Darmowy fragment publikacji:
Aleksander Janowski
„Sandy, część II”
Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o., 2014
Copyright © by Aleksander Janowski, 2014
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji
nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana
w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
Skład: Jacek Antoniewski
Projekt okładki: Juliusz Kłosowski oraz Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.
Zdjęcie okładki: Juliusz Kłosowski – www.JulisSimo.com
Korekta: Paulina Jóźwiak
ISBN: 978‒83‒7900‒210‒8
Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.
ul. Chopina 9, pok. 23, 62‑510 Konin
tel. (63) 242 02 02, kom. 665‑955‑131
http://wydawnictwo.psychoskok.pl
e‑mail: wydawnictwo@psychoskok.pl
Spis rozdziałów
Rozdział I 4
Rozdział II 106
3
Rozdział I
Budyneczek policji w Roslyn świadczył najlepiej o miej-
scu wydatków na służbę ochrony porządku w budżecie
miejskim – jednopiętrowy, bunkropodobny i równie mało
obszerny W sam raz dla czterech mundurowych Większych kło-
potów w mieście nie notowano od lat, Bogu nich będzie dzięki,
to i taki stan posiadania wystarczał
Pisemne apele o zwiększenie funduszy do przełożonych w od-
dalonym Wielkim Mieście i powoływanie się na niezbite fakty,
że w związku ze wzmożonym napływem ludności latynoskiej
wzrosła ostatnio liczba drobnych przewinień – napadów na sa-
motne kobiety po zmroku, wyszarpywania torebek czy nocnych
kradzieży z włamaniem do samochodów, nie skutkowały w ogóle
„Nic znów wielkiego i nic, co usprawiedliwiałoby nagłe zwięk-
szenie budżetu policyjnego, a tym samym i zatrudnienie dodat-
kowych policjantów na etacie Radźcie sobie sami, w ramach
przyznawanych środków” – nieodmiennie słyszał szef posterun-
ku McDermont na dorocznych odprawach, kiedy udawało mu
się podczas uroczystego przyjęcia złapać za guzik Samego Pana
Wiceburmistrza, bo o dostępie do Jego Wysokości Mera mógł
tylko pomarzyć Trzeba powiedzieć bez ogródek – wymienio-
ne mizerne środki konsekwentnie pomniejszano, gdyż „wystą-
piły pilne potrzeby gdzie indziej”, a wy tam „nie macie żadnych
naprawdę poważnych problemów”, jak mu wielokrotnie wyja-
śniano Co roku
4
Taka polityka finansowa szczególnie irytowała komisarza
Nieraz myślał, by podać się do dymisji i przejść na zasłużoną eme-
ryturę o kilka lat wcześniej, nawet przy zmniejszonych świadcze-
niach Natychmiast jednak następowało otrzeźwienie – ukochana
jedynaczka ma przed sobą jeszcze trzy lata nauki w uniwersy-
tecie Otrzymuje wprawdzie stypendium, gdyż jest wyjątkowo
uzdolniona do języków, ale widział kto dziewczynę, której by wy-
starczała skromna zapomoga naukowa? Musi przecież wyglądać
i odpowiednio się ubrać, by pokazywać się w swoim środowisku
– Ta koszulina, tato, przy mundurze galowym wymaga zmia-
ny – zauważyło dziecko podczas ostatniej weekendowej wizy-
ty w domu Tak, ale mała nie wie, że ojciec pobrał wprawdzie
przysługujące pieniądze na nowe sorty mundurowe, ale zamiast
je wydać na kupno nowych butów, koszuli i krawata, w całości
przesłał ukochanej córeczce Postanowił, że jeszcze roczek może
ponosić stare umundurowanie
Takie to rzeczy „Małe dzieci, mały kłopot, duże dzieci, duży…”
– nie dokończył tej myśli, gdyż uwagę jego przyciągnął doku-
ment z nagłówkiem znanej stacji telewizyjnej Coś podobnego
„Chyba nie poproszą mnie o wywiad na żywo, przed kamera-
mi?” – mignęła frywolna myśl
Przysunął do siebie papier Przeleciał szybko pierwszy pa-
ragraf Nieistotne – wyrazy szacunku i tym podobne wstępne
uprzejmości Trafaret Czego chcą?
