Darmowy fragment publikacji:
H A L L O W E E N P O P O L S K U
Wydawnictwo WRCW
2013
Alfabetyczny spis autorów:
Szymon Adamus
Ewa Bauer
Tomasz Czarny
Kamil Czepiel
Krzysztof T. Dąbrowski
Grzegorz Gajek
Marek Grzywacz
Chepcher Jones
Maciej Kaźmierczak
Anna Klejzerowicz
Antonina Kostrzewa
T. J. Krzywik
Maciej Lewandowski
Krzysztof Maciejewski
Paweł Mateja
Kinga Ochendowska
Andrzej F. Paczkowski
Marcin Podlewski
Paweł „DarkAraghel” Rejdak
Kornelia Romanowska
Marek Rosowski
Robert Rusik
Anna Rybkowska
Michał Stonawski
Marek Ścieszek
Karolina Wilczyńska
Magdalena Witkiewicz
Redaktor zbioru: Kinga Ochendowska
Korekta: Lena Walter, Joanna Gajkowska
Ilustracja na okładce: Sandra Cunningham | Dreamstime.com
Projekt okładki / skład komputerowy: babental.com
Wydawnictwo WRCW
Prawa autorskie do poszczególnych opowiadań są własnością ich autorów.
Wszystkie prawa zastrzeżone
PDF: 978-83-272-4116-0
ePUB: 978-83-272-4121-4
MOBI: 978-83-272-4122-1
Spis treści
6
11
23
45
75
119
127
179
187
217
267
277
309
319
343
357
379
399
415
431
463
471
503
521
529
549
585
595
Wstęp
Kinga Ochendowska Księga Cieni
Paweł Mateja Wielkie potwory mistrza Gottentota
Paweł „DarkAraghel” Rejdak Łowcy
Grzegorz Gajek Ode złego
Marek Rosowski Mgła
Marcin Podlewski Serce i wahadło
Anna Klejzerowicz Książka ze szkła
Marek Ścieszek Będzina
T. J. Krzywik Groza zza muru
Anna Rybkowska Mistrz lalek
Maciej Kaźmierczak Jedność
Magdalena Witkiewicz Czarownice
Ewa Bauer Narodziny Bogini
Kornelia Romanowska Broń mnie od pokuty
Robert Rusik Po drugiej stronie księgi
Maciej Lewandowski Siedlisko
Tomasz Czarny Potrzeby
Szymon Adamus Spójrz w moje oczy
Krzysztof T. Dąbrowski I co ja robię tu?
Chepcher Jones Ta księga
Marek Grzywacz Pierwsza strona
Karolina Wilczyńska Tam chciałbym się zestarzeć
Andrzej F. Paczkowski Oko czarownicy
Michał Stonawski Cienie
Kamil Czepiel O tym jak ciemność straciła kobietę
Antonina Kostrzewa Powroty
Krzysztof Maciejewski Ścieżka bez nazwy
H A L L O W E E N P O P O L S K U — K S I Ę G A C I E N I
Wstęp
Drodzy Czytelnicy,
to już po raz trzeci spotykamy się z Wami w cyklu 31.10
Halloween po polsku.
Tym razem chcemy Was zapytać, czy wierzycie w magię,
zaklęcia, czarownice i tajemne księgi? Zastanówcie się dobrze
nad odpowiedzią, zanim przystąpicie do lektury. Czeka Was
bowiem nie lada wyzwanie.
Zanim jednak zaczaiło się ono na Was, najpierw dopadło
dwudziestu siedmiu autorów, którzy przyczynili się do po-
wstania najnowszej edycji 31.10.
W największym sekrecie, pod osłoną mroku i w blasku
księżyca, szukali w najodleglejszych krańcach ziemi tajemni-
czych ksiąg, by potem opowiedzieć Wam swoje historie. Tym
razem naprawdę bardzo czarodziejskie.
Jak zwykle, żaden z autorów nie wiedział, o czym pisze
reszta. To ćwiczenie, związane nie tylko z umiejętnością pracy
w grupie, ale również z innym niż czysto literacki rodzajem
wyobraźni. Niezwykle trudno jest bowiem stworzyć spójną
całość z indywidualnych kontrybucji, pełnych indywidualne-
go ognia, różniących się postrzeganiem świata, podejściem,
a nawet zrozumieniem tematu.
