursu naukowego i koniec metafizyki . . . . . .
74
Świadectwo i prawda . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
79
Opowiadanie i prawda . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 84
Sztuka i problem intrygi . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 88
Zdarzenie graniczne i odpowiedzialność artysty . . . . . . . . . . . 91
Część II
Teoria polityki w komentarzach filozoficznych
i metodologicznych . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 101
„Teoria” i „teoretyzowanie” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
103
Teoria filozoficzna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 105
Z historii teorii polityki w Ameryce . . . . . . . . . . . . . . . . . 111
Krytyka teorii oderwanych od rzeczywistości . . . . . . . . . . . . .
118
Teoria praktyk reprezentacyjnych . . . . . . . . . . . . . . . . . . 125
Czy polityka ma coś wspólnego z estetyką? . . . . . . . . . . . . . 134
Klasyczny dyskurs polityczny i historia zapomnienia aisthesis . . . . .
135
Konsekwencje polityczne antyestetyzmu . . . . . . . . . . . . . . . 141
Romantyczny dyskurs polityczny . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
145
Polityka jako dziedzina władzy sądzenia . . . . . . . . . . . . . . . 150
Polityka: dramat namiętności i bezinteresowności . . . . . . . . . . 154
5
Teoria mediów w metarefleksji nad kulturą . . . . . . . . . . . . . 162
163
Medioznawstwo i problem teorii . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Cultural studies versus media studies . . . . . . . . . . . . . . . . . .
164
Teoria mediów: pierwsze ujęcie zagadnienia . . . . . . . . . . . . . 171
Teoria mediów: ujęcie drugie, zwrot ku codzienności . . . . . . . . 174
Dlaczego problem teorii mediów? . . . . . . . . . . . . . . . . . . 178
Okoliczność pierwsza: zwrot postmodernistyczny
i współczesna metateoria . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 182
Okoliczność druga: zwrot ikoniczny . . . . . . . . . . . . . . . . . 190
Pożegnanie z estetyką . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 197
Powstanie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 197
Zmiana kulturowa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 199
Demaskacja . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 201
Sztuka była pierwsza . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 205
Przekraczanie granic sztuki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
212
Co zamiast estetyki? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 213
Zrozumieć Śląsk: różnica kulturowa i granice teorii . . . . . . . . .
220
Bibliografia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 235
Indeks osób . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 245
Wstęp. Krytyczna teoria nauki
Przypominam sobie, jak na drugim roku studiów filozoficznych (lata
osiemdziesiąte minionego wieku) na wykładzie z ogólnej metodologii
nauk – na który uczęszczali zresztą nie tylko filozofowie, lecz także socjo-
logowie i psychologowie – dowiedziałem się, że nauka jest pojęciem wie-
loznacznym. I do tej myśli bardzo się przywiązałem, co niekoniecznie uła-
twiało mi życie w świecie akademickim, zwłaszcza wtedy, gdy dochodziło
do wymiany zdań na temat tego, kto jest teoretykiem, a kto badaczem
(empirii), kto dociera do prawdy faktów, a kto ślizga się tylko po ich po-
wierzchni, czyje prace są odtwórcze, a czyje oryginalne. Wspólną intencją
zgromadzonych w niniejszym tomie rozpraw jest przełamanie nieporozu-
mień pod tym względem. Trzeba przyznać od razu, że intencja to nienowa,
ale poparta osobistym doświadczeniem i podszyta buntem.
Wracam do wspomnianych lat osiemdziesiątych – dla teorii nauki były
one nadal jeszcze przełomowe. Dyskutowano wówczas prace Karla R. Pop-
pera, Imre Lakatosa, Thomasa S. Kuhna, Paula K. Feyerabenda, lecz także
Gastona Bachelarda czy Michela Foucaulta. Autorzy ci chcieli zgłębić ta-
jemnice wiedzy naukowej, sięgali do jej historii, usiłowali dociec, od cze-
go zależy jej rozwój, czy rządzi się jakimiś prawami. Z tego okresu burzy
i naporu w metanauce, który rozciągał się właściwie na całą drugą poło-
wę XX wieku, daje się wyprowadzić przynajmniej jeden ogólny wniosek:
nauka to konstrukt społeczny. Celem teorii naukowych nie jest odkrycie
prawdy o rzeczywistości, lecz jej przekład na konwencjonalny język. Jeśli
zaś w języku tym nie chodzi o poznanie świata – nie podlega on kryterium
prawdy – to o co innego?
W książce staram się odpowiedzieć na to pytanie, odnosząc je w szcze-
gólności do dyscyplin naukowych, których tożsamość jest sporna, ponie-
waż wiąże się z chronicznie spornymi pojęciami polityki, sztuki, kultury
7
i mediów. Chciałbym pokazać, jakie skutki dla tych nauk – dla ich, by tak
rzec, metodologicznego profilu i sposobu uprawiania – ma świadomość
języka, którym się posługują, uznanie faktów za symbole, a nie dane nale-
żące do rzeczywistości. Dwudziestowieczna teoria nauki ustaliła, że praw-
da to tylko dyskurs, kategoria określonego rodzaju języka, intelektualnego
instrumentarium, służąca do opisania stanu uzgodnienia jego użytkowni-
ków ze światem omówionych przez nich faktów. Jeśli ktoś liczył na jed-
no bezpośrednie, dostępne wszystkim i zawsze dojście do rzeczy i zjawisk
– to się mylił i zapewne miał ku temu jakieś powody – taki wniosek wy-
snują krytycy społeczni, dodatkowo utwierdzając się tylko w niepokoją-
cych ich od dawna podejrzeniach. Warto zająć się więc samymi tymi po-
wodami – ich ujawnienie pozwoli lepiej zrozumieć mechanizmy, relacje
władzy, dominacji i podporządkowania, rządzące zastanym światem spo-
łecznym. Zrozumieć i – zależy na tym krytykom – w nie zaingerować, po-
budzić do myślenia i działania w opozycji do niesprawiedliwych porząd-
ków społecznych.
