Darmowy fragment publikacji:
17
17
1717
NNIEIEsAMOWIT CH171717171717171717171717
NIEsAMOWITyCH
IENIEIENIEIENIEIEsIEsAMOWIT
NIEsAMOWITyCH
IEsAMOWIT CH
AMOWITyCH
AMOWITCH
AMOWITyCH
AMOWITCHCHyCHCHyCHCHCHCHCHCHCHCHCHCH
IEAMOWIT
IEsIEsAMOWIT
IEAMOWIT
AMOWIT
sAMOWIT
AMOWIT
sAMOWIT
AMOWIT
AMOWITy
AMOWIT
AMOWITy
AMOWIT
AMOWIT
AMOWIT
AMOWIT
WyPRAW
WyPRAW
PRAWPRAW
W PRAW
WWWWyWyPRAWWPRAWPRAWyPRAWPRAW
PRAW
pieszo przez puszczę Gabonu
pieszo przez puszczę Gabonu
pieszo przez puszczę Gabonu
pieszo przez puszczę Gabonu
pieszo przez puszczę Gabonu
pieszo przez puszczę Gabonu
pieszo przez puszczę Gabonu
na wielbłądach po białe złoto Mali
na wielbłądach po białe złoto Mali
na wielbłądach po białe złoto Mali
na wielbłądach po białe złoto Mali
na wielbłądach po białe złoto Mali
na wielbłądach po białe złoto Mali
na wielbłądach po białe złoto Mali
na wielbłądach po białe złoto Mali
na wielbłądach po białe złoto Mali
do Rosji po zorzę polarną
do Rosji po zorzę polarną
do Rosji po zorzę polarną
do Rosji po zorzę polarną
do Rosji po zorzę polarną
do Rosji po zorzę polarną
do Rosji po zorzę polarną
z dzieckiem w jaskiniach Hawajów
z dzieckiem w jaskiniach Hawajów
z dzieckiem w jaskiniach Hawajów
z dzieckiem w jaskiniach Hawajów
z dzieckiem w jaskiniach Hawajów
z dzieckiem w jaskiniach Hawajów
z dzieckiem w jaskiniach Hawajów
z dzieckiem w jaskiniach Hawajów
z dzieckiem w jaskiniach Hawajów
rowerem przez Chiny
rowerem przez Chiny
rowerem przez Chiny
rowerem przez Chiny
rowerem przez Chiny
rowerem przez Chiny
rowerem przez Chiny
i innych
i innych
i innych
i innych
i innych
i innych
i innych
11-09-21 12:46
2
aDVENTURE
3
6
aDVENTURE
7
8
17NIESAMOWITYCH
WYPRAW
9
10
PrzePrawa Przez Puszczę MinkÉbÉ w Gabonie
autostoPeM dookoła świata
wsPinaczka na Grenlandii
wyPrawa szlakieM solnyM w Mali
z dzieckieM w hawajskich jaskiniach
trekkinG na najwyższy szczyt atlasu wysokieGo w Maroku
Polowanie na zorzę Polarną
nowe szlaki w hiMalajach
czarne chMury nad afGanistaneM
tratwą Po wiśle
na desce z elbrusa
PataGonia rowereM, na nartach, kajakieM
wyściG Po koronę Gór Polski
rowereM Przez chiny, laos, wietnaM i kaMbodżę
wizyta w krainie doGonów w Mali
kajakieM Po norweskich fiordach
wolontariat w Puszczy Gwinejskiej
11
Najwyższe miejsce na świecie – Mount Everest, 8850 m n.p.m. z d j ę c i e Dariusz załuski
12
Jakie słowo najlepiej oddaje moją wizję świata?
