Darmowy fragment publikacji:
Andrzej Wójcikiewicz
Przebudzenie Cheopsa
Jak uniknąć światowego kataklizmu
w roku 2012
Przebudzenie Cheopsa
Andrzej Wójcikiewicz
Copyright by Andrzej Wójcikiewicz, 2012
Wydanie e-book – Maj 2012
All rights reserved
Wszystkie prawa, w szczególności do powielania i rozpowszechniania treści książki, są zastrzeżone.
Żadna część tej książki nie może zostać reprodukowana w jakiejkolwiek formie, przeredagowana, lub
rozpowszechniona bez pisemnej zgody Autora.
ISBN: 978-83-272-3695-1
Projekt okładki:
Marek Ciesielczyk
Redakcja, typografia i łamanie:
Julian Brudzewski
Korekta:
Mariusz Grygierczyk
Spis treści
Wstęp
Rozdział 1. Zaczęło się od uśmiechu
Rozdział 2. Jak Ta, Która Na Imię Ma Życie, odwiedziła Wszechświat
Rozdział 3. Pierwszy sen Kapłanki - budowa piramidy
Rozdział 4. Słuchanie Wszechświata
Rozdział 5. Szaman z Markahuasi
Rozdział 6. Sen o Kapłanie Juno
Rozdział 7. Sny
Sen Tej, Do Której Uśmiecha Się Każdy Poranek
Sen Wędrowca
Rozdział 8. Dlaczego faraon musi ujrzeć słońce?
Rozdział 9. Wahania Wędrowca
Rozdział 10. Powrót do piramidy - kolejny sen Kapłanki
Rozdział 11. Biznesmen
Rozdział 12. Inne znaczenie zdarzeń
Rozdział 13. Znaczenie życia
Rozdział 14. Ten najważniejszy
Rozdział 15. Ta, Która Ma Odwagę Mówić
Rozdział 16. Och, te zbiegi okoliczności
Rozdział 17. Proroctwo Oriona i Złote Komnaty
Rozdział 18. Sfinks i zabezpieczenie Ziemi
Rozdział 19. Filozofia Wszechświata
Rozdział 20. Ten, Który Odważył Się Być Mądrym
Rozdział 21. Kierunek Ślęża
Rozdział 22. Pierwsze wejścia na Ślężę
Rozdział 23. Bonifacy, opiekun Ślęży
Rozdział 24. Tajemnice Świętej Góry
Rozdział 25. Strażnik
Rozdział 26. Labirynt - sen o przyszłości
Rozdział 27. Misja Ratowania Ziemi
Rozdział 28. Sen o labiryncie
Rozdział 29. Sen o przyszłościach
Rozdział 30. Jeszcze raz przyszłość
Rozdział 31. Przebudzenie faraona Cheopsa
Epilog
Podziękowania
O Autorze
Inne książki Autora
Wstęp
Drogi Czytelniku, sądzę, że nie jest przypadkiem, że ta właśnie książka trafiła do Twoich rąk.
Tak zwane „przypadki” są często drogą, przez którą prowadzi nas życie, a więc po przeczytaniu tej
książki być może i Twoje życie w jakimś stopniu zmieni swój kierunek.
W książce opisane są historie osób, które w przeciągu kilku lat doświadczyły tak ogromnej
ilości zbiegów okoliczności i zdarzeń, że w pewnej chwili pojęły, iż to, co się dzieje, nie może być
przypadkowe.
Główną postacią książki jest mieszkanka Wrocławia – Lucyna, która w treści występuje jako
Ta, Która Na Imię Ma Życie. Jej prawdziwe imię i nazwisko to Lucyna Łobos. Od niej zaczęła się
opisana tutaj historia związana z „przebudzeniem Cheopsa”. Lucyna posiada niezwykłe zdolności,
które zaczęły się w niej rozwijać od czasu śmierci klinicznej i „powrotu z tamtej strony”. W treści
książki zawarte są fragmenty autentycznych przekazów uzyskanych drogą hipnotycznej regresji wieku
i channelingu telepatycznego, które odbyły się z nią pomiędzy majem 2001 a lipcem 2005 roku.
Hipnoza jest w książce opisana jako „sen”, a channeling telepatyczny jako „sen na jawie”. W
trakcie hipnotycznych regresji Lucyna cofana była do czasów budowy Wielkiej Piramidy i opisywała,
co widzi, oczyma egipskiej kapłanki. W czasie niektórych sesji była też w stanie podróżować w czasie
i przestrzeni. Channeling nie wymagał wprowadzenia Lucyny w stan zmienionej świadomości. Po
krótkiej koncentracji była w stanie „połączyć się” ze swoim Przewodnikiem Duchowym, telepatycznie
usłyszeć jego głos i powtarzać wypowiedziane przez niego słowa. Sesje były nagrywane na kasety
audio, dzięki czemu, za pozwoleniem Lucyny, mogłem posłużyć się ich treścią podczas pisania.
Metafory „sen” i „sen na jawie” (zamiast hipnoza i channeling) zostały użyte, aby ułatwić
czytelnikowi zrozumienie tych niezwykłych zjawisk. Umożliwiło to przekazanie wielu szokujących
informacji w sposób prosty, mniej „ezoteryczny” i łatwiejszy do przyswojenia, zwłaszcza dla tych,
którzy nie znają, nie rozumieją lub po prostu nie akceptują tego rodzaju zjawisk.
Celem przekazów Lucyny jest dotarcie do miejsca pochówku Faraona, który budował Wielką
Piramidę. W książce został on nazwany Cheopsem, choć jego prawdziwe imię brzmi Chufu.
Odnalezienie jego grobowca może być odkryciem archeologicznym wszechczasów, przy którym
odkrycie grobu Tutenchamona jest kroplą w oceanie sensacji. Najważniejszym jednak celem całego
projektu jest uratowanie Ziemi i ludzi przed zagrożeniami roku 2012.
Wszystkie opisane w książce osoby są autentyczne i uczestniczą w „Projekcie Cheops”.
Niektórzy są wymienieni z nazwiska, inni tylko z imienia, nieliczni ukryci są pod pseudonimem.
