Darmowy fragment publikacji:
Wstęp
W podróżowaniu najważniejsze są emocje i wyobraźnia. Zawsze
próbowałam sobie wyobrazić jak wyglądałoby moje życie gdybym
nie przyszła na świat w Polsce, tylko w masajskiej wiosce na
sawannie afrykańskiej albo w jurcie na mongolskim stepie czy
w osadzie amazońskich Indian… Co jadłabym na śniadanie? Kim
byliby moi przyjaciele? Czy znałabym pojęcie pieniądza i kalendarza?
Jakie byłoby moje największe marzenie?...
Kiedy wyruszałam w podróż, zawsze starałam się poznać i zro-
zumieć świat, w którym byłam. Mniej ważne były dla mnie opisy
aktualnych partii politycznych i rozmiary parków narodowych.
Chciałam wiedzieć więcej - jak pachnie kwiat migdałowca, co jedzą
kolibry i dlaczego Masajowie piją krew z mlekiem.
Informacje podawane w przewodnikach sprowadzały się najczę-
ściej do krótkiego opisu zabytków i podania faktów wymierzalnych
w liczbach. W przewodnikach po safari obok mikroskopijnego zdjęcia
zwierzęcia podawano zwykle jego wagę, wysokość i to ile dzieci
rodzi, ile razy w roku.
Ale zaraz!... Czy nie jest ważniejsze i ciekawsze to, że władca Inków
ubierał się w płaszcz ze skórek nietoperzy, a hipopotam ma delikatne
stopy i strasznie nie lubi, kiedy ktoś rozbije namiot na jego ścieżce?
6
Wydawcy przewodników odpowiedzie-
liby, że pewnie są to ważne informacje,
ale „zabrakło dla nich miejsca”.
przykład Polak – posiada krowę, to zna-
czy, że ją ukradł Masajom, czyli jedynym
prawowitym właścicielom.
Czy wiedzieliście o tym, że żyrafa śpi
tylko przez dziesięć minut dziennie?
A paski na zebrze służą jej jak we-
wnętrzna klimatyzacja? A słoń potra-
fi czytać z ruchów gwiazd i z daleka
wyczuć ludzki strach? A skorpion ma
radary na nogach? A wiecie co zrobić
jeśli ukąsi was skorpion? A po czym
rozpoznać czarną mambę? Oczywiście
po tym, że wcale nie jest czarna, tylko
szara, potrafi ścigać ofiarę i atakuje
skacząc na twarz, a ma przy tym tyle
jadu, że jednym ukąszeniem mogłaby
zabić czterdziestu ludzi.
A czy wiedzieliście na przykład o tym,
że Masajowie dostali od Boga wszystkie
krowy, które znajdują się na świecie?
Jeśli człowiek innego plemienia – na
A wiedzieliście o tym, że w Tanzanii
mieszkają do dzisiaj ostatni potomkowie
pierwszych ludzi na Ziemi, którzy mają
dokładnie ten sam zestaw genów co
nasi najstarsi przodkowie? Maja ten
sam kolor oczu, kształt twarzy, kolor
skóry i ubierają się do dziś w skóry
antylop.
Takich opowieści nie znalazłam nigdy
w żadnym przewodniku. Dlatego właśnie
postanowiłam napisać mój własny prze-
wodnik i zamieścić w nim wyłącznie to,
co jest ciekawe, fascynujące i porusza
wyobraźnię. Chciałam pokazać w nim
taki świat, jaki ja widzę podczas podró-
żowania. Pełen przygód, zaskakujących
odkryć i niezapomnianych emocji. I takich
podróży wam życzę.
www.beatapawlikowska.com
7
9
10
Safari
11
Warszawa
Europa
A fryka
Tanzania
12
Jak zorganizować safari?
Przez Internet
Był zimny dzień w styczniu, przysypany śniegiem i dziwnym smutkiem.
Postanowiłam czym prędzej wyruszyć śladem bocianów po afrykańskie słońce.
