Sanditon to ostatnia książka Jane Austen; pracę nad nią przerwała śmierć pisarki.
Wiadomo nam jednak, że powieść była zakrojona na równie szeroką skalę jak 'Emma'. W pozostawionym fragmencie odnajdujemy na szęście zarówno zarys podstawowych postaci, jak i szkic fabuły.
Główna bohaterka jest jak zwykle 'rozważna i romantyczna' a w opisie zmieniającego się gwałtownie pejzażu XIX-wiecznej Anglii jest miejsce zarówno na nostalgię, jak i pozytywną akceptację. Niezależnie od istniejącej kontynuacji dzieła autorstwa Marie Dobbs, miłośnicy twórczości autorki mają okazję uruchomić własną wyobraźnię.
Darmowy fragment publikacji:
Aby rozpocz(cid:261)ć lektur(cid:266),
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dost(cid:266)p do spisu tre(cid:286)ci ksi(cid:261)(cid:298)ki.
Je(cid:286)li chcesz poł(cid:261)czyć si(cid:266) z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poni(cid:298)ej.
Jane Austen
SANDITON
WYDAWNICTWO TOWER PRESS
GDA(cid:275)SK 2001
2
Rozdział I
Powóz d(cid:298)entelmena i damy – którzy podró(cid:298)uj(cid:261)c z Tonbridge ku cz(cid:266)(cid:286)ci wybrze(cid:298)a Sussex,
poło(cid:298)onej mi(cid:266)dzy Hastings a źastbourne, gnani interesami porzucili główny trakt i pod(cid:261)(cid:298)yli
wyj(cid:261)tkowo nierówn(cid:261) drog(cid:261) – przewrócił si(cid:266) w czasie mozolnej wspinaczki po na wpół
kamienistym, a na wpół piaszczystym zboczu wzniesienia. Wypadek zdarzył si(cid:266) nieopodal
zabudowa(cid:276) jedynego mieszkaj(cid:261)cego w tej okolicy d(cid:298)entelmenaś poproszony o skr(cid:266)cenie w
tym kierunku stangret uznał nawet pocz(cid:261)tkowo jego dom za cel podró(cid:298)y i z wyra(cid:296)n(cid:261)
niech(cid:266)ci(cid:261) usłuchał polecenia, (cid:298)eby go omin(cid:261)ć. żderał przy tym tak bardzo i tak silnie szarpał
lejce oraz zacinał konie, (cid:298)e (gdyby nie to, i(cid:298) droga zaraz za domem bezsprzecznie stała si(cid:266) o
wiele gorsza ni(cid:298) dot(cid:261)d) mo(cid:298)na by mniemać, i(cid:298) wywrócił powóz celowo – zwłaszcza (cid:298)e nie
nale(cid:298)ał on wcale do jego chlebodawcy. Stangret był wszelako poza wszelkimi podejrzeniami,
gdy(cid:298) ju(cid:298) wcze(cid:286)niej wyraził rozumne i złowieszcze przekonanie, i(cid:298) (cid:298)adne koła – poza kołami
chłopskiej furmanki – nie wytrzymaj(cid:261) dalszej podró(cid:298)y tym szlakiem. Upadek złagodziła na
szcz(cid:266)(cid:286)cie nieznaczna pr(cid:266)dko(cid:286)ć i niewielka szeroko(cid:286)ć drogi, tote(cid:298), kiedy d(cid:298)entelmen wydostał
si(cid:266) z powozu i pomógł tak(cid:298)e opu(cid:286)cić go swej towarzyszce, okazało si(cid:266), (cid:298)e poza wstrz(cid:261)sem i
siniakami (cid:298)adne z nich nie doznało powa(cid:298)niejszych obra(cid:298)e(cid:276). Mimo to wysiadaj(cid:261)c,
d(cid:298)entelmen zwichn(cid:261)ł nog(cid:266) – z czego, za spraw(cid:261) bólu, szybko zdał sobie spraw(cid:266). Zmuszony
przerwać zarówno besztanie stangreta, jak i składanie gratulacji sobie i (cid:298)onie, usiadł na skraju
drogi.
– Co(cid:286) jest nie w porz(cid:261)dku – powiedział, dotykaj(cid:261)c kostki. – Ale nie martw si(cid:266), moja droga
– dodał, patrz(cid:261)c z u(cid:286)miechem na (cid:298)on(cid:266). – Wiesz sama, (cid:298)e nie mogło si(cid:266) to stać w lepszym
miejscu. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Kto wie, czy tego wła(cid:286)nie nie
powinni(cid:286)my byli sobie (cid:298)yczyć. Wkrótce przestan(cid:266) cierpieć. Wierz(cid:266), (cid:298)e tu wła(cid:286)nie czeka mnie
ozdrowienie – o(cid:286)wiadczył, wskazuj(cid:261)c biednie wygl(cid:261)daj(cid:261)c(cid:261) chat(cid:266), romantycznie skryt(cid:261) w(cid:286)ród
drzew porastaj(cid:261)cych pobliskie wzgórze. – Czy nie masz wra(cid:298)enia, (cid:298)e to jest wła(cid:286)nie to
miejsce?
Jego (cid:298)ona gor(cid:261)co pragn(cid:266)ła, by tak wła(cid:286)nie było – ale mimo to stała przel(cid:266)kniona i
niespokojna, niezdolna do działania. Ulgi doznała dopiero na widok zbli(cid:298)aj(cid:261)cych si(cid:266) ludzi.
Wypadek został dostrze(cid:298)ony z rozci(cid:261)gaj(cid:261)cej si(cid:266) nieopodal ł(cid:261)ki, sk(cid:261)d teraz szło ku nim kilku
krzepkich m(cid:266)(cid:298)czyzn w (cid:286)rednim wieku. Byli toŚ wła(cid:286)ciciel okolicznych pól, który akurat
znalazł si(cid:266) w(cid:286)ród swoich robotników, oraz trzech czy czterech najsilniejszych kosiarzy,
wezwanych przeze(cid:276) na pomoc. Nieco dalej zebrała si(cid:266) reszta pracuj(cid:261)cych w polu (cid:298)niwiarzyŚ
kobiety, m(cid:266)(cid:298)czy(cid:296)ni i dzieci.
Pan Heywood, bo tak nazywał si(cid:266) gospodarz, pospieszył z uprzejmym powitaniem. Był
przej(cid:266)ty wypadkiem i zdumiony, (cid:298)e kto(cid:286) w ogóle próbował przebyć t(cid:266) drog(cid:266) powozemś
natychmiast te(cid:298) ofiarował si(cid:266) z pomoc(cid:261). Jego uprzejmo(cid:286)ć została przyj(cid:266)ta z wdzi(cid:266)czno(cid:286)ci(cid:261), a
kiedy dwaj m(cid:266)(cid:298)czy(cid:296)ni pomogli stangretowi na nowo postawić powóz na kołach, podró(cid:298)ny
rzekłŚ
– Mam doprawdy u pana wielki dług, sir, i prosz(cid:266) wybaczyć, (cid:298)e chciałbym zaci(cid:261)gn(cid:261)ć
jeszcze wi(cid:266)kszy. Obra(cid:298)enie, jakiego doznała moja noga, jest bez w(cid:261)tpienia błahostk(cid:261), ale w
takich wypadkach lepiej zawsze zasi(cid:266)gn(cid:261)ć porady lekarza. A poniewa(cid:298) stan drogi
uniemo(cid:298)liwia mi udanie si(cid:266) do jego domu o własnych siłach, wdzi(cid:266)czny b(cid:266)d(cid:266), je(cid:286)li
bezzwłocznie po(cid:286)le pan po niego jednego ze swych ludzi.
3
– Po lekarza? – zawahał si(cid:266) pan Heywood. – Obawiam si(cid:266), (cid:298)e nie mamy pod r(cid:266)k(cid:261) nikogo
takiego. Ale, (cid:286)miem twierdzić, (cid:286)wietnie poradzimy sobie i bez niego.
– Nie, sir. Skoro on sam nie mieszka nigdzie w pobli(cid:298)u, z powodzeniem zast(cid:261)pi go zwykły
felczer. Mo(cid:298)e nawet b(cid:266)dzie lepszy. Naprawd(cid:266) wol(cid:266) zobaczyć si(cid:266) z felczerem. Jestem pewien,
(cid:298)e który(cid:286) z tych dobrych ludzi b(cid:266)dzie w stanie sprowadzić go tu w ci(cid:261)gu trzech minut. Nie
musz(cid:266) pytać, czyj to dom – dodał, zerkaj(cid:261)c na poblisk(cid:261) chat(cid:266) – bo poza pa(cid:276)sk(cid:261) posesj(cid:261) nie
mijali(cid:286)my (cid:298)adnej rezydencji godnej d(cid:298)entelmena.
Na twarzy pana Heywooda odmalowało si(cid:266) zdumienie.
– A to dopiero! – wykrzykn(cid:261)ł. – Spodziewa si(cid:266) pan znale(cid:296)ć medyka w tej chałupie?
Zapewniam pana, (cid:298)e nigdy w naszej parafii nie mieszkał (cid:298)aden lekarz ani felczer...
– Pan wybaczy – przerwał mu podró(cid:298)ny – ale musz(cid:266) zanegować. Być mo(cid:298)e zreszt(cid:261), z
powodu rozległo(cid:286)ci parafii lub jakich(cid:286) innych przyczyn, nie wie pan, (cid:298)e... Ale, ale... mo(cid:298)e to
ja si(cid:266) pomyliłem, co do miejsca? Czy to jest Willingden?
– Tak, sir, to z pewno(cid:286)ci(cid:261) jest Willingden.
– W takim razie, sir, udowodni(cid:266), (cid:298)e macie w swojej parafii lekarza – niezale(cid:298)nie od tego,
czy pan o tym wie, czy nie. Prosz(cid:266), by wy(cid:286)wiadczył mi pan zaszczyt – dodał, wyci(cid:261)gaj(cid:261)c
swój pugilares – i zerkn(cid:261)ł na te notatki. Wyci(cid:261)łem je osobi(cid:286)cie z „Morning Post” i „Kentish
żazette” nie dalej ni(cid:298) wczoraj rano w Londynie. Upewni si(cid:266) pan, (cid:298)e nie zmy(cid:286)lam, i przy
okazji dowie, (cid:298)e lekarze w pa(cid:276)skiej parafii zaniechali ze sob(cid:261) współpracy, bo wysokie zyski i
ogromne do(cid:286)wiadczenie tych panów skłoniły ich do samodzielnej praktyki. Wszystko to
wyczerpuj(cid:261)co tu opisano – zapewnił, podaj(cid:261)c rozmówcy dwa prostok(cid:261)tne wycinki.
