Darmowy fragment publikacji:
Benedykt XVI
Abdykacja
Niniejsza książka jest wyrazem indywidualnej wizji
artystycznej autora i nie może być traktowana jako wiary-
godne źródło historyczne.
John Paul Angel
Benedykt XVI
Abdykacja
Wbrew prawu
i swojej woli
e-book
ASTRUM
M E
A
www.astrummedia.pl
W R O C Ł A W
D
I
© Copyright by ASTRUM MEDIA Sp. z o.o.
Wszelkie prawa zastrzeżone
Redakcja
Jolanta tkaczyk
Redakcja techniczna
Elżbieta bursztynowicz
Projekt okładki
tErEsa bielecka
Wydanie I
Żadna część tej pracy nie może być powielana i rozpowszechniana,
w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób,
włącznie z fotokopiowaniem, nagrywaniem na taśmy lub przy użyciu
innych systemów, bez pisemnej zgody wydawcy
(art. 116, 117 Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych
z dn. 4.02.1994 r.)
Zamówienia na książki można składać
przez Internetową Księgarnię Wysyłkową
www.wydawnictwo-astrum.pl
Zapraszamy do zakupu naszych książek, multimediów,
słuchowisk, poezji śpiewanej w formie e-booków i e-audiobooków
na platformach cyfrowych
ASTRUM MEDIA Sp. z o.o.
50-374 Wrocław, ul. Norwida 19/6
e-mail: handlowy@astrum.wroc.pl
tel. 530 773 420
ISBN 978-83-63758-45-5
Watykan 2005.
Sądząc po krwistoczerwonych biretach i mucetach
obaj duchowni posiadali godność kardynałów. Pochyle-
ni na korytarzu sprawiali wrażenie, jakby przekazywali
sobie jakąś niezwykłą tajemnicę. Gdyby ktoś mógł wów-
czas usłyszeć o czym rozmawiają, przekonałby się, że
wrażenie to było całkowicie uzasadnione.
– Niemiec będzie najlepszy – powiedział przez
zęby niższy z mężczyzn, na oko starszy o jakąś dekadę
od swego rozmówcy, wyglądem przypominający Hisz-
pana.
Drugi, o semickich rysach twarzy, tylko pokręcił
przecząco głową:
– Nie, nie, to nie może tak być – powiedział. – Naj-
pierw Polak, teraz dla odmiany Niemiec, to zbyt wiele eg-
zotyki naraz, ludzie jeszcze nie odpoczęli…
– No właśnie teraz będą mogli odpocząć – kontynu-
ował tamten rozglądając się, czy nikt ich nie obserwuje. –
Bo Niemiec jest konserwatywny, pancerny rzec by można.
Zrobi trochę porządku, a potem zniknie. A jak nie, to mu
w tym pomożemy.
– No tak, młody to on nie jest – przyznał Żyd.
5
– Otóż to. Chcesz stać za fotelem przez kolejnych trzy-
dzieści lat i czekać na zmianę? – zapytał starszy.
Jego rozmówca tylko zamrugał oczami. Nie rozumiał,
do czego zmierzała ta rozmowa.
– Nie chcesz – odpowiedział sam sobie stary. – Bo nikt
nie chce. A każdy chciałby przysiąść na chwilę, podrepe-
rować budżet…
– Ale przecież nie każdy może być papieżem… – za-
uważył młodszy purpurat nieco skonfundowany, głasz-
cząc się po loczkach.
– I tu się mylisz, mój przyjacielu – odparł tamten, bły-
skając złowieszczo oprawkami okularów. – Właśnie o to
chodzi, by każdy mógł, nawet na chwilę…
– Jak to na chwilę? I w jakim celu?
Starszy rozglądał się nerwowo, czy ich rozmowa nie
wzbudza niepotrzebnych podejrzeń ze strony przypad-
kowych świadków, tymczasem rozmówca zasypywał go
pytaniami:
– Wybierać papieży i pozbywać się ich? Jak Jana Paw-
ła I? Ale w jakim celu?
Purpurat o wyglądzie Hiszpana upewnił się, że wciąż
są sami, jednak na wszelki wypadek uczynił wymowny
gest kładąc palec na ustach.
– Niekoniecznie jak Jana Pawła I, to ostateczność.
