Darmowy fragment publikacji:
©opyrights to:
Wirtualne Wydawnictwo „Goneta” Aneta Gonera
www.goneta.net
ul. Archiwalna 9 m 45, 02-103 Warszawa
Okładka: Tomasz Pl(cid:261)skowski ©
ISBN: 978-83-925578-6-9
Wydanie I
Warszawa, listopad 2007
KSI(cid:265)(cid:366)KA NOMINOWANA DO NAJLEPSZEJ KSI(cid:265)(cid:366)KI NA WIOSN(cid:280) W WORTALU LITERACKIM
WWW.GRANICE.PL — WIOSNA 2010 roku
Mo(cid:298)e istniej(cid:261) leki czy zakl(cid:266)cia, które odroczyć, oszukać lub zmniejszyć
mog(cid:261) cierpienia w tej smutnej siedzibie.
(J. Milton „Raj utracony”)
3
Samochód listonosza zauwa(cid:298)yłem w chwili, gdy znalazł si(cid:266) na roz(cid:286)wietlonym wzgórzu.
Podskakuj(cid:261)c na wybojach i zostawiaj(cid:261)c za sob(cid:261) olbrzymich rozmiarów ogon kurzu, wyra(cid:296)nie
zmierzał w moim kierunku. Zreszt(cid:261) nie miał innego wyj(cid:286)cia. Droga, któr(cid:261) jechał, ko(cid:276)czyła si(cid:266)
szerokim podwórkiem tu(cid:298) przy oknie, przez które patrzyłem. W pokoju tykał zegar, a robił to tak
gło(cid:286)no i zawzi(cid:266)cie, jakby starał si(cid:266) wygrać z góry skazan(cid:261) na kl(cid:266)sk(cid:266) walk(cid:266) ze zbli(cid:298)aj(cid:261)cym si(cid:266)
warkotem silnika. Poza tym w całym domu było cicho. Czasami odzywała si(cid:266) podłoga swoim
wyuczonym skrzypieniem, czasem jaki(cid:286) mebel, por(cid:266)cz przy schodach, komin, a teraz zawołał
mnie dzwonek do drzwi. Dostałem list, a raczej paczk(cid:266). Nigdy nie dowiedziałem si(cid:266), kto był
nadawc(cid:261), chocia(cid:298) mo(cid:298)na powiedzieć, (cid:298)e po przeczytaniu tego najdłu(cid:298)szego listu, jaki
kiedykolwiek miałem w r(cid:266)kach, dobrze go znam...
*
4
— Prosz(cid:266) tutaj czytelnie wpisać nazwisko.
— ?
— Tutaj. Dzi(cid:266)kuj(cid:266), koniec korytarza, pokój numer 8.
*
Je(cid:286)li chcesz i wła(cid:286)nie nie masz nic innego do roboty, (cid:298)adna sprawa nie zajmuje twych
my(cid:286)li i je(cid:286)li nic nie odci(cid:261)ga twojej uwagi, opowiem ci, co na pewno było na pocz(cid:261)tku.
Na pocz(cid:261)tku postawiłem walizk(cid:266) na podłodze. My(cid:286)lałem przede wszystkim o
odpoczynku, wi(cid:266)c wzrokow(cid:261) penetracj(cid:261) pokoju, który i tak nie był w stanie ukryć niczego
interesuj(cid:261)cego, postanowiłem zaj(cid:261)ć si(cid:266) pó(cid:296)niej. Skierowałem si(cid:266) od razu do łazienki. Znalazłem
tam wszystko to, czego teraz na gwałt potrzebowałem. W szafce pod starannie wyszorowanym
zlewem – misk(cid:266), a odkr(cid:266)caj(cid:261)c niebieski kurek, co ani troch(cid:266) mnie nie zdziwiło, gor(cid:261)c(cid:261) wod(cid:266).
Usadowiłem si(cid:266) w gł(cid:266)bokim zielonym fotelu, który jak stary, zaprzyja(cid:296)niony piel(cid:266)gniarz
zaj(cid:261)ł si(cid:266) moimi skrzywionymi ze zm(cid:266)czenia plecami. Teraz mogłem sobie pozwolić na
ogarni(cid:266)cie całego pomieszczenia badawczym spojrzeniem. Szafa z rozchylonymi ramionami
pokazywała mi swoj(cid:261) pustk(cid:266). Szerokie łó(cid:298)ko, starannie zakryte niebieskim kocem, który
wydzielał do(cid:286)ć intensywn(cid:261) wo(cid:276) (cid:286)wie(cid:298)o zdobytej czysto(cid:286)ci, wygl(cid:261)dało na wygodne. Dywan,
krzycz(cid:261)cy na mnie nawet w tym półmroku jaskrawymi barwami, za mały był, na szcz(cid:266)(cid:286)cie, aby
mógł zawładn(cid:261)ć cał(cid:261) powierzchni(cid:261) drewnianej podłogi. Do tego stolik z lamp(cid:261) tu(cid:298) przy łó(cid:298)ku,
lustro wisz(cid:261)ce na drzwiach, wystarczaj(cid:261)co du(cid:298)e, aby ujrzeć w nim cał(cid:261) twarz z odpowiedniej
odległo(cid:286)ci i obrazek na (cid:286)cianie: potok, młyn wodny i ukryty w zaro(cid:286)lach jele(cid:276) – wszystko
szczelnie zamkni(cid:266)te w złotym prostok(cid:261)cie ramki. Najbardziej cieszyły mnie jednak mokre,
rozmigotane kału(cid:298)e na podłodze, znacz(cid:261)ce moj(cid:261) w(cid:266)drówk(cid:266) z fotela do okna, przy którym
mocowałem si(cid:266) z klamk(cid:261), aby je zamkn(cid:261)ć. Stopy od gor(cid:261)ca zrobiły si(cid:266) czerwone, a szyby w
oknie pokryły si(cid:266) par(cid:261) tu(cid:298) przy podłodze. Telewizora nie było.
Po raz pierwszy drzwi odezwały si(cid:266) do mnie skromnym pukaniem około godziny siódmej
wieczorem, kiedy to woda w misce zacz(cid:266)ła szybko stygn(cid:261)ć.
— Kto tam?
5
Drzwi otworzyły si(cid:266) szeroko, ukazuj(cid:261)c nisk(cid:261) postać w korytarzu. Widok ten był wyra(cid:296)nie
odpowiedzi(cid:261) na moje pytanie.
Odwiedziła mnie pokojówka. My(cid:286)l(cid:266), (cid:298)e od razu si(cid:266) zorientowała, i(cid:298) badawczo si(cid:266) jej
przygl(cid:261)dam. Spojrzała na kału(cid:298)(cid:266) przy oknie i zignorowała j(cid:261) bajecznie długim krokiem, który
zmusił obcas jej l(cid:286)ni(cid:261)cego buta do cichego skrzypni(cid:266)cia. Uchyliła okno. O wiele sprawniej
poradziła sobie z klamk(cid:261). Nasze spojrzenia spotkały si(cid:266) dwa razy. Kiedy weszła do pokoju i
kiedy, zapełniwszy jedn(cid:261) z półek w szafie po(cid:286)ciel(cid:261) i r(cid:266)cznikami, zamykała za sob(cid:261) drzwi.
Szybko zerwałem si(cid:266) z fotela. Wtedy si(cid:266) u(cid:286)miechn(cid:266)ła. Wiedziała, (cid:298)e podbiegn(cid:266) do
szpiegowskiego oka w drzwiach, aby obserwować jej zgrabne ruchy, gdy b(cid:266)dzie oddalać si(cid:266)
korytarzem. Zniekształcona wypukłym szkłem twarz wyszczerzała białe z(cid:266)by, nos zajmował
wi(cid:266)ksz(cid:261) cz(cid:266)(cid:286)ć głowy, a oczy pod niziutkim czołem patrzyły (cid:286)lepo w moim kierunku. Jedno
nawet mrugn(cid:266)ło, zanim wraz z całym ciałem odsun(cid:266)ło si(cid:266) i pow(cid:266)drowało, tak jak si(cid:266)
domy(cid:286)lałem – w linii prostej w gł(cid:261)b korytarza. Troch(cid:266) zaskoczony tym zachowaniem pokojówki,
która wydała mi si(cid:266) w pierwszej chwili osob(cid:261) pozbawion(cid:261) poczucia humoru, odsun(cid:261)łem si(cid:266) od
wizjera i ujrzałem własn(cid:261), głupawo u(cid:286)miechni(cid:266)t(cid:261), rozczochran(cid:261) głow(cid:266).
— Zimno!
Po co ona otwierała to okno?! Migocz(cid:261)ca na podłodze woda nie była ju(cid:298) przyjemna. Była
zimna. Znowu mocowałem si(cid:266) z klamk(cid:261), jak ju(cid:298) uporałem si(cid:266) z muchami, które licznie
zgromadzone na szybie nie mogły si(cid:266) zdecydować, czy zostać tutaj, czy wracać na zewn(cid:261)trz.
Pomagałem im w podj(cid:266)ciu decyzji, popychaj(cid:261)c je palcami w kierunku, sk(cid:261)d mogły wyfrun(cid:261)ć. Te
zbyt mocno spłoszone i ruchliwe w swym chaotycznym ta(cid:276)cu zabijałem lub zaganiałem w
(cid:298)arłoczn(cid:261) sieć paj(cid:261)ka. Pó(cid:296)niej, choć zacz(cid:266)ło dokuczać gor(cid:261)co wydobywaj(cid:261)ce si(cid:266) z nie daj(cid:261)cego
si(cid:266) wyregulować kaloryfera, nie otwierałem okna, chc(cid:261)c zapobiec dalszej inwazji insektów.
Mogłem si(cid:266) teraz skupić na siedzeniu w bezruchu. Po chwili przeniosłem si(cid:266) na łó(cid:298)ko, które
rzeczywi(cid:286)cie było wygodne...