Ale przecież nie miało być łatwo, tylko kreatywnie, pasjo-
nująco i co najważniejsze – oczywiście magicznie. Czy nasi au-
torzy sprostali zadaniu? O tym przekonacie się już za chwilę.
Jak zwykle, chciałabym podziękować wszystkim uczest-
niczącym w projekcie. Nie tylko autorom, ale również tym,
których pracy nie widać gołym okiem i nie pojawiają się na
okładce czy w spisie treści.
Wśród tych osób znajduje się z pewnością Chris Babental,
który od trzech lat ofiarnie dba, żeby doświadczenie naszych
6
H A L L O W E E N P O P O L S K U — K S I Ę G A C I E N I
czytelników, sięgających po Halloween po polsku, było bez za-
rzutu w zakresie składu i konwersji publikacji. W tym roku
przygotował dla nas również wspaniałą okładkę. Serdecznie
dziękujemy!
Nie da się również nie docenić wkładu Moniki Olasek,
która zajęła się logistyczną częścią powstawania Halloween II
w wersji papierowej. Moniko, wielki ukłon. To dzięki Tobie
możemy ofiarować papierowe egzemplarze naszym czytelni-
kom.
Kolejnym punktem na długiej liście podziękowań są oczy-
wiście autorzy, fantastyczna grupa ludzi, potrafiąca współpra-
cować razem pomimo dzielącej ich odległości i przy użyciu
wyłącznie wirtualnych narzędzi. Możecie mi wierzyć, że nie
jest to łatwe i wymaga wiele zrozumienia dla siebie nawza-
jem. Mamy to szczęście, że nasi autorzy są naprawdę wyjąt-
kowi, zarówno jako indywidualności, jak i grupa. Bardzo się
cieszę, że dane mi jest pracować z tak wspaniałymi ludźmi.
I oczywiście Wy, nasi czytelnicy. Tak naprawdę, to wła-
śnie Wy jesteście najważniejsi. To dla Was piszemy i dla Was
zbieramy się co roku, aby opowiadać halloweenowe historie.
Wam dziękujemy przede wszystkim za wspaniałe przyjęcie
naszych książek. Cieszymy się, że bawicie się razem z nami.
To jedna z najpiękniejszych właściwości interentu – po-
mimo dzielących nas odległości, kilometrów, kontynentów
i stref czasowych, łączy nas i zbliża pasja oraz dobra zabawa.
To dlatego właśnie spotykamy się już po raz trzeci. Dziękuje-
my Wam, że jesteście z nami!
W tym roku, poza wyborem opowiadań, w którym, jak
mamy nadzieję, każdy z Was znajdzie coś dla siebie, nasi auto-
rzy postanowili podzielić się z Wami swoją wiedzą magiczną.
Dlatego, pomiędzy zmurszałymi stronami Księgi Cieni znaj-
dziecie również tajemnicze przepisy i zaklęcia. Pamiętajcie,
że magia to delikatna materia. Wszelkie zaklęcia wypróbowu-
7
H A L L O W E E N P O P O L S K U — K S I Ę G A C I E N I
jecie na własną odpowiedzialność! A jeśli dopadną Was złe
moce... nie piszcie, nie dzwońcie, nie szukajcie u nas pomocy.
A najlepiej wcale nie próbujcie tego w domu.
Mamy nadzieję, że i w tym roku będziecie się dobrze ba-
wić. Zapraszamy Was również na naszą stronę na Facebook’u,
gdzie wspólnie spędzimy tajemniczy wieczór Halloween.
Do zobaczenia i strzeżcie się!
Strzeżcie się czarownic...
Redaktor wydania,
Kinga Ochendowska
8
Aby rzecz ukrytą, osobie przynależną odnaleźć
Ingrediencje:
świeca purpurowa, moce umysłu wzmagająca,
athame, sztylet rytualny,
kwiat lawendy.
Zapal świecę purpurową i krąg sztyletem zatocz tak, by się zamknął i złej mocy do
swego wnętrza nie dopuścił. Kwiat lawendy suszony rozrzuć wewnątrz kręgu
i wdychaj zapach jego, by myśli swoje skoncentrować i oczyścić. Przymknij oczy
i na pojawienie się obiektu czekaj. Dla lepszego efektu wzywaj żywioły: ziemię, ogień
powietrze i wodę, by ujawniły miejsce jego pobytu.