ADVENTURE! Zawiera w sobie Przygodę, Wolność,
Niezależność i zmusza do nieustannego przesuwania
Granicy Własnych Możliwości, ale też – Granicy Poznania
Świata… Uwielbiam szaleńców, którzy twierdzą,
że „niemożliwe nie istnieje”, i po prostu rzucają się w wir
kolejnych wypraw, które pozwalają nam wszystkim zobaczyć,
jak wyglądają niezbadane dotychczas krańce naszego
globu… Takich zwariowanych ludzi jest, na szczęście,
coraz więcej – dzięki temu stale mamy o kim pisać na
łamach National Geographic Traveler! Teraz zbieramy
ich opowieści w wydaniu książkowym.
Tym razem publikujemy opis fascynującej przeprawy
przez Puszczę Minkébé w Gabonie, kulisy zjazdu na desce
snowboardowej z najwyższego szczytu Kaukazu czy relację
ze wspinaczki na najwyższy klif świata. Te historie inspirują
mnie do nieustannego przesuwania własnego horyzontu…
Naszym czytelnikom polecam to samo, a wtedy (kto wie?!)
może napiszemy i o Was?
13
wstępgabon
– Słyszysz? On tu jest – szept Tomka budzi
mnie koło północy.
– Niemożliwe. Boją się ognia – mamroczę
w odpowiedzi. – Nic nie słyszę.
Głośny pomruk za cienką ścianką namiotu
oznacza jedno: ewakuację!
TEKST:
ANDRZEJ MUSZYŃSKI
ZDJĘCIA:
TOMEK GOLA
minkébé
marsz przez puszczęgabonu
marsz przez puszczęgabonu
marsz przez puszczęexpedition
ANDRZEJ MUSZYŃSKI
– podróżnik, reporter, były
prawnik. Organizuje i prowa-
dzi wyprawy i ekspedycje.
www.wyprawyzreporte-
rem.pl
PAWEŁ WOJTYSZYN
– rocznik ’79. Jego pasja to
wagabundo.pl, czyli włó-
czenie się po Czarnym Lą-
dzie i kolekcjonowanie sztu-
ki afrykańskiej.
TOMEK GOLA – rocznik
’78, absolwent SGH w War-
szawie, fotograf, pilot wycie-
czek zagranicznych i paralot-
ni, z zamiłowania narciarz.
www.fi kcja.pl
Rozległe polany zwane bai są siedliskiem pytonów.
Dźwięki suwaków rozpinanych w nerwowym pośpiechu, trzask, cmoka-
nie naszego tragarza Nestora bez wątpienia oznaczające sygnał do ucieczki, chaos,
strach, bieganina i kompletna ciemność. Jest nów. Boso, w samej bieliźnie ucie-
kamy w głąb dżungli, rozcinając sobie stopy. Któryś z Pigmejów pierwszy zbliża
się do paleniska, roznieca ogień. Zza pni wychylają się dobrze widoczne w blasku
płomieni wystraszone twarze. Siedzimy pół godziny przy ognisku. Nagle krzyk
Augustina, trzask i kolejna ewakuacja. Słoń przebiegł przez gęste krzaki tuż koło
obozu. Nie bał się ognia. Dopiero wtedy przypominam sobie relację z Megatran-
sectu – szaleńczej ekspedycji amerykańskiego ekologa Michaela Faya przez rów-
nikowe puszcze Kotliny Konga – o słoniu przewalającym
się niczym pociąg towarowy przez obozowisko i o ranach
odniesionych przez Faya. Zrozumiałem, że popełniliśmy
kardynalny błąd – rozbiliśmy się na mukongo, ścieżce sło-
ni. Od tej chwili nasza wyprawa przez puszcze Gabonu,
do której zainspirował nas Megatransect, nabiera innego
wymiaru.
16
ADVENTURE gabon
gabon
Minkébé to nazwa jednej z najbardziej dziewiczych, najmniej
poznanych, spektakularnych puszcz równikowych świata. Wiele ze-
społów przyrodników eksplorowało jej południowe krańce, koncentrując się na
rejonie inselbergów – kopulastych granitowych wzgórz wynurzających się z morza
zieleni. My chcemy przejść całą puszczę.