— Musisz wyjechać na jaki(cid:286) czas.
— Matka ma racj(cid:266). Powiniene(cid:286) zamkn(cid:261)ć ten pokój i wyjechać na troch(cid:266). W mi(cid:266)dzyczasie
my wyniesiemy wszystko na strych, je(cid:286)li chcesz.
Pierwszy raz podj(cid:261)łem tak szybko decyzj(cid:266). Zreszt(cid:261) zawsze lubiłem je(cid:296)dzić w nowe
miejsca.
Le(cid:298)(cid:261)c tak na łó(cid:298)ku z r(cid:266)koma pod głow(cid:261), zauwa(cid:298)yłem, (cid:298)e farba odpada z sufitu.
Dokładnie nad łó(cid:298)kiem sufit poprzecinały liczne (cid:298)yłki p(cid:266)kni(cid:266)ć białej zakurzonej farby. Gdybym
wci(cid:261)(cid:298) był małym chłopcem, pomy(cid:286)lałbym, (cid:298)e to dom si(cid:266) zawala i za chwil(cid:266) lub dwie s(cid:261)siedzi,
6
wraz z wszystkimi ci(cid:266)(cid:298)kimi meblami, wyl(cid:261)duj(cid:261) na mojej głowie. Hotel nie był szczególnie drogi,
zwłaszcza je(cid:286)li wliczyć w to utrzymanie i regularne posiłki.
Poczułem, (cid:298)e zasypiam. My(cid:286)li nie były ju(cid:298) do ko(cid:276)ca moje, były bli(cid:296)niaczo podobne, ale
nie ja je tworzyłem, nie ja kontrolowałem, nie ja, chyba...
Na zewn(cid:261)trz padał (cid:286)nieg. Przez cały czas. Z pocz(cid:261)tku, kiedy pierwszy raz zerkn(cid:261)łem
przez pokryte szronem okno, drobnymi płatkami od niechcenia, pó(cid:296)niej płatki si(cid:266) powi(cid:266)kszyły.
Zwi(cid:266)kszyła si(cid:266) równie(cid:298) ich liczba. Padało naprawd(cid:266) bez przerwy. Postanowiłem mimo to
wybrać si(cid:266) na spacer. Kiedy zamykałem pokój na klucz, do którego przytwierdzony był
plastikowy bł(cid:266)kitny łab(cid:266)d(cid:296), wszyscy jeszcze spali, to znaczy nikogo nie zauwa(cid:298)yłem. Z
wyj(cid:261)tkiem recepcjonistki. Przekwitła ju(cid:298) raczej brunetka z krótko obci(cid:266)tymi włosami piła kaw(cid:266).
Poczułem jej aromatyczny zapach, stoj(cid:261)c jeszcze na wycieraczce. Kobieta wpatrywała si(cid:266) t(cid:266)po w
ekran telewizora, wi(cid:266)c wyszedłem niezauwa(cid:298)ony.
Na zewn(cid:261)trz nie było przyjemnie. Wiatr k(cid:261)sał policzki mro(cid:296)nymi pociskami i wsz(cid:266)dzie
było biało: na szerokiej alei biegn(cid:261)cej od schodów, a(cid:298) do ledwie widocznej bramy, biało było na
rozczapierzonych pot(cid:266)(cid:298)nych d(cid:266)bach i starych klonach, i na w(cid:261)tłej altanie. Jednak najwi(cid:266)cej bieli
było w powietrzu. Ja sam po paru krokach cały pokryty byłem (cid:286)niegiem. Biały był mój oddech,
który (cid:286)nie(cid:298)yca wyrywała mi z gardła z brutaln(cid:261) przesad(cid:261). Wtulony w wełn(cid:266) płaszcza pokonałem
zdecydowanym krokiem cał(cid:261) drog(cid:266) do bramy. Przejechał jaki(cid:286) samochód, zaznaczaj(cid:261)c sw(cid:261)
obecno(cid:286)ć o(cid:286)lepiaj(cid:261)cymi (cid:286)wiatłami.
Pomy(cid:286)lałem o kawie, której mógłbym si(cid:266) napić w holu. Wzbraniałem si(cid:266), (cid:298)eby nie
pobiec z powrotem. A gdyby tak kto(cid:286) obserwował mnie z hotelu? Nie pobiegłem. Chwil(cid:266) stałem
jak pie(cid:276), by po chwili spokojnie zawrócić. W recepcji stał jaki(cid:286) facet. Przy nodze czekała
walizka. Rozmawiał z brunetk(cid:261) przechylon(cid:261) przez kontuar.
— Jest pan pewien, (cid:298)e chce nas teraz opu(cid:286)cić? Na zewn(cid:261)trz jest oberwanie chmury! W
telewizji mówi(cid:261), (cid:298)e to nie potrwa krótko. Na pewno da pan sobie rad(cid:266) sam? Telefony ju(cid:298) nie
działaj(cid:261), a nie wiadomo, jak wygl(cid:261)daj(cid:261) drogi. — Zerkn(cid:266)ła na ekran telewizora i z dziwnym
u(cid:286)miechem dodała: — Zreszt(cid:261) i tak pewnie pan nie uruchomi tego gruchota, za przeproszeniem.
— Rzecz nie w tym, czy mam na to ochot(cid:266), tutaj chodzi o co(cid:286) powa(cid:298)niejszego.
— Drogi s(cid:261) chyba przejezdne — przerwałem. — Widziałem przed chwil(cid:261) samochód.
Obydwoje gwałtownie odwrócili si(cid:266) w moj(cid:261) stron(cid:266), jakby wystraszeni wystrzałem z
pistoletu. Dolna szcz(cid:266)ka kobiety znalazła si(cid:266) daleko od swej drugiej połówki, a jegomo(cid:286)ć
manipulował powiekami, jakby cierpiał na powa(cid:298)ne zaburzenia wzroku.
— Ale to chyba rzeczywi(cid:286)cie oberwanie chmury — dodałem, strzepuj(cid:261)c z głowy (cid:286)nie(cid:298)n(cid:261)
czapk(cid:266), która najwyra(cid:296)niej przykuła ich uwag(cid:266).
7
— A pan, co wyprawia z samego rana? — zapytała bez u(cid:286)miechu — A gdyby tak pan mi
tam zamarzł na (cid:286)mierć?! Musiałabym tłumaczyć si(cid:266) przed (cid:298)on(cid:261), prawda? Nie mo(cid:298)na wychodzić
w tak(cid:261) pogod(cid:266), nie mówi(cid:261)c o tym nikomu.
— Nie zszedłem nawet z ostatniego stopnia — skłamałem nie wiedzieć czemu.
— Jak w takim razie zdołał pan dostrzec samochód? — zapytał facet, który wydał mi si(cid:266)
znajomy. Teraz po jego twarzy rozlał si(cid:266) wyraz triumfu.
Wyci(cid:261)gn(cid:261)ł z kieszeni jaki(cid:286) notes i szybko w nim co(cid:286) naskrobał. Stał tak chwil(cid:266),
wpatruj(cid:261)c si(cid:266) we mnie, i oczekiwał odpowiedzi.
— Widziałem (cid:286)wiatła — odparłem w pełni (cid:286)wiadomy tego, (cid:298)e zostałem zdemaskowany.
Przysłuchuj(cid:261)ca si(cid:266) recepcjonistka pomachała p(cid:266)kiem kluczy, zwracaj(cid:261)c si(cid:266) do m(cid:266)(cid:298)czyzny z
walizk(cid:261):
— To jak, wypisuje si(cid:266) pan?
— Chyba jeszcze troch(cid:266) zostan(cid:266) — odpowiedział bez przekonania i schował notes do
kieszeni.
Skorzystałem z okazji i pospiesznie oddaliłem si(cid:266) do swojego pokoju. Gdy znowu
znalazłem si(cid:266) u „siebie”, przypomniałem sobie o kawie − aromatycznej, wzmacniaj(cid:261)cej kawie.
Przez okno zauwa(cid:298)yłem, (cid:298)e detektyw, jak go sobie nazwałem, nie znaj(cid:261)c jego imienia,
podchodzi do samochodu i po kilkakrotnej próbie uruchomienia silnika rezygnuje. Gdy w
poszukiwaniu drobnych zanurzyłem r(cid:266)k(cid:266) w wewn(cid:266)trzn(cid:261) kiesze(cid:276) płaszcza, zamiast monet
znalazłem mi(cid:266)towego cukierka, do którego mocno przylgn(cid:266)ła nitka. Bez wahania poło(cid:298)yłem go
sobie na j(cid:266)zyku, przez chwil(cid:266) zastanawiaj(cid:261)c si(cid:266), kiedy to ostatnio kupowałem mi(cid:266)towe cukierki.
Zabrałem portfel z łó(cid:298)ka i skierowałem si(cid:266) do p(cid:266)katego automatu stoj(cid:261)cego naprzeciwko okienka
recepcji. Kiedy (cid:286)wiadomy tego, (cid:298)e bacznie obserwuje mnie stamt(cid:261)d ciekawska brunetka, powoli
wyci(cid:261)gałem sobie nitk(cid:266) z ust, główne drzwi wpu(cid:286)ciły do (cid:286)rodka dwóch mundurowych. Szybko
schowałem nitk(cid:266) do kieszeni. Podeszli do recepcjonistki i pochylili si(cid:266) nad kontuarem, aby
mówić szeptem. Jeden z policjantów zerkn(cid:261)ł na mnie, gdy pi(cid:266)(cid:286)ci(cid:261) zmusiłem automat do owocnej
pracy. Zapach kawy skusił drugiego do pój(cid:286)cia w moje (cid:286)lady.
— Na długo pan tu przyjechał? — zapytał z u(cid:286)miechem, który nie zarysował mu si(cid:266) w
spojrzeniu, i nie czekaj(cid:261)c na odpowied(cid:296), kontynuował: — Chyba wszystko na to wskazuje!
