Darmowy fragment publikacji:
RRękopis
ękopis
królodworski
królodworski
Armoryka
Rękopis królodworski
Rękopis
królodworski
przełożył Lucjan Siemieński
wstępem opatrzył Andrzej Sarwa
Armoryka
Sandomierz 2015
BIBLIOTEKA TRADYCJI EUROPEJSKIEJ, Nr 21
Redaktor serii: Andrzej Sarwa
Redaktor tomu: Andrzej Sarwa
Projekt okładki i opracowanie graficzne: Juliusz Susak
Na okładce i stronie tytułowej użyto inicjału Fraticelli.ttf, którego autorem
i właścicielem jest Dave Nalle, The Scriptorium, www.fontcraft.com
Ilustracja na okładce: Mikoláš Aleš (1852–1913) i Vojtěch Bartoněk (1859–1908), fragment obrazu Pobití Sasíků
pod Hrubou Skálou (1895), http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Pobití_Sasíků_pod_Hrubou_Skálou.jpg
Tekst książki według edycji:
Królodworski rękopis
Zbiór staroczeskich bohatyrskich i lirycznych śpiewów
nalezionych i wydanych przez Wacława Hankę
Bibliotekarza król. narod. Czes. muzeum
a z czeskiego na polskie
przez Lucyana Siemieńskiego przełożonych
W Tłoczni D. E. Friedleina
Kraków.
1836
Zachowano oryginalną pisownię
Copyright © 2010, 2015 by Wydawnictwo „Armoryka”
Wydawnictwo ARMORYKA
ul. Krucza 16
27600 Sandomierz
tel +48 15 833 21 41
email: wydawnictwo.armoryka@interia.pl
http://www.armoryka.pl/
ISBN 9788380640788
WSTĘP
Wydawnictwo „Armoryka”, uznając jego niebagatelne znaczenie
w budzeniu czeskiej świadomości narodowej i słowiańskiej tożsamości,
a przez to odciśnięcie śladu na tradycji europejskiej (podobnie jak ruskie
Słowo o wyprawie Igora) zdecydowało się na wznowienie Rękopisu kró-
lodworskiego1 w jedynym - jak dotychczas - polskim przekładzie autor-
stwa Lucjana Siemieńskiego.
Rękopis ów ujrzał światło dzienne blisko dwieście lat temu, od same-
go początku wzbudzając z jednej strony ataki, a z drugiej zachwyty. Od-
krył go (wedle jego własnych słów) dnia 16 września 1817 roku Václav
Hanka (1791-1861), czeski pisarz, językoznawca i wykładowca uniwersy-
tecki. Twierdził on, iż na ten cenny zabytek przypadkowo natrafił w wie-
ży kościoła pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela w czeskim mieście
Dvůrze Královém nad Łabą2. Miasto owo legitymuje się bardzo starą me-
tryką, a w średniowieczu miało duże znaczenie, dlatego odnalezienie wła-
śnie tam, tak cennego zabytku średniowiecznego piśmiennictwa
czeskiego, było wysoce prawdopodobne.
Zabytek składa się 12 całych, zapisanych obustronnie kart pergamino-
wych i 4 kart pociętych na części. Wszystkie karty mają wymiar 12×7 lub
8 cm i od 31 do 33 linijek tekstu. Paski zaś mają po 2 cm szerokości. Bar-
wa pergaminu jest żółtoszara, powierzchnia niektórych kart miejscami
jest brudna, tekst zapisano pismem o kroju minuskuły, atramentem o żół-
tobrązowym kolorze, co wskazuje zarówno na to, iż w jego składzie znaj-
dują się związki żelaza, jak i na to, że jego starzenie się jest bardzo
Po czesku: Rukopis královédvorský - przyp. red.
1
2 Dvůr Králové nad Labem – pol. Dwór Królowej nad Łabą - w kraju hradeckim, w po-
wiecie trutnowskim - przyp. red.
5
zaawansowane. Obecnie manuskrypt przechowywany jest w dziale ręko-
pisów i ksiąg rzadkich biblioteki Muzeum Narodowego w Pradze.
Rękopis zawiera w sumie 14 utworów rzekomo pochodzących z XIII
wieku, z czego 6 to pieśni epickie (Ludissa i Lubor, Czestmir, Zabój,
Oldrzych, Benesz Harmanów, Jarosław), dwie pieśni liryczno-epickie
(Jeleń oraz Zbychoń) wreszcie 6 pieśni lirycznych (Wianek, Jagody, Róża,
Zazulka, Opuszczona, Skowronek).
Odkrycie owego zabytku, a wkrótce po nim następnego, Rękopisu zie-
lonogórskiego3, przyczyniło się – o czym już wspomniałem wyżej – do
budzenia nie tylko czeskiej, ale i słowiańskiej tożsamości narodowej
i kulturowej. Z tego też względu bez wątpienia zasługuje na uwagę i po-
nowne wydanie go po polsku po blisko 175 latach.4
Pełny tekst lub fragmenty Rękopisu królodworskiego były tłumaczone
na inne języki europejskie, a sam zabytek wzbudził ogromne zaintereso-
wanie i życzliwe przyjęcie tak wybitnych postaci jak: Goethe, bracia
Grimm, François-René de Chateaubriand, Cesare in Cantù czy Lucjan
Siemieński.
Rękopis królodworski od początku wzbudzał liczne kontrowersje
i chociaż miał licznych obrońców jego autentyczności, ostatecznie został
uznany za mistyfikację autorstwa Václava Hanki i Josefa Lindy (1798-
1834), chociaż należy także zaznaczyć, że do dziś nie wszyscy zgadzają
się z takim orzeczeniem, uważając manuskrypt za prawdziwy.
Andrzej Sarwa
3
4
Rękopis zielonogórski (czes. Rukopis zelenohorský) – zabytek mający jakoby dotyczyć
najstarszych dziejów Czech, pochodzący rzekomo z IX wieku, który został odnaleziony
w roku 1818 na zamku Zelená Hora koło Nepomuka. Wydany drukiem drukiem w 1822
roku. Jest uznany za mistyfikację Václava Hanki i czeskiego poety i pisarza Josefa Lindy -
przyp. red.
