Darmowy fragment publikacji:
Ryszard Katarzy(cid:276)ski
©opyrights to:
Wirtualne Wydawnictwo „Goneta” Aneta Gonera
www.goneta.net
ul. Archiwalna 9 m 45, 02-103 Warszawa
Okładka: Aneta Gonera ©
ISBN: 978-83-928108-9-6
Wydanie I
Warszawa, sierpie(cid:276) 2009
2
Ogłoszenie wydało mi si(cid:266) na tyle atrakcyjne, (cid:298)e zapisałem sobie telefon.
lesie, pi(cid:266)trowy, dwa mieszkania
„Dom w
przedwojenny, do niewielkiego remontu, 80 tys. zł ”.
trzypokojowe z wygodami,
Telefon stacjonarny. Gdzie to mo(cid:298)e być? Kierunkowy 59. Gdzie(cid:286) na
północy kraju... Pomorze... Czemu nie? Planowałem od dłu(cid:298)szego czasu porzucić
miejskie wygody i utrapienia. Poza tym (cid:286)redniej wielko(cid:286)ci miasto przemysłowe
na Górnym (cid:285)l(cid:261)sku nie jest czym(cid:286) tak uroczym, (cid:298)e chciałoby si(cid:266) tu siedzieć
wiecznie. Szczególnie gdy nie musi si(cid:266) pracować na chleb. Ani na inne rzeczy.
Kupno
starego domu, do
remontu, gwarantowało niezł(cid:261) porcj(cid:266)
rozrywkowych zaj(cid:266)ć w postaci pilnowania niesolidnych ekip remontowych,
przedzieranie si(cid:266) przez tamtejsze obyczaje urz(cid:266)dowe, bo to i podatek od
nieruchomo(cid:286)ci, i miejscowe opłaty komunalne.
Zawsze byłem troch(cid:266) ryzykantem.
Wiosenka była ju(cid:298) pi(cid:266)kna, ciepło, zielono. Zadzwoniłem, umówiłem si(cid:266).
Dwa dni pó(cid:296)niej, jednym okiem zerkaj(cid:261)c na map(cid:266), a drugim na w(cid:261)sk(cid:261), kr(cid:266)t(cid:261), ale
nie(cid:296)le utrzyman(cid:261) szos(cid:266) przed mask(cid:261), starałem si(cid:266) nie pobł(cid:261)dzić.
Tutaj wiosenka jeszcze nie dotarła. Trawka na poboczach ledwie si(cid:266)
zieleniła, a na skrajach le(cid:286)nych tylko dziki bez puszczał li(cid:286)cie. Reszta stała goła,
bezlistna i ociekaj(cid:261)ca si(cid:261)pi(cid:261)c(cid:261) od czasu do czasu m(cid:298)awk(cid:261).
„To b(cid:266)dzie taki długi zjazd. Po lewej b(cid:266)dzie miał pan jezioro, nie
przegapi pan, bo nad nim rosn(cid:261) tylko olchy, li(cid:286)ci jeszcze nie ma, to
krzaki nic nie zasłaniaj(cid:261). A jak jezioro b(cid:266)dzie si(cid:266) ko(cid:276)czyć, to po
prawej b(cid:266)dzie taka le(cid:286)na (cid:298)u(cid:298)lówka. Łatwo poznać, bo jest przy niej
taki troch(cid:266) zrujnowany parking le(cid:286)ny. I t(cid:261) (cid:298)u(cid:298)lówk(cid:261) raptem cztery
kilometry ..”.
