Darmowy fragment publikacji:
Jerzy Andrzej Masłowski
Wieża Boga
Projekt okładki i rysunki
Ryszard Kajzer
Fotografia autora na tylnej okładce
Piotr Woźniak
Redakcja i korekta
Janina Granas-Olewińska
ISBN 978-83-942596-1-7
Copyright by Jerzy Andrzej Masłowski 2015
www.maslowski.com.pl
Copyright by JAM 2015
www.jam.alternatywa.com
Wydanie II, zmienione i poprawione
Lębork 2015
JAM 2015
Książkę tę dedykuję wszystkim,
którzy widzą, co niedostrzegalne,
słyszą, co niesłyszalne, i czują,
nie podpierając się żadnym ze znanych zmysłów.
Autor
nata
– Moja żona zniknęła! Proszę mi pomóc. Cena nie
gra roli. – Adam, roztrzęsiony, drżącą dłonią poprawił
okulary i błagalnie spojrzał na Starskiego, najlepszego
prywatnego detektywa w mieście.
Ten ze zrozumieniem pokiwał głową.
– Niech się pan uspokoi i opowie wszystko po kolei –
rzekł flegmatycznym tonem głosu i wskazał fotel.
– Tu nie ma nic do opowiadania. – Adam usiadł. –
Moja żona zniknęła, to wszystko.
Detektyw zabębnił palcami w blat biurka.
– Kiedy to się stało? – spytał, sięgając po notes i dłu-
gopis.
– Dziś rano obudziłem się i stwierdziłem, że nie ma
jej w domu. Wczoraj położyliśmy się przed północą. Wi-
działem, jak zasypiała.
– Pokłóciliście się? – Starski wbił w swego klienta prze-
nikliwe spojrzenie.
– Nigdy się nie sprzeczaliśmy. Nigdy! – Adam wyjąt-
kowo mocno zaakcentował ostatnie słowo.
– Nie rozumiem. – Detektyw odłożył długopis. – Kilka
godzin temu zauważył pan, że żony nie ma w domu. Czy
tak? – spytał, a widząc potakujące skinienie, dodał: – Może
po prostu gdzieś wyszła?
6
sza
– Pan nie rozumie – Adam podniósł głos – padliśmy
ofiarą jakiegoś koszmarnego spisku! Ją uprowadzono.
I zrobiono to w wyjątkowo perfidny sposób. Zniknęły
wszystkie jej rzeczy: ubrania, kosmetyki, bibeloty... Na-
wet ulubiona filiżanka... Zostało mi tylko to – szepnął
i wyjął z portfela zdjęcie.
Starski przyjrzał się fotografii. Patrzyła z niej piękna,
dwudziestoparoletnia dziewczyna o miedzianych wło-
sach i na poły rozmarzonym, na poły zagadkowym spoj-
rzeniu.
– Wygląda na to, że pańska żona się wyprowadziła.
Tak nieraz bywa...
– Absurd. – Adam wyrwał detektywowi zdjęcie
i z namaszczeniem schował je do portfela. – Natasza ni-
gdy by mi czegoś takiego nie zrobiła... Kochaliśmy się...
Dwa lata temu wzięliśmy ślub... Gdyby chciała odejść,
powiedziałaby mi... Zostawiłaby list... Ale nie miała żad-
nego powodu...
– Może zakochała się i...?
– Nie była tego typu kobietą – przerwał Adam i znów
poprawił okulary. – Pan myśli, że gdy pięćdziesięcioletni
facet zgłasza zaginięcie młodej, atrakcyjnej żony, to na
pewno w grę wchodzi romans. Jednak w tym przypadku
7
tak nie jest. Natasza była wolna. Wiedziała, że wystar-
czy jedno jej słowo, a podpiszę zgodę na rozwód i dam
alimenty, jakich zażąda. Sam, z własnej woli, obieca-
łem jej to przed ślubem na wypadek, gdyby nam się
nie ułożyło. Lecz ona nawet słyszeć o tym nie chciała.
Zawsze mówiła, że jestem jej jedyną miłością... Przy
niej każdy kolejny dzień był piękniejszy od poprzed-
niego...