Wszystkie drogi, którymi mo(cid:298)na by si(cid:266) st(cid:261)d wydostać, s(cid:261) przywalone (cid:286)niegiem! — Ten, który
został z brunetk(cid:261), gło(cid:286)no zarechotał.
— Z czego pan si(cid:266) (cid:286)mieje? — zapytałem. Policjant si(cid:266)gn(cid:261)ł do kieszeni, wyci(cid:261)gaj(cid:261)c z niej
nitk(cid:266), na której ko(cid:276)cu wisiał zielony cukierek nabity jak przyn(cid:266)ta na mały haczyk.
8
Otworzyłem szeroko oczy. Podszedłem do drzwi, aby przejrzeć si(cid:266) w lustrze. Twarz nie
wydała mi si(cid:266) blada, nosiła tylko wyra(cid:296)ne oznaki tego, (cid:298)e spałem. Otworzyłem usta najszerzej
jak mogłem, by przez chwil(cid:266) podziwiać migdałki. Na z(cid:266)bach zauwa(cid:298)yłem krew, a potem
krwawi(cid:261)ce miejsce na j(cid:266)zyku, który sobie przygryzłem. To czasami mi si(cid:266) zdarza, bardzo
rzadko, ale zawsze, kiedy (cid:286)pi(cid:266).
Poci(cid:261)gn(cid:261)łem za sznurek w łazience, zwołuj(cid:261)c na zewn(cid:261)trz cał(cid:261) moc czterdziestowatowej
(cid:298)arówki. Wyplułem wszystko, co udało mi si(cid:266) wyssać, do zlewu.
Wtedy na brzeg sfrun(cid:266)ła mucha. Przez chwil(cid:266) zaczesywała swoje futro, potem chwil(cid:266)
zacierała r(cid:266)ce, okazuj(cid:261)c w ten sposób swoj(cid:261) rado(cid:286)ć. Uło(cid:298)yła dokładniej swój skrzydlaty płaszcz i
rozpocz(cid:266)ła w(cid:266)drówk(cid:266) na dno krateru. Jak olimpijski biegacz na bie(cid:298)ni kilkakrotnie okr(cid:261)(cid:298)yła
obwód zlewu po spirali. W ko(cid:276)cu jakby z niedowierzaniem pokr(cid:266)ciła głow(cid:261) tu(cid:298) przy moim dla
niej podarku i przyst(cid:261)piła do degustacji. Odwróciłem si(cid:266) z obrzydzeniem, poci(cid:261)gn(cid:261)łem za
sznurek i wróciłem na łó(cid:298)ko.
Trzymaj(cid:261)c twarz w gł(cid:266)boko(cid:286)ci mojej osobistej poduszki, wdychałem jej zapach.
Wiedziałem, (cid:298)e niedługo ju(cid:298) go nie b(cid:266)dzie, (cid:298)e opu(cid:286)ci mnie i zostawi tu samego. Wiedziałem, (cid:298)e
poduszka bezwstydnie podda si(cid:266) temu pokojowi i powietrzu. Wypu(cid:286)ci wła(cid:286)nie ten zapach, który
czuj(cid:266), i wpu(cid:286)ci do siebie nowy dla niej, ale stary ju(cid:298), pragn(cid:261)cy nowych ofiar zapach tego
miejsca. Czy istnieje prawdziwy zapach poduszki, nie do odgadni(cid:266)cia ju(cid:298), dawno wygnany z jej
struktur? Gdzie jest teraz?
*
Czy wspomniałem ju(cid:298) jak pi(cid:266)kny park otaczał hotel? Przyjemnie było spacerować po
trawiastych (cid:286)cie(cid:298)kach. Nic, tylko otworzyć szeroko oczy i podziwiać widoki, pal(cid:261)c mi(cid:266)towego
papierosa.
— Pocz(cid:266)stuje mnie pan? – zapytał kobiecy głos za moimi plecami. Podałem paczk(cid:266)
naprawd(cid:266) ładnej kobiecie. Ładnej to za mało powiedziane, ale nie wiedziałbym, jak j(cid:261) opisać,
aby nie przekroczyć tej granicy, jak(cid:261) wydawała si(cid:266) zaznaczać. — Ładnie tu, prawda?
— Tak. Szczerze mówi(cid:261)c, jeszcze nie wiele widziałem.
— Dopiero pan przyjechał?
— Tak. Wczoraj.
9
— Je(cid:286)li pan chce, mog(cid:266) co(cid:286) ciekawego pokazać — zaproponowała, odwracaj(cid:261)c si(cid:266) na
pi(cid:266)cie i spogl(cid:261)daj(cid:261)c na mnie przez rami(cid:266).
Chciałem. Moja ciekawo(cid:286)ć rozbudziła si(cid:266), kiedy skr(cid:266)ciła w boczn(cid:261), ciasn(cid:261) alejk(cid:266). Nie
sposób było i(cid:286)ć obok siebie, wi(cid:266)c szedłem za ni(cid:261). I dobrze. Jej zgrabnych ruchów nie była w
stanie ukryć nawet ró(cid:298)owa narzuta przeciwdeszczowa, któr(cid:261) nało(cid:298)yła na siebie, starannie
rozkładaj(cid:261)c na ramionach foliowy kaptur, sugeruj(cid:261)c si(cid:266) za pewne sinym kolorem porannych
obłoków. W ko(cid:276)cu odwróciła si(cid:266) i teatralnym gestem pokazała mi drzewo. P(cid:266)kni(cid:266)t(cid:261) na pół
wierzb(cid:266).
— Fajne, prawda?
— Tak, bardzo ciekawe.
— Co ma pan na my(cid:286)li?
— No... to, (cid:298)e jeszcze (cid:298)yje, pomimo tego p(cid:266)kni(cid:266)cia.
— Prawda? Lubi(cid:266) tutaj przychodzić, bo to drzewo jest takie jak ja. — Udałem, (cid:298)e si(cid:266)
gł(cid:266)boko zamy(cid:286)liłem.
— Pewnie piorun.
— Z tego, co wiem, silny wiatr. A pan, co pana tutaj przygnało? — Zanurzyła obie dłonie
w czelu(cid:286)ciach swojej ogromnej torebki.
— Urlop. Chciałbym troch(cid:266) wypocz(cid:261)ć i troch(cid:266) sobie poukładać.
— Doskonałe znalazł pan do tego miejsce. — Powiedziała to naprawd(cid:266) uprzejmie i
szczerze. Nerwowym ruchem wyrwała z torebki przedmiot, którego szukała, nie spuszczaj(cid:261)c
mnie z oczu. — Prosz(cid:266) o u(cid:286)miech!
— Zapraszam pani(cid:261) na kaw(cid:266) — mrukn(cid:261)łem, o(cid:286)lepiony i troch(cid:266) onie(cid:286)mielony.
Wrócili(cid:286)my t(cid:261) sam(cid:261) kr(cid:266)t(cid:261) (cid:286)cie(cid:298)k(cid:261), która wyprowadziła nas mi(cid:266)dzy pot(cid:266)(cid:298)ne d(cid:266)by rosn(cid:261)ce
wzdłu(cid:298) podjazdu. Wyprzedziłem now(cid:261) znajom(cid:261) na schodach i pchn(cid:261)łem drzwi. Min(cid:266)li(cid:286)my
recepcj(cid:266), rozmawiaj(cid:261)c o pogodzie. W kuchni poprosiłem o dwie kawy.
Wszystko wtedy wydawało mi si(cid:266) na miejscu. Przede wszystkim ja sam. Dobrze mi było
przy tym stoliku w towarzystwie kobiety. (cid:285)wiatło wpuszczane leniwie przez firanki silnie
zaznaczało swoje granice uko(cid:286)nych pasów, a jednocze(cid:286)nie wypełniało cał(cid:261) sal(cid:266). Pust(cid:261) i cich(cid:261).
Tak wygl(cid:261)da spokój, pomy(cid:286)lałem. Przyjemnie było nic nie mówić, wpatrywać si(cid:266) w nieliczne
powolne drobinki kurzu unosz(cid:261)cego si(cid:266) w powietrzu i popijać kaw(cid:266). Zapaliłem papierosa i
dmuchn(cid:261)łem w najbli(cid:298)szy snop (cid:286)wiatła. Wydawało mi si(cid:266), (cid:298)e wydmuchn(cid:261)łem o wiele wi(cid:266)cej
dymu, ni(cid:298) zdarza si(cid:266) to zazwyczaj.
— Na którym pi(cid:266)trze pan mieszka?
— Tutaj, na parterze pod ósemk(cid:261).
10
— O, to dobrze. Ma pan blisko do wyj(cid:286)cia i nie musi korzystać z tych ciasnych kr(cid:266)tych
schodów — mówi(cid:261)c to, silnie zmarszczyła brwi, co dodało jej uroku.
— A pani? Na którym pi(cid:266)trze ma pani pokój?
— Na drugim. Mam bardzo ładny widok z okna. Widać stamt(cid:261)d moj(cid:261) sosn(cid:266).
— Wierzb(cid:266).
— A tak, moj(cid:261) wierzb(cid:266).
— Du(cid:298)o jest teraz go(cid:286)ci w hotelu?
— O, tak. Raczej sporo.
— Dziwne — rozejrzałem si(cid:266) z mał(cid:261) przesad(cid:261) dookoła, hu(cid:286)taj(cid:261)c si(cid:266) na krze(cid:286)le — chyba
nie wychodz(cid:261) z pokoi.
— Paru rzeczywi(cid:286)cie tego nie robi.
Chwyciła za torebk(cid:266). Wiedziałem, (cid:298)e za chwil(cid:266) zostan(cid:266) sam. Nie wiedziałem, czy bez
niej uda mi si(cid:266) samotnie utrzymać t(cid:266) atmosfer(cid:266) spokoju.
