Darmowy fragment publikacji:
RO Z D Z I A Ł 1
A r g u m e n t y z a p r a w d z i w y m z ł o t y m d o l a r e m
M u r r a y N . R o t h b a r d
I n f l a c y j n y p i e n i ą d z p a p i e r o w y
Przez ponad pół wieku w Stanach Zjednoczonych i innych państwach
utrzymywała się bezprecedensowa, wysoka infl acja. Coraz więcej ekono-
mistów zaczęło dostrzegać związek infl acji z tym, że w ciągu tego same-
go półwiecza wszystkie państwa korzystały z systemu pieniądza papiero-
wego, dawniej nieznanego. Nigdy wcześniej waluty na całym świecie nie
były tak radykalnie odcięte od swoich kruszcowych korzeni. Tymczasem
w ciągu 100 lat obowiązywania standardu złota, tj. od końca wojen na-
poleońskich do I wojny światowej, ceny zwykle spadały z roku na rok, nie
licząc krótkich okresów przejściowych, np. wojny secesyjnej w Stanach
Zjednoczonych1. W czasie wojen państwa znacznie zwiększały podaż pie-
niądza, żeby sfi nansować wydatki zbrojeniowe. I odwrotnie, w czasie po-
koju skala ekspansji pieniężnej była niewielka w porównaniu z obfi tością
dóbr i usług, co wynikało z gwałtownego rozwoju przemysłu i gospodarki.
Na ogół ceny mogły więc swobodnie spadać. Ogromne wydatki wojskowe
podczas I wojny światowej zmusiły zaangażowane w nią państwa do po-
rzucenia standardu złota2, a niechęć do przywrócenia rzeczywistego stan-
dardu kruszcowego doprowadziła ostatecznie do całkowitego przejścia na
papierowy pieniądz w okresie kryzysu fi nansowego w latach 1931–1933.
Uważam, że niespotykana wcześniej chroniczna infl acja, nękająca
świat od lat 30. XX wieku, nie jest niczym zagadkowym. Dolar jest ame-
rykańską jednostką walutową, tak jak funt szterling, frank, marka itd. są
1 Jedynie w latach 1896–1914 wystąpiła łagodna infl acja na poziomie ok. 2 rocz-
nie, wynikająca z niecodziennych odkryć złota na Alasce i w Afryce Południowej.
2 Wyjątkiem były Stany Zjednoczone, które rozpoczęły wojnę wiosną 1917 r.,
czyli dwa i pół roku po innych państwach. Jednak nawet Stany Zjednoczone niefor-
malnie porzuciły standard złota, gdy zakazały eksportu złota na czas wojny.
2
MURRAY N. ROTHBARD
jednostkami walutowymi innych krajów, a od 1933 r. państwa narodowe
nie wprowadziły żadnych efektywnych ograniczeń emisji swoich walut.
Wskutek tego od 1933 r., a zwłaszcza od 1971 r., kiedy zniesiono wy-
mienialność dolara na złoto, każde państwo ma nieograniczone prawo
kreowania waluty papierowej, będącej legalnym środkiem płatniczym na
jego obszarze. Jestem przekonany, że jeśli jakaś osoba lub organizacja zdo-
będzie monopol na tworzenie pieniądza, skorzysta z tego uprawnienia, na
nic się nie oglądając. Powód jest prosty: możliwość tworzenia pieniądza to
przywilej, który może zawrócić w głowie i przynieść ogromne zyski.
Podstawową cechą standardu pieniądza papierowego jest to, że jednost-
ka walutowa – dolar, funt, marka itd. – opiera się na kwicie papierowym
oznaczonym „dolar”, „funt” itd., produkowanym przez bank centralny
danego państwa narodowego3. Państwo (lub jego bank centralny) może
produkować te kwity ad libitum i w gruncie rzeczy bez ponoszenia kosz-
tów. Koszt papieru i druku jest bez znaczenia w porównaniu z wartością
drukowanej waluty, a jeśli z jakiegoś powodu koszt ma znaczenie, pań-
stwo zawsze może po prostu zwiększyć nominał banknotów!
Nie ulega wątpliwości, że możliwość drukowania pieniędzy przez pań-
stwo ma służyć zmonopolizowaniu przez nie produkcji pieniądza. Monopol
taki byłby niemożliwy, gdyby prawo druku pieniądza miały osoby prywat-
ne i dowolne organizacje, toteż państwo zazdrośnie strzeże swojego przywi-
leju. Warto zauważyć, że najskuteczniej ścigane są przestępstwa, które bez-
pośrednio grożą wyschnięciem źródła zysków państwa, takie jak unikanie
płacenia podatków lub fałszowanie waluty. Gdyby fałszowanie waluty było
legalne, podaż dolarów czy franków rosłaby w nieskończoność w bardzo
szybkim tempie, a siła nabywcza pieniądza systematycznie by malała4.
Ostatnio coraz więcej ekonomistów – co zrozumiałe – pozbywa się
złudzeń co do zalet infl acyjnego pieniądza papierowego. Doszli oni do
wniosku, że pozostawienie zadania dostrajania podaży pieniądza w ge-
stii państwa i banku centralnego, od których nie wymaga się rozsądku
i przestrzegania określonych reguł zarządzania pieniądzem, to nic innego
jak przysłowiowe postawienie lisa na straży kurnika. Zrozumieli, że jedy-
nie radykalne środki mogą pohamować wrodzoną skłonność państwa do
zwiększania podaży pieniądza, na którego produkcję ma ono monopol.
Lekarstwem jest po prostu radykalne uniezależnienie pieniądza i jego po-
daży od państwa.
3 Dawno temu kwity papierowe emitował skarb państwa (np. continental za cza-
sów wojny o niepodległość, assignat podczas rewolucji francuskiej, greenback w cza-
sie wojny secesyjnej). Obecnie, w znacznie bardziej skomplikowanym systemie, kwity
stanowiące standard pieniężny emituje bank centralny danego państwa.
4 Przyjmujemy, że pieniądz papierowy jest prawnym środkiem płatniczym, tak
jak dziś we wszystkich państwach (tzn. że wszyscy wierzyciele są zobowiązani do
przyjmowania kwitów papierowych jako spłaty długu pieniężnego). W naszym hipo-
tetycznym scenariuszu wszystkie banknoty określane jako dolary czy franki z podob-
nych względów miałyby charakter prawnego środka płatniczego.
Argumenty za prawdziwym złotym dolarem
3
H a y e k o w s k a „ d e n a c j o n a l i z a c j a” p i e n i ą d z a
Najbardziej znaną propozycję uniezależnienia pieniądza od państwa
przedstawili Friedrich A. von Hayek i jego zwolennicy5. Hayekowska „de-
nacjonalizacja” pieniądza wyeliminowałaby monopol prawnie ustano-
wionego środka płatniczego i pozwoliła każdemu obywatelowi i organiza-
cji emitować własną walutę w postaci papierowych kwitów o określonych
nazwach i wyglądzie. Państwo utrzymałoby monopol na emisję dolara
czy franka, ale każda inna instytucja mogłaby z nim konkurować, oferu-
jąc własną walutę o nadanej przez siebie nazwie. Hayek mógłby więc dru-
kować hayeki, autor tego rozdziału – rothbardy itd. Proponowana przez
Hayeka reforma monetarna zawiera też określoną koncepcję jej realizacji.