– Zapewniam pana, sir – odrzekł z dobrodusznym u(cid:286)miechem pan Heywood – (cid:298)e nawet
gdyby pokazał mi pan wszystkie gazety wydrukowane przez ostatni tydzie(cid:276) w całym
królestwie, nie przekona mnie pan, i(cid:298) w Willingden jest jaki(cid:286) lekarz. S(cid:261)dz(cid:266) bowiem, (cid:298)e (cid:298)yj(cid:261)c
tutaj od urodzenia, a to znaczy przez pi(cid:266)ćdziesi(cid:261)t siedem lat, musiałbym wiedzieć o istnieniu
kogo(cid:286) takiego. A przynajmniej mog(cid:266) pana zapewnić, (cid:298)e (cid:298)aden lekarz nie ma u nas wysokich
zysków. Wprawdzie, gdyby d(cid:298)entelmeni cz(cid:266)(cid:286)ciej próbowali je(cid:296)dzić t(cid:266)dy pocztowymi
karetami, zamieszkanie w domu na wzgórzu mogłoby być dla lekarza całkiem niezłym
interesem, na razie jednak, prosz(cid:266) mi wierzyć, (cid:298)e wbrew przyzwoitemu wra(cid:298)eniu, które ta
chata robi z daleka, nie ró(cid:298)ni si(cid:266) ona niczym od dwuizbowych chałup, jakich pełno w naszej
parafii. Jedn(cid:261) jej izb(cid:266) zajmuje mój pastuch, w drugiej mieszkaj(cid:261) trzy stare kobiety. – To
mówi(cid:261)c si(cid:266)gn(cid:261)ł po gazetowe wycinki i rzuciwszy na nie okiem dodałŚ – Chyba mog(cid:266)
wyja(cid:286)nić to, co tu napisano, sir. Pomylił pan miejsce. W naszym hrabstwie s(cid:261) dwie
miejscowo(cid:286)ci o nazwie Willingden – i pa(cid:276)skie notatki dotycz(cid:261) tej drugiej. Wła(cid:286)ciwie zwie si(cid:266)
ona żreat Willingden lub Willingden Abbots i le(cid:298)y siedem mil dalej, po drugiej stronie Battle
– całkiem w dole, w Weald, a my, sir, nie jeste(cid:286)my w Weald – dodał z niejak(cid:261) dum(cid:261) w głosie.
– A w (cid:298)adnym wypadku nie w dole – odrzekł wesoło podró(cid:298)ny. – Wspinaczka na pa(cid:276)skie
wzgórze zaj(cid:266)ła nam blisko pół godziny. No có(cid:298), jak pan zauwa(cid:298)ył, popełniłem okropnie
głupi(cid:261) pomyłk(cid:266). Wszystko stało si(cid:266) tak szybko... Te artykuły wpadły mi w oko dopiero na pół
godziny przed opuszczeniem miasta, kiedy za(cid:286) wokół panuje po(cid:286)piech i zamieszanie, niczego
nie mo(cid:298)na si(cid:266) porz(cid:261)dnie dowiedzieć. My(cid:286)li si(cid:266) tylko o powozie, który podjechał pod drzwi.
Krótkie poszukiwania na mapie całkowicie mnie przy tym usatysfakcjonowałyŚ okazało si(cid:266),
(cid:298)e jeste(cid:286)my akurat o mil(cid:266) lub dwie od Willingden. Nie szukałem wi(cid:266)c dłu(cid:298)ej... Tak mi
przykro, moja droga – zwrócił si(cid:266) do (cid:298)ony – (cid:298)e wpakowałem ci(cid:266) w t(cid:266) kabał(cid:266). Prosz(cid:266) jednak,
by(cid:286) nie niepokoiła si(cid:266) o moj(cid:261) nog(cid:266). Kiedy ni(cid:261) nie ruszam, w ogóle mnie nie boli. Skoro za(cid:286)
tym dobrym ludziom udało si(cid:266) na nowo postawić powóz oraz obrócić konie, najlepsz(cid:261) rzecz(cid:261),
jak(cid:261) mo(cid:298)emy zrobić, b(cid:266)dzie powrót na go(cid:286)ciniec i podró(cid:298) do Hailsham – a stamt(cid:261)d do domu.
Jazda z Hailsham zabierze nam nie wi(cid:266)cej ni(cid:298) dwie godziny, a kiedy znajdziemy si(cid:266) u siebie,
lekarstwo b(cid:266)dzie pod r(cid:266)k(cid:261)! Odrobina naszego orze(cid:296)wiaj(cid:261)cego morskiego powietrza
4
natychmiast postawi mnie na nogi. Wierz mi, moja droga, tak wła(cid:286)nie działa morze. Słone
powietrze i k(cid:261)piele s(cid:261) tym, czego mi trzeba. Mój organizm ju(cid:298) mi to powiedział.
Pan Heywood przerwał mu w tym momencie, prosz(cid:261)c jak naj(cid:298)yczliwiej, by podró(cid:298)ny nie
my(cid:286)lał o ponownym wyruszeniu w drog(cid:266), dopóki jego kostka nie zostanie zbadana i nim
oboje mał(cid:298)onkowie nieco nie odpoczn(cid:261) w jego domu, dok(cid:261)d serdecznie ich zaprosił.
– Jeste(cid:286)my dobrze zaopatrzeni w (cid:286)rodki stosowane powszechnie na si(cid:276)ce i skaleczenia –
powiedział. – A moja (cid:298)ona i córki z przyjemno(cid:286)ci(cid:261) oddadz(cid:261) si(cid:266) na pa(cid:276)stwa usługi i zrobi(cid:261)
wszystko, co w ich mocy, by ul(cid:298)yć panu w cierpieniu.
Ostry ból, który towarzyszył ka(cid:298)dej próbie poruszenia nog(cid:261), skłonił podró(cid:298)nego, by
docenił korzy(cid:286)ci płyn(cid:261)ce z otrzymania natychmiastowej pomocy.
– Có(cid:298), moja droga, my(cid:286)l(cid:266), (cid:298)e tak b(cid:266)dzie rzeczywi(cid:286)cie dla nas najlepiej, prawda? –
zasi(cid:266)gn(cid:261)ł rady (cid:298)ony. – Zanim jednak skorzystam z pa(cid:276)skiej go(cid:286)cinno(cid:286)ci, sir – zwrócił si(cid:266)
ponownie do Heywooda – pragn(cid:266) powiedzieć, kim jestem i zatrzeć niemiłe wra(cid:298)enie, jakie
zrobić mogła na panu niezr(cid:266)czna sytuacja, w której si(cid:266) znalazłem. Nazywam si(cid:266) Parker i
przybywam z Sanditon. Ta dama za(cid:286) to pani Parker, moja (cid:298)ona. Wracamy wła(cid:286)nie do domu z
Londynu. Moje nazwisko – choć bynajmniej nie jestem pierwszym w rodzinie wła(cid:286)cicielem
ziemskim, który posiada maj(cid:261)tek w parafii Sanditon – mo(cid:298)e być tak daleko od wybrze(cid:298)a
nikomu nie znane. Ale o samym Sanditon na pewno pan słyszał. Wszyscy słyszeli o Sanditon,
tym wspaniałym, nowym, rozwijaj(cid:261)cym si(cid:266) k(cid:261)pielisku. To najcudowniejsze miejsce na całym
wybrze(cid:298)u Sussex. Natura hojnie je obdarowała, a i ludzie z pewno(cid:286)ci(cid:261) wkrótce je sobie
upodobaj(cid:261).
– Owszem, słyszałem o Sanditon – odparł pan Heywood. – Co pi(cid:266)ć lat słyszymy o jakim(cid:286)
nowo wybudowanym nad morzem mie(cid:286)cie, które staje si(cid:266) bardzo modne. Jak znajduj(cid:261) si(cid:266)
ch(cid:266)tni do zaj(cid:266)cia choćby połowy miejsc w hotelach, pozostaje dla mnie zupełn(cid:261) zagadk(cid:261)!
żdzie s(cid:261) ludzie, którzy maj(cid:261) czas i pieni(cid:261)dze, (cid:298)eby tam je(cid:296)dzić? Poza tym kurorty przynosz(cid:261)
szkod(cid:266) wsiś sprawiaj(cid:261), (cid:298)e rosn(cid:261) ceny (cid:298)ywno(cid:286)ci i biedota (cid:298)yje w jeszcze wi(cid:266)kszej n(cid:266)dzy.
– Ale(cid:298) wcale nie – zaprzeczył gor(cid:261)co pan Parker. – Zapewniam pana, (cid:298)e jest wr(cid:266)cz
przeciwnie. To powszechny pogl(cid:261)d– ale jak(cid:298)e bł(cid:266)dny. Pa(cid:276)skie słowa mog(cid:261) dotyczyć wielkich
osad – na przykład Brighton, Worthing lub źastbourne – ale nie tak male(cid:276)kiej wioski jak
Sanditon, która z racji swych nieznacznych rozmiarów nie do(cid:286)wiadcza (cid:298)adnych bol(cid:261)czek
cywilizacji. Nie dokonuje si(cid:266) u nas przesadnie szybka rozbudowa, nie mamy problemów ze
zbyt licznymi sklepami, placami zabaw czy zbyt wielkim zapotrzebowaniem na towary. To
kurort, gdzie zawsze znajdzie pan najlepsze towarzystwo. Osiadłe tam od dawna zacne
rodziny trzymaj(cid:261) nad wszystkim piecz(cid:266)ś dbaj(cid:261) te(cid:298) o biednych i wszelkimi sposobami staraj(cid:261)
si(cid:266) uczynić ich (cid:298)ycie l(cid:298)ejszym. Nie, sir, zapewniam pana, (cid:298)e Sanditon nie jest miejscem...
– Nie wyst(cid:266)powałem przeciwko (cid:298)adnej konkretnej miejscowo(cid:286)ci, sir – przerwał mu pan
Heywood. – My(cid:286)l(cid:266) po prostu, (cid:298)e za du(cid:298)o ich ju(cid:298) powstało na naszym wybrze(cid:298)u. Ale czas,
(cid:298)eby(cid:286)my pana st(cid:261)d zabrali...
