Gdy na teren powieści gatunkowo zarezerwowany dla mężczyzn wkracza kobieta, można spodziewać się złamania zasad literackiej gry. Jednakże, gdy kobieta jest doskonałym śledczym z bagażem doświadczeń w policyjnym rzemiośle, przestępczy świat nie zazna spokoju w zderzeniu z przenikliwością i skutecznością zahartowanej w bojach policjantki, a ład świata zostanie przywrócony.
Bohaterką trzymającego w napięciu kryminału Izabeli Szolc jest młoda policjantka, charakterologicznie przypominająca słynną agentkę FBI, Clarice Starling z “Milczenia owiec”'. Książka nawiązuje tym samym do najlepszych tradycji amerykańskiego kryminału, ale, co atrakcyjne dla czytelnika zanurzonego w polskich realiach, akcja “Cichego zabójcy” rozgrywa się we współczesnej Warszawie. Autorka sugestywnie oddaje klimat policyjnej codzienności Anny Hwierut i jej kolegów z komendy. Mocne osadzenie kryminału w realiach uprawdopodobnia popełnione zbrodnie, z którymi zmierzyć musi się główna bohaterka. Wraz z nią poznajemy “egzotyczny” półświatek przestępców, zapuszczając się w ciemne rejony miasta.
Śledzimy również prozę życia policji w gorzkim, odartym ze złudzeń świecie. Okazuje się, że najbardziej wyrafinowana zbrodnia może mieć zwyczajne oblicze. Wyjątkową stroną książki jest nietypowa dla nurtu sensacyjno-kryminalnego płeć bohaterki oraz wplecione w wątek sensacyjny jej życie prywatne. Dzięki temu młoda, twarda kobieta nie jest papierową superwomen. Jest policjantką, ale również kobietą i matką, co dodaje opowiadanej historii dodatkowego smaku, wiarygodności i życiowej prawdy.
Darmowy fragment publikacji:
1
CICHY ZABÓJCA
2
IZABELA SZOLC
3
CICHY
ZABÓJCA
WYDAWNICTWO
NOWY (cid:285)WIAT
4
5
Znam sto sposobów umierania,
Cz(cid:266)sto my(cid:286)l(cid:266): mo(cid:298)e bym spróbowała,
Rzuc(cid:266) si(cid:266) pod ci(cid:266)(cid:298)arówk(cid:266),
Gdyby akurat przeje(cid:298)d(cid:298)ała.
Albo skocz(cid:266) z mostu
Tyle, (cid:298)e pracy doło(cid:298)(cid:266)
Wszystkim tym,
Co czyszcz(cid:261) morze.
Znam trucizn(cid:266) do wypicia,
Cz(cid:266)sto korci mnie skosztować,
Ale mama kupiła j(cid:261) do zlewu
I nie chc(cid:266) jej marnować.
Edna St. Vincent Millay
(przeł. Tomasz Biero(cid:276))
6
7
1.
Zapach pasty do podłóg, kredy i dzieci(cid:266)cego potu – wszyst-
kie szkoły pachn(cid:261) tak samo. Wszystkie i zawsze.
Anna odruchowo si(cid:266)gn(cid:266)ła do widmowej blond kit-
ki. Zdumiał j(cid:261) ten gest, ta pami(cid:266)ć, jak(cid:261) ma ciało; przecie(cid:298)
włosy (cid:286)ci(cid:266)ła dwana(cid:286)cie lat temu, zaraz po urodzeniu Kuby.
Chłopca, który jest na tyle du(cid:298)y, aby zrobić co(cid:286), za co dyrek-
cja wzywa matk(cid:266) do szkoły. Anna od zawsze miała problem
z wła(cid:286)ciwym opanowaniem układu władza – podwładny.
I nie znosiła przesiadywać w jakichkolwiek antyszambrach,
a w szczególno(cid:286)ci takich z twardymi ławami. Westchn(cid:266)ła
i wyci(cid:261)gn(cid:266)ła długie nogi, których kształt – wart uwagi – ma-
skowały obszerne bojówki. Cmokn(cid:266)ła, bo pomadka na us-
tach była jedynym odst(cid:266)pstwem od codziennej normy – czy
raczej ust(cid:266)pstwem na rzecz pani dyrektor. Wci(cid:261)gn(cid:266)ła za-
pach szkoły. Czuła ulg(cid:266), (cid:298)e przynajmniej ten etap (cid:298)ycia ma
za sob(cid:261). Co prawda, wci(cid:261)(cid:298) nie mogła uwierzyć, (cid:298)e jest matk(cid:261)
nastolatka. Sama niczym uczennica trzymała alask(cid:266) zwini(cid:266)-
t(cid:261) w kł(cid:261)b na kolanach – tylko taka kurtka kryła obszern(cid:261) ma-
8
rynark(cid:266), a tylko obszerne marynarki maskowały zawodow(cid:261)
wypukło(cid:286)ć pod lew(cid:261) pach(cid:261).