„Wzorem lat ubiegłych, w związku z kręceniem filmu fabu-
larnego oraz reportażu tematycznego w okolicach wieży ciśnień
w Roslyn itp , itd – niecierpliwie przelatywał oczami drobny
druk – prosimy o stosowną pomoc przy policyjnym zabezpie-
czeniu terenu w dniach od… do… Szczegółowy harmonogram
dni zdjęciowych – w załączeniu”
5
Podpisano Fred Kinley, producent
Data, miejsce, podpis
Czytający rozchmurzył się Wspaniale mu się współpraco-
wało z sympatyczną i chętną do zabawy ekipą filmową Kiedy
to było? Dwa lata temu? Kręcili wtedy jakieś ckliwe romansi-
dło, typowy wyciskacz łez, ze scenami w starym, porzuconym
młynie Lało się mnóstwo piwa i dobrej whisky, na koszt ekipy
zdjęciowej Naliczono mu kilkanaście godzin nadliczbowych
Płatnych, ponieważ głównie czekano na słońce, które uparcie
nie chciało „współpracować” Fajnie było
O co chodzi tym razem? „Wyciąg ze scenariusza – w załą-
czeniu” Gdzie to jest? Osobno spięte dwie kartki Przeleciał
wzrokiem środkowy paragraf – „pozorowane zniszczenie wieży
ciśnień przez grupę terrorystów islamskich”
– Ha! Ha! – zaśmiał się pod starannie wypielęgnowanym
wąsem „Ci to mają fantazję Terroryści? Islamscy? U nas? Ha!
Ha! dobre
Nabazgrał na marginesie – „Martinez – Singh, do wykona-
nia” i przełożył do stalowego koszyka z napisem „Wychodzące”
Niech chłopaki mają frajdę
*
Sekretarz podłożył pod prawy łokieć kapitana kolejny papierek
do podpisu
– Powiem wam, Di Valencia, nigdy nie myślałem, że w tej
robocie czeka na mnie taka lawina papierzysk Pogrzebałaby
mnie, gdyby nie wasza pomoc… przyznaję – spojrzał dobro-
dusznie na górującego nad nim mężczyznę o włoskiej urodzie
taniego amanta
6
– Od tego jestem, panie kapitanie Pana poprzednik, prze-
praszam, to niczego nie chciał czytać i wszystko mu musiałem
opowiadać Taki był „niecytaty” – pozwolił sobie na luźną uwagę
John Jay Robertson Junior II uniósł brwi Wiadomo, że po-
przednik był ciamajdą, niedojdą i nieudacznikiem, ale personel
pomocniczy nie powinien pozwalać sobie na krytykę przełożo-
nych, jacy by nie byli
– Tu odpis pisma filmowców Zawiadamiają, że będą kręci-
li film w Roslyn – urzędnik wskazał na papierek na filmowym
druku „Tamtejszy szef posterunku policji przesłał do nas, zgod-
nie z nowym rozdzielnikiem ”
– Tak? – ziewnął zwierzchnik – I czego od nas chcą?
– Taki przypadek już był… ponad dwa lata temu… w Glen
Cove – wyjaśnił pomocnik Jak aktorzy grali w takiej scenie przy
młynie, to myśmy musieli na cztery godziny zamknąć drogę do-
jazdową nad zatokę Skierowaliśmy ruch w drugą stronę Lokal-
ni strasznie się wnerwiali, bo to lato było…
– A teraz co kręcą? – dopytywał się kapitan Robertson
– Tu piszą, że coś o terrorystach – sekretarz podsunął pa-
pier bliżej kapitana
– A co dokładnie? – ożywił się zwierzchnik i już szukał ocza-
mi w tekście odpowiedniego fragmentu
– O tu… „Obiektem zdjęć będzie scena rzekomego wysadze-
nia wieży ciśnieniowej na wzgórzu północnym nad wiaduktem
prowadzącym nad szosą dojazdową do popularnego miejsca
wypoczynku weekendowego mieszkańców miasteczka Roslyn
i okolic”… – gładko odczytał zapytany W piątej klasie w szkole
podstawowej czytał najładniej ze wszystkich, podczas gdy po-
łowa uczniów zaledwie dukała poszczególne sylaby
– Wysadzenie wieży, mówisz? – oczy rozbłysły kapitanowi
– Przecież to terroryzm czystej wody
7
Sekretarz oniemiał
– Ale oni… tak na niby… w filmie – wyjąkał wreszcie – Ta-
kie udawanie na ekranie
– Mało widzieliście w życiu, szeregowy – warknął przełożo-
ny – Dziś wam ukradną sznurek od uwiązanego cielaka, a jutro