Krytycy ujawniają wzajemne związki między teorią i praktyką, zarów-
no naukową, jak i społeczną w ogóle. W jednym i drugim przypadku teo-
ria, pojęta najszerzej jako sposób rozumienia świata, zmienia go poprzez
regulowanie zachowań osób, których stała się własnością. Jej pojęcie wią-
że się dlatego z wiedzą abstrakcyjną, modelem (idealizacją) organizacji
praktyki. Gdyby zatem przyjąć, że teoria to abstrakcyjne prawa określają-
ce związki między faktami, to praktyka musiałaby dodawać do nich przy-
jęte w grupie języki, słowniki, ramy narracyjne i konwencje opracowywa-
nia danych empirycznych. Kody, umowne ustalenia językowe mają więc
swój naturalny udział również w samym rozumieniu nauki, innymi słowy:
to, co społeczne, współtworzy to, co naukowe; elementy składowe nauki –
przedmiot, aspekt, cel i metody – w granicach doświadczenia nie dają się
uwolnić od więzi z nimi. Najważniejszymi stronami umów, które wcho-
dzą tu w rachubę, są nie tylko zespoły pracowników jednostek badawczych
(instytutów, uczelni), lecz także osoby i instytucje odpowiedzialne za or-
ganizację i finansowanie nauki, a w rezultacie za stanowienie i ferowanie
jej kryteriów – które z zasady deklarują, że ma ona mieć przede wszystkim
wartość teoretyczną, czyli związaną z twórczym poznaniem. Oczywiście
dla wywołanych tu krytyków kategoria twórczości też jest podejrzana: ko-
muś, kto ustala jej kryteria, musi przecież zależeć na powołaniu i utrzyma-
niu takiej, a nie innej dystrybucji władzy i zwierzchnictwa. Ktoś taki musi
mieć w tym jakiś interes.
8
Wnioskowanie to bynajmniej nie jest objawem obsesji maniakalnej.
Owszem, wolność od powinności poznania świata – poznania w sensie na-
turalistycznym, jako aktu kontemplacji, bezpośredniego dotarcia do na-
gich faktów – nadaje dziś nauce znamiona żywiołu, co widać u nas cho-
ciażby w samych formach jej organizacji: w strukturach uniwersyteckich
wydziałów, instytutów, zakładów, katedr i odpowiednio w programach kie-
runków studiów. Wszystkie one stale się zmieniają, pączkują, przeobraża-
ją, ale zawsze przy pewnych ograniczeniach oraz przy jednoczesnym parciu
ze strony instytucji kontrolnych, takich jak Centralna Komisja ds. Stop-
ni i Tytułów. To ona ma ostatecznie rozstrzygać o tym, co jest, a co nie jest
dyscypliną naukową. Skoro zaś decyzje instytucji muszą być racjonalne
i uzasadnione, to i rzeczona Komisja musi ustalić, korzystając z usług swo-
ich ekspertów, co należy rozumieć przez teorię – polityki, sztuki, kultury,
mediów – która zapewniałaby dyscyplinie, takiej jak politologia, estetyka,
kulturoznawstwo czy medioznawstwo, charakter badawczy, a wraz z nim
stopnie i tytuły naukowe osobom firmującym ją na uczelniach. Z prowa-
dzonymi przez uczelnie badaniami oraz kierunkami studiów wiąże się na-
tomiast poziom ich finansowania z budżetu państwa. Krytycy muszą być
więc wobec takiej komisji podejrzliwi.
Posądzenie o arbitralność i stronniczość decyzji instytucjonalnych
w kwestii nauki jest tym bardziej zasadne, że zapadają one w warunkach
jej delegitymizacji, pozbawienia ontologicznych uprawomocnień. W ta-
kiej sytuacji nauką może być praktycznie wszystko. Zależy mi jednak na
tym, aby pokazać, że rozumowanie to jest błędne, a może tylko nie dość
precyzyjne. Chodzi tu bowiem o wyjaśnienie fenomenu współczesnej teo-
rii naukowej, który polega na tym, że jako układ symboli faktycznie może
ona przybierać najrozmaitsze formy, w rzeczy samej przypominać nawet
„katalog niepewnych przeczuć i luźno związanych pomysłów”1, przy czym
za każdym razem musi też spełniać kryteria teoretyczności. Co oznacza
ta tautologia, wyjaśnię za chwilę. Wcześniej dwa przykłady ilustrujące sy-
tuację, kiedy to, co nazywane bywa teorią, faktycznie nią nie jest, pod-
czas gdy to, czemu odmawia się teoretyczności, jest naukowe, teoretyczne.
Przyznaję, że to te właśnie praktyki akademickie najbardziej – z różnych
powodów – mnie intrygują, im też zawdzięczam motywację do napisania
tej książki.
1 C. Geertz, Wiedza lokalna. Dalsze eseje z zakresu antropologii i interpretatywnej, tłum.
D. Wolska, Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego 2000, s. 42.
9
Zacznę od przywołania najbardziej trywialnego, lecz nadal niestety ży-
wego, przekonania, że naukę stanowi konstrukcja zdań opisujących fakty –
bez analizy krytycznej pojęć, bez warstwy wyjaśniającej. Liczne monografie
osób i instytucji, które powstają obecnie w ramach nauk społecznych, bar-
dzo często jako prace na stopień i tytuł naukowy, swoją naukowość wiążą
wyłącznie z wartością informacyjną, faktograficzną. I choć w punkcie wyj-
ścia twierdzę, że nauka jest pojęciem wieloznacznym, to jednak nie po-
zwala ono na aż tak wielką ekstrapolację, w przeciwnym razie straciłoby
wszelki sens pojęcia otwartego. Argumentacja polemiczna z metodologicz-
nego punktu widzenia jest tu prosta: opis składa się ze zdań, które mają
wartość logiczną, odnosi się do faktów, właściwości i stanów rzeczy. Zda-
nia te z kolei wchodzą w skład opowiadania o rozgrywających się w czasie
i przestrzeni relacjach między faktami: osobami, zdarzeniami, instytucja-
mi. Opowiadanie stanowi już jednak nową jakość, nie daje się zreduko-
wać do zdań opisowych, jest pewną propozycją rozumienia rzeczy, przed-
stawienia ich w jakimś porządku. Ten fabularny porządek – na co staram
się zwrócić uwagę w pierwszej części książki poświęconej prawdzie – nie
zostaje rozpoznany w rzeczach, lecz jest dziełem umysłu badacza, tworem
jego wyobraźni, inwencji i interpretacji wyrażonej w zdaniach hipotetycz-
nych mających siłę wyjaśniającą, których nie sposób wprost empirycznie
ani zweryfikować, ani sfalsyfikować. Czy propozycja może być prawdziwa,
tak jak zdanie opisowe? Jeśli nie – to jakie inne kryterium powinna speł-
niać, żeby była „naukowa”?
