Darmowy fragment publikacji:
8
4
9
6
5
3
S
K
E
D
N
I
T
A
V
0
M
Y
T
W
Ł
Z
0
4
7
A
N
E
C
7
0
/
8
0
6
1
R
N
,
ISSN 1641-5760
9 771641 576025
Diana Palmer
9
Skrywana miłość
08-GR-1.indd 2
08-GR-1.indd 2
6/21/07 10:55:04 AM
6/21/07 10:55:04 AM
dla ka(cid:380)dej kobiety, ka(cid:380)dego dnia(cid:8230)
Wi(cid:281)cej informacji znajdziesz na
www.harlequin.com.pl
Diana Palmer
Skrywana miłość
Tłumaczyła
Anna Bielska
Droga Czytelniczko!
Witam serdecznie w sierpniu. Już kolejny miesiąc cieszymy się wakacjami
i cudowną pogodą. A oto tytuły na lato w serii Gorący Romans:
Misja „Casanovy” – kolejna część miniserii „Dynastia Elliottów”.
Historia uczucia Bryana Elliotta i dziewczyny, której pomaga.
Skrywana miłość – skomplikowana miłosna intryga opisana przez
lubianą autorkę Dianę Palmer.
Szczęśliwy powrót i Noc na plaży (Gorący Romans Duo) –
dwie historie, w których istotną rolę odgrywa pewna noc sprzed lat...
Zapraszam do lektury
Małgorzata Pogoda
Harlequin. Każda chwila może być niezwykła.
Czekamy na listy.
Nasz adres:
Arlekin – Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o.
00-975 Warszawa 12, skrytka pocztowa 21
Diana Palmer
Skrywana miłość
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Madryt • Mediolan • Paryż
Sydney • Sztokholm • Tokio • Warszawa
Tytuł oryginału: Heartbreaker
Pierwsze wydanie: Silhouette Books, 2006
Redaktor serii: Małgorzata Pogoda
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
Korekta: Maria Kaniewska
© 2006 by Diana Palmer
© for the Polish edition by Arlekin – Wydawnictwo Harlequin
Enterprises sp. z o.o., Warszawa 2007
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji
części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane
w porozumieniu z Harlequin Enterprises II B.V.
Wszystkie postacie w tej książce są ikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych
– żywych czy umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Znak irmowy Wydawnictwa Harlequin
i znak serii Harlequin Gorący Romans są zastrzeżone.
Arlekin – Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o.
00-975 Warszawa, ul. Rakowiecka 4
Skład i łamanie: Studio Q, Warszawa
Printed in Spain by Litograia Roses, Barcelona
ISBN 978-83-238-5056-4
Indeks 356948
GORĄCY ROMANS – 789
ROZDZIAŁ PIERWSZY
To był męczący semestr. Tellie Maddox uzyskała wyma-
rzony dyplom z historii, ale nie to było najważniejsze. Czu-
ła się zdradzona. On nie pojawił się ani na ćwiczeniach za-
liczeniowych, ani potem.
Marge, która wychowywała Tellie, miała dwie cór-
ki: Dawn i Brandi. Żadna z nich nie była spokrewniona
z osieroconą przed wielu laty Tellie, ale były jej bliskie ni-
czym siostry. Obie zjawiły się tu w tym wyjątkowym dla
niej dniu. J. B. nie. Po raz kolejny jej radość została zmąco-
na, a odpowiedzialność za to ponosił J. B.
Rozejrzała się ze smutkiem po pokoju akademika, któ-
ry przez ostatnie cztery lata dzieliła z koleżanką z wydzia-
łu historii, Sandy Melton, i przypomniała sobie, jak bardzo
czuła się tutaj szczęśliwa. Sandy wyjechała już do Anglii,
gdzie miała kontynuować studia z historii średniowiecza.
Tellie odgarnęła z czoła krótkie ciemne włosy i westchnę-
ła. Usiłowała znaleźć ostatni podręcznik, który zamierzała
sprzedać w uczelnianej księgarni. Będzie jej potrzebny każ-
dy grosz, żeby przetrwać lato. Wraz z początkiem semestru
jesiennego będzie musiała opłacić dalsze studia magister-
skie. Chciałaby w przyszłości uczyć w college’u, a ze stop-
niem licencjata nie miała na to żadnych szans, chyba że
uczyłaby dorosłych jako młodszy asystent.
Diana Palmer
Kiedyś myślała, że J. B. zakocha się w niej i zechce się
z nią ożenić. Te beznadziejne marzenia z każdym dniem
stawały się coraz bardziej mgliste.