Anna si(cid:266)gn(cid:266)ła po gazet(cid:266) porzucon(cid:261) przez kogo(cid:286) na ko(cid:276)cu
ławy; jej blada twarz o regularnych rysach od razu nabrała
rumie(cid:276)ców. Tytuł artykułu głosił: „Testy zbyt trudne dla po-
licjantów”. Anna przygryzła wargi, nie zdaj(cid:261)c sobie sprawy,
(cid:298)e rozmazuje purpurow(cid:261) pomadk(cid:266) na z(cid:266)bach. „Test skła-
da si(cid:266) z dwóch cz(cid:266)(cid:286)ci – kilkudziesi(cid:266)ciu pyta(cid:276) oraz rozmowy
z psychologiem policyjnym. Oprócz tego przyszły policjant
musi rozwi(cid:261)zać tzw. test wiedzy ogólnej”.
– Pani Hwierut? – Drzwi gabinetu otworzyła niemłoda
kobieta, pasuj(cid:261)ca idealnie do wyobra(cid:298)e(cid:276) Anny. Loki, ciemny
puder, bluzka ze sztucznego jedwabiu opi(cid:266)ta na imponuj(cid:261)-
cych kulach biustu. Tylko łososiowy lakier na paznokciach,
które trzymały klamk(cid:266) stanowił zaskoczenie. Najwyra(cid:296)niej
w dwa tysi(cid:261)ce ósmym roku ró(cid:298) był passé. Dyrektorka wska-
zała dłoni(cid:261) krzesło.
– Zdenerwowana?
– A nie powinnam być? – spytała Anna, siadaj(cid:261)c w miej-
scu petenta. Wzrok zarejestrował (cid:298)ółkn(cid:261)c(cid:261) palm(cid:266) w gł(cid:266)bi
ciemnego gabinetu i popiersie Jana Pawła II na biurku wiel-
ko(cid:286)ci galeonu – dwadzie(cid:286)cia lat temu z pewno(cid:286)ci(cid:261) nie stał
tutaj br(cid:261)z ksi(cid:266)cia Poniatowskiego. „Gdybym zarabiała wi(cid:266)-
cej, posłałabym Kub(cid:266) do prywatnej szkoły”.
– Jakub nie zaszczycił nas dzi(cid:286) swoj(cid:261) obecno(cid:286)ci(cid:261).
9
– Podobno pani dyrektor zawiesiła go w prawach ucznia,
a(cid:298) do ferii.
– Powiedział, dlaczego?
– Nie. Miał za to opatrunek na r(cid:266)ku.
– A pod opatrunkiem (cid:286)lady z(cid:266)bów. Uderzył koleg(cid:266) w usta.
Na lekcji. Na mojej lekcji matematyki.
– Mój Kuba?!
– Matki nigdy nie wierz(cid:261). Wie pani chocia(cid:298), o co poszło?
– Kuba mi nie powiedział.
Dyrektorka milczała, przerzucaj(cid:261)c leniwie jakie(cid:286) papiery.
Na (cid:286)cianie tykał anachroniczny zegar z kukułk(cid:261).
– Pani pracuje?
– Tak – odpowiedziała Anna, dodaj(cid:261)c w my(cid:286)lach „Wyso-
ki S(cid:261)dzie”.
– Mo(cid:298)e powinnam porozmawiać z ojcem Kuby?
– Nie utrzymujemy ze sob(cid:261) kontaktów.
I znowu chwila milczenia. Zaterkotał wybawczy dzwonek
na przerw(cid:266).
– Porozmawiam z nim… Niestety, bardzo si(cid:266) (cid:286)piesz(cid:266)… –
Anna wstała, poprawiaj(cid:261)c marynark(cid:266).
– Rozumiem. – Nie podały sobie dłoni. Paznokcie Anny
były poobgryzane, ale r(cid:266)ce mocne, bardzo mocne. – Jeszcze
jedno. Musi pani pokryć koszty dentysty. Tamten chłopiec
stracił dwa z(cid:266)by.