Pora poświęcić kilka słów postawie postmodernistycznej jako reakcji
na delegitymizację teorii. Nie jestem rygorystą – przeciwnie, w nauce li-
berałem, otwartym na to, co nowe, na wolność badań transgresyjnych,
występnych, łamiących zastane ramy, tradycje, języki itd. We wszystkich
wypadkach, w których – w części drugiej tomu – rozważam tego rodza-
ju sposoby myślenia o polityce, mediach, kulturze czy sztuce, staram się
dać wyraz przekonaniu, że one także zasługują na miano teorii, także są
naukowe, pod jednym wszak warunkiem, że badacz wie – i daje tej wie-
dzy wyraz – co i dlaczego łamie oraz co chce przez to osiągnąć. Do tak
zwanych postmodernistów, przynajmniej tych najgłośniejszych – Lyotar-
da, Baudrillarda, Baumana, Latoura czy White’a – którzy sami nie ustrze-
gli się zarzutów o nienaukowość, można mieć co najwyżej pretensję o to,
że nie zawsze udawało im się zaszczepić tę wiedzę wszystkim swoim licz-
nym naśladowcom. Nad tymi ostatnimi, dla których anything goes (wszyst-
ko ujdzie), mają oni przewagę w tym, że dokładnie wiedzą, co i dlaczego
10
robią, ponieważ każdy z nich zna reżymy modernistycznych badań nauko-
wych i sam zwykle w swojej karierze akademickiej przez nie przechodził.
Postmodernistyczna gra z kulturowymi kodami, która ma wyjaśnić świat
hetero geniczny, wymykający się wszelkim całościowym ujęciom, mogłaby
zatem być nazwana „naukową”, gdyby tylko zainteresowanym zależało na
takiej kwalifikacji. Ale ich désintéressement jest pod tym względem równie
wielkie jak gorliwość strażników świętego ognia, którzy roszczą sobie pre-
tensje do wyłączności na „naukę”, szukając uniwersalnych praw życia spo-
łecznego. Różnica zdań między nimi to kolejna odsłona sporu toczącego
się od z górą stu lat między metodologiami humanistycznymi i pozytywi-
stycznymi – interpretacjonistycznymi i behawioralistycznymi. Spór ów jest
nadal żywy, zaczyna chyba jednak (o czym będzie tu mowa) powoli wyga-
sać w sytuacji, gdy coraz większym uznaniem cieszą się ci, którzy budują
pomosty – szukają zarówno prawidłowości, strukturalnych i funkcjonal-
nych uwarunkowań, którym podlegamy jako członkowie instytucji i grup
społecznych, jak i znaczeń, jakie sami wiążemy z tym, co robimy.
Z powyższego wynika, że pojęcie nauki nie jest pozbawione znaczenia,
zdaje się mieć strukturę otwartą, opartą na tak zwanych podobieństwach
rodzinnych. Co składa się na te podobieństwa? Odpowiedź jest jedna: teo-
retyczność. Theorein (gr.) to tyle, co „rozważać, spekulować, spoglądać”. Ta
właściwość formalna realizuje się analogicznie w różnych naukach – pole-
ga na umiejętności pojęciowego wyjaśniania tego, co dane w doświadcze-
niu, na co się spogląda, co się rozważa; „weryfikowania” tego wyjaśnienia
przez inne, alternatywne lub konkurencyjne, teorie, testowania go w do-
świadczeniu pod względem jego prostoty, trafności, prawdziwości (wobec
innych wyjaśnień), głębi, dogodności itd.
Nauka, której nie chodzi już o prawdę o świecie, staje zatem przed
problemem przedstawienia jego lepszych lub gorszych, mniej lub bardziej
trafnych, przyjaznych czy udanych wizji. Wrócę do przywołanych powy-
żej dyscyplin. Każda z nich porusza się po nieprzejrzystym, złożonym polu
przedmiotowym i domaga się innego rozumienia jego tożsamości niż esen-
cja – ekskluzywna, ujawniająca to, co w przedmiocie podstawowe. Czym
więc, dla przykładu, ma być dziś nauka o polityce? Nauka, której klasycz-
ne, substancjalne definicje – takie jak Weberowska, mówiąca o władzy jako
o legalnym stosowaniu przez instytucje państwa przemocy w celu wzbu-
dzania posłuszeństwa – tracą zupełnie znaczenie w sytuacji, kiedy, przykła-
dowo, najgłośniejsze tematy na scenie politycznej należą do biopolityki: in
vitro, aborcja, związki partnerskie. Jakie znaczenie – podobne pytanie do-
11
tyczące estetyki – mają dla współczesnej sztuki klasyczne teorie estetyczne
tworzone od połowy XVIII do połowy XX wieku, z ich definicjami sztuki
i przeżycia estetycznego, w kontekście kulturowym, w którym sztuką może
być prawomocnie (prawem instytucji świata sztuki) dowolny przedmiot,
zdarzenie lub sytuacja? Jak zatem mówić o sztuce lub polityce w warun-
kach delegitymizacji, kiedy nie potrzebują już one teoretycznego wsparcia?
Są to pytania zasadne i paradoksalne zarazem. Odnoszą się bowiem do
społeczeństwa refleksyjnego, opartego na wiedzy, które z założenia nadal
nie może się obyć bez teorii. Pytanie tylko, jakiej wiedzy naukowej potrze-
buje ono na swój temat.
Najpewniej – taką hipotezę można wstępnie postawić – wiedzy co-
raz mniej produkowanej w ramach dyscyplinarnego podziału nauk, kształ-
towanego od XIX stulecia, który w wieku XXI przechodzi już definityw-
nie do historii. Chociaż organizacyjnie uniwersytety i instytuty naukowe
wciąż jeszcze utrzymują strukturę dziedzinowo-dyscyplinarną, to w prak-
tyce coraz powszechniej preferowane i praktykowane są badania – chętnie
nazywane dziś klasterowymi – które szukają inspiracji i konotacji w inter-
dyscyplinarnym spięciu. Kulturę rozumieją jako proces wytwarzania zna-
czeń i wartości złożonych, niepełnych, rodzących się na pograniczu kultur
i narodów, w wyniku zjawisk migracji, diaspory i przemieszczenia. Powsta-
jące w ten sposób formy hybrydowe wykraczają więc poza obszary kultu-
ry obecne w nowoczesnych imaginariach narodowych i naukowych. No-
woczesny podział nauk nie ma swoich ontologicznych odpowiedników
w rzeczywistości, jest konstrukcją na nią narzucaną. Badania klasterowe
także nie są i być nie mogą wolne od mocy stanowienia ludzkiego świata
(znaczeń), ale wyróżniają się tym, że są tego świadome: świadome swoje-
go umownego charakteru. Właśnie dzięki temu poszukują one, na tle za-
stanych, zwłaszcza dominujących i znaturalizowanych teorii owego świa-
ta, wyjaśnień bardziej od nich dogodnych, trafnych, pogłębionych, a wraz
z nimi też bardziej przyjaznych i odpowiedzialnych sposobów ingerowania
weń i zmieniania go.
