Darmowy fragment publikacji:
Marcin Brzostowski
Szach-Mat!
czyli Szafa wychodzi,
ja zostaję
© Copyright by Marcin Brzostowski e-bookowo
Projekt okładki: Michał Olejarski
Korekta: Sylwia Jakubiak
ISBN 978-83-8166-173-7
Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo
www.e-bookowo.pl
Kontakt: wydawnictwo@e-bookowo.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione
Wydanie II 2020
Wszelkie podobieństwo bohaterów tej książki
do jakichkolwiek osób jest przypadkowe
i nie zamierzone przez autora
Pamięci Andrzeja Bursy
(1932 – 1957)
Nie wiedziałem, że mogę być taki podły
Siedzieliśmy w barze. Podeszła kelnerka, uśmiechnęła się
i przetarła ścierą blat stolika. Przyjęła zamówienie na dwa
kieliszki wiśniówki i odpłynęła w stronę bufetu. Kostek wy-
ciągnął papierosy, poczęstował mnie jednym i zaczął opo-
wiadać o życiu. W jednej chwili stanęło mi przed oczami
jego małżeństwo, chorowite dzieci oraz nieudany romans ze
studentką pierwszego roku prawa. Uśmiechnąłem się blado,
zamówiłem następną kolejkę i słuchałem dalej.
Z każdym przelanym kieliszkiem opowieść kumpla przy-
gniatała mnie coraz bardziej do ziemi i poczułem, że dłużej
już tego nie wytrzymam. Gdy Kostek zaczął opowiadać o kło-
potach żołądkowych teściowej, coś we mnie pękło. Podnio-
słem się z krzesła i krzyknąłem na cały głos:
– Mój kumpel trafił szóstkę! Kolejka dla wszystkich!
…
5
Święty Mikołaj to świnia!
Stałem w oknie i wypatrywałem pierwszej gwiazdki. Moi
bracia i siostra siedzieli przy stole i pałaszowali już wigilijną
wieczerzę. Rodzice nucili kolędy i było naprawdę miło. Po
kolacji ktoś zapukał do drzwi i nie czekając na zaproszenie,
wszedł do mieszkania. Rodzeństwo obskoczyło przybysza
i wydzierając się wniebogłosy, zaczęło żądać prezentów. Ku
mojemu zdziwieniu facet w kubraku wręczył bratu kluczyki
do mercedesa, siostrze bilet do Disneylandu, a najstarszemu
bratu-hulace komplet pozłacanych kości do gry. Zachęcony
takim obrotem sprawy, podszedłem do gościa z brodą i wy-
ciągnąłem rękę po podarek. Staruch obrzucił mnie wrednym
spojrzeniem i powiedział:
– Dla ciebie, syneczku, mam paczkę dropsów.
– Ale dlaczego? – Wbiłem w Dziadka Mroza płaczliwe
spojrzenie. – Przecież to tak niewiele.
– He, he, he! – Święty Mikołaj zarzucił wór prezentów na
ramię. – Widzisz, synu, jakoś cię nigdy nie lubiłem. A poza
tym – zgrzał piątkę z moim pijanym bratem – przecież ty we
mnie nie wierzysz!
…
6
Biało-czerwone marzenie Karoliny
Poprawiłem się na leżaczku i leniwym ruchem ręki się-
gnąłem po kieliszek. Zmrożony szampan przyniósł mi uko-
jenie. Spojrzałem na siedzącą obok mnie Karolinę i, nie wie-
dzieć czemu, dostrzegłem w jej oczach niespełnienie.
– Czy coś nie tak, Kwiatuszku? – omiotłem wzrokiem za-
frasowaną minę małżonki.
– No, nie wiem… Czuję, że czegoś mi brakuje.
Odstawiłem kieliszek i zacząłem zachodzić w głowę, o co
jej chodzi? Spędzaliśmy wakacje w najlepszym hotelu na Ri-
wierze, naszą willą zachwycali się wszyscy znajomi, a o kre-
acjach Karoliny rozpisywały się najbardziej poczytne maga-
zyny.
– A zatem, o co chodzi? Przecież masz już wszystko.
– No, niby tak… – w głosie małżonki wyczułem nutkę me-
lancholii. – Ale to ciągle nie to. Bo widzisz – Karolina starła
z policzka malusieńką łezkę – tak naprawdę, to chciałabym
być łączniczką i roznosić zaszyfrowane rozkazy. A ty – spoj-
rzała na lazur morza – żebyś był ranny w akcji.
…
7
Przez chwilę cieszyłem się szacunkiem
otoczenia
To była prawdziwa burza oklasków. W wypełnionej po
brzegi sali filharmonii zebrało się grono najznamienitszych.