— Dzi(cid:266)kuj(cid:266) za spacer i za kaw(cid:266). Prosz(cid:266) kiedy(cid:286) mnie odwiedzić. Mieszkam w 22,
dokładnie nad panem.
Czułem, (cid:298)e po jej odej(cid:286)ciu nie zostanie tutaj ani odrobina tej spokojnej atmosfery. Moj(cid:261)
głow(cid:266) zapełniały znaki zapytania. Czy ona miała to samo na my(cid:286)li, co ja, kiedy zapraszała mnie
do siebie? Jasne, (cid:298)e nie. A przecie(cid:298) to te same słowa. Dobrze, (cid:298)e patrzyłem na jej twarz, kiedy
odchodziła od stolika.
Siedziałem jeszcze chwil(cid:266). Zgasiłem papierosa na spodku fili(cid:298)anki i wstałem. Jak na
razie, nic ciekawego si(cid:266) nie wydarzyło i raczej nic nie wskazywało na to, (cid:298)e nast(cid:261)pi jaka(cid:286)
olbrzymia zmiana. Na szcz(cid:266)(cid:286)cie tego wła(cid:286)nie teraz pragn(cid:261)łem i na szcz(cid:266)(cid:286)cie p(cid:266)kata fiolka
pigułek nasennych była pełna.
Czerwony dywan odprowadził mnie do pokoju. W łazience wypłukałem zlew, umyłem
si(cid:266), ogoliłem i uczesałem. Patrz(cid:261)c teraz w lustro, (cid:298)ałowałem, (cid:298)e nie zrobiłem tego wcze(cid:286)niej.
Stwierdziłem, (cid:298)e nigdzie nie ma natr(cid:266)tnej muchy. Usiadłem w fotelu, otworzyłem grub(cid:261) ksi(cid:261)(cid:298)k(cid:266),
która przypomniała o sobie, le(cid:298)(cid:261)c na mi(cid:266)kkim podło(cid:298)u nie rozpakowanych rzeczy. Walizk(cid:266)
zamkn(cid:261)łem. Teraz była w pewnym sensie szaf(cid:261). Zamiast jednak zagł(cid:266)bić si(cid:266) w lekturze,
poło(cid:298)yłem głow(cid:266) na oparciu i zacz(cid:261)łem nasłuchiwać. Kobieta z ulubionym drzewem w pobli(cid:298)u.
Wpatrywałem si(cid:266) w sufit, jakby miało to jaki(cid:286) wpływ na moje zdolno(cid:286)ci słuchowe.
Wyłapywałem w skupieniu wszystko, co mogło si(cid:266) dziać w pokoju nade mn(cid:261). Nic si(cid:266) jednak nie
działo. Cisza. (cid:297)adnych kroków, otwieranych drzwi, skrzypi(cid:261)cej podłogi czy odgłosów wody. Nie
docierał do mnie (cid:298)aden d(cid:296)wi(cid:266)k z zewn(cid:261)trz. Zupełnie jak w pluszowym pudełku. Jedynie zegar,
który stał w k(cid:261)cie, informował mnie swoim gadaniem o tym, (cid:298)e wszystko płynie. Spojrzałem na
11
tarcz(cid:266). Jedna z cyfr była ko(cid:286)lawa. Szóstce na samej górze wyrósł p(cid:266)katy daszek. Zegar wybił
godzin(cid:266) zachrypni(cid:266)tym tonem i wtedy daszek oderwał si(cid:266) od cyfry, pow(cid:266)drował wzdłu(cid:298)
wskazówki i wskoczył na szybk(cid:266), zasłaniaj(cid:261)c(cid:261) tarcz(cid:266). Miałem wielk(cid:261) ochot(cid:266) na zdecydowanie
silny rzut ksi(cid:261)(cid:298)k(cid:261), ale wtedy zniszczyłbym i zegar, i ksi(cid:261)(cid:298)k(cid:266), i kto wie, co jeszcze, w razie
gdybym nie trafił. Owad czytał zapewne w moich my(cid:286)lach, bo bzykaj(cid:261)c sobie pod nosem,
schował si(cid:266) pospiesznie gdzie(cid:286) we wn(cid:266)trzno(cid:286)ciach tykaj(cid:261)cego mechanizmu. Patrz(cid:261)c tak na zegar,
pomy(cid:286)lałem, (cid:298)e równie dobrze mógłby przestać chodzić. To dziwne, ale nie pami(cid:266)tam, kiedy
ostatni raz patrzyłem na zegar tak jak teraz, bez uczucia trwogi, nie patrz(cid:261)c, która godzina, ile
mam jeszcze czasu, podziwiaj(cid:261)c po prostu wskazówki.
Jaki(cid:286) kwadrans po tym, jak wróciłem do pokoju, odwiedził mnie dyrektor hotelu. Kiedy
wchodził do (cid:286)rodka, dyskretnie si(cid:266) rozgl(cid:261)daj(cid:261)c, zauwa(cid:298)yłem, (cid:298)e ma krótsz(cid:261) praw(cid:261) nog(cid:266).
— Mam nadziej(cid:266), (cid:298)e b(cid:266)dzie pan zadowolony z pobytu — dziwne, ale nie u(cid:286)miechn(cid:261)ł si(cid:266)
— czy ma pan jakie(cid:286) zwierz(cid:266)?
— Raczej nie — pomy(cid:286)lałem o stworzeniu z zegara.
— To dobrze. U nas nie wolno. Czy dostał pan ju(cid:298) po(cid:286)ciel?
— Tak, odwiedziła mnie bardzo sympatyczna pokojówka.
— Aa.
— O której jest obiad?
— Za dwie godziny — odpowiedział, nie spuszczaj(cid:261)c z oczu zegara. — Gdyby pan
czego(cid:286) potrzebował, to prosz(cid:266) i(cid:286)ć do recepcji, tam ci(cid:261)gle kto(cid:286) jest. Mnie mo(cid:298)na znale(cid:296)ć tutaj do
kolacji, potem jestem uchwytny pod telefonem.
— Na pewno nie b(cid:266)dzie takiej potrzeby — zapewniłem dyrektora z u(cid:286)miechem.
— W takim razie do widzenia.
— Zamkn(cid:261)łem drzwi z ulg(cid:261) i kiedy zerkn(cid:261)łem przez wizjer, zdarzyło si(cid:266) to samo, co z
pokojówk(cid:261). Nasze wybałuszone (cid:296)renice spotkały si(cid:266). Wtedy nie zwróciłem na to szczególnej
uwagi.
*
Zegar pokazał mi, (cid:298)e do obiadu mam sporo czasu. Napu(cid:286)ciłem wody do wanny, w
walizce wyszperałem butelk(cid:266) wina domowej roboty, odebrałem jednej z półek stolika szklank(cid:266), z
płaszcza wyj(cid:261)łem papierosa i zapałki i wróciłem do wypełnionej par(cid:261) łazienki. Nigdy nie
12
potrafiłem tak odkr(cid:266)cić wody, aby nie była lodowata lub za gor(cid:261)ca, gdy wchodz(cid:266) do wanny.
Skorygowałem temperatur(cid:266) silnym strumieniem zimnej wody. Schowałem głow(cid:266) pod wod(cid:266), by
przez chwil(cid:266) cieszyć si(cid:266) izolacj(cid:261) od otoczenia.
Na sali, gdzie podawano obiad, byłem pierwszy. Siedz(cid:261)c tak przez chwil(cid:266), przygl(cid:261)dałem
si(cid:266) krz(cid:261)taninie kucharek, a jednocze(cid:286)nie zastanawiałem si(cid:266), jak mam powitać pierwsze osoby, by
stworzyć mił(cid:261) atmosfer(cid:266). Jednak, kiedy na drugim ko(cid:276)cu stołu pojawił si(cid:266) gruby jegomo(cid:286)ć,
wsun(cid:261)łem si(cid:266) gł(cid:266)biej w moje krzesło. Człowiek ten stale rozgl(cid:261)dał si(cid:266) wokoło swoimi
malutkimi, wilgotnymi oczkami, gł(cid:266)boko ukrytymi w puszystej twarzy koloru purpury. Nie mógł
si(cid:266) odzwyczaić od chwytania si(cid:266) za ucho, gdy z kim(cid:286) rozmawiał i okazywał zainteresowanie
tematyk(cid:261) wojenn(cid:261). Kto(cid:286) mógłby powiedzieć, (cid:298)e jest podobny do Churchilla. Zwłaszcza gdy
zgniatał w(cid:261)skimi ustami z rzadka odpalane cygaro. Wygl(cid:261)dał do(cid:286)ć groteskowo z bł(cid:266)kitn(cid:261)
apaszk(cid:261) pod szyj(cid:261) i w eleganckim stroju archaicznego dyplomaty nad talerzem zupy w stołówce.
— Dzie(cid:276) dobry! — zawołał, wciskaj(cid:261)c energicznymi ruchami zwaliste ciało w ciasn(cid:261)
przestrze(cid:276) swojego nieust(cid:266)pliwego krzesła.
— Dzie(cid:276) dobry! — Odpowiedziałem i odwróciłem si(cid:266), (cid:298)eby spojrzeć przez okno.
Ci, którzy przybyli pó(cid:296)niej, wcale nie byli bardziej interesuj(cid:261)cy, przynajmniej takie było
moje pocz(cid:261)tkowe wra(cid:298)enie. Gdy wazy, otwieraj(cid:261)c swe porcelanowe paszcze, wypu(cid:286)ciły chmury
skrywanej pary, która czule połaskotała nasze (cid:298)oł(cid:261)dki, wszystkie głowy pochyliły si(cid:266) i na sal(cid:266),
nie zwracaj(cid:261)c niczyjej, prócz mojej uwagi, wsun(cid:266)ła si(cid:266) poznana w parku kobieta. Była jedyn(cid:261)
osob(cid:261), której towarzystwo sprawiłoby mi przyjemno(cid:286)ć, ale ona, nie widz(cid:261)c mnie, usiadła w
drugim ko(cid:276)cu sali, odwróciwszy si(cid:266) do mnie plecami. Zauwa(cid:298)yłem, (cid:298)e nikt mi si(cid:266) nie przygl(cid:261)da.