Polski przekład rękopisu autorstwa Lucjana Siemieńskiego ukazał się w 1836 roku -
przyp. red.
6
PRZEDSŁOWIE5
Wacław Hanka bibliotekarz król: narodowe: czeskiego muzeum, nie-
spracowany w badaniu języka czeskiego, w odgrzebywaniu pamiątek
i zabytków wielkich swoich naddziadów, szczęśliwym trafem, jakby od
losu w nagrodę, odkrył najwyborniejsze przodków utwory, które cudem,
śród niszczącej wieków powodzi, do naszych czasów przybiły.
W d. 16 września 1817 roku. nawiedzając przyjaciela w mieście Kró-
lowymdworze – które niegdy mściwej ręki Zyski doznało – zasłyszał. że
w niskiem środkowem wieży kościelnej sklepieniu, pod chórem, znajduje
się pęk strzał, jeszcze od nieszczęsnej epoki zniszczenia dochowany. Ży-
czył on sobie ten dawny oglądać zabytek; a gdy w strzałach przewraca
i przetrząsa, napada na kilka kart pergaminu. Zrazu miał je za modlitwy
łacińskim charakterem spisane, lecz wyszedłszy na widnią, jakaż go ra-
dość przejęła, gdy ujrzał czeski rękopis, a jak rosło uniesienie, gdy im go
dalej wertował, ten skarb bogatszy się stawał. Władzom miejskim i świa-
tlejszym odczytał zaraz pierwszy ułamek; słuchacze dzielili jego zachwy-
cenie, i jednogłośnie przyznano mu własność znalezionego rękopisu,
który on złożył następnie w muzeum, przeznaczonem na skład pamiątek
twórczej dzielności czeskiej z ubiegłych i obecnych wieków.
Przeszłość w wielkie sprawy okwita, nie mogła unieść w raz z sobą.
tylu potężnych duchów, twórców swoich, nie zrodziwszy natchnień w na-
stępcach do bohatyrskich czynów lub do wzniosłych pochwał w pieśni
5
Przedsłowia i przypisy przekładałem po większej części z przedwstępnych rozpraw
A. W. Swobody, z jego ostatniego wydania Królodworskiego Rękopisu w Pradze 1829.
Szykowałem wiadomości, opuszczałem niektóre mniej ważne, czyniłem dodatki wła-
sne, podług tego, jak sądziłem najdogodniej czytelnikom polskim – poczynając od tego,
wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza.
7
i słowie. Lecz pieśń i słowa przebrzmiały – te wieszcze wyrocznie – jak
u kumejskiej Sybilli; słuszna więc była obawa narodu, lękającego się
przeszłość swoją utracić, w gwałtownym czasów zamęcie.
Gdy w ostatnich leciech szlachetne ocknęły się usiłowania o pielęgno-
wanie pamiątek narodowych, gdy światłe głowy w ojczystym języku do
narodu czeskiego przemawiać zaczęły, natenczas głośne dały się słyszeć
utyskiwania nad niedostatkiem starych, gminnych poezyj.
Mdłe dźwięki z wieku otrętwienia po którym letarg nastąpił, ślęcząca
umiejętność choćby i uwieńczonych poetów, nie mogły już obudzić owej
świeżej, żywiącej myśli, która niezbędnym jest warunkiem, aby się coś
lepszego w duszewnem życiu narodu wywikłało.
Szczątki silnych dźwięków, dostrzegane w sagach najdawniejszego
z kronikarzy czeskich katedralnego dziekana Kozmy, – „które z ust sta-
rych ludzi” przed rokiem 1125 zebrał, oraz i w innych dziełach, które
o losach i sprawach ludu czeskiego podają; szczęśliwy znalazek Hanki
zaspokoił tęsknotę, i w tem dowód, jak wiele mogła usilność czeska. Stąd
owo uniesienie, z jakiem powitano to rzadkie zjawisko, tę świetną gwiaz-
dę przeszłości, – uniesienie tem słuszniejsze, że bez względu na miejsce
i czas, z którego te pieśni pochodzą, wartość poetycka silnie przemawia
za niemi.
Kiedy Niemiec z uczuciem radości spogląda na Heldenbuch, na Nibe-
lungenlied, na swoje miłośne piosneczki (Minneelieder); kiedy Ers chełpi
się z Ossyana, Hiszpan z starodawnych romansów o wielkim Ruyz Diaz
et Cid Campeador, Polak6 i Rusin ze swego Igora, ostatni jeszcze ze sta-
rożytnych pień o Włodzimierzu (Drewnyja Stichotworenija); kiedy Serb
w dawniejszych i nowszych pieśniach wywodzi, że obok sprawców dzieł
znamienitych i mężowie pieśni stoją; kiedy z tych i homerowskich wnosi-
my płodów, ze wspaniały kwiat poezyi najsnadniej na wolnej pielęgnuje
się przestrzeni, a nie na szczupłej grzędzie ogrodniczej, kiedy te wszyst-
kie ludy rozkoszują w przecudnych utworach z owych wieków, które wi-
dzimisiem głów niby oświeconych do wieków grubiaństwa i ciemnoty
policzono: natenczas Czech niechaj wstydliwych nie spuszcza oczu, bo
może je z dumną podnieść radością; Królodworski Rękopis równa się
6
Sami Rossyanie przyznali, ze Igor pisany narzeczem Kijowian, ze mnóstwo w nim wy-
razów polskich. I zapewne Polacy nim w czeszczyznę wpadli, język ich piśmienny mu-
siał być ruski, jako wspólny wielu pielmieniom Sławian, – na poparcie czego, zajrzyjmy
w zdanie Frieze go, Piaseckiego i innych, że przed wprowadzeniem liter łacińskich uży-
wano charakterów cyrylickich, że naprzód do kościoła wschodniego należeliśmy.
8
z płodami najlepszych czasów. Ani Pizystrat ani Mackpherson nie składał
mu tych pojedynczych dźwięków w jedną kunsztowną całość, o której
wielcy twórcowie może i nie myśleli, posiada on je tak, jak wybrzmiały
z piersi – „co serce z sercem ześpiewuje.”