A przecież każdy z nas może być na jego miejscu. Trze-
ba wprowadzić reformę. W pewnym wieku, czy po kilku
latach pontyfikatu, kadencja się kończy i papież udaje się
na zasłużoną emeryturę. Oczywiście wszystko delikatnie,
oficjalnie to się będzie nazywało abdykacja i narazie bę-
dzie stosowane w ramach absolutnego wyjątku. Wierni
6
muszą się z tym oswoić. Na początku będzie jeden papież-
-emeryt, no, może dwóch, a z czasem będzie to szansa na
spokojną emeryturę dla każdego z nas.
Żyd pokiwał głową.
– A po co w takim razie ten Niemiec? – zapytał.
– Potrzebny nam ktoś, kto odwróci uwagę opinii pu-
blicznej od Watykanu. Ktoś nieciekawy, niesympatyczny
i niedostępny. Stary, nudny konserwatysta, który zrobi
swoje, a potem zejdzie z przyczyn naturalnych, ze staro-
ści. Przyznaj sam, że tutaj właśnie Ratzinger jest idealnym
kandydatem.
– A holokaust? Przecież on był w Hitlerjugend, w We-
hrmachcie… – zauważył Żyd podnosząc w górę palec
wskazujący.
– No i o to właśnie chodzi! – wykrzyknął Hiszpan. –
Na każdego trzeba mieć jakiegoś haka. A ty myślisz, że
dlaczego ten Polak tak długo się trzymał? Zamachy nie-
udane, a zrzucić się go nie dało, bo czysty, nie było na nie-
go haka… A poza tym, tak będzie ciekawiej.
– No tak, tam Polak, tu Niemiec… pod każdym wzglę-
dem całkowite przeciwieństwo… Tamten był artystą, ak-
torem i showmanem, nie tylko papieżem, narobił za dużo
szumu medialnego… Ale kto na niego zagłosuje?
– Chodzi tylko o to, żebyś ty zagłosował – odparł
przymilnie starszy. – O innych się nie martw…
Roześmiał się, po czym protekcjonalnie poklepał go
po ramieniu, na którym następnie się wsparł wstając i kie-
rując kroki na dziedziniec.
7
Głos Boga
Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe
wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich! Albowiem wie Ojciec
wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie. (Mt, 15, 7-9)
Wnętrze Kaplicy Sykstyńskiej oferowało znużonemu
słudze bożemu przyjemny chłód i wytchnienie duchowe.
Rozległy fresk ołtarzowy nachalnie przyciągał spojrzenie
jaskrawym błękitem, by zaraz skarcić ciekawski wzrok
serwując makabryczne grymasy zastygłe na twarzach po-
staci. Sąd Ostateczny, choć unieruchomiony na fresku, nie
cechował się bynajmniej sielskim spokojem.
To właśnie tutaj, w ciszy świątyni, pośród dyskretnych
płomieni świec i ledwie przenikających przez witraże
promieni zachodzącego słońca, odnalazł schronienie Jo-
seph Ratzinger, biskup Rzymu, znany światu jako Bene-
dykt XVI. Przysiadł na szerokiej ławce tuż pod ołtarzem,
wydobył z kieszeni sutanny mlecznobiały różaniec, uczy-
nił znak krzyża, zatopił się w rozważaniach…
W kaplicy dało się słyszeć jedynie skwierczenie dopa-
lających się świec.
– Nie dotrzymałeś słowa! – usłyszał nagle głos.
Rozejrzał się wokół, by zlokalizować właściciela sten-
torowego tonu; wydawało mu się, że gdy wchodził do
kaplicy wnętrze było puste, nie słyszał też skrzypienia
ogromnych drzwi wejściowych, które rozległoby się nie-
8
wątpliwie, gdyby ktoś wchodził do środka. Ponadto, po-
stawił przed drzwiami zaufanego człowieka, księdza Fa-
brizio, by ten pilnował jego spokoju podczas modlitwy.
Czy to jakieś żarty? – przeszło mu jeszcze przez myśl.
– Nie dotrzymałeś słowa, Benedykcie XVI! – powtó-
rzył tajemniczy głos i papież zorientował się, że ktoś ewi-
dentnie zwraca się do niego, w dodatku ośmiela się wyta-
czać doń zarzuty.
– Ja?! Ja nie dotrzymałem słowa?! – żachnął się Joseph
Ratzinger wciąż rozglądając się wokół, by ustalić, kto kie-
ruje do niego zarzuty.
– Tak, ty – padła odpowiedź. – Pamiętasz twoje
ostatnie konklawe? Pamiętasz łzy wzruszenia w Sali Łez?