Źródło płynących przez Lucynę informacji w treści książki zostało określone jako
„Wszechświat”. To on prowadzi ją i inne osoby, on rozmawia z nimi pośrednio lub bezpośrednio. W
rzeczywistości Wszechświat z książki symbolizuje konkretną Istotę Duchową, która poprzez Lucynę
komunikuje się z naszym poziomem materii i przekazuje przez nią informacje. Imię tej Istoty
Duchowej podane jest pod koniec książki.
Opisywane zdarzenia dzieją się naprawdę. W kolejnych rozdziałach Czytelnik krok po kroku
śledzi okoliczności, które doprowadziły do wykopalisk archeologicznych na górze Ślęży pod
Wrocławiem. Wykopaliska te prowadzone są od sierpnia 2004 roku do tej pory (sierpień 2005) przez
Instytut Archeologii Uniwersytetu Wrocławskiego. Ten etap uwiarygodnił otrzymywane dzięki
Lucynie informacje. Uświadomił też wielu naukowcom i archeologom, że sesje z nią nie są jedynie
projekcją jej wyobraźni czy chęcią uzyskania rozgłosu, lecz fizycznie sprawdzalną rzeczywistością.
Kolejnym etapem są badania w Egipcie, które zostały zainicjowane wyjazdem ekipy do Kairu w
czerwcu 2005.
Książka jest metaforą i ostrzeżeniem. Jest zwróceniem uwagi na aktualną sytuację na Ziemi, na
problemy związane z globalnym ociepleniem, z zagrożeniem z zewnątrz od strony zmieniającej się
aktywności Słońca oraz tak zwanej Planety X, o której naukowcy piszą raporty do Pentagonu. Jest
ostrzeżeniem przed zagrożeniami roku 2012, o których była mowa w pismach Majów oraz
starożytnych Egipcjan.
Ostatnie rozdziały są „projekcją w przyszłość” – one się jeszcze nie zdarzyły, ale zostały
przepowiedziane w sesjach („snach”) Lucyny. Czy się sprawdzą – pokaże życie.
Andrzej Wójcikiewicz
Rozdział 1.
Zaczęło się od uśmiechu
Od wielu lat, od kiedy pamiętam, byłem Wędrowcem... Wędrowałem od miasta do miasta i
uczyłem ludzi rozpoznawania w sobie Swojego Głosu i znajdowania Najlepszej Drogi. Uczyłem
rozmawiania z nim, uczenia się od niego. Wielu zazdrościło mi, bo mogłem przemieszczać się po
kraju, całym świecie, nie byłem przywiązany do żadnego miejsca i wydawało mi się, że to jest moja
Najlepsza Droga. Każdy człowiek szuka swojej Drogi i są momenty, kiedy już wydaje mu się, że
znalazł To, Czego Szuka, aby po pewnym czasie stwierdzić, że To Jednak Jeszcze Nie To. Mnie
wydawało się, że To Jest Już To...
Wtedy właśnie, w pewne marcowe popołudnie 1997 roku, spotkałem na swojej Drodze Tę, Do
Której Uśmiecha Się Każdy Poranek i powoli zaczął zmieniać się mój cały, tak dobrze ułożony
świat. Od pierwszego spotkania zawsze towarzyszył jej uśmiech. Nawet kiedy się nie uśmiechała,
kiedy na twarzy był smutek, istniał uśmiech wewnętrzny, ukryty, widoczny tylko dla
wtajemniczonych. To ten uśmiech spowodował, że kiedyś zaprosiłem ją na obiad. I tak się zaczęło.
Jak w bajce o Małym Księciu, stałem się odpowiedzialnym za to, co oswoiłem, chociaż były
momenty, kiedy nie bardzo wiedziałem, co mam zrobić z tą odpowiedzialnością.
Poznawanie nasze trwało bardzo długo, choć tak naprawdę znaliśmy się od początku istnienia,
tylko teraz, w tym życiu, jeszcze nic nam nie było o tym wiadomo. Spotykaliśmy się od czasu do
czasu.
Ona się uśmiechała, a ja wędrowałem dalej. Trwało to parę lat, dopóki nie przyszedł do nas
Czas... Czas zapukał do drzwi Poranka i zapytał: „Czy jesteś gotowa na zmianę?”. „Nie wiem –
odpowiedziała – ale skoro przyszedłeś, widocznie jestem”. I wtedy Czas zesłał nam pocałunek, nawet
nie pytając mnie o pozwolenie. Od tamtej chwili uśmiechy zaczęły nas prowadzić zupełnie inną Drogą
niż ta, która do tej pory wydawała się jedyną.
Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że jej pocałunki, będą tak niepodobne do pocałunków
wszystkich innych Kobiet, Które Chciały Być Całowane. Że będą początkiem Drogi Nowego
Poznania, Drogi Do Przebudzenia Faraona...
Ta droga rozpoczęła się właściwie od dnia, w którym wędrówki po raz kolejny zaprowadziły
mnie w strony, gdzie mieszkała Ta, Do Której Uśmiecha Się Każdy Poranek. Gdy mnie zobaczyła,
powiedziała tajemniczo:
– Chodź, przedstawię ci Bardzo Wyjątkową Osobę. Czy chcesz ją poznać?
– Twoi przyjaciele są moimi. Chętnie ją poznam, jeśli dla ciebie to jest ważne.
– Tak, jest ważne, bo ona mnie o to prosi, a ja zawsze staram się spełniać prośby moich
przyjaciół.
W ten sposób dzięki Tej, Do Której Uśmiecha Się Każdy Poranek poznałem Tę, Która Na Imię
Ma Życie. To było dziwne spotkanie. Nowa znajomość początkowo wcale nie wyglądała obiecująco.
Ta, Która Na Imię Ma Życie, była płochliwa, oddalona, ostrożna. Bała się wszystkiego i wszystkich. I
choć jej Droga była wyraźnie wyznaczona, w tym momencie jeszcze nie miała pewności, czy dobrze
idzie. Miała jednak ogromną przewagę nad Wszystkimi Innymi, Którzy Szli Po Swojej Drodze.
Słyszała Wszechświat, który ją prowadził.
Rozmawiała z nim codziennie, codziennie była zapewniana, że idzie Właściwą Drogą, ale
gdzieś głęboko był w niej lęk przed Nieznanym. Lęk przed samą sobą. Nie wiedziała jeszcze, jak
daleko ma iść i czy na pewno dojdzie tam, gdzie chce być. Poza tym nie mogła dojść tam sama.