Dokąd? – zastanowiłam się i spojrzałam na mapę. Tanzania! Tam mnie jeszcze
nie było.
Poznawanie nowych krajów ma mnóstwo zalet, ma przy tym też jedną poważną
wadę: nie wiadomo jak jest na miejscu. Jak zorganizować safari? Gdzie wypożyczyć
samochód? A może nie wypożyczać samochodu, tylko wynająć kierowcę?
Z takimi pytaniami zasiadłam do Internetu.
Szybko znalazłam informację, że miejscem wypadowym na safari w Tanzanii jest
miasto Arusha u stóp Kilimandżaro. I rzeczywiście, w samej Arushy znalazłam
wiele lokalnych firm, które zawodowo i od wielu lat zajmują się organizowaniem
safari. Powoływały się na referencje, komentarze zadowolonych klientów i licen-
cje turystyczne. Wybrałam kilka z nich i napisałam krótkiego maila z prośbą
o przygotowanie oferty na określony termin.
Odpowiedzi przyszły już następnego dnia. Były bardzo pozytywne, profesjonal-
ne i dość szokujące gdy dochodziło do ceny. Wynikało z nich, że wyprawa na
safari kosztuje mniej więcej 1200 USD za każdy dzień. Z jednej strony było to
dość logiczne – cena obejmowała miejsce w samochodzie, pracę kierowcy oraz
kucharza, noclegi, jedzenie oraz wszystkie inne potrzebne drobiazgi, takie jak
choćby paliwo.
13
Radzono mi też, żebym szybko zrobiła rezerwację, bo marzec to końcówka
największego sezonu, kiedy do Afryki przyjeżdża dużo turystów i trudno jest
znaleźć miejsce w samochodzie.
Hm… Zaczęłam się zastanawiać. Miałam dziwne przeczucie, że organizowanie
safari w Tanzanii siedząc przed ekranem komputera w Polsce jest rozwiązaniem
stworzonym dla ludzi, którzy potrzebują komfortu i świadomości, że nie zagubią
się na miejscu w mętliku obcej rzeczywistości. Z całą pewnością nie było to więc
rozwiązanie dla mnie. Ja lubię spotykać tubylców i pytać ich o drogę, zarówno
dosłownie, jak i w przenośni.
Spakowałam się więc, kupiłam bilet i poleciałam do Afryki.
14
Osobiście
Wylądowałam w Dar es Salaam w niedzielne popołudnie. Miasto było puste i ci-
che, jak gdyby jego mieszkańcy zapadli w tropikalny sen. Znalazłam lokalny bar
dla tubylców, zjadłam kulki z krewetek i ryż z kurczakiem, a potem wyruszyłam
z aparatem fotograficznym na łowy. Polowanie zakończyło się połowicznym
sukcesem, ponieważ ciekawych zdjęć wprawdzie zrobiłam bardzo mało, ale za
to ja osobiście zostałam upolowana.
Poszukiwacze Naiwnych Turystów
We wszystkich dużych miastach istnieją ludzie zajmujący się zawodowo po-
lowaniem na turystów. Nie mają zazwyczaj złych zamiarów. Chcą tylko upo-
lować klienta na swoje usługi. Organizują wycieczki, loty balonem, wyprawy
15
czółnem albo najlepsze safari. Posługują się przy
tym szerokim wachlarzem sposobów. Niektórzy dru-
kują ulotki, inni polegają na swoim darze wymowy,
jeszcze inni usiłują wcisnąć turystom nie najlepszy
towar, próbując zedrzeć z nich przy tym skórę i jak
najwięcej zarobić.
Trzeba mieć dużo doświadczenia albo niezawodny
instynkt, żeby nie dać się oszukać.
Kiedy szłam z powrotem w stronę hotelu, zaczepił
mnie tubylec w czerwonej koszuli.
– Hello! – powiedział, tak jak to robią wszyscy jemu
podobni Poszukiwacze Naiwnych Turystów, dodając
od razu powitanie w języku suahili: - Jambo!