J. B. Hammock był bratem Marge, a matka Tellie była
żoną najlepszego stajennego pracującego u J. B., który po
śmierci żony przepadł bez wieści. Tellie, pomimo sprzeci-
wów Marge, znalazła się w rodzinie zastępczej, J. B. stwier-
dził bowiem, że wdowa z dwójką dzieci na utrzymaniu nie
potrzebuje dodatkowych kłopotów w osobie nastolatki.
Wszystko jednak uległo zmianie po tym, jak Tellie została
zaatakowana przez chłopaka, członka rodziny zastępczej,
do której ją skierowano. J. B. usłyszał o tym wydarzeniu od
zaprzyjaźnionego policjanta. Wspólnie nakłonili Tellie do
złożenia zeznań. Opowiedziała, jak obezwładniła napast-
nika, kiedy usiłował ściągnąć jej bluzkę. Przytrzymała go,
siadając na nim i krzycząc aż do momentu, gdy przybiegła
cała rodzina. Pomogło jej to, że chłopak był od niej mniej-
szy i nieco pijany. Miał wówczas zaledwie trzynaście lat.
Umieszczono go w poprawczaku. J. B. jeszcze tej samej no-
cy zabrał Tellie z rodziny zastępczej i przywiózł prosto do
Marge, która niemal natychmiast obdarzyła ją miłością.
Większość ludzi lubiła Tellie. Była uczciwa i prostoli-
nijna, poświęcała innym dużo czasu i nie bała się ciężkiej
pracy. Już w wieku czternastu lat zajmowała się kuchnią
i opiekowała się Dawn i Brandi. Miały wówczas dziewięć
i dziesięć lat i podobało im się towarzystwo starszej kole-
żanki. Praca Marge wymagała od niej przebywania poza
domem o różnych porach, mogła jednak polegać na Tellie,
która pomagała dziewczynkom ubrać się do szkoły i odro-
bić lekcje. Dbała o nie jak siostra.
Tellie upatrzyła sobie J. B., który był bardzo bogaty i miał
Skrywana miłość
ognisty temperament. Był właścicielem setek akrów pastwisk
w okolicy Jacobsville, gdzie hodował bydło czystej rasy San-
ta Gertrudis i zabawiał sławnych gości na wielkim, stulet-
nim ranczu. Jeszcze z czasów, kiedy był mistrzem rodeo, znał
sławnych polityków, gwiazdy ilmowe i różne zagraniczne
osobistości. Zatrudniał wspaniałego szefa kuchni, Francuza,
oraz gospodynię o imieniu Nell, która potraiła kilkoma ru-
chami oskubać kaczkę z piór. Nell prowadziła dom, a do pew-
nego stopnia kontrolowała także samego J. B. Jego maniery
były nienaganne: spuścizna po babce Hiszpance i bogatym
dziadku Angliku o arystokratycznym pochodzeniu. Pomi-
mo rdzennie amerykańskiego zajęcia, jakim było hodowanie
bydła, korzenie J. B. były w Europie.
J. B. miał wiele zalet, ale onieśmielał ludzi. Słynął z tego,
że kiedyś przegnał Ralpha Barrowsa, wymachując repli-
ką miecza z Władcy Pierścieni. Barrows upił się i postrze-
lił ukochanego owczarka J. B. za to, że na niego warczał
i szczekał, kiedy nad ranem, podczas obchodu, usiłował
dostać się do szopy. Na ranczu picie było zabronione. I nikt
nigdy nie krzywdził tu zwierząt. Ponieważ J. B. nie mógł się
od razu dostać do szaki, w której trzymał broń, chwycił ze
ściany miecz i ruszył do szopy, gdy tylko mu doniesiono,
co się stało. Pies wyzdrowiał, chociaż od tamtej pory kulał.
A Barrowsa więcej nie widziano.
J. B. nie był zbyt towarzyski i trzymał się raczej na ubo-
czu, choć wydawał na ranczu huczne przyjęcia. Nie uni-
kał jedynie towarzystwa pięknych kobiet, które masowo go
odwiedzały, przylatując jego prywatnym samolotem. Miał
nieposkromiony charakter i arogancję, do której prawo da-
wały mu bogactwo i pozycja.
