Darmowy fragment publikacji:
A M B
A
S
A
D
O R
Redakcja: Ariadna Machowska
Korekta: Danuta Sabała
Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz
Opracowanie graZczne: Cezary Bocianowski
Fotoedycja: Agnieszka Żelazko
Przygotowanie zdjęć: Ilona Gibała
Źródła zdjęć: archiwum prywatne Jerzego Bahra – 26, 28, 30, 38, 46, 50, 63, 78, 83, 88, 91,
120, 126, 130, 139, 148, 197, 237, Przemysław Nowoszycki/Genetivus – 10, 24, 25, 27, 32,
54, 66, 73, 86, 104, 114, 119, 136, 152, 156, 178, 191, 210, 230, 254, 260, Filip Klimaszew-
ski/Agencja Gazeta – 12, 19, Maciej Macierzyński/Reporter – 174, Mikhail Metzel/AP/East
News – 233, Adam Golec/Agencja Gazeta – 245, archiwum prywatne Jerzego Sadeckiego
- 262, Albert Zawada – okładka
Wydawca:
Agora SA
ul. Czerska 8/10
00-732 Warszawa
Producenci wydawniczy:
Małgorzata Skowrońska, Robert Kijak
Koordynacja projektu:
Magdalena Kosińska
© Copyright by Agora SA 2013
© Copyright by Jerzy Sadecki
© Copyright by Jerzy Bahr
Wszystkie prawa zastrzeżone
Warszawa 2013
ISBN:978-83-268-1258-3
Na ilustracjach znajdują się eksponaty z kolekcji Jerzego Bahra
i jego własne instalacje
Druk: Drukarnia Perfekt
Z ambasadorem
JerZYm baHrem
roZmawia
JerZY sadecki
Tym, co po nas
cZłowiek Zasad
ZwYcZaJnYcH
i ambasador
nadZwYcZaJnY
Jerzy Bahr jest dobrą twarzą dyplomacji III Rzeczypospolitej.
Kolejni ministrowie spraw zagranicznych powierzali mu funk-
cję szefa przedstawicielstw dyplomatycznych Rzeczypospolitej
w Królewcu, Kijowie, Wilnie, Moskwie i Aszchabadzie. Od ministra
Krzysztofa Skubiszewskiego poczynając, wszyscy szefowie dyplo-
macji podejmowali tę decyzję z przekonaniem, że mianują osobę
o najwyższych kwaliZkacjach zawodowych i moralnych. I nigdy
się nie zawiedli.
Jerzy Bahr był ambasadorem nadzwyczajnym. Nie tylko dlatego,
że tak stanowi regulamin przyjęty w 1815 roku na kongresie wie-
deńskim oraz konwencja podpisana w Wiedniu w 1961 roku. To
rzeczywiście człowiek o wyjątkowych walorach umysłu i cha-
rakteru, a swe zadanie wykonywał w sposób nadzwyczajny, który
może i powinien być wzorem dla nowej generacji dyplomatów
suwerennej Polski.
Bahr nigdy nie zabiegał o stanowiska. To jego przełożeni zabie-
gali, by przyjął powierzane mu misje. Miał problemy zdrowotne,
ale nigdy nie dotknęła go – tak częsta wśród dyplomatów – cho-
roba megalomanii, arogancji czy wyniosłości. Przeciwnie: to
człowiek wyciszony, skromny, powściągliwy i – co ważne – życz-
liwy dla otoczenia, wrażliwy na ludzką krzywdę i niesprawiedli-
wość. Wyniósł z domu system wartości, który okazał się nieza-
wodną busolą w sytuacjach wymagających dokonania właściwych
życiowych wyborów. Należy do rzadkiej kategorii ludzi wyma-
gających wobec siebie, którzy poprzeczkę surowych zasad sta-
wiają sobie wysoko i nie uznają pleniącego się dziś relatywizmu
moralnego.
––
J E R Z y
S A D E C K I
Poznałem Jurka Bahra przed blisko czterdziestu laty, kiedy sta-
wiał w dyplomacji pierwsze kroki. Odnotowałem wówczas, że
unika tak częstej wśród młodych ludzi skłonności do popisywa-
nia się i „robienia wrażenia”, a przy tym ma dyskretne – powie-
działbym, angielskie – poczucie humoru z pewną dozą autoiro-
nii. Jeden z przyjaciół opowiadał, że spotkał Jurka w połowie lat
siedemdziesiątych w polskiej ambasadzie w Bukareszcie (była to
pierwsza praca Bahra na placówce dyplomatycznej). Na stano-
wisko ambasadora został tam oddelegowany pewien pułkownik.