Czystą, białą sutannę, niczym nowe życie niezbrukane
piętnem grzechu…? Co wówczas obiecałeś przed Bo-
giem, niebem, wiernym ludem? Pamiętasz twoje Habe-
mus Papam?
Papież zorientował się w końcu, że głos ten nie należał
do żadnego człowieka, lecz płynął doń z góry. To Chrystus
Król, ten, który sądził żywych i umarłych, przemawiał
z fresku Michała Anioła na suficie kaplicy. Joseph Rat-
zinger przeraził się, ale też ucieszył. Usłyszał głos Boga,
zupełnie jak mistycy i święci. To on też zostanie świętym!
Będzie kanonizowany i wyniesiony na ołtarze! Będą się
do niego modlili!
– O Chryste – zakrzyknął. – Dopomóż mi nieść ten
krzyż…!
– Słaby człowieku, przysięgałeś mnie naśladować we
wszystkim, do końca być posłusznym Ojcu. Znam ludz-
ki strach, taki sam odczuwałem w Ogrodzie Oliwnym.
9
Bałem się cierpienia, ukrzyżowania, nawet dla zbawie-
nia świata. Jednak poddałem się woli Ojca. Skonałem
na krzyżu, abyś ty mógł być moim następcą. A ty cóżeś
uczynił? Stchórzyłeś! Czy myślisz, że możesz tak po pro-
stu odejść ze Stolicy Piotrowej? Gdzie znalazłeś uspra-
wiedliwienie na swoją abdykację?! Jakie prawo, paragra-
fy – no gdzie?!
– Konklawe? Moje konklawe? – zakrzyknął Benedykt.
– Eli lama sabachtani?!
Położył dłonie na pulsujących skroniach, lecz zaraz
ponownie zwrócił wzrok ku górze.
– Gdzie byłeś wtedy, Boże? Nie czułem Twej obecno-
ści! – jęknął z wyrzutem. – Widziałem tylko czarnego dia-
bła skulonego w kącie Kaplicy Sykstyńskiej. Widziałem,
jak knuł i triumfował…!
– Tak, marna istoto, triumfował i wciąż triumfuje!
Z twojej winy! Mała jest bowiem twoja wiara, a wielkie
grzechy twoje i całego świata! – odrzekł Chrystus z fresku.
– Zaślepiła cię żądza władzy, sława, nie myślałeś o tym, co
dobre dla Kościoła, dla ludu bożego, lecz schlebiałeś wła-
snym zachciankom.
– Ale przecież dopuściłeś, żeby mnie wybrali, więc
chyba uznałeś, że jestem godny…? – bronił się Joseph.
– Człowiek ma wolną wolę i postępuje zgodnie ze swo-
im sumieniem. A po śmierci zda sprawę ze swych postęp-
ków, gdy stanie przed obliczem Ojca. Wypełniła się wola
twoja i kardynałów, nie moja – grzmiał głos. – Przychodzę
tylko tam, gdzie dwóch lub więcej gromadzi się w Imię
Moje. To konklawe było bluźnierstwem przeciwko Imie-
niu Boga!
10
– Ale przecież Jan Paweł II sam mnie namaścił, po-
pierał…
– Kłamiesz, zdrajco! Nie wymawiaj nawet imienia
swego poprzednika! Sługa boży, Jan Paweł II był papieżem
światłym i świętym. Widział twoją gnuśność i zatwardzia-
łość serca. Paktowałeś z diabłem nawet wtedy, gdy Jan Pa-
weł II umierał. Zaprzedałeś mu duszę w zamian za ochronę
i zaszczyty. Całe życie byłeś tchórzem i zdrajcą, próżnym
i chwiejnym jak chorągiewka na wietrze, gotowym zaprzeć
się wszystkich świętości, by ratować swój marny żywot!
Joseph mocniej zacisnął w dłoni różaniec, a Chrystus
mówił dalej:
– Tchnieniem Ducha Świętego zamknąłem Biblię na
jego pogrzebie. Studiowałeś Biblię, powinieneś odczytać
ten znak. Tak jak zawarłem Biblię na trumnie Jana Paw-
ła II, tak samo zatrzasnę przed tobą bramy do Królestwa
Niebieskiego, zaś twoją drogę do papiestwa uznałem już
wtedy za zamkniętą.