Gdy przeznaczony ci przedmiot gotów objawić się będzie, drogę do niego wskaże ci
niebieska poświata.
Z obiektem postępuj ostrożnie, bowiem przeznaczenie Twe z nim jest związane
i skrywaną prawdę o Tobie wyjawić może.
H A L L O W E E N P O P O L S K U — K S I Ę G A C I E N I
Księga Cieni
Kinga Ochendowska
Dość długo odkładałam porządkowanie strychu po śmier-
ci babci. Jak wiadomo, przeżyte lata zapisują swoją historię
w przedmiotach. Bibelotach, strojnych sukniach, książkach,
obrazach, a nawet meblach czy przedmiotach domowego
użytku. Nie chcąc się z nimi rozstawać, zamykamy je w piwni-
cy lub na strychu, jak niemych świadków dawno zapomnianej
świetności. Tak było w przypadku domu babci. Strych był ich
prawdziwym cmentarzyskiem. Jako dziecko, bałam się tam
wchodzić, zresztą babcia zabraniała tego surowo tłumacząc,
że belki pod dachem mogą być spróchniałe i niebezpieczne.
Odkąd pamiętam, babcia pachniała naftaliną i lawendą – spe-
cyficzny rodzaj zapachu, który zwykle unosi się w szafach
i kufrach. Miała dobry, ciepły uśmiech i niezwykły błysk
w niebieskich jak niezabudki oczach. Była babcią. W kieszeni
białego fartucha zawsze znajdowała coś dobrego, gdy przy-
biegałam zapłakana, z obtartymi kolanami i łokciami. Wiado-
mo przecież, babcie takie są.
Na początku spędzałam u niej każde wakacje i cieszyłam
się na myśl o kolejnym przyjeździe. W domu babci nie spo-
sób było się nudzić. Za oknami rozpościerała się pełna wrzo-
sów łąka, za nią las i niewielka rzeka. Mogłam biegać do woli,
chociaż czasem brakowało mi towarzystwa, bo w pobliżu nie
mieszkały inne dzieci. Bawiłam się z babcinymi kotami, które
wszystkie, jak jeden mąż, były czarne jak węgiel, oraz bab-
cinym psem, który był najbrzydszym psem na świecie. Miał
zmierzwione kudły, których nie dawało się rozczesać i dwu-
kolorowe oczy – jedno niebieskie, a drugie brązowe. Podobnie
11
H A L L O W E E N P O P O L S K U — K S I Ę G A C I E N I
jak koty, zawsze chodzi własnymi drogami – pojawiał się
znikąd i znikał kiedy chciał. Ale zawsze, ale to zawsze, przy-
chodził, gdy byłam smutna albo chora. Kładł się wtedy obok
i wpatrywał we mnie tymi swoimi różnokolorowymi ślepia-
mi. Kiedy tak patrzył, czułam się bezpieczna, spokojna i szyb-
ko zasypiałam. Rano smutek i choroby znikały, jak to u dzieci
bywa. A my wybieraliśmy się do lasu, albo nad rzekę. Tam
gdzie czekała przygoda.
Potem zaczęłam dorastać i coraz mniej interesowały mnie
wyjazdy na babciną wieś. Chciałam spędzać czas z rówie-
śnikami, na słuchaniu muzyki, rozmawianiu o seksownych
aktorach, nowych fryzurach i rozmowach o nastoletnich ta-
jemnicach. Oczywiście spotykaliśmy się w czasie świąt, które
u babci zaczynały się zwykle 21 grudnia, od zapalenia w ko-
minku olbrzymiego polana. Była też choinka i prezenty, ale
to właśnie owo polano zapamiętałam najlepiej. Nie zauważy-
łam, żeby jeszcze ktoś tak robił. Zresztą, babcia miała wiele
dziwnych nawyków. W lecie, po sianokosach, robiła ze słomy
małe laleczki. Wiosną, przywiązywała do drzewa kolorowe
wstążki i zaplatała je w długie warkocze, zaś jesienią, gdy
przychodziły pierwsze chłody, stawiała przed stodołą latar-
nię, zrobioną z wielkiej rzepy, którą na tę okazję zawsze hodo-
wała w ogródku. Nie przypominam sobie, żebym rozmawiała
o tym kiedykolwiek z mamą albo tatą. Rzeczy były takie, jakie
były. To był świat babci i to ona ustalała reguły.