Wypatrzyłbym przecie(cid:298) te nieudane próby ukrycia swej ciekawo(cid:286)ci przez zmian(cid:266) grymasu
twarzy czy zawieszenie w pró(cid:298)ni nagle przyłapanych na gor(cid:261)cym uczynku oczu. Oznaczało to,
(cid:298)e nikogo nie interesowałem jako nowo przybyły i wydało mi si(cid:266) to troch(cid:266) dziwne. Nawet
grubas, który pierwszy, nie licz(cid:261)c mnie, stawił si(cid:266) na stołówce, nie spojrzał w moj(cid:261) stron(cid:266) ani
razu, zaj(cid:266)ty pochłanianiem pierwszego dania i rozmow(cid:261) z dwiema s(cid:261)siadkami naraz.
Rozejrzałem si(cid:266) dookoła. Po mojej lewej opierała na stole łokieć starsza kobieta z bujnymi
siwymi włosami spi(cid:266)tymi w olbrzymi kok, który za ka(cid:298)dym razem, kiedy si(cid:266) schylała nad
talerzem, obsuwał si(cid:266) do przodu i odskakiwał, kiedy głowa wracała do pozycji wyj(cid:286)ciowej. Po
prawej stronie szczupły blondyn w sposób odbieraj(cid:261)cy apetyt zabawiał si(cid:266) zawarto(cid:286)ci(cid:261) talerza i
nie wydawał si(cid:266) zainteresowany konsumpcj(cid:261) swej zabawki.
Sala, mówi(cid:261)c krótko, była olbrzymia, biała i goła. Stoły ustawiono tak, (cid:298)e tworzyły
szerok(cid:261) liter(cid:266) „L”. Lampy nad stołem wygl(cid:261)dały jak zastygłe gigantyczne matowe krople na
13
moment przed oberwaniem si(cid:266). Jedna wisiała dokładnie nade mn(cid:261), na szcz(cid:266)(cid:286)cie kurz
sygnalizował jej stało(cid:286)ć w tej pozycji. Wszystkie otwory w (cid:286)cianach to drzwi wej(cid:286)ciowe,
olbrzymie okno z geometrycznym witra(cid:298)em i szcz(cid:266)ka kuchni, na której opierały si(cid:266) teraz
ciekawskie kucharki z białymi czepkami na włosach, przez co wygl(cid:261)dały jak dojrzałe pieczarki.
Raz czy dwa spróbowałem u(cid:286)miechn(cid:261)ć si(cid:266) do kogo(cid:286), kto (cid:286)lizgał swój wzrok po sali, wpisuj(cid:261)c
mnie w jego trajektori(cid:266). Kiedy w talerzu ukazało si(cid:266) dno z pozostało(cid:286)ciami wysuszonego przeze
mnie pomidorowego jeziora, odsun(cid:261)łem gło(cid:286)no krzesło, podzi(cid:266)kowałem blondynowi za
towarzystwo i skierowałem si(cid:266) do wyj(cid:286)cia. Wła(cid:286)nie wtedy wszystkie prze(cid:298)uwaj(cid:261)ce twarze
zwróciły si(cid:266) w moj(cid:261) stron(cid:266), zaciekawione najwidoczniej, dlaczego rezygnuj(cid:266) z drugiego dania.
Pozdrowiłem znajom(cid:261), która teraz mnie dojrzała, skinieniem głowy i zamkn(cid:261)łem za sob(cid:261)
ci(cid:266)(cid:298)kie, wysokie drzwi jadalni. Odetchn(cid:261)łem z ulg(cid:261).
Biegłem najszybciej jak mogłem. Chciałem, za wszelk(cid:261) cen(cid:266), być pierwszy przy
schodach. Po chwili zostawiłem daleko z tyłu moich kolegów. Na drugim miejscu była Magda,
na trzecim Kundys. Biegał lepiej od niej, ale dawał jej ze sob(cid:261) wygrywać i ka(cid:298)dy o tym wiedział,
prócz niej. Gdy biegli(cid:286)my koło jego domu, matka krzyczała za nim, (cid:298)e ma zaraz wracać na
obiad. Kundys potrafił tak szybko biegać, (cid:298)e jego wymówki: „nic nie słyszałem”, stawały si(cid:266)
prawdopodobne. Biegli(cid:286)my wtedy dalej, a on nawet si(cid:266) nie odwrócił. Jak tylko pami(cid:266)tam, matka
Kunda zawsze krzyczała. Podobno dlatego, (cid:298)e pracowała przy maszynach w wielkim hałasie i
(cid:298)eby porozumieć si(cid:266) ze swoimi kole(cid:298)ankami w zakładzie, musiała zdzierać gardło. I tak, czy
była na co(cid:286) bardzo w(cid:286)ciekła, czy z u(cid:286)miechem proponowała nam herbat(cid:266), to zawsze jej głos
brzmiał jak ujadanie psa.
Na ko(cid:276)cu, wywalaj(cid:261)c j(cid:266)zor, biegł Vasco. Upierał si(cid:266), (cid:298)e w wieku dziesi(cid:266)ciu lat widział
przelatuj(cid:261)ce niedaleko naszego osiedla UFO. Zawsze, kiedy o tym opowiadał, robił si(cid:266) cały
czerwony i oczy wychodziły mu na wierzch. Wszyscy si(cid:266) z niego (cid:286)miali, chocia(cid:298) ci(cid:266)(cid:298)ko było mu
nie uwierzyć. Podobno na stare lata zaj(cid:261)ł si(cid:266) badaniem kosmosu. Czekałem chwil(cid:266), patrz(cid:261)c jak
kumple rozchlapuj(cid:261) trampkami wod(cid:266) zalegaj(cid:261)c(cid:261) od wczoraj na ulicach. Potem patrzyłem, jak
Magda odczytuje z głow(cid:261) podniesion(cid:261) do góry, szyld wisz(cid:261)cy w oknie.
— Idziecie?
— Na pewno tutaj pracuje twoja ciocia?
— Noo… zobaczycie.
Klamka w wysokich drzwiach miała kształt smoka zjadaj(cid:261)cego swój ogon i bardzo
mocno broniła wej(cid:286)cia. Nast(cid:266)pn(cid:261) przeszkod(cid:261) były koraliki, g(cid:266)sto odgradzaj(cid:261)ce nas od
pulsuj(cid:261)cego zapachami wn(cid:266)trza.
14
*
Wyci(cid:261)gn(cid:261)łem buty spod łó(cid:298)ka i starannie je wypastowałem. Dawno ju(cid:298) tego nie robiłem.
Wypiłem szklank(cid:266) wody z łazienki i wyszedłem z pokoju, wcze(cid:286)niej nakr(cid:266)ciwszy zegar, którego
wahadło pomachało mi na do widzenia. Znajoma z ogrodu nachyliła si(cid:266) nade mn(cid:261), kiedy
mijałem j(cid:261) siedz(cid:261)c(cid:261) na kamiennej por(cid:266)czy.
— (cid:295)le pan wygl(cid:261)da, dobrze si(cid:266) pan czuje?
— Tak... (cid:296)le spałem.
„Nie, rzygałem wła(cid:286)nie pomidorówk(cid:261)”.
Jedno powiedziałem, drugie pomy(cid:286)lałem.
Zimny wiatr wieczorny dmuchaj(cid:261)cy orze(cid:296)wiaj(cid:261)co w policzek oraz (cid:286)wiatła wydostaj(cid:261)ce
si(cid:266) z okien i stylowych latarni tworzyły bardzo mił(cid:261) atmosfer(cid:266). Zacz(cid:266)ło si(cid:266) ju(cid:298) (cid:286)ciemniać i nic
ju(cid:298) prawie nie było widać, kiedy spacerowali(cid:286)my po parku, a potem po lesie. Gdy dotarli(cid:286)my do
miejsca, sk(cid:261)d widoczne było migocz(cid:261)ce w dali jezioro, z krzaków przy drodze wyczołgał si(cid:266)
starszy m(cid:266)(cid:298)czyzna. Odwrócił si(cid:266) i odsłaniaj(cid:261)c szare z(cid:266)by, nie wyjmuj(cid:261)c z nich papierosa,
zawołał:
— Pi(cid:266)kny widoczek, co nie?! — Po czym zdejmuj(cid:261)c z głowy czapk(cid:266), gł(cid:266)boko nam si(cid:266)
ukłonił i znikn(cid:261)ł w cieniu drzew.
Chwil(cid:266) potem usłyszeli(cid:286)my, jak załatwia w pobli(cid:298)u sw(cid:261) potrzeb(cid:266) fizjologiczn(cid:261).
Usiadłem obok mojej znajomej i spytałem, jak ma na imi(cid:266), a potem oddałem jej swoj(cid:261)
kurtk(cid:266), bo stwierdziła, (cid:298)e jest chłodno.
*
Mniej wi(cid:266)cej tyle zapami(cid:266)tałem z pierwszych dni mojego pobytu w tym przesi(cid:261)kni(cid:266)tym
spokojem miejscu. Czasami snułem si(cid:266) bez celu, zapuszczaj(cid:261)c si(cid:266) w coraz bardziej odległe
tereny parku, czasem całe wieczory sp(cid:266)dzałem w opustoszałej (cid:286)wietlicy hotelowej, wchłaniaj(cid:261)c
bezmy(cid:286)lnie wszystko, co wylewało si(cid:266) z ekranu telewizora, w którym nie mo(cid:298)na było zmienić
kanału, bo przymocowany był blisko sufitu, a pilot gdzie(cid:286) zgin(cid:261)ł. Wł(cid:261)czało si(cid:266) go, wkładaj(cid:261)c
15
wtyczk(cid:266) do kontaktu. Zwykle jednak nigdzie si(cid:266) nie ruszałem, trwoni(cid:261)c czas, pogr(cid:261)(cid:298)ony w nie
chc(cid:261)cym mnie opu(cid:286)cić smutku, korzystaj(cid:261)c od czasu do czasu z cudownej fiolki.