Zaiste, mała to tylko cząstka skarbu w dziedzictwie od wielkich ojców
przekazana; przecież, jeśli całej nie objął puścizny, jeśli mu się wszystkie-
go ku pożytkowi obrócić nie godziło, niech mu zostanie bodaj chluba
z bogactw, które kiedyś posiadał, chociaż je, już to z własnej winy a bar-
dziej z nienawistnych okoliczności, stracił może na zawsze.
Rękopis sam, podług świadectwa biegłych w tej rzeczy znawców, na-
leży do epoki między 1230 a 1310 rokiem, a nigdy do późniejszego cza-
su. Zapewne jaki czciciel czeskiej poezyi, postrzegłszy pod groźnym
zdobywcą Ottokarem II, a więcej jeszcze po jego upadku, że cudzoziem-
czyzna górę bierze, zapobiegając, aby za przykładem możniejszych obo-
jętność dla rzeczy ojczystych i do klassy ludu nieprzeszła, z podobnąż
myślą, z jaką Rüdiger Manesse wiekiem później miłośne, pieśni Zuricha-
nów, i on zbierać musiał rozmaite płody wieszczów swojego narodu.
Że utwory z tego co i rękopis nie pochodzą wieku, rzecz bardzo jasna.
Nadto pan Zimmermann znalazł kartę, na której Jeleń wypisany; wnosząc
z charakterów, pismo to między lata 1230 a 1250 przypada, a tem samem
dobrze dawniejsze niż zbiór królodworski.
Być może, ze niektóre pieśni, jeśli nie do tej, to do najbliższej należą
epoki, co niezaprzeczone rozbiory na innem miejscu wyświeciły. Najdaw-
niejsze, pogańskich wieków sięgające pieśni, najwięcej zdają się być
uszkodzone, jak to widać snadnie z niejednostajności miar wierszowych,
szczególniej w Zaboju, Czestmirze i Jeleniu; późniejsze, sądząc po rów-
ności rytmu, nienaruszone zostały. – Czy to brak biegłości w wymierza-
niu tonów u dawniejszych twórców, czyli też psowanie się pierwotworu
z biegiem czasu, zrządziły mnóstwo odmian w wierszowaniu, – któż to
rozstrzygnie?– Lecz że w przechodzeniu z miary do miary, w prawdziwo-
ści uczuć swoich mieli dawni śpiewacy prawidła, to rzecz nie– zawodna.
Opowiadali zwykle pięciomiarowym trochejem, z żeńskim spadkiem;
lecz gdzie rosło wzruszenie, wiersz brzmiał króciej, a spadek męski
z ogniem bohatyrskiego zapału wytryskał, jak to szczególniej w Zaboju
widać.
Pierwotwór rękopisu pisany jest prozą, rzadkie ma odstępy; – w prze-
kładzie trzymałem się mniej więcej miar ułożonych przez wydawców
czeskich, lub przynajmniej chwytałem tok pieśni. Szczytna prostota staro-
9
żytnych utworów zawsze niemałe stawia zawady; dzisiejszy nasz język –
tak zwany uczony i wykształcony, a w istocie niemalujący, niezmysłowy,
daleki od jędrności i mocy dźwięków dawnych Sławian, żyjących z przy-
rodą – nie mógł podołać ze swoim rymem. Dzisiejsi tłumacze stoją w tym
samym przypadku, w jakim by znajdowali się przed tysiącem laty Lumir
i Bajan; lub którykolwiek ze starożytnych wieszczów, coby się brał prze-
kładać sonety Mickiewicza lub Beranżera piosneczki. – Wieki mają swoje
prawa; nam tylko wyobrażeniem wolno pojmować to, co przodkowie nasi
czuli wszystkiemi duszy siłami; uległem też nieraz w długich peryfra-
zach, odlewałem pomysły równie wielkie jak zwięzłe, dokładałem epite-
tami z hojnością tegoczesną, kłamałem niewiernością słów naszych. Lecz
jak tu złemu zaradzić? – przekładać miarami oryginału i prozą, jest jedno
co się wyrzec i tej, tak szczupłej liczby czytelników, co krzywdę zrobić
wiekowi. Nabielaka tłumaczenie w dwóch tomach Haliczanina wierne,
bardzo wierne, ależ jak się trudno wziąść do niego! – Nic się u nas w ten
sposób nie uda, potrzeba harmonii dla ucha, tą drogą i wyobrażenia snad-
niej wpadają do duszy; inaczej jestto dźwięk rozbitego dzwonu.
Co do następstwa i rozgatunkowania pieśni odstąpiłem nieco od po-
rządku przyjętego przez prof. Swobodę; podzieliłem wszystkie na dwa
oddziały: a) Śpiewów bohatyrskich, na historycznej opartych treści, tonem
zbliżonych do epopei, i b) Pieśni, już to miłośnych, już w kształcie ballad.
W pierwotwornym rękopisie inaczej idzie; z początku stoi ułamek
o wypędzeniu Polaków, u nas Oldrzych i Jarmir. Następnie pod napisem:
„zaczyna się 26 –rozdział IIIciej księgi o porażce Sasów” – u nas Benesz.
Dalej, „zaczyna się o wielkich bitwach Chrześcian z Tatarami”, u nas Ja-
rosław. Potem zaczyna się 27 rozdz. IIIciej księgi „o zwycięztwie nad
Władysławem” – u nas pod nazwą: Czestmir i Własław. – Ludissa
umieszczona pod napisem „zaczyna się o wspaniałym turnieju.” – Roz-
dział kończy się Zabojem, pod napisem: „zaczyna się o wielkiej klęsce.”
W dalszym ciągu tak idzie: „zaczyna się 28 rozdział IIIciej księgi z pie-
śniami” – ten zawiera Zbychonia, Wianek, Jagody, Jelenia, i cztery inne
bez nadpisu, a z jakiejś pieśni dwa tylko zostały wyrazy.