W końcu nadszedł czas studiów, który wspominam z tę-
sknotą. Byłam już wystarczająco dorosła, by robić to, na co
miałam ochotę i wystarczająco niedojrzała, by popełniać błędy
i nie wychodzić spod parasola ochronnego rodziców. Trzy
razy zmieniałam kierunek studiów. Raz poszłam na ochronę
środowiska, następnie na archeologię. W końcu znalazłam się
na bibliotekarstwie i tam już zostałam. W 5 lat później trzy-
małam w ręku tytuł magistra i zastanawiałam się, co szykuje
12
H A L L O W E E N P O P O L S K U — K S I Ę G A C I E N I
dla mnie los. W tym czasie babcię odwiedzałam niezbyt czę-
sto, zdarzało mi się opuścić nawet świąteczne spotkania ro-
dzinne. Wraz z grupą przyjaciół ze studiów spędzaliśmy czas
w górach, w schronisku, albo urządzaliśmy sylwestrową im-
prezę na mazurach. Rodzice często wspominali, że babcia
chciałaby mnie zobaczyć, ale nie naciskali. Wiedzieli, że mło-
dość ma swoje prawa. Co prawda, od czasu do czasu gryzło
mnie sumienie, ale wyrzuty szybko znikały w czasie zabawy
w dobrym towarzystwie. Potem dostałam swoją pierwszą
pracę i muszę przyznać, że był to nadzwyczajny zbieg oko-
liczności. Dyrektor biblioteki uniwersyteckiej zarekomendo-
wał mnie jako asystentkę szefa działu literatury obcej. Tuż
przed świętami zostałam wysłana do Włoch, do Rzymu,
w celu uzgodnienia warunków przekazania na pewien czas
części księgozbioru tamtejszej biblioteki. Znów nie miałam
szansy na spędzenie świąt z rodziną. I tego właśnie roku bab-
cia zmarła. Z tego co mówili rodzice, zdążyła jeszcze zapalić
wielkie polano. Wieczorem wszyscy siedzieli na dole, grzejąc
się w bijącym od niego cieple. Mama i tata poszli spać wcze-
śniej, babcia z uśmiechem powiedziała, że jeszcze trochę po-
siedzi i pogrzeje stare kości. Miała smutne oczy. Rano znalazła
ją mama – siedzącą w ulubionym fotelu, przy dogasającym
polanie. Podobno na twarzy miała wymalowany spokój. Nig-
dy sobie nie wybaczyłam, że mnie tam nie było, że wybrałam
pracę zamiast rodzinnych świąt. Z resztą, dręczyło mnie też
wspomnienie wszystkich pozostałych okazji, kiedy ucieka-
łam na zabawę z rówieśnikami, zamiast spędzić z nią święta.
Dotarło do mnie, że tego czasu nikt już nam nie zwróci. Ani
mnie, ani jej.
W testamencie, babcia zapisała mi swój dom. Nie wie-
działam, co z nim począć, chociaż rodzice wspominali co
jakiś czas, że warto byłoby go zachować dla wnuków. Nie
myślałam wtedy o dzieciach. Nie miałam nawet chłopaka.
13
H A L L O W E E N P O P O L S K U — K S I Ę G A C I E N I
Zbierałam siły, żeby zrobić pierwszy krok do sprzedaży domu
– przejrzeć zgromadzone tam rzeczy, posegregować, niepo-
trzebne wyrzucić. Byłam przekonana, że rodzice będą chcieli
zatrzymać kilka pamiątek po babci, a na kupujących źle działa
panujący w domu bałagan i masa szpargałów.
Pojechałam do domu babci pod koniec października, tuż
przed świętem zmarłych. Nie pomyślałam wtedy, że to może
nie być najlepszy czas na odgrzebywanie wspomnień i roz-
drapywanie ran. Jednak dni umykały tak szybko wypełnione
pracą i obowiązkami, że nie zauważałam upływającego cza-
su ani dat w kalendarzu. Po prostu, pewnego jesiennego dnia
zebrałam się w sobie, kupiłam bilet na pociąg i pojechałam.