Pewnie dlatego Wszechświat postawił na jej Drodze Tę, Do Której Uśmiecha Się Każdy Poranek.
Energia uśmiechu wzmacnia cel, daje poczucie większej pewności, rozjaśnia życie, jak słońce
rozjaśnia ziemię. Taki uśmiech Wszechświat postanowił podarować Tej, Która Na Imię Ma Życie, aby
pomóc jej iść wyznaczoną Drogą.
Pewnego dnia sama Droga podpowiedziała jej, że powinna mnie, Wędrowca poprosić o pomoc.
Początkowo nie chciałem pomagać. Skąd zresztą mogłem wiedzieć, dokąd ona chce iść i
dlaczego mielibyśmy wędrować gdzieś razem? Nie znałem jej. Na razie moje wędrówki zahaczały
tylko o miejsce, gdzie mieszkała Ta, Do Której Uśmiecha Się Każdy Poranek. Wkrótce jednak okazało
się, że Wszechświat nie przez przypadek postawił na mojej Drodze jej uśmiech.
– Dlaczego chcesz, abym ci pomagał? – spytałem Tę, Która Na Imię Ma Życie. Przecież się
prawie nie znamy.
– Wszechświat powiedział mi, że razem mamy obudzić Faraona – odrzekła.
Zdziwiła mnie ta prośba. Nie miałem pojęcia, o czym mówi Ta, Która Na Imię Ma Życie. O jaki
wszechświat i jakiego faraona chodzi? Wiedziałem, że wszyscy faraonowie dawno poumierali. Są
najwyżej ich mumie, a mumii obudzić się nie da.
– Nie widzę sensu w twoich słowach – odpowiedziałem – wyjaśnij mi to dokładniej.
– Wędrowcze – zaczęła tłumaczyć Ta, Która Na Imię Ma Życie – jest taki poziom istnienia,
który ja nazywam Wszechświatem. Rozmawiam z nim na co dzień w moich myślach, on mnie
prowadzi przez życie, pomaga spotykać różnych ludzi. To on pomógł mi spotkać Tę, Do Której
Uśmiecha Się Każdy Poranek, pomógł mi spotkać ciebie, on dał mi obecne imię. Przedtem miałam na
imię Ta, Która Boi Się Własnego Cienia.
W czasie wędrówek spotykam różnych ludzi i nie dziwię się, kiedy opowiadają rzeczy
niezwykłe. Tym razem była to wyjątkowa niezwykłość... tak wyjątkowa, że zacząłem słuchać jej słów
z uwagą.
– Dlaczego Wszechświat rozmawia właśnie z tobą? Czy rozmawia też z innymi? – zapytałem.
Wpadła mi myśl, że u psychologów aż roi się od pacjentów, którzy twierdzą, że rozmawiają z
różnymi wyjątkowymi istotami albo nimi są. W zachowaniu Tej, Która Na Imię Ma Życie, było
jednak coś fascynującego i normalnego. Uczucie, którego nie da się wytłumaczyć rozumem.
– On rozmawia z każdym człowiekiem na ziemi – odpowiedziała na moje pytanie – mówi też
do ciebie, tylko go jeszcze nie słyszysz. Razem mamy obudzić Faraona Cheopsa. Tego, Który
Budował Wielką Piramidę.
– Przecież teraz mamy już dwudziesty pierwszy wiek – starałem się pozostać po stronie
myślenia racjonalnego. – Cheops żył bardzo, bardzo dawno temu. Jak możemy go obudzić?
– Cheops tylko śpi. Czeka na przebudzenie. On musi ujrzeć słońce, zanim zacznie się dziać źle
na Ziemi... To znaczy musimy odnaleźć jego ciało, jego mumię i odkopać ją.
– Dlaczego akurat my mamy szukać jego mumii? – spytałem zdziwiony. – Przecież na Ziemi
jest tylu ludzi, którzy zrobią to lepiej od nas.
– Nie wiem, dlaczego my. Wiem tylko, że macie w tym pomóc. Ty i Ta, Do Której Uśmiecha
Się Każdy Poranek.
– Jestem Wędrowcem – uśmiechnąłem się bez przekonania – nie znam się na faraonach, nie
znam się na archeologii, a piramidy widziałem tylko na zdjęciach.
Przez chwilę zastanawiałem się, co mam zrobić, ale to, co usłyszałem, wydawało mi się tak
nieprawdopodobne, że spokojnie powędrowałem do innego miasta, aby przestać myśleć o Faraonie i o
tym, że jest gdzieś coś, czego jeszcze nie rozumiem. Był marzec 2001 roku.
Rozdział 2.
Jak Ta, Która Na Imię Ma Życie, odwiedziła Wszechświat
Ta, Do Której Uśmiecha Się Każdy Poranek, ma na imię Iwona. Jej uśmiech był tak wyjątkowy,
jak wyjątkowa była ona sama, więc nadałem jej to specjalne imię. Kiedy spotykasz kogoś na swojej
drodze, nie wiesz, co to spotkanie dla ciebie znaczy, gdzie zaprowadzi, jakie spowoduje zmiany, jak
zmieni twoją przyszłość. I ja nie wiedziałem, co jej uśmiech naprawdę znaczy. Dlaczego zdarzył się
ten przypadek?
Jego właściwe znaczenie wyjaśniła dopiero Ta, Która Na Imię Ma Życie. Jej prawdziwe imię –
Lucyna. To ona zaczęła nadawać sens kolejnym przypadkom, wyjaśniła mi, dlaczego jeden uśmiech
może zmienić całe przeznaczenie człowieka. Jej życie było początkowo tak normalne, jak życie
każdego „normalnego” człowieka na ziemi. Dopiero spotkanie z Wszechświatem zmieniło jej
Przeznaczenie. Pojawił się wiele lat temu, w momencie, gdy przeżyła śmierć kliniczną, i poprosił, aby
mu złożyła wizytę.
– Opowiedz mi, jak to było z tym spotkaniem – poprosiłem, gdy spotkaliśmy w czasie mojej
wędrówki.
– Opowiem ci – odpowiedziała – ale otwórz swój umysł na rzeczy, których być może nie
rozumiesz.