Zgodnie z nią Hayekowski bank emitowałby „dukaty” w taki sposób, by
ceny w nich wyrażane były stałe. Hayek jest przekonany, że jego dukat
bez trudu wygrałby z infl acjogennym dolarem, funtem, marką i innymi
walutami.
Plan Hayeka miałby jakąś wartość, gdyby towar nazywany pieniądzem
był takim samym dobrem jak każde inne. Na przykład: jednym ze sposo-
bów pozbycia się nieefektywnej, anachronicznej i czasem despotycznej
poczty Stanów Zjednoczonych jest po prostu zlikwidowanie jej. Inni sym-
patycy wolnego rynku proponują mniej radykalny plan – chcą mianowi-
cie zostawić pocztę w spokoju, wpuszczając jednocześnie na rynek usług
pocztowych konkurencję. Owi ekonomiści są przekonani, że prywatne
fi rmy byłyby w stanie wygrać rywalizację z pocztą państwową. W ostat-
nich latach ekonomiści wykazywali większą życzliwość wobec deregulacji
i wolnej konkurencji, co mogłoby świadczyć o tym, że na rynku waluto-
wym można by dopuścić konkurencję analogiczną do konkurencji fi rm
świadczących usługi pocztowe, zapewniających ochronę przeciwpożaro-
wą czy zajmujących się edukacją szkolną.
Pieniądz różni się jednak zasadniczo od innych towarów i usług. Po-
pyt na owe inne dobra, niezależnie od tego, czy są to usługi pocztowe,
batoniki, czy komputery, wiąże się z ich użytecznością i korzyściami, ja-
kie uzyskują konsumenci. Nabywcy mogą je więc porównywać, stosując
własną skalę wartości. Tymczasem popyt na pieniądz nie wiąże się z nim
jako takim, lecz wynika z tego, że on już funkcjonuje jako pieniądz, a to
oznacza pewność obywateli, iż towar będący pieniądzem zostanie bez wa-
hania przyjęty przez każdego kontrahenta. Ludzie chętnie przyjmują kwi-
ty papierowe zwane dolarami nie ze względu na ich wartość estetyczną,
lecz dlatego, że będą mogli je wymienić na dobra i usługi. Niezbędnym
warunkiem dokonania takiej wymiany jest to, by nazwy „dolar” używa-
no w odniesieniu do pieniądza.
5 Zob. zwł.: Friedrich A. von Hayek, The Denationalisation of Money, The Insti-
tute of Economic Aff airs, London 1976.
4
MURRAY N. ROTHBARD
Hayek z pewnością ma rację, gdy mówi, że gospodarka wolnorynkowa
i poszanowanie prawa własności prywatnej wymagają, żeby każdy mógł
emitować walutę . Na przykład Hayek miałby prawo wprowadzić do obie-
gu hayeki albo dukaty, ja – rothbardy itd. Emisja i akceptacja waluty to
jednak dwie zupełnie różne sprawy. Nikt nie przyjmie nowych kwitów,
tak jak nie przyjąłby nieznanych produktów fi rm pocztowych ani kom-
puterów nieznanej fi rmy. Hayeki, rothbardy nie staną się nazwami walut
właśnie dlatego, że nigdy wcześniej nie używano tych nazw w odniesieniu
do pieniądza ani żadnego innego towaru.
Hayek i jego zwolennicy zupełnie nie zrozumieli teorematu regresji –
jednego z najistotniejszych teorematów w ekonomii pieniądza6. Mises już
w 1912 r. pokazał, że skoro nikt nie uzna określonego dobra za pieniądz,
jeśli wcześniej nie było ono przyjmowane i wymieniane na towary i usłu-
gi, to należy się cofnąć (dokonać regresji) do dnia, w którym to dobro stało
się pieniądzem, czyli środkiem wymiany. Jeszcze wczoraj ten sam towar
nie był używany jako pieniądz, skąd zatem takie zapotrzebowanie? Wy-
nika to z tego, że wcześniej, jako towar niepieniężny, miał ustaloną cenę.
Innymi słowy, żeby jakiś towar stał się pieniądzem, musi być najpierw
towarem cenionym ze względu na pewien niepieniężny cel, czyli taki, na
który popyt i cena ustaliły się, zanim wybrano go na środek wymiany.
Pieniądza nie można tworzyć z niczego w wyniku umowy społecznej
czy emisji kwitów papierowych z nowymi nazwami. Początki pieniądza
sięgają czasów, gdy w handlu posługiwano się wartościowym towarem
niepieniężnym. W praktyce były to metale szlachetne, złoto i srebro, na
które był stabilny i duży popyt, toteż w tej funkcji wyparły one inne towa-
ry. Teoremat regresji Misesa pokazuje więc, że na wolnym rynku w funkcji
środka płatniczego występowało najpierw użyteczne dobro niepieniężne.
Kolejny problem z Hayekowskim dukatem polega na tym, że nikt by
go nie przyjmował w zamian za towary czy usługi. Papierowe kwity o no-
wych nazwach mają małą szansę na to, by wyprzeć dolara czy funta, które
wywodzą się z jednostek wagi złota lub srebra, od stuleci stosowanych
jako waluta, środek wymiany, narzędzie kalkulacji pieniężnej i w rozlicze-
niach fi nansowych7.
Plan denacjonalizacji pieniądza to całkowita utopia – nie dlatego, że
jest radykalny, ale dlatego, że jest nierealny. Bez względu na to, jaką na-
zwę nadalibyśmy swoim banknotom, nie zaczęłyby one funkcjonować
6 Teoremat regresji omówiono w: Ludwig von Mises, The Theory of Money and
Credit, Yale University Press, New Haven, Conn. 1953, wyd. 2, s. 170–186; zob. także:
Murray N. Rothbard, The Case for a 100 Percent Gold Dollar, „Libertarian Review
Press”, Washington, D.C. 1974, s. 10–11.
7 Do planu Hayeka można odnieść sardoniczne słowa XIX-wiecznego ekonomisty
francuskiego, Henry’ego Cernushiego, na którego powoływał się Mises w nieco in-
nym kontekście: „Chciałbym przyznać każdemu prawo do emisji banknotów, bo wte-
dy nikt by ich nie przyjmował”. Ludwig von Mises, Ludzkie działanie, przeł. W. Fal-
kowski, Instytut Misesa, Warszawa 2007, s. 380.
Argumenty za prawdziwym złotym dolarem
5
jako pieniądz; panowanie dolara (czy funta lub marki) i tak pozostało-
by niezachwiane. Nie pomogłoby nawet zniesienie monopolu prawnego
środka płatniczego, gdyż waluty o nowych nazwach nie miałyby odniesie-
nia do użytecznych towarów na wolnym rynku, co jest niezbędną cechą
pieniądza, jak dowodzi teoremat regresji. Waluta państwowa, np. dolar,
i tak dominowałaby jako pieniądz, toteż nie byłoby tu mowy o jakiejkol-
wiek denacjonalizacji. Pieniądz nadal byłby znacjonalizowany i stanowił
wytwór państwowy. W żadnym razie nie doszłoby do uniezależnienia pie-
niądza od państwa.