Droga ze stacji była krótka. Brzegiem lasu, jak tysiące razy
w dzieciństwie. Teraz jednak cienie drzew wydawały mi się
bardziej tajemnicze, a odgłosu lasu mniej przyjazne. Raz na
jakiś czas słychać było pohukujące sowy, przekrzykujące szar-
piący konary drzew jesienny wiatr. Z ulgą więc dostrzegłam
wyłaniające się z cienia zarysy domu babci. Stara furtka za-
skrzypiała jak zawsze. Ręce drżały mi lekko, gdy próbowałam
trafić kluczem do dziurki. W końcu zasuwka ustąpiła i przy-
witał mnie chłód dawno nieogrzewanego domu.
Na szczęście rodzice regulowali wszystkie płatności zwią-
zane z domem, więc po pstryknięciu przełącznika kuchnię
i pokój zalała fala jasnego światła. Odetchnęłam z ulgą.
Dom wyglądał jak zawsze. W zasadzie jak zawsze, bo czu-
ło się w nim rodzaj pustki, nieobecności. W kominku wciąż le-
żało wielkie, na wpół spalone, świąteczne polano. Na meblach
i blatach osiadła cienka warstwa kurzu. Babcia nigdy by na to
nie pozwoliła. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić i zaczęłam
żałować spontanicznej decyzji. Pokoje na piętrze, te gościnne,
w których spałam zwykle ja i rodzice, wydawały się zimne
i ponure. Na dole, tam gdzie zmarła babcia, spać nie chciałam.
To wydawało się niestosowne. Przez chwilę, z nieobecnym
14
H A L L O W E E N P O P O L S K U — K S I Ę G A C I E N I
wzrokiem zastanawiałam się, co stało się ze zwierzętami bab-
ci i zorientowałam się, że nigdy nie zapytałam o to rodziców.
Może odeszły, w końcu żyły bardzo długo, od czasów moje-
go dzieciństwa. A może zabrali je sąsiedzi? Otrząsnęłam się
z przygnębiających myśli. Wstawiłam czajnik wody i zrobi-
łam gorącą herbatę, jeszcze z babcinej mieszanki, zamkniętej
w szczelnej, metalowej puszce. Pachniała jak zwykle – latem,
kwiatami i słońcem. Oczy zaczęły mi się zamykać i zasnęłam,
zwinięta na kuchennej ławie.
Rano obudziły mnie promienie jesiennego słońca, wpa-
dające przez kuchenne okna. Byłam zziębnięta i skostniała
– ława to jednak nie najlepsze miejsce do spania. Rozejrzałam
się w około. Dom wydawał się mniej przygnębiający niż wie-
czorem. Jak mawiała babcia, złe myśli odchodzą wraz z nad-
chodzącym świtem. Jak zwykle – miała rację.
Porządkowanie postanowiłam zacząć od strychu, czyli
cmentarzyska staroci. Dopiero w świetle dnia, wpadającego
przez małe okienko na poddaszu, zrozumiałam, jak ciężkie
zadanie mnie czeka. Na strychu znajdowały się przedmioty,
których istnienia nawet nie podejrzewałam. Stara komoda,
bez jednej nogi. Pęknięte olbrzymie lustro w sczerniałej ze sta-
rości ramie. Wyszczerbione wazoniki, stare książki i albumy
ze zdjęciami. Na zakurzonych półkach starych regałów trud-
no było znaleźć wolne miejsce. Na strychu było wszystko.
Pracowałam przez cały dzień, czas upływał niepostrzeże-
nie, a mnie udało się oczyścić zaledwie niewielką przestrzeń.
Znalazłam kilka słomianych lalek i swojego własnego starego
misia bez jednego oka oraz koronkową, pewnie ślubną suk-
nię babci – kiedyś zapewne białą, teraz szarą i spłowiałą. Nie-
które rzeczy bez żalu odkładałam na stos przeznaczony do
wyrzucenia, nad częścią musiałam się zastanowić. Niektóre
z pewnością chciałam zachować. Na strychu powoli zapadał
półmrok. Niestety, nigdy nie podciągnięto tam elektryczności,
15
H A L L O W E E N P O P O L S K U — K S I Ę G A C I E N I
więc zaczęłam się rozglądać za jakimś źródłem światła i do-
strzegłam w kącie świecznik z grubą, fioletową świecą. Zapa-
liłam ją przy pomocy leżących obok, starych zapałek. Obrazek
na pudełku przedstawiał uśmiechniętą twarz słońca.