Oby się udało, w części daleko znaczniejszej odszukać te śpiewy ludu,
te kwiaty prawdziwej poezyi. Coby był za zysk nie tylko dla Czechów ale
i dla całej Sławańszczyzny. Ileż skarbów zbutwiało w pyle, spłonęło
w pożarach miast, zamków i klasztorów! Wieleż ich żelazny ząb fanaty-
zmu roztoczył, wiele żądza łupu cudzoziemskich żołdaków wywlekła! to
co gdzieś gnije w obczyźnie, na własnej roli nieopłaconym jest pożyt-
10
kiem! Wieleż to i u nas samych, obojętnością niedbałych potomków, prze-
padło! Na deskach książek należy dziś szukać zabytków przeszłości, do-
wodów ogłady i oświaty przodków.
Jakkolwiek znalazek rękopisu królodworskiego obudza uczucie sła-
wiańskie dumy, tem strata reszty dotkliwszą się wydaje. Gdyby rzeczywi-
ście nic nie istniało, więcej nad to, co ów zbiór zamykał – a czemu
wierzyć trudno – jakże ogromne bogactwo przepadło! Jeśli całość
z trzech ksiąg się składała, a każdy rozdział dwie większe poezye zawie-
rał, to podług tej rachuby, przeszło 168 wybornych, w duchu ludu napisa-
nych pieśni zginęło, może na zawsze. Posiadając je, jakie wspomożenie
dla języka, jakie skazówki dla badacza dziejów, jakie zyski dla sztuk
i umiejętności!
Wartość ocalonym szczątkom powszechnie z uniesieniem przyznaną
została. Göthe wspominał o nich z zamiłowaniem. U nas różni przekładali
częściami, jako to: Brodziński, Kucharski, Bogdan Zaleski, Witwicki, Ra-
kowiecki (w Prawdzie Ruskiej), inni w pismach czasowych. Nabielaka
przekład w miarach oryginału, umieszczony był w I. i II. tomie Haliczani-
na. A. Bielowski, i przełożył wybornie Sąd Libuszy. Rossyanom dał je po-
znać znany z prac swoich admirał Szyszków, a w narzeczu ruskiem
Szaszkiewicz. – John Bowring wydawca antologii polskiej, rosyjskiej
i. t.p. zbiór królodworski i dla Anglików przełożył. Wyborny czeski To-
maszek, który pieśni Szylera, Göthego i innych z taką wiernością i pięk-
nością pod muzykę podłożył, śpiewał także sześć ostatnich pieśni tego
zbioru, w duchu ludu i dawnego czasu. Ta kompozycya należy do najwy-
borniejszych i najoryginalniejszych płodów tego mistrza.–
Wszystko to jest rękojmią wartości Rękopisu Królodworskiego, które-
go ja przekład, w języku ojczystym, przyjaciołom sławiańszczyzny
i prawdziwej poezyi poświęcam.
Pisałem w roku 1832.
TŁUMACZ
11
I. ŚPIEWY BOHATYRSKIE
Zabój – Sławój – Ludiek.
Czestmir i Własław.
Jarosław.
Benesz Hermanów.
Oldrzych i Jarmir.
O PIEŚNI BOHATYRSKIEJ
ZABÓJ – SŁAWÓJ – LUDIEK
Pieśni tej pierwsze przed innemi miejsce naznacza prof. W. A. Swobo-
da; idzie on za porządkiem wypadków, i nie godzi się z Meinert em, który
ją po Czestmirze kładzie. Meinert bowiem, chce widzieć w tej pieśni wy-
prawę Ludwika Niemca, przedsięwziętą na poparcie praw 14–tu wygna-
nych czeskich panów, którzy w Regenszburgu wiarę Chrystusa przyjęli;
r. 849 poniósł on, jak się zdaje, na granicach Bawaryi haniebną klęskę,
z kórej, jak Brummer, tylko szczątki wojska ocalił.
Frankońscy kronikarze kładą tu i owdzie wzmianki, z których wszak-
że trudno prawdy dobadać. Oprócz wspomnianej przez Meinert a wypra-
wy Ludwika Niemca, zasłyszeliśmy jeszcze o przedsięwzięciach księcia
Bajowarów Thassilio; a pod Dagobertem wielkim (628–638) mówią kro-
nikarze o znacznej klęsce zadanej wojskom jego przez Sławian pod wo-
dzem ich Samo; Frankowie zostali ścigani usque ad castrum Vogastense.
Że jakieś najście Franków, odważnego a roztropnego Zaboja, zapalo-
nego a jednak ludzkiego Sławoja, zmusiło do związania się z ziomkami,
12
dla zrzucenia jarzma i wyłamania się od nowej wiary, to żadnej wątpliwo-
ści niepodpada. Wódz nieprzyjacielski z Ludwika snadnie na Ludicka
mógł być zmieniony, a to w ustach ludu nienawykłego do nazwisk cudzo-
ziemskich, lecz on jest sługą (parobkiem) króla Franków i podług słów
Zaboja zdaje się, że długo gospodarzył w ich kraju, długo, jak to Franko-
wie gdzie indziej czynili, nawracając do chrześcijaństwa żelaznym języ-
kiem miecza.
Prof. W. A. Swoboda, z którego przedwstępnej dziejowej rozprawy
powyższych zasięgnąłem wiadomości, dowodząc Meinert owi, że pieśń
o Zaboju daleko wcześniejsza od następnej o Czestmirze, różnych po dro-
dze chwytał się domysłów. Chciałby on – składając winę na niedokład-
ność w pisaniu nazwy – Sławoja czeskiego zrobić karynckim Samonem
i trudne przypuszczenie! gdzie żadne historyczne, li tylko kilku liter po-
dobieństwo zachodzi.
To jednakże postrzeżenie autora rozprawy pomogło mi do dalszego
badania.
Samo, ten Herman sławiański, zniósłszy jarzmo Hunnów – Awarów
(r. 624), obudził ducha narodowości w pobratymczych plemionach; gałę-
zie wielkiego szczepu zaczęły się łączyć w jedno, i jak, twierdzą kronika-
rze: Czesi z Karantanami7 przeciw wspólnemu nieprzyjacielowi zwią-
zali się.