Ciałem starca w białej sutannie wstrząsnęły spazmy,
dreszcze, oblał go zimny pot. Strach ściskał mu serce
i wzmagał się ból w klatce piersiowej.
Może mam zawał – pomyślał i nieco się wystraszył,
ale zaraz przyszło mu do głowy, że przecież jest w kaplicy,
gdzie czuwa nad nim miłosierny Bóg, który nie pozwoli,
by stała mu się krzywda…
– Znowu myślisz tylko o sobie, swojej marnej powłoce
cielesnej i nędznym życiu – skarcił go Chrystus Pantokra-
tor z fresku. – Już dawno mogłem cię strącić z Tronu Pio-
trowego, porazić bożym ogniem spadającym z nieba, lecz
miłosiernie dałem ci szansę dokończenia dzieła kanoni-
11
zacji Jana Pawła II. A ty cóżeś uczynił? Tutaj też stchórzy-
łeś! Przestraszyłeś się kardynałów, faryzeuszy? Zaprawdę
powiadam ci, nie będzie zasiadał na watykańskim tronie
ten, kto nie wyniesie Jana Pawła II na ołtarze!
Joseph otworzył usta, chciał coś jeszcze powiedzieć,
wytłumaczyć się, pomodlić żarliwie. Jednak głos z góry
zagrzmiał kategorycznie tuż nad jego głową:
– A teraz odejdź, nie chcę słuchać twego bełkotu zwa-
nego modlitwą. Tchórzu!
* * *
W długoletniej praktyce kapłana i spowiednika Bóg po-
zwolił mi poznać i doświadczyć osobiście wszystkich odcieni
ludzkiego zwątpienia i namiętności. Stąd wiem na pewno,
że wobec Niego wszyscy jesteśmy równi i każdy z nas tak
samo doświadcza strachu i niepewności.
Spowiednik jest jak studnia – wrzucony weń kamień
pozostaje na dnie na zawsze, nigdy nie wypłynie. Jedno-
cześnie każdy ma prawo zaczerpnąć z tego zdroju świeżej
ożywczej wody ku pokrzepieniu ciała i dla obmycia zmę-
czonego oblicza.
I nie jest ważny kształt studni ani surowiec, czy ka-
mienna jest, czy drewniana, czy pokryta prostą deszczułką
z gontu, czy z podmurowanym daszkiem, bo to tylko ze-
wnętrzna obudowa. I tym właśnie jest kapłan. Natomiast
to, co w głębi, do ostatniej cembrowiny, i z głębi ziemi wybi-
ja – to woda życia, która jest celem i sensem istnienia stud-
ni oraz powodem, dla którego tyle dusz do niej przycho-
12
dzi. I tą właśnie wodą jest Łaska, która pochodzi od Boga.
Studnia sama z siebie nie da wody, jeśli ta nie zechce popły-
nąć z głębi. A studnia bez wody jest pusta, bezwartościowa.
Tak i kapłan sam w sobie jest niczym; niczym innym, jak
tylko naczyniem na Łaskę, którą Bóg zsyła przez niego na
lud swój.
Wobec tego źródła wody żywej każdy jest równy, nie-
ważne czy to dziecko, prosty człowiek żyjący z trudu rąk
swoich, czy władca imperium – każdy w równym stopniu
potrzebuje pokrzepienia.
Nawet sam papież, władca Watykanu i autorytet do
spraw wiary, nawet on miewał chwile wahania. Ileż to razy
dostrzegałem zmęczenie na jego twarzy, gdy wydawało mu
się, że nikt na niego nie patrzy, ja – zwykły, szary admi-
nistrator, kapłan-studnia, słyszałem ciężkie westchnienia
w nawie kaplicy i widziałem z daleka błyskający pierścień
oraz siwą głowę bezskutecznie próbującą się schronić w ko-
szyku z dłoni.
Nie był to mój obowiązek zawodowy, a jedynie przyja-
cielska posługa, którą zgodziłem się wykonywać z szacunku
i przyjaźni. Nieraz przez całą noc trwałem pod drzwiami
Kaplicy Sykstyńskiej strzegąc, by nikt nie ważył się wejść do
środka, gdy Jego Świątobliwość oddawał się kontemplacji.