W świetle chybotliwego płomienia świecy strych nabrał
innego klimatu. Cienie stały się ciemniejsze, a zarysy przed-
miotów bardziej tajemnicze. Pomyślałam, że czas już zakoń-
czyć pracę, gdy mój wzrok padł na małą skrzyneczkę, któ-
rej przedtem nie zauważyłam. Podniosłam ją i przesunęłam
dłonią po zakurzonej pokrywie. Na wieczku znajdowała się
duża, pięcioramienna gwiazda, na której ramionach znajdo-
wały się malunki przedstawiające dziwne twarze. Z ust jednej
z nich wydobywał się płomień, z ust drugiej płynęła woda.
Trzecia wyglądała tak, jakby głęboko oddychała, a czwarta,
uniesiona ku górze, wypuszczała zielone pędy. Na samym
szczycie znajdował się symbol słońca i księżyca, połączony
w jedno. Powoli otworzyłam wieczko. W środku, na podkład-
ce zrobionej ze starego, czerwonego weluru, leżał nóż, jakiego
w dawnych czasach używano do rozcinania papieru. Piękna,
rzemieślnicza robota. A obok mały woreczek wypełniony zio-
łami, w których natychmiast rozpoznałam babciną lawendę.
Ostrożnie wyjęłam nóż i woreczek z pudełka, i trzymając go
w ręku obróciłam się dookoła, szukając najlepszego miejsca,
by dokładnie go obejrzeć. Wtedy, zapewne pod wpływem
nacisku stary woreczek z lawendą pękł i jego zawartość roz-
sypała się po podłodze. Głęboko wciągnęłam powietrze, wdy-
chając znany, uspokajający zapach. Na chwilę przymknęłam
oczy i pod powiekami zobaczyłam wieczko pudełka. Ziemia,
ogień, powietrze, woda – pomyślałam. Przez półprzymknięte
powieki przebijała niebieskawa poświata. Otworzyłam oczy.
Światło świecy oświetlało wyraźnie jedną z książek, spoczy-
wających na półce. Ciężki wolumin o pożółkłych kartach,
oprawiony w wytartą, skórzaną okładkę.
16
H A L L O W E E N P O P O L S K U — K S I Ę G A C I E N I
Książka wyglądała na bardzo starą i od razu rozbudziła
moją bibliotekarską ciekawość. W końcu wiadomo, że sta-
re strychy skrywać mogą niejedną tajemnicę. Zapomniane
przedmioty mają czasem wielką wartość, kolekcjonerską lub
historyczną. A jednym z bardziej popularnych znalezisk są
właśnie książki – pojedyncze zachowane egzemplarze, praw-
dziwe białe kruki.
Wzięłam księgę do ręki i na podłogę posypały się luźne
stronice. Spomiędzy pozostałych wypadły zasuszone zioła,
kwiaty i liście. Usiadłam na ziemi, by powkładać je z powro-
tem i lepiej przyjrzeć okładce, którą wieńczyły te same sym-
bole, które znajdowały się na wieczku pudełka. Prawie zatarte
od częstego dotykania okładki, tego byłam pewna. Ta książka
była często w użyciu. Przysunęłam bliżej świecę i zaczęłam
przeglądać luźne strony, by ułożyć je we właściwej kolejności.
Zawartość księgi była co najmniej dziwna. Po części wydruko-
wana, starą, ozdobną czcionką, po części wykaligrafowana, i
to różnymi charakterami pisma. Zupełnie, jakby była bardziej
notatnikiem niż faktyczną książką. Co dziwniejsze i bardziej
zaskakujące – pomiędzy starymi stronicami oryginalnej księgi
znajdowały się również nowsze wycinki prasowe, fragmenty
maszynopisów, a nawet listów, napisanych nieznaną ręką. Wy-
glądało na to, że babcia używała księgi całkiem niedawno.
Część notatek wyglądała jak przepisy kucharskie – za-
wierały listę składników, spisanych w archaicznej polszczyź-
nie. Na pierwszy rzut oka były to ziołowe mieszanki, jakich
pewnie używano kiedyś do leczenia chorób i niedomagania.
Ale skład niektórych zdawał się być nieco nierealny – trudno
uwierzyć, by ktoś używał w mieszankach kości kruka czy so-
wich piór. Chociaż, kiedyś ludzie wierzyli w różne gusła, a na
wsi ta wiara była bardziej żywa niż gdzie indziej.