– Jambo – odpowiedziałam krótko, nie zwalniając
kroku, żeby go nie zachęcać do dalszej rozmowy.
Tubylec chyba od razu się zorientował, że wiem kim
jest i jakie ma zamiary, bo odpuścił sobie kolejne obo-
wiązkowe zaczepki w rodzaju:
– Where are you from? Skąd pochodzisz?
– What’s your name? Jak masz na imię?
– Do you like Africa? Czy podoba ci się w Afryce?
Tego rodzaju pytania mają na celu tylko jedno: żeby
turysta zatrzymał się i rozpoczął z nimi rozmowę, bo
jak już ją zacznie, to głupio mu będzie odwrócić się
i odejść. Z doświadczenia też wiem, że duży odsetek
zahaczonych w ten sposób turystów znajduje coś
16
ciekawego w przedstawionej im ofercie, więc zwykle są potencjalnymi klientami,
o których warto walczyć.
– You want to go on a safari? 1 – zapytał tubylec wprost bez żadnych kolejnych
wstępów.
Jego pytanie nie zabrzmiało jak przynęta na haczyku. Było raczej zupełnie
rozsądną propozycją. Spojrzałam na niego.
W twarzy drugiego człowieka zwykle można wyczytać wszystko – kim jest,
jakie ma zamiary, czy jest uczciwy. Jeżeli spojrzy mu się w oczy z głębi wła-
snego uczciwego serca, wszystko jest od razu jasne dla obu stron.
Wystarczyło mi więc jedno spojrzenie, żeby stwierdzić, że nie mam do czynienia
ze zwykłym naciągaczem i postanowiłam dać mu szansę.
– Yes, I do – odpowiedziałam. – A czy ty organizujesz safari?
– Tak! – ucieszył się od razu. – Mamy biuro tutaj niedaleko, tuż za rogiem!
Czujność. Nigdy nie idź z obcym człowiekiem w żadną pustą uliczkę ani tym
bardziej do bramy, za którą kryje się nie wiadomo co.
– Otwarte w niedzielę? – zapytałam powątpiewająco.
– Oczywiście! – odrzekł bez wahania. – Pięć minut drogi stąd.
Nie miałam szczególnie ważnych planów na następne pięć minut mojego życia, zgodziłam
się więc. Wkrótce mój przewodnik stanął przy rozpadającym się domku z betonu.
– To tutaj! – oświadczył w dumą.
Chwyciłam za klamkę i pociągnąłem za drzwi, żeby je otworzyć, ale w tej samej
chwili futryna z trzaskiem oderwała się od muru, a drzwi zawisły smętnie na
dwóch zardzewiałych zawiasach.
1 ) You want to go on a safari? – pytanie zadane w uniwersalnej odmianie języka angielskiego, poprawnie
powinno być: Do you want to go on a safari? – Czy chcesz pojechać na safari?
17
– Znowu te drzwi! – mruknął niezadowolony tubylec. Chwycił je i wprawnym
ruchem osadził z powrotem w futrynie. Weszliśmy do środka.
Musiałam przyznać, że początek naszej ewentualnej współpracy nie wyglądał
zbyt obiecująco. W maleńkim zagraconym pokoiku stało stare biurko i krzesło
pamiętające zapewne czasy Davida Livingstone’a. Na ścianie wisiała duża mapa
Tanzanii. Oprócz tego w pokoiku było nieprawdopodobnie dużo kurzu, jeden
gruby, obficie pocący się tubylec, mój przewodnik oraz ja.
– Proszę – przewodnik uprzejmie podsunął mi krzesło na trzech nogach.
Usiadłam ostrożnie, starając się nie spaść.
– Boże, jak gorąco! – westchnął gruby i łysy właściciel biura, ocierając chustką
mokre czoło.