Kiedy siedziałem w swoim pokoju, korytarze za moimi drzwiami, cicho, ale natr(cid:266)tnie
wsuwały si(cid:266) przez szpary, staraj(cid:261)c si(cid:266) wyci(cid:261)gn(cid:261)ć mnie z mojej kryjówki. Głosy, (cid:286)miechy i
wszelkie inne d(cid:296)wi(cid:266)ki informowały mnie, (cid:298)e co(cid:286) si(cid:266) dzieje bez mojego udziału.
Ludzie rozmawiali, wymieniali si(cid:266) adresami, których zreszt(cid:261) i tak nigdy nie zamierzali
u(cid:298)yć, obiecywali sobie kontakty na odległo(cid:286)ć i telefony. Całowali si(cid:266), krzyczeli, bawili i płakali,
kochali si(cid:266) w parach lub w pojedynk(cid:266), a ja le(cid:298)ałem na łó(cid:298)ku zaj(cid:266)ty my(cid:286)leniem o suficie.
Pewnego dnia korytarz o(cid:286)mielony cisz(cid:261) za drzwiami wsun(cid:261)ł mi po podłodze kartk(cid:266)
papieru. Bawiłem si(cid:266) przez chwil(cid:266) własn(cid:261) ciekawo(cid:286)ci(cid:261), nie ruszaj(cid:261)c si(cid:266) z miejsca. Ale za
moment zerwałem si(cid:266) jak dzieciak, który długo czekaj(cid:261)c na swoje urodziny, zrywa si(cid:266) z łó(cid:298)ka
zaraz po przebudzeniu, aby być (cid:286)wiadkiem wszystkiego, co dzieje si(cid:266) w jego domu przed
zdmuchni(cid:266)ciem (cid:286)wieczki. Podniosłem papier z podłogi. Było to zdj(cid:266)cie zrobione polaroidem, na
którym utrwaliła si(cid:266) moja twarz (cz(cid:266)(cid:286)ciowo zasłoni(cid:266)ta wydmuchiwanym przeze mnie dymem),
wykonane podczas spaceru w parku. Wi(cid:266)ksz(cid:261) cz(cid:266)(cid:286)ć kompozycji zajmował palec przylepiony do
obiektywu. Na odwrocie w dolnym rogu, drukowanymi literami napisane było: MARTA – NA
PAMI(cid:260)TK(cid:265).
Była druga w nocy, kiedy wyszedłem z pokoju. Zało(cid:298)yłem koszul(cid:266) i puszyste bambosze
przypominaj(cid:261)ce krzy(cid:298)ówk(cid:266) lamparta z jak(cid:261)(cid:286) ryb(cid:261) akwariow(cid:261). Spodni postanowiłem nie ruszać z
krzesła. Cicho, ale z pełn(cid:261) swobod(cid:261), skierowałem swoje kroki na kr(cid:266)te drewniane schody, które
wiły si(cid:266) w gór(cid:266) przez kilka pi(cid:266)ter. Zatrzymałem si(cid:266) na pierwszym i w podobny sposób, jak
robiłem to na dole, zbli(cid:298)yłem si(cid:266), id(cid:261)c po czerwonym dywanie, do niemal identycznych drzwi.
Wydawały si(cid:266) ró(cid:298)nić jedynie numerem. Pokój dokładnie nad moim, numer 22. Chciałem
zrewan(cid:298)ować si(cid:266) nowej znajomej szkicem alei z olbrzymimi d(cid:266)bami, który wykonałem siedz(cid:261)c
w altanie. Nie ma to jak własnor(cid:266)cznie wykonany podarunek.
Spotkałem si(cid:266) jednak z pewn(cid:261) przeszkod(cid:261). Drzwi tak szczelnie przytulały si(cid:266) do framugi,
(cid:298)e nie było szans na przeci(cid:286)ni(cid:266)cie kartki, a na dole swoj(cid:261) sztywn(cid:261) grzyw(cid:261) bronił wej(cid:286)cia dywan
wystaj(cid:261)cy z pokoju. W drzwiach znalazłem identyczne szklane oko jak w moich. Dotykaj(cid:261)c
policzkiem ciepłego drewna, zajrzałem do (cid:286)rodka. Nic, tylko delikatnie migocz(cid:261)cy (cid:286)wiatłem
przechwyconym z latarni za oknem, malutki punkcik. W (cid:286)rodku panowała cisza. Poczułem si(cid:266)
głupio. Stoj(cid:266) tutaj bez spodni, w (cid:286)rodku nocy i próbuj(cid:266) podgl(cid:261)dać innych go(cid:286)ci. Nie odwa(cid:298)yłem
si(cid:266) zostawić rysunku na wycieraczce. Kto(cid:286) mógłby zauwa(cid:298)yć kartk(cid:266) pierwszy, choćby teraz,
jaki(cid:286) cierpi(cid:261)cy na bezsenno(cid:286)ć s(cid:261)siad. Zamieniłem rysunek w papierow(cid:261) kulk(cid:266) i wracaj(cid:261)c na
16
schody wrzuciłem j(cid:261) do małego kosza na (cid:286)mieci. Kiedy wróciłem ju(cid:298) na parter, r(cid:266)ka, któr(cid:261)
trzymałem cały czas na drewnianej gładkiej por(cid:266)czy, nie chc(cid:261)c przerywać sobie tej
przyjemno(cid:286)ci, zaprowadziła mnie do piwnicy.
Odrobin(cid:266) zdziwiła mnie go(cid:286)cinno(cid:286)ć piwnicznych drzwi, które usun(cid:266)ły mi si(cid:266) z drogi,
ukazuj(cid:261)c biały, zalany jarzeniowym (cid:286)wiatłem korytarz. Chłód, jaki dopadł moje nogi,
przypomniał mi po raz drugi o braku spodni. Gdybym musiał tłumaczyć si(cid:266) komu(cid:286) z mojej
obecno(cid:286)ci tutaj w takim stroju, z pewno(cid:286)ci(cid:261) słowa nie uło(cid:298)yłyby si(cid:266) w krótk(cid:261) harmonijn(cid:261)
odpowied(cid:296). Zawsze pakowałem si(cid:266) w kłopoty przez moj(cid:261) chorobliw(cid:261) ciekawo(cid:286)ć.
Postanowiłem sprawdzić pierwsze wej(cid:286)cie z brzegu i od razu zaprezentował mi si(cid:266)
ogromny, zielony bojler. Dalej mnóstwo przeró(cid:298)nych mioteł i (cid:286)rodków czysto(cid:286)ci w kolorowych
butelkach. Przysun(cid:261)łem si(cid:266) do (cid:286)ciany, na któr(cid:261) ruchliwy ognik pieca rzucał osobliwe cienie, (cid:298)eby
przecisn(cid:261)ć si(cid:266) przez t(cid:266) rupieciarni(cid:266) dalej, w gł(cid:261)b. To, co z pocz(cid:261)tku wydawało mi si(cid:266) (cid:286)cian(cid:261),
okazało si(cid:266) szaf(cid:261), która dzieliła to pomieszczenie z bojlerem na pół. Moja chorobliwa ciekawo(cid:286)ć
cz(cid:266)sto zanosiła mnie w ciekawe miejsca.
W drugiej cz(cid:266)(cid:286)ci zgromadzono mnóstwo przeró(cid:298)nych przedmiotów. (cid:285)wiatło nie
docierało tutaj z cał(cid:261) swoj(cid:261) energi(cid:261), ale po chwili mogłem dokładnie obejrzeć sobie wszystko.
Na szafkach i stolikach stały zakurzone kartony z ksi(cid:261)(cid:298)kami, tandetnymi porcelanowymi
figurkami, elektrycznymi budzikami i fotografiami oprawionymi w ramki. Par(cid:266) pucharów
sportowych, ptasia klatka. Na jednej szafce stał wiekowy gramofon, na drugiej gigantyczny
globus. Do tablicy wisz(cid:261)cej na (cid:286)cianie kto(cid:286) poprzyczepiał zbiorowe fotografie, zapewne
personelu i go(cid:286)ci. Nie przygl(cid:261)dałem si(cid:266) dokładnie. Zapaliłem papierosa. Kiedy płomie(cid:276) zapałki
do(cid:286)wietlił najdalszy k(cid:261)t, omal nie wrzasn(cid:261)łem z przera(cid:298)enia. Po chwili spróbowałem si(cid:266)
u(cid:286)miechn(cid:261)ć. Niewyra(cid:296)ny, monstrualny kształt okazał si(cid:266) głow(cid:261) dinozaura, fragmentem jakiej(cid:286)
teatralnej dekoracji. Sk(cid:261)d to si(cid:266) tu wzi(cid:266)ło?!
Godzinami mo(cid:298)na by to wszystko przegl(cid:261)dać, jednak po chwili, zły na siebie,
postanowiłem wracać z powodu zimna, które bombardowało moje kolana. Z chwil(cid:261) gdy
postanowiłem bezzwłocznie wracać, zauwa(cid:298)yłem listy. Zapakowane były w czarne worki na
(cid:286)mieci, które stały w zwartej grupie, jakby czekały na maj(cid:261)c(cid:261) je zabrać lada chwila (cid:286)mieciark(cid:266).