Na korytarz wylewał si(cid:266) rozwrzeszczany potok uczniów.
Omijał wysok(cid:261) sylwetk(cid:266) Anny niczym skał(cid:266) i płyn(cid:261)ł dalej.
10
Najwyra(cid:296)niej dy(cid:298)uruj(cid:261)ce dwójki nauczycielskie nie robiły
na dzieciakach wra(cid:298)enia. Ani rejestruj(cid:261)ce kamery, podobnie
jak przyciasne mundurki… Anna była pewna, (cid:298)e takiej szkoły
nie byłaby w stanie uko(cid:276)czyć. Szkoły z gliniarzami – bo oto
min(cid:261)ł j(cid:261) urz(cid:266)duj(cid:261)cy patrol młodziutkich policjantów, czatu-
j(cid:261)cych na szkolnych handlarzy narkotyków. Policjanci roz-
poznali j(cid:261), jeden si(cid:266) u(cid:286)miechn(cid:261)ł, drugi uniósł brew na widok
jej umalowanych ust.
Bez kłopotu znalazła odrapane drzwi uczniowskiej toale-
ty i zanurzyła si(cid:266) w siwe smu(cid:298)ki nielegalnego, tytoniowego
dymu. Z niezwykł(cid:261) czujno(cid:286)ci(cid:261) szcz(cid:266)kn(cid:266)ły zasuwy dwóch ka-
bin. Anna Hwierut pochyliła si(cid:266) nad zmatowiałym lustrem
i chusteczk(cid:261) higieniczn(cid:261) zacz(cid:266)ła (cid:286)cierać szmink(cid:266).
– Wcze(cid:286)niej było lepiej – odezwała si(cid:266) jedyna odwa(cid:298)na:
dziewczynka, co najwy(cid:298)ej czternastoletnia, która z wysoko-
(cid:286)ci szerokiego marmurowego parapetu obserwowała dys-
kretnie Ann(cid:266), pal(cid:261)c cienkiego papierosa. Parapet pami(cid:266)tał
czasy przedwojenne, podobnie jak cała szkoła, która ocalała
jedynie cudem, stoj(cid:261)c na lewym brzegu Wisły.
– Doprawdy?
– Ja nigdy nie kłami(cid:266).
Mimo wszystko poranek był pi(cid:266)kny. Anna celowo nie ru-
szyła swojego fi ata uno z blokowego parkingu (mały, zielo-
ny, łatwy do odkurzenia – jako kobieta Anna nie cierpiała
na (cid:298)aden freudowski kompleks i nie musiała wzorem swo-
11
ich kolegów rozje(cid:298)d(cid:298)ać si(cid:266) vanami). Po prostu chciała roz-
ruszać ko(cid:286)ci. Ostatnio za du(cid:298)o czasu sp(cid:266)dzała za biurkiem
albo na kanapie a nie była przecie(cid:298) gwiazd(cid:261) popu jak J. Lo
i nie powinna hodować du(cid:298)ych po(cid:286)ladków. Wcisn(cid:266)ła r(cid:266)ce do
kieszeni i ruszyła do pracy. Mocne buty kruszyły cienki lód
na kału(cid:298)ach. Min(cid:266)ła widmo Stadionu Dziesi(cid:266)ciolecia, jeszcze
bardziej wyludnione ni(cid:298) zwykle. Znikn(cid:266)li nawet Afrykanie,
którzy z turystycznych łó(cid:298)ek sprzedawali sportowe buty –
oczywi(cid:286)cie „ze skóry antylopy, bo dziewczyny na takie lec(cid:261)”.