– Wierzę panu. – Starski łagodnie, ale zdecydowa-
nie przerwał ten słowotok. – Co, pana zdaniem, mogło
się stać?
– Ktoś ją porwał. Dla okupu – stanowczo rzekł
Adam. – Jestem lekarzem... Profesorem... Dobrze za-
rabiam... Porywacze z pewnością o tym wiedzą... – do-
dał rwącym się głosem.
– Jak rozumiem, nikt do pana nie dzwonił z propo-
zycją okupu?
– Jeszcze nie. Jednak niedługo zadzwonią. – Adam
wyjął chusteczkę i wytarł pot z czoła. – Chcę, aby pan
pośredniczył w wymianie... Ja jestem zbyt nerwowy...
Mógłbym zrobić coś głupiego...
– Rozumiem. – Detektyw kiwnął głową. – Czy kon-
taktował się pan z policją?
– Oczywiście, że nie. Mogliby ją zabić.
Starski wstał.
– Niech pan wraca do domu i czeka. Kiedy tylko
porywacze dadzą znać, jakie mają żądania, proszę się
8
z nimi umówić i powiedzieć, że okup dostarczy pana sta-
ry przyjaciel. Wielokrotnie pośredniczyłem w takich ak-
cjach i wszystkie zakończyły się pomyślnie.
– Dziękuję. – Adam odetchnął z wyraźną ulgą i rów-
nież wstał.
– Gdyby mimo wszystko okazało się, że pańska żona
wyjechała...
– To niemożliwe – kategorycznym tonem przerwał Adam.
– Jako detektyw muszę brać pod uwagę różne warianty.
– Wiem. Ale to jest porwanie. Oczekuję od pana jedy-
nie tego, że zgodzi się pan być pośrednikiem.
– Jestem do pana usług.
– Będziemy zatem w kontakcie. – Adam skinął głową
na pożegnanie i wyszedł, odprowadzany przenikliwym
spojrzeniem detektywa.
Kwadrans później zatrzymał samochód przed swoją
willą. Pilotem otworzył bramę i już miał wjeżdżać na po-
sesję, gdy z sąsiedniego domu wyszła kobieta. Byli sąsia-
dami od lat, choć nie mieli okazji poznać się bliżej. Adam
wysiadł z samochodu. Wymienili grzecznościowe ukłony,
jak to zwykle czynili, kiedy ich spojrzenia się spotykały.
– Przepraszam, mam jedno pytanie – zagadnął Adam.
– Słucham? – Kobieta przystanęła; przez twarz
przemknął jej cień uśmiechu.
– Czy nie widziała pani mojej żony?
– Żony? – spytała, lekko unosząc brwi. – To pan ma
żonę?
9
– Ta dziewczyna, która ze mną mieszka, jest moją
żoną. Nie wiedziała pani? – Adam również się zdziwił.
– Pan mieszka z dziewczyną? Nie zauważyłam. – Są-
siadka uśmiechnęła się z zakłopotaniem. – Proszę wyba-
czyć, ale nie interesuję się życiem innych.
– Nieraz nas pani mijała. – W głosie Adama dało się
wyczuć zniecierpliwienie.
– Możliwe, choć nie przypominam sobie. Proszę nie
mieć mi za złe, ostatnimi czasy bywam rozkojarzona. To
wina pracy. Przepraszam, idę na spotkanie – dodała i od-
daliła się pospiesznie.
Adam, zaskoczony, patrzył na odchodzącą. Dotych-
czas sądził, że kobiety w średnim wieku, zwłaszcza miesz-
kające samotnie, interesują się życiem sąsiadów. „Może
jest wyjątkiem potwierdzającym regułę?” – pomyślał.
Zaparkował samochód na podjeździe, po czym wszedł
do domu. Sprawdził, czy pod jego nieobecność ktoś zo-
stawił wiadomość, ale automatyczna sekretarka milczała.
Przez dłuższy czas chodził po pokojach, szukając jakie-
gokolwiek śladu żony, jednak nie znalazł niczego, co by
wskazywało, że Natasza w ogóle tu mieszkała.
– Kiedy oni zdołali to wszystko wynieść? – rzucił ziry-
towanym tonem, gubiąc się w domysłach.