Znajomy zagadnął Jurka: „Słyszałem, że pański szef wprowadza
tu oZcerskie maniery”. Bahr uśmiechnął się: „Raczej podoZcer-
skie…”.
Ten rodzaj poczucia humoru współgrał z ogromną tolerancją
i wrażliwością na kulturę i sposób bycia innych narodów. W Kró-
lewcu i Moskwie, na Ukrainie, Litwie i w Rumunii – wszędzie,
gdzie reprezentował Rzeczpospolitą – Bahr miał poczucie misji.
Nie tylko tej wynikającej z urzędowego nadania, ale osobistej
– dyktowanej sercem i wiarą.
Trzeba bowiem wiedzieć, że Jerzy Bahr jest człowiekiem głębo-
kiej wiary. Wzruszające ślady swego przywiązania do Kościoła
pozostawił w świątyniach Moskwy, Wilna i Kijowa oraz wielu
innych miejscowości. Zawsze czynił to dyskretnie i bez rozgłosu.
W gmachu polskiej ambasady w Moskwie, w salonie recepcyj-
nym, umieścił pod szkłem [agę biało-czerwoną, która powiewała
nad budynkiem poselstwa II Rzeczypospolitej do 17 września
1939 roku. Później traZła wraz z kilkoma pracownikami admi-
nistracyjnymi polskiego przedstawicielstwa do Gułagu. Była długo
ukrywana, by po sześćdziesięciu latach powrócić – jako relikwia
– na godne miejsce.
Rosyjski publicysta Siergiej Wieriowkin pisał, że był poruszony
tym, jak taktownie i z wyczuciem ambasador Bahr odnosił się do
trudnych i bolesnych momentów polsko-rosyjskiej historii: „Wyso-
kiej rangi dyplomata – doświadczony i wzbogacony mądrością
życiową człowiek – traktował te momenty w sposób znacznie bar-
dziej delikatny i taktowny niż wielu znanych działaczy politycz-
––
A M B A S A D O R
nych współczesnej Rosji” (Siergiej Wieriowkin, „Biesiedy s pol-
skim posłom o polskoj istorii i nie tolko…”, Moskwa 2001, s. 7).
Szacunek dla partnera, takt i subtelność ułatwiały ambasadorowi
obronę prawdy. Wychodził bowiem z założenia, że to nie
półprawdy i przemilczenia, cynizm i hipokryzja są instrumen-
tami dyplomacji. To zwykła ludzka uczciwość – oraz zdolność do
odkrywania tego, co było przez lata zafałszowane, ukrywane
i zakłamane – może zmienić w sposób trwały i na lepsze wza-
jemne relacje między Polakami a Rosjanami.
Jerzy Bahr jest człowiekiem sukcesu, ponieważ pozostał wierny
zasadom. Gdy w sytuacjach kłopotliwych nie wie, co powiedzieć
– mówi prawdę. Gdy nie wie, jak postąpić – zachowuje się przy-
zwoicie. Jego dewizą życiową jest przykazanie „Kochaj bliźniego
jak siebie samego”. Traktuje je z całą powagą zarówno jako amba-
sador nadzwyczajny, jak też człowiek zwyczajnych zasad.
prof. dr hab. adam daniel roTfeld
były minisTer spraw zagranicznych
8 kwieTnia 2013 roku
wstęp
Nie znam nikogo, kto by tak jak Jerzy Bahr zasługiwał na miano
Środkowoeuropejczyka, a mówiąc bardziej precyzyjnie: Euro-
pejczyka Środkowo-Wschodniego. On tę swoją tożsamość roz-
poznał i postanowił rozwijać już we wczesnej młodości. W pełni
świadomie i z determinacją zdobywał wiedzę o sąsiednich naro-
dach, starał się je zrozumieć.