Spostrzegła, (cid:298)e policyjny radiowóz zawija pod prz(cid:266)sło mo-
stu Poniatowskiego, a dwa inne parkuj(cid:261) w okolicach rzecz-
nych chaszczy. Latem koczowali tam rosyjscy handlarze, któ-
rzy oszcz(cid:266)dzali na czynszach. Ale zim(cid:261)? Nie miała (cid:298)adnych
złych przeczuć. W ogóle jakby zrobiło si(cid:266) spokojniej. Jar-
mark Europa zatrzasn(cid:261)ł swoje podwoje i mniej było kradzie-
(cid:298)y kieszonkowych. Odpłyn(cid:266)ły pieni(cid:261)dze, a z nimi pomniej-
sza mafi a. Ostatni „spławik” wypłyn(cid:261)ł z Wisły trzy miesi(cid:261)ce
temu. Badania DNA zidentyfi kowały w topielcu chłopaka,
który zagin(cid:261)ł zeszłego Sylwestra. Od tygodnia nie pokłóciła
si(cid:266) przez telefon z ojcem, jej mały nie sko(cid:276)czył jeszcze w po-
prawczaku, ust(cid:261)piły eksplozje na Sło(cid:276)cu, a ona sama prze-
stała zabijać samotno(cid:286)ć kochaj(cid:261)c si(cid:266) nocami sama ze sob(cid:261)…
Po co wi(cid:266)c te w(cid:266)sz(cid:261)ce radiowozy? Przy(cid:286)pieszyła kroku, choć
wiedziała, (cid:298)e i tak nie ma szans zd(cid:261)(cid:298)yć na porann(cid:261) odpra-
w(cid:266).
12
Komenda – niczym potiomkinowska wie(cid:286) – z zewn(cid:261)trz
prezentowała si(cid:266) całkiem nie(cid:296)le. Przed frontem białego bu-
dynku powiewały fl agi: pa(cid:276)stwowa i unijna. Pogrzebowe
cyprysy kto(cid:286) zaradny próbował przerobić na choinki ob-
wieszaj(cid:261)c je kolorowymi lampkami. Dawno było po Trzech
Królach, ale Anna wiedziała, (cid:298)e (cid:286)wiatełka sko(cid:276)cz(cid:261) kadencj(cid:266)
mo(cid:298)e na Wielkanoc albo nawet po czerwcowym (cid:286)wi(cid:266)cie poli-
cji. Poza czerwiec nie zagl(cid:261)dała do kalendarza, bo pod koniec
miesi(cid:261)ca siódmego wypadały jej urodziny. Trzydzieste i trze-
cie. Chciałaby mieć czterna(cid:286)cie lat i popalać w szkolnym kib-
lu. Nie, nie czterna(cid:286)cie. Dwana(cid:286)cie – dwa lata pó(cid:296)niej pali-
ła w szpitalnej toalecie, razem z prze(cid:298)art(cid:261) przez raka matk(cid:261).
„Niedługo wróc(cid:266) do domu, słoneczko”. (cid:285)wierzbiło j(cid:261), (cid:298)eby
kopn(cid:261)ć w metalow(cid:261) popielnic(cid:266), ale drzwi komendy były całe
przeszklone a policja musiała dbać o swój image.
Komisarz Anna Hwierut przekroczyła próg budynku.
Par(cid:266) głów podniosło si(cid:266) na jej widok: petenci, którzy przyszli
zgłosić kradzie(cid:298) samochodu albo samochodowego radia. Ci,
którzy nie wiedzieli jeszcze jakie plamy na tapicerce zosta-
wia proszek do zbierania odcisków palców.
Dokładnie pomi(cid:266)dzy automatami z kaw(cid:261) i czekolad(cid:261) stra-
szyły szare, zbrojone drzwi, prowadz(cid:261)ce do serca komendy.
Anna przesun(cid:266)ła przepustk(cid:266) przez czytnik i znalazła si(cid:266) po-
(cid:286)ród bogactw sezamu. Pieni(cid:266)dzy z dotacji miasta wystarczy-
ło, by zrobić szybki lifting na zewn(cid:261)trz budynku, poło(cid:298)yć ka-
felki w poczekalni, uzbroić recepcj(cid:266) w dwa komputery i uwić
13
„dzieci(cid:266)cy pokój przesłucha(cid:276)”. Im dalej w gł(cid:261)b, tym bardziej
wszystko było po staremu. Strz(cid:266)pi(cid:261)ce si(cid:266) linoleum, pistacjo-
wa lamperia na (cid:286)cianach, widoczna w miejscach nie zasta-
wionych rozchybotanymi szafkami na akta. Anna słyszała
miarowe stukanie przemysłowych maszyn do pisania marki
łucznik i poczuła, (cid:298)e jest w domu.
Lisia głowa sekretarki Marioli pojawiła si(cid:266) w drzwiach,
nim Anna zd(cid:261)(cid:298)yła zrzucić kurtk(cid:266).
– Nie było ci(cid:266) na odprawie.
– Byłam w szkole. Kuba narozrabiał.
– Nareszcie. Bałam si(cid:266), (cid:298)e wychowasz maminsynka.
Anna skrzywiła si(cid:266) nieznacznie.