Naszą Minkébé Expedition rozpoczęliśmy 13 lipca 2008 r., wylatując do
Libreville, stolicy Gabonu. Tam czas pochłonęły nam załatwianie dokumentów,
laminowanie map i liczne spotkania: z Jurkiem Flisem – misjonarzem i tłuma-
czem, z polskim konsulem honorowym w Gabonie – Andrzejem Dębskim, oraz
przedstawicielami WWF-u.
– To nie węże są największym zagrożeniem. Czarną mambę bardzo trudno
spotkać, żmija gabońska nie atakuje niesprowokowana. Przez 11 lat mojej pra-
cy nie zdarzyło się żadne ukąszenie. Musicie być za to wyjątkowo ostrożni przy
spotkaniach ze słoniami – Pauwel den Wachter, z którym korespondowaliśmy na
długo przed przylotem, wspierał nas bezcennymi informacjami i radami, goszcząc
naszą trójkę w siedzibie WWF-u.
1717
– Myślisz, że zobaczymy słonie? – upewnialiśmy się.
– Minkébé zamieszkuje największa populacja w całej Afryce, prawdo-
podobnie 30 tys. osobników – odpowiedział wpatrzony w rozłożone na biurku
mapy. – I nie zapominajcie o mrówkach. W razie ataku uciekajcie za wodę – dodał
bezbarwnym tonem.
Przygotowania do wyprawy zaczęliśmy pół roku wcześniej. Analizowaliśmy
skąpą literaturę o Minkébé, wysyłaliśmy niezliczone maile, wreszcie odbyliśmy
długą wizytę w siedzibie Królewskiego Towarzystwa Geograficznego w Londynie,
które udostępniło swe archiwa i wystawiło nam list rekomendacyjny – niezwykle
pomocny przy ubieganiu się o pozwolenia na działania na terenie Parku
Narodowego Minkébé.
Po kilku intensywnych dniach w Libreville pojechaliśmy z naszym
ekwipunkiem do Oyem oddalonego ok. 400 km od stolicy. Czerwona,
zakurzona, wyboista droga przebija się przez dżunglę pokrywającą trzy
czwarte powierzchni kraju. Księżyc oświetlał rzędy mijanych przez nas
ciężarówek załadowanych monstrualnymi pniami. Drewno to po ropie
główny towar eksportowy Gabonu, przy którego pozyskiwaniu znajduje
zatrudnienie co czwarty mieszkaniec tego półtoramilionowego kraju.
W Oyem nasza wyprawa stanęła pod poważnym znakiem zapy-
tania. Konserwator Parku Narodowego Minkébé, od którego zależało wydanie
finalnych pozwoleń, zakwestionował ważność naszych dokumentów. Tyle wysiłku
na marne? Po długich negocjacjach telefon do ministerstwa wyjaśnił wątpliwości.
Mogliśmy jechać do Minvoul, ostatniego miasteczka przed parkiem.
Zawsze chciałem zobaczyć taką afrykańską prowincję.
W Minvoul ulice były rozświetlone jaskrawymi żółtymi, niebieskimi i czerwonymi
światłami. To one tworzą nocny krajobraz gabońskich miast. Zewsząd dobiegało
wściekłe dudnienie – Afryka nie byłaby Afryką bez głośnej, natarczywej muzyki.
Kobiety wystawiały garkuchnie, wydobywający się z nich
gęsty dym słał się po ulicy. Zbliżała się noc, dżungla zaczy-
nała swój koncert. Miasteczko jest znane w Gabonie jako
ośrodek medycyny ludowej, w którym stosuje się święty
korzeń ibogi. Ten niezwykle mocny narkotyk powoduje
halucynacje i, w co wierzą wyznawcy rozpowszechnionego
tu kultu Bwiti, pomaga skontaktować się z duchami przod-
18
ADVENTURE gabon
Do nawigacji służą sowieckie mapy, kompas i GPS.
ków, dotrzeć do najdalszych zakamarków podświadomości i zacząć żyć, respektu-
jąc duchy i moce lasu.