Nawet wszystko si(cid:266) zgadzało. I (cid:298)u(cid:298)lówka te(cid:298) była niezła. Troszk(cid:266)
pofalowana, ale bez powybijanych dziur. Kr(cid:266)ta, obsadzona brzozami wcinała si(cid:266)
w
sosnowy kilkudziesi(cid:266)cioletni bór porastaj(cid:261)cy do(cid:286)ć
spore pagórki,
3
gdzieniegdzie pooddzielane gł(cid:266)bszymi jarami wyrytymi przez potoczki. Do(cid:286)ć
urokliwe pustkowie. Ostatni(cid:261) wioseczk(cid:266) po drodze zostawiłem jakie(cid:286) dziesi(cid:266)ć
kilometrów za sob(cid:261). Teraz jeszcze cztery... Nawet niecałe cztery. Moja (cid:298)u(cid:298)lówka
wspi(cid:266)ła si(cid:266) na łagodny garb i wyskoczyła na obszern(cid:261) polank(cid:266) ozdobion(cid:261)
domkiem. Przedwojennym! Tyle (cid:298)e sprzed pierwszej wojny, s(cid:261)dz(cid:261)c po
architekturze. Pi(cid:266)trowy, ze strychem, z półpłaskim dachem pokrytym pap(cid:261), z
okapami wspartymi na ozdobnie profilowanych ko(cid:276)cach krokwi. Widać było, (cid:298)e
te dwa mieszkania, to jedno nad drugim i maj(cid:261) identyczny rozkład. Nawet
odejmuj(cid:261)c powierzchni(cid:266) zaj(cid:266)t(cid:261) przez klatk(cid:266) schodow(cid:261), to ka(cid:298)de musiało mieć
przynajmniej ze sto dwadzie(cid:286)cia metrów. I zdrowiutkie mury z czerwonej
licówki, cz(cid:266)(cid:286)ciowo obro(cid:286)ni(cid:266)te dzikim winem, czy jak to si(cid:266) tam nazywa.
Łukowe, wymurowane nadpro(cid:298)a, kryte blach(cid:261) parapety, gzymsy i okapniki.
Rynny i rury spustowe te(cid:298) wygl(cid:261)dały na zdrowe. Nie powinno być tak (cid:296)le.
Ci(cid:266)(cid:298)kie, dwuskrzydłowe drzwi pełne ozdóbek i aplikacji na pewno trzeba b(cid:266)dzie
oskrobać z warstw starej farby i porz(cid:261)dnie odnowić, ale warto to zrobić, choćby
dla urody pi(cid:266)knych (cid:298)eliwnych klamek i szyldów. Przed drzwiami był niewielki
podest z kamiennych płyt. Próg drzwi i dwa stopnie do podestu były wyciosane z
takiego samego kamienia. miały widoczne ponad stuletnie zdeptanie.
Parcela sama w sobie miała pewien urok opuszczenia, zdziczenia. Spore,
kilkunastoletnie wybujałe samosieje sosen i brzóz, z rzadka poprzetykane
resztkami dawnego sadu. Kiedy(cid:286) granice wytyczał pewnie szpaler (cid:286)wierków,
teraz mocno szczerbaty, ale pozwalaj(cid:261)cy zorientować si(cid:266) w geometrii parceli.
Miejsce, w którym nale(cid:298)ało skr(cid:266)cać pod dom znaczyły dwa filary pni
rozro(cid:286)ni(cid:266)tych buków, nagich z poczerniał(cid:261) od wilgoci gładk(cid:261) kor(cid:261). Bli(cid:298)ej samego
domu jeszcze trzy d(cid:266)by, równie wiekowe jak buki.
Zanim podjechałem, facet wyszedł przed drzwi. Stary. Oparty na lasce.
Prawa noga w nieforemnym ortopedycznym bucie. Sztruksowy zgniłozielony
garnitur. Dziana kamizelka i co(cid:286), czego nie widziałem w naturze od lat —
dewizka od zegarka. To wszystko rzuciło si(cid:266) w oczy, ale nie twarz. Blada,
4
pomarszczona , gładko wygolona o rysach jakby rozmytych. Łysy jak kolano. Ja
jestem łysy, ale za uszami co(cid:286) kłaczków si(cid:266) uchowało. A facet był jak jajo!
— Witam. Widz(cid:266), (cid:298)e nie miał pan (cid:298)adnych problemów z trafieniem —
Komanecki Bernard jestem.
— Bujwid Andrzej. — Wyci(cid:261)gn(cid:261)łem r(cid:266)k(cid:266).
Spodziewałem si(cid:266) jakiego(cid:286) dr(cid:298)(cid:261)cego starczego u(cid:286)cisku, a tu jak u
trzydziestolatka. Zdecydowany, pewny uchwyt! Wyrobiony od laski?