Plan Hayeka jest beznadziejnie utopijny, ale i tak nie dość radykalny,
by zachwiać obecnym, infl acjogennym systemem państwowym. Wariant
tego planu, w którym fi rmy i obywatele emitowaliby złote monety o okre-
ślonym ciężarze nie miałby szans powodzenia, mimo że dolar i inne pie-
niądze papierowe powstały setki lat temu w ścisłym powiązaniu z jed-
nostką wagi złota lub srebra – gramem lub uncją8. Amerykanie używają
dolara i rozliczają się w tym pieniądzu już od dwustu lat i nie zanosi się na
to, by w najbliższej przyszłości od niego odeszli. Nie porzucą go na rzecz
uncji czy grama złota jako waluty. Będą się kurczowo trzymać pieniądza,
do którego są przyzwyczajeni. Nawet w czasie galopującej infl acji, która
właściwie doprowadziła do załamania ich waluty, Niemcy z uporem uży-
wali marki w 1923 roku, a Chińczycy juana w latach 40. XX wieku. Na-
wet po radykalnej rewaluacji bezwartościowej waluty, co miało zakończyć
infl ację, nazwy „marka”, „juan” itp. utrzymały się.
Hayek przypomina, że na obszarze niektórych państw posługiwano się
w przeszłości jednocześnie więcej niż jedną walutą, ale te przykłady nie
mają żadnego związku z jego „dukatem”. Na terenach przygranicznych
akceptuje się niekiedy dwie państwowe waluty9, z których każda jest legal-
nym środkiem płatniczym o długiej historii. Współistnienie kilku walut
na obszarze jednego państwa nie ma więc nic wspólnego z propozycją,
by dopuścić emisję jednego lub kilku rodzajów prywatnej waluty papie-
rowej. Hayek wspomina, że w Stanach Zjednoczonych, do chwili gdy ta
praktyka stała się niezgodna z prawem, w obiegu obok ofi cjalnych monet
były złote i srebrne monety zagraniczne. To, że w Ameryce hiszpański
srebrny dolar funkcjonował obok austriackich czy angielskich monet, po-
zwoliło Stanom Zjednoczonym na stopniowe odejście od funta i wprowa-
dzenie dolara. Trzeba jednak zaznaczyć, że ten przypadek nie jest istotny
dla omawianego tematu, ponieważ monety te określały różną wagę złota
czy srebra i żadna z nich nie była państwowym pieniądzem papierowym
bez pokrycia w kruszcu. Ludzie mogli więc bez trudu odnieść wartość
8 Funt szterling wywodzi się zatem z defi nicji jednego funta srebra, a dolar – z de-
fi nicji monety srebrnej w Czechach. Z czasem wartość dolara spadła do około 1/20
uncji złota.
9 W Luksemburgu w obiegu były jednocześnie trzy waluty państwowe: francuska,
zachodnioniemiecka i luksemburska.
6
MURRAY N. ROTHBARD
monety do wagi złota lub srebra. Oczywiście, złoto i srebro były już od
dawna w obiegu jako pieniądz, a funt szterling i dolar stanowiły po prostu
odpowiednik jednostki wagi tych kruszców. Plan Hayeka polega na czymś
zupełnie innym – zakłada emisję prywatnych kwitów papierowych, wy-
różnionych nową nazwą, w nadziei, że zostaną przyjęte jako pieniądz.
Jeśli obywatele są przywiązani do dolarów czy franków, jest tylko je-
den sposób na uniezależnienie pieniądza od państwa: denacjonalizacja
pieniądza narodowego, obojętnie, czy jest nim dolar, marka, frank, czy
jakakolwiek inna waluta. To jedyna metoda, by położyć kres infl acjogen-
nej dominacji państwa nad podażą pieniądza w kraju.
Jak zatem przeprowadzić prywatyzację, czyli denacjonalizację dola-
ra? Z pewnością nie za pomocą depenalizacji podrabiania pieniądza. Jest
tylko jeden sposób: powiązać dolara z użytecznym towarem rynkowym.
Jedynie zmieniając defi nicję dolara – z papierowych kwitów emitowanych
przez państwo na jednostkę wagi określonego towaru rynkowego – będzie
można na dobre przekazać zadanie emitowania pieniądza prywatnym
podmiotom.
„ D o l a r t o w a r o w y ” – k r y t y k a
Jeśli mamy ponownie zdefi niować dolara jako towar rynkowy, to jakie
dobro powinno być podstawą tej defi nicji i jaką przyjąć jednostkę wagi
dla tego dobra?
Proponuję zdefi niować dolara jako jednostkę wagi jednego towaru,
którym będzie złoto.
Wielu ekonomistów, od Irvinga Fishera na początku XX wieku do
Benjamina Grahama i F.A. von Hayeka, opowiadało się za jakąś formą
„dolara towarowego”, który byłby zdefi niowany nie jako jednostka wagi
określonego dobra, lecz koszyk dwóch lub więcej towarów10. Taka pro-
pozycja ma wiele poważnych wad. Po pierwsze, „koszykowa” waluta
nigdy nie powstała spontanicznie w wyniku działania rynku. Trzeba ją
odgórnie narzucić rynkowi (zapożyczam ten pejoratywny termin od sa-
mego Hayeka) jako „konstruktywistyczny” plan. Po drugie, wskutek tego
państwo byłoby odpowiedzialne za ustalanie owego koszyka, ponieważ
taka waluta, w przeciwieństwie do waluty określonej w jednostkach wagi
jakiegoś towaru, nie pojawia się samoistnie na wolnym rynku. Państwo
mogłoby zatem zmieniać stosunki wagowe, wprowadzać nowe ustalenia
itd. Po trzecie, marzenie o koszyku rynkowym świadczy o jawnym przy-
zwoleniu na to, by państwo sterowało gospodarką w celu utrzymania sta-
łego „poziomu cen”. Jak widzieliśmy, w sytuacji wzrostu gospodarczego
10 W istocie Hayekowski program dukata też zawierał koncepcję koszyka towa-
rów. Zakładał, że bank będzie dostrajać podaż dukatów, tak aby utrzymać stały „po-
ziom cen” wyrażony w dukatach.
Argumenty za prawdziwym złotym dolarem
7
i zwiększonej obfi tości dóbr na wolnym rynku obserwuje się naturalną
tendencję do obniżania cen. Ingerencja państwa w funkcjonowanie rynku
nie ma żadnego uzasadnienia. Może jedynie wywołać cykl koniunktural-
ny spowodowany ekspansją kredytową i sztucznym utrzymywaniem cen
na wyższym poziomie w stosunku do poziomu wolnorynkowego.
Propozycja koszyka towarów zawiera więcej trudności. Na przykład
nie ma czegoś takiego jak jeden „poziom cen”, który miałby pozostawać
stały. Pomysł, że ceny miałyby pozostawać na stałym poziomie to wy-
dumany konstrukt, który nie uwzględnia tego, iż ceny mogą się odnosić
jedynie do pojedynczych dóbr i bezustannie się zmieniają w stosunku do
cen innych dóbr.