– Mój umysł jest otwarty. Przecież w moich wędrówkach też mówię ludziom rzeczy dziwne,
więc mów śmiało. Jeśli czegoś nie rozumiem, to chcę zrozumieć.
– To, co usłyszysz, też jest dziwne – zaczęła swoją opowieść Lucyna. – Dwanaście lat temu, w
czasie operacji w szpitalu, byłam „po tamtej stronie” i zostałam „odesłana” z powrotem.
Roześmialiśmy się oboje z tego „odesłania”, choć nie mogłem sobie wyobrazić, jak można być
„odesłanym” z miejsca, które istnieje tylko w wyobraźni – bo tak zrozumiałem jej wzmiankę o „tamtej
stronie”.
– Mów dalej – poprosiłem – powiedz, co to była za operacja, która zafundowała ci taką
„wycieczkę”?
– Miałam raka. W czasie operacji lekarze pomylili się i przedawkowali narkozę, więc
odpłynęłam im w zaświaty. Złożyłam wizytę Wszechświatowi w jego mieszkaniu i to była „tamta
strona”.
Przypomniały mi się książki lekarzy, którzy opisywali śmierć kliniczną i historie na temat
„podróży przez tunel” opowiadane przez pacjentów, którzy z niej wrócili. Czyżby Lucyna też odbyła
taką podróż?
– Powiedz, jak wyglądało to „mieszkanie”? Jak zaczęła się „wizyta”?
– W czasie operacji w pewnej chwili zaczęłam się w zastanawiać, jak ci lekarze mnie uśpili,
skoro widzę, co robią. Zdawałam sobie sprawę, że jestem na stole operacyjnym, że już jestem
operowana, słyszę lekarzy, jak krzyczą, jak przeklinają. W jakiś sposób starałam się im dać znać, że
nie śpię, ale nie było żadnej reakcji ciała z mojej strony. Nadal próbowałam się skontaktować z
lekarzami i w pewnym momencie przestałam cokolwiek widzieć. Ciemność zupełna. Z tej ciemności
zaczęło się wyłaniać małe światełko. Nie wiedziałam, co to może być, ale mnie to zaintrygowało.
Światełko zaczęło rosnąć i wirować. To światło zaczęło mnie wciągać, czułam, że przelatuję przez
jakiś świetlny tunel. Nie widziałam już swojego ciała. Tak jakby istniał tylko mój duch, ale nie
rozumiałam tego zupełnie. Razem ze światłem zaczęła mnie wciągać muzyka. To było coś tak
pięknego, że do dzisiaj, do tej pory jeszcze nie słyszałam czegoś podobnego – połączenie fletu z
dzwoneczkami kościelnymi. To wszystko robiło się coraz intensywniejsze, a światło było takie ciepłe,
otulało mnie. Nie pamiętam, jak długo to trwało. Wiem, że muzyka dalej istniała, a mi tak było w tym
wszystkim dobrze, iż nic już nie trzeba było – tylko w tym być.
– Czy wtedy wiedziałaś, że to Wszechświat poprosił, abyś go odwiedziła? – zapytałem.
– Skąd mogłam wiedzieć? Przecież nie wiedziałam, gdzie jestem, u kogo, w jakiej formie
istnieję. Nie miałam pojęcia, że to Wszechświat zaprosił mnie do siebie. Było mi tak dobrze, że
chciałam już na zawsze zostać tam, gdzie byłam.
– No to jak to się stało, że wróciłaś?
– To on mi kazał. Nagle usłyszałam głos... głos nakazujący powrót.
– Co ci powiedział?
– Głos, który tam usłyszałam powiedział mi, że muszę wracać, powiedział coś znamiennego:
„Wracaj! My się do ciebie zgłosimy”. To będę pamiętała do końca życia.
– Co było potem?
– Wtedy na siłę zostałam wypchnięta. Było tak, jakby zadziałał jakiś odkurzacz, tylko w
odwrotną stronę. W przyspieszonym tempie zostałam wtłoczona do tego świetlnego tunelu i znowu
usłyszałam głosy lekarzy, kiedy mówili do siebie: „No, mamy ją z powrotem”. Punkt światła zniknął,
a ja zobaczyłam zegar, który wskazywał dziesiątą godzinę. Kiedy mnie już wybudzono, kiedy byłam
na sali pooperacyjnej, powiedziałam lekarzom, że za bardzo klęli i nie wypada w obecności kobiety
takim mięsem rzucać. Popatrzyli tylko na siebie w milczeniu. Potem zrobiłam uwagę, że operacja
długo trwała, że zaczęła się o ósmej a skończyła o dziesiątej, bo widziałam zegar. Lekarz powiedział:
„Jaki zegar? Na sali operacyjnej nie ma zegara”. Okazało się, że właśnie o dziesiątej umierałam.
Milczeliśmy chwilę z Lucyną. Widać było, że ponownie przeżywa swoją niezwykłą podróż do
miejsca, skąd niewielu ludzi wraca. Pozwoliłem jej pomilczeć, bo i mnie potrzebna była chwila
zadumy nad tym, co tak naprawdę jest „po tamtej stronie”.
– Wycieczkę miałam super – powiedziała po chwili – ale widocznie musiałam tu wrócić.
– Co się stało z tobą po tym „powrocie”?
– Od chwili „powrotu” zaczęły się ze mną dziać dziwne rzeczy. Miałam jakieś przywidzenia,
zaczęłam „widzieć” postacie. Bardzo się tego bałam, bo to na ogół działo się w nocy. Kiedy zaczęło
się nasilać, zdawało mi się, że po prostu zwariowałam. Poszłam do psychiatry, który mnie przebadał
dokładnie i nie znalazł żadnych patologii, żadnych zmian klinicznych. A ja dalej miałam te nocne
wizyty.
– O jakich wizytach mówisz? Czy ktoś cię w nocy nachodził?
– Cóż, teraz wiem, że to Wszechświat dawał znać o sobie, że już wtedy zaczął mnie
przygotowywać do mojej roli na scenie teatru innego życia niż to, którym dotychczas żyłam. Wtedy
nie bardzo wiedziałam, czyje to były wizyty. Widziałam w wyobraźni postacie, słyszałam głosy.