Rzuciłam mu skanujące spojrzenie. Uśmiechnęłam się. Wolę takie zwyczajne,
ludzkie miejsca od klimatyzowanych biur, gdzie do ceny każdej usługi dolicza się
koszty jego utrzymania, łącznie z plastikowym kubkiem, w którym ktoś przyniesie
mi zimną wodę. Poza tym miałam przeczucie, że tych dwóch zmęczonych upałem
gości wcale nie chce mnie oszukać. Postanowiłam im więc zaufać.
– A więc organizujecie safari? – zapytałam patrząc grubemu prosto w oczy.
– Tak. Nazywam się John, a to jest mój współpracownik, Emmanuel.
– Nice to meet you 2, Emmanuel – odwróciłam się do mojego przewodnika z cieka-
wością, bo imię Emmanuel zawsze mi się kojarzyło z motylami. Poza tym człowiek
o takim romantycznym imieniu zapewne ma też ciekawą osobowość.
Wymieniliśmy uśmiechy, a potem przeszliśmy do rzeczy. Powiedziałam kiedy
chcę jechać na safari i dokąd. Poprosiłam o przygotowanie kalkulacji. Umówiliśmy
się na drugie spotkanie wieczorem.
Namiot czy hotel
Emmanuel czekał pod hotelem, żeby zaprowadzić mnie z powrotem do biura.
2 ) Nice to meet you – ang. Miło mi cię poznać.
18
Doskonale wiem, jak wyglądają
hotele na świecie...
Kalkulacja wyglądała rozsądnie. Miałam do wyboru dwa rodzaje noclegów –
w hotelach albo na biwakach. Bez wahania wybrałam to drugie. Doskonale wiem
jak wyglądają hotele na świecie, a spanie nocą w namiocie rozstawionym wprost
na sawannie daje szansę zobaczenia i usłyszenia tego, co do klimatyzowanych
pokoi w hotelu na pewno nie dociera.
Szybko też domyśliłam się skąd wynikały kosmiczne ceny za jeden dzień safari
przysłane mi przez biura znalezione w Internecie. Prawdopodobnie ich kalkula-
cje opierały się na noclegach w lodge’ach, bo tak najczęściej mówi się na hotele
zbudowane na afrykańskiej sawannie.
Jeden nocleg w lodge’u kosztuje nawet 800 dolarów. Są też luksusowe obozowiska
w stylu kolonialnym, wyglądające tak, jakby zostały żywcem wyjęte z klasycz-
nych filmów o safari, i gdzie zapewnione jest wszystko, co turyście potrzeba do
wygody i miłego spędzenia czasu, łącznie ze srebrnymi sztućcami i najlepszą
porcelaną. Jedna noc w takim obozowisku kosztuje nawet 1500 dolarów.
19
Najtańsza opcja safari zorganizowanego na bazie noclegów w namiotach w wy-
znaczonych obozowiskach kosztuje 130 dolarów za dzień. Ta cena zawiera
wszystko – łącznie z miejscem w samochodzie, kierowcą, kucharzem, jedzeniem,
paliwem, noclegami, opłatami za wjazd do parków narodowych i opowieściami
o Afryce.
Ustalenie ceny
Są takie kraje na świecie, gdzie cena wyjściowa nigdy nie jest ceną ostateczną.
Celowo się ją zawyża, żeby móc na koniec negocjacji zgodzić się na niższą.
Kiedy więc John przedstawił mi swoją ofertę, wiedziałam, że chociaż wygląda
bardzo ciekawie, nie powinnam jej po prostu zaakceptować. Targowanie się to
styl życia we wschodniej Afryce i warto nauczyć się tej sztuki. Nie jest trudna
do opanowania, wymaga jedynie prostych ćwiczeń, o których piszę więcej na
stronie 294.
Zaufanie
Podczas podróży po egzotycznych miejscach często zdarzają się takie sytuacje,
kiedy trzeba podjąć ważną decyzję, nie mając stuprocentowej pewności co do
22
jej elementów składowych. Najprostszym przykładem jest kupowanie biletu na
autobus. Wieczorem kupujesz bilet na poranny autobus, ale przecież nikt nie daje
ci gwarancji, że kiedy o świcie przybędziesz na dworzec z ciężkimi bagażami,
autobus rzeczywiście będzie tam stał gotowy do drogi.