Usilne dążenie Fishera do tego, by zapewnić stabilny poziom cen, ma
swoje źródło w błędnej koncepcji fi lozofi cznej, w której pieniądz – po-
dobnie jak standardowe jednostki miary, którymi posługują się inne na-
uki (przyjmujące np., że jard to 36 cali) – ma mierzyć wartości i ceny.
Tymczasem nie ma jednego poziomu cen, toteż ten pomysł – pomijając
jego nienaukowość – jest beznadziejną mrzonką. Jedyną naukową miarą
o znaczeniu praktycznym jest jednostka monetarna określona jako waga
towaru pieniężnego. Ponadto jedyną naukową miarą jest takie określenie
tej wagi, by pozostawała niezmienna. „Funt” i „jard” powinny mieć stałą
defi nicję. Żonglowanie defi nicją wagi w kontekście koszyka rynkowego
uniemożliwia sformułowanie poprawnej defi nicji i określenie jednostki
miary11.
Największą wadą dolara opartego na koszyku rynkowym jest to, że
ze względu na prawo Greshama w takim systemie występowałyby cią-
głe niedobory albo nadwyżki towarów w koszyku rynkowym. Prawo
to bowiem mówi, że każdy pieniądz przewartościowany przez pań-
stwo (względem jego wartości rynkowej) wyeliminuje z obiegu pieniądz
11 Wybitną fi lozofi czną krytykę koncepcji dolara towarowego Fishera przedstawia
Isabel Paterson w swoim całkowicie zapomnianym dziele The God of the Machine,
Putnam, New York 1943, s. 203: „Wszystkie jednostki miary są ustalane arbitralnie,
choć nie przez prawo, toteż właśnie prawo może je zmienić. Kupon bawełny określo-
nej długości nazywano by jednego dnia calem, drugiego stopą, a trzeciego jardem; ta
sama ilość metalu szlachetnego miałaby dziś nazwę 10 centów , a jutro dolara. Jednak
rezultatem takich zmian byłoby to, że miary używane w różnych dniach nie ozna-
czałyby tego samego, a ktoś ponosiłby z tego powodu poważną stratę. Rzekomym ar-
gumentem za »dolarem towarowym« jest to, że za dolara nie zawsze się kupi tę samą
ilość dóbr. To oczywiste: jeśli nie byłoby środka wymiany pozwalającego porównać
wartość różnych dóbr, nie byłoby pieniądza, to jard bawełny czy funt sera nie miałby
stałej ceny wyrażonej w określonej ilości innych dóbr. Próbowano wykazywać, że
dolar powinien zawsze oznaczać tę samą ilość tych samych dóbr. Tymczasem jest
to niemożliwe. Mogłoby to nastąpić jedynie wtedy, gdyby ludzie mieli i wymieniali
zawsze tę samą liczbę dolarów i tę samą ilość dóbr wszystkich rodzajów oraz gdyby
proporcja między popytem i podażą w odniesieniu do dolarów była identyczna jak
w odniesieniu do dóbr. Gdyby dopuszczono produkcję i konsumpcję, to musiałyby
one odbywać się stale i w jednakowym tempie, by zachować owe proporcje”.
8
MURRAY N. ROTHBARD
niedowartościowany przez państwo. Kontrola kursów wymiany ma takie
same skutki jak każda inna kontrola cen – maksymalny kurs poniżej po-
ziomu rynkowego powoduje niedobór; minimalny kurs ustalony powyżej
poziomu rynkowego powoduje nadwyżkę. Stany Zjednoczone od począt-
ku borykały się z problemami w sferze pieniądza, ponieważ przyjęły bi-
metaliczny, a nie złoty standard pieniężny, czyli koszyk dwóch towarów –
złota i srebra. Jak wiadomo, system ten nigdy nie działał dobrze, ponieważ
wcześniej czy później jeden z tych metali szlachetnych zyskiwał lub tracił
na wartości w porównaniu z wyceną na rynku światowym i z tego powo-
du jeden kruszec napływał do kraju, podczas gdy drugi z niego wypływał.
W 1873 r. zwolennicy monometalicznego standardu złota przewidywali,
że srebro wkrótce zostanie przewartościowane, i pod groźbą wywiezienia
złota z kraju wprowadzili w USA standard złota – system ofi cjalnie przy-
jęty w 1900 r.12
Irving Fisher, James M. Buchanan i inni uważają, że konstytucja Sta-
nów Zjednoczonych upoważnia państwo do wykorzystywania swojej wła-
dzy do stabilizowania poziomu cen. Powołują się oni na artykuł 1. para-
grafu 8. konstytucji, który przyznaje Kongresowi prawo „bicia monety
12 W szczególności w Coinage Act z 1792 r. defi niowano dolara jako zarówno
wagę 371,25 granów czystego srebra, jak i wagę 24,75 granów czystego złota – a więc
jako stały stosunek 15 granów srebra do grana złota. Stosunek 15 : 1 występował
powszechnie na rynkach na początku lat 90. XVIII w., ale oczywiście z czasem się
zmieniał, co spowodowało efekt prawa Greshama. Wkrótce zwiększona produkcja
srebra doprowadziła do spadku wartości srebra i wspomniany stosunek zmniejszył
się do 15,75 : 1. W rezultacie monety srebrne napływały do Stanów Zjednoczonych,
a złote wypływały. Srebro było jedynym pieniądzem w obiegu do chwili gdy jackso-
nistom udało się w 1834 r. sprowadzić złoto z powrotem dzięki zmianie wagi dolara
w złocie na 23,2 grana (obniżenie wagi o 6,26 ). Nowa relacja 16 : 1 utrzymywała
przez 20 lat, do czasu gdy odkrycia nowych złóż złota w Kalifornii, Rosji i Australii
spowodowały wzrost produkcji złota i jej zmniejszenie do 15,3 : 1. Na skutek tego zło-
te monety zaczęły napływać do kraju, a srebrne wypływać. Od lat 50. XIX w. Stany
Zjednoczone miały de facto monometaliczny standard złota, ale de iure bimetaliczny.
Rynkowy stosunek wartości obu szlachetnych metali wynosił około 15,5 : 1, a ofi cjal-
ny, ogłaszany przez mennicę – 16 : 1.
Jednak w 1872 r. kilku przenikliwych urzędników w Departamencie Skarbu za-
uważyło, że wartość srebra lada chwila drastycznie spadnie, państwa europejskie
przechodziły bowiem ze standardu srebra na standard złota, zmniejszając tym sa-
mym popyt na srebro, a zwiększając na złoto; ponadto odkryto nowe złoża srebra
w Newadzie i innych górzystych stanach. Aby utrzymać rzeczywisty standard złota,
skarb państwa przeforsował w roku 1873 i 1874 ustawy w Kongresie, które wstrzy-
mywały bicie dodatkowych srebrnych dolarów o nominale wyższym niż 5 dolarów.