Część I
Prawda w naukach społecznych
Nauki społeczne ukonstytuowały się w wieku XIX, powstały w okreś-
lonym historycznym momencie rozwoju społeczeństwa nowoczesnego,
w którym zaczyna ono mieć problemy z własną tożsamością i odczuwać
pilną potrzebę określenia siebie jako narodu, klasy czy rasy. Małe narody
europejskie, w trosce o zachowanie odrębności, tworzą oryginalne dyskur-
sy literackie, artystyczne, ideologiczne i naukowe. Te ostatnie mają stano-
wić „obiektywną” wiedzę – starannie rozparcelowaną na dyscypliny, takie
jak historia, psychologia, pedagogika czy antropologia – o imperialistycz-
nych ambicjach, zagarniającą każdy szczegół ich minionej i współczesnej
egzystencji. Socjologia, jako obiektywna nauka o faktach społecznych,
staje się tak oto jednym z metajęzyków nowoczesnego społeczeństwa, jego
sposobów opisywania i pojmowania siebie, i zasadniczo tylko do niego ma
zastosowanie. (Inna sprawa, że rzeczony imperializm dość szybko pozwo-
lił jej mimo to rozciągnąć swoje kompetencje na wszystkie inne społeczeń-
stwa, wykorzystywać własny aparat badawczy także do tych, których sama
określała jako „prymitywnych”. Jest to jednak odrębny temat, którego tu
nie rozwinę.) Zastany przez nią język nauki to język stricte filozoficzny, do
którego słownika należało oczywiście także pojęcie prawdy. I, prawdę mó-
wiąc, do dziś pozostaje ono jego własnością. Pod tym względem niewiele
się zmieniło, chyba że sama filozofia, ale nie ona ma być głównym przed-
miotem tego rozdziału. Nie znajdziemy dlatego terminu „prawda” w in-
deksie rzeczowym historii myśli socjologicznej Jerzego Szackiego, nie znaj-
dziemy go również jako odrębnego zagadnienia w podręcznikach z zakresu
metodologii nauk społecznych, chociaż rzecz jasna występuje w każdym
tego typu opracowaniu. Zwykle w zawikłaniu, konotowany przez poję-
cia tego, co rzeczywiste (przeciwstawione fikcyjnemu), naukowe i obiek-
tywne.
15
Epistemologia nauk społecznych w kwestii prawdy rozdarta jest, naj-
ogólniej rzecz biorąc, między dwiema koncepcjami: naturalizmem – ideą
bezpośredniego ujęcia, przedstawiania i wyjaśniania rzeczywistości, oraz
szeroko pojętym konstruktywizmem, łączącym w sobie zarówno wizję wa-
runkujących i uzasadniających poznanie, społecznie ustalonych relacji mię-
dzy częścią a całością poznawczą (nazywaną rozmaicie: światopoglądem,
ideologią, systemem, światem życia, dyskursem), jak i ideę mocy tworze-
nia i narzucania fikcji. W omawianej kwestii ogniskują się najważniejsze
spory, jakie do dziś toczą ze sobą przedstawiciele nauk społecznych, z któ-
rych jedni głoszą ideę „nagich faktów” i mają ambicje odkrywania uniwer-
salnych praw, inni z kolei kwestionują takie aspiracje, wiążąc to, co faktycz-
ne, z tym, co społecznie ustanowione. Ci ostatni, upraszczając, proponują
trzy rozwiązania, wewnętrznie zróżnicowane i zwykle się zazębiające (po-
dział nie spełnia więc kryterium rozłączności). Pierwsze z nich jest natu-
ry hermeneutycznej, prawdę łączy z interpretacją i rozumieniem, uznając
ją za wartość w tym samym stopniu ustanawianą, co odkrywaną i relacyjną
wobec perspektyw poznawczych. Drugie jest natury krytycznej: umieszcza
prawdę w ramach epistemologii politycznej i traktuje jako relację społeczną
dominacji i podporządkowania. Trzecie rozwiązanie do opisu i wyjaśnienia
życia społecznego wykorzystuje analogie form symbolicznych, takich jak
gra, tekst, język czy opowiadanie, zastępując epistemologię – teorię pozna-
nia, ocenianego z punktu widzenia relacji między językiem i twierdzenia-
mi a światem – estetyką, rozumianą jako teoria reprezentacji językowych.
Kant i implozja prawdy o świecie skonstruowanym
Kantowska filozofa stanowi impuls dla refleksji naukoznawczej, w zakre-
sie nauk nie tylko przyrodniczych, lecz także humanistycznych, w tym spo-
łecznych, kierując jej uwagę na „konstruktywny” charakter przedmiotu ich
poznania. Nie sposób też zrozumieć znaczenia pojęcia prawdy w socjologii
bez uwzględnienia udziału, jaki filozofia Immanuela Kanta miała w kształ-
towaniu dominujących w czasie powstania socjologii wyobrażeń na temat
poznania ludzkiego i aktywnego udziału w nim podmiotu. To także pod-
miot zbiorowy – społeczeństwo – uważa, że jest stroną aktywną w tworzeniu
siebie i otaczającego świata. Najbardziej zależy mu przecież na zarządzaniu
sobą i swoją przyszłością. Świadomość mechanizmu stanowienia rzeczywi-
stości położyła dlatego fundamenty pod – endemiczną dla społeczeństwa
nowoczesnego – niemiecką filozofię idealistyczną oraz pod wszelkie jej na-
16
stępstwa, takie jak marksizm, hermeneutyka, strukturalizm czy psychoana-
liza. Stała się też naturalnie bardziej doniosła w obszarze autorefleksji nauk
społecznych, konfrontując się tam z myślą pozytywistyczną, według której
świat społeczny jest taki, jaki dany jest jego badaczom w bezpośredniej ob-
serwacji. Ale o tym będzie mowa później. Trzeba rozpocząć od krótkiej re-
konstrukcji myśli Kantowskiej w związku z zagadnieniem prawdy.