Nie wiem, czemu miał do mnie większe zaufanie, niż do
swego kamerdynera, przecież też mogłem zdradzić… Czu-
łem jednak, że widział we mnie nie tylko kapłana i spo-
wiednika, ale też sprzymierzeńca. Wiedział, że ja jeden ni-
gdy nie przeszkodzę mu w rozmowie z Bogiem. Wychodząc
po skończonej modlitwie zawsze był tak zmęczony, że nie
był w stanie iść o własnych siłach, musiał się wspierać na
13
moim ramieniu, a właściwie niemalże niosłem go na ple-
cach. Zawsze też był zaskoczony na mój widok, zdaje się,
że w ekstatycznej medytacji zapominał o tym, że zawsze
czuwałem pod drzwiami.
Kiedyś, stojąc tuż pod ogromnymi wrotami kaplicy, po-
stanowiłem się wycofać słysząc przez drzwi donośny głos
papieża, który najwyraźniej zapomniał się w kontemplacji
lub też na głos recytował brewiarz, jednakże podniesiony
ton głosu wskazywał raczej na walkę wewnętrzną tylko…
zastanowiło mnie, dlaczego mówił po łacinie… oczywiście
w wariancie średniowiecznym…
Powtarzające się zawołania: Apage! i nawet Apage
pecatus! pozwalały mi przypuszczać, że papież przygo-
towuje się do egzorcyzmu, choć byłoby dziwne, gdyby
biskup Rzymu odprawiał taki obrzęd osobiście. Jednak
kwestie te pozostawały enigmatyczne nawet dla znawców
Biblii. Teologia katolicka nie specjalizuje się w demono-
logii czy angelologii tak, jak żydowska kabała, świat po-
zamaterialny jest w istocie równie wielką tajemnicą dla
kapłana, jak dla zwykłego wiernego. Studia teologiczne
nauczyły mnie jedynie zadawać pytania i formułować
teorie na podstawie dogmatów. Ale przede wszystkim
nauka ta uświadomiła mi ogrom niewiedzy i morze wąt-
pliwości, jakie rozciąga się przed każdym człowiekiem
wierzącym. Im większa jest jego świadomość, tym bar-
dziej cierpi on z powodu tego, co dla jego umysłu niedo-
ścignione.
Jak wielkie musiało być morze wątpliwości, kotłujące
się w duszy papieża, który ponadto nosił na sumieniu cię-
żar odpowiedzialności za dogmat o papieskiej nieomylno-
14
ści. Nie pozwolił zdjąć sobie z barków tego ciężaru, choć
poprzednik przygotował grunt pod otwartą dyskusję.
Ani zgłębianie teologii, ani tym bardziej historia Ko-
ścioła nie wskazały mi drogi do odpowiedzi na pytanie, jaki
sens ma dogmat o nieomylności papieża, jeśli w przeszłości
tylu biskupów Rzymu popadało w herezję, a w średniowie-
czu niemal każdy kolejny zaprzeczał i unieważniał tezy po-
przednika. Jak to możliwe, by każdy z nich był nieomylny?
Wstydziłem się tych myśli nawet sam przed sobą i ukry-
wałem wątpliwości głęboko przed światem. Przyznawałem
się do nich jedynie przed Bogiem, na spowiedzi, gdzie mu-
siałem być szczery. Od ponad ćwierć wieku wyznaję ten
grzech na każdej spowiedzi, odprawiam pokutę… Spowied-
nik nakazuje mi spokój i poleca zwrócić myśli do Boga, któ-
ry jest źródłem prawdy, sprawiedliwości i ukojenia; również
oświecenia. Ale ani ukojenie, ani oświecenie nie nadchodzi,
a ja tkwię od ćwierć wieku na kolanach w zwątpieniu i nie
wiem, czy prowadzi mnie ono do prawdy, czy też może do
wiecznej ciemności. Jako spowiednik umacniam innych
w wierze, a nie wiem, co bym powiedział samemu sobie.
Żadne słowa nie byłyby w stanie uspokoić drżenia mego
serca. Mój spowiednik powtarza, że to próba od Boga, że
zgrzeszyłem, ale nie powinienem porzucać dawno obra-
nej drogi, że doświadczam niepewności, aby scementować
moją wiarę, gdyż tylko ludzie silni w wierze miewają wąt-
pliwości i że pochodzą one od Boga. Podobno zsyła je sam
Stwórca, aby nas wzmocnić.
Dzisiaj papież, Benedykt XVI, ogłosił urbi et orbi po-
stanowienie o swojej abdykacji. Wielu było zdziwionych tą
wiadomością. Ja również. Choć wielokrotnie zwierzał mi
15
Pobierz darmowy fragment (pdf)