— Miło poznać. Jak ju(cid:298) jestem tutaj, to od razu poka(cid:298)(cid:266) to, co trzeba. Na
zewn(cid:261)trz. Parcela ma sto pi(cid:266)ć arów i co(cid:286) tam. Hektar z ogonkiem. Praktycznie ta
cała polanka. Ogrodzone to nigdy nie było, tylko ten szpaler (cid:286)wierków...
Niewiele z niego zostało do teraz. Za domem jest obórka i mała stodoła pod
jednym dachem. Ja u(cid:298)ywałem tego jako gara(cid:298)y i składu na opał. I jest te(cid:298)
półotwarta wiata. Dachy wszystkie, jak widać, kryte pap(cid:261), ale zadbane, nigdy
nikt nie dopu(cid:286)cił do długotrwałych przecieków i gnicia konstrukcji drewnianej.
No, ale to papa. I budowane wszystko w 1892 roku. Jak Pan chce połazić po
k(cid:261)tach i pozagl(cid:261)dać we wszystkie dziury, prosz(cid:266) bardzo, ale bez mojego udziału.
Chodz(cid:266) z trudem.
— Nie ma sprawy. Rozumiem. Wejd(cid:296)my do (cid:286)rodka, je(cid:286)li mo(cid:298)na.
— Nawet trzeba. Usi(cid:261)d(cid:266).
Zaprowadził mnie do kuchni i natychmiast usiadł na fotelu ustawionym
obok drzwi, najwidoczniej celowo. Z tego miejsca przez okno widział dobrze,
kiedy nadje(cid:298)d(cid:298)am. Był sam? Kto(cid:286) go przywiózł?
— Mo(cid:298)e pan sobie poogl(cid:261)da sam, jak wygl(cid:261)da tu w (cid:286)rodku i na pi(cid:266)trze.
Rozkład jest identyczny. Wsz(cid:266)dzie jest pootwierane... A ja sobie posiedz(cid:266) i
zapal(cid:266)...
— Ale czuje si(cid:266) pan dobrze? Mo(cid:298)e zrobić panu co(cid:286) do picia? Widz(cid:266), (cid:298)e
kuchnia jest tu wyposa(cid:298)ona i u(cid:298)ywana. Albo przynios(cid:266) termos z auta. Mam tam
prawie pół litra kawy...
5
— Ach nie... Ja po prostu nie mog(cid:266) chodzić... A dzi(cid:286) pozwoliłem sobie na
wi(cid:266)cej ku(cid:286)tykania ni(cid:298) zwykle... A swój kubek z herbat(cid:261) mam na stole, nawet
jeszcze gor(cid:261)ca...
— Podam panu.
— Dzi(cid:266)ki…
Przypalił papierosa, zaci(cid:261)gn(cid:261)ł si(cid:266) z wyra(cid:296)n(cid:261) przyjemno(cid:286)ci(cid:261).
— Lubi(cid:266) palić... — powiedział bardziej do siebie, ni(cid:298) do mnie. — Niech si(cid:266)
pan nie kr(cid:266)puje i ogl(cid:261)da co chce.
To zacz(cid:261)łem ła(cid:298)enie. Tak naprawd(cid:266), to chałupa podobała mi si(cid:266). I to bardzo.
Za takie pieni(cid:261)dze?! To było wła(cid:286)nie co(cid:286) takiego, czego szukałem. Konstrukcja
w dobrym stanie technicznym i stawiana przez solidnych fachowców. Materiały
te(cid:298) wysokiej jako(cid:286)ci. Pewnie, (cid:298)e stare skrzynkowe okna trzeba b(cid:266)dzie wymienić.
Podłogi z szerokich sosnowych dech zamalowane dziesi(cid:261)tkami warstw olejnej
farby. Zobaczymy. Instalacja elektryczna na pewno do wymiany. Tu jeszcze były
puszki i rurki Bergmana! Ka(cid:298)de mieszkanie miało po trzy pokoje i kuchni(cid:266)
rozło(cid:298)one po obu stronach osiowo umieszczonego przedpokoju , a na ko(cid:276)cu
przedpokoju były wej(cid:286)cia do ubikacji i łazienek. Jasne, cale wyposa(cid:298)enie
techniczne do wymiany. Piece od dawna porozbierane, poza kuchennymi, a
centralne ogrzewanie pewnie działaj(cid:261)ce, ale paliwo(cid:298)erne. Do wymiany. Pewnie,
(cid:298)e polazłem na strych. Tanio, to tanio, ale lepiej wiedzieć, czego si(cid:266) spodziewać.