Jeden z przepisów wydał mi się bardziej niedorzeczny
niż pozostałe. Tak niedorzeczny, że gdy przez okno zajrzała
17
H A L L O W E E N P O P O L S K U — K S I Ę G A C I E N I
pełna twarz księżyca, pod wpływem nagłego impulsu posta-
nowiłam go wprowadzić w czyn. Nie wiem, skąd i dlaczego
przyszło mi to do głowy. Nie wiem, skąd naszła mnie nagła
ochota i przekonanie, że wszystkie składniki znajdą się w za-
sięgu ręki. Pomyślałam, że nie zaszkodzi zostać czarownicą.
Albo i nie.
Aby moce magiczne w sobie obudzić
Ingrediencje:
srebrna świeca,
dziewiczy skrawek pergaminu,
woreczek,
sowie pióro,
inkaust ze smoczej posoki,
olejek namaszczający.
W dniu pełni księżyca przygotowania rozpocznij pod wieczór. Weź aromatyczną
kąpiel i namaść się olejkiem. Załóż białą szatę. Zapal srebrną świecę i imienia wy-
branej Bogini wzywaj, sercu twemu najbliższej. Następnie na dziewiczym skrawku
pergaminu zapisz owe imię i w płomieniu srebrnej świecy spal na popiół. Popiół
zbierz skrzętnie do woreczka i przed północą wyjdź na dwór.
W blasku księżyca w pełni posyp swą głowę popiołem z woreczka i unieś ramiona w
górę, wzywając mocy księżyca. Ten odpowie i słynie na ciebie, otaczając całą Twą
postać kordonem mocy. Wtedy żywiołów wzywaj – ziemi, powietrza, ognia i wody
i proś, by władzy nad nimi uświadczyć. Słowa muszą płynąć z głębi serca. Jeśli
twe pragnienie jest szczere i prawdziwe, a serce nieustraszone, do grona czarownic
dołączysz i nad żywiołami panować będziesz.
Szybko i jakby w transie rozejrzałam się dookoła, szuka-
jąc koniecznych składników. Na zakurzonej półce znalazłam
pudełko świec. Wszystkie były białe, ale w świetle księżyca
wyglądały jak srebrne. Wyjęłam jedną. Szukając czegoś, co
mogłoby wyglądać jak smocza posoka, znalazłam butelecz-
kę czerwonego proszku z napisem Dracaena, który postano-
wiłam rozcieńczyć wodą. Za woreczek posłużyć miała mate-
18
H A L L O W E E N P O P O L S K U — K S I Ę G A C I E N I
riałowa chusteczka, których nieużywane pudełko znalazłam
wcześniej, w kufrze z ubraniami babci. Pióro sowy znalazłam
bez trudu, bo wyleniała, wypchana sowa od dawna w wątpli-
wy sposób ozdabiała pokój na dole. Nieużywany notes przy-
wiozłam ze sobą, by spisać rzeczy babci, więc z dziewiczym
pergaminem nie było problemu. Pod wpływem impulsu się-
gnęłam po ślubną suknię babci, Przeleciało mi przez głowę,
że to prawie świętokradztwo, ale coś pchało mnie do przodu.
Byłam tak pochłonięta, że szybko przestałam się nad tym za-
stanawiać. Zbiegłam na dół.
Wzięłam prysznic i natarłam się rumiankowym balsa-
mem, uznając, że to wystarczy, jeśli chodzi o wonną kąpiel
i namaszczanie. Założyłam babciną suknię. Wymieszałam
czerwony proszek z wodą i przygotowałam sowie pióro. Za-
myśliłam się przez chwilę, szukając w myślach odpowiednie-
go bóstwa. Na pierwszym roku archeologii zapoznawaliśmy
się z różnymi wierzeniami i artefaktami, ale żaden nie wyda-
wał mi się odpowiedni. W końcu przypomniałam sobie histo-
rię, którą babcia opowiadała mi często przed snem – historię
bogini Diany, kochającej las i dzikie zwierzęta, przedstawia-
nej z jeleniem lub wilkiem u boku. Bez namysłu wypisałam
jej imię na skrawku papieru i przysunęłam go do płomienia
świecy. Płonący papier poparzył mi palce. Zebrałam popiół
do chusteczki.
