Darmowy fragment publikacji:
Jarosław Prusiński
NIEDOPOWIEDZIANE
Zbiór opowiadań
Copyright © by Jarosław Prusiński, 2017
Grafika na okładce: pixabay
Projekt okładki: Jarosław Prusiński
Skład: Ilona Dobijańska
Wydawnictwo Internetowe E-bookowo.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone.
ISBN: 978-83-7859-866-4
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione.
Wydanie I, 2017
Rodzinie i przyjaciołom
Od autora:
Każde z opowiadań tego zbioru jest w jakiś sposób niedokoń-
czone, niedopowiedziane. Pozostawiłem Czytelnikom pole do inter-
pretacji, przemyśleń, stworzenia własnej wersji wydarzeń. Nie znaj-
dziecie tu gotowych recept, odpowiedzi, a jedynie pytania rzucone
na wiatr. Niektóre z tych opowiadań miały być powieściami i moż-
liwe, że kiedyś nimi będą, ale wówczas otrzymają alternatywne
zakończenie, nie takie jak w prezentowanym zbiorze. Inne z kolei
są fragmentami powieści już wydanych. Jednak wszystkie opowiada-
nia i fragmenty tego zbioru stanowią odrębną całość. Nie obawiaj-
cie się nagle przerwanej fabuły. Przede wszystkim są tu opowiadania
o kobietach rozrzuconych w czasie i przestrzeni. Poznajcie Amazonkę
Ksayę, sumeryjską boginię Isztar, kobiety z przeszłości i przyszłości.
Każda z nich opowie Wam swoją własną historię.
Książkę czytacie na własne ryzyko. Nie odpowiadam za straty
moralne, nie pokrywam kosztów leczenia psychiatrycznego.
W zbiorze jest erotyka i jest też przemoc, bo taka jest ludzka
natura. Ale nie zgłaszajcie do mnie pretensji. Ja jestem tylko
obserwatorem.
ANGELOT
Kroczył w ciemności. Pod jego stopami rozciągała się świe-
tlista, wąska ścieżka pnąca się ostro w górę. Do bramy. Poza
nią nie było nic. Pustka, nicość, czerń. Angelot nie czuł trwogi,
szedł pewnie, dostojnie, tak jak nakazywała jego pozycja. Nie
czuł też zmęczenia, choć powinien czuć. Czułby, gdyby żył.
Pamiętał swoją śmierć. Na szczęście strach i niepokój zniknęły.
Teraz kroczył świetlistą ścieżką ku niebieskiej bramie. Czuł
podekscytowanie i radość.
Za sobą usłyszał kroki. Odwrócił się i zobaczył dziewkę.
Ogień spalił jej ubranie i osmalił ciało tak, że wyglądała jak
murzynka. Człapała za nim, zwęglony wrak człowieka, pogań-
ska wiedźma. Domyślił się, że to na nią wydał wyrok zanim...
Jak ona śmie wspinać się do bram nieba razem z nim?
‒ Odejdź, dziewko! ‒ krzyknął do niej. ‒ Jeszcze aniołowie
pomyślą, że to ja cię tu przywiodłem. Idź sobie!
Ale ona tylko popatrzyła swoim czarnym okiem. Połowę
twarzy miała zupełnie spaloną, ział z niej pusty oczodół. Jedy-
nym okiem, które jej zostało wwiercała się w niego jak sęp. Ten
wzrok przeszywał go na wylot, jakby nie patrzyła na niego tylko
gdzieś dalej, w pustkę. Na to, co było poza nim. A jednak zwol-
niła kroku. Angelot przyśpieszył. Chciał się znaleźć przed obli-
czem aniołów jak najszybciej. Nie chciał, żeby podeszła zbyt bli-
sko, jakby mogła go skalać swoją winą, za którą poniosła śmierć
na stosie.
Aniołowie byli wielcy, świetliści. Wzrostem przewyższali
człowieka dwukrotnie. Stali przed bramą, lekko poruszając
skrzydłami. Mężczyzna i kobieta. Oboje mieli nagie torsy.
9
‒ Mogłaby się czymś okryć ‒ powiedział Angelot pod adre-
sem anielicy na poły przyjacielsko, na poły protekcjonalnie. Nie
patrzył na nią. Patrzył na jasnowłosego mężczyznę-anioła, jej
towarzysza. ‒ Oczywiście nic nie powiem Świętemu Piotrowi, ale
te nagie piersi... Inni mogą być mniej wyrozumiali.
Zaśmiał się nerwowo, nie wiedząc czy nie przesadził. Naj-
pierw trzeba by się rozeznać w zwyczajach Raju. Może tutaj
to normalne? Aniołowie się nie poruszyli ani nie odezwali.
Jakby go nie było.
‒ Mogę wejść?