Sąsiedni Frankowie nie mogli obojętnie spoglądać na potęgę Samona,
i tylko dogodnej do zaczepki czekali pory, a ta nadarzyła się wkrótce. Ich
król Dagobert wysłał oddział Franków do Norykum, aby na karb swego
władcy łupili8. – Nieproszeni przybysze zaczęli uciskać sąsiednich Sła-
wian, a co pewniejsza, mieczem do wiary nawracać; oburzyli się krajow-
cy na te nadużycia, podali sobie ręce, i wszystkich swoich frajbajterów w
pień wysiekli r. 629. Rozgniewany Dagobert za ten czyn zuchwały, wysłał
do Samona Sicharyusza nierozsądnego posła, a wkrótce trzema wojskami
wtargnął w granice posiadłości sławiańskich (r. 630). Jak smutny był ko-
niec wyprawy, dowód z ówczesnych kronikarzy niemieckich, którzy
o niej zaczynają od słów incipit scandalum.
7 Karantynowie – Karyntyjczycy, mieszkańcy Karyntii – przyp. red.
8 Kto oni byli? różne domysły. Linhard idzie za Pelcel em, i nazywa ich frajbarterami,
którzy dla króla za łupem wyciągnęli; a w słowach anonyma: regia expoliavit pecunia,
znajduje potwierdzenie swego domysłu; nie byli to kupcy negotiatores, jak chcą niektó-
rzy wyraz ten tłumaczyć, – ale raczej ludzie wojennem rzemiosłem trudniący się, bo ne-
gotiari, w łacinie średnich wieków, nic nie znaczyło innego w tem miejscu, jak wojnę
prowadzić.
13
Przedziwnie z pieśnią naszą zgadza się powyższy ustęp historyczny.
Ci ludzie wojennego rzemiosła, ci nieproszeni goście, co nie bez myśli
rozszerzenia chrześcijaństwa naszli siedziby Sławian, (gdyż ten interes łą-
czono zawsze z polityką ówczesną), niemogliż to być owi cudzoziemcy
pod wodzem Ludiekiem? owi burzyciele bogów, owi w zbrojach stalo-
wych, jasnych jak słońce? A tenże Zabój ze swymi związkowymi, knują-
cy spisek w głębokiej tajemnicy, w lesie? Słowo w słowo tak musiano
wypędzić uprzykrzonych frajbajterów Dagobert a. W całej pieśni prawie
żadnej wspominki o miejscach warownych, góry tylko i doliny, kraj dziki,
lasy, pustynie.– Ci więc Frankowie – przypuszczam w niewielkiej liczbie
– nie mogliby do ucywilizowańszych zabłądzić Karantanów, i u nich go-
spodarzyć. Samo od sześciu lat, po zniesieniu Hunnów wzbił się w potę-
gę, i pewnie by niedopuścił obcych tyranów, jak tego i rokiem później na
wojskach Dagobert a dowiódł. Kraj czeski, jak Zabój śpiewa: bez ojca
bez głowy, sierota – dogodniejszy był widokom cudzoziemców; – tam
wygodniej mogli łupieżyć , i wiarę narzucać, gdzie zwierzchnictwo Samo
na w czasie wojny tylko rozciągać się musiało. Otóż cały mój domysł;
z kilku słów owoczesnych annalistów trudno było więcej wyciągnąć,
a sama pieśń tak starożytna, tak prosta, bez nazwy miejsc i ludzi, treścią
tylko do wypadków w r. 629 zaszłych podobna.
Z drugiej strony, biorąc tę pieśń jako żywy zabytek dawnej gminnej
poezyi – co za skarb bezcenny! język w pierwiastkowej jędrności, krótki,
malowny, jak mowa dzikich. W tle obrazu wielki pomysł oswobodzenia
z jarzma narodu – ucisk, zemsta uczciwa, i bogom ofiary. Bohatyrowie
żyją pod gołem niebem w lasach, pół dzicy; miłość bogów i rodzinnej zie-
mi, dwa silne dla nich bodźce moralne.
A oweż homerowskie rysy dwóch młodzieńców? ten Zabój przesilny,
co cięciem topora drzewo ścina, którem trzydzieści mężów ubija; odrzuca
tarczę, z mieczem i młotem ściga wroga; jego wzrok dowodźczy, jego
zręczny rozkaz wydany Sławojowi, aby z boku na nieprzyjaciela uderzył;
jego obrazy, którymi umysły powierników do czynu zapala! Znowuż
obok niecierpliwy ognisty Sławój ścigałby do ostatka nieprzyjaciół; a kie-
dy już małą niedobitków garstkę postrzega, jak miłosiernie za nimi błaga
swego towarzysza!
Słowem, cały ten rapsod z wielkiej narodowej epopei, pełen mi-
strzowskich rysów, godny się stawić obok najwyborniejszych pieśni barda
Morwenu, jest razem i najpoetyczniejszy, i ledwie że nie największej war-
tości w całym tym zbiorze.
14
ZABÓJ – SŁAWÓJ – LUDIEK
Z czarnego lasu9 wygląda skała;
Zabój na skały wystąpił czoło,
po wszech krainach pojrzał w około;
cała kraina smutkiem powiała,
i on gołębim zawodzi płaczem.
Siedzi tak, długo, w długiej tęsknicy;
aż się jak jeleń zchwyci na nogi,
na dół, przez bory, przez puste drogi,
pędzi po mężach; był u każdego ,
z włości do włości w całej ziemicy;
każdemu w ucho rzekł coś skrytego,
bogom się skłonił,
dalej pogonił.
I minął dzień,
minął wtóry dzień;
gdy w trzecim księżyc spędził nocny cień,
W las czarny wszyscy przyszli mężowie.
Z nimi Zabój współ;
poszli w dół
w najgłębszy parów,
śród leśnych czaharów;
9
Z czarnego lasu. Że zdarzenie opisane w tej pieśni zaszło w Czechach, dowodzi jeszcze
góra, znajdująca się niedaleko Przestic między Pilznią i Klatowem (Klattau), nosząca
dotąd nazwę czerny les. – Jeśli poeta przez to oznaczyć chciał las szpilkowy, to od czasu
zebrania się bohatyrów, mogło to miejsce nazwę czarnego lasu na zawsze zatrzymać –
wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza, chyba że zaznaczono inaczej.