Wyszłam na dwór. Księżyc nad moją głową był pełny
i jasny. Otworzyłam chusteczkę i drobne płatki popiołu opadły
na moje włosy. Uniosłam ramiona w górę i, patrząc w srebrną
kulę nad moją głową, powtarzałam w myślach: ziemia, ogień,
powietrze, woda. Ziemia, ogień, powietrze, woda. Ziemia...
Nagle wydało mi się, że księżyc wraz z całym swoim blaskiem
opada na ziemię. Otoczyło mnie łagodne światło, gwiazdy
znalazły się na wyciągnięcie ręki. Świat był piękny i spokoj-
ny. Panowała cisza, jakby czas się zatrzymał. I trwał. Światło
19
H A L L O W E E N P O P O L S K U — K S I Ę G A C I E N I
zafalowało, jak niewidoczna kurtyna. I wtedy ją zobaczyłam.
Była taka, jaką zapamiętałam ją z dzieciństwa – w białym far-
tuchu i z oczami niebieskimi jak niezabudki. Uśmiechała się
ciepło, jak kiedyś. Poczułam mokre szturchnięcie na dłoni
i spojrzałam w dół. Do nóg łasił mi się najbrzydszy na świecie
pies, o skołtuniałej sierści i różnokolorowych oczach. A obok
niego siedziały czarne jak węgiel koty. Światło, które nas ota-
czało, było czystą miłością. Miłością, która nie zna czasu ani
odległości. Babcia rozłożyła ręce, a ja pobiegłam do niej ni-
czym mała dziewczynka i wtuliłam się w jej pachnące naftali-
ną oraz lawendą ramiona. I poczułam, że jestem w domu.
Obudziłam się na strychu, wśród rozrzuconych na pod-
łodze kartek starej księgi. Suknia babci spokojnie wisiała na
wieszaku, a fioletowa świeca wypaliła się do cna, zostawiając
na podłodze stróżki roztopionej parafiny.
Tego dnia znów kupiłam bilet na pociąg. Wsłuchując się
w obracające się równomiernie koła pociągu wyglądałam za
okno. Wszędzie płonęły znicze. Był pierwszy listopada. Dzień
Wszystkich Świętych.
***
Jak możecie się domyślać, nie sprzedałam babcinego
domu. Tego dnia wróciłam do rodziców i oznajmiłam im swo-
ją decyzję. Postanowiłam tam zamieszkać. Zrezygnowałam
z pracy, przeprowadziłam się i zaczęłam pisać książki dla
dzieci. A powyższa historia jest pierwszą z wielu, którą spisa-
łam w znalezionej na strychu księdze. Pierwszą i wyjątkową,
bo moją własną. Pierwszą spisaną w Księdze Cieni.
Ciekawi Was też pewnie, czy cała historia wydarzyła się
naprawdę, czy zaklęcie zadziałało, czy też wszystko było tyl-
ko niezwykłym snem?
Historie zapisane w Księdze Cieni zawsze są prawdziwe,
zaś sama księga wędruje przez czas i przestrzeń, by znaleźć
20
H A L L O W E E N P O P O L S K U — K S I Ę G A C I E N I
się w rękach tych, którzy jej potrzebują. Dziś znalazła się
w Waszych rękach, a jutro? Kto wie? Używajcie jej rozważnie,
bo nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć. Drzemią w niej
zarówno stwory światła, jak i ciemności.
A ja? Ja mam na imię Lena i jestem czarownicą. Tak jak
moja babcia, i jej babcia, i babcia babci mojej babci. A kie-
dy przyjdzie czas, zostanie nią również moja wnuczka i jej
wnuczka. O to już zadba Diana, bogini lasu.
21
Aby opętać miłością
Masz już w sobie wszystko, czego będziesz potrzebować: swoje piękno, urok i chci-
wość. Nie potrzeba tu rytów i zaklęć, ale za to wiele nauk, które wydawać mogą ci się
niegodne i poniżające. Twoje spojrzenie musi być zarazem łagodne i pełne pogardy,
usta nabrzmiałe podnietą, ale skromnie uśmiechnięte, cera blada i zarumieniona,
oddech słaby jak przed omdleniem i pachnący podnieceniem. Czyż Pajęczyca ucieka
się do magii? Czy też snuje nić zarazem niemal niewidoczną i mocną tak, że nie
sposób się z niej wyplątać?
Bądź Pajęczycą, snuj sieć a gdy przyjdzie pora, nasyć ofiarę jadem.
Pobierz darmowy fragment (pdf)