W Minvoul nieczęsto pojawiają się biali, toteż wieść o naszym przyby-
ciu lotem błyskawicy obiegła miejscowość. Dopadł nas lokalny przedstawiciel
WWF-u, który już wszystko wiedział, więc nic nie musieliśmy mu tłumaczyć.
Stwierdził, że pomoże nam się uporać z priorytetowym zadaniem, jakim jest
skompletowanie zespołu dobrych tragarzy – silnych, wytrzymałych, cierpliwych,
pracowitych i znających puszczę. Mnożyły się pytania: Ile kilometrów dziennie
zdołamy pokonać? Ilu tragarzy potrzebujemy? Ile żywności? Nikt nie potrafił roz-
wiązać podstawowych i zarazem najtrudniejszych zagadek logistycznych i aprowi-
zacyjnych. W miejscowej auberge (schronisku), gdzie nocowaliśmy, rozłożyliśmy
i sprawdziliśmy sprzęt. Zrobiliśmy ostatnie zakupy na bazarze i przejrzeliśmy pro-
wiant, który miał wystarczyć na 20 dni.
Zapadła też decyzja – pójdzie z nami sześciu tragarzy: dwóch Bantu,
a więc Beatrox i Mepst, oraz czterech Pigmejów: Alex, Nestor, Augustine i Pepe.
Z naszymi nowymi towarzyszami wyprawy umówiliśmy się następnego dnia
19
Skończyło się mukongo – ścieżka słoni. Walczymy z chaszczami, a także z głodem i wycieńczeniem.
20
ADVENTURE gabon
o ósmej rano. Plan marszu był następujący – z Minvoul, położonego na skraju pusz-
czy, będziemy się kierować na południowy wschód przez inselbergi do Débarcadère
Point na rzece Oua. Stamtąd spłyniemy pirogami do miejscowości Makokou.
W linii prostej wynosi to ok. 195 km. Ile będzie w rzeczywistości? Nie wiadomo.
O ustalonej godzinie nie było nikogo. Po chwili pojawili się Beatrox
i Mepst, ale zaraz zniknęli w poszukiwaniu reszty. Poprzedniego dnia tragarze do-
stali zaliczkę i po prostu pili w barze. Przyszli kompletnie pijani. Przerażała mnie
myśl o 20-dniowym marszu przez dżunglę z niesubordynowanymi Pigmejami.
Pierwszego dnia dotarliśmy do osady Bituga. O jej istnieniu dowiedzieli-
śmy się dopiero w Minvoul, bo nie zaznaczono jej na żadnych dostępnych nam
wcześniej mapach. Dojścia do wsi broniła szeroko rozlana Ntem, którą musieli-
śmy przepłynąć dłubankami. Owe pół godziny miarowego wiosłowania okazało
się rodzajem preludium dobitnie uświadamiającym mi, w co się pchamy. Piro-
gi były tak niestabilne, że najmniejszy ruch groził zatopieniem naszego cennego
ekwipunku.
– Nie możesz zrobić tego później? – cedził przez zęby Tomek siedzący za
mną z aparatem w ręku, gdy drapiąc się po głowie, uruchomiłem prawdziwą wod-
ną huśtawkę.
Bituga okazała się skupiskiem kilku prymitywnych chat otoczonych gę-
stwiną lasu wdzierającą się na ściany domostw.
– Czy możemy kupić trochę manioku i jakieś mięso dla całej grupy?
– pytaliśmy naczelnika.
– Nie mają nic na sprzedaż – tłumaczył Beatrox.
– To co jedzą? – dopytywałem się. Po chwili zobaczyłem kosz wypeł-
niony wielkimi pędrakami. W końcu udało nam się kupić indyka. Wieczorem
mieszkańcy urządzili rytualne tańce mające przynieść pomyślność ekspedycji.