– Za du(cid:298)o podobnych miejsc na naszym wybrze(cid:298)u! – powtórzył pan Parker. – Co do tego,
sir, mog(cid:266) si(cid:266) z panem w zupełno(cid:286)ci zgodzić. Jest ich w ka(cid:298)dym razie do(cid:286)ćś nie potrzeba
budować nowych! Ka(cid:298)dy – niezale(cid:298)nie od upodoba(cid:276) i zasobno(cid:286)ci kieszeni – znajdzie co(cid:286) dla
siebie. A ci, którzy chc(cid:261) zwi(cid:266)kszyć liczb(cid:266) uzdrowisk, post(cid:266)puj(cid:261) moim zdaniem absurdalnie i
szybko padn(cid:261) ofiar(cid:261) własnych bł(cid:266)dnych kalkulacji. Takie miejsce jak Sanditon było potrzebne
i po(cid:298)(cid:261)dane, wybrane przez sam(cid:261) natur(cid:266), która dała nam wyra(cid:296)ne wskazówki. Najwspanialsza,
najczystsza morska bryza na całym wybrze(cid:298)u – wszyscy s(cid:261) to gotowi przyznać. Cudowne
k(cid:261)piele, doskonały piasek, gł(cid:266)boka woda w odległo(cid:286)ci dziesi(cid:266)ciu jardów od brzegu... I
(cid:298)adnego mułu, wodorostów, o(cid:286)lizgłych skał. Nigdy chyba nie istniało lepsze miejsce na
kurort. Tego wła(cid:286)nie potrzeba tysi(cid:261)com ludzi. A w dodatku rozs(cid:261)dna odległo(cid:286)ć od Londynu!
O cał(cid:261) mil(cid:266) bli(cid:298)ej ni(cid:298) źastbourne. Zwa(cid:298) pan, sir, jaka korzy(cid:286)ć płynie z oszcz(cid:266)dzenia jednej
mili w trakcie długiej podró(cid:298)y. Je(cid:286)li za(cid:286) chodzi o Brinshore, o którym na pewno pan pomy(cid:286)lał
5
– bo zeszłego roku dwóch czy trzech przedsi(cid:266)biorców rozwa(cid:298)ało ju(cid:298) rozbudow(cid:266) tej n(cid:266)dznej
wioski – le(cid:298)y ono pomi(cid:266)dzy nieruchomymi bagnami, ponurymi wrzosowiskami i stałym
morskim pr(cid:261)dem, który przynosi ze sob(cid:261) wodorosty. Inwestycje w takim miejscu mog(cid:261)
przynie(cid:286)ć tylko rozczarowanie. Bo któ(cid:298) zdrowo my(cid:286)l(cid:261)cy mógłby polecać Brinshore?
Wyj(cid:261)tkowo niezdrowy klimat, przysłowiowo ju(cid:298) zniszczone drogi, niezwykle słona woda – w
promieniu trzech mil od tego miejsca nie dostanie si(cid:266) fili(cid:298)anki dobrej herbaty! A co si(cid:266) tyczy
uprawy ziemi, jest tam tak zimno i nieprzyjemnie, (cid:298)e mo(cid:298)na co najwy(cid:298)ej sadzić kapust(cid:266).
Wierzaj mi pan, sir, (cid:298)e to wierny opis Brinshore, ani troch(cid:266) nie przesadzony, i je(cid:286)li słyszałe(cid:286)
co(cid:286) innego...
– Nigdy w (cid:298)yciu nie słyszałem o tym miejscu – przerwał mu pan Heywood. – Nie
wiedziałem nawet, (cid:298)e istnieje.
– Nie słyszał pan! Sama tedy widzisz, moja droga – rzekł pan Parker, z triumfem
odwracaj(cid:261)c si(cid:266) ku (cid:298)onie – jak to jest. Oto sława Brinshore! Ten d(cid:298)entelmen nie słyszał nawet,
(cid:298)e taka miejscowo(cid:286)ć istnieje. Prawd(cid:266) mówi(cid:261)c, sir, ciekaw jestem, czy dałoby si(cid:266) zastosować
do Brinshore owe wersy z poematu Cowpera, w którym opisał on pobo(cid:298)n(cid:261) wie(cid:286)niaczk(cid:266) jako
przeciwie(cid:276)stwo Woltera. „Źo niej nie dotrze nigdy wie(cid:286)ć o (cid:298)adnej rzeczy, co dalej ni(cid:298) pół
mili le(cid:298)y od jej domu”.
– Z całego serca si(cid:266) na to zgadzam, sir. Prosz(cid:266) sobie stosować, co si(cid:266) panu podoba.
Chciałbym jednak zobaczyć co(cid:286) zastosowanego na pa(cid:276)sk(cid:261) nog(cid:266). A po minie pa(cid:276)skiej (cid:298)ony
poznaj(cid:266), (cid:298)e podziela ona moje zdanie i tak jak ja uwa(cid:298)a, (cid:298)e nie powinni(cid:286)my tracić czasu. Oto i
moje dziewcz(cid:266)ta, które przybyły, by przemówić w imieniu własnym i swojej matki. –
Istotnie, od strony domu nadchodziło wła(cid:286)nie kilka pa(cid:276), za którymi dreptało par(cid:266) słu(cid:298)(cid:261)cych. –
Zacz(cid:261)łem si(cid:266) ju(cid:298) zastanawiać, jakie(cid:298) to zaj(cid:266)cia je zatrzymały. Takie przygody jak pa(cid:276)ska
wywołuj(cid:261) w podobnych naszemu odludnych miejscach spor(cid:261) sensacj(cid:266). A teraz, sir,
zobaczymy, jak najlepiej przenie(cid:286)ć pana do domu.
Młode damy, które wła(cid:286)nie nadeszły, gor(cid:261)co poparły propozycj(cid:266) ojca. Zrobiły to przy tym
w tak niewymuszony, naturalny sposób, (cid:298)e przybysze ani troch(cid:266) nie poczuli si(cid:266) skr(cid:266)powani.
Pani Parker przyj(cid:266)ła zaproszenie z ulg(cid:261), a i jej m(cid:261)(cid:298) nie miał nic przeciwko temu, by ze(cid:276)
skorzystać, nie wahali si(cid:266) wi(cid:266)c ani chwili – zwłaszcza (cid:298)e powóz dawno ju(cid:298) stał na powrót na
kołach i okazało si(cid:266), (cid:298)e upadek nie spowodował uszkodze(cid:276), które uniemo(cid:298)liwiałyby
wyruszenie nim w dalsz(cid:261) podró(cid:298). Pana Parkera zaniesiono tedy do domu, a bryczk(cid:266)
przetoczono do pustej stodoły.
Rozdział II
Zawarta w tak niecodzienny sposób znajomo(cid:286)ć zacie(cid:286)niła si(cid:266) bardzo szybko i podró(cid:298)ni
pozostali w Willingden przez całe dwa tygodnieś kostka pana Parkera okazała si(cid:266) bowiem
zwichni(cid:266)ta zbyt powa(cid:298)nie, by mógł wcze(cid:286)niej ruszyć w drog(cid:266). Trafił wszelako w bardzo
dobre r(cid:266)ce. Heywoodowie byli nadzwyczaj szacown(cid:261) rodzin(cid:261), okazali przy tym swym
go(cid:286)ciom wiele troski – zarówno m(cid:266)(cid:298)owi, jak i (cid:298)onie. Nim si(cid:266) opiekowano i leczono, j(cid:261)
pocieszano i dodawano otuchy. A (cid:298)e wszystko to czyniono w miły, bezpretensjonalny sposób,
ka(cid:298)dy za(cid:286) dowód go(cid:286)cinno(cid:286)ci i (cid:298)yczliwo(cid:286)ci przyjmowany był tak, jak powinien – to znaczy
wdzi(cid:266)czno(cid:286)ć jednej strony dorównywała dobrej woli drugiej, (cid:298)adnej przy tym nie brakowało
wykwintnych manier – obie rodziny szybko si(cid:266) polubiły.
Równie szybko gospodarze poznali mnóstwo szczegółów z (cid:298)ycia pana Parkera, jego
pogl(cid:261)dy i usposobienie, ów szczery człowiek mówił bowiem wszystko, co pomy(cid:286)lał, nawet
za(cid:286) gdy nie opowiadał o sobie, rozmowa z nim i tak pozwalała dowiedzieć si(cid:266) wielu rzeczy na
jego temat. Był wielkim entuzjast(cid:261) swojej miejscowo(cid:286)ciś uczynienie z Sanditon modnego
6
k(cid:261)pieliska wydawało si(cid:266) celem jego (cid:298)ycia. Jeszcze kilka lat temu nie ró(cid:298)niło si(cid:266) ono od
innych, zwyczajnych, spokojnych i bezpretensjonalnych wsi, ale pewien przypadek oraz
korzy(cid:286)ci płyn(cid:261)ce z jego poło(cid:298)enia natchn(cid:266)ły tamtejszych wła(cid:286)cicieli ziemskich my(cid:286)l(cid:261) o
przekształceniu go w kurort. Poczynili inwestycje, planowali i budowali, rozsławiaj(cid:261)c imi(cid:266)
swej osady. Pan Parker nie potrafił wprost my(cid:286)leć i mówić o niczym innym.
Z opowiada(cid:276) go(cid:286)cia Heywoodowie dowiedzieli si(cid:266), (cid:298)e liczy on sobie trzydzie(cid:286)ci pi(cid:266)ć lat,
od siedmiu za(cid:286) jest – bardzo szcz(cid:266)(cid:286)liwie – (cid:298)onaty. Źoczekał si(cid:266) te(cid:298) czwórki przemiłych
dzieci. Pochodzi z szacownej rodziny i posiada poka(cid:296)ny – choć nie olbrzymi – maj(cid:261)tek. Nie
ma (cid:298)adnego zawodu – i nie jest mu to potrzebne, gdy(cid:298) jako najstarszy syn odziedziczył dobra,
nagromadzone przez kilka pokole(cid:276) przodków. Ma czworo rodze(cid:276)stwaŚ dwie niezam(cid:266)(cid:298)ne
siostry i dwóch – równie(cid:298) nie(cid:298)onatych – braci. Wszyscy s(cid:261) niezale(cid:298)ni materialnie. Maj(cid:261)tek
starszego z braci, dzi(cid:266)ki dodatkowym spadkom, dorównuje nawet jego własnemu.
Zboczenie z głównej drogi w poszukiwaniu lekarza, które tak bardzo zdziwiło
Heywoodów, znalazło proste wyja(cid:286)nienie. Nie wynikało wcale z zamiaru zwichni(cid:266)cia kostki
lub odniesienia jakichkolwiek innych ran, by dać lekarzowi mo(cid:298)liwo(cid:286)ć zarobku, ani (jak w
pierwszej chwili przypuszczał pan Heywood) z planu wej(cid:286)cia z nim w spółk(cid:266). Pan Parker
miał nadziej(cid:266) znale(cid:296)ć w tej okolicy lekarza, który gotów byłby osiedlić si(cid:266) w Sanditon.