Tellie znała go najlepiej. Lepiej nawet niż Marge, ponie-
Diana Palmer
waż jako czternastoletnia dziewczynka zaopiekowała się
nim po śmierci jego ojca. Kiedy zadzwoniła spanikowana
Nell i powiedziała, że J. B. upił się okrutnie, szaleje i nisz-
czy cały dom, kazała się do niego zawieźć. Uspokoiła go
i zaparzyła mu kawy cynamonowej, aby wytrzeźwiał. J. B.
nauczył się tolerować jej interwencje, a ona uważała go za
swojego mężczyznę. Nikt nie ośmielił się tego tak nazwać,
nawet ona sama, traktowała go jednak z zaborczością i kie-
dy dorosła, stała się zazdrosna o inne kobiety, które licznie
przetaczały się przez jego życie. Starała się nie dać tego po
sobie poznać, ale i tak było to oczywiste.
Gdy miała osiemnaście lat, jedna z jego dziewczyn wy-
powiedziała pod adresem Tellie kąśliwą uwagę. W odpo-
wiedzi usłyszała od niej, że J. B. nie będzie jej tolerował,
jeśli będzie niemiła dla jego rodziny. Po wyjeździe dziew-
czyny J. B. wezwał Tellie na rozmowę. Jego zielone oczy cis-
kały błyskawice, a czarne włosy niemal się zjeżyły z wściek-
łości. Uświadomił jej wówczas, że nie jest jej własnością
i nie wolno jej się w ten sposób zachowywać. Nie omiesz-
kał też przypomnieć przykrego faktu, że nawet nie jest jego
rodziną, nie ma zatem prawa dyktować mu, co ma robić.
Tellie wypaliła, że wszystkie jego dziewczyny są takie
same: długie nogi, wielkie biusty i mózgi nietoperzy. J. B.
zerknął na jej biust i stwierdził, że zdecydowanie nie pa-
suje do tego opisu. Spoliczkowała go za to. Zrobiła to od-
ruchowo i natychmiast pożałowała, ale zanim zdążyła coś
zrobić, J. B. chwycił ją, przyciągnął do siebie i pocałował
w taki sposób, że nawet teraz, po czterech latach, robi-
ło jej się słabo na samo wspomnienie tamtej chwili. Była
pewna, że chciał ją w ten sposób ukarać. Otworzyła usta
w niemym proteście, a jego ciałem wstrząsnął lekki dreszcz.
Skrywana miłość
Przycisnął ją do oparcia kanapy, a jego pocałunek stał się
bardziej namiętny. Obudził w niej uczucie, które sprawiło,
że odepchnęła go i uwolniła się z uścisku. Spojrzał na nią
płonącym z gniewu wzrokiem, jakby zrobiła coś niewyba-
czalnego, po czym kazał jej się wynosić ze swojego życia
i trzymać z daleka. W tym samym tygodniu miała wyje-
chać do college’u. Nawet się z nią nie pożegnał. Od tamte-
go dnia zupełnie ją ignorował.
Minęły wakacje. Napięcie między nimi powoli zelżało,
ale J. B. zawsze pilnował, żeby już nigdy więcej nie zostali
sam na sam. Dawał jej prezenty z okazji urodzin i na święta
Bożego Narodzenia, ale nie było to nic osobistego – jakieś
rzeczy do komputera albo książki historyczne, o których
wiedział, że lubi. Ona dawała mu krawaty. Na wyprzedaży
kupiła całe pudło identycznych krawatów i obdarowywa-
ła go nimi przy każdej okazji. Marge zauważyła, że te pre-
zenty są dość nietypowe, ale sam J. B. nie komentował tego
ani słowem, tylko dziękował. Najprawdopodobniej komuś
je oddawał, bo nigdy ich nie nosił. Były żółte z zielonym
smokiem o czerwonych oczach. Tellie miała jeszcze zapas,
który spokojnie wystarczyłby na kolejne dziesięć lat… Po-
wróciła myślami do teraźniejszości.
– Jesteś gotowa, Tellie? – od strony drzwi doleciał głos
Marge.
Była podobna do brata, wysoka, o ciemnych włosach, ale
oczy miała piwne, a nie zielone jak J. B. Była miła, spokoj-
nego usposobienia, otwarta, ciekawa życia i przez wszyst-
kich lubiana. Powtarzała Tellie, że dla niektórych miłość
jest wieczna, nawet jeśli ukochana osoba umrze. Wiedzia-
ła, że nie znajdzie nikogo równie wspaniałego jak jej mąż,
więc nawet nie próbowała szukać.
10
Diana Palmer
– Mam jeszcze parę rzeczy do spakowania – odparła Tellie.
Dawn i Brandi z ciekawością rozglądały się po pokoju
w akademiku.
– Wy też będziecie tak kiedyś mieszkać – zapewniła je
Tellie.
– Ja nie – odparła młodsza z sióstr, szesnastoletnia Dawn.