Gdy poznaliśmy się, jeszcze w czasach studenckich, zaskakiwał
dojrzałym spojrzeniem na nasz region oraz fascynacją językami
i kulturą krajów leżących tuż za polską granicą. Gdy my marzy-
liśmy o podróżach do Francji, Włoch, Anglii czy Stanów Zjed-
noczonych, on z pasją mówił o Rumunii, Czechosłowacji, Nie-
mczech albo o Litwie i Ukrainie – wówczas jeszcze republikach
radzieckich. I tak pokierował swoim życiem i karierą, że ich pun-
ktem centralnym była zawsze Europa Środkowo-Wschodnia.
Ale Jerzy Bahr – dyskretny i skuteczny dyplomata, poliglota i kolek-
cjoner sztuki – przez lata był mało znany w kraju, poza kręgiem
polityków i służby zagranicznej. Polska zobaczyła go 10 kwietnia
2010 roku na lotnisku w Smoleńsku. Jako polski ambasador
w Moskwie miał powitać prezydenta RP i delegację, która leciała
na obchody siedemdziesiątej rocznicy zbrodni katyńskiej. Jako
jeden z pierwszych poinformował polskie władze o katastroZe.
A potem z premierem Rosji Władimirem Putinem w imieniu
Rzeczypospolitej żegnał trumnę ze zwłokami prezydenta Lecha
Kaczyńskiego przed jej odlotem do kraju.
Teraz, gdy jest już na emeryturze, opowiada niezwyczajną histo-
rię swego życia. Łączą się w nim fascynacje Europą Środkowo-
-Wschodnią, patriotyzm oraz szczera życzliwość dla Innego z doś-
wiadczeniami pracownika Ministerstwa Spraw Zagranicznych
czasów PRL, uciekiniera politycznego, analityka w szwajcarskim
instytucie sowietologicznym. A wreszcie wytrawnego dyplomaty
w wolnej Polsce – konsula w Królewcu, ambasadora w Kijowie,
Aszchabadzie, Wilnie i Moskwie, szefa Biura Bezpieczeństwa
Narodowego.
Jerzy sadecki
––
Pamiątki z Huculszczyzny
w smoleńsku
Jerzy Bahr: Jest niedziela, 11 kwietnia 2010 roku. Po wczorajszej
mgle ani śladu. Chłodno, ale słonecznie. O godzinie 12.40 czasu
polskiego na smoleńskim lotnisku Siewiernyj razem z premie-
rem Putinem żegnam trumnę ze zwłokami śp. prezydenta Lecha
Kaczyńskiego.
Uroczystość odbywa się zgodnie z rosyjskim ceremoniałem pań-
stwowym. Poważnie i podniośle – tak jak wczoraj zapowiedział
Putin.
Prezydencką trumnę wnoszą na płytę lotniska wyprężeni jak
struna rosyjscy żołnierze w galowych mundurach. Spoczywa na
czerwonym katafalku. Do połowy przykryta biało-czerwoną [agą.
Z premierem Putinem podchodzimy do trumny. Każdy z nas
kładzie bukiet czerwonych róż. Chylimy głowy. Widzę, jak pre-
mier Rosji żegna się trzy razy.
Jerzy Sadecki: Przemawiacie?
Nie. Uroczystość odbywa się w ciszy. Słychać tylko pożegnalny
głos trąbki oraz orkiestrę towarzyszącą kompanii honorowej rosyj-
skich sił zbrojnych, która deZluje, oddając cześć naszemu prezy-
dentowi.
––
J E R Z y
S A D E C K I
Trumnę przejmują polscy żołnierze i niosą do samolotu CASA,
który poleci do Warszawy.
Gdy wraz z Putinem idę w tym żałobnym pochodzie, myślę, że
jest to jedyny moment w moim życiu, kiedy nie tyle czuję się repre-
zentantem Rzeczypospolitej, ale że czuję się nią samą. Polska jest
tutaj, a ja niosę ją w sobie, idąc za trumną ze zwłokami najwyższego
jej dostojnika. I myślę o moim kraju: że coś strasznego nad nami
zawisło.
Uroczystość przekazania ciała prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Jerzy Bahr z premierem
Rosji Władimirem Putinem, 11 kwietnia 2010, Smoleńsk
W trakcie uroczystości rozmawiasz z Putinem?