Pewnego dnia kolega, któremu o tym powiedziałam, zaprowadził mnie do Tego, Który Potrafi
Usypiać. Pan Stanisław (bo takie było imię tego specjalisty) zapytał, z czym przyszłam. „Nie wiem –
odpowiedziałam – proszę mnie uśpić, coś się powinno wyjaśnić”.
Popatrzył na mnie jak na wariatkę, wzruszył ramionami, na wszelki wypadek zapytał, czy nie
jestem na haju i rozpoczął swoją procedurę. Po paru chwilach już mnie nie było. I wtedy, jak u
brzuchomówcy, przemówił przeze mnie głos męski, który bardzo ładnie powitał Stanisława i
powiedział: „Nazywam się Wszechświat, jestem duchowym przewodnikiem Lucyny. Przekaż jej, że
już się zgłaszam, że nadszedł czas rozpoczęcia pracy dla mnie”. Mówił jeszcze długo i pan Stanisław
nie był w stanie zadać żadnego pytania. Kiedy zostałam wybudzona, zobaczyłam, że obydwaj,
Stanisław i mój kolega, są bladzi jak ściana i roztrzęsieni. Opowiedzieli mi ze szczegółami, co się
zdarzyło. I tak oto Wszechświat stał się już „oficjalnie” częścią mojego życia.
– Czy przestałaś się bać?
– Tak, przestałam się bać, bo odczuwałam Wszechświat jako bardzo dobrą energię. Od tej pory
zaczęłam być prowadzona, uczona.
– Na czym polegało to „uczenie”? Czy wchodziłaś w stan zmienionej świadomości i
Wszechświat cię wtedy uczył?
– Nie, nie tak było – odpowiedziała Lucyna. – Słyszałam coś, co można nazwać „głosem
wewnętrznym”, który mi mówił: „Zrobisz to czy tamto, zaczniesz się uczyć, będę ci pokazywać nowe
rzeczy, przygotowywać do misji”. To było tak, jakby ktoś uczył małe dziecko. Uczyłam się „chodzić”,
uczyłam się śnić. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, o jaką misję chodzi. Często mówiłam do
Wszechświata: „Czegoś się mnie uczepił? Nie mogłeś sobie znaleźć kogoś innego? Tylu jest przecież
jasnowidzów na świecie, którzy tylko czekają na to, aby z tobą pogadać”. Czasami padały z jego
strony słowa: „Bo jesteś kapłanką”. Nie wnikałam w to i nie wiedziałam, o co mu chodzi. Pewnego
dnia powiedział mi: „Będziesz prowadzona do Piramidy Cheopsa”.
– Czy byłaś tym bardzo zaskoczona?
– Oczywiście. Dawniej patrzyłam na piramidy, szczególnie na Piramidę Cheopsa, jak na kupę
kamieni i zadawałam sobie pytanie, co różni wariaci widzą w tych kamieniach. Jednak gdzieś około
roku 1997 nastąpiło coś, co mogę nazwać punktem zwrotnym. Wpadło mi wtedy w ręce zdjęcie
Wielkiej Piramidy. Poczułam, jakby przeniknął mnie prąd, kiedy wzięłam je do rąk. Kiedy spytałam o
to, Wszechświat powiedział, że czas misji jest rozpoczęty.
Wtedy przyszło mi do głowy, że to był właśnie czas, gdy Wszechświat postawił na mojej
drodze uśmiech Tej, Do Której Uśmiecha Się Każdy Poranek. Ciekawy zbieg okoliczności –
pomyślałem.
– Czy przeczytałaś jakieś książki o Piramidzie? – pytałem dalej.
– Z książek o Piramidzie przeczytałam tylko jedną. Napisał ją jakiś niemiecki uczony, który był
tam w środku ze swoim robotem. Często w księgarniach brałam do ręki książkę o Piramidzie
Cheopsa, a wychodziłam z inną książką. Do dzisiejszego dnia nie jestem w stanie czytać na ten temat.
Co wezmę jakąś książkę, to tak, jakby mnie parzyła. Oczy mi zachodzą łzami, nic nie widzę, spać mi
się chce. To tak, jakby Wszechświat „zabierał” mi ją z rąk. Zapytałam go o to, a on powiedział: „Nie
będziesz zaśmiecać sobie umysłu bzdurami, które ludzie wymyślają. Masz mieć umysł czysty”.
– Co jeszcze powiedział Wszechświat?
– Wszechświat powiedział, że byłam kapłanką w czasach budowy Piramidy i że w
odpowiednim czasie postawi na mojej drodze ludzi, którzy mi pomogą i którzy mnie poprowadzą, a ja
tylko będę narzędziem. Ludzie ci nie będą przypadkowi. Będą wybrani drogą selekcji.
– Co było potem?
– Przez długi czas był spokój. Wszechświat mówił do mnie, uczył mnie pisma automatycznego,
uczył słuchać swojego głosu, uczył rozumieć. Na początku, kiedy zaczęłam pisać automatycznie,
wychodziły z tego jakieś bzdury. Powoli udawało mi się coraz lepiej, pozwalałam prowadzić swoją
rękę.
– Jak reagowali na ciebie ludzie? Czy mówiłaś im o rozmowach z Wszechświatem?
– W trakcie tych lat nauki pojawiało się wokół mnie sporo ludzi, ale szybko znikali. Odchodzili,
jakbym ich odpychała. Wszechświat tłumaczył mi, że odstrasza ich moja wyjątkowość. Nie uważam
się za „wyjątkową” i wiem, że jestem tylko narzędziem, łącznikiem, ale cieszę się, że tak było, bo nie
musiałam tracić czasu na ludzką głupotę, która widziała tylko moją „inność”.
– Co robisz, żeby się skontaktować ze Wszechświatem? Czy zamykasz oczy i rozluźniasz się?
– Muszę się na czymś skupić. Najlepiej skupiam się, patrząc na kwiaty. Korzystając z mojego
skupienia – Wszechświat nawiązuje kontakt ze mną. Pomaga mi widzieć obrazy, pomaga śnić. Kiedy
śpię – on opiekuje się moimi snami.
– Czy rozmawiałaś z jakimś księdzem? Przecież Wszechświat to świat duchowy, świat, o
którym księża powinni dużo wiedzieć. Czy oni ci pomogli?