– W ka(cid:298)dym razie Pietrzak czeka na ciebie. Ten Wieniaw-
ski…
– Wie(cid:276)kowski.
– Mo(cid:298)liwe, (cid:298)e w ko(cid:276)cu b(cid:266)dzie zeznawał. Ale postawił wa-
runek – zawiesiła głos – (cid:298)e go odwiedzisz na kamczatce.
Sama. Leci na ciebie. Stary chce, (cid:298)eby(cid:286) to wykorzystała.
– Inspektor Pietrzak ogl(cid:261)da zbyt du(cid:298)o fi lmów.
– Za chwil(cid:266) jad(cid:261) do Białoł(cid:266)ki po aresztanta, powiem, (cid:298)eby
poczekali, mo(cid:298)esz si(cid:266) z nimi zabrać. No bo przecie(cid:298) zrobiła(cid:286)
sobie spacer, prawda?
– Sk(cid:261)d wiesz?
– Sekretarce szefa nic nie umknie… – Znacz(cid:261)ca pauza. –
I w co ty si(cid:266) ubierasz? Nie masz chłopaka czy co?
14
Starsi szeregowi Straszewski z Bryziewiczem mogli za-
proponować Annie jedynie „kanap(cid:266)” radiowozu. (cid:297)aden nie
okazał si(cid:266) na tyle rycerski, aby zamienić si(cid:266) z ni(cid:261) miejscami.
Przepisy. Straszewski klasn(cid:261)ł drzwiami, a Anna znalazła si(cid:266)
w czym(cid:286) w rodzaju klatki, oddzielonej od kierowcy i mun-
durowego pasa(cid:298)era szyb(cid:261) z pleksi. „Kanapa” była niczym
innym, jak szarym plastikowym katafalkiem plus uchwyt
na szlauch – za pomoc(cid:261) wody i hydrantu cz(cid:266)sto budzono
(a przy okazji myto) niejednego „trupa”.
Wpadła w oko socjopacie. Kleili si(cid:266) do niej te(cid:298) pijacy, klo-
szardzi i desperaci. Jej dziwaczne kontakty z pół(cid:286)wiatkiem
rujnowały policyjn(cid:261) statystyk(cid:266). Znikomym pocieszeniem
było, (cid:298)e bez obaw lgn(cid:266)ły te(cid:298) do niej małe dzieci i du(cid:298)e zwie-
rz(cid:266)ta. Bardzo znikomym.
Wie(cid:276)kowski zyskał ksyw(cid:266) Wieniawski, bo jeszcze do nie-
dawna towarzyska (cid:286)mietanka stolicy miała go za utalento-
wanego młodego skrzypka. Pó(cid:296)niej utalentowany skrzypek
z niewzruszon(cid:261) min(cid:261) (patrz, jak on si(cid:266) trzyma!) na cmenta-
rzu w Wólce W(cid:266)glowej przyjmował liczne kondolencje, jako
młody wdowiec. Teraz siedział w areszcie (cid:286)ledczym i praw-
dopodobnie rozgrzewał dusz(cid:266) przed do(cid:298)ywociem w chłod-
nej celi, wybielonej z braku farby past(cid:261) do z(cid:266)bów. Tobiasz
Wie(cid:276)kowski. Skurwiel. Tobiaszowi z Biblii, który ocalił dzie-
wic(cid:266) od (cid:286)mierci z r(cid:266)ki demona, towarzyszył anioł pod posta-
ci(cid:261) psa. Wie(cid:276)kowskiemu chyba tylko psia wesz.
15
Wokół wi(cid:266)ziennego muru stali stra(cid:298)nicy z krótkofalów-
kami. Nie zwracali uwagi na grypsuj(cid:261)cych, którzy stoj(cid:261)c pod
oknami wy(cid:298)szych od muru kondygnacji krzyczeli co(cid:286) po swo-
jemu do cieni na wysoko(cid:286)ciach. Ignorowali równie(cid:298) kobiety,
które w granej na opak „scenie balkonowej” z Romea i Julii
pielgrzymowały do swoich zatrza(cid:286)ni(cid:266)tych kochanków.