Znowu milczenie. Coraz wyraźniej słyszał za plecami bose
stopy wiedźmy. Zbliżała się. Anielica uśmiechnęła się rado-
śnie do dziewczyny ponad jego głową. Uklękła przed nią, gdy
tylko tamta podeszła do bramy. Wilgotną ścierką zmyła z niej
ciemny osad. Jej skóra znowu była zdrowa, różowa, dziewczęca.
Odrosły jej włosy, spalony policzek znowu był cały, ponownie
miała dwoje oczu. Anioł-kobieta klęczała przy niej i cały czas się
uśmiechała. Wiedźma też się uśmiechnęła.
‒ Wejdź ‒ powiedziała anielica, gdy włożyła suknię na nagie
ciało dziewczyny. ‒ Czekają na ciebie.
Czarownica zniknęła za bramą, a Angelot zatrząsł się
z wściekłości.
‒ Wpuściliście ją, a mnie każecie czekać?! Nie wiecie, kim
jestem!
‒ Ależ wiemy, Angelocie ‒ powiedziała kobieta-anioł. W jej
oczach nie było już radości. ‒ To ty nie wiesz, kim jesteś.
A potem Anioły weszły do środka i zamknęły bramę.
10
Biskup został sam na ścieżce prowadzącej donikąd. Stał przez
chwilę, myśląc, że to żart. Potem kolejną i kolejną, i jeszcze
jedną chwilę. Brama nadal była zamknięta. Odwrócił się więc
i poszedł ścieżką w dół. Muszą być inne ścieżki i inne bramy.
Już on powie kilka słów na temat tych aniołów Świętemu Pio-
trowi, gdy tylko przed nim stanie. Oj, powie! Będą mieli się
z pyszna. Szedł żwawym krokiem przez pustkę, aż w końcu
jego stopy stuknęły o bruk. Jakaś ulica. Wreszcie normalna
ulica, zamiast wąskiej ścieżki zrobionej ze światła. Tupnął nogą
kilka razy, żeby się upewnić. Tak, to była brukowana ulica.
Rozejrzał się wokoło. Wszystko spowijała gęsta mgła i ciem-
ność. Przed sobą ujrzał światełko. Zbliżało się. Usłyszał kroki,
a chwilę później zobaczył postać. Siwy, brodaty starzec ubrany
w szarą, długą szatę przystanął. Trzymał w rękach laskę wzrostu
człowieka zwieńczoną małą lampką. Angelot padł na kolana.
‒ Czy to ty, Święty Piotrze? ‒ wykrzyknął z nadzieją, skła-
dając ręce.
‒ Nie mam na imię Piotr ‒ odpowiedział starzec. ‒ Zwą
mnie Latarnikiem.
Biskup wstał z kolan lekko zawiedziony i zawstydzony.
Krytycznie ocenił dziurawą, brudną i zniszczoną szatę przy-
bysza. Jak mógł się tak pomylić? Włóczęgę wziąć za Świętego
Piotra. Szukał w głowie słów, które pozwoliłyby wymazać tę
chwilę słabości, gdy padł na kolana przed włóczęgą, jednocze-
śnie nie obrażając go za bardzo. Starzec go uprzedził.
‒ Chodź ze mną, Angelocie ‒ powiedział i ruszył wzdłuż
kamiennej ulicy, stukając drewniakami.
11
Wszyscy go tu znali? W końcu nic w tym dziwnego, przecież
nie był byle kim. Biskup poszedł za nim. Szli długo, przedziera-
jąc się przez mgłę i ciemność. Nie widział już Latarnika, a jedy-
nie nikłe światełko jego latarni. Szedł za nim coraz bardziej
poirytowany i znużony. Szli godzinami, całymi monotonnymi
godzinami odmierzanymi stukotem drewniaków. Ten dźwięk
brzmiał dziwnie, jakby poza stukotem nie było nic. Tylko czarna
pustka i mgła. W końcu coś się zmieniło. Zauważył, że dotarli
do miasta. Uliczne kamienie były bardziej wyrobione, wytarte
wieloma stopami, wygładzone przez wieki. Po bokach dostrze-
gał majaczące w ciemnościach kształty budynków, gdzieniegdzie
paliły się oliwne latarnie. I było tam coś jeszcze, czego biskup nie
widział, ale czuł. Wpatrzone w siebie oczy, dziesiątki par oczu.
Starzec nie zwolnił, jego latarnia kołysała się w tym samym
tempie co wcześniej. Angelot postanowił zawrócić. Ten włó-
częga wyprowadził go już zbyt daleko od ścieżki do Raju. Pora
była zawracać. Może tym razem aniołowie mu otworzą? To był
z pewnością tylko żart, próba niezłomności jego charakteru.
A przecież on był niezłomny jak skała, uparty jak stado osłów.