– Wędrowcze, wiesz przecież, że księża na ogół trzymają się z daleka od takich, jak ja.
Owszem, spotkałam na swojej drodze księdza. Miał na imię Stanisław i był specjalistą od
egzorcyzmów. Najpierw zarzucił mi, że albo wszystko zmyślam, albo zajmuję się spirytyzmem.
Kiedyś spotkałam się z nim i poprosiłam, aby Wszechświat przemówił do niego moim głosem.
Mówiłam długo i kiedy ksiądz to usłyszał, powiedział do mnie: „Nie wiem, jak ty to zrobiłaś, ale
mówiłaś językiem kapłańskim. Co do tego, że jest to autentyczny przekaz, nie ma najmniejszej
wątpliwości. Nie wiem jak, ale udało ci się przekroczyć bramę do tamtego świata”. Na zakończenie
dodał: „Daję ci swoje błogosławieństwo. Czyń to dalej, bo to jest dobre. Nie daj się zwieść żadnym
podszeptom ludzi. Jest w tym jakiś cel, skoro Wszechświat się do ciebie zgłosił. Nie wolno ci się teraz
wycofać. Musisz iść dalej tą drogą, bo jest to droga prawdy”.
– W takim razie dla niego to też musiało być duże przeżycie – zauważyłem.
– Był bardzo wzruszony i miał łzy w oczach. Ja też się wtedy rozpłakałam. Tak skończyło się
nasze spotkanie, które upewniło mnie, że jestem na drodze dobra, a nie przywidzeń czy halucynacji.
W ten sposób, pod koniec dwudziestego wieku, w czasie, kiedy Ryba miała zamiar oddać
władzę Wodnikowi, narodziła się ponownie Ta, Która Na Imię Ma Życie. Wszechświat zaczął istnieć
w jej wyobraźni, rozmawiała z nim, kłóciła się, dyskutowała, choć w życiu prywatnym ciągle trudno
jej było komukolwiek powiedzieć, że takie rozmowy odbywa. Kiedy ktoś twierdzi, że „słyszy głos
Wszechświata”, że rozmawia z nim, tak zwany „normalny człowiek” stuka się w czoło i stara trzymać
z daleka. Dla „normalnego człowieka” tak właśnie wygląda schizofrenia. Czas płynął i Lucyna dalej
wykonywała swój zawód – masaże terapeutyczne. „Inny wymiar” stawał się w jej życiu elementem
coraz wyraźniejszym, coraz bardziej wiarygodnym i znaczącym.
Patrząc na to wszystko z perspektywy czasu, wiem, że Wszechświat bardzo dokładnie
zaplanował wszystkie zdarzenia. Prowadził każdego z nas, po kolei dopasowywał wszystko tak, aby
Ta, Do Której Uśmiecha Się Każdy Poranek, uśmiechnęła się we właściwym momencie do mnie,
Wędrowca. Żebym dokładnie wtedy, kiedy trzeba, poznał Tę, Która Na Imię Ma Życie. Żeby dla nas
wszystkich włączonych w ten projekt i tych, którzy będą włączeni, droga w kierunku Egiptu i
grobowca zaczęła się właśnie na początku Ery Wodnika.
Rozdział 3.
Pierwszy sen Kapłanki – budowa piramidy
Spotykam wielu ludzi na mojej drodze, ale nieczęsto zdarza mi się z nimi zaprzyjaźnić. Jak
każdy Wędrowiec, spotykam ich, dzielę się moją wiedzą i odchodzę. Z Lucyną było inaczej. Było to
natychmiastowe zauważenie jej niezwykłości, jej wyjątkowości. Skąd się wzięło? Przypadek? Być
może po prostu lubię ludzi, którzy bezpośrednio wyrażają swoje emocje i opinie, nie owijając ich w
pięknie brzmiące słowa, które tak naprawdę nic nie znaczą. Lucyna wprost wygłaszała swoje opinie
dotyczące życia codziennego w Polsce. Rozmawiała ze mną szczerze, choć początkowo z dużą
rezerwą. W końcu byłem Wędrowcem, obieżyświatem, który już niejedno w życiu widział, a ona była
Masażystką Naprawiającą Kręgosłupy Ludzi Nieznajomych i Osobą, Której Wszechświat Nadał Imię
Życie.
Dla mnie jej świat był czymś nieznanym. Nazywała go Światem Istot Duchowych, Światem
Energii. Tym właśnie był dla niej Wszechświat, który prowadził ją, uczył. Dla mnie tematy „z tamtej
strony” były bajką dla dzieci. Duchy kojarzyły mi się zawsze z czymś, co straszy. Podświadomy lęk
istniał u mnie jeszcze długo, nawet w życiu dorosłym. Zawsze patrzyłem z podziwem na tych, którzy
twierdzili, że „rozmawiają z duchami”, ale obawiałem się takich ludzi i stroniłem od nich.
W Lucynie spotkałem osobę, która nie tylko zachowuje się zupełnie normalnie i jak każdy
zwykły Polak analizuje sytuację rodzinną osób, których nie lubi, ale także twierdzi, że rozmawia z
Wszechświatem, kłóci się z nim i że to dla niej chleb powszedni. Jak zjedzenie jajecznicy czy wypicie
kawy... Nie tylko nie czułem przed nią lęku, ale byłem tym zafascynowany.
Słuchałem jej historii z lekkim niedowierzaniem, ale cóż, każdy z nas ma swojego Anioła
Stróża. Dla Lucyny jej Aniołem był Wszechświat. Dla niej to był świat Opiekunów Ludzi, Opiekunów
Ziemi, świat reprezentujący najwyższe Istoty Duchowe kierujące naszym życiem jako ludzkości i
życiem każdego człowieka. To był świat kierowany wolą Istoty Najwyższej, Istoty Wszechmogącej,
Najwyższej Inteligencji – istoty, którą my, ludzie, nazywamy Bogiem. Dlatego Lucyna nie bała się
kontaktów z Wszechświatem. Był dla niej uosobieniem Dobra Najwyższego, Opiekunem
Wszystkiego, Co Istnieje, który poprzez swoich Aniołów wybrał ją, aby przekazywać ludziom ważne
informacje.
– Czy Wszechświat to twój Anioł Stróż? – spytałem kiedyś.