samego cielaka – wyjaśnił niezrozumiale – Nosił wilk razy kilka,
poniosą i wilka – dorzucił tytułem wyjaśnienia, czym wprawił
sekretarza w całkowitą konfuzję Chłopak pochodził z Nowe-
go Jorku i nie podejrzewał nawet, że cielęta się uwiązuje, a wil-
ki oglądał tylko na ekranie telewizora w programie „National
Geographic”
*
Tego wielkiego czarnego Jeepa z przyciemnionymi szybami za-
uważyłem już kilka dni wcześniej Zawsze też czaił się gdzież
w pobliżu czarny ford Rozejrzałem się uważnie po bliskiej oko-
licy Jest, sukinsyn Nawet się nie kryje Parkuje bezczelnie przy
hydrancie pożarowym, na samym zakazie postoju Przez ciemne
szyby nie dojrzę, czy ktoś siedzi w środku Niech sobie siedzi,
skoro tak chce Jego sprawa
Krótki, a pobieżny rachunek mało używanego sumienia nie
wykazał na moim koncie poważniejszych grzechów – nie ści-
ga mnie żaden zazdrosny mąż (zawsze unikałem mężatek jak
ognia, dlatego właśnie) Nie prześladuje była małżonka z powo-
du niepłaconych alimentów Nie uprawiałem bigamii czy innego
wielożeństwa, jakkolwiek ponętnie by to brzmiało dla niektó-
rych Nie szperałem nielegalnie w tajnej bazie danych Pentagonu
czy Białego Domu Nie fałszowałem banknotów z podobiznami
amerykańskich prezydentów Nie włamywałem się do banków
8
przechowujących ich podobizny Nie miałem żadnych zatargów
z partnerami handlowymi, głównie z powodu braku takowych
Nie wyniosłem od byłego pracodawcy pilnie strzeżonych tajem-
nic handlowych i nie sprzedałem ich rodzimej konkurencji ani
Rosjanom czy Chińczykom Z tych oto wyżej wymienionych
przyczyn śpię spokojnie i cieszę się dobrym trawieniem
Zaparkowałem przy parkometrze, zapłaciłem telefonem ko-
mórkowym i spokojnym krokiem skierowałem się do ulubionej
greckiej restauracyjki z polską kelnerką i meksykańskimi kucha-
rzami Mimo to, albo może właśnie dlatego, jedzenie mają zna-
komite Właściciel – stary Grek powitał mnie entuzjastycznie
Nie dziwię się – w ciągu ostatnich pięciu lat pozostawiłem u niego
majątek, nabierając za to większego wymiaru w pasie Zauważy-
łem, że od kiedy nie pracuję regularnie, ważę więcej Dużo więcej
Czy mam zamiar zacząć uprawiać biegi, by schudnąć? A może
zacznę przyjmować specjalnie zalecane środki na zbicie wagi?
Ani mi w głowie Znam siebie Wystarczy, że zrezygnuję z wę-
glowodanów, to znaczy, zmniejszę spożycie chleba i artykułów
mącznych i strzałka wagi uchylnej w mojej łazience zacznie wy-
raźnie przesuwać się w lewo Jestem pewien
Podleciała urocza i sympatyczna pani Irena, która siedzi
w Ameryce ćwierć wieku, co roku spędza miesiąc w swojej sta-
rej ojczyźnie, ale tym razem nieodwołalnie wraca do Polski na
stałe, bo „tam jest tak pięknie… tak pięknie i ludzie są tacy ser-
deczni, nie to, co tu…”
– Głowonoga z pary? – spytała o moją ulubioną przystaw-
kę – Owszem, tak
– Jak pani tam było? – zagadnąłem nieopatrznie Grek za
barem ostrzegawczo przewrócił oczami
Kochana pani Irenka chwyciła okazję obydwiema pulchny-
mi rączkami
9
– Ach, mówię panu, ta skarpa wiślana w Płocku… jaki cudny
widok na szeroką rzekę… jaki słodki zapach kwitnących lip…
A ta wielka katedra na stromym zboczu! Arcydzieło! A stary ko-
ściół w Czerwieńsku! Kochany! To trzeba zobaczyć Lecę… lecę
już – zapewniła właściciela i pomknęła po zamówioną potrawę
Nawet nie spytała, czy wiem, gdzie szukać tego… Płocka Nic
to, znajdę w Google Jeśli nie zapomnę
Naraz zobaczyłem, jak cała krew odpływa ze śniadej twarzy
właściciela, tym bardziej uwypuklając potężny nochal nad siwy-
mi wąsiskami Czego aż tak się przestraszył?