Ta demonetyzacja srebra spowodowała, że gdy w 1874 r. wartość rynkowa srebra
zaczęła gwałtownie spadać – z ponad 16 : 1 do 32 : 1 w latach 90 – srebrne monety
nie wpływały do kasy państwa, a złote nie wypływały. W końcu w 1900 r. dolar
zdefi niowano de iure wyłącznie w złocie, jako 23,22 grana – zob.: Ron Paul, Lewis
Lehrman, The Case for Gold, Cato Institute, Washington, D.C. 1982, s. 17–19, 30–32,
60–66, 100–102.
Argumenty za prawdziwym złotym dolarem
9
i regulowania jej wartości”. Pogląd ten – w najlepszym razie absurdalny,
w najgorszym obłudny, a z całą pewnością anachroniczny – opiera się na
założeniu, że twórcy konstytucji byli ekonomistami zajmującymi się sta-
bilizacją cen i przez „wartość monety rozumieli siłę nabywczą jednostki
pieniężnej, inaczej: poziom cen. Z tej wątpliwej przesłanki wspomniani
naukowcy wywodzą rzekomo konstytucyjny obowiązek interwencji pań-
stwa federalnego w sprawy pieniężne, by stabilizować poziom cen. Tym-
czasem twórcy konstytucji przez ową wartość rozumieli po prostu wagę
i jakość monet. Na każdej instytucji spoczywa wszak odpowiedzialność za
jakość jej produktów, więc skoro rząd federalny bije monetę, to musi dbać
o zapewnienie jej gwarantowanej wagi i jakości.
A r g u m e n t y z a z ł o t y m d o l a r e m
Dochodzimy do wniosku, że trzeba ponownie zdefi niować dolara w ka-
tegoriach jednego towaru, a nie sztucznego koszyka rynkowego dwóch lub
więcej towarów. Który towar powinniśmy więc wybrać? Pamiętajmy, że tam,
gdzie metale szlachetne były dostępne, jako środek wymiany zawsze wybie-
rano złoto lub srebro, z pominięciem innych towarów. To nie przypadek, że
metale szlachetne zrobiły taką karierę w dziejach. Można to wytłumaczyć
dużym i stabilnym popytem niepieniężnym na te kruszce, ich wysoką ceną,
trwałością, podzielnością, rozpoznawalnością i innymi zaletami, obszernie
opisywanymi we wszystkich podręcznikach na temat pieniądza i bankowo-
ści, opublikowanych przed odejściem Stanów Zjednoczonych od standardu
złota w 1933 r. Pozostaje pytanie, który z kruszców powinien służyć jako
standard: złoto czy srebro? Pewne racje przemawiają za srebrem, ale argu-
menty za złotem mają większą wagę. Zwiększenie podaży srebra znacznie
obniżyło jego wartość w stosunku do złota, dlatego w XIX w. zaprzestano
wykorzystywania tego kruszcu jako powszechnie akceptowanego pieniądza.
Do 1914 roku, a gdzieniegdzie nawet do lat 30., w większości państw stan-
dardem pieniężnym było złoto. Było standardem nawet po skonfi skowaniu
przez rząd Stanów Zjednoczonych złota wszystkim obywatelom i ogłosze-
niu niewymienialności dolara, rzekomo tylko w celu ratowania gospodarki
w okresie depresji. Ponadto do dziś za metal pieniężny powszechnie uznaje
się złoto, nie srebro, a państwa i ich banki centralne zgromadziły ogromne
ilości tego kruszcu, obecnie niewykorzystywane, mogące jednak posłużyć
jako standard dla dolara, funta czy marki.
Prowadzi nas to do ważnej konkluzji. Stany Zjednoczone i inne pań-
stwa znacjonalizowały złoto. Nawet dziś, gdy obywatele mogą posiadać
złoto, przeważająca większość żółtego kruszcu znajduje się w skarbcach
banków centralnych13. Gdyby zdefi niować dolara jako jednostkę wago-
13 W Stanach Zjednoczonych skarb państwa przechowuje złoto w imieniu Rezer-
wy Federalnej w magazynie w Forcie Knox i w innych miejscach.
10
MURRAY N. ROTHBARD
wą złota, można by łącznie zdenacjonalizować dolara i złoto. Jeśli jednak
dolar nie zostanie zdefi niowany jako złoto o określonej wadze, to czy de-
nacjonalizacja tego kruszcu będzie w ogóle możliwa? Wyprzedaż zasobów
złota nie jest najlepszym rozwiązaniem, ponieważ: 1) implikuje, że pań-
stwo ma prawo czerpać zyski z jego sprzedaży; 2) dolar pozostałby pod
wyłączną kontrolą państwa.
Trzeba sobie uświadomić, jakie skutki pociągałoby za sobą zdefi nio-
wanie dolara w kategoriach złota. Defi nicja musi być realna i efektywna,
a nie nominalna. Akty prawne w Stanach Zjednoczonych defi niują dolara
jako 1/42,22 uncji złota, ale jest to jedynie formalny zabieg na użytek
księgowości. Żeby defi nicja odpowiadała rzeczywistości musi z niej jasno
wynikać, że podmiot emitujący dolara wymienia go na złoto, tzn. że dolar
jest roszczeniem do wymiany na złoto o określonej wadze.
Ponadto raz ustalona defi nicja dolara musi być niezmienna. Nie będzie
jej można w żaden sposób zmienić, podobnie jak nie można zmienić dłu-
gości jarda czy wagi funta.
Zanim zaczniemy analizować, jak powinna brzmieć nowa defi nicja do-
lara, rozważmy pewne obiekcje co do samego pomysłu ustalania przez pań-
stwo takiej defi nicji. Niektórzy podnoszą zarzut, że pomysł ten ma podłoże
etatystyczne i stanowi pogwałcenie zasad wolnego rynku. Trzeba jednak
zauważyć, że zajmujemy się tą kwestią w określonych realiach społeczno-
-politycznych, po tym jak państwo pozbawiło dolara pokrycia w złocie,
praktycznie znacjonalizowało zasoby złota i przez lata emitowało dolary
papierowe. Państwo zmonopolizowało emisję pieniądza i skonfi skowało
złoto posiadane przez obywateli, toteż tylko ono może rozwiązać ów pro-
blem poprzez łączną denacjonalizację złota i dolara. Sprzeciw wobec tego,
by państwo ponownie zdefi niowało dolara i sprywatyzowało złoto, można
by porównać do protestu przeciwko temu, by państwo zrzekło się kontroli
cen. W obu wypadkach inicjatywę podejmuje państwo, a nie rynek, jednak
to samo moglibyśmy powiedzieć o każdej działalności państwa zmierzają-
cej do denacjonalizacji dowolnego produktu czy fi rmy. Jeśli ktoś postuluje,
by państwo powstrzymało się od stosowania środków interwencjonistycz-
nych, nie daje tym świadectwa o swoich etatystycznych skłonnościach.
Kolejną wątpliwość co do standardu złota, którą szczególnie chętnie
powtarzają monetaryści, zawierają pytania: Dlaczego zwolennicy standar-
du złota chcieliby, żeby państwo „ustalało cenę złota (w dolarach)”, choć
sprzeciwiają się ustalaniu jakichkolwiek innych cen? Dlaczego rynek miał-
by określać wszystkie ceny oprócz ceny złota? W tych pytaniach przejawia
się brak zrozumienia pojęcia ceny. Cena to relacja wymiany jednego dobra
na inne, np. sześciu żarówek na funt masła, czyli jednej żarówki na 1/6
funta masła. W wymianie pieniężnej ceną każdej żarówki byłoby złoto
o określonej wadze lub – jak dziś – określona liczba centów lub dolarów.