Nad ogniem wpadali w trans, dźwięk bębnów niósł się po dżungli, a horyzont
rozświetlały błyskawice. Gdy wzeszedł księżyc, Pigmeje rozeszli się do domów.
Wstajemy o świcie, czasami wcześniej.
Rozniecamy ognisko i przygotowujemy śniadanie – ryż,
makaron, kuskus, sardynki z puszki i sos czekoladowy.
Przez pierwsze kilka dni jemy też korzenie manioku. Poza
tym mamy 6 kg fu fu – mąki maniokowej, a także: suszone
ryby, trochę ciastek, przyprawy, trzy puszki mięsa, worek
21
fasoli, budynie, kisiel, kawę, herbatę, cukier. Dziennie pokonujemy średnio 6 km.
Odpowiadam za nawigację. Pierwszy idzie maczeter, za nim ja z GPS-em i mapa-
mi. Pod koniec dnia mamy siebie nawzajem dość – on moich ciągłych komend, ja
jego usprawiedliwianych pomyłek w wyborze drogi. Za nami podąża reszta grupy,
którą trudno utrzymać w zwartej kolumnie, głównie ze względu na z natury nie-
zdyscyplinowanych i chadzających własnymi ścieżkami Pigmejów.
Czasem cały dzień brniemy przez gęstwinę monstrualnych traw, w których
nie ma czym oddychać. Nieraz po wyjściu z jednego bagna, gdzie grzęźniemy po
pas z ciężkimi bagażami na plecach, wchodzimy w kolejne grzęzawisko. Nie ma
drzew, za którymi można by się ukryć w razie spotkania słoni.
– Aleks, mukongo! – krzyczę poirytowany, gdy ten utyka w kolejnych
chaszczach rozrywających ekwipunek, ubrania i skórę.
Mukongo to słowo klucz, najczęściej powtarzany wyraz podczas tej wy-
prawy. W języku baka oznacza ścieżkę słoni. W Minkébé tworzą one gęstą sieć
leśnych „autostrad”. Gdy korzystamy z mukongo, nie musimy tak często uży-
wać maczet. Plecaki zrzucamy koło 15.00. Wszyscy są już wykończeni. Zwy-
kle godzinę zajmuje nam wycięcie polanki pod obóz, po czym Pigmeje strugają
w okamgnieniu ławki i pale, nad kuchnią rozwieszamy obszerną płachtę i długo
siedzimy przy ogniu. Śpimy w namiotach. Pierwszego dnia napotykamy na dro-
dze kilka szałasów, w jakich Pigmeje przebywają podczas polowań.
– Poznaję to miejsce – mówi Pepe. – Tu się wychowałem.
Pepe wrócił do domu.
Na początku jedynie słyszymy szelesty w krzakach, ale po
dwóch dniach regularnie dostrzegamy świeże tropy słoni. Puszcze Gabonu za-
mieszkuje słoń afrykański leśny – mniejszy i ciemniejszy, z bardziej okrągłymi
mieszkuje słoń afrykański leśny – mniejszy i ciemniejszy, z bardziej okrągłymi
uszami niż jego pobratymiec z sawanny. Oba gatunki (dla niektórych
podgatunki) różnią się też ciosami, które u słonia leśnego są skierowane
bardziej do dołu. Spotykamy je niemal codziennie. Poruszają się zaska-
kująco cicho. Po ostrzegawczym krzyku maczetera grupa natychmiast
się rozpierzcha. Zwierzęta zwykle odchodzą, zostawiając nas w spokoju.
Ale gdy atakują, poziom adrenaliny osiąga maksimum. Pewnego razu,
Ale gdy atakują, poziom adrenaliny osiąga maksimum. Pewnego razu,
siedząc w obozowisku, słyszymy dobiegające z lasu krzyki i przeraźliwy
skowyt, przypominający ryk pantery. Mylimy się co do źródła dźwię-
ku. Przerażone twarze wracających do obozu Pigmejów mówią same za
22
ADVENTURE gabon
Pobierz darmowy fragment (pdf)