Dwaj nowi klienci stanęli w drzwiach W milczeniu Bez
„dzień dobry” czy innego przywitania Dziwne Grek za ladą,
naraz mniejszy i przygarbiony, chyłkiem śmignął na zaplecze
Co się dzieje? Może wierzyciele przyszli? Knajpka jest zadłu-
żona, właściciel nie zwrócił na czas umówionej sumy i obawia
się konsekwencji Raczej dla niego nieprzyjemnych Taki bywa
ten biznes
Tymczasem dwaj panowie zatrzymali się przy moim stoliku
Jeden z nich bez żadnej charakteryzacji, od zaraz, mógł zagrać
rolę mafijnego bandyty w „Ojcu chrzestnym” Albo i dwóch…
taki był szeroki Drugi wyglądał prawie normalnie, gdyby nie był
aż tak opasły – garnitur, krawat, marynarka, wszystko w dobrym
gatunku Kłujące oczka pod gęstymi brwiami, po obu stronach
grubego nochala, nie patrzyły zbyt przyjaźnie Czarne, przylizane
do góry włosy Złowieszczo jakoś wyglądał Zamarłem Komor-
nik? Poborca podatkowy? Do mnie? To chyba jakaś pomyłka?
Małpolud bez słowa sięgnął do kieszeni Własnej Wycią-
gnął czarne, eleganckie pudełko Otworzył raptownie Położył
przede mną
– To pana Rolex Odzyskaliśmy – wyjaśnił jego kompan i usiadł
bez zaproszenia na krześle obok mnie Umięśniony podszedł
10
do drzwi, obrócił na zewnątrz kartonik z napisem „zamknięte”
i stanął tam, wyglądając przez szybę na ulicę Kelnerka oraz wła-
ściciel restauracyjki naraz zniknęli Byłem zdany tylko na siebie
– Przepraszam, że przeszkadzamy panu w konsumpcji – ode-
zwał się biznesowy garnitur
jest nowy Mój był używany
– To nie jest mój zegarek – stwierdziłem po obejrzeniu – Ten
– Nie jest – zgodził się przymusowy rozmówca – Ten jest
droższy i lepszy Proszę przyjąć… jako znak dobrej woli Prze-
praszamy za tamten incydent
Błyskawica naraz rozświetliła mroki mojego wystraszone-
go umysłu Oślepiająca Scena w Tilles Center Postawna sza-
tynka… na nogach… w sukni, śmiało odsłaniającej co trzeba
Niby przypadkowe zderzenie dwóch ciał Pospolita złodziejka?
Zawodówka! Ale mnie podeszła
– Przez pomyłkę zawłaszczyła też i to – położył na stoliku moje
prawo jazdy – Nie tolerujemy takiego zachowania – zapewnił
Ale sytuacja! Nikt mi nie uwierzy, jak opowiem
– Trochę czasu panom to zajęło – wypowiedziałem pierwszą
nieskomplikowaną myśl, jaka nawiedziła moją głowę Schowa-
łem prawko, włożyłem zegarek na rękę Piękny Z brylantami!!!