Wyci(cid:266)te z gazet artykuły sugerowały, (cid:298)e w Willingden kto(cid:286) odpowiedni si(cid:266) znajdzie. Pan
Parker (cid:298)ywił przekonanie, i(cid:298) stała obecno(cid:286)ć medyka przysporzy miastu korzy(cid:286)ci, wywołuj(cid:261)c
wielki napływ go(cid:286)ci. Miał wa(cid:298)kie powody s(cid:261)dzić, (cid:298)e zeszłego roku jedna rodzina
zrezygnowała z przyjazdu do Sanditon wła(cid:286)nie dlatego, (cid:298)e nie mieszkał tam (cid:298)aden lekarz – a
kto wie, czy takich rodzin nie było o wiele wi(cid:266)cej. Przecie(cid:298) nawet jego własne siostry, mimo
(cid:298)e zapraszał je do siebie na lato, nie chciały zaryzykować pobytu w miejscu, gdzie w razie
potrzeby nie mogłyby otrzymać natychmiastowej pomocy lekarskiej.
Pan Parker był bez w(cid:261)tpienia sympatycznym, serdecznym, oddanym rodzinie człowiekiem,
troszcz(cid:261)cym si(cid:266) o (cid:298)on(cid:266), dzieci, braci i siostry. Heywoodom nietrudno było polubić tego
liberalnego, wylewnego d(cid:298)entelmena, kieruj(cid:261)cego si(cid:266) bardziej wyobra(cid:296)ni(cid:261) ni(cid:298) chłodnym
os(cid:261)dem. Pani Parker – uprzejma, miła, łagodna kobieta – była wprost wymarzon(cid:261) (cid:298)on(cid:261) dla tak
wra(cid:298)liwego człowieka. Niestety, nie potrafiła si(cid:266) nigdy zdobyć na podj(cid:266)cie (cid:298)adnej
samodzielnej decyzji, czego jej m(cid:261)(cid:298) czasami potrzebował, i przy ka(cid:298)dej okazji czekała, by
kto(cid:286) ni(cid:261) pokierował. Bez wzgl(cid:266)du na to, czy m(cid:261)(cid:298) ryzykował swój maj(cid:261)tek, czy te(cid:298) zwichn(cid:261)ł
kostk(cid:266), nie była w stanie zaradzić sytuacji.
Sanditon było dla Parkera drug(cid:261) rodzin(cid:261)Ś niemal równie drog(cid:261) jego sercu, jak (cid:298)ona i dzieci,
a z pewno(cid:286)ci(cid:261) bardziej go pochłaniaj(cid:261)c(cid:261). Mógł rozprawiać o nim bez ko(cid:276)ca, z sympati(cid:261) o
wiele wi(cid:266)ksz(cid:261) ni(cid:298) ta, jak(cid:261) zwykle cieszy si(cid:266) miejsce urodzenia, rezydencja czy posiadane
dobra. To było jego (cid:298)ycieŚ jego konik, pasja, duma i nadzieja na przyszło(cid:286)ć. Niczego nie
pragn(cid:261)ł tak bardzo, jak zaprosić tam swoich przyjaciół z Willingden. Zapraszał ich równie
bezinteresownie i serdecznie, jak bezinteresownie i serdecznie oni udzielili mu go(cid:286)ciny pod
swoim dachem.
Błagał, by obiecali mu wizyt(cid:266) i przybyli tak licznie, jak tylko b(cid:266)dzie to mo(cid:298)liwe. Uwa(cid:298)ał
za oczywiste, (cid:298)e morskie powietrze musi dobrze podziałać nawet na ludzi całkowicie
zdrowych. Był przekonany, i(cid:298) nikt nie mo(cid:298)e czuć si(cid:266) naprawd(cid:266) dobrze (choćby nawet
chwilowo, dzi(cid:266)ki ćwiczeniom i pogodzie ducha, zachował oznaki dobrego samopoczucia),
je(cid:286)li co roku nie sp(cid:266)dzi przynajmniej sze(cid:286)ciu tygodni nad morzem. Morskie powietrze i
k(cid:261)piele s(cid:261) wprost niezawodne, stanowi(cid:261) lekarstwo na wszelkie dolegliwo(cid:286)ci. Lecz(cid:261) choroby
(cid:298)oł(cid:261)dka, płuc i krwi, zapobiegaj(cid:261) skurczom, gru(cid:296)licy, zaka(cid:298)eniom i reumatyzmowi. Nad
morzem nikt si(cid:266) nie przezi(cid:266)bia, nikomu nie brakuje apetytu, energii ani siły. Wszystkim
dopisuje zdrowie, wszyscy te(cid:298) czuj(cid:261) si(cid:266) wypocz(cid:266)ci, pokrzepieni i o(cid:298)ywieni – w zale(cid:298)no(cid:286)ci od
tego, której z tych rzeczy najbardziej pragn(cid:261), bo morze daje ka(cid:298)demu to, czego ten akurat
7
potrzebuje. Je(cid:286)li nie wystarcza morska bryza, cuda czyni(cid:261) k(cid:261)piele, je(cid:286)li za(cid:286) komu(cid:286) nie słu(cid:298)(cid:261)
k(cid:261)piele, widocznie natura postanowiła, (cid:298)e wyleczy go samo powietrze.
źlokwencja Parkera nie przyniosła wszelako efektów. Pa(cid:276)stwo Heywoodowie nigdy nie
opuszczali domu. Pobrali si(cid:266) w bardzo młodym wieku i doczekali bardzo licznego
potomstwa, ich podró(cid:298)e od dawna wi(cid:266)c miały nader ograniczony zasi(cid:266)g. Hołdowali zreszt(cid:261)
obyczajom dawniejszym ni(cid:298) wskazywałby na to ich wiekŚ poza dwiema podró(cid:298)ami rocznie do
Londynu, by odebrać swoje dywidendy, pan Heywood nigdy nie ruszał si(cid:266) dalej ni(cid:298) mogły go
zanie(cid:286)ć własne nogi lub wypróbowany stary ko(cid:276). Pani Heywood natomiast opuszczała dom
tylko po to, by odwiedzać s(cid:261)siadów, i wykorzystywała w tym celu stary powóz, który
pami(cid:266)tał jeszcze dzie(cid:276) jej (cid:286)lubu, a który dziesi(cid:266)ć lat temu, gdy najstarszy syn osi(cid:261)gn(cid:261)ł
pełnoletno(cid:286)ć, wybito jedynie nowym suknem. Nie znaczy to, (cid:298)e Heywoodowie nie mieli
przyzwoitego maj(cid:261)tku, pozwalaj(cid:261)cego, w rozs(cid:261)dnych granicach, na godny ludzi szlachetnie
urodzonych luksus. Stać by ich było na nowy powóz, lepsz(cid:261) drog(cid:266), sp(cid:266)dzenie od czasu do
czasu miesi(cid:261)ca w Tunbridge Wells lub – w razie objawów podagry – zimy w Bath. Wszelako
utrzymanie, edukacja i wychowanie czterna(cid:286)ciorga dzieci wymagało spokojnego, wolnego od
zmian i zamieszania trybu (cid:298)ycia i uniemo(cid:298)liwiało opuszczanie Willingden.
To, do czego pocz(cid:261)tkowo zmuszały Heywoodów warunki, teraz uwa(cid:298)ali ju(cid:298) za miły
zwyczaj. Nigdy nie opuszczali domu i z dum(cid:261) to podkre(cid:286)lali. Źalecy jednak od narzucania
dzieciom własnych obyczajów starali si(cid:266) – tak cz(cid:266)sto, jak to mo(cid:298)liwe – wysyłać je „w (cid:286)wiat”.
Oni pozostawali w domu, ale dzieci mogły wyje(cid:298)d(cid:298)aćś rodzice za(cid:286) cieszyli si(cid:266) ka(cid:298)d(cid:261) zmian(cid:261),
jaka mogła przynie(cid:286)ć ich synom i córkom odpowiednie koneksje i znajomo(cid:286)ci. Kiedy wi(cid:266)c
pa(cid:276)stwo Parkerowie przestali nalegać na wizyt(cid:266) całej rodziny i poprosili, by choć jedna z
córek gospodarzy udała si(cid:266) wraz z nimi do Sanditon, bez trudu uzyskali na to zgod(cid:266).
Zaproszona została panna Charlotta Heywood, miła, dwudziestodwuletnia dama, najstarsza
spo(cid:286)ród znajduj(cid:261)cych si(cid:266) w domu dziewcz(cid:261)t. Ze wszystkich sióstr to ona najbardziej
pomagała matce opiekować si(cid:266) go(cid:286)ćmi – najcz(cid:266)(cid:286)ciej te(cid:298) z nimi przebywała i najlepiej ich
poznała.
Zdrow(cid:261) jak rydz Charlott(cid:266) czekała tedy wizyta u Parkerów, gdzie miała za(cid:298)ywać k(cid:261)pieli i
– o ile to tylko mo(cid:298)liwe – zaprzyja(cid:296)nić si(cid:266) z nimi jeszcze bardziej. Wdzi(cid:266)czni go(cid:286)cie mieli
sprawić, (cid:298)e zakosztuje wszystkich rozkoszy Sanditon, a tak(cid:298)e kupi – w bibliotece, któr(cid:261) pan
Parker gor(cid:261)co chciał wesprzeć – nowe parasolki, r(cid:266)kawiczki i broszki dla siebie i sióstr.
Jedyn(cid:261) rzecz(cid:261) natomiast, do jakiej dał si(cid:266) skłonić pan Heywood, była obietnica, (cid:298)e
ka(cid:298)demu, kto zapyta go o rad(cid:266), poleci pobyt w Sanditon i (cid:298)e za nic w (cid:286)wiecie (o ile w ogóle
mo(cid:298)na r(cid:266)czyć za przyszło(cid:286)ć) nie wyda nawet pi(cid:266)ciu szylingów w Brinshore.
Rozdział III
Ka(cid:298)da miejscowo(cid:286)ć powinna mieć swoj(cid:261) wielk(cid:261) dam(cid:266). Wielk(cid:261) dam(cid:261) Sanditon była lady
Źenham. W czasie podró(cid:298)y z Wilingden na wybrze(cid:298)e pan Parker opowiedział o niej
Charlotcie jeszcze bardziej szczegółowo ni(cid:298) uczynił to wcze(cid:286)niej – bo i goszcz(cid:261)c u
Heywoodów cz(cid:266)sto o niej wspominał. Pan Parker grywał z ni(cid:261) w mariasza i uwa(cid:298)ał, (cid:298)e nie
sposób mówić o Sanditon, nie wspominaj(cid:261)c o lady Źenham. Była to bogata, przywi(cid:261)zuj(cid:261)ca
wielk(cid:261) wag(cid:266) do pieni(cid:266)dzy stara dama, która zd(cid:261)(cid:298)yła ju(cid:298) pochować dwóch m(cid:266)(cid:298)ów i teraz
mieszkała razem z ubog(cid:261) kuzynk(cid:261). Charlotta ju(cid:298) wcze(cid:286)niej znała te wszystkie fakty, ale
pewne szczegóły dotycz(cid:261)ce losów i charakteru starej damy pozostawały dot(cid:261)d dla niej
tajemnic(cid:261). Teraz słuchanie o nich osładzało jej wi(cid:266)c niewygod(cid:266) i nud(cid:266), z jakimi wi(cid:261)zała si(cid:266)
podró(cid:298) wyboist(cid:261) drog(cid:261) przez rozległ(cid:261) wy(cid:298)yn(cid:266). Zyskiwała te(cid:298) dzi(cid:266)ki temu wiedz(cid:266) o osobie, z
któr(cid:261), jak nale(cid:298)ało oczekiwać, miała si(cid:266) wkrótce codziennie spotykać.