Krótko. Dziękuję mu za godną formę pożegnania. Zdaję sobie
sprawę, że dla niego też jest to nadzwyczajna sytuacja. A po cere-
monii w Smoleńsku mówię dziennikarzom: „W tych dniach towa-
rzyszy nam wyjątkowa solidarność Rosjan. To słowo może nabrać
nowego znaczenia w stosunkach polsko-rosyjskich. Poczuliśmy
––
A M B A S A D O R
Rosjan jako kogoś, kto jest nam bliski. I na tym polega siła narodu,
że z tego, co złe, umie zrobić coś wielkiego”.
Jarosław Kaczyński chciał zabrać ciało brata do Polski jeszcze
w nocy z 0 na kwietnia.
Razem z eurodeputowanym PiS Pawłem Kowalem przekazujemy
wówczas to życzenie Putinowi. Ale premier Rosji przekonuje, że
to niemożliwe. W ich zwyczaju jest traktowanie prezydentów ze
szczególnymi honorami. Tego wymaga szacunek dla głowy pań-
stwa i powaga urzędu. Kilka razy nam to powtarza. Pożegnanie
ma się odbyć nazajutrz.
Tej samej nocy, z soboty na niedzielę, jeszcze raz jestem popro-
szony do namiotu rozbitego na lotnisku, w którym wcześniej roz-
mawiali, bez mego udziału, premierzy Polski i Rosji. Putin ponow-
nie tłumaczy mi, że niezbędne jest pożegnanie zwłok naszego
prezydenta ze stosownym ceremoniałem. Odnoszę wrażenie,
jakby Rosjanie dostali sygnały, może z Polski, że są wątpliwości,
czy powinno się opóźniać sprowadzenie zwłok do kraju.
Na lotnisko Siewiernyj przyjechałeś zaledwie kilkanaście godzin
wcześniej. Jest sobotni ranek, 0 kwietnia. Trzy kwadranse
przed planowaną godziną przylotu delegacji z prezydentem
RP na czele.
„Mamy ładną pogodę” – zagaduje pani wicegubernator Smoleń-
ska. Pogoda ładna może nie jest, ale wtedy jeszcze znośna. Z uprzej-
mości przytakuję.
Po powitaniach z rosyjskimi urzędnikami oni stają w swojej gru-
pie, my, Polacy, osobno. Razem około trzydziestu osób. Stoimy
niedaleko budynku portu lotniczego, blisko głównego wjazdu na
lotnisko.
Pojawia się wiceminister Władimir Titow.
Cieszę się, że przyjechał na uroczystości z udziałem prezydenta
Lecha Kaczyńskiego. Titow towarzyszył wizycie premiera Tuska
w Katyniu i gdyby teraz przysłali kogoś niższej rangi, mogłoby to
być uznane za despekt.
––
J E R Z y
S A D E C K I
Zamieniam z Titowem kilka grzecznościowych zdań i wracam
do swoich – tak jest w zwyczaju.
Przez chwilę siedzę w samochodzie, by oszczędzić siły przed trud-
nym dniem prezydenckiej wizyty w Katyniu.
Pogoda pogarsza się.
W życiu nie widziałem tak gwałtownie gęstniejącej mgły. Termin
przylotu już minął. Zaczynam się denerwować, bo harmonogram
pobytu delegacji prezydenckiej jest napięty.
Słyszysz wreszcie nadlatujący samolot?
A wiesz, że nie… Może w pewnym momencie coś w rodzaju
poszumu. Czekamy i nic. Nie zapamiętałem odgłosu katastrofy,
huku czy czegoś, co by mi się skojarzyło z krążeniem samolotu
nad lotniskiem.
Widzisz tylko poruszenie w grupie Rosjan?
„Poruszenie” to jest za mało powiedziane. Na socjologii uczono
nas uważnego przyglądania się ludziom. I zawsze to robię. Teraz
widzę jakąś nienaturalną reakcję, jakieś chybotanie się tej grupy.
Naraz wszyscy jak gdyby przysiedli. I zamarli.
Nie potraZę powiedzieć, ile upływa czasu, gdy za grupą Rosjan
pojawia się samochód strażacki. Z dużą prędkością jedzie
w poprzek lotniska. To jest coś nienaturalnego: kto widział, by
samochód jechał po pasie, na którym ma lądować samolot?!
Krzyczę do mojego kierowcy: „Jedziemy za nim!”.