Usiadł. Zdjął okulary i zaczął nerwowo obracać w pal-
cach oprawkę. Czuł wyzierającą z kątów pustkę, która
z każdą chwilą stawała się coraz bardziej nie do zniesie-
nia. Nie wiedział, co robić. Był w życiu z wieloma kobie-
10
tami, ale wszystkie razem nie dały mu nawet ułamka
tego co Natasza. Ją jedyną pokochał miłością prawdziwą
i w pełni dojrzałą. Wcześniej nie wiedział, czym tak na-
prawdę jest miłość. I to właśnie dlatego nigdy przedtem
nie myślał o ślubie. Gdyby nie poznał Nataszy, z pewno-
ścią do dziś byłby kawalerem.
Wstał. Otworzył barek i nalał pół szklanki wódki. Za-
nim jednak zdążył wypić, rozległ się dzwonek telefonu.
Jak szalony rzucił się w stronę aparatu.
– Halo?! – krzyknął zdenerwowany.
– Witam, profesorze – usłyszał znajomy głos – mówi
pielęgniarka oddziałowa. Dochodzi południe. Za kwa-
drans ma pan planowy zabieg...
– Nie mogę. Nie przyjadę – rzekł pospiesznie.
– Ale...
– W klinice jest kilku dobrych ginekologów. Niech
mnie ktoś zastąpi. Mam kłopoty. Moja żona zniknęła...
– Żona? – W głosie rozmówczyni zabrzmiało zdu-
mienie.
– Nieważne – rzekł, gdyż w tym momencie uświado-
mił sobie, że nie powinien nikomu mówić o zniknięciu
Nataszy. W trosce o jej bezpieczeństwo.
– Profesorze...? Jest pan tam?
– Przepraszam. Źle się czuję. Nie będzie mnie kilka
dni – powiedział i rozłączył się.
Po chwili podszedł do barku i jednym haustem
opróżnił szklankę. „Boże, jak pusto” – pomyślał, czując
11
wzbierającą rozpacz. Nagle zdał sobie sprawę, że ży-
cie bez Nataszy nie miałoby sensu. Przestraszył się tego
i przez długie minuty szukał celu, dla którego mógłby ist-
nieć bez niej, ale w końcu się poddał.
Dlaczego nigdy nie dopuścił do siebie myśli, że Na-
taszy mogłoby zabraknąć? Pewnie przyczyną była wiara
w statystykę, która niemal gwarantowała, iż to on – z ra-
cji wieku – umrze kiedyś pierwszy. A może roztrząsanie
podobnych problemów byłoby zbyt bolesne?
Usiadł i zaczął bezmyślnie wpatrywać się w telefon.
Stracił poczucie czasu. Z odrętwienia wyrwał go dzwo-
nek u furtki. Zerwał się i wyjrzał przez okno. Przed do-
mem stał Miron – przyjaciel z pracy. Adam nacisnął
przycisk i wpuścił go do środka.
– Oddziałowa mi powiedziała, że masz kłopoty – rzekł
Miron, wchodząc. – Co się stało? – spytał, z troską spo-
glądając na przyjaciela.
– Natasza zniknęła. Nie wiem, co o tym myśleć. Chy-
ba ją porwali...
– Kim jest Natasza?
Adam na chwilę zaniemówił.
– Zwariowałeś?! – krzyknął i rozpiął koszulę pod szy-
ją. – Przecież to moja żona!
Miron westchnął; czoło przecięły mu trzy grube bruzdy.
– Wyluzuj, stary – rzekł spokojnie. – Ubierz się, po-
jedziemy do szpitala. Chcę, aby obejrzał cię doktor
Schmidt.
12
– Psychiatra? Po co? – Adam wzruszył ramionami.
Miron spojrzał mu prosto w oczy i łagodnym tonem
powiedział: – Ty nie masz żony. Nigdy nie miałeś.
– Co ty gadasz? – Adam spojrzał na przyjaciela takim
wzrokiem, jakby widział go po raz pierwszy. – A może...?
Sądzisz, że zwariowałem? – dodał, po czym podszedł do
barku i sięgnął po wódkę.