8
Lady Źenham była niegdy(cid:286) bardzo zamo(cid:298)n(cid:261) pann(cid:261) Brereton, urodzon(cid:261) do (cid:298)ycia w
dostatku, ale nie do tego, by zdobyć staranne wykształcenie. Jej pierwszy m(cid:261)(cid:298), pan Hollis,
posiadał rozległe dobra ziemskie, z których znaczna cz(cid:266)(cid:286)ć le(cid:298)ała w parafii Sanditon – i tam
te(cid:298) znajdowała si(cid:266) jego rezydencja. Hollis był ju(cid:298) starszym człowiekiem, kiedy panna
Brereton go po(cid:286)lubiłaś ona sama tak(cid:298)e miała ju(cid:298) wtedy około trzydziestu lat. Trudno było z
perspektywy czterech dziesi(cid:266)cioleci ocenić motywy, jakie skłoniły j(cid:261) do tego mał(cid:298)e(cid:276)stwa, ale
okazała si(cid:266) dla pana Hollisa tak troskliw(cid:261) (cid:298)on(cid:261), (cid:298)e ten, umieraj(cid:261)c, zostawił jej cały swój
maj(cid:261)tek.
Po kilku latach wdowie(cid:276)stwa wyszła za m(cid:261)(cid:298) ponownie. (cid:285)wi(cid:266)tej pami(cid:266)ci sir Harry’emu
Źenhamowi udało si(cid:266) wprawdzie skłonić j(cid:261), by przeniosła si(cid:266) do jego maj(cid:261)tku – poło(cid:298)onego
nieopodal Sanditon Źenham Park – ale zawiodły go nadzieje, (cid:298)e przez mał(cid:298)e(cid:276)stwo trwale
wzbogaci swoj(cid:261) rodzin(cid:266)Ś (cid:298)ona była zbyt ostro(cid:298)na, a(cid:298)eby w najmniejszym choćby stopniu
zrezygnować z osobistego zarz(cid:261)dzania swoimi dobrami. Tote(cid:298) kiedy sir Harry rozstał si(cid:266) ze
(cid:286)wiatem, wróciła do własnego domu w Sanditon, o(cid:286)wiadczaj(cid:261)c, (cid:298)e choć nie zawdzi(cid:266)czała
rodzinie drugiego m(cid:266)(cid:298)a niczego prócz tytułu, familia ta równie(cid:298) niczego od niej nie uzyskała.
Je(cid:286)li chodzi o tytuł, prawdopodobnie to on wła(cid:286)nie skłonił lady Źenham do powtórnego
zam(cid:261)(cid:298)pój(cid:286)cia. Pan Parker nie widział w tym nic złego, zwłaszcza (cid:298)e ów tytuł miał teraz
bezcenn(cid:261) warto(cid:286)ć.
– Lady Źenham bywa czasami nieco zarozumiała – wyja(cid:286)nił Charlotcie – ale nie w sposób
irytuj(cid:261)cy. Niekiedy te(cid:298) posuwa si(cid:266) zbyt daleko w swym uwielbieniu dla pieni(cid:266)dzy. Ale to
bardzo (cid:298)yczliwa kobieta i nader uprzejma s(cid:261)siadka. Czaruj(cid:261)cy, niezale(cid:298)ny charakter. Jej wady
mo(cid:298)na za(cid:286) w cało(cid:286)ci przypisać niedostatkom edukacjiŚ ma du(cid:298)o zdrowego rozs(cid:261)dku, ale brak
jej ogłady. Cechuje j(cid:261) bystro(cid:286)ć umysłu i znakomite – jak na kobiet(cid:266) siedemdziesi(cid:266)cioletni(cid:261) –
zdrowie. W rozwój Sanditon zaanga(cid:298)owała si(cid:266) z godn(cid:261) podziwu energi(cid:261), choć niekiedy daje
dowody małostkowo(cid:286)ci. Nie potrafi, tak jak ja, wybiec my(cid:286)l(cid:261) w przyszło(cid:286)ć i niekiedy obawia
si(cid:266) drobnych wydatków, nie bacz(cid:261)c, jak wielkie dochody przyniosłyby jej za rok czy dwa. No
có(cid:298), czasami nasze opinie si(cid:266) ró(cid:298)ni(cid:261), panno Heywoodś do pewnych spraw mamy zupełnie
inny stosunek. Poznała ju(cid:298) pani moje zdanie na jej temat, ale ma pani prawo traktować je
nieufnie. Źopiero poznawszy j(cid:261) osobi(cid:286)cie, wyrobi pani sobie własny os(cid:261)d.
trzydzie(cid:286)ci
tysi(cid:266)cy funtów, stanowi(cid:261)cych niegdy(cid:286)
Pomimo braku towarzyskiej ogłady lady Źenham rzeczywi(cid:286)cie była wielk(cid:261) dam(cid:261). Miała
do zapisania w testamencie wiele tysi(cid:266)cy funtów i a(cid:298) trzy grupy krewnych, o których nie
powinna w nim zapomniećŚ swoj(cid:261) własn(cid:261) rodzin(cid:266) (która, co było całkiem uzasadnione,
liczyła na
jej posag), prawnych
spadkobierców pana Hollisa (którym pozostawała jedynie nadzieja, (cid:298)e inaczej ni(cid:298) on sam,
uzna ona, i(cid:298) ma wobec nich pewne zobowi(cid:261)zania) oraz członków rodziny Źenhamów,
których jej drugi m(cid:261)(cid:298) miał nadziej(cid:266) wzbogacić swoim o(cid:298)enkiem. Wszyscy oni, osobi(cid:286)cie lub
przez swych wysłanników, od dawna nachodzili j(cid:261) co pewien czas, prosz(cid:261)c o pieni(cid:261)dze, pan
Parker za(cid:286) nie wahał si(cid:266) zapewnić, (cid:298)e po(cid:286)ród tych trzech grup krewni pana Hollisa cieszyli si(cid:266)
najmniejszymi, a krewni sir Harry’ego Źenhama najwi(cid:266)kszymi wzgl(cid:266)dami starej damy. Ci
pierwsi, jak s(cid:261)dził, sami narobili sobie szkody, wypowiadaj(cid:261)c po (cid:286)mierci pierwszego m(cid:266)(cid:298)a
lady Źenham wiele niem(cid:261)drych i niesprawiedliwych uwag pod adresem wdowy. Ci drudzy
natomiast, nie do(cid:286)ć, (cid:298)e nale(cid:298)eli do rodziny, z któr(cid:261) koneksje stara dama wielce sobie ceniła,
byli jej w dodatku znani od dziecka i zawsze znajdowali si(cid:266) w pobli(cid:298)u, by okazuj(cid:261)c jej
przywi(cid:261)zanie, dbać o własne interesy. Obecny baronet, sir źdward, rezydował na stałe w
Źenham Park i pan Parker nie w(cid:261)tpił, (cid:298)e on i mieszkaj(cid:261)ca razem z nim siostra, panna
Źenham, zostan(cid:261) najhojniej potraktowani w testamencie starej damy. Szczerze na to liczył,
panna Źenham miała bowiem bardzo szczupłe do(cid:298)ywocie, a i jej brat – zwa(cid:298)ywszy na jego
społeczn(cid:261) pozycj(cid:266) – był wyj(cid:261)tkowo skromnie sytuowany.
– To wielki przyjaciel Sanditon – przekonywał pan Parker Charlott(cid:266) – i gdyby tylko
dysponował maj(cid:261)tkiem, miałby gest równie szczodry jak serce. Jakim(cid:298) byłby znakomitym
9
sprzymierze(cid:276)cem! Ju(cid:298) teraz robi, co w jego mocy, i na skrawku nieurodzajnej ziemi, który
ofiarowała mu lady Źenham, buduje (cid:286)liczny mały domek. Jestem pewien, (cid:298)e zanim jeszcze
sko(cid:276)czy si(cid:266) sezon, b(cid:266)dziemy mieli na niego wielu ch(cid:266)tnych.
A(cid:298) do zeszłego roku pan Parker uwa(cid:298)ał, (cid:298)e sir źdward nie ma rywala, je(cid:286)li chodzi o szans(cid:266)
odziedziczenia lwiej cz(cid:266)(cid:286)ci maj(cid:261)tku starej damy, ale teraz trzeba było brać pod uwag(cid:266) jeszcze
jedn(cid:261) osob(cid:266)Ś dalek(cid:261) młod(cid:261) krewn(cid:261), któr(cid:261) lady Źenham skłonna była traktować jak córk(cid:266).
Choć zawsze protestowała przeciwko narzucaniu jej czyjegokolwiek towarzystwa i od dawna
gasiła w zarodku wszelkie podejmowane przez krewnych próby namówienia jej na przyj(cid:266)cie
pod swój dach tej czy innej młodej damy, z ostatniego pobytu w Londynie przywiozła niejak(cid:261)
pann(cid:266) Brereton, która mogła si(cid:266) stać konkurencj(cid:261) dla sir źdwarda i ocalić dla swych bliskich
t(cid:266) cz(cid:266)(cid:286)ć maj(cid:261)tku, jak(cid:261) oni wła(cid:286)nie mieli najwi(cid:266)ksze prawo dziedziczyć.