Stra(cid:298)nik sprawdził wjazdówk(cid:266), powiedział co(cid:286) do niewi-
dzialnego zwierzchnika, radio zaterkotało i wi(cid:266)zienna bra-
ma z mitologicznym namaszczeniem godnym toczonego pod
gór(cid:266) kamienia Syzyfa zacz(cid:266)ła sun(cid:261)ć na bok. Anna zawsze
czuła si(cid:266) tu nieswojo. Nie wierzyła w resocjalizacj(cid:266), starała
si(cid:266) nie wierzyć w pragmatyczne odosobnienie (równie obec-
nie niemodne jak ró(cid:298)owy lakier do paznokci i były minister
sprawiedliwo(cid:286)ci, nazywany tu potocznie ZZ-Topem). Ju(cid:298)
przez pierwsze dni tymczasowego, co bardziej poj(cid:266)tni aresz-
tanci uczyli si(cid:266) otwierać (przynajmniej teoretycznie) zamki
samochodów, choć w celi wyl(cid:261)dowali za zwyczajny włam:
kamie(cid:276) w szyb(cid:266), radio i w nogi. Nie było te(cid:298) tajemnic(cid:261), (cid:298)e
stra(cid:298)nicy wi(cid:266)zienni i policjanci nie przepadali za sob(cid:261). Testy
dla przyszłych policjantów były przecie(cid:298) „za trudne”; ten kto
je oblewał a jednak szedł w zaparte jak najlepsza recydywa, z
reguły l(cid:261)dował na etacie klawisza. Ogl(cid:261)du polskiego wi(cid:266)zien-
nictwa nie polepszyła Annie opinia wydana przez ukochane-
go wuja. Wuj poznał je od podszewki, a w ko(cid:276)cu umarł na
wi(cid:266)ziennym bloku operacyjnym. Pokój jego duszy. Pokój du-
szy (cid:298)yj(cid:261)cemu ojcu Anny, który w ramach pokuty za grzechy
16
starszego brata został policjantem. A ja?, przemkn(cid:266)ło Annie
przez głow(cid:266), za co ja si(cid:266) umartwiam?
Wewn(cid:261)trz si(cid:266)gn(cid:266)ła do lewej pachy i odpi(cid:266)ła kabur(cid:266) z pi-
stoletem, ale wykrywacz metalu i tak zacz(cid:261)ł ponuro buczeć.
– Ona ma gwo(cid:296)dzie w nodze – stra(cid:298)nik usprawiedliwił
Ann(cid:266) przed nieobytym koleg(cid:261). Tamten zagwizdał, a ona po-
czuła si(cid:266) bardzo zm(cid:266)czona.
Przemierzała pokój przesłucha(cid:276) wielkimi krokami. (cid:285)cia-
na i (cid:286)ciana. Lustro. Głow(cid:261) w mur.
Wprowadzono aresztanta.
– Zdj(cid:261)ć mu kajdanki, pani komisarz?
– Nie – odpowiedziała swobodnie.
– Pani komisarz mnie nie lubi – stwierdził Tobiasz Wie(cid:276)-
kowski, jeszcze zanim stra(cid:298)nik zamkn(cid:261)ł drzwi. – Albo si(cid:266)
mnie pani boi?
Jego czarne, wci(cid:261)(cid:298) długie włosy ostro kontrastowały z jas-
n(cid:261) cer(cid:261). Był zbyt ładny jak na m(cid:266)(cid:298)czyzn(cid:266). Mo(cid:298)e musiał urod(cid:266)
doprawić okrucie(cid:276)stwem?
– Chciał pan ze mn(cid:261) porozmawiać.
– Chciałem popatrzeć. Mówić to mogłem i z pani brzyd-
kim partnerem.
Kochany Szelig – jak(cid:298)e on si(cid:266) je(cid:298)ył, kiedy wchodził do
tego pokoju.
– Nadal pan my(cid:286)li, (cid:298)e si(cid:266) z tego wywinie?
– Lubi(cid:266) grać.
– Jak wielu.
17
– Ja jestem wirtuozem, pani komisarz.
– I zagra mi pan pi(cid:266)knie na wizji lokalnej?
– To wła(cid:286)nie chciałem pani oznajmić.
– Ju(cid:298) si(cid:266) szykuj(cid:266) na bis. A gdyby pan wtedy „zabisował”,
nadal grzałby pan krzesło w fi lharmonii narodowej.
Milczał chwil(cid:266).
– Pani komisarz, czego nie robi si(cid:266) dla sztuki. Nie prze-
widziałem, (cid:298)e ukochana Klaudia wydostanie si(cid:266) z płon(cid:261)cego
samochodu. Oczywi(cid:286)cie mógłbym wrócić… Ale wtedy spalił-
bym sobie r(cid:266)ce skrzypka.