Ho, ho! Ciekaw jestem, ile taki okaz wykwintnej sztuki zegarmi-
strzowskiej kosztuje Na pewno dużo więcej, niż mój poprzed-
ni Mają dranie gest
– Czasem trzeba poczekać na dobrą nowinę – odrzekł sen-
tencjonalnie brunet
– Jestem wdzięczny Doceniam Czego panowie ode mnie
chcą? – spytałem nalewając sobie drżącą ręką wody z lodem
z wysokiej karafki Partnerowi stolikowemu nie zaoferowałem
Nie odpowiedział od razu Ogarnął spojrzeniem wejście do
restauracji, napotkał spojrzenie mięśniaka przy drzwiach, który
11
krótkim skinieniem łysej pały zakomunikował, że wszystko jest
ok Karetka pogotowia przebijała się gdzieś przez gęsty ruch sa-
mochodowy, wyjąc przeraźliwie… coraz bliżej Z kuchni restau-
racyjnej wypłynął jakiś swąd… czegoś przypalonego…
– Jest interes do zrobienia – obrócił głowę w moim kierunku,
patrząc jednak gdzieś powyżej okna – Przyznam się, że chciałem
jak najszybciej skończyć z tą nieprzyjemną sytuacją
– Jaki? – spytałem wprost
Rozmówca westchnął, jakby z ulgą
– Trzydzieści procent twojego honorarium za obecny scena-
riusz i dwadzieścia pięć za wszystkie przyszłe W zamian proponu-
jemy ochronę i zapewnienie, że najwyżej płatne scenariusze będą
przyznawane tobie w pierwszej kolejności Mamy takie możliwości
Wbrew swojej woli, roześmiałem się głośno
– Panowie mnie z kimś mylą – kątem oka zauważyłem panią
Irenkę z tacą ukazującą się na moment w drzwiach do kuchni
Jakaś męska ręka objęła ją wpół i cofnęła gwałtownie w pół-
mrok Twarz natręta przy moim stoliku stężała Zniknął gdzieś
uprzejmy uśmiech
– Nie graj z nami w palanta… ty… – zasyczał Jego partner
spojrzał z gotowością, postępując krok w naszym kierunku
– Ależ ja mam obiecane tylko dwadzieścia kawałków za cały
scenariusz – wyjaśniłem pośpiesznie – Dostałem już siedem…
w dwóch ratach… zostało tylko trzynaście – wykalkulowałem
samodzielnie Goryl zatrzymał się trzy kroki przed nami, po
czym powrócił na swoje przyokienne stanowisko
– Dwadzieścia? – z niedowierzaniem zareagował elegancki
garnitur – Taką jałmużnę? Z kogo, pacanie, frajera robisz?
– Dwadzieścia Tyle obiecali Ani centa więcej To jest film
niskonakładowy i Freddy… to znaczy producent… jest skąpy
jak cholera… z nim dogadujcie się – wyjąkałem
12
Gwałtowne szarpnięcie za lewy przegub pozbawiło mnie na-
raz złotego Rolexa
Gangster zerwał się z miejsca ze wściekłym wyrazem twa-
rzy Szurnął krzesłem tak, że odleciało pod przeciwną ścianę
– Ty gnojku zawszony – rzucił mi na pożegnanie Pogroził
pięścią Góra mięsa przy wejściu usłużnie otworzyła przed nim
drzwi Wyszli w pośpiechu Goryl, jako ostatni, trzasnął drzwia-
mi tak, że zadzwoniły wszystkie szyby Uff!
– Ośmiorniczka, świeżutka z wody – wypłynęła z kuchni ro-
zanielona pani Irena, z tacą w ręku Za nią dostojnie wkroczył
Grek z pękatą butelką Metaxy Naprawdę lubię te knajpkę Jest
taka klimatyczna
*
Tęsknota za kobiecym towarzystwem dopadła mnie znienac-
ka i mocno Zupełnie niespodziewanie, bez żadnych kroków
wstępnych Cynikom wyjaśniam od razu, że zapragnąłem na-
raz nie samego aktu finalnego tego, co wiecie i rozumiecie,
tylko permanentnego towarzystwa płci odmiennej Kogoś sym-
patycznego i ciepłego, z zapachem ziołowego szamponu we
włosach, szczebiotaniem przy moim boku o kieckach, butach,
pieskach, kwiatkach i małych dzieciach oraz ustawianiem swo-
ich żeńskich parafernaliów łazienkowych na mojej wąskiej
szklanej półce
Pragnąłem, by zaśmiewała się przy mnie bez widocznej przy-
czyny, by można było w każdej chwili ją przygarnąć, wyściskać