Pan Parker wyra(cid:298)ał si(cid:266) o Klarze Brereton bardzo ciepło, a opowie(cid:286)ci na jej temat spotkały
si(cid:266) z wielkim zainteresowaniem słuchaczki. Rozbawienie, z jakim Charlotta puszczała dot(cid:261)d
mimo uszu jego słowa, ust(cid:261)piło miejsca ciekawo(cid:286)ci. Z przyjemno(cid:286)ci(cid:261) si(cid:266) dowiedziała, (cid:298)e
panna Klara jest nader miła, sympatyczna, uprzejma i skromna, (cid:298)e zachowuje si(cid:266) bardzo
naturalnie i ma wiele zdrowego rozs(cid:261)dku. W oczach Parkerów zyskała wiele nie tylko dzi(cid:266)ki
wrodzonym zaletom, ale tak(cid:298)e dzi(cid:266)ki oddaniu dla opiekunki. Uroda, łagodno(cid:286)ć, ubóstwo i
uległo(cid:286)ć – có(cid:298) to było za pole dla wyobra(cid:296)ni Charlotty. Poza pewnymi wyj(cid:261)tkami, kobieta
zawsze b(cid:266)dzie współczuła innej kobiecie. Szczegółowe informacje pana Parkera nie omin(cid:266)ły
tak(cid:298)e okoliczno(cid:286)ci zaproszenia Klary do Sanditon, które jego zdaniem bardzo dobrze
odzwierciedlały charakter lady ŹenhamŚ ow(cid:261) mieszanin(cid:266) małostkowo(cid:286)ci, uprzejmo(cid:286)ci,
zdrowego rozs(cid:261)dku i hojno(cid:286)ci.
Po wieloletnim unikaniu Londynu, co czyniła głównie ze wzgl(cid:266)du na zasypuj(cid:261)cych j(cid:261)
listami i zaproszeniami kuzynów, od których starała si(cid:266) trzymać z daleka, stara dama
zmuszona była ostatnio pojechać do stolicy, gdzie, jak s(cid:261)dziła, miała sp(cid:266)dzić co najmniej dwa
tygodnie. Udała si(cid:266) tedy do hotelu, bo roztropnie wolała (cid:298)yć na własny rachunek i zadać kłam
rzekomej kosztowno(cid:286)ci pobytu w Londynie, ni(cid:298) zdać si(cid:266) na łask(cid:266) krewnych. Po trzech dniach
poprosiła o rachunek, by si(cid:266) upewnić, (cid:298)e podj(cid:266)ła słuszn(cid:261) decyzj(cid:266)ś ku jej przera(cid:298)eniu wyniósł
jednak tak du(cid:298)o, (cid:298)e zdecydowała si(cid:266) natychmiast opu(cid:286)cić hotel. Uniesiona gniewem
o(cid:286)wiadczyła, (cid:298)e nie chce ani godziny dłu(cid:298)ej pozostawać w przybytku, w którym jej zdaniem
tak haniebnie j(cid:261) oszukano. Ryzykowała wszelako wiele, zupełnie nie wiedziała bowiem,
dok(cid:261)d si(cid:266) udać, by jej znów nie oszukano. I wtedy nieoczekiwanie pojawili si(cid:266) jej sprytni
kuzyni. Prawdopodobnie szpiegowali j(cid:261) od chwili przyjazdu do miasta i mieli szcz(cid:266)(cid:286)cie w tej
przełomowej chwili znale(cid:296)ć si(cid:266) obok. Zorientowawszy si(cid:266) w sytuacji, przekonali lady
Źenham, by reszt(cid:266) pobytu sp(cid:266)dziła w skromniejszych progach ich domu, poło(cid:298)onego w
jednej z gorszych dzielnic Londynu.
Stara dama ust(cid:261)piła i była zachwycona go(cid:286)cinno(cid:286)ci(cid:261) i troskliwo(cid:286)ci(cid:261), z jak(cid:261) została
przyj(cid:266)ta. Jej kuzyni z rodu Breretonów nieoczekiwanie okazali si(cid:266) lud(cid:296)mi godnymi
najwy(cid:298)szego szacunku. Przy okazji przekonała si(cid:266) te(cid:298) osobi(cid:286)cie, jak nikłe maj(cid:261) oni dochody i
z jak powa(cid:298)nymi kłopotami finansowymi si(cid:266) borykaj(cid:261). Poczuła si(cid:266) tedy w obowi(cid:261)zku
zaprosić jedn(cid:261) z tamtejszych dziewcz(cid:261)t do siebie na zim(cid:266). Miała ona przyjechać do Sanditon
na sze(cid:286)ć miesi(cid:266)cy, potem za(cid:286) jej miejsce zaj(cid:266)łaby inna panna. Ale dopiero wybieraj(cid:261)c
dziewczyn(cid:266), która miała jej towarzyszyć, lady Źenham w pełni okazała, jak dobre ma serce.
Pomin(cid:266)ła bowiem rodzone córki pa(cid:276)stwa domu i wybrała ich siostrzenic(cid:266) Klar(cid:266), z racji swego
ubóstwa jeszcze bardziej bezradn(cid:261) i godn(cid:261) lito(cid:286)ci ni(cid:298) pozostałe. Stanowiła ona dodatkowy
ci(cid:266)(cid:298)ar dla i tak biednej rodziny, w hierarchii społecznej stała za(cid:286) tak nisko, (cid:298)e – wobec braku
szansy na odziedziczenie jakichkolwiek pieni(cid:266)dzy – los, jaki j(cid:261) czekał, był niewiele lepszy od
losu płatnej bony.
Klara przyjechała tedy ze star(cid:261) dam(cid:261) do Sanditon i dzi(cid:266)ki swemu zdrowemu rozs(cid:261)dkowi i
poczuciu humoru podbiła zupełnie serce opiekunki. Sze(cid:286)ć miesi(cid:266)cy dawno ju(cid:298) min(cid:266)ło, ale
10
nikt nie wspominał nawet o (cid:298)adnej zmianie lub przyje(cid:296)dzie kolejnej panny. Klara była
ulubienic(cid:261) lady Źenham, a jej pow(cid:286)ci(cid:261)gliwe zachowanie i łagodne, uprzejme usposobienie
uj(cid:266)ło tak(cid:298)e wszystkich innych bywalców Sanditon House. Nieufno(cid:286)ć, z jak(cid:261) pocz(cid:261)tkowo
odnoszono si(cid:266) do niej w niektórych domach, znikn(cid:266)ła bez (cid:286)ladu. Uznano, (cid:298)e jest godn(cid:261)
zaufania, wymarzon(cid:261) towarzyszk(cid:261) dla lady Źenham – zdoln(cid:261) nie tylko poszerzyć jej
horyzonty, ale tak(cid:298)e pokierować jej działaniem i skłonić do hojno(cid:286)ci. Panna Klara była
równie miła, jak ładna, a odk(cid:261)d oddychała wspaniał(cid:261) morsk(cid:261) bryz(cid:261) Sanditon, jej uroda
rozkwitła w całej pełni.
Rozdział IV
– Źo kogó(cid:298) nale(cid:298)y to przytulne domostwo? – zapytała Charlotta, kiedy powóz wjechał w
osłoni(cid:266)t(cid:261) kotlin(cid:266), le(cid:298)(cid:261)c(cid:261) o dwie mile od morskiego brzegu. Jej pytanie dotyczyło niewielkiego
domku, ładnie ogrodzonego i otoczonego pi(cid:266)knym ogrodem, sadem i ł(cid:261)kami. Miejsce, w
którym go wzniesiono, było wprost wymarzone na rezydencj(cid:266). – Wygl(cid:261)da na równie
wygodne, jak nasz dwór w Willingden.
– Ach! To mój stary dom! – wykrzykn(cid:261)ł pan Parker. – Nale(cid:298)ał jeszcze do mojego dziada.
Tu wła(cid:286)nie si(cid:266) urodziłem i wychowałem – podobnie jak wszyscy moi bracia i siostry. Tu
tak(cid:298)e przyszła na (cid:286)wiat trójka moich najstarszych dzieci, bo oboje z pani(cid:261) Parker
mieszkali(cid:286)my pod tym dachem, póki przed dwoma laty nie uko(cid:276)czyli(cid:286)my budowy nowego
domu. Rad jestem, (cid:298)e si(cid:266) pani podoba. To przyzwoita, stara rezydencja, a Hillier utrzymuje j(cid:261)
we wzorowym porz(cid:261)dku. Trzeba bowiem pani wiedzieć, (cid:298)e przekazałem ten dom
człowiekowi, który zarz(cid:261)dza moimi dobrami. On zyskał lepsze mieszkanie, a ja lepsze
poło(cid:298)enie! Jeszcze jedno wzgórze, a znajdziemy si(cid:266) w Sanditon – nowoczesnym Sanditon.
Có(cid:298) to za pi(cid:266)kne miejsce. Nasi przodkowie, jak pani wie, zawsze wznosili swe domostwa w
kotlinach. Oto jak mieszkali(cid:286)myŚ zamkni(cid:266)ci w tym małym, ciasnym zak(cid:261)tku, bez powietrza i
widoku, a przecie(cid:298) oddalonym tylko o niespełna dwie mile od najwspanialszych przestrzeni
oceanu, jakie tylko znale(cid:296)ć mo(cid:298)na w pobli(cid:298)u południowego przyl(cid:261)dka. I nie mieli(cid:286)my z tego
(cid:298)adnej korzy(cid:286)ci! Kiedy przyb(cid:266)dziemy do Trafalgar House, przekona si(cid:266) pani, (cid:298)e nie
dokonałem złej zamiany. Nawiasem mówi(cid:261)c, niemal (cid:298)ałuj(cid:266), (cid:298)e nazwałem swój dom
„Trafalgar”, bo Waterloo stało si(cid:266) teraz miejscem jeszcze słynniejszym. Ale to nicŚ
Waterloo mamy w zapasie. I je(cid:286)li starczy nam odwagi, by zaryzykować w tym roku
budow(cid:266) niewielkiego zaułka, b(cid:266)dziemy mogli nazwać go zaułkiem Waterloo. Jestem pewien,
(cid:298)e nazwa bez trudu przylgnie do wznoszonych tu domówś zawsze przecie(cid:298) tak si(cid:266) dzieje. W
sezonie za(cid:286) powinni(cid:286)my mieć wi(cid:266)cej ch(cid:266)tnych na te apartamenty ni(cid:298) miejsc.
– To był zawsze bardzo wygodny dom – odezwała si(cid:266) pani Parker – z niejakim (cid:298)alem
zerkaj(cid:261)c przez tylne okienko na mijan(cid:261) rezydencj(cid:266). – I taki pi(cid:266)kny ogród. Wspaniały ogród!
– Tak, moje serce, ale mo(cid:298)na powiedzieć, (cid:298)e zabrali(cid:286)my ten ogród ze sob(cid:261). Przecie(cid:298) nadal
zaopatruje nas we wszelkie owoce i warzywa, jakich tylko zapragniemy. Mamy wi(cid:266)c wygod(cid:266),
jak(cid:261) zapewnia posiadanie znakomitego ogrodu warzywnego, a jednocze(cid:286)nie oszcz(cid:266)dzamy
sobie kłopotów, jakie wi(cid:261)(cid:298)(cid:261) si(cid:266) z jego utrzymaniem. No i nie patrzymy co roku z (cid:298)alem, jak
zamiera w nim (cid:298)ycie. Któ(cid:298) lubi widok grz(cid:261)dek kapusty w pa(cid:296)dzierniku?