Wszystko poświęcił dla wiary. Zwłaszcza takie „wszystko”,
które należało do innych. Sam niczego sobie nie odmawiał, ale
przecież brał tylko to, co Bóg mu podarował. Należała mu się
nagroda za wierną służbę Kościołowi.
Odwrócił się i szybkim krokiem ruszył w przeciwną stronę.
W stronę niebieskiej bramy, tam skąd przybył. Próbował się
modlić, ale nie wiedzieć czemu przyczepił się do niego niewła-
ściwy cytat z Pisma. Ten o bogaczu i wielbłądzie. Nie umiał
12
skupić się na niczym innym. W końcu zirytowały go własne
myśli. Co go obchodzi jakiś wielbłąd? Nawet nie widział takiej
bestii na oczy. A przecież dobry był, usłużny. Czasem nawet
dał kilka miedziaków biedocie. Nie za dużo, bo z pewnością
gamonie zaraz by wszystko przepili, ale jednak dawał. Usiło-
wał przypomnieć sobie, kiedy ostatnio to zrobił. Latem jakoś.
A może jednak zimą? Pot wystąpił mu na czoło. Chyba jednak
nie dał. Chciał dać, ale pomyślał, że pospólstwo i tak zmarnuje
pieniądze w szynku, więc nie dał. Po co miał dawać? Jakoś
się wytłumaczy przed Świętym Piotrem. Dobre chęci też się
przecież liczą!
Nie zdołał zrobić nawet stu kroków, gdy się przed nim
pojawili. Bezzębne, zakapturzone kreatury. Przykulone, jakby
przestraszone, ale jednak agresywne. Z każdą chwilą nabierali
pewności siebie. Zdawało się, że wyrastali spod ziemi. Tam,
gdzie stało dwóch zrobiło się czterech, a gdzie było czterech
– ośmiu. Wyłaniali się ze wszystkich stron. Ludzkie ochłapy
o okrutnych twarzach. Biskup uczynił znak krzyża, ale tamci
nie zareagowali. Krąg napastników powoli zaczął się wokół
niego zaciskać.
‒ Trzymaj się mnie ‒ powiedział Latarnik.
Angelot odetchnął z ulgą na widok swojego przewodnika.
‒ Co to za kreatury? ‒ wysapał, gdy odeszli na tyle daleko,
że tamci nie mogli go usłyszeć.
‒ Ludzie, co do których decyzja nie została jeszcze podjęta.
‒ A ja? Gdzie mnie prowadzisz, starcze?
‒ Wobec ciebie decyzja została podjęta.
13
Dalej szli bez słowa. W końcu Latarnik zatrzymał się przed
ciężkimi drewnianymi drzwiami.
‒ To twoja brama, Angelocie.
Biskup otworzył drzwi i zajrzał. Za nimi była ciemność.
Zrobił ostrożny krok do przodu, potem drugi. Zauważył przed
sobą szparę. Przebijało przez nią jaskrawe światło. Podszedł
bliżej i włożył w nią głowę...
‒ Jest już główka ‒ powiedziała położna. ‒ Jeszcze trochę.
Zaraz będzie po wszystkim.
Oślepiło go światło. Potem uderzono go w pupę. Chciał
coś krzyczeć, ale z jego ust wydobył się tylko płacz. Zapomniał
jak się mówi, a po chwili zapomniał też inne rzeczy. Zapo-
mniał wszystko.
14
Podziękowania
Jest wiele osób, bez których ta książka nigdy by nie powstała.
Dobrych dusz, które całkowicie bezinteresownie starały się wypro-
mować moje pisarstwo, umieszczając recenzje na swoich blogach,
polecając innym albo tylko (i aż) ciepłym słowem podtrzymywały
mnie na duchu. Chciałbym wymienić kilka z nich:
Ilona Kuśmierczyk, autorka bloga uwielbiamgotowac.com
Wiola z „Subiektywnie o książkach”
Anna H. Kubiak, która niezmiennie dobrze mi życzy
Prowadząca bloga „Serce pełne słów”
Katarzyna Krzan, redaktor naczelna E-bookowo
Oddzielne podziękowania należą się Iwonie Niezgodzie, która
znęcała się nad tekstem, żeby Czytelnik otrzymał perfekcyjną języ-
kowo książkę. Przy tym wykłócała się ze mną o każdy przecinek
z uporem godnym lepszej sprawy. A jeśli książka perfekcyjna nie jest,
to wyłącznie moja wina. Ja też jestem uparty.
Iwonko – dziękuję!
281
Spod ręki autora wyszły książki:
– Szary Mag. Trylogia
– Vortex (zbiór opowiadań SF)
– Zapomniani bogowie. Słowiańska opowieść.
Wkrótce w księgarniach pojawi się:
– Isztar (niezwykle interesująca powieść science fiction osadzona
w realiach cywilizacji sumeryjskiej)
283
Pobierz darmowy fragment (pdf)