– Nie pij. – Miron delikatnie, ale stanowczo wyjął mu
z rąk butelkę. – Jesteśmy przyjaciółmi od ponad trzydzie-
stu lat. Razem studiowaliśmy. Znam wszystkie twoje se-
krety. Gdybyś miał żonę, wiedziałbym o tym.
– A więc kto to jest? – Adam wyjął z portfela zdjęcie.
– Ładna. – Miron z aprobatą kiwnął głową. – Kiedy
ją poznałeś?
– Dwadzieścia pięć miesięcy temu. Przed dwoma laty
wzięliśmy ślub. Byłeś na nim.
– Nie byłem – przyjaciel zdecydowanie zaprzeczył. –
Od dwóch lat nie masz żadnej kobiety.
– Zwariowałeś? Co ty chcesz mi wmówić? – Adam
nerwowym ruchem poprawił okulary. – Byłem z nią na
twoich urodzinach nie dalej jak miesiąc temu.
– Byłeś sam.
Adam usiadł, spojrzał na przyjaciela i zagryzł
wargi.
– Dlaczego mi to robisz? Przecież wiesz, że to niepraw-
da – jęknął. – A może...? Może jesteś z nimi w spisku?
Przekupili cię? Rany boskie, co tu jest grane?! – krzyknął,
13
po czym chwycił wazon i rzucił nim o ścianę. Odłamki
szkła rozprysnęły się po pokoju.
– Uspokój się, stary – rzekł Miron nieco podniesionym
głosem.
– Dlaczego mi to robicie? Dlaczego? Czemu próbuje-
cie doprowadzić mnie do obłędu? A może chcecie, bym
skończył ze sobą? – Adam w jednej chwili podbiegł do
przyjaciela, chwycił go za krawat i szarpnął z całych sił. –
Co chcecie osiągnąć? Odpowiedz!
– Weź się w garść. – Miron delikatnie wyswobodził się
z uścisku.
– To powiedz prawdę, o co tu chodzi. – Adam zaczął
miotać się po pokoju. – Tylko mi nie mów, że nie znasz
Nataszy. Na twoich urodzinach była prawdziwą gwiazdą.
Wszyscy faceci za nią się oglądali.
– Byłeś sam. Musisz mi uwierzyć – rzekł Miron, siląc
się na spokój.
– Może twoja żona mi powie, co tu się dzieje? – Adam
sięgnął po telefon i rozdygotaną ręką zaczął wystukiwać
numer.
– Zadzwoń – zgodził się Miron – ale obiecaj, że po
rozmowie posłuchasz, co ci mam do powiedzenia. Nie
chciałbym... – urwał, gdyż w tej samej chwili rozległ się
głos Adama: – Aneta? Chodzi o Nataszę... Moją żonę...
Jak to, kiedy się ożeniłem? Dwa lata temu... Aneta! Co ty
mówisz? Przecież ją znasz! Nieraz umawiałyście się na
plotki...
14
Miron podszedł do przyjaciela i wyjął mu z dłoni
telefon.
– To ja, kochanie – rzekł. – Jestem u niego... To chyba
przepracowanie... Zadzwonię później – dodał i rozłączył się.
– Nie rozumiem. – Adam rozbieganym wzrokiem ro-
zejrzał się wokoło. – Uważałem was za przyjaciół. Tym-
czasem wy...
– Jesteśmy twoimi przyjaciółmi.
– Dlaczego więc...?
– Jesteś zmęczony. Diabelnie zmęczony. Dawno nie
brałeś urlopu. Musisz odpocząć. Popatrz na to jak le-
karz. Wiesz, że przepracowany umysł czasem płata
figle...
– To jakiś żart, prawda? Głupi, okrutny żart? – Adam
poprawił okulary i nagle... rzucił się do drzwi wyjściowych.
– Dokąd idziesz?
– Nieważne – odparł i wybiegł z domu.
Błyskawicznie wsiadł do samochodu, a widząc, że Mi-
ron biegnie w jego kierunku, zablokował drzwi w aucie.
Wkrótce pędził ulicami, łamiąc wszystkie przepisy.
Jakiś czas potem wjechał do starej, willowej dzielni-
cy i długo krążył po uliczkach. W końcu zatrzymał się
przed domem obrośniętym ze wszystkich stron dzikim
winem. „To chyba tu” – pomyślał.