Na krytyczną filozofię Kanta można – i należy – spojrzeć jako na ar-
tykulację praktyk naukowych (fizyka newtonowska) i społeczno-politycz-
nych (takich jak rewolucja francuska) nowoczesności. Filozofia ta zakłada
istnienie „prawdy” naukowej – jako wyłącznej właściwości nowożytnego
przyrodoznawstwa, właściwości, dla oznaczenia której termin „prawda”
jest w gruncie rzeczy nieadekwatny, niczym skamielina dziedzictwa meta-
fizycznego, atrakcyjna najwyżej ze względów retorycznych – i stawia py-
tanie o założenia myślowe, które sprawiają, że taka sytuacja jest możli-
wa. Uwaga ogólna: myśl krytyczna filozofa z Królewca za punkt wyjścia
przyjmuje – jest to obserwacja tautologiczna, ale warto ją przywołać – po-
gląd, który daje się wyjaśnić tylko w ramach postteologicznej wizji świata
– sama krytyczność jest już punktem zwrotnym, wprowadza stan „post” –
podważającej zasadność klasycznej definicji prawdy jako zgodności umys-
łu z rzeczą. Skoro teraz sam ludzki podmiot jawi się jako główny odpo-
wiedzialny za sens i porządek świata, to znaczy, że nie musi już niczego
poza sobą samym – swoim wnętrzem – słuchać, nie musi konfrontować się
z żadną twardą, zastaną realnością, z żadnym zewnętrznym organizatorem
swojego myślenia i działania. Nic takiego bowiem nie istnieje. Nie istnieje
też zatem żadne ogólne – wspólne dla wszystkich w każdym miejscu i cza-
sie – kryterium prawdy. Przywołajmy słowa Kanta:
Otóż ogólnym kryterium prawdziwości byłoby to znamię, które byłoby ważne
dla wszelkich poznań bez względu na różność ich przedmiotów. Jest jednak jasne,
że ponieważ abstrahuje się przy nim od wszelkiej treści poznania (od jego odno-
szenia się do przedmiotu), a prawdziwość właśnie tej treści dotyczy, więc jest cał-
kiem niemożliwe i niedorzeczne zapytywać o jakieś znamię prawdziwości tej treści
poznania, i że dlatego nie można podać wystarczającej, a zarazem przecież ogól-
nej oznaki prawdziwości. Że zaś już wyżej nazwaliśmy treść poznania jego mate-
rią, więc trzeba będzie powiedzieć: nie można się domagać podania ogólnej ozna-
ki prawdziwości poznania co do jego materii, ponieważ domaganie się tego jest
sprzeczne samo w sobie1.
1 I. Kant, Krytyka czystego rozumu, tłum. R. Ingarden, Warszawa: Państwowe Wydaw-
nictwo Naukowe 1986, t. 1, s. 146 (A 58–59, B 83).
17
Jak wiadomo, ten sam autor ustala, że my bez takiego ogólnego kryte-
rium prawdy mimo wszystko żyć jednak nie potrafimy; tak już funkcjonu-
je nasz umysł, że nie radzi sobie bez uogólnień wiadomości, jakie czerpie
z doświadczenia (poznania). Ale rzecz w tym, że wówczas automatycznie
opuszczamy rewiry „rzeczywistości” (cokolwiek by to pojęcie oznaczało),
rozpoznajemy ją bowiem jedynie przez moment „uznania w istnieniu”2,
który odróżnia realne od fikcyjnego. Opuszczając realne, zmieniamy re-
guły gry i poruszamy się już tylko w obrębie logiki „wytwarzania pozoru”
(nazwanej przez Kanta dialektyką) lub inaczej: logiki nadawania pozoru
prawdy wiadomościom, które „w odniesieniu do przedmiotów są całko-
wicie bez znaczenia”, co ostatecznie prowadzi nas do pustego argumento-
wania – zwykłego „gadulstwa”3. Jeśli natomiast pozostajemy, jakbyśmy to
dziś określili, w realu, to odpowiednio należałoby też powiedzieć, iż kie-
rujemy się wtedy logiką „wytwarzania prawdy”. Wypełnienie formy in-
telektualnej – schematu poznawczego – treścią jest bowiem w rzeczy sa-
mej aktem kreacji świata, potwierdzeniem jego istnienia, a nie poznaniem
„prawdy” na jego temat. A to by znaczyło, że Kant na dobre usuwa poję-
cie prawdy jako zgodności poznania z jego przedmiotem, zarówno z na-
uki – tylko tam może być mowa o „poznaniu” w ścisłym tego słowa zna-
czeniu – jak i z potocznej obserwacji świata, z codzienności i zanurzonego
w niej ciała, w którego zmysły pokładamy ufność. Otwiera w ten sposób
na oścież bramę do myślenia według alternatyw rozłącznych – albo fakty,
albo wartości; albo teoria, albo praktyka; albo konieczność, albo wolność;
albo poznanie, albo działanie; z których pierwszy człon zawsze ma kono-
tacje prawdziwości, drugi – zawsze fałszywości. Są to już jednak konotacje
czysto semantyczne, retoryczne, a nie ontologiczne. Muszą mieć taki cha-
rakter, ponieważ nie ma już obiektywności ontologicznej, tj. prawdziwej
rzeczywistości, transcendentnej wobec poznania.
Niemniej myślenie według wspomnianych binarnych opozycji samo
taką obiektywność zakłada. U jego źródeł, jak można sądzić, znajduje się
potoczne – przestrzenne – wyobrażenie człowieka, który prawdę o sobie
lokuje w swoim wnętrzu. Żeby zaś móc uchronić ją przed zgiełkiem do-
świadczenia, musi się maskować, dowolnie, zależnie od okoliczności, zmie-
niać swój wygląd zewnętrzny. We wnętrzu zawsze ta sama forma, na ze-
wnątrz za każdym razem inna treść. Tak ogólnie wygląda hipotetyczna
2 Zob. tamże, t. 2, s. 339–340 (A 598–599; B 626–627).
3 Tamże, t. 1, s. 149 (A 61, B 86).
18
rekonstrukcja schematu myślenia metafizycznego według formy i materii.