Rusza jak rajdowiec.
Przychodzi mi do głowy, że samolot gdzieś osiadł i jest na początku
betonowej drogi do lądowania.
Jedziemy we mgle, ale w tym momencie i miejscu nie jest tak
gęsta, żebyśmy nie widzieli strażackiego wozu. Nagle skręcamy
na drogę między barakami. Widzę stare, nieużywane samoloty.
Trzymamy się blisko samochodu pożarniczego. Kluczymy, strażacy
zajeżdżają w jakieś miejsce, potem się wycofują. Jedziemy za nimi
boczną drogą. Zatrzymujemy się wreszcie.
––
JERZY BAHR
Urodził się w Krakowie 23 kwietnia 1944 roku. Absolwent socjo-
logii Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Po studiach pracował jako asystent w Instytucie Nauk Politycz-
nych krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej (1967-1969),
starszy asystent w Instytucie Śląskim w Opolu (1973-1974), od
1974 roku w Ministerstwie Spraw Zagranicznych (w latach 1976-
-1980 pierwszy sekretarz ds. prasowych w ambasadzie polskiej
w Rumunii).
W pracowni, wiosna 2013
Po wprowadzeniu stanu wojennego porzucił pracę w dyploma-
cji PRL. W latach 1982-1983 był bibliotekarzem na Uniwersyte-
cie Jagiellońskim. Podczas wyjazdu na kurs językowy do Wied-
nia w 1983 roku poprosił o azyl polityczny w Austrii; utrzymywał
–0–
się z zasiłku dla uchodźców, stypendiów i dorywczych zajęć.
W latach 1986-1991 był analitykiem w Szwajcarskim Instytucie
Wschodnim w Bernie.
W 1991 roku wrócił do kraju i służby w polskiej dyplomacji.
Był radcą ds. politycznych ambasady RP w Moskwie (1991-1992),
konsulem generalnym w Kaliningradzie/Królewcu (1992-1994),
dyrektorem departamentu Europa II w MSZ (1994-1996), amba-
sadorem na Ukrainie (1996-2001) i jednocześnie w Turkmenis-
tanie (1998-2001), ambasadorem na Litwie (2001-2005).
Z nominacji prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego od 1 marca
do 22 grudnia 2005 roku był szefem Biura Bezpieczeństwa Naro-
dowego.
W 2006 roku prezydent Lech Kaczyński mianował go ambasa-
dorem w Moskwie. Jesienią 2010 roku skończył misję w Rosji
i przeszedł na emeryturę.
Mieszka pod Krakowem.
––
JERZY SADECKI
Krakowski dziennikarz. Był m.in. reporte-
rem „Gazety Krakowskiej”, „Czasu Krakow-
skiego”, „Tygodnika Solidarność”, korespon-
dentem podziemnej Niezależnej Agencji
Informacyjnej. W latach 1990-1994 redak-
torem naczelnym „Gazety Krakowskiej”,
potem reporterem i publicystą „Rzeczpospolitej” (1994-2009).
Obecnie publicysta niezależny. Autor książek, m.in. „Nowa Huta:
ziarna gniewu, ziarna nadziei ” i rozmów z szefami rządów po
1989 roku „Trzynastu. Premierzy wolnej Polski”, „Przestrzeń
otwarta, otwarci ludzie.Podkarpacie”.Współautor książki ”Kim
są Polacy”.
spis treŚci
Człowiek zasad zwyczajnych i ambasador nadzwyczajny
– słowo wstępne Adama Daniela Rotfelda ........................... 4
Wstęp ...................................................................................... 9
W Smoleńsku ........................................................................ 11
Poznać sąsiada ...................................................................... 25
Rumunia: system totalitarny z bliska .................................. 55
Pierwsza „Solidarność” i czas azylanta ............................... 67
Widziane z Berna ................................................................. 87
Skok na wschód .................................................................. 105
Na Ukrainie ........................................................................ 137
Na Litwie zielonej ............................................................... 157
Patrząc na Rosję .................................................................. 179
My – dyplomaci .................................................................. 211
Z Putinem na Westerplatte i w Katyniu ............................ 231
Życie po życiu ..................................................................... 255
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
Zapraszamy do zakupu
pełnej wersji książki
w serwisie
Pobierz darmowy fragment (pdf)