Pan prezydent, pan premier, ministrów jak psów, a wszyscy
oni unurzani w śmietance kulturalnej narodu. Był także pan
rektor, z rąk którego odbierałem dyplom doktora honoris
causa za osiągnięcia w dziedzinie, której nazwy nie sposób
zapamiętać. Gdy szykowałem się do wygłoszenia przemó-
wienia, a chór stu dziewic kończył śpiewać Gaudeamus, po-
czułem potężnego kuksańca w bok. Moja żona, Lideczka, po-
nowiła po chwili atak i wykrzyczała mi wprost do ucha:
– Rusz się z kanapy! I wyrzuć w końcu te śmieci!
…
8
Bankiet w Towarzystwie Przyjaciół Zwierząt
Nie wiem, jak to się stało, ale w zeszły piątek wylądowałem
na przyjęciu w Towarzystwie Przyjaciół Zwierząt. Na suto zasta-
wionych stołach stały półmiski z sałatkami, siekane kartofle oraz
moc innych warzywnych wiktuałów. Po sali kręciło się wielu
dostojników, którzy z wymalowanym na twarzy zatroskaniem
rozprawiali o pieskim żywocie zwierząt. Gdy oburzenie sięgnęło
zenitu, na mównicę wstąpił Pan Prezes i powiedział:
– Chciałbym ogłosić, że w bieżącym roku nasze Towarzystwo
uratowało pingwina, trzy sroki oraz zająca-kalekę. Nosimy się
również z zamiarem objęcia honorowego patronatu nad pro-
jektem ochrony ślimaka podhalańskiego. Pragnę wszystkich za-
pewnić, że nie spoczniemy, póki nie osiągniemy wyznaczonego
celu!
Stojąca obok mnie żona ministra zalała się łzami i dygocącą ze
współczucia dłonią wrzuciła do skrzyneczki monetę. Podobnie
uczynili pozostali i z lubością zaczęli podtykać nosy pod obiek-
tywy fotoreporterów. Kiedy dziennikarska brać schowała apa-
raty, całe towarzystwo rzuciło się do stołów. I wtedy stało się coś,
co zmroziłoby nawet pingwina! Dystyngowany kelner wniósł do
sali półmisek z dziczyzną, a jego koledzy po fachu zaczęli usta-
wiać na stole porcje kawioru. Oburzony takim obrotem sprawy,
podszedłem do Pana Prezesa i wydukałem:
– Ale jak to? Przecież to są zwierzęta!
– Proszę pana – Pan Prezes objął mnie ramieniem – łoś sam
jest sobie winien, ponieważ nie zauważył samochodu mojej żony.
A co do kawioru – zrobił uczoną minę – to przecież nie jest
nawet ryba!
…
9
Ocean depresji
Piliśmy trzeci dzień. Każdy z innego powodu i dla innej
przyczyny. Ja, bo zrozumiałem, że chyba nigdy nie otrzymam
literackiej nagrody Nobla, Kostek, bo jego żona zdradziła go
z dentystą, a Ernest dlatego, że jego ukochany klub spadł do
czwartej ligi. W największej depresji był jednak Karol. Sie-
dział na krześle i nie dawał znaku życia. Gdy zobaczył nasze
nie do końca przegrane oblicza, podrapał się po głowie i za-
pytał:
– No, to kto leci teraz po flaszkę?
…
10
Mój przyjaciel pajacyk
Pamiętam, że miałem sądny dzień. Od samego rana prze-
śladował mnie pech i w końcu straciłem nadzieję na poprawę
losu. Gdy wracałem z pracy, znalazłem nowiutką dwudzie-
stogroszówkę, jednak po chwili wszystko wróciło do normy.
Przed wejściem do domu obsikał mnie pies, a urocze nie-
mowlę znajomych zwymiotowało na mój widok. Przy kolacji
wysiadł telewizor i miałem już naprawdę dosyć. Nie chcąc
przeżywać kolejnych katuszy, postanowiłem pójść wcześniej
spać i jeszcze przed dziewiątą wylądowałem w łóżku. Nie
mogłem jednak zasnąć, gdyż sąsiadka wyprawiała zaległe
imieniny. Wygłaszane za ścianą toasty zagłuszały myśli i po-
czułem wzbierającą we mnie złość. Jak zwykle w takiej sytu-
acji sięgnąłem po leżącą na stoliku lotkę i wymierzyłem jej
ostrze w wiszący naprzeciwko łóżka obrazek. Wiedziałem, że
jedynie celne trafienie może ukoić moje skołatane nerwy.
Kiedy zbierałem się do ostatniego rzutu, usłyszałem ciche
chlipanie i zobaczyłem, że pajacyk z obrazka wyjmuje ze
swojej piersi lotkę. – Pik, pik… – zamruczał pajacyk i zesko-
czył po chwili na łóżko. – Czy nie sądzisz, że trochę prze-
ginasz? – Pajacyk podszedł do mnie i spojrzał mi głęboko
w oczy. – Przecież każda przyjaźń ma swoje granice.