Schemat ten zdominował myśl królewieckiego filozofa, każąc mu utrzy-
mywać, że znane są nam tylko warunki formalne poznania i tylko o nich
możemy odpowiedzialnie się wypowiadać. Skutkuje to tym, iż nie może-
my przejść do prawdziwego poznania, które pozwoliłoby nam odróżniać
jeden przedmiot od drugiego: jest więc całkiem niemożliwe i niedorzecz-
ne zapytywać o jakieś znamię prawdziwości tej (składającej się na kon-
kretny przedmiot) treści poznania. W sytuacji, kiedy podmiot ze swymi
mentalnymi schematami postrzegany jest jako warunek możliwości (po-
znania) przedmiotu, nie można ustalić relacji zgodności między tymi dwo-
ma członami. Prawdziwość staje się pojęciem wewnętrznie sprzecznym.
Jako takie zaś – zbytecznym. Teraz „przedstawienie” (inaczej: „reprezenta-
cja”) – wyobrażeniowe i intelektualne, albo mówiąc po kantowsku: „syn-
teza postaciowa” (czyli synteza wyobraźni, danych naocznych) i „synteza
intelektualna” – staje się terminem filozoficznym ważniejszym od „praw-
dy” i „bytu”. O dalekosiężnych reperkusjach tej konstatacji traktują poniż-
sze rozważania.
Perspektywa konstruktywizmu: podejście pierwsze
Teza jest następująca: z Kantowskiej filozofii transcendentalnej wyra-
sta przekonanie (i na jej gruncie się umacnia), że wszelkie poznanie zawsze
ma związek z udziałem czynnika ludzkiego. Rozróżnienie między treścią
„subiektywną” i „obiektywną” nie jest tu już ontologiczne, lecz tylko teo-
riopoznawcze. Jeśli zakłada się, że poznanie schematyzuje bądź konstruuje
swój przedmiot4, to to ostatnie pojęcie nie ma już charakteru absolutnego,
a staje się zrozumiałe jedynie przez pryzmat perspektyw poznawczych –
wspomnianych przedstawień. To one teraz, ukryte pod rozmaitymi szylda-
mi, są punktem odniesienia dla prawdy jako relacji zgodności między po-
szczególnym twierdzeniem lub teorią a odpowiadającą jej rzeczywistością
znakową czy symboliczną, złożoną z innych twierdzeń, ocen i norm, któ-
re roszczą sobie pretensje do całości wiedzy. Światopogląd – jedna z form
owych perspektyw, najbardziej rozpoznana w historii idei – w swych kla-
sycznych określeniach łączony był dlatego z „dziedziną sądów i pojęć,
za pomocą których ujęta zostaje w sposób powszechnie ważny struktura
4 Zob. np. odczytanie filozofii Kanta jako pewnego rodzaju „konstruktywizmu inter-
pretacyjnego” przez Hansa Lenka, w: H. Lenk, Filozofia pragmatycznego interpretacjonizmu,
tłum. Z. Zwoliński, Warszawa: Oficyna Naukowa 1995, s. 40–43.
19
i istota rzeczywistości”, lub z faktycznymi formami „patrzenia na świat”
i „porządkowania danych naocznych i danych ze sfery wartości przez ca-
łości społeczne (ludy, narody, kręgi kulturowe)”, podobnie „świat życia”
– ze światem „wszelkich, znanych i nieznanych, przedmiotów realnych”5.
Przedmiotem badań społecznych nie może być dzięki temu coś, co by było
zewnętrzne wobec myślenia – raczej samo tylko myślenie, samo pojmowa-
nie siebie przez ludzi. Wyniki tych badań zasługują na miano „prawdzi-
wych” lub „obiektywnych” tylko w relacji do pewnego większego fragmen-
tu poznawczego. Jedynie w tym sensie można tu mówić o transcendencji,
jakiej potrzebuje badanie naukowe, by zdobyć się na dystans wobec swo-
jego „przedmiotu”.
Proponowany tu sposób rozumowania związany jest z historycznym
momentem – jak ujął to Niklas Luhmann – „rozpadu metafizycznej kon-
cepcji świata i poszukiwania nowej zasady obserwacji «realności»”6. Te
nowe zasady to owe perspektywy poznawcze, które określają podziały nie
tylko między realnym i fikcyjnym czy obiektywnym i subiektywnym, lecz
także między prawdą i fałszem. Zarówno w praktyce, jak i w teorii społecz-
nej pojawiły się one w XIX wieku pod szyldem takich terminów, jak świa-
topogląd, ideologia czy świat życia. Zawarte w oznaczanych przez nie sys-
temach wiedzy roszczenia poznawcze do ujęcia całości świata wypierają
stopniowo na terenie imaginariów społecznych wiarę religijną i wiedzę fi-
lozoficzną, spełniające dotychczas tę funkcję. Jako dominujące, za sprawą
instytucji państwa, gospodarki i mediów, sposoby samorozumienia nowo-
czesnych ludzi stają się materiałem interpretacji socjologicznej, kolejnego
w tym ciągu zależności sposobu ich radzenia sobie z doświadczeniem nie-
pewności w świecie, z którego ulotnił się sens.
I tak oto rozróżnienie między rzeczywistością (a więc także obiektyw-
nością i prawdziwością) a pozorem (to znaczy także subiektywnością), jak
5 W. Dilthey, O istocie filozofii [1907], tłum. E. Paczkowska-Łagowska, Warszawa: Pań-
stwowe Wydawnictwo Naukowe 1987, s. 127; M. Scheler, O istocie filozofii i moralnym
warunku poznania filozoficznego [1917], tłum. A. Węgrzecki, w: tenże, Pisma z antropologii
filozoficznej i teorii wiedzy, Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe 1987, s. 263;
E. Husserl, Kryzys nauk europejskich i fenomenologia transcendentalna [1937], tłum. S. Wal-
czewska, Kraków: Papieska Akademia Teologiczna. Wydział Filozoficzny 1987, s. 47.
6 N. Luhmann, Konstrukcja realności, tłum. I Kotuła, w: E. Kuźma, A. Skrendo, J. Ma-
dejski (red.), Konstruktywizm w badaniach literackich. Antologia, Kraków: Universitas 2006,
s. 91. Na temat konstruktywizmu w badaniach społecznych zob. też A. Zybertowicz, Kon-
struktywizm jako orientacja metodologiczna w badaniach społecznych, „Kultura i Historia”,
http://www.kulturaihistoria.umcs.lublin.pl/archives/48.