– Pan nie mo(cid:298)e si(cid:266) doczekać, (cid:298)eby to wszystko opowie-
dzieć.
– A wy nie do(cid:286)ć długo czekali(cid:286)cie?
– Wi(cid:266)c kiedy?
– Wizja mo(cid:298)e być choćby jutro.
Skin(cid:266)ła głow(cid:261) i ruszyła ku drzwiom, (cid:298)eby wezwać stra(cid:298)-
nika, choć i tak musiał widzieć jej ruch w weneckim lustrze.
Dobrze, (cid:298)e starła pomadk(cid:266).
– Pani komisarz – usłyszała za sob(cid:261) – jeszcze momencik.
Wie pani co chc(cid:261) zrobić moi te(cid:286)ciowie? Odebrać mi własno(cid:286)ć
grobu, w którym pochowałem Klaudi(cid:266). Grobu gł(cid:266)binowego,
dodam. Dwójki. Dwójki dla nas obojga.
– Zamordowałe(cid:286) im córk(cid:266) i si(cid:266) dziwisz?
– Co Bóg zł(cid:261)czył, niech człowiek nie próbuje rozdzielić.
Stra(cid:298)nik nie przychodził, wi(cid:266)c musiała jednak zastukać.
18
2.
„Zło wynika z okoliczno(cid:286)ci”, przeczytała Anna w jakim(cid:286)
kryminale.
W domu kaloryfery były odkr(cid:266)cone na maksimum, a Kuba
snuł si(cid:266) po mieszkaniu na bosaka, w lu(cid:296)nych spodniach od
dresu i w t-shircie z kotem Garfi eldem. Widz(cid:261)c matk(cid:266), na-
tychmiast wzuł kapcie. Anna w pierwszej chwili chciała po-
dej(cid:286)ć do okna i szeroko je otworzyć. Nienawidziła zaduchu.
Zimno, chłodny wiatr – to utrzymywało j(cid:261) w formie. W sta-
nie koncentracji. Wy(cid:286)miałaby ka(cid:298)dego, kto by powiedział, (cid:298)e
si(cid:266) umartwia. Była du(cid:298)(cid:261), siln(cid:261) kobiet(cid:261), typem skandynaw-
skim. Inaczej ni(cid:298) Kuba… Kiedy była nie w sosie (rzadko, za
to zawsze po drinku) zastanawiała si(cid:266), czy jaki(cid:286) troll nie za-
kl(cid:261)ł jej syna, tak jak trolle zaklinaj(cid:261) szczeni(cid:266)ta. Kuba wrodził
si(cid:266) w dziadka i w ojca. W dwóch m(cid:266)(cid:298)czyzn, którzy przeorali
Annie (cid:298)ycie wszerz i wzdłu(cid:298). Miał g(cid:266)ste czarne włosy dziad-
ka Andrzeja i jego ciemne oczy. Usta, kształt podbródka były
natomiast mask(cid:261) zdart(cid:261) z biologicznego ojca. Podobnie nad-
garstki, ramiona, nawet stopy. Anna musiała nauczyć si(cid:266) pa-
trzeć na nie bez zło(cid:286)ci.
19
– Jak min(cid:261)ł dzie(cid:276)? – zapytał Kuba tonem, jakim dziecko
na(cid:286)laduje dorosłego.
– Bywało lepiej. – Poszła do łazienki umyć twarz. Stał
w progu i patrzył, jak ignoruje tonik si(cid:266)gaj(cid:261)c po kostk(cid:266) myd-
ła. Obserwował matk(cid:266) przenosz(cid:261)c ci(cid:266)(cid:298)ar ciała z palców na
pi(cid:266)ty. Z pi(cid:266)t na palce.
– (cid:297)adnej telewizji, komputera ani pizzy – powiedziała
si(cid:266)gaj(cid:261)c po r(cid:266)cznik.
Pokiwał głow(cid:261), choć nie mogła tego zobaczyć.
– Nadal mi nie powiesz, o co poszło?
– Mamo…
– Musiałe(cid:286) uderzyć tego chłopca akurat na matematyce?
– Jakie niedorzeczne pytanie.
– Z matematyki jestem dobry. – Ukryła u(cid:286)miech. Dzieci
i ich obraz (cid:286)wiata. „Zło wynika z okoliczno(cid:286)ci”. – Pomóc ci
przy kolacji?
– Tylko nie baw si(cid:266) no(cid:298)em.