i pogłaskać, posiedzieć z nią w kinie, przytulić się do ciepłego
boku w nocy i patrzeć rano, jak ładnie ugniata policzkiem moją
poduszkę, pogrążona we śnie Owszem, zgoda, po tymże akcie,
13
którego nie musimy nazywać po imieniu, jako wynik tego wła-
śnie ciepłego uczucia przywiązania
Wiem, wiem… istnieje cała internetowa służba kojarzenia par
katolickich, protestanckich, muzułmańskich, żydowskich, bud-
dyjskich… Nie mówię o panienkach na zawołanie Nie potrzebu-
ję Mam na myśli potrzebę – koledzy pękliby ze śmiechu – jakiejś
bardziej stałej więzi Żeby ktoś na mnie w domu czekał Dłużej
Czy tak wygląda pierwszy objaw starzenia się? „Chłopie, czy
nie myślisz o założeniu rodziny?” Przestraszyła mnie ta myśl
Chyba nie – uspokoiłem sam siebie
W kalendarzyku mam zanotowane adresy i telefony miłych
koleżanek z poprzedniej, przedpoprzedniej i jeszcze wcześniej-
szej pracy, z którymi spędzałem miłe wieczory, z kontynuacją
nocną w swoje kawalerce Sympatyczne, nieskomplikowane, kul-
turalne, inteligentne
Wstawały raniutko, pędziły do łazienki, wyskakiwały uma-
lowane i gotowe do nowego szturmu i zdobycia całego świata,
cmokały mnie w niegolony policzek i znikały jak sen złoty, po-
zostawiając po sobie nieuchwytny i nietrwały zapach kobiecej
obecności Znikał zazwyczaj po kilku dniach Zaczęło mi go
brakować Coś się we mnie zaczynało zmieniać
Chińczycy, jak opowiadała jedna z tych właśnie koleżanek,
w świetle pulsującego na niebiesko zaokiennego neonu, do ma-
lowania hieroglifu „spokój”, używają znaku „dach”, pod którym
plasują inny symbol –„kobietę” Miało to oznaczać, że ten, kto
ma kobietę pod swoim dachem, uzyskuje spokój
– Chce dziewczyna szybko wyskoczyć za mąż – pomyślałem
o panience sinolog i postanowiłem, że będę jej starannie unikał
Przyrzeczenia dotrzymałem
– Ty się, chłopie, naprawdę musisz leczyć – powiedzieli-
by moi koledzy od piwa i bejsbola, ale na szczęście, ze swoich
14
kłopotów nie zamierzam się im zwierzać Wyśmialiby mnie
Szydercy
Trzeba się ruszyć do dyskoteki… albo do baru dla samotnych
– postanowiłem Żeglując ostatnio po Internecie napotkałem
taki banner – „bar dla samotnych serc – wygodnie i dyskretnie”
Tak, to byłoby dobre – niby obojętnie siedzę sobie przy kontuarze
na wysokim stołku i nienatrętnie oglądam kobiecą podaż Jeśli
któraś mi się spodoba, podchodzę i proponuję drinka Odmo-
wa z miłym uśmiechem nie pociąga za sobą tragedii osobistej
Wygodnie i dyskretnie Przechodzę do następnego interesują-
cego mnie obiektu I tak do pożądanego skutku
Gdzie to było? W Google na pewno Wstałem z tapczanu,
z którego bezmyślnie gapiłem się na jakiś mordobitny serial po-
licyjny, wystukałem odpowiednie hasło w tablecie
Jest!!! Raczej są – adresy, telefony Do wyboru Gdzie się znaj-
duje najbliższy taki barek dla singli? Nawet niedaleko, nie mu-
szę uruchamiać wozu, co jest o tyle dobre, że po paru drinkach
spokojnie wrócę do domu, nie obawiając się o pomiar zawartość
alkoholu we krwi Powrócę z panienką, jeżeli znajdę coś gustow-
nego Zaraz, zaraz… Przecież niby nie chodziło od razu o te…
ruchy sypialniane A dlaczego nie? – odezwał się we mnie jakiś
atawistyczny głos Przecież, jeżeli sympatyczny obiekt barowego
pożądania okaże się do rzeczy, to możesz kontynuować… plato-
nicznie… potem… te swoje przytulanki – przekonywał głos we-
wnętrzny I przekonał Natychmiast właściwie Nie wiedziałem,
że mam taki zgodny charakter „Poznaj sam siebie”– twierdził
jakiś grecki mędrzec Poznałem właśnie