15
i Zabój jeszcze
w głębszym stanie parowie,
i bierze w ręce warito10 wieszcze.
Męże bratnich serc,
męże ognistych wzroków!
wam pieję pieśń
z padołu najgłębszych mroków.
Od serca płynie pieśń,
od serca głębi ku wam:
a w sercu smutek sam.
na siłę wdarł się,
i słowami obcemi
szeroko rosparł się.
Jaki zwyczaj w obcej stronie
od mroku do świtu,
taki zwyczaj dziecku, żonie
narzucił i tu;
kazał jedne towarzyszkę,
mieć na całą ścieżkę
od Wiosny do Morany12
Poszedł ojciec za ojcami;
zostawił dziedzice:
małe dziatki sierotami,
i swoje lubice.11
Niezostawił żadnej głowy,
nierzekł komu: „bracie, przemów
ojcowskiemi do nich słowy.”
I cudzy do naszej Ziemi
10 Warito. Przypomina nam greckie barbiton i oznacza cytrę lub lutnię – Ze sławiańskich
gędźb (instrumentów) znane nam dotąd były: gęśla, dudy lub koza, wołynka i t.d.
11 Lubice. Zabytek poligamii, wspólnej wszystkim przedchrześciańskim Sławianom; Czesi
od niej pod swoim drugim biskupem św. Wojciechem odwyknąć jeszcze niemogli.
12 Wiosna i Morana. Bóstwo młodości i bóstwo śmierci; ostatnia przypomina polską Ma-
rzannę. – Bielski pisze: w przewodnią niedzielę po poście robiono bałwan ze słomy,
który topiono w stawie śpiewając: Śmierć wieje po płotu, szukająca kłopotu i t.d. bał-
wan ten nazywał się Morzanną. W Czechach dziewczęta ciągnąc takowego bałwana
śpiewały: Giz nesem smrt ze wsy / Nowe leto do wsy. / Witey leto ljbezne / Obiljczko ze-
lene. W przytoczonej piosneczce widać także te dwa pojęcia o młodości i śmierci złą-
czone.
16
„Krogulec wszystkie wypłoszył z gajów,13
przyniósł nam bogi bogi gdzieś z cudzych krajów;
przed tymi bogi czołem bić każe,
Obiety znosić na ich ołtarze.
Któż starym bogom wyrządzi cześć,
kto im w przymroku poniesie jeść!
Kędy chadzali z karmą ojczyce,
kędy na modłach spędzali dzień,
tam w prochu leżą nasze bożnice
i święte drzewa wycięte w pień ” –
„Aj ty Zaboju!
Serce ku sercu ześpiewałeś pieniem
z środka goryczy – ty jak Lumir ów,14
co potęgą pień i słów
wstrząsał Wyszehrad15 i włości wzruszeniem.
Ty wstrząsasz braćmi, wstrząsasz moją duszą.
Dobrego piewcę bogi kochać muszą.
Śpiewaj, ty śpiewaj , ty masz dar od bogów
pieśnią zagrzewać serca przeciw wrogów...”
Oko Sławoja ogniem się pali;
widzi to Zabój i śpiewa dalej:
„Dwa syny, których pierś
już mężom brzmiała wtór,
skrycie wychodzili w bór;
tam do kopii, miecza, młota,
przyuczali ręce młode;–
w oczach grała im ochota
gdy wracali w swą zagrodę.–
Lecz gdy w siłę wzrosły barki,
13 Z gajów. Starożytni Sławianie mieli gaje poświęcane jakoteż źródła, góry, na których
cześć oddawali bogom. W Dalmacyi jest las zwany: Pirun Dubrawe.
14 Lumir. Jakiś wieszcz stary, co jak Orfeusz wstrząsał Wyszehradem. Śpiewak Igora po-
dobnie odwołuje się do Bojana słowika starego czasu, co wieszczymi palcami żywych
strun dotykał, a umem w zlatywał pod obłoki.
15 Wyehrad. Ten wyraz zdawałby się zbijać starożytność wypadku opisanego w tej pieśni;
wiadomo z podania, że Libusza zbudowała Libin, który dopiero później Wyszehradem
nazywać się począł; przypuścić też można, że Wyszehrad jest przymiotnikiem i oznacza
gród wysoki – akropolis, jak to w Węgrzech mianowicie znachodzimy, albo też – co
najpewniejsza – że przed Libuszą ta nazwa owemu miejscu służyła.
17
gdy na wrogów wzrosły duchy,
z mniejszej braci staną zuchy;
nuż na wroga, nuż na karki
wpadną wściekli,
jako burza gromem siekli,
i wrócili w swe zagrody;
wrócił błogi czas swobody!”
I do Zaboja skoczą ku dołu,
cisną go w silne swoje ramiona,
dłoń jego kładą z łona do łona,
z słowa do słowa radzą pospołu.–
Noc już przechodzi, już zorze bliskie;
każdy poróżnie wybiegł z doliny,
pomiędzy drzewa, między chróściny,
chyłkiem ukradkiem na strony wszystkie.
Minął dzień jeden,16
minął dzień wtóry,
po trzecim wieczór nastał ponury.
Szedł Zabój w las,
za Zabojem zbory;
szedł Sławój w las,
za Sławojem zbory.
Idą w cichym pochodzie,
wierni swemu wojewodzie;
wszyscy gniewem wrą na króla,
Wszystkich miecze przeciw króla.
„Dalej Sławoju! gdzie ten szczyt siny17
wyżej nad wszystkie patrzy krainy –
tam się udamy z drużyną naszą!
Od góry na wschód rannego słońca,
gdzie się bór czarny ciągnie bez końca,
wzajem się bratnie ręce opaszą.
Dalejże bierz się lisimi kroki,
i mnie tam zamiar czeka wysoki.”
16 Minął dzień jeden. W pieśni o Igorze podobne natrafiamy formy: Biją się dzień, biją się
drugi, trzeciego dnia ku południowi padły znamionia Igorowe i t.d.