Si(cid:266)gn(cid:261)ł po chleb tostowy, a matka otworzyła lodówk(cid:266). Na
osobnych półkach le(cid:298)ały w(cid:266)dliny i sery. Kuba był wegeta-
rianinem. Na drzwiach zamra(cid:298)alki przyczepił magnes z ry-
sunkiem ciel(cid:261)tka i napisem „Kochasz. Nie jedz”. Anna kon-
sekwentnie ignorowała ten komunikat. Jej (cid:286)wiat nale(cid:298)ał do
drapie(cid:298)ników.
Telewizor milczał.
– Joss Stone czy Ayo? – Kuba pomachał płytami kom-
paktowymi. Wci(cid:261)(cid:298) czuł si(cid:266) niepewnie, inaczej próbował-
20
by przeforsować Evenscean. Anna zastanawiała si(cid:266), czy jest
bardzo rozczarowany, (cid:298)e jego matka nie wygl(cid:261)da jak woka-
listka tego zespołu. Drobna, blada driada, z czarnymi włosa-
mi do po(cid:286)ladków… A pó(cid:296)niej przyszedł jej na my(cid:286)l kompleks
Edypa.
– Ayo.
– Mamo, nie chc(cid:266) jechać na ferie do babci do Krakowa.
Chc(cid:266) jechać do dziadka do Łodzi.
– Ty naprawd(cid:266) lubisz ranić ludzi.
– Nie, mamo… Mo(cid:298)emy powiedzieć babci, (cid:298)e jestem cho-
ry albo co(cid:286)… Wymy(cid:286)lić jakie(cid:286) alibi.
– Kuba!
– Ja naprawd(cid:266) nie mog(cid:266) tam teraz pojechać! – Trzasn(cid:261)ł
talerzem.
– Ale dlaczego?
– Bo to mama ojca!
– O to pokłóciłe(cid:286) si(cid:266) z koleg(cid:261)? O ojca?
Znowu dopadły j(cid:261) wyrzuty sumienia. Znane wszystkim sa-
motnym matkom. „Gdybym ja… Gdyby on… Gdyby(cid:286)my…”
– Dobrze, zadzwoni(cid:266) do dziadka.
– Super!
– Pod warunkiem, (cid:298)e pogadamy powa(cid:298)nie po powrocie.
– Stoi.
– A teraz id(cid:296) do swojego pokoju. Id(cid:296) do pokoju, bo chc(cid:266)
wł(cid:261)czyć telewizor. I trzymaj si(cid:266) z daleka od komputera.
Ogl(cid:261)dała wiadomo(cid:286)ci, by za moment przeł(cid:261)czyć kanał na
Animal Planet. I TVN Style. I Fashion. I… Nie potrafi ła zna-
le(cid:296)ć sobie miejsca. Miała ochot(cid:266) na koncert skrzypcowy. Sze-
roko otworzyła okno.
21
„Zło to nieobecno(cid:286)ci dobra”. (cid:285)wi(cid:266)ty Augustyn?
Wykr(cid:266)ciła kierunkowy, a pó(cid:296)niej numer do ojca.
– Słucham – brzmiał trze(cid:296)wo, ale Anna pod(cid:286)wiadomie
szukała w jego głosie tego załamania, a pó(cid:296)niej charaktery-
stycznego dla pijanych podbicia nuty. Utrzymywał, (cid:298)e nie
pije od pi(cid:266)ciu lat, od kiedy przeszedł drugi zawał. Utrzymy-
wała, (cid:298)e mu wierzy. (cid:297)eby pić z bajpasami, musiałby być sa-
mobójc(cid:261) a gdyby był samobójc(cid:261), ze swoim charakterem za-
ko(cid:276)czyłby (cid:298)ycie szybko i sprawnie.
– Tato.
– Anna? Dzwonisz z pracy? Co u mojego wnuka?
– Jeste(cid:286)my w domu. Kuba przywalił komu(cid:286) w szkole.
– Popatrz, popatrz.
– Ma opatrunek na r(cid:266)ku.
– Wywalili go?
– Jeszcze nie. To znaczy zawiesili.
– I siedzi sam w domu?
– Nie. Tak. Zabior(cid:266) go do pracy.
– Naucz go pisać raporty.
Ojciec zaczyna grać dobrego dziadka. Jakby nie pami(cid:266)tał,
(cid:298)e jego własna córka biegała po podwórku z kluczem na szyi,
Pobierz darmowy fragment (pdf)