Nikt ich jednak nie wyrzucił. Wci(cid:286)ni(cid:266)te w k(cid:261)t i jakby niedbale ukryte, zdradzały si(cid:266) pod stert(cid:261)
innych rupieci białymi, zapisanymi dziurami, które z pewno(cid:286)ci(cid:261) wygryzły myszy w
poszukiwaniu apetycznych rzeczowników. Dlaczego? Dlaczego jeden zabrałem i schowałem do
kieszeni? Nie wiem. Nie wiem te(cid:298), ilu ludzi nie uległoby tej pokusie. Listy w piwnicy hotelu?
Kiedy wychodziłem, bojler wznawiaj(cid:261)c swoj(cid:261) prac(cid:266), wszcz(cid:261)ł alarm gło(cid:286)nym buczeniem.
Zostawiaj(cid:261)c za plecami ten niski d(cid:296)wi(cid:266)k, powstrzymywałem si(cid:266), (cid:298)eby nie zacz(cid:261)ć biec i gło(cid:286)no
17
zatrzasn(cid:261)ć za sob(cid:261) drzwi. Czułem si(cid:266) jak włamywacz, którego demaskuje bezduszna
fotokomórka, silnym reflektorem wyławiaj(cid:261)c go z cienia.
Wtedy wła(cid:286)nie w całym korytarzu zło(cid:286)liwie zgasło (cid:286)wiatło, pogr(cid:261)(cid:298)aj(cid:261)c piwnic(cid:266) w
grobowych ciemno(cid:286)ciach.
— Super — wycedziłem przez z(cid:266)by, zatrzymuj(cid:261)c w sobie inne brzydkie wyrazy.
Stałem sparali(cid:298)owany, porz(cid:261)dkuj(cid:261)c my(cid:286)li. W pami(cid:266)ci wywołałem obraz drogi powrotnej.
Korytarz był pusty, wi(cid:266)c mogłem, przesuwaj(cid:261)c si(cid:266) wzdłu(cid:298) (cid:286)ciany, dostać si(cid:266) do drzwi, które tak
ochoczo mnie tu wpu(cid:286)ciły, bez powa(cid:298)niejszych kolizji. Dla pewno(cid:286)ci zapaliłem zapałk(cid:266).
Trzymaj(cid:261)c j(cid:261) chwil(cid:266) nad głow(cid:261) i nat(cid:266)(cid:298)aj(cid:261)c wzrok, stwierdziłem, (cid:298)e podobne sceny, które
ogl(cid:261)dałem w kinie, kiedy bohater doskonale radzi sobie w czarnych labiryntach, dopóki nie
wyczerpie mu si(cid:266) zapas zapałek, s(cid:261) równie niedorzeczne jak moja nadzieja na ujrzenie
czegokolwiek. Posuwaj(cid:261)c si(cid:266) do przodu, u(cid:298)ywaj(cid:261)c dłoni wysuni(cid:266)tych daleko do przodu, zamiast
oczu, wydostałem si(cid:266) z tej podziemnej pułapki.
Ka(cid:298)dy spacer jest przyjemny, je(cid:286)li nie trwa zbyt długo. Ka(cid:298)dy spacer to w(cid:266)drówka z
jednego pudełka do drugiego. Znów w swoim pokoju! Czy nie spotyka ci(cid:266) najwi(cid:266)ksza rado(cid:286)ć ze
spaceru, kiedy po powrocie, niecierpliwie zdejmuj(cid:261)c buty, my(cid:286)lisz o tym, (cid:298)e ju(cid:298) za chwil(cid:266) b(cid:266)dzie
ci dane znowu usi(cid:261)(cid:286)ć w swoim fotelu?
Po(cid:286)ciel w łó(cid:298)ku była równie zimna jak moje kolana. Le(cid:298)ałem przez moment bez ruchu, z
kołdr(cid:261) zaci(cid:261)gni(cid:266)t(cid:261) na brod(cid:266), czuj(cid:261)c jak ciepło, które emituj(cid:266), powoli rozlewa si(cid:266) dookoła,
wnikaj(cid:261)c w materac. Pomy(cid:286)lałem nagle o tym, czy rysunek, który tak niedbale wrzuciłem do
kosza, rzeczywi(cid:286)cie do niego trafił, czy le(cid:298)y teraz obok, zwracaj(cid:261)c na siebie uwag(cid:266)?
Postanowiłem, ziewaj(cid:261)c gło(cid:286)no, nigdzie si(cid:266) nie ruszać i walcz(cid:261)c z innymi my(cid:286)lami, które
niezmordowane, wci(cid:261)(cid:298) ponawiały swoje ataki, burz(cid:261)c co chwila (cid:286)wie(cid:298)(cid:261) konstrukcj(cid:266) spokoju,
zasn(cid:261)łem.
Siedziałem dokładnie na trzecim stopniu półpi(cid:266)tra na klatce schodowej. Nie mogłem
dostać si(cid:266) do domu, bo wyprowadzaj(cid:261)c psa, zatrzasn(cid:261)łem sobie drzwi. Zło(cid:286)ciłem si(cid:266) na siebie za
to, (cid:298)e nie wzi(cid:261)łem kluczy. Swoj(cid:261) drog(cid:261), jaki człowiek mógł wymy(cid:286)lić taki zamek? Gor(cid:261)ce
powietrze z podwórka zmieniało swój zapach, wspinaj(cid:261)c si(cid:266) leniwie po por(cid:266)czy, gubi(cid:261)c sw(cid:261)
wysok(cid:261) temperatur(cid:266) na zimnych schodach. To było przyjemne. Po pi(cid:266)ciu minutach wybiegłem
na zewn(cid:261)trz, zeskakuj(cid:261)c ze schodów po cztery na raz i usiadłem zadowolony w sło(cid:276)cu,
wzywaj(cid:261)c do siebie zdyszanego psa, który zdaj(cid:261)c sobie spraw(cid:266) z tego, (cid:298)e pob(cid:266)dzie tu dłu(cid:298)ej,
pomachał ogonem.
— Kto tam?
18
— Przychodz(cid:266) zmienić r(cid:266)czniki.
— Chwileczk(cid:266).
*
Cał(cid:261) godzin(cid:266) zaraz po obudzeniu sp(cid:266)dziłem biegaj(cid:261)c po pokoju. Wskakiwałem na łó(cid:298)ko,
zeskakiwałem na krzesło, skakałem w miejscu, machaj(cid:261)c r(cid:266)koma. Wszystko po to, (cid:298)eby
schwytać jedynego owada, jaki ocalał, a który bezczelnie obudził mnie po raz drugi, swymi
lepkimi łapami chodz(cid:261)c mi po twarzy. Podczas tego pojedynku nabrałem szacunku dla swego
przeciwnika, jego refleksu i zwinno(cid:286)ci. Kiedy zrezygnowany rzuciłem si(cid:266) na fotel, gło(cid:286)no łapi(cid:261)c
powietrze, mucha równie(cid:298) zrobiła sobie przerw(cid:266), siadaj(cid:261)c na resztkach kolacji, któr(cid:261)
przyniosłem sobie wczoraj do pokoju. Najbardziej smakowały jej nadgryzione jabłko i placek.
— Czas troszk(cid:266) si(cid:266) rozejrzeć po okolicy. — Powiedziałem gło(cid:286)no do siebie i
podskakuj(cid:261)c to na jednej, to na drugiej nodze, pobiegłem do łazienki.
Kiedy znów byłem (cid:286)wie(cid:298)y i pachn(cid:261)cy, odszukałem papierosy i zapałki i wyszedłem z
pokoju.
— Dok(cid:261)d si(cid:266) pan wybiera? — zapytał mnie dyrektor, próbuj(cid:261)c si(cid:266) u(cid:286)miechn(cid:261)ć.
— Czas troch(cid:266) pozwiedzać okolice! — zawołałem, tryskaj(cid:261)c wr(cid:266)cz dobrym humorem, co
zdarza mi si(cid:266) nad wyraz rzadko.
— Niech pan poczeka... Kamil! — krzykn(cid:261)ł w stron(cid:266) holu. Spojrzałem w tamt(cid:261) stron(cid:266).
Rudy dwudziestolatek z półtorametrowym modelem spitfire’a, ogl(cid:261)daj(cid:261)c si(cid:266) za siebie,
wyszczerzał (cid:286)wiec(cid:261)ce nawet z tej odległo(cid:286)ci z(cid:266)by.
— Taaa?
— Idziesz na Zielon(cid:261) Górk(cid:266)? — zapytał dyrektor, kiedy ju(cid:298) podeszli(cid:286)my wystarczaj(cid:261)co
blisko, (cid:298)eby nie musiał krzyczeć.
— Taaa, musz(cid:266) sprawdzić lotk(cid:266). Dzisiaj przy niej grzebałem — odparł, poci(cid:261)gaj(cid:261)c
energicznie za jak(cid:261)(cid:286) link(cid:266).
— Mog(cid:266) zabrać si(cid:266) z tob(cid:261)? Dopiero przyjechałem i chciałbym si(cid:266) porozgl(cid:261)dać —
wyr(cid:266)czyłem mego po(cid:286)rednika.
— Pewnie, a bardzo lubisz (cid:286)limaki?
— Co? — Pytanie zupełnie zbiło mnie z tropu.
— Rudy u(cid:286)miechn(cid:261)ł si(cid:266) porozumiewawczo do dyrektora.
19
— Zobaczy pan, na Zielonej Górce — wymamrotał dyrektor, staraj(cid:261)c si(cid:266) być przy tym
jak najbardziej tajemniczym.
Odprowadził nas do wyj(cid:286)cia, a potem wzrokiem, a(cid:298) do bramy. Potem udał si(cid:266) do
recepcji, gdzie opieraj(cid:261)c łokcie na kontuarze, u(cid:286)miechn(cid:261)ł si(cid:266) do recepcjonistki.
— Jak podopieczni? Wszystko w porz(cid:261)dku?
— Tak, tylko go(cid:286)ć z ósemki zszedł w nocy do piwnicy.
— Długo tam był?
— Jak tylko go zauwa(cid:298)yłam, wył(cid:261)czyłam pr(cid:261)d.