17 Szczyt siny. Trudno z pewnością miejsce to oznaczyć; na północ po prawym brzegu
Elby, mogłaby być góra Pösig – na lewym zaś Hromolan przy Miliszowie.
18
„Zaboju bracie! na cóż od wzgórza
uderzać na nich orężem grozy?
Ztąd lepiej prosto runiem jak burza,
na te królewskie obozy.”
„Bracie Sławoju! złe rady,
jeżeli zetrzeć chcesz gady,
na łeb im nastąp, i złam;
A ich łeb – tam!”
W las się rozskoczą w lewo i prawo;
tym dzielny Zabój stanął na przedzie,
tamtych Sławoja skinienie wiedzie,
przez gęszcz ku wierzchu darli się żwawo.
Kiedy na niebie już pięć słońc lśniło,
podali sobie przesilne ręce;
Oko ich lisa wzrokiem patrzyło
na wojowniki książęce.
„Ludieku, padnie wojsko niewiary,
Od jednej rany zalegnie pola,
Ej ty Ludieku, parobie stary,
nad parobami twojego króla!
Powiedz twojemu panu w brew twarzy,
Że wola jego z dymem nieważy,”
Rozje się Ludiek; – głosem pioruna
zgromadza wojsko. – Na niebie łuna
i słońce w pełnym blasku odstrzela
od zbroi nieprzyjaciela.
Wszyscy gotowi, nogą do kroku,
za broń chwycili ręką u boku –
„Spiesz lisim tropem spiesz tu Sławoju!
A ja im czoło nastawię w boju.”
Zabój na czoło
chłosnął jak grad;
a Sławój z boku
jak gradem spadł.
„Patrz, patrz bracie, za ich sprawą
padły bogi, drzewa ścięte,
i krogulce rozpierzchnięte;
Bogi dają zemstę krwawą!”
19
Owóż Ludieka porwał gniewu szał
z wrogów poczetu k Zabojowi gnał.
I Zabój miótł się, z ócz iskry kłębem
ział na Ludieka. – Dąb mierzy z dębem
przez puszczę drze się; tak Zabój przodem,
wydarł się jeden nad swym narodem.
Ludiek uderzył ostrem żelazem
w tarcz, trzy skóry przeciął razem.
Zabój z toporem ramię wytęża,
puścił – Ludiek się ciosu uchował.
Topór ciął w drzewo, padło napował;
ku ojcom poszło trzydzieści męża.
Rozje się Ludiek: „ty źwierze!18
gadów potworo – ty!
stań, mieczem z tobą się zmierzę.”
Zabój ciął mieczem,
i kęs z Ludieka tarczy odkroi.
Ludiek ciął mieczem,
miecz po skórzanej zwinął się zbroi.–
Palą się oba cios mnie cios tobie;
od stóp do głowy sieką po sobie,
krwią zostawują szerokie ślady,
krwią opłynęły mężów gromady,
bo rzezią wrzały już strony obie.
Słońce z południa na dół się chyli,
ku wieczornej krawędzi;
i z tąd i z owąd jeszcze walili,
nikt nieustapił ziemi i piędzi;
tu walono od Zaboja,
tam walono od Sławoja!
18 Rozje się Ludiek. Przed bitwą łają się bohatyrowie podobnie jak Iliadzie – Przedziwnie
to maluje charakter Sławian lubiących spokojność. Przychodzi mi na myśl, co autor po-
dróży sławiańskiej Aleksander książę Sapieha, znajdując się na wyspie dalmackiej Veli
albo Velia Sławianami osiadłej, powiada: „Nigdy nie zapomnę, jak jeden z tych wyśpia-
rzów zapytał mię z prostotą prawdziwie patryarchalną: czy przed stoczeniem bitwy
(długo się łają obie strony?... Bo oni pojąć nie mogli, żeby się człowiek na człowieka
bez obrazy i znieważenia swego mógł porwać...” – Wyspa ta, trzeba wiedzieć – przeby-
ła kilka wieków bez najmniejszej napaści.
20
„Ej ty wrogu, giń do biesa!
Giń kto naszą krew wysysa!”
Zabój się znowu toporu ima,
Ludiek w bok, zmyka.
Zabój wywinął – i w górze trzyma,
i puszcza na przeciwnika.
Wyciął topór – na połowę
szczyt pod ciosem się rozskoczy,
a pod szczytem Ludiekowe
ciało we krwi broczy.
Zlękła się dusza ciosu obucha,
obuch ze sobą porwał i ducha;
i na pięć sążni wojska powalił.
Przestrachem wrogów gardziele ryczą;
wojsko Zaboja szumi zdobyczą,
iskrą radości ich wzrok się palił.
„Bracie patrz, za sprawą bogów
zwyciężamy naszych wrogów!
Wprawo huf jeden niech się poniesie,
a jeden hufiec na lewo w szlaki;
ze wszystkich dolin spędzić rumaki,
niech rżą rumaki po całym lesie.”
„Ty Zaboju, wdały lwie,
niepożałuj wrażej krwie!”
Zabój tarczę rzucił precz,
w ręku obuch, w drugiem miecz,
poprzek drogę sobie ściele,
poprzek przez nieprzyjaciele.
Byłoż wycie najezdnikom,
i ucieczka najezdnikom.
Trzas19 ich goni z bojowiska,
strach z gardzieli krzyk wyciska.
Rżą rumaki lasu brzegiem:
dalej na koń, pędem, czwałem,
Za najezdcą – zbiegiem,
polecimy krajem całym.
19 Trzas. Bożek przestrachu – tremor – Tromos.
21
Nieście konie w trop na pięty,
wróg poczuje gniew zawzięty!–
I skoczą hufce na rącze konie,
trop w trop za wrogiem puszczą pogonie,
Cios w cios, już zemstę wywarli krwawą.
Znikają im równiny,
i lasy i wyżyny,
wszystko precz znika w lewo i prawo.
Huczy strumień wezbrany,
sadzą w górę bałwany,
huczą wojacy, i skok za skokiem,
walą najezdcy wzdętym potokiem,
dużo ich woda topi w swem łonie,
a ziomków niesie ku drugiej stronie.