Istotne jest to, że cena to stosunek dwóch wymienianych dóbr. Gdyby
obowiązywał standard złota, dolar i złoto nie byłyby dwoma różnymi
dobrami, których cena może fl uktuować, lecz tym samym towarem.
Argumenty za prawdziwym złotym dolarem
11
Nawoływanie do tego, by pozostawić wolnemu rynkowi ustalenie ceny
złota w dolarach, jest niedorzeczne. To tak, jakby wolny rynek mógł de-
cydować każdego dnia, ile uncji jest w funcie lub ile cali w jardzie. Licz-
ba cali w jardzie nie podlega codziennym wahaniom na wolnym ani ja-
kimkolwiek innym rynku. Ustala to defi nicja, podobnie jak w przypadku
każdej innej jednostki miary i wagi. W handlu wymienia się dwa różne
towary, a nie towar na ten sam towar. Opowiadanie się za wolnym ryn-
kiem w kwestii ustalania ceny złota w dolarach byłoby – w uproszczeniu
– równie absurdalne jak nawoływanie do tego, by cena rynkowa dola-
ra w centach podlegała fl uktuacji. To, z ilu centów składa się dolar, nie
może zależeć od codziennych wahań i zmian na rynku, podobnie jak to,
ile cali liczy jard, nie może podlegać wahaniom. Prawdziwy wolny rynek
pieniężny zaistnieje tylko wtedy, kiedy dolar zostanie ściśle zdefi niowany
i będzie wymienialny na złoto o określonej wadze. Złoto będzie wówczas
podlegało wymianie (po swobodnie fl uktuujących cenach) na wszystkie
inne dobra i usługi.
Podsumowując: pojmowanie standardu złota jako „ustalanie ceny zło-
ta” jest nieporozumieniem. W standardzie złota jego cena nie jest ustalana
w wyniku ingerencji państwa. Należałoby raczej powiedzieć, że dolara
– przez ostatnie pół wieku będącego kawałkiem zadrukowanego papieru
emitowanego przez państwo – trzeba ponownie zdefi niować jako jednost-
kę wagi złota.
D e f i n i c j a d o l a r a
Skoro dolara powinniśmy ponownie zdefi niować jako jednostkę wagi
złota, to jak powinna brzmieć nowa defi nicja? Interesujące jest to, że co-
raz więcej ekonomistów i publicystów popierających powrót do standardu
złota wydaje się nie przejawiać wcale – lub prawie wcale – zainteresowania
tym, jaka dokładnie powinna być nowa waga dolara. Ta sprawa jest bez
wątpienia bardzo kontrowersyjna, ale jeszcze bardziej kontrowersyjne jest
zagadnienie powrotu do standardu złota jako takie. Co więcej, powinni-
śmy zdać sobie sprawę, że nie możemy liczyć na ponowne wprowadzenie
standardu złota, jeżeli najpierw nie określimy, jaką wagę powinien mieć
dolar.
W latach 40., 50. i 60. XX w. istniały dwie pokrewne organizacje gru-
pujące zwolenników powrotu do standardu złota: Economists’ National
Committee for Monetary Policy i Gold Standard League. Obu przewo-
dził Walter E. Spahr, profesor ekonomii na New York University. W tym
okresie, a dokładniej w latach 1933–1971, w Stanach Zjednoczonych obo-
wiązywał wewnętrzny standard pieniądza papierowego, a zarazem kurio-
zalna odmiana międzynarodowego standardu złota obłożonego licznymi
restrykcjami. Reguły tego standardu przewidywały, że Stany Zjednoczo-
ne zapewniały wymienialność na złoto dolarów trzymanych przez banki
12
MURRAY N. ROTHBARD
centralne innych państw po prawnie ustalonym kursie 35 dolarów za un-
cję. Ani obywatele innych państw, ani prywatne fi rmy zagraniczne nie
mogły wymieniać dolarów na złoto, a wymiana dolarów na złote monety
przez osoby prywatne i państwa nie była możliwa, ponieważ takiej mone-
ty już od dawna nie emitowano. Wymieniano więc dolary na duże sztaby
złota. Jednak aż do 1968 r. skarb państwa Stanów Zjednoczonych był go-
tów utrzymywać ofi cjalny kurs wymiany dolara na złoto na wolnym ryn-
ku złota w Londynie i Zurychu, kupując dolary za złoto, kiedy pojawiała
się obawa, że cena wzrośnie powyżej 35 dolarów za uncję. W ten sposób
Stany nieformalnie dysponowały wymienialnym dolarem po 35 dolarów
za uncję dla obywateli i fi rm zagranicznych, a także ofi cjalnie dla państw
i banków centralnych. Kiedy jednak państwa europejskie wzmogły stara-
nia o wymianę infl acyjnego dolara na złoto, Stany Zjednoczone w 1968 r.
wycofały dolara z wolnego rynku złota, wprowadzając na krótko „dwu-
poziomowy” rynek złota. W 1971 r. prezydent Richard M. Nixon usunął
ostatnią pozostałość międzynarodowego standardu złota i odtąd dolar
występuje wyłącznie w postaci papierowej.
Członkowie organizacji Spahra zalecali powrót do klasycznego stan-
dardu złota sprzed 1933 r., w którym złote monety były obiegowym pie-
niądzem. Pominęli problem ustalenia wagi dolara, przyjmując po prostu
defi nicję, że złoty dolar to 1/35 uncji złota. Argumentowali, że 35 dolarów
za uncję to obowiązująca defi nicja prawna, wyznaczająca efektywną stopę
wymienialności dla innych rządów i zagranicznych banków centralnych.
(Mogli dodać, że 35 dolarów stanowiło – jak zaznaczyłem – także nieofi -
cjalnie efektywną stopę wymienialności dla obywateli innych państw).
Spahr stał na stanowisku, że raz ustalonej defi nicji nie wolno zmieniać.
Stanowisko to nie miało jednak solidnych podstaw, ponieważ wewnętrz-
ny standard złota nie obowiązywał i nie było wymienialności na złotą
monetę. Jaki był więc sens nawoływania do zdefi niowania standardu zło-
ta jako 35 dolarów za uncję, skoro nic takiego jak standard złota nie ist-
niało od 1933 r.? Gdyby grupa Spahra była konsekwentna w dążeniu do
utrzymania starej defi nicji dolara, obstawałaby za powrotem do ostatniej
defi nicji standardu złota, tj. 20 dolarów za uncję, która obowiązywała
przed Rooseveltem.