Czasami ryzyko jest jeszcze większe. Kiedy uzgodniliśmy ostateczną cenę mojego
safari, John powiedział, że muszę za wszystko zapłacić z góry – żeby on z kolei
mógł opłacić wszystkie oczekiwane przeze mnie usługi. Mało tego. Znajdowali-
śmy się przecież w Dar es Salaam, a safari miało się rozpocząć w Arushy, czyli
kilkanaście godzin drogi dalej na północ Tanzanii. John powiedział, że w cenie
wynegocjowanego przeze mnie safari mieści się też bilet autobusowy do Arushy.
Mam tu teraz zapłacić wszystko w gotówce, a on przyniesie mi bilet na autobus
i umówi mnie z kierowcą w Arushy, z którym miałam się spotkać na dworcu.
Wielkie ryzyko
Równie dobrze mogłam zapłacić za safari i nigdy więcej nie zobaczyć ani Johna,
ani Emmanuela, ani mojego kierowcy. To mogłoby też tłumaczyć mizerny stan biura,
które mogło zostać wynajęte na jeden dzień, tylko po to, żeby mnie oszukać.
Ale z drugiej strony zarówno John, jak i Emmanuel budzili moje zaufanie. Zwy-
czajnie czułam, że nie muszę się obawiać oszustwa, a ponieważ mój instynkt
nigdy wcześniej mnie nie zawiódł, postanowiłam i tym razem mu zaufać.
Następnego dnia o szóstej rano wsiadłam do autobusu, po dziesięciu godzinach
dojechałam do Arushy, gdzie czekał wysłannik z kartką, na której było napisane
moje imię. Następnego dnia wyruszyłam na safari.
Nie namawiam was do tego, żeby ryzykować i nie twierdzę, że wszyscy ludzie na-
potkani po drodze są uczciwi. W podróży jednak jest dokładnie tak samo jak w życiu
i warto czasem zaufać swojemu instynktowi, odrzucając stereotypy i przesądy.
23
A może tylko wynająć samochód?
Przeszło mi przez myśl, że właściwie najfajniej byłoby po prostu
wynająć terenowy samochód i ruszyć przed siebie. Wtedy mia-
łabym całkowitą swobodę wyboru drogi przez sawannę, mogła-
bym zatrzymywać się tam gdzie chcę i na jak długo mam ochotę.
Sprawdziłam, że można bez problemu wynająć samochód zarówno
w Dar es Salaam, jak i w Mombasie czy Arushy.
Kiedy wysłałam pierwsze maile z pytaniami o możliwość zorganizo-
wania safari, właściciele biur w Tanzanii zdecydowanie odradzali
samodzielne wynajmowanie samochodu. Jak się później okazało, mieli
stuprocentową rację. Doświadczony kierowca to bezcenny skarb
– zna okolicę, wie gdzie znaleźć jezioro z hipopotamami, gdzie się
zatrzymać na noc, gdzie znaleźć wodę albo toaletę, w którą stronę
skręcić na rozstajach dróg, potrafi też dostrzec tysiąc żywych
stworzeń, z których bliskości niewprawiony turysta w ogóle nie
zdaje sobie sprawy.
Nawet jeżdżenie z mapą po Masai Mara czy Serengeti jest bardzo
trudne. Zjechanie w dół krateru Ngorongoro wymaga naprawdę
wielkiego doświadczenia. Znalezienie miejsca na obozowisko dla
początkującego turysty jest praktycznie niewykonalne.
Dlatego ja też Wam radzę zaufać lokalesom i przyłączyć się do
safari organizowanego przez kogoś, kto ma w tym doświadczenie
i potrafi wam pokazać sawannę z najciekawszej strony.
24
Właściciele biur w Tanzanii
zdecydowanie odradzali samodzielne
wynajmowanie samochodu.
25
Pobierz darmowy fragment (pdf)