Zielona Górka wypinała swój p(cid:266)katy brzuch tu(cid:298) za mostem kolejowym, który zwinnie
stalowym skokiem pokonywał szerok(cid:261), leniw(cid:261) rzek(cid:266) na dole. Obficie zaro(cid:286)ni(cid:266)ty (cid:298)ółtymi
mleczami teren górki okazał si(cid:266) krain(cid:261) (cid:286)limaków, które wystawiały swe spiralne pancerze na
działanie sło(cid:276)ca w najmniej przewidywalnych miejscach, to znaczy dosłownie wsz(cid:266)dzie. Robiły
wszystko, (cid:298)eby wygrzewać si(cid:266) w sło(cid:276)cu. Wspinaj(cid:261)c si(cid:266) na szczyt z modelem samolotu,
pozbawiali(cid:286)my (cid:298)ycia olbrzymi(cid:261) ilo(cid:286)ć przedstawicieli (cid:286)limaczego gatunku. Co chwila docierał do
nas zgrzytliwy d(cid:296)wi(cid:266)k rozgniatanych skorup.
— Je(cid:286)li nawet b(cid:266)dziesz patrzył na (cid:286)cie(cid:298)k(cid:266) i uwa(cid:298)ał — zawołał Rudy — nie uda ci si(cid:266) ich
nie rozgniatać!
Rzeczywi(cid:286)cie, (cid:286)limaków na drodze było tak du(cid:298)o, (cid:298)e pomimo wszelkich stara(cid:276) pod
moimi butami dochodziło do licznych malutkich eksplozji (cid:286)limaczych istnie(cid:276). Poczułem si(cid:266)
głupio.
— Nie b(cid:266)d(cid:266) patrzył — powiedziałem po chwili w taki sposób, (cid:298)e musiało to dziwnie
zabrzmieć.
Kamil zacz(cid:261)ł si(cid:266) (cid:286)miać, a(cid:298) musiał na chwil(cid:266) kucn(cid:261)ć.
— Nie(cid:296)le! — zawołał, kiedy ju(cid:298) doszedł do siebie i mógł nabrać powietrza.
Ja sam, choć (cid:298)al było mi tych skorupiaków, parskn(cid:261)łem (cid:286)miechem, i rechotałem razem z
Kamilem przez reszt(cid:266) drogi, wykrzykuj(cid:261)c co chwila:
— O, teraz ty!
— Dwa na raz!
CAP! TRAC! STRRC!
Stan(cid:266)li(cid:286)my w miejscu, sk(cid:261)d skrzydlata maszyna miała wzbić si(cid:266) w powietrze.
— Najlepszy samolot drugiej wojny (cid:286)wiatowej — szepn(cid:261)ł z namaszczeniem Kamil. —
Nie interesuj(cid:261) ci(cid:266) za bardzo samoloty, co? — zapytał, obserwuj(cid:261)c mnie uwa(cid:298)nie.
20
— Raczej nie — przyznałem.
— Szkoda, mógłbym godzinami ci o nich opowiadać.
— A ja tobie o przyn(cid:266)tach na suma.
— Taa — u(cid:286)miechn(cid:261)ł si(cid:266) szeroko — jak ty wła(cid:286)ciwie masz na imi(cid:266)?
— Wiktor.
— I jeste(cid:286) w(cid:266)dkarzem?
— Ju(cid:298) nie, zmieniłem hobby.
— I co? — zapytał, grzebi(cid:261)c co(cid:286) przy silniczku. Pomy(cid:286)lałem, (cid:298)e nie do ko(cid:276)ca mnie
słucha.
— Oddałem si(cid:266) w pełni mojej pracy twórczej, rysuj(cid:266) komiksy.
— O! Ostatni czytałem dobrych par(cid:266) lat temu.
— Mo(cid:298)esz przeczytać mój, mam ze sob(cid:261) trzy egzemplarze.
— Dzi(cid:266)ki. A o czym?
— Przygody wojownika Kargaana i łowcy Mosa.
— Wied(cid:296)my, trolle i ksi(cid:266)(cid:298)niczki?
— Tak, w du(cid:298)ym skrócie.
— Nie(cid:296)le, i dzi(cid:266)ki temu si(cid:266) utrzymujesz?
— Tak. Szczerze mówi(cid:261)c, nie musz(cid:266) (cid:298)ałować sobie niczego. Je(cid:286)li oczywi(cid:286)cie nie
rozbujam za mocno mojej fantazji.
— I pewnie masz prze(cid:286)liczny domek z ogródkiem, w którym przesiaduje kochaj(cid:261)ca
(cid:298)ona? — zapytał, uruchamiaj(cid:261)c na prób(cid:266) silniczek.
— Moja (cid:298)ona uton(cid:266)ła w jeziorze trzy lata temu.
— ???
— W nocy, w tym czasie, kiedy ja byłem na rybach.
Wpierw pomy(cid:286)lałem, (cid:298)e mnie nie usłyszał, czego nie miałbym mu za złe. Wstał, wzi(cid:261)ł
gł(cid:266)boki
słowa:
„czasnaskrzydełczesanienajszybszyptaknagrod(cid:266)dostanie…” i wystartował warcz(cid:261)c(cid:261) maszyn(cid:261) w
wypu(cid:286)cił
powietrzem
oddech
i
wraz
z
powietrze.
Ogni(cid:286)cie czerwony spitfire wzniósł si(cid:266) ostrym łukiem w gór(cid:266) i od razu pochwalił si(cid:266)
imponuj(cid:261)c(cid:261) beczk(cid:261). Stałem z otwartymi ustami, wpatruj(cid:261)c si(cid:266) w niebo, kiedy stoj(cid:261)cy obok pilot
powiedział:
— Przepraszam. Przykro mi.
KKRRYZ, PRRYF, GHAARKK
21
— Jak mogła uton(cid:261)ć? Przecie(cid:298) doskonale pływała. Poza tym usłyszałbym co(cid:286).
Siedziałem z kijem na drugim brzegu!
— Czego ty chcesz dowie(cid:286)ć? Ona nie (cid:298)yje synu. Dochodzenie nie wykryło niczego
podejrzanego. Wszyscy wiedz(cid:261), (cid:298)e uton(cid:266)ła i (cid:298)e to był nieszcz(cid:266)(cid:286)liwy wypadek.
Zdałem sobie spraw(cid:266), (cid:298)e herbata, któr(cid:261) pij(cid:266) od pi(cid:266)ciu minut, nie ma smaku, nawet smaku
wody, tylko... czy miałaby jakikolwiek powód, (cid:298)eby popełniać samobójstwo?
— I nie obwiniaj si(cid:266). — Spojrzałem na moj(cid:261) matk(cid:266), która słuchaj(cid:261)c ojca, przemawiała do
mnie cały czas spojrzeniem. — Wiem, (cid:298)e nie ma sensu mówić ci, (cid:298)eby(cid:286) o tym tyle nie my(cid:286)lał,
ale powiniene(cid:286) dać sobie troch(cid:266) czasu, to znaczy wolnego czasu, wtedy wszystko si(cid:266) powoli
poukłada.
To dziwne, ale cały czas mówili o mnie. O tym, jak to si(cid:266) (cid:296)le czuj(cid:266) i jak im jest przykro z
tego powodu, a nie mówili wcale o niej. Czy ona ju(cid:298) si(cid:266) nie liczy?
— Po prostu?
— Musisz wyjechać na jaki(cid:286) czas.
— Matka ma racj(cid:266). Powiniene(cid:286) zamkn(cid:261)ć ten pokój i wyjechać na troch(cid:266). W mi(cid:266)dzyczasie
my wyniesiemy wszystko na strych, je(cid:286)li chcesz.
Zmiany w umy(cid:286)le syna postarzaj(cid:261) w jego oczach ojca, niezmiennego w swych
przekonaniach jak pami(cid:261)tka z radosnych dni dzieci(cid:276)stwa. Po raz pierwszy zazdro(cid:286)ciłem ojcu
jego (cid:298)ony. Po raz pierwszy matka nie była do ko(cid:276)ca i tylko moja.
Pami(cid:266)tam, (cid:298)e poszła na przyj(cid:266)cie, do nowych sezonowych s(cid:261)siadów, którzy zadomowili
si(cid:266) w jednym z tych letniskowych domków tak cz(cid:266)sto zmieniaj(cid:261)cych wła(cid:286)cicieli. Troch(cid:266) si(cid:266)
posprzeczali(cid:286)my i zostałem w domu. Ostatni raz widziano j(cid:261) około północy, kiedy z wszystkimi
si(cid:266) (cid:298)egnała, zanosz(cid:261)c si(cid:266) (cid:286)miechem.
Tak, moj(cid:261) (cid:298)on(cid:266) odebrało mi spokojne, zimne, pełne tłustych ryb jezioro. Przez długi czas
nie potrafiłem zrobić niczego sensownego. Czynno(cid:286)ci tego typu, jak przygotowanie dla siebie
kolacji czy prysznic, były profanacj(cid:261) stanu mego umysłu i starałem si(cid:266) ich unikać. Pierwsz(cid:261)
czynno(cid:286)ci(cid:261), jak(cid:261) wykonałem samodzielnie po wielu bezczynnych dniach w domu wypełnionym
po brzegi pomoc(cid:261) i trosk(cid:261) bliskich, z którymi bez słowa mijałem si(cid:266) na schodach werandy, była
wymiana dzwonka. Stary dzwonek, którego u(cid:298)ył zm(cid:266)czony funkcjonariusz policji, aby
zawiadomić o
i mdło(cid:286)ci,
niejednokrotnie ko(cid:276)cz(cid:261)cych si(cid:266) obfitym zwracaniem, za ka(cid:298)dym razem, kiedy u(cid:298)ywał swego
tragicznej (cid:286)mierci, doprowadzał mnie do fizycznego bólu
22
Pobierz darmowy fragment (pdf)