20
tłumaczy neokantysta, Ernst Cassirer, „możliwe jest tylko w ramach sys-
temu doświadczenia i jego warunków”7. Wydaje się, że przez te ramy sys-
temowe, przez całość doświadczenia niemiecki filozof rozumiał systemy
form symbolicznych – mitu, języka, sztuki, religii, nauki – będących dla
niego zespołami apriorycznych zasad syntezy umysłowej. Poza tymi zasa-
dami nie ma żadnego ostatecznego kryterium obiektywności czy praw-
dziwości wiedzy. W nowszym, analitycznym opracowaniu Cassirerowskie
systemy form symbolicznych zostają zastąpione metaforą „światów możli-
wych”. Każda wersja świata, tworzona także z symboli, ma swoją prawdę,
która nie polega na zgodności z niezależną od niej materią faktów. Natura
tak pojętej relacji – jak ocenia Nelson Goodman – jest „wyjątkowo mglis-
ta”. Dlatego lepiej już mówić, „że wersja jest prawdziwa wtedy, gdy nie za-
graża ona żadnym «twardym» przekonaniom i żadnym jej regułom”8. Te
„twarde” przekonania formułowane są w pojęciach, którymi rządzą reguły
– normy, konwencje, takie jak prawa logiki, ale też wszelkie przyjęte w da-
nej grupie, w określonym czasie, idee dotyczące wspólnych doświadczeń
– pozwalające ocenić, czy twierdzenie lub teoria są prawdziwe, czy fałszy-
we. Pojęcie zagrożenia dla przekonań i reguł nie musi od razu oznaczać ich
zniesienia. Zagrożenie to wielkość stopniowalna, co pozwala Goodmano-
wi sentencjonalnie stwierdzić, że prawda nie jest żadnym „wyniosłym i su-
rowym mistrzem, lecz pokornym i posłusznym sługą”9. Wypowiedziana
w języku, ma znaczenie nie tylko literalne – jako denotacja, bezpośrednie,
tj. zdroworozsądkowe odniesienie do przedmiotu – lecz także metaforycz-
ne. To ostatnie spełnia również funkcję referencjalną czy poznawczą: „Na-
wet literalnie fałszywe zdanie – tłumaczy amerykański filozof – może być
metaforycznie prawdziwe, może sygnalizować lub ustanawiać nowe związ-
ki i rozróżnienia, zmieniać układ akcentów, powodować usunięcia i do-
datki”10. Tego typu zdania mogą decydować o spójności i prostocie teorii,
poszerzać zasięg jej zdolności wyjaśniania świata: o tyle, o ile w owych za-
daniach wspomagają teorię (czyli nie zagrażają jej), o tyle są – i ona sama –
prawdziwe. W rezultacie prawda rozumiana jest w tym podejściu jako war-
tość w takim samym stopniu ustanawiana, co odkrywana. Wzorce, które
7 Cyt. za: H. Buczyńska, Cassirer, Warszawa: Wiedza Powszechna 1963, s. 35.
8 N. Goodman, Słowa, dzieła, światy, tłum. T. Szubka, w: T. Szubka (red.), Metafizyka
w filozofii analitycznej, Lublin: Towarzystwo Naukowe Katolickiego Uniwersytetu Lubel-
skiego 1995, s. 339.
9 Tamże, s. 340.
10 Tamże.
21
kreśli, w takim samym stopniu aprioryczne, co aposterioryczne, w takim
samym stopniu są projektowane czy narzucane, co dostrzegane. A pozna-
wanie jest w takim samym stopniu przetwarzaniem, co relacjonowaniem.
Bez wątpienia bardziej niż figura światów możliwych utarty trop w ba-
daniach społecznych, które zakładają konstrukcyjny charakter swojego
przedmiotu – rzeczywistości społecznej – i odrzucają możliwość wyjścia
poza niego w akcie poznawczym ku temu, co prawdziwie rzeczywiste, wią-
że się z pojęciem ideologii. W najważniejszym opracowaniu z tego punk-
tu widzenia ideologia i utopia rozumiane są jako rodzaje myślenia, które
zrywają ze scholastyczno-kontemplacyjnym sposobem przeżywania świa-
ta, przemilczającym pytanie, „co rzeczywiście jest rzeczywiste”. Myślenie
scholastyczne, czyli przednowoczesne, zbudowane na metafizycznej wizji
świata, pomija je z prostego powodu: otóż w ogóle nie widzi potrzeby sta-
wiania go w sytuacji, gdy, jak zakłada, rzeczywistość jest dana naocznie,
w bezpośrednim doświadczeniu; tylko ono – a więc ostatecznie sama rze-
czywistość – jest jedyną instancją w rozstrzyganiu wątpliwości poznaw-
czych. W ideologii i utopii natomiast myślenie nie jest już traktowane jako
narzędzie ujmowania rzeczywistości, bardziej jako sposób jej przekształca-
nia, dlatego też – jak powiada Karl Mannheim – transcendują one aktual-
ny byt, nie pokrywają się z otaczającym je światem, rozsadzają istniejący
w danym czasie porządek życia11. Zadanie socjologii polega na demasko-
waniu tych konstrukcji intelektualnych przez ukazywanie ich związku z hi-
storycznie i społecznie umiejscowionymi podmiotami. W świecie społecz-
nym, gdzie pojawia się polityka, „gdzie wszystko jest w toku stawania się,
gdzie poznający podmiot kolektywny w nas samych kształtuje to stawanie
się, gdzie myślenie jest nie obserwacją, lecz aktywnym współdziałaniem,
przekształceniem”, tam socjologia wiedzy nie formułuje żadnych twierdzeń
teoretycznych, nie oddziela wartościowania i światopoglądu od wyników
poznawczych, „lecz rekonstruuje pierwotne umiejscowienia, z których per-
spektywy świat jest taki a taki”12. Nie ma więc prawd ponadhistorycznych,
tak jak nie ma podmiotu bezczasowego ani „świadomości w ogóle”. Pojęć
11 K. Mannheim, Ideologia i utopia, tłum. J. Miziński, Warszawa: Wydawnictwo Ale-
theia 2008, s. 106, 229. Takiej socjologii zarzuca się dlatego to, że wraz z psychoanalizą
podziela ona przekonanie, iż myślenie jest wtórne i obce rzeczywistości. W gruncie rzeczy
chodzi jej więc o poszukiwanie rzeczywistości bardziej pierwotnej niż sam duch, tj. wszyst-
kie intelektualne wytwory. Zob. H. Arendt, Filozofia i socjologia, w: taż, Salon berliński
i inne eseje, tłum. M. Godyń, S. Szymański, Warszawa: Prószyński i S-ka 2008, s. 146–147.