Zwolennicy Spahra nawet nie rozważali możliwości powrotu do 20 do-
larów, co oznaczało, że coraz lepiej zdawali sobie sprawę, iż 35 dolarów i –
a fortiori – 20 dolarów za uncję złota to nie jest już realistyczny przelicz-
nik, zważywszy na infl ację pieniądza, postępującą od początku II wojny
światowej. W „klasycznym” standardzie złota sprzed 1933 r. lawinowo ro-
sła liczba roszczeń dolarowych (w szczególności zdeponowanych w ban-
kach) do coraz mniejszych zasobów złota. W czasie II wojny światowej
piramida infl acyjna stworzona przez Rezerwę Federalną jeszcze urosła,
w związku z czym powrót do ceny 35 dolarów za uncję złota pociągałby
za sobą ryzyko gwałtownego defl acyjnego zmniejszenia podaży pieniądza.
Z tego powodu dysydenccy członkowie Economists’ National Committee
Argumenty za prawdziwym złotym dolarem
13
for Monetary Policy, Henry Hazlitt i inni (Michael A. Heilperin, Jacques
Rueff i Ludwig von Mises) opowiadali się za powrotem do złota po cenie
znacznie wyższej niż 35 dolarów za uncję14.
Obecnie nie istnieje żaden, nawet słaby argument za ustaleniem ceny
35 dolarów za uncję. Nie obowiązuje bowiem standard złota w jakimkol-
wiek znaczeniu, a istniejąca „defi nicja” złota – 42,22 dolarów za uncję
– jest oczywistą fi kcją księgową i zdecydowanie nie odpowiada wartości
rynkowej złota. Jeśli chcemy powrócić do standardu złota, musimy rozpo-
cząć proces de novo, z czystą hipoteką. Wymaga to zrozumienia, że sfor-
mułowanie defi nicji dolara nie ma wymiaru moralnego, toteż powinno
uwzględniać jedynie przesłanki pragmatyczne. Wybór defi nicji nowego
złotego dolara zależy więc od tego, jaki system pieniężny chcemy uzyskać,
a także od tego, jaka defi nicja ułatwiłaby przyjęcie pożądanego systemu.
K t ó r y s t a n d a r d z ł o t a ?
Widzimy więc, że decyzja o wyborze defi nicji zależy od tego, jaki chce-
my mieć standard złota. Na pewno w nowym standardzie złota dolar
musi być powiązany z ustaloną jednostką złota o ściśle określonej wadze
i wymienialny na złote monety zgodnie z tą wagą. Wyklucza to wszelkie
pseudostandardy złota, takie jak system pieniężny Stanów Zjednoczonych
w latach 1933–1971 lub jego odmiana – system z Bretton Woods z lat
1945–1971. Z tych samych przyczyn trzeba wykluczyć pseudostandard
złota, którego zwolennikami są ekonomiści podażowi, ponieważ ów sys-
tem niewiele różni się od tego z Bretton Woods. Nie cechowałby się on wy-
mienialnością na złotą monetę i – co nawet gorsze niż w systemie z Bret-
ton Woods, który przynajmniej utrzymywał stałą wagę dolara w złocie
– Rezerwa Federalna mogłaby arbitralnie manipulować defi nicją dolara,
próbując dostrajać gospodarkę, by osiągnąć takie cele makroekonomiczne
jak pełne zatrudnienie czy stabilność cen.
Można by powrócić do klasycznego standardu złota, jaki obowią-
zywał we wszystkich ważniejszych państwach przed I wojną światową
i w Stanach Zjednoczonych od lat 50. XIX w. do 1933 r. Główną zaletą
takiego rozwiązania byłoby przywrócenie ustalonej wagi i rzeczywistej
wymienialności dolara na złotą monetę. Klasyczny standard złota byłby
14 Niemal wszyscy ci dysydenci wywodzili się z tradycji austriackiej, a trzy wspo-
mniane w tekście nazwiska należą do uczniów lub zwolenników Misesa.
W świetle późniejszego rozwoju rynku złota zabawne jest to, że propozycja Rueff a
i Hazlitta ustanowienia złotego dolara na poziomie 70 dolarów została wyśmiana
przez niemal wszystkich ekonomistów (jako absurdalnie wysoki poziom) i że przed
1968 r. monetaryści i keynesiści jednomyślnie przewidywali, że gdyby oddzielić do-
lara od złota, cena złota szybko spadłaby do jego niepieniężnego poziomu, czyli do
około 9 dolarów za uncję. Równie zabawne jest to, że większość tych ekonomistów
wciąż hołduje dewizie, iż „nauka to przewidywanie”.
14
MURRAY N. ROTHBARD
nieporównywalnie lepszy zarówno od obecnego standardu pieniężnego,
jak i systemu z Bretton Woods. Wybór konkretnej defi nicji nie miałby tu
większego znaczenia, poza tym, że powinna ona ustanawiać cenę uncji
złota zdecydowanie powyżej 35 dolarów, by nie powodować niepożądane-
go gwałtownego zmniejszenia podaży pieniądza i defl acji, które w najlep-
szym razie na długie lata zniechęciłyby społeczeństwo do standardu złota.
Istotniejsze byłoby to, że powrót do klasycznego standardu złota stanowił-
by przywrócenie systemu, który rozpoczął okres cykli koniunkturalnych
oraz doprowadził do depresji w 1929 roku i co najmniej czteroletniego
wielkiego kryzysu. Taki powrót byłby równoznaczny z utrzymaniem Re-
zerwy Federalnej z systemem scentralizowanej bankowości i specjalnych
przywilejów, które wiążą się nieuchronnie z występowaniem na przemian
infl acji i ograniczania podaży pieniądza. Ponadto, choć złoto jako towar
pieniężny byłoby dostarczane przez wolny rynek, dolar nie zostałby zde-
nacjonalizowany i nadal stanowiłby produkt rządu federalnego.
Warto jednak poszukać lepszego rozwiązania, gdyż przeprowadzanie
gruntownej reformy, która nie doprowadziłaby do najdoskonalszej formy
standardu złota, mijałoby się z celem. Skoro rozczarowani bankowością
centralną nawołujemy do zniesienia Rezerwy Federalnej i powrotu do ja-
kiegoś rodzaju wolnej bankowości, zastanówmy się, jak osiągnąć ten cel.
Najbliższa wolnej bankowości i standardowi złota była amerykańska go-
spodarka od lat 40. XIX w. do wojny secesyjnej. W tym czasie nie wystę-
powała żadna forma bankowości centralnej i każdy bank miał obowiązek
wymiany swoich banknotów i depozytów na złoto. Opowiadając się za ta-
kim systemem, musimy jednak zdać sobie sprawę, że zasoby złota są zna-
cjonalizowane i znajdują się w skarbcu Rezerwy Federalnej. Rozwiązanie
tej instytucji oznaczałoby, że zasoby złota obecnie przechowywane przez
skarb państwa trzeba by zwrócić obywatelom. To podsuwa nam pewien
pomysł na defi nicję złotego dolara. Aby zlikwidować Rezerwę Federalną
i opróżnić jej skarbiec ze złota, a jednocześnie powiązać złoto z dolarem,
złoto z Rezerwy Federalnej trzeba rewaluować i ponownie zdefi niować,
abyśmy mogli wymieniać je, w stosunku jeden do jednego, za roszczenia
dolarowe do złota. Musimy zatem ustalić, jaką wartość ma złoto Rezerwy
Federalnej, a absurdem byłoby obstawać przy fi kcyjnej kwocie 42,22 do-
larów za uncję, skoro inne defi nicje, ustalające znacznie niższą wagę od-
powiadającą tej kwocie umożliwiłyby likwidację „długów” Rezerwy Fede-
ralnej, a także przekazanie państwowego złota prywatnym podmiotom.