– Anioł Stróż jest czymś innym – odpowiedziała – on przychodzi w momencie urodzenia i
zawsze jest z tobą. Wszechświat opiekuje się mną poprzez Specjalnych Opiekunów, którzy pomagają
mi w misji, prowadzą mnie. On mówi nie tylko do mnie, ale do wszystkich ludzi. Do ciebie też.
Tak, Wszechświat przemawiał do mnie swoim głosem, ale ja słuchałem tylko tego, co chciałem
usłyszeć.
– Czy możesz pomóc mi zasnąć? – zapytała któregoś dnia Lucyna.
– Nie znam się na zasypianiu – zdziwiłem się.
– Wszechświat twierdzi, że się znasz – odpowiedziała – chcę, abyś mi pomógł cofnąć się we
śnie do czasu budowy piramid.
Temat był dla mnie obcy i bardzo daleki. Nie wyobrażałem sobie, jak mogę komuś pomóc śnić
o czymś, o czym sam nie miałem pojęcia.
Moja niechęć sprawiła, że na drodze Lucyny pojawiała się Ta, Która Potrafi Cofać w Czasie.
Na imię miała Łucja. Nawet psychologowie posiadają kręgosłupy, które od czasu do czasu dają o
sobie znać, domagając się szczególnej uwagi. Ponieważ Lucyna była Osobą, Która Potrafi Naprawiać
Bolące Kręgosłupy, Łucja została naprawiona. Być może z wdzięczności, być może przez przypadek
zgodziła się zostać Psychologiem, Który Po Raz Pierwszy Cofnie Lucynę w Czasie i Pozwoli Jej
Przyśnić Sen o Piramidzie. I tak pierwsza Ważna Rozmowa z Wszechświatem została
przeprowadzona dzięki Łucji. Odbyło się to w domu Iwony.
Pewnego majowego dnia 2001 roku Lucyna ułożyła się wygodnie do snu i zaczęła słuchać głosu
Tej, Która Potrafi Cofać w Czasie.
– Chcę, żebyś zasnęła – Łucja mówiła cichym, kojącym głosem – chcę, żebyś zaczęła śnić swój
sen o czasie bardzo dawnym. Chcę, abyś wyszła poza wrota swojego obecnego istnienia, przekroczyła
je i zaczęła śnić od nowa sen, który być może kiedyś już śniłaś. To będzie sen o Piramidzie, o
Cheopsie, o tym, o czym nikt tak naprawdę jeszcze nie śnił, czego nikt z żyjących obecnie nie widział.
Czy możesz przyśnić taki sen?
– Mogę – odpowiedziała Lucyna i otworzyła wrota czasu, łącząc swoje myśli z jednością czasu
i przestrzeni, z polem informacji, w którym przeszłość, teraźniejszość i przyszłość istnieją
jednocześnie. Stała się Kapłanką Ki. Stała się Tą, Która Na Imię Ma Życie.
Sen był wyraźny, kolorowy. Łucja nie miała wątpliwości, że ten sen jest autentycznym snem
Kapłanki przygotowanej do podróży w czasie.
– Jestem w świątyni w Egipcie – śniła Kapłanka – świątyni Bogini Izis. Nadano mi imię Ki –
Życie. Jestem Kapłanką, służebnicą Kapłana Juno. On buduje Piramidę razem z Cheopsem. Jest
Głównym Budowniczym.
– Śnij dalej – prosiła Łucja – i powiedz, czy Piramidę budują już teraz?
– Nie – mówiła powoli i sennie Ki. – Przygotowania zaczynają się od budowy zaplecza. Trzeba
ludziom zapewnić mieszkania. Powstają namioty, bardzo dużo namiotów. Jak okiem sięgnąć widać
namioty. Budują coraz to nowe. Powstaje też Namiot–Świątynia. Ma służyć Cheopsowi i Juno. To
dziwny namiot. Wszystko trwa jakiś czas.
– Który to jest rok? – zapytała Łucja.
– Nie widzę czasu. Jestem przy kapłanie. Jest bardzo dobry.
– Czym się zajmuje Kapłan Juno?
– Jest Głównym Kapłanem, jest na usługach Faraona.
– Czy jesteś przy nim?
– Jestem przy nim zawsze, pomagam mu, spełniam jego polecenia. Kończy się budowa zaplecza
dla ludzi i zwierząt. Kończy się zasiedlanie. Przybywa sam Cheops. Jest to mężczyzna w wieku 35–40
lat. Jest bardzo piękny, posiada tyle godności. Oznajmia ludziom, że praca przy budowie zostaje
rozpoczęta. Cheops i Juno przygotowują ludzi do tego, że przy budowie będą tylko pomagać,
wykonywać prace pomocnicze. Praca nie będzie ciężka, więc jeszcze więcej radości jest wśród ludzi.
Przybyli z całego Egiptu i z całego świata.
– Mów dalej, opowiadaj swój sen – zachęcała Łucja. – Mów wszystko, co widzisz, co
przeżywasz, wszystko, co twoje oczy oglądają, bo mówisz rzeczy, których nikt nie widział. Jeśli
mówisz prawdę i jesteś Kapłanką Ki, przeżywaj to życie i śnij o nim, bo śnisz sen, którego nikt jeszcze
nie śnił. Tak wielu ludzi bardzo pragnie śnić takie sny, ale nie umieją. Śnij i mów, co widzisz.
– Widzę, jak budują Piramidę – ciągnęła swoją opowieść Ki. – Budują ją nie ludzie, lecz Biali,
Skrzydlaci Bracia, którzy przybyli z Drugiej Ziemi... Z bardzo daleka... Są piękni, a ich baza jest za
Ziemskim Księżycem. Cheops mówił mi o tym wszystkim. Jest dla mnie bardzo dobry. Wierzę mu,
choć ludzie nie mogą tego pojąć. Widzę pojazdy, którymi się poruszają. Będą tak budowali przez
dwadzieścia lat.
– Opowiadaj dalej swój sen – szeptała Łucja. – Śnić może każdy, ale Twój sen jest tak
wyjątkowy, że czas staje się jednością tego, co było i tego, co jest teraz. Być może patrzysz na bramę
czasu, której nikt jeszcze nie przekroczył tak, jak to zrobiłaś ty. Czy wiesz, dlaczego to śnisz?