…
11
Najdroższe okazało się współczucie
Pewnego dnia poszedłem do spożywczaka. Wybrałem
bułki, serek oraz lizaka o smaku malinowym. Gdy przyszło
do płacenia, okazało się, że moje kieszenie są puste. Nie
chciałem robić zamieszania, dlatego zbliżyłem się do kasjerki
i wyszeptałem:
– Pani Halinko, strasznie panią przepraszam, ale nie mam
pieniędzy. Czy mógłbym zapłacić kiedy indziej?
Kasjerka zmierzyła mnie wzrokiem, odchrząknęła i wy-
dała werdykt:
– Co prawda znam pana od dwudziestu lat, ale nie mogę
udzielać jałmużny. Chyba pan to rozumie? Za to mogę coś
panu zaproponować.
– Słucham.
– Bo widzi pan – kobieta poprawiła fryzurę – jestem dzi-
siaj w wyjątkowo podłym nastroju i chciałabym się odprężyć.
Jeśli zatańczy pan dla mnie, zapomnę o rachunku.
– A co miałbym zatańczyć?
– Krakowiaka albo lambadę. Co pan woli.
Wbiłem wzrok w podłogę i zacząłem mierzyć na szali, co
jest dla mnie ważniejsze – duma czy anulowanie sklepowego
rachunku. Jako bezrobotny nie miałem wielkiego wyboru,
dlatego zdecydowałem się na rolę tancerza. Odstawiłem ko-
szyk i ruszyłem w tany. Kiedy pani Halinka zaczęła się relak-
sować, podszedł do nas mężczyzna i huknął na kobietę:
– Jak pani może za takie grosze upokarzać człowieka!
Przecież to nieludzkie!
Kasjerka wytrzymała jego spojrzenie, ściągnęła brew i wy-
paliła:
12
– Co pan mi tu! Przecież to była umowa!
Mężczyzna pogroził jej palcem, po czym odciągnął mnie
pod regał ze słodyczami. Spojrzał mi w oczy i powiedział:
– Bardzo panu współczuję.
– Dziękuję.
– A swoją drogą – wcisnął mi do kieszeni batonik – to za
ile zatańczyłby pan makarenę?
…
13
Obieżyświat jakich mało
Słyszałem kiedyś o facecie, którego pasjonowały podróże.
Gdy skończył szkoły, ożenił się, spłodził syna, po czym wyru-
szył w daleki świat. Chociaż nie było go prawie dwadzieścia
lat, to jednak nie zapominał o rodzinie. Z każdego miejsca,
które odwiedzał, wysyłał pocztówki. Zebrało się ich tak wiele,
że zapełniły dziesiątki klaserów. Kiedy zbliżały się osiemnaste
urodziny syna, podróżnik postanowił odwiedzić rodzinne
strony. Kupił prezent i wyruszył w podróż do domu. Scho-
dząc ze statku, nie zauważył dziury w trapie, wpadł do wody
i się utopił.
…
14
Oda do ukochanej
Lubię twoje koleżanki, makijaż i zamiłowanie do podróży,
ale ile mam jeszcze wypić piw, żebyś mnie zrozumiała?
…
15
Spis treści
Nie wiedziałem, że mogę być taki podły
Święty Mikołaj to świnia!
Biało-czerwone marzenie Karoliny
Przez chwilę cieszyłem się szacunkiem otoczenia
Bankiet w Towarzystwie Przyjaciół Zwierząt
Ocean depresji
Mój przyjaciel pajacyk
Najdroższe okazało się współczucie
Obieżyświat jakich mało
Oda do ukochanej
Nigdy nie lubiłem pani od polskiego
Poznałem raz porządną dziewczynę
Najlepszą obroną jest atak
Szafa wychodzi, ja zostaję
Humanista nowej ery
Miłość nie wybiera
Dyskretny urok Bałtyku
O obrotach sfer wszelakich
Z legend i podań polskich
Elita polityczna
Konfabulacje mojej szklanej kulki
Poker to nie jest gra dla wszystkich
Tylko Ani słowa o Papieżu!
Do gwiazd
Nigdy nie byłem salonowcem
Public relations
Bez polotu, bez kłopotu
Warszawa da się lubić
Muszę bardziej na siebie uważać
Oda do ukochanej II
70
5
6
7
8
9
10
11
12
14
15
16
17
18
19
21
23
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
36
37
39
40
Trendy Gerard
„Słoneczna”
Bożenka, mieczyk i ja
Dlaczego nienawidzę Unii Europejskiej
Matrix
Równouprawnienie
Zagadka bytu Mariana
Pigmalion – version 2.0
Potęga nauki
Elita polityczna II
Nareszcie się zakochałem!
Karioka
Autorytet
Jako psychoanalityk nie zarobiłbym nawet złotówki
Chłopiec z okienka
Aniela
Krzysiek i Rysiek
Pasja według Tadeusza
Motylek
Czarny mercedes
41
42
43
44
45
47
49
50
52
53
54
55
58
59
61
62
63
65
66
67
71
Pobierz darmowy fragment (pdf)