– Kiedy skończę college rolniczy, będę królową hodowców
bydła jak wujek J. B.
– A ja będę adwokatem – odparła starsza Brandi. – Chcę
pomagać biednym.
– Mnie już jej się udaje zagadać. – Margie mrugnęła po-
rozumiewawczo do Tellie.
– Mnie też – przyznała się Tellie. – Nadal ma mój ulu-
biony żakiet. Nawet nie zdążyłam go włożyć po raz drugi.
– Bo ja w nim lepiej wyglądam – zapewniła Brandi. –
Czerwień to nie twój kolor.
Bystra dziewczyna, pomyślała Tellie. Za każdym razem,
kiedy myślała o J. B., przed oczami miała czerwień.
Marge przyglądała się z poważnym wyrazem twarzy, jak
Tellie pakuje walizkę.
– Naprawdę coś pilnego zatrzymało go na ranczu – ode-
zwała się łagodnym tonem. – Stodoła stanęła w ogniu. Przy-
jechała straż pożarna z całego hrabstwa, żeby ugasić pożar.
– Jestem pewna, że przyjechałby, gdyby tylko mógł – od-
parła grzecznie Tellie.
Ale nie wierzyła w to. J. B. nie wykazywał żadnego zain-
teresowania jej osobą przez ostatnie kilka lat. Unikał jej jak
ognia. Może krawaty doprowadziły go do szaleństwa i sam
podpalił stodołę, wyobrażając sobie, że jest wielkim smo-
kiem. Ta myśl ją rozbawiła i roześmiała się.
– Z czego się śmiejesz? – spytała Marge.
Skrywana miłość
11
– Pomyślałam, że może J. B. zwariował i zaczął wszędzie
widzieć żółte smoki.
Marge zachichotała.
– Wcale by mnie to nie zdziwiło. Te krawaty są obrzydliwe!
– Uważam, że do niego pasują – odparła przekornie Tel-
lie. – Jestem pewna, że w końcu któryś z nich włoży.
– Cóż, nie czekałabym na to.
– Kto jest atrakcją miesiąca? – zastanowiła się na głos
Tellie.
Margie uniosła brew. Dobrze wiedziała, co Tellie ma na
myśli. Obawiała się, że jej brat już nigdy nie potraktuje po-
ważnie żadnej kobiety.
– Umawia się z jedną z kuzynek Kingstonów, z Fort
Worth. Startowała w konkursie na miss Teksasu.
Tellie to nie zdziwiło. J. B. uwielbiał ładniutkie blondyn-
ki. Przez wiele lat widziała całe stada gwiazdek ilmowych
u jego boku. Ze swoją igurą i zwyczajną twarzą nie mogła
się liczyć w konkurencji.
– To tylko lalki na pokaz – szepnęła złośliwie Marge, tak
aby córki jej nie usłyszały.
Tellie roześmiała się.
– Och, Marge, co ja bym bez ciebie zrobiła?
Marge wzruszyła ramionami.
– My przeciw mężczyznom tego świata. Nawet mój brat
od czasu do czasu kwaliikuje się do zastępów wroga. –
Przerwała na chwilę. – Nie dają wam płyt z ćwiczeniami
zaliczeniowymi?
– Dali razem z dyplomem. Czemu pytasz?
– Miałam pomysł, żeby przydybać J. B. w jego gabine-
cie i związać sznurami, a potem kazać mu oglądać tę płytę
przez dwadzieścia cztery godziny. Zemsta jest słodka.
12
Diana Palmer
– Usnąłby z nudów – westchnęła Tellie. – I nie winiła-
bym go, bo sama niemal zasnęłam.
– Wstydź się! Przemawiał znany polityk.
– Znany z tego, że jest nudny – odezwała się z uśmie-
chem Brandi.
– Zauważyłyście, jak wszyscy zaczęli klaskać, kiedy skoń-
czył? – dodała Dawn.
– Obie za długo ze mną przebywacie – stwierdziła Tellie.
– Przejmujecie wszystkie moje złe nawyki.
– Kochamy ciebie i twoje złe nawyki. – Przytuliły ją. –
Gratulacje z okazji dyplomu!
– Bardzo dobrze się spisałaś – zawtórowała Marge. – Je-
stem z ciebie dumna!
– Ci, co kończą z wyróżnieniem, nie mają życia towa-
rzyskiego, mamo – zauważyła Brandi. – Nic dziwnego, że
ma takie stopnie. Każdy weekend siedziała w akademiku
i zakuwała!
– Nie każdy – wymruczała Tellie. – Była wycieczka ar-
cheologiczna.