Rozważmy konkretny przykład. Pod koniec grudnia 1981 r. zobowią-
zania Rezerwy Federalnej osiągnęły wartość około 179 miliardów dola-
rów (132 miliardy dolarów w banknotach Rezerwy Federalnej plus 47 mi-
liardów dolarów w depozytach należnych bankom komercyjnym). Zasoby
złota Rezerwy Federalnej szacuje się na 265,3 miliona uncji. Przyjąwszy
arbitralnie ustaloną cenę 42,22 dolara za uncję, otrzymujemy łącznie
11,2 miliarda dolarów. A co by było, gdybyśmy zdefi niowali dolara w taki
sposób, żeby wartość zasobów złota Rezerwy Federalnej zrównała się ze
Argumenty za prawdziwym złotym dolarem
15
zobowiązaniami ogółem, czyli wynosiła 179 miliardów dolarów? Uncja
złota kosztowałaby wtedy 676 dolarów, czyli dolar miałby nową wartość
i był wymienialny na 1/676 uncji złota. Po tej nowej cenie banknoty Re-
zerwy Federalnej można by natychmiast wymienić w stosunku jeden do
jednego na złote monety, a depozyty na żądanie na złoto. Złoto stanowi-
łoby zatem rezerwę banków na wypłacenie depozytów na żądanie.
Zlikwidowanie Rezerwy Federalnej nie musi oczywiście oznaczać
końca ery pieniądza papierowego; bankom można pozwolić – jak przed
wojną secesyjną – na druk banknotów, a także na emisję depozytów na
żądanie.
Realizacja przedstawionego planu (jego zwolennikiem jest republikań-
ski kongresmen z Teksasu Ron Paul) umożliwiłaby szybką budowę syste-
mu przypominającego najlepszy system pieniężny w historii Stanów Zjed-
noczonych, który obowiązywał od zamknięcia Drugiego Banku Stanów
Zjednoczonych i banków stanowych aż do wojny secesyjnej. W systemie
tym ograniczono by lub wyeliminowano infl ację i cykl koniunkturalny.
Jeśli oprócz tego rozwiązano by Federal Deposit Insurance Corporation,
wprowadzono wymóg natychmiastowej płatności zobowiązań pod rygo-
rem ogłoszenia niewypłacalności i wreszcie umożliwiono funkcjonowanie
oddziałów banków w różnych stanach, to powstałby system wolnej ban-
kowości, za którym opowiadało się wielu publicystów i ekonomistów.
Pójdźmy krok dalej. Gdybyśmy chcieli wprowadzić bankowość ze
100-procentową rezerwą, praktycznie eliminując na dobre infl ację i ogra-
niczanie podaży pieniądza przez banki, moglibyśmy ustanowić wymóg
100-procentowych rezerw jako zastosowanie ogólnego zakazu fałszer-
stwa. W systemie 100-procentowych rezerw (do jej zwolenników należeli
pisarze i ekonomiści, m.in David Hume, Thomas Jeff erson i John Adams,
a także z pewnymi zastrzeżeniami Ludwig von Mises) emitowanie kwitów
dłużnych ponad poziom wyznaczony przez rezerwy uważa się za działa-
nie analogiczne do wydawania kwitów magazynowych na nieistniejące
depozyty i spekulowania tymi kwitami, inaczej mówiąc: za pogwałcenie
umowy depozytu.
Jak wprowadzić w Stanach Zjednoczonych system 100-procentowej re-
zerwy? Pod koniec grudnia 1981 r. całkowite zobowiązania banków ko-
mercyjnych (czyli M1) wynosiły 445 miliardów dolarów (wliczając w to
banknoty Rezerwy Federalnej i depozyty na żądanie, a właściwie rachunki
bieżące). Warunkiem przejścia na 100-procentową rezerwę złota byłoby zde-
fi niowanie dolara jako 1/1696 uncji złota. Całkowita rezerwa złota w pań-
stwie wynosiłaby wtedy w przeliczeniu 445 miliardów dolarów. Można by
przetransferować złoto do poszczególnych posiadaczy banknotów Rezerwy
Federalnej, a także do banków, przy czym aktywa banków byłyby równe
wszystkim depozytom na żądanie łącznie. W ten sposób banki przeszłyby
automatycznie na system 100-procentowych rezerw w złocie.
Z punktu widzenia wolnego rynku przejście na 100-procentowy stan-
dard złota jest nie lada problemem, ponieważ należałoby przekazać bankom
16
MURRAY N. ROTHBARD
komercyjnym złoto Rezerwy Federalnej o wartości równej ich depozytom
na żądanie, co byłoby równoznaczne z wręczeniem im w prezencie kapi-
tału o wartości przekazanego złota. Pod koniec grudnia 1981 r. depozyty
na żądanie w bankach komercyjnych wynosiły 317 miliardów dolarów,
a rezerwy 47 miliardów dolarów. Powrót do wartości złota po 1696 dola-
rów za uncję oznaczałby, że złoto przeszłoby do banków w zamian za to,
że aktywa Rezerwy Federalnej wzrosłyby z 47 do 317 miliardów dolarów,
a stałoby się tak w wyniku zaksięgowania kapitału bankowego w wysoko-
ści 270 miliardów dolarów. Można zaprotestować i powiedzieć, że banki
nie zasługują na taki prezent; powinny być tak samo traktowane jak inne
fi rmy. Należy jednak zauważyć, że wobec narzucenia bankom wymogu
100-procentowej rezerwy ów prezent stanowiłby jedynie zabezpieczenie
systemu bankowego przed potencjalną katastrofą: defl acją, ograniczeniem
podaży pieniądza i bankructwem15.
Niezależnie od tego, którą z tych dwu dróg wybierzemy, pieniądz i ban-
kowość raz na zawsze zostałyby oddzielone od państwa, a nowe waluty,
takie jak hayeki czy dukaty, mogłyby konkurować ze złotym dolarem. Nie
zalecałbym jednak lokowania oszczędności całego życia w którejkolwiek
z tych nowych walut.
15 Na temat sposobów przechodzenia do rzeczywistego standardu złota zob.:
Murray N. Rothbard, Tajniki bankowości, przeł. R. Rudowski, Fijorr Publishing, War-
szawa 2007, s. 273–290; na temat 100-procentowego standardu złota – zob.: tenże,
The Case for a 100 Percent Gold Dollar, dz. cyt.; oraz zapomnianą pracę Marka Sko-
usena: The 100 Gold Standard: Economics of a Pure Money Commodity, University
Press of America, Washington, D.C. 1977; zob. także: Murray N. Rothbard, Gold vs.
Fluctuating Fiat Exchange Rates [w:] H. Sennholz (red.), Gold Is Money, Greenwood
Press, Westport, Conn. 1975, s. 24–40.
Pobierz darmowy fragment (pdf)