– Och tak, mój drogi. Masz racj(cid:266). Owoców i warzyw mamy równie pod dostatkiem jak
niegdy(cid:286), bo nawet je(cid:286)li zapomnimy przywie(cid:296)ć je st(cid:261)d, zawsze mo(cid:298)emy kupić wszystko, czego
potrzebujemy, w Sanditon House. Tamtejszy ogrodnik jest tak miły, (cid:298)e dostarcza nam to,
czego trzeba. Ale w ogrodzie mogły si(cid:266) te(cid:298) bawić dzieci. Latem nie brakowało tam cienia...
– Moja droga, na wzgórzu te(cid:298) mamy cienia ile dusza zapragnie, a za kilka lat b(cid:266)dziemy go
mieli a(cid:298) za du(cid:298)o! Ludzie nie mog(cid:261) si(cid:266) wprost nadziwić, jak szybko ro(cid:286)nie mój sad.
11
Tymczasem mamy płócienne markizy, które zapewniaj(cid:261) nam chłód i wygod(cid:266) wewn(cid:261)trz
domu. A je(cid:286)li chodzi o spacery, mo(cid:298)esz w ka(cid:298)dej chwili kupić dla małej Mary parasolk(cid:266) u
Whitby’ego albo czepek u Jebba. Co si(cid:266) za(cid:286) tyczy chłopców, wolałbym raczej, (cid:298)eby biegali w
sło(cid:276)cu ni(cid:298) w cieniu. Jestem pewien, (cid:298)e podobnie jak ja pragniesz, moja droga, by nasi chłopcy
byli zahartowani.
– Ale(cid:298) tak, naturalnie. Całkowicie si(cid:266) z tob(cid:261) zgadzam. I zaiste kupi(cid:266) Mary mał(cid:261) parasolk(cid:266).
Wyobra(cid:298)am sobie, jaka b(cid:266)dzie z niej dumna! Ju(cid:298) j(cid:261) widz(cid:266) paraduj(cid:261)c(cid:261) pod ni(cid:261) z uroczyst(cid:261)
min(cid:261), całkiem jak mała kobietka. Och, nie w(cid:261)tpi(cid:266) ani troch(cid:266), (cid:298)e nasz nowy dom jest o wiele
lepszy. Je(cid:286)li którekolwiek z nas zapragnie za(cid:298)yć morskiej k(cid:261)pieli, nie mamy wi(cid:266)cej ni(cid:298) ćwierć
mili do pla(cid:298)y! Ale sam wiesz – dodała, znowu ogl(cid:261)daj(cid:261)c si(cid:266) za siebie – (cid:298)e tak, jak t(cid:266)skni si(cid:266)
za starymi przyjaciółmi, t(cid:266)skni si(cid:266) te(cid:298) za miejscami, gdzie czuli(cid:286)my si(cid:266) tacy szcz(cid:266)(cid:286)liwi. W
dodatku Hillierowie nie prze(cid:298)yli zeszłej zimy ani jednego sztormu. Pami(cid:266)tam, (cid:298)e pewnego
razu spotkałam pani(cid:261) Hillier – a było to nazajutrz po jednej z tych okropnych nocy, kiedy my
dosłownie kołysali(cid:286)my si(cid:266) we własnym łó(cid:298)ku – ona za(cid:286) nie zauwa(cid:298)yła nawet, (cid:298)e wiatr był
silniejszy ni(cid:298) zwykle.
– No tak, to do(cid:286)ć prawdopodobne. My mocniej odczuwamy sztormy, ale tak naprawd(cid:266)
grozi nam z ich strony mniejsze niebezpiecze(cid:276)stwo ni(cid:298) im. Wiatr, nie napotykaj(cid:261)c wokół
naszego domu niczego, co stałoby mu na drodze, po prostu leci dalej, podczas gdy w kotlinie,
poni(cid:298)ej koron drzew, gdzie nie czuje si(cid:266) (cid:298)adnych ruchów powietrza, mieszka(cid:276)cy mog(cid:261) dać si(cid:266)
wichurze zupełnie zaskoczyć. A przynosz(cid:261) one w dolinach – bo tam dopiero przybieraj(cid:261) na
sile – o wiele wi(cid:266)cej szkody ni(cid:298) na otwartej przestrzeni. Je(cid:286)li za(cid:286) chodzi o owoce i warzywa,
moje serce, wielokrotnie zapewniano nas, (cid:298)e gdyby niespodziewanie co(cid:286) było nam potrzebne,
ogrodnik lady Źenham natychmiast to przyniesie. My(cid:286)l(cid:266) jednak, (cid:298)e przy takich okazjach
powinni(cid:286)my raczej zwracać si(cid:266) gdzie indziejŚ stary Stringer i jego syn s(cid:261) w wi(cid:266)kszej
potrzebie. Zach(cid:266)ciłem ich, (cid:298)eby si(cid:266) tu osiedlili, ale obawiam si(cid:266), (cid:298)e nie wiedzie im si(cid:266)
najlepiej. Choć na razie mieszkaj(cid:261) tu krótko i w przyszło(cid:286)ci bez w(cid:261)tpienia ich sytuacja si(cid:266)
poprawi, wymaga to jednakowo(cid:298) mozolnej pracy. Powinni(cid:286)my im wi(cid:266)c ze wszystkich sił
pomagać i zwracać si(cid:266) do nich zawsze, ilekroć potrzebne nam b(cid:266)d(cid:261) jarzyny lub owoce. Nie
byłoby (cid:296)le, gdyby zdarzało si(cid:266) to cz(cid:266)sto i gdyby(cid:286)my niemal codziennie o czym(cid:286) zapominali.
Albo jeszcze lepiej, gdyby(cid:286)my tylko pro forma odbierali niektóre jarzyny z dawnego ogrodu –
ot tyle, by stary Andrew nie stracił codziennego zaj(cid:266)cia – a naprawd(cid:266) kupowali wi(cid:266)kszo(cid:286)ć
potrzebnych nam rzeczy u Stringerów.
– Znakomity pomysł, mój drogi, i bez trudu wcielimy go w (cid:298)ycie. Kucharka si(cid:266) ucieszy –
dla niej to b(cid:266)dzie wielka wygoda, ostatnio stale bowiem narzeka na Andrewa. Powiada, (cid:298)e
nigdy nie przywozi jej tego, co zamówiła. Oho, nasz dawny dom ju(cid:298) znikn(cid:261)ł z oczu. Powiedz
mi, czy to prawda, (cid:298)e – zdaniem twojego brata – powinno si(cid:266) urz(cid:261)dzić w nim szpital?
– Och, droga Mary, to zwykły (cid:298)art z jego strony! Udaje tylko, (cid:298)e nakłania mnie, bym
przekształcił to miejsce w szpital. W (cid:298)artach wy(cid:286)miewa si(cid:266) te(cid:298) z moich innych ulepsze(cid:276).
Sama wiesz, (cid:298)e Sidney gada, co mu (cid:286)lina na j(cid:266)zyk przyniesie. Nigdy nie zastanawia si(cid:266) nad
tym, co mówi. My(cid:286)l(cid:266), panno Heywood, (cid:298)e w ka(cid:298)dej rodzinie znajdzie si(cid:266) kto(cid:286), kto z racji
swych talentów lub przymiotów cieszy si(cid:266) przywilejem mówienia wszystkiego, co zechce. W
naszej rodzinie tak(cid:261) osob(cid:261) jest Sidney. To bardzo zdolny młodzieniec. Potrafi być naprawd(cid:266)
sympatyczny. Niestety, zbyt długo przebywał w wielkim (cid:286)wiecie, by miał czas si(cid:266) ustatkować
– to jego jedyna wada. Mieszka to tu, to tam, ja chciałbym wszelako, (cid:298)eby osiadł na stałe w
Sanditon. Mam nadziej(cid:266), (cid:298)e go pani pozna. Jego obecno(cid:286)ć dobrze zrobiłaby miastu. Oboje z
Mary wiemy, co znaczy s(cid:261)siedztwo takiego młodego człowieka jak Sidney, z jego eleganckim
powozem i modnymi strojamiŚ natychmiast (cid:286)ci(cid:261)gn(cid:266)łoby tu wiele szacownych rodzin, wiele
troskliwych matek i ich pi(cid:266)knych córek. To mogłoby nas wspomóc kosztem źastbourne i
Hastings.
12
Zbli(cid:298)ali si(cid:266) wła(cid:286)nie do ko(cid:286)cioła i starej cz(cid:266)(cid:286)ci wsi Sanditon, le(cid:298)(cid:261)cej u stóp wzgórza, które
przed chwil(cid:261) pokonali. Zbocza wzniesienia poro(cid:286)ni(cid:266)te były lasem, w którym – jak
poinformowano Charlott(cid:266) – krył si(cid:266) Sanditon House. Stok ko(cid:276)czył si(cid:266) otwart(cid:261) kotlin(cid:261), gdzie
wkrótce stan(cid:261)ć miały nowe domy. Źnem zmierzaj(cid:261)cego nieco sko(cid:286)nie ku morzu jaru płyn(cid:261)ł
niewielki strumyk. Zaciszny zak(cid:261)tek przy jego uj(cid:286)ciu a(cid:298) si(cid:266) prosił, by budować tam domy.
Nieopodal stało ju(cid:298) zreszt(cid:261) kilka rybackich zagród.
We wsi nie znalazłoby si(cid:266) na razie jeszcze niczego prócz chłopskich chat, ale – jak z
zachwytem zapewnił Charlott(cid:266) pan Parker – czuło si(cid:266) ju(cid:298) nadchodz(cid:261)ce zmiany. Źwie czy trzy
najzamo(cid:298)niejsze chaty zadawały szyku białymi firankami oraz napisamiŚ „Kwatery do
wynaj(cid:266)cia”, a na zielonym podwórku starej wiejskiej rezydencji na ogrodowych krzesełkach
dwie damy w eleganckich białych sukniach czytały ksi(cid:261)(cid:298)ki. Skr(cid:266)caj(cid:261)c za rogiem piekarni,
mo(cid:298)na było usłyszeć dobiegaj(cid:261)ce z jej wy(cid:298)szego pi(cid:266)tra d(cid:296)wi(cid:266)ki harfy.