Długo, szeroko, jak starczy pole,
drapieżny jastrząb rozwija
w górze szerokie skrzydeł półkole,
ptaków gromady rozbija.
Wojsko Zaboja puszcza zagony,
długo, szeroko, na wszystkie strony;
kupa najezdców spędzona, zbita,
resztę zdeptały kopyta.
W pogoni nocą pod luny okiem,
w pogoni we dnie, gdy jasne słońce;
i znowu nocą ścigają gońce;
i znowu rannym ścigają mrokiem.
Huczy strumień wezbrany,
sadzą w górę bałwany,
huczą wojacy, i skok za skokiem,
walą najezdcy wzdętym potokiem,
dużo ich woda topi w swem łonie,
a ziomków niesie ku drugiej stronie.
„Tam po te śniade wzgórza,
niech pomsta nasza doburza!”
„Zaboju bracie! Już niedaleka
droga – ot góra przed nami,
a garstka mała wrogów ucieka,
i ta się kaje ze łzami.”
22
„Wracać nazad,– moja rada,
ty tam, a ja tędy,
co królewskie niech przepada.”
Wichry po kraju szumią,
wojska po kraju szumią,
w długich szeregach w lewo i prawo,
ciągną się męże z radośną wrzawą.
„Bracie! czy widzisz ówdzie wierzch szary,
tam, z woli bogów my zwyciężyli!
tam dusz tysiące lata20 tej chwili,
z drzewa na drzewo między konary.
Zwierz się ich boi, boi ród ptaszy,
jedna się sowa tylko niestraszy.
Teraz na górę pójdziem w mogiły
umarłych grzebać21, i bogom miły
pokarm zaniesiem; bogom zbawienia
mnogie obiety i dziękczynienia;
dla nich w pochwalny zagrzmimy głos,
dla nich orężów zdobytych stos! ” –
20 Dusz tysiące lata. Ptastwo i duchy, są to dwa pojęcia całej starożytności wspólne; w na-
szych gminnych poezyach mnogo takich przykładów; np. kozak umierając prosi aby mu
na mogile kalinę zasadzono: budut ptaszki prylitaty kałynońku jisty, / budut meni pry-
nosyty wid myłoji wisty. W Ossyanie psy przeczuwają zbliżenie się ducha.
21 Grzebać w mogiły. W pierwotworze stoi: pohrzebat; niewiem dla czego prof. Svoboda
powiada w objaśnieniu, że to znaczy palenie ciał umarłych – tego ja tu nie widzę; w na-
stępnej pieśni o Czestmirze, prawda że palą umarłych lecz w tej niemasz żadnej o tem
wzmianki.
23
O PIEŚNI BOHATYRSKLEJ
CZESTMIR I WŁASŁAW
Treścią tej pieśni jest zdarzenie, które Kozmas, Dalimil i Hajek w jed-
nozgodny prawie podają sposób; różnica między nimi a pieśnią zachodzi
tylko w nazwach i w niektórych okolicznościach inaczej w pieśni odda-
nych. Zobaczmy skróconą powieść dziejopisarza Kozmy.
Za czasów księcia Neklana odbyła się walna bitwa na polach Turska
między Czechami a Łuczanami. Których księciem był Właścisław, czło-
wiek ile mężny, tyle zły i przewrotny.
Nadęty szczęściem, z wielu nad sąsiadami odniesionych zwycięstw,
umyślił podbić całą czeską krainę. W tym celu obsyła swój miecz po zie-
miach z rozkazem, że ktokolwiek go wzrostem przewyższa, ma się zacią-
gnąć pod chorągwie wyprawy, lub ginąć od miecza. – Zbierają się liczne
tłumy; Właścisław ma do nich przemowę, w której miasto oręży, każe im
brać sokoły, jastrzębie, białozory, aby nimi rozszarpać wrogów, i odgraża
się, że żonom nieprzyjaciół szczenięta do piersi poprzykłada. – (Pomerań-
ska kronika podaje coś podobnego o kawalerach teutońskich karmiących
psy swoje piersiami kobiet. Bolesław śmiały po wyprawie kijowskiej toż
samo niewiernym żonom uczynić kazał.) – W tenczasto jakaś macocha,
widząc swego pasierba spieszącego na wojnę, uczy go, jakim sposobem
ma sobie życie ocalić, a to jest: aby odciąwszy obie uszy nieprzyjacielo-
wi, którego zabije, schował je do worka, a potem mieczem krzyż pod no-
gami konia zakreślił, i czemprędzej z placu umykał.
Czechowie ze swojej strony nadzwyczajnie lękali się spotkania; tym
końcem przywołują czarownicę, która im radzi osiełka posiekać na sztuki
i nim wojsko obdzielić; co gdy uczynili, nadzwyczajnem rospłonęli mę-
stwem.
24
SPIS TREŚCI
WSTĘP 5
PRZEDSŁOWIE 7
I. ŚPIEWY BOHATYRSKIE 12
O PIEŚNI BOHATYRSKIEJ ZABÓJ – SŁAWÓJ – LUDIEK 12
ZABÓJ – SŁAWÓJ – LUDIEK 15
O PIEŚNI BOHATYRSKLEJ CZESTMIR I WŁASŁAW 24
CZESTMIR I WŁASŁAW 27
O PIEŚNI BOHATYRSKIEJ JAROSŁAW 35
JAROSŁAW 39
O PIEŚNI BOHATYRSKIEJ BIENIASZ HERMANÓW 49
BIENIASZ HERMANÓW 51
O PIEŚNI BOHATYRSKIEJ OLDRZYCH I JAROMIR 54
OLDRZYCH I JARMIR 56
II. PIEŚNI 59
O PIEŚNIACH 59
LUDISSA I LUBOR 62
ZBYCHOŃ 67
JELEŃ 71
WIANEK 73
JAGODY 74
RÓŻA 77
ZAZULKA 78
OPUSZCZONA 79
SKOWRONEK 80
DODATEK 81
SĄD LIBUSZY 83
PIEŚŃ MIŁOŚNA POD WYSZECHRADEM 88
PS 90
Pobierz darmowy fragment (pdf)