– Z drużyną palantów – ziewnęła Dawn.
– Nie wszyscy byli palantami, a ja lubię wykopywać sta-
re rzeczy.
– Powinnaś dostać dyplom z archeologii, a nie z historii
– stwierdziła Brandi.
– Jednak wolę grzebać w starych dokumentach niż w sta-
rociach z ziemi. To przynajmniej czystsze zajęcie.
– Kiedy zaczynasz zajęcia na studiach magisterskich? –
spytała Marge.
– Na jesieni. Pomyślałam, że zrobię sobie wakacje i spę-
dzę trochę czasu z wami. Będę pracować u braci Ballen-
ger, kiedy Calhoun i Abby popłyną z chłopakami do Grecji.
Skrywana miłość
13
W końcu na coś mi się przydadzą te lata spędzone na ran-
czu z J. B. Przynajmniej wiem co nieco o karmieniu bydła
i o pracy papierkowej.
– Calhoun i Abby to szczęściarze – westchnęła Dawn. –
Też chciałabym mieć trzy miesiące wakacji.
– Każdy by chciał – zgodziła się Tellie. – Dla mnie praca to
wakacje od studiowania. Biologia była naprawdę ciężka.
– My się już w szkole nie zajmujemy sekcjami – powie-
działa Brandi. – Teraz wszyscy boją się krwi.
– My też nie robimy sekcji. Mieliśmy tylko martwego
szczura, którego trzeba było opisać. Dobrze, że w sali dzia-
łała klimatyzacja.
– A skoro już o tym mowa, może macie ochotę na ham-
burgera? – spytała Marge.
– Mamo, nikt nie robi sekcji krowom – poinformowa-
ła ją Brandi.
– Możemy pokrajać hamburgera – zaproponowała Tellie
– i zidentyikować, z jakiej części krowy pochodzi.
– Jest z wołu, a nie z krowy – rzekła sucho Marge. – Mo-
żesz odbyć kurs poprawkowy na ranczu 101, Tellie.
Wszyscy wiedzieli, kto byłby wówczas nauczycielem.
Uśmiech Tellie zniknął.
– Myślę, że całą potrzebną wiedzę uzyskam od Justina.
– Pracuje dla nich teraz kilku nowych przystojnych kow-
bojów – rzuciła Marge z błyskiem w oku. – Jeden z nich to
były komandos, który wychował się na ranczu w zachod-
nim Teksasie.
Tellie wzruszyła ramionami.
– Nie wiem, czy mi się chce poznawać jakichkolwiek
mężczyzn. Zostały mi jeszcze trzy lata studiów, a potem
będę mogła uczyć historii w college’u.
14
Diana Palmer
– Teraz też możesz uczyć, prawda? – spytała Dawn.
– Mogę, ale tylko dorosłych na kursach – odparła Tellie.
– Żeby uczyć w college’u, muszę mieć tytuł magistra, a naj-
lepiej doktora.
– A czemu nie chcesz uczyć małych dzieci? – zaintere-
sowała się Dawn.
Tellie uśmiechnęła się.
– Ponieważ zniszczyłyście wszelkie złudzenia, jakie mia-
łam co do słodkich maleństw – odparła i schyliła się, po-
nieważ Dawn rzuciła w nią poduszką.
– Byłyśmy takimi uroczymi dziećmi! Lepiej to przyznaj,
Tellie, bo zobaczysz!
– Co zobaczę?
– Przypalę ziemniaki! Dzisiaj moja kolej w kuchni – wy-
jaśniła Dawn.
– Nie zwracaj na nią uwagi – rzekła Marge. – Zawsze
przypala ziemniaki.
– Och, mamo! – zaprotestowała Dawn.
Tellie roześmiała się, jednak w sercu nie było jej do śmie-
chu. Było jej smutno, ponieważ J. B. nie przyszedł na roz-
danie dyplomów i nic nie mogło tego zrekompensować.
Dom Marge znajdował się na obrzeżach Jacobsville, nie-
całe sześć mil od wielkiego rancza, które od trzech pokoleń
należało do rodziny. Był to przyjemny dom z wykuszowy-
mi oknami i niewielkim gankiem z białą huśtawką. Dokoła
rosły zasadzone przez Marge kwiaty. Był maj, wszystko by-
ło w pełnym rozkwicie. Niewielki ogród tonął we wszyst-
kich barwach tęczy; dumą i szczęściem Marge był kącik
obsadzony różami. Były to stare gatunki, których zapach
przyprawiał o zawrót głowy.
Pobierz darmowy fragment (pdf)