Takie widoki i odgłosy cieszyły niepomiernie pana Parkera – nie dlatego, by dbał o
powodzenie wsi, która jego zdaniem była zbytnio oddalona od morza, ale dlatego, (cid:298)e to, co
ujrzał, stanowiło niezbity dowód, i(cid:298) okolica staje si(cid:266) coraz bardziej modna. Skoro nawet wie(cid:286)
mogła si(cid:266) komu(cid:286) wydać atrakcyjna, na wzgórze z pewno(cid:286)ci(cid:261) (cid:286)ci(cid:261)gn(cid:261) tłumy. Oczyma
wyobra(cid:296)ni zobaczył, jak b(cid:266)dzie wygl(cid:261)dał tu przyszły sezon. Rok temu o tej samej porze, czyli
pod koniec lipca, nie było we wsi nawet jednego letnika! Nie pami(cid:266)tał tak(cid:298)e, (cid:298)eby w ogóle
pojawił si(cid:266) ktokolwiek przez całe lato – poza jedn(cid:261) rodzin(cid:261) z dziećmi przybył(cid:261) z Londynu, by
morskim powietrzem leczyć osłabienie po kokluszu. Matka nie pozwalała jednak dzieciom
schodzić nad brzeg morza w obawie, (cid:298)e wpadn(cid:261) do wody.
– Cywilizacja, prawdziwa cywilizacja – wołał zachwycony pan Parker. – Spójrz, droga
Mary! Popatrz na witryn(cid:266) Williama Heeleya. Bł(cid:266)kitne pantofle i nankinowe buty! Któ(cid:298)
mógłby si(cid:266) spodziewać takiego widoku w starym Sanditon! Ta zmiana musiała nast(cid:261)pić
dopiero ostatnio, bo kiedy miesi(cid:261)c temu st(cid:261)d wyje(cid:298)d(cid:298)ali(cid:286)my, na tej wystawie nie było
(cid:298)adnych bł(cid:266)kitnych pantofli. Chwalebne, doprawdy! No có(cid:298), s(cid:261)dz(cid:266), (cid:298)e co(cid:286) nieco(cid:286) tu
zdziałałem. A oto i nasze wzgórze. I cudowne, zdrowe powietrze.
Wspinaj(cid:261)c si(cid:266) pod gór(cid:266), min(cid:266)li drog(cid:266) wiod(cid:261)c(cid:261) do Sanditon House i w(cid:286)ród drzew ujrzeli
dach domostwa.
ju(cid:298)
Był to ostatni budynek w dawnym stylu, jaki wzniesiono w tej cz(cid:266)(cid:286)ci parafii. Nieco wy(cid:298)ej
(cid:286)wi(cid:266)ciła
triumfy nowoczesno(cid:286)ć. Charlotta w milczeniu, z pełnym ciekawo(cid:286)ci
rozbawieniem przygl(cid:261)dała si(cid:266) Prospect House, Bellevue Cottage i Źenham Palace, podczas
gdy pan Parker wyra(cid:298)ał gor(cid:261)c(cid:261) nadziej(cid:266), (cid:298)e (cid:298)aden z tych domów nie stoi pustk(cid:261). Niestety, na
furtkach zobaczył wi(cid:266)cej ni(cid:298) si(cid:266) spodziewał ogłosze(cid:276) o wolnych pokojach, na wzgórzu za(cid:286)
mniej oznak, (cid:286)wiadcz(cid:261)cych o przybyciu go(cid:286)ciŚ nie było ani powozów, ani spacerowiczów.
Przypisywał to wszak(cid:298)e raczej porze dniaŚ zapewne letnicy powrócili wła(cid:286)nie z przechadzki
na obiad. I choć wiedział, (cid:298)e pla(cid:298)e i Taras nigdy do ko(cid:276)ca nie pustoszej(cid:261), pami(cid:266)tał, (cid:298)e morze
musi być teraz w połowie przypływu.
Zat(cid:266)sknił nagle, by znale(cid:296)ć si(cid:266) na pla(cid:298)y w(cid:286)ród klifów. Być w swoim domu i jednocze(cid:286)nie
wsz(cid:266)dzie poza nim. Ju(cid:298) sam widok morza dobrze na(cid:276) podziałałŚ poczuł niemal, jak jego
kostka staje si(cid:266) z chwili na chwil(cid:266) silniejsza.
Wzniesiony w najwy(cid:298)szym punkcie stoku Trafalgar House był lekk(cid:261), eleganck(cid:261) budowl(cid:261),
otoczon(cid:261) niewielkim trawnikiem i bardzo młodym na razie sadem. Od kraw(cid:266)dzi urwistego,
ale niezbyt wysokiego klifu dzieliło go około stu jardów i – wyj(cid:261)wszy krótk(cid:261) uliczk(cid:266)
schludnych domków, zwan(cid:261) Tarasem – był to le(cid:298)(cid:261)cy najbli(cid:298)ej pla(cid:298)y budynek. Taras, z jego
szerokim chodnikiem ci(cid:261)gn(cid:261)cym si(cid:266) przed frontami domów, aspirował do miana miejscowej
promenady. Znajdował si(cid:266) tu najlepszy sklep modniarski oraz biblioteka, a tak(cid:298)e hotel i sala
bilardowa. Obok zaczynało si(cid:266) zej(cid:286)cie na pla(cid:298)(cid:266), ku urz(cid:261)dzeniom k(cid:261)pielowym.
Źojechawszy do Trafalgar House, wznosz(cid:261)cego si(cid:266) w niewielkiej odległo(cid:286)ci od Tarasu,
podró(cid:298)ni wysiedli z powozu i zostali natychmiast otoczeni przez gromadk(cid:266) uszcz(cid:266)(cid:286)liwionych
dzieci, rado(cid:286)nie witaj(cid:261)cych si(cid:266) z rodzicami. Zaprowadzona do swojego apartamentu Charlotta
z rozbawieniem podeszła do wielkiego weneckiego okna i patrz(cid:261)c ponad fasadami
niedoko(cid:276)czonych budynków, trzepocz(cid:261)c(cid:261) na wietrze po(cid:286)ciel(cid:261) i dachami le(cid:298)(cid:261)cych ni(cid:298)ej
domostw, powiodła wzrokiem ku migocz(cid:261)cemu w promieniach sło(cid:276)ca morzu.
13
Rozdział V
Wkrótce cała rodzina ponownie spotkała si(cid:266) przed obiadem. Pan Parker przegl(cid:261)dał
korespondencj(cid:266).
– Ani słowa od Sidneya! – westchn(cid:261)ł. – Có(cid:298) z niego za leniuch. Napisałem do niego
jeszcze z Willingden o moim wypadku i my(cid:286)lałem, (cid:298)e raczy mi odpowiedzieć. Ale mo(cid:298)e to
oznacza, (cid:298)e zawita do nas osobi(cid:286)cie. Wierz(cid:266), (cid:298)e tak si(cid:266) stanie. Przyszedł za to list od jednej z
moich sióstr. Na nie zawsze mog(cid:266) liczyć! Je(cid:286)li chodzi o korespondencj(cid:266), mo(cid:298)na polegać tylko
na kobietach. Zanim jeszcze otworz(cid:266) kopert(cid:266), Mary – zwrócił si(cid:266) z u(cid:286)miechem do (cid:298)ony –
spróbujmy zgadn(cid:261)ć, czy moim krewnym dopisuje zdrowie. Albo zastanówmy si(cid:266), co
powiedziałby Sidney, gdyby był tu z nami. Sidney to szelma, panno Heywood. Musi pani
wiedzieć, (cid:298)e uwa(cid:298)a on, i(cid:298) w narzekaniach moich sióstr sporo jest imaginacji. Ale w
rzeczywisto(cid:286)ci wcale na to nie wygl(cid:261)da – albo w bardzo niewielkim stopniu. Obie s(cid:261) słabego
zdrowia, o czym wielokrotnie słyszała ju(cid:298) pani z naszych ust, i cierpi(cid:261) na wiele bardzo
powa(cid:298)nych schorze(cid:276). W gruncie rzeczy s(cid:261)dz(cid:266), (cid:298)e nie wiedz(cid:261), co to znaczy być choć przez
jeden dzie(cid:276) zdrowym. A jednocze(cid:286)nie s(cid:261) wspaniałymi, pracowitymi kobietami. Maj(cid:261) tyle
energii i hartu ducha! Je(cid:286)li tylko mo(cid:298)na wy(cid:286)wiadczyć komu(cid:286) przysług(cid:266), wyt(cid:266)(cid:298)aj(cid:261) wszystkie
siły, by to uczynić. Na tych, którzy ich dobrze nie znaj(cid:261), robi to niezwykłe wra(cid:298)enie. Tak
naprawd(cid:266) wcale nie symuluj(cid:261) chorób. Maj(cid:261) po prostu słabsze organizmy – ale i silniejsze
umysły ni(cid:298) to na ogół si(cid:266) spotyka. A nasz najmłodszy brat, który mieszka razem z nimi, i
który liczy sobie niewiele ponad dwadzie(cid:286)cia lat, pozostaje – przykro mi to mówić – równie
wielkim kalek(cid:261) jak one. Jest tak delikatnego zdrowia, (cid:298)e nie mo(cid:298)e nawet zaj(cid:261)ć si(cid:266) (cid:298)adn(cid:261)
prac(cid:261). Sidney (cid:286)mieje si(cid:266) z niego, ale ja uwa(cid:298)am, (cid:298)e nie ma w tym nic zabawnego. Ale taki ju(cid:298)
jest SidneyŚ nawet ja, wbrew samemu sobie, (cid:286)miej(cid:266) si(cid:266) z jego (cid:298)artów. Wiem, (cid:298)e gdyby tu był,
rzuciłby z rozbawieniem, (cid:298)e z listu dowiemy si(cid:266) najpewniej, i(cid:298) Susan, Źiana albo Arthur stoj(cid:261)
nad grobem i umr(cid:261) w ci(cid:261)gu miesi(cid:261)ca. – Pan Parker przerwał na chwil(cid:266), by przebiec wzrokiem
list. – (cid:297)ałuj(cid:261) wielce, ale nie uda im si(cid:266) zjechać do Sanditon – westchn(cid:261)ł, potrz(cid:261)saj(cid:261)c głow(cid:261). –
Niewesołe wie(cid:286)ci, naprawd(cid:266) niewesołe wie(cid:286)ci. Zmartwisz si(cid:266), Mary, słysz(cid:261)c, jak ci(cid:266)(cid:298)ko
chorowali – i choruj(cid:261) nadal. Je(cid:286)li pani pozwoli, panno Heywood, przeczytam list Źiany na
głos. Lubi(cid:266), gdy moi przyjaciele poznaj(cid:261) si(cid:266) nawzajem, a obawiam si(cid:266), (cid:298)e wam dane b(cid:266)dzie
jedynie znać si(cid:266) ze słyszenia, bo do zawarcia innego rodzaju znajomo(cid:286)ci nie b(cid:266)dzie ok
Pobierz darmowy fragment (pdf)