Podbiegł do bramy i kilkakrotnie zadzwonił. Wreszcie
drzwi się otworzyły i w progu stanęła elegancko ubrana
kobieta w średnim wieku.
15
– Pan do kogo? – spytała, zbliżając się.
– Boże, ależ jest pani podobna do Nataszy... – szepnął
zdumiony.
– Kim pan jest? – Kobieta ze zdziwieniem patrzyła na
niezapowiedzianego gościa.
– Pani Emma, prawda? Pani jest matką Nataszy –
bardziej stwierdził, niż spytał. I nie czekając na jakąkol-
wiek odpowiedź, rzekł: – Nie mieliśmy okazji się poznać,
choć bardzo tego pragnąłem. Wiem, że sprzeciwiała się
pani naszemu związkowi ze względu na różnicę wie-
ku. To prawda, że jestem od Nataszy dużo starszy, ale
w miłości liczy się zupełnie coś innego. Ja ją kocham.
I zrobię wszystko, by była szczęśliwa. Zawsze chciałem
to pani powiedzieć, lecz Natasza mówiła, że jeszcze nie
pora... Że przyjdzie czas, kiedy mnie pani zaakceptuje
i wreszcie będziemy mogli być prawdziwą rodziną.
Obiecałem Nataszy, że nie przyjadę tu bez jej wiedzy.
Miałem czekać, aż oswoi się pani z myślą, że jestem jej
mężem. I nigdy bym nie przyjechał, tylko że Natasza
zniknęła! Chyba ją porwali. Sam już nie wiem – dodał
i poprawił okulary.
Kobieta chciała coś powiedzieć, jednak Adam nie dał
jej dojść do słowa.
– Może nie powinienem do pani przyjeżdżać, ale nie
znałem numeru pani telefonu. Adresu też nie znałem.
Cudem tu trafiłem. Wyłącznie dlatego, że kiedyś Natasza
chciała mi pokazać swój rodzinny dom i przyjechaliśmy
16
tutaj na chwilę. To było wkrótce po tym, jak się poznali-
śmy – tłumaczył rozgorączkowany.
– Nie rozumiem, o czym pan mówi. Nie wiem, kim
pan jest. – Kobieta z niepokojem spojrzała na Adama
i dodała: – Skąd pan zna moje imię?
– Natasza mi powiedziała.
– Kto?
– Proszę nie udawać. Pani córka...
– Ja nie mam córki.
– Pani żartuje? A to kto? – spytał i wyjął fotografię.
Kobieta spojrzała. Jej zdumiona twarz nagle się roz-
pogodziła.
– To moje zdjęcie. Sprzed dwudziestu paru lat. Skąd
pan je ma?
– To Natasza! – krzyknął Adam.
– Dwa lata temu włamano się do mnie. Nic nie zginę-
ło, tylko ta fotografia. Stała na sekretarzyku. – Kobieta
popatrzyła na Adama i zmarszczyła czoło, jakby usiłowa-
ła coś sobie przypomnieć.
– Dobry Boże, to pan! Poznaję pana!
– Zna mnie pani, prawda? – Adam ucieszył się. – Wi-
działa mnie pani z Nataszą.
– Pan jest lekarzem. To pan robił mi wtedy zabieg...
– Jaki zabieg? – Adam po raz kolejny nerwowo popra-
wił okulary.
– Usunął mi pan ciążę... Byłam młoda i niedoświad-
czona... To była moja pierwsza ciąża... Bałam się reakcji
17
rodziców i dlatego zdecydowałam się na taki krok...
Później wdały się komplikacje i już nigdy nie mogłam
mieć dzieci. Do dziś tego żałuję...
– Nie pamiętam... Robiłem sporo podobnych za-
biegów...
– Mówi pan, Natasza? To piękne imię. – Kobieta
uśmiechnęła się melancholijnie. – Kiedy byłam małą
dziewczynką i bawiłam się w dom, bardzo chciałam
mieć córkę. Nawet postanowiłam sobie, że w przyszło-
ści, gdy ją urodzę, dam jej na imię Natasza...
Pobierz darmowy fragment (pdf)