Darmowy fragment publikacji:
Holly Webb
Ilustracje: Sophy Williams
Przekład: Jacek Drewnowski
ISBN: 978-83-265-0021-3
Dla Robina i Williama
Tytuł oryginału: Harry the Homeless Puppy
Przekład: Jacek Drewnowski
Redaktor prowadzący: Magdalena Tytuła
Korekta: Ewa Wiąckowska
Skład i łamanie: Stefan Łaskawiec
Copyright © for the Polish edition by
Wydawnictwo Zielona Sowa 201(cid:17)
Wszystkie prawa zastrzeżone
Text copyright © Holly Webb, 2009
Illustrations copyright © Sophy Williams, 2009
ISBN: (cid:25)(cid:23)(cid:24)-(cid:24)(cid:19)-(cid:23)(cid:22)(cid:18)(cid:19)-(cid:25)(cid:19)(cid:24)-(cid:21)
Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o.
ul. Cegielniana 4A, 30-404 Kraków
tel./fax 12-266-62-94, tel. 12-266-62-92
www.zielonasowa.pl
wydawnictwo@zielonasowa.pl
Rozdział pierwszy
– Beth, musimy już iść – powiedział ła-
godnie tata. Nie mieli wiele czasu do wy-
jazdu na lotnisko.
Beth nie odpowiedziała. Pogłaskała tyl-
ko miękki, biały łebek i kasztanowe uszy
Harry’ego. Nie mogła powstrzymać łez
pły nących jej po policzkach. Szczeniak
pod skoczył i oparł łapy na jej ramieniu, po
czym zaczął zlizywać łzy.
5
– Oj, Harry, tak będę za tobą tęskniła.
Nie chcę się żegnać – szepnęła.
Głos miała tak smutny, że piesek prze-
stał merdać zakręconym ogonkiem.
O czym ta Beth mówiła? Nie brzmiało to
zbyt dobrze. Liczył, że niedługo będzie
mógł zmienić otoczenie. Tu było zbyt
głośno i unosił się dziwny zapach. Zdawa-
ło mu się, że jest za dużo psów, słyszał, jak
szczekają, warczą i skamlą. Chciał wracać
do swojego przytulnego domu.
– To jego koszyk i zabawki – powie-
działa mama dziewczynki, wkładając je do
klatki. – Przykro mi, ale naprawdę musi-
my iść, Beth. Niedługo trzeba jechać na
lotnisko. Ale będzie fajnie, co?
Harry popatrzył na swój koszyk, na ulu -
bioną czerwoną gumową kość i pi szczą cą
rybkę, które włożono do klatki. Beth kilka
6
razy pisnęła rybką, po czym otarła oczy
dłonią. Piesek zaskamlał ze zdziwieniem,
patrząc na nią dużymi, brązowymi oczami.
Co tu się działo?
– Oj, mamo, on wie, że dzieje się coś
złego – stwierdziła Beth, wstając.
– Nie martw się – powiedziała życzliwie
dziewczyna ze schroniska.
Miała na imię Sally i wydawała się miła,
ale Beth wolałaby jej w ogóle nie spotkać.
– Na pewno niedługo znajdzie miły dom.
To taki uroczy piesek. Na szczenięta za-
wsze są chętni, a Jack Russell terrier to po-
pularna rasa.
Beth skinęła głową, ocierając łzy ręka-
wem. Chyba powinna się cieszyć: z pe wno -
ścią nie chciała, by Harry pozostał w schro -
ni sku latami, nieszczęśliwy w tym ciasnym
zamknięciu. Nie chciała też jednak, by
wziął go ktoś inny! To był jej piesek.
Miała go ledwie od dwóch miesięcy,
gdy tata ogłosił, że firma wysyła go na trzy
lata do Ameryki. Z początku przepro-
wadzka do Nowego Jorku wydawała się
niezwykle ekscytująca, lecz niemal na-
tychmiast dziewczynka pomyślała o Har -
rym. Czy jemu się tam spodoba?
8
A potem tata powiedział, że szczeniak
nie może jechać. Byłby zbyt duży kłopot
z kwarantanną, a poza tym mieli miesz kać
w mieście niezbyt odpowiednim dla psów.