W lekko siąpiącym deszczyku przespacerowałem się do pobli-
skiego płynopoju, jak nazywałem takie miejsca Ubrałem się nor-
malnie, to znaczy w grantową koszulę i takież dżinsy Przecież nie
w eleganckim ubiorze męskim tkwi sedno sprawy Tak uważam
15
– Świetny masz garnitur – zauważyła kiedyś koleżanka na
przyjęciu korporacyjnym
– A co? Jak go zdejmę, to już mnie nie ma? – miałem chęć
spytać Oczywiście, podziękowałem tylko zdawkowo i nie spy-
tałem
Jak ktoś potrafi ocenić moje piękno wewnętrzne, to dostrzeże
to pod każdym przebraniem, nawet żebraczym Ubranie tworzy
tylko pierwsze, czasem krańcowo mylne wrażenie – wytłuma-
czyłem teraz sobie rozsądnie, wchodząc w półmroczne wnę-
trze narożnej „Jaskini pirata” Nie zamierzałem przekazywać
żadnych mylnych sygnałów Jestem odziany schludnie i czysto,
lekko pokropiony męska wodą po goleniu Owszem, Louis Vuit-
ton Trochę zdrowej próżności nie zaszkodzi Poza tym, wysyłam
tym jednoznacznie czytelny sygnał – nie jestem bezrobotnym,
ani ograniczonym worem mięśni, ani facetem z szóstką puszek
z piwem i miską prażonej kukurydzy, spędzającym czas głównie
przed pudłem ze szklanym ekranem
W środku przy barku siedziało kilka rozszczebiotanych ma-
tron cedzących przez słomki swoje Margarity, dwie tłustawe
dziewoje w różowych sukniach, z pulchnymi ramionami Przy
lewym rogu kontuaru trzech Meksykanów z piwami w ręku wle-
piali wzrok w płaski, kolorowy obraz na ścianie z transmisją
futbolu europejskiego Nikogo interesującego nie dojrzałem
Zostać?
– Proszę o pilznera Radeberger – zdecydowałem Wiem,
że dostanę rozwodniony, ale innego w Stanach nie prowadzą
Takie są przepisy Trzy i pół procent alkoholu Nie oryginalne
sześć Dobra, wytrzymamy i tę zniewagę – jak komentował nasz
polski kolega w biurze, otwierając kolejną puszkę
– Zawsze tu jest tak pusto? – zagadnąłem barmana
Wzruszył ramionami
16
– Poniedziałek Zajrzyj w piątek lub w weekend Szpilki nie
wsadzisz Nawet na chodniku na zewnątrz dostawiamy stoliki
I wtedy właśnie się stało
Weszła i przystanęła niepewnie w progu Na pewno ogarnęła
spojrzeniem i pretensjonalne panie przy barze i tłustawe dzie-
woje, i Meksykanów Co ja tu robię? – musiała spytać samą sie-
bie Mnie mogła nie dostrzec, gdyż właśnie wciskałem się w kąt
przy oknie, dalej od głośnych śmiechów, sztucznej poświaty
telewizorów i neonowych rozbłysków nad barem Blondynka,
wysoka, szczupła, na szpilkach, krótkie włosy, mały nosek i…
po trzydziestce
– Mogę prosić płaszcz? – jakaś siła pchnęła mnie w jej kie-
runku
Drgnęła zaskoczona Zawahała się
– Powieszę na wieszaku Jestem Michael – odnalazłem tupet
– Nie jestem szatniarzem Czekam tu na panią
Szybko odzyskała rezon Przyjrzała mi się – czy nie jestem
pod tak zwanym wpływem? Inspekcja musiała wypaść zadawa-
lająco, gdyż zaśmiała się naraz Wilgotnie zalśniły równe zęby
– Przecież nie wiedziałeś, że przyjdę i mnie nie znasz
– Dlatego właśnie czekam – zapewniłem solennie Słowa są
nieważne, ważne jest, aby nie przestawać do niej mówić Roze-
śmiała się jeszcze szerzej
– A może mam tu randkę? – powiedziała filuternie z bły-
skiem w oku Zielonym Podjąłem ten ton
– Jego pech, że nie upilnował – pomogłem uwolnić się od
płaszczyka Jak przyjemnie pachną jej włosy Kremowa, luź-
na bluzka z wycięciami, ciemna krótka spódnica, nieco powy-
żej kolan Sznur perełek podkreśla delikatną szyję Doskonałe
perfumy Dziewczyna z klasą Powiesiłem płaszcz na dębowym
stojaku w rogu
17
Pobierz darmowy fragment (pdf)