– Wiem. Znam swoją Drogę, znalazłam ją. Mam pomóc znaleźć Grobowiec. Teraz patrzę na
budowę Piramidy, bo Cheops jeszcze żyje. To on kieruje budową... On i Juno. Kierują ludźmi, którzy
pomagają przy budowie... są dla nich dobrzy... Cheops i Juno są przyjaciółmi Białych Braci. Tak
naprawdę, to Piramidę budują Biali Bracia. Oni są przybyszami z Oriona, z planety Aszun. Są bardzo
wysocy i piękni. Noszą kombinezony, szczelnie zasłaniają swoje ciało. Na głowie mają hełmy. Widzę
ich, mają takie dobre oczy. Chciałabym całe życie tak śnić. Czuję tyle ciepła i miłości... Czy
pozwolisz mi na zawsze pozostać w tym śnie?
– Proszę cię, żebyś dalej śniła. Twój sen jest niezwykły – zapewniała Łucja. – Pozwolę ci śnić
tyle, ile chcesz, ale powrócisz do mnie, bo powiedziałaś, że masz misję do spełnienia. To jest ważna
misja.
– Piramida budowana jest nocą – śniła dalej Ki – bo noce są w Egipcie chłodniejsze, a głazy na
budowę tak gorące, że w dzień nie da się tego robić. Są zwożone na plac budowy. Przenoszą je statki
powietrzne, statki Białych Braci. Statki są prostokątne, mają też kształt kolby kukurydzy. Każdy blok
z kamienia jest unoszony za pomocą jakichś dziwnych promieni. Te promienie wychodzą ze statku i w
ten sposób bloki ustawiane są jedne na drugich. Widzę, jak statek unosi blok, który najpierw jest
szlifowany. Cięcie bloku następuje za pomocą miecza podobnego do błyskawicy, która też wychodzi
ze statku. Potem smuga światła unosi blok, przenosi w powietrzu i blok stawiany jest na piramidzie
jak klocek. Bez żadnych urządzeń, bez ludzi, bez wysiłku, bez cierpień. To jest cudowny, wspaniały
widok; coś, czego my, Egipcjanie nie rozumiemy, ale z czego cieszymy się, bo czujemy, że jesteśmy
pod opieką. Faraon jest pod opieką, Juno i my wszyscy...
– Wiem, że śnisz swój sen coraz głębiej, że widzisz swoje sny coraz wyraźniej – szeptała
Kapłance Łucja – ale Faraon i Juno są ludźmi, tak jak ty. Jesteś człowiekiem z przyszłości...
Człowiekiem na tej ziemi i z tej ziemi. Czy twój sen pokazuje ci, czym zajmują się ludzie? Przecież
tam, przy Piramidzie musi być bardzo dużo ludzi. Śnij dalej i powiedz, co widzisz.
– Tak, widzę ludzi – śniła Ki. – Pracujących ludzi. Ludzie polewają wodą kamienie, które były
postawione przez statek. Potrzeba bardzo dużo wody... Woda chłodzi... Woda jest spoiwem... Każdy
następny blok polewany jest wodą... W przyszłości nikt nie zgadnie, jak bardzo potrzebna była woda...
Ludzie będą się dziwić, jak Piramida była budowana, jak bloki były ze sobą spajane... To była woda...
Takie proste... Tak wymyślili Biali Bracia... – Ki – szeptała Łucja – niedługo będę cię musiała
obudzić. Musisz wrócić ze snu i stać się Tą, Która Na Imię Ma Życie w dalekiej przyszłości. Musisz
stać się znowu Lucyną. Twoja przyszłość jest piękna... tylko przyśnij swoją misję. Powiedz, dlaczego
masz odnaleźć Grobowiec?
Ki skuliła się w swoim śnie i zaczęła płakać.
– Nie chcę o tym śnić – powiedziała. – Nie chcę... Faraon umarł.
Nastała chwila milczenia, w czasie której Kapłanka coś przeżywała. To była jej tragedia, jej
smutek, jej rozpacz. Wreszcie poruszyła lekko głową i dalej opowiadała swój sen:
– Mam odnaleźć grobowiec Cheopsa – powiedziała cicho. – Mam wrócić na Ziemię w dalekiej
przyszłości i spotkać ludzi, którzy mi w tym pomogą. Teraz widzę, jak chowają Faraona. Chowają go
nie w Piramidzie. Cheops celowo nie dał się pochować wewnątrz Piramidy. Przybysze, którzy
budowali Piramidę zrobili wszystko, żeby zatrzeć ślady i przewidzieli, że piramidy mogą być
splądrowane przez ludzi. Będą szukać skarbów i dlatego Faraon znalazł miejsce blisko, a jednocześnie
daleko. Blisko dlatego, że nauce nie przyjdzie do głowy, że tak blisko może być. W grobowcu są
kamienne tablice, całe zapisane. Jest ich dużo. Zrobione są z kamienia podobnego do granitu, tylko że
błyszczące. Zapisem informacji trudnili się kapłani przez cały czas budowy Piramidy. Na tablicach
jest zapis, kto budował i co kryje Piramida. Jest napisane, że Piramida jest centralnym punktem
łączenia się z Drugą Ziemią. W Piramidzie jest urządzenie, które cały czas działa na zasadzie pól
magnetycznych płynących w obu kierunkach.
– Twój sen niedługo się skończy – szeptała cicho Łucja – więc powiedz tylko, dlaczego w
przyszłości trzeba znaleźć Faraona?
– Grobowiec trzeba znaleźć – śniła Ki – bo tajemnica musi być ujawniona, żeby ludziom
stworzyć taką samą Ziemię, jaka jest tam. Gdy to się stanie, ci, co budowali, przybędą, będą uczyć
wszystkiego, będą naprawiać to, co zostało zniszczone przez ludzi. Będą uczyć miłości i dawać
miłość. Wszystko było dokładnie przemyślane, opracowane, omówione już za czasów budowy. Tak
się musi stać, tak powiedział mi Juno, tak postanowili Biali Bracia. Ja muszę grobowiec odnaleźć, bo
wiem dokładnie, gdzie jest... i będę wiedziała w przyszłości, kiedy wrócę na Ziemię.
Pobierz darmowy fragment (pdf)