Harry musiał zostać, a że nie mieli z kim
go zostawić, musiał iść do schroniska, czy-
li domu dla niechcianych psów. To wyda-
wało się nie w porządku, bo Harry nie był
niechciany – Beth chciała go, i to bardzo.
– Napiszemy do ciebie, żebyś wiedzia-
ła, kiedy znajdzie nowego właściciela
– obiecała Sally. – Naprawdę niedługo.
Wiem, że znajdzie miły dom.
Dziewczynka chciała krzyknąć, że już
miał miły dom, ale skinęła głową, a tata ją
wyprowadził, i dobrze, bo płakała tak bar-
dzo, że nic nie widziała.
Harry zaskomlał, wołając za nią i dra -
piąc druciane drzwi. Beth płakała! Coś
9
było nie tak, a ona odchodziła. Wył przez
dwie godziny, a potem był tak wyczerpa-
ny, że zasnął.
Gdy się obudził, dziewczynki nadal nie
było.
– O, tylko na nią popatrz – powiedziała
tęsknie Grace. – To labradorka. Wspania-
ła, prawda?
Mama uśmiechnęła się do niej.
– Nie mamy tyle miejsca, wiesz o tym.
Chociaż jest naprawdę piękna. Ma cudne
oczy.
– No to może jakiś mały pies, na przy-
kład Jack Russell! – Grace zaczęła gorącz-
kowo przeglądać stronę
internetową
schroniska, by sprawdzić, czy mają jakieś
10
mniejsze psy. – To takie śliczne małe te-
riery, które kiedyś polowały na szczury. Są
bardzo mądre. I małe! Na takiego na pew-
no mamy miejsce – w jej oczach pojawiła
się nadzieja.
– Nie mamy. I niedługo musisz odejść
od komputera, bo powinnam znowu wejść
na stronę biura nieruchomości i spraw -
dzić, czy pojawiły się nowe mieszkania.
Winterowie zamierzali się przeprowa-
dzić, bo w obecnym mieszkaniu po pro-
stu nie było dla wszystkich dość miejsca,
tym bardziej że Grace i Danny byli coraz
starsi.
– Nic z tego, Grace – westchnął Danny,
przeciskając się za komputerowym krze-
słem, by zrobić więcej tostów. Komputer
stał w kącie kuchni. – Od lat próbuję na-
mówić mamę i tatę na psa.
11
Mama zmarszczyła brwi.
– Nie zaczynaj. Oboje wiecie, że po
pros tu nie mamy miejsca. Nie można za-
mykać psa w mieszkaniu, nawet małe-
go. Gdybyśmy mieli mieszkanie z ogro -
dem, to może. Ale nie na siódmym pię -
trze!
Grace pokiwała głową. Właściwie wie-
działa to wszystko, ale raz na jakiś czas
udawało jej się wmówić sobie, że to nie-
prawda, tylko na krótką chwilę. Dalej
mieszała swoje płatki, wyobrażając sobie,
że biegnie przez park ze wspaniałym
czarnym labradorem albo energicznym
brązowo-białym terierem, podskaku-
jącym obok niej. Skoro i tak się przepro-
wadzali… czy nie mogła mieć nadziei na
mieszkanie z ogrodem? Z rozmarzeniem
polizała łyżkę.
12
– Nie rozsyp płatków na klawiaturę!
– ostrzegła matka.
– Hej! – Danny przystanął za krzesłem
Grace z talerzem tostów i nachylił się nad
jej ramieniem. – Grace, popatrz! Mamo,
chodź zobaczyć!
– Nigdy nie dostanę się do swojego
komputera – mruknęła kobieta, podcho-
dząc, by spojrzeć na ekran. – Schronisko
dla zwierząt Fairview. Ciągle oglądacie tę
stronę o psach? Danny, chyba wszyscy się
właśnie zgodziliśmy, że nie możemy mieć
psa?
– Tak, ale popatrz. Nasi fantastyczni
wolontariusze! Ludzie, którzy pomagają
w schronisku – przeciągnął myszkę
i kliknął łącze. – Zobacz, mogą wyprowa-
dzać psy na spacer – Danny rozpromie-
niony spojrzał na siostrę. – Moglibyśmy to
13
Pobierz darmowy fragment (pdf)