12 K. Mannheim, Ideologia i utopia, dz. cyt., s. 205–206.
22
„prawdziwe” i „poznawalne” nie można łączyć z tym, co ogólnie obowią-
zujące i konieczne. Ideał powszechnie poznawalnej i przekazywalnej wie-
dzy i towarzyszące mu przekonanie, że światopogląd musi być źródłem
błędów, według Mannheima zamyka dostęp do pewnych dziedzin wiedzy,
a przede wszystkim usuwa z pola widzenia konkretnego, oceniającego i dą-
żącego do czegoś człowieka w nas13.
W innym głośnym – i do dziś ważnym dla metodologicznej świado-
mości nauk społecznych – rozpoznaniu tematu ideologii (otwierającym
drogę do dyskursywnego jej rozumienia) pojawia się ona jako pewna
struktura właściwa wszelkim społeczeństwom historycznym. W koncep-
cji Louisa Althussera, będącej swoistą mieszanką marksizmu ze struktura-
lizmem, rzeczywistość społeczna stanowi sieć transhistorycznych powiązań
– system przedstawień, obrazów, pojęć, narzucających się ludziom w po-
staci struktur – która pozostaje zasadniczo nieświadoma. Ideologia jest tu
siłą aktywną, która wzmacnia i modyfikuje relacje łączące ludzi z warun-
kami ich egzystencji, gdzie przede wszystkim liczą się dominacja i pod-
porządkowanie. Ludzie postrzegają te relacje jako przedmioty kulturowe
i ulegają mechanicznie ich oddziaływaniom. Ideologia wiąże się więc bar-
dziej z tym, w jaki sposób oni żyją, niż z tym, co wiedzą o świecie, jest na-
wet – jak powie autor W imię Marksa – samym ich „światem”14.
Obecnie większość autorów na opisanie sytuacji, w której badaniom
społecznym dostępne jest tylko myślenie, a nie jakaś domniemana, nie-
zależna od nich rzeczywistość (owszem, marksiści w stylu Althussera za-
kładają, że sama „rzeczywistość” istnieje, ale daje się zdefiniować tylko na
gruncie poznania, inaczej: w dochodzeniu do niej nie da się odrzucić ideo-
logicznych „złudzeń”) – najchętniej posługuje się kategorią „dyskursu” kul-
tury, wprowadzoną przez Michela Foucaulta (który zresztą używał także na
jego oznaczenie terminu „system odniesieniowy”), wywodzącą się z języ-
koznawstwa i semiotyki. Przez dyskurs rozumieją oni normy, konwencje,
standardy, które podlegają krytycznej dyskusji i umożliwiają dzięki temu
ocenę, czy dane twierdzenie jest prawdziwe (obiektywne), czy fałszywe (su-
biektywne). W praktyce opozycja prawdy i fałszu stanowi system wyklu-
czenia społecznego, historycznie zmienny, oparty na przymusie instytucjo-
nalnym – wydawnictw, bibliotek, towarzystw naukowych – kształtujący
ludzkie wypowiedzi, a wraz z nimi także i świat wypowiedziany. Dyskurs
13 Tamże, s. 203, 206.
14 L. Althusser, W imię Marksa, tłum. M. Herer, Warszawa: Wydawnictwo Krytyki Po-
litycznej 2009, s. 268.
23
prawdziwy, powodowany „wolą prawdy”, kieruje się pożądaniem i wła-
dzą, intencjami ukrywanymi pod retoryką prawdy jako bogactwa, płodno-
ści, łagodnej uniwersalnej siły. Strukturalista Foucault zgadza się z Althus-
serem, że w normalnych warunkach nie jesteśmy świadomi woli prawdy
jako „maszyny służącej do wykluczania”; historia prawdy nie przedstawia
się dlatego jako historia „przymuszania do prawdy”, lecz jako historia wie-
dzy źródłowo teoretycznej, samocelowej, bezinteresownej, opowiadającej
o przedmiotach przeznaczonych do poznania, o funkcjach i pozycji pod-
miotu poznającego, o praktykach poznawczych15.
W innej wersji, zaproponowanej przez wspomnianego już wcześniej
socjologa niemieckiego, Niklasa Luhmanna, dyskurs zastąpiony zostaje
pojęciem systemu funkcjonalnego lub operacyjnego, mającego nadawać
znak jakości, „realność” ludzkiemu światu życia (Lebenswelt), stypizowa-
nej „rzeczywistości” w ramach horyzontów, „których normalnie nie ma
powodu przekraczać”, znaczącemu środowisku wytyczającemu ramy ocze-
kiwań i rozczarowań, selekcji i ryzyka, porządku i przypadku16. Sprawne,
czyli nienapotykające na opór poruszanie się w tych ramach zapewnia sys-
temowi wewnętrzna pamięć – poddaje ona wszystkie operacje sprawdzia-
nowi faktycznego istnienia. Także w nauce, w empirycznych badaniach
socjologicznych nie chodzi o nic więcej, jak tylko o testowanie konstruk-
cji realności wytwarzanej przez system – nie idzie więc w niej o praw-
dę, o weryfikowanie czy falsyfikowanie teorii, lecz o wytwarzanie danych,
które dawałyby przesłanki do „rozstrzygnięć”, tj. do podejmowania decy-
zji i sprawnego funkcjonowania, powiedzmy, w polityce czy gospodarce.
W problematyce teoriopoznawczej, zastosowanej do teorii systemów, nie
może być miejsca na pojęcie prawdy, ponieważ w systemie obowiązuje za-
sada strukturalna, zgodnie z którą żadna z jego operacji nie ma odniesienia
do „podmiotu”, „autora” ani „ja”. Operacja ma spełniać oczekiwania usta-
lone przez system, ma być w jego ramach przewidywalna, zgodna z przyję-
tą definicją rzeczywistości, służąca badaniu i normalizowaniu środowiska,
a więc – ogólnie – rzeczywiście funkcjonalna. Za jej prawidłowy przebieg
odpowiada pamięć systemu jako jego autorefleksja, mechanizm samokon-
troli. Pamięć operacyjna działa następująco: „Jeśli ma się gości i częstuje
15 Zob. M. Foucault, Archeologia wiedzy, tłum. A. Siemek, Warszawa: De Agostini –
Ediciones Altaya Polska 2002, s. 106–107; tenże, Porządek dyskursu, tłum. M. Kozłowski,
Gdańsk: Słowo/obraz terytoria 2002, s. 10–15.
16 Zob. N. Luhmann, Konstrukcja realności, dz. cyt., s. 109–110; tenże, Funkcja religii,
tłum. D. Motak, Kraków: Nomos 1998, s. 18–19.
24
Pobierz darmowy fragment (pdf)