Nawet nie musiałem u(cid:298)ywać latarki. Okienka były do(cid:286)ć du(cid:298)e, a i dwie gołe
(cid:298)arówki te(cid:298) dawały sporo (cid:286)wiatła. Cała konstrukcja wydawała si(cid:266) zdrowa, bez
(cid:286)ladów robactwa i murszu. Krokwie bez (cid:286)ladów ugi(cid:266)cia. Deski czyste, bez
brunatnych zacieków po uszkodzeniach pokrycia. Wygl(cid:261)dało na
to, (cid:298)e
deskowanie dachu i pokrycie było wymieniane po wojnie... Cholera! To
wszystko za dobrze wygl(cid:261)da na tak(cid:261) cen(cid:266)! I to pustkowie, a facet sam! Kto(cid:286) mu
pomaga? Nie widać, (cid:298)eby kto(cid:286) jeszcze tu mieszkał! Jeszcze na parterze
zauwa(cid:298)yłem u(cid:298)ywanie łazienki i sypialni. Ale głównie kuchni, bo telewizor i
telefon s(cid:261) wła(cid:286)nie w kuchni.
6
— Wie pan, to mogłoby mnie interesować. Okolica atrakcyjna, jak na moje
upodobania. Dom i zabudowania s(cid:261) wi(cid:266)ksze, ni(cid:298) si(cid:266) spodziewałem. I w stanie
du(cid:298)o lepszym, ni(cid:298) by na to wskazywał ich wiek. Ale o jedno zapytać musz(cid:266).
Dlaczego pan sprzedaje i dlaczego tak tanio? Nie oszukujmy si(cid:266) — w czym(cid:286) jest
haczyk. Hipoteka? Współwłasno(cid:286)ć? Nie do ko(cid:276)ca uregulowane stosunki prawne?
Komanecki zaci(cid:261)gn(cid:261)ł si(cid:266) papierosem, zajrzał do kubka po herbacie.
— No wła(cid:286)nie… W tym momencie ko(cid:276)czyło si(cid:266) dot(cid:261)d sprzedawanie tego
domu. Nawet (cid:298)aden po(cid:286)rednik od nieruchomo(cid:286)ci nie chciał si(cid:266) tym zaj(cid:261)ć.
— Dlaczego? Przecie(cid:298) na rynku za co(cid:286) takiego mo(cid:298)na dostać i dwa razy
tyle, co pan (cid:298)(cid:261)da teraz. Je(cid:298)eli mam wyj(cid:261)ć pieni(cid:261)dze z kieszeni, to musz(cid:266)
wiedzieć!
— Duchy. W tym domu straszy.
— Bzdura! — zareagowałem niezbyt grzecznie, troch(cid:266) za gło(cid:286)no i na
pewno niezbyt m(cid:261)drze, jak na rozmow(cid:266) o interesach.
Komanecki wzruszył ramionami. Nie wygl(cid:261)dał na ura(cid:298)onego moim
wybuchem.
— Tu jest telefon. I ksi(cid:261)(cid:298)ka telefoniczna. S(cid:261) tam numery i do Gminy, i na
posterunek policji, i do sołtysa. Winnicki si(cid:266) nazywa. Nawet jak pojedziemy do
notariusza, to on na pewno si(cid:266) pana zapyta, czy pan wie o tym, (cid:298)e tu straszy.
— Trzeba było sprzedać to jakiemu(cid:286) ko(cid:286)ciołowi albo klasztorowi. Klechy
duchów si(cid:266) nie boj(cid:261)! Zreszt(cid:261) maj(cid:261) teraz coraz wi(cid:266)cej wysokokwalifikowanych
egzorcystów, to daliby sobie rad(cid:266)! — nawet nie usiłowałem ukryć irytacji.
Komanecki sarkazm pu(cid:286)cił mimo uszu.
— Wie pan, ja specjalnie klechów nie kocham. Ale a(cid:298) tak zło(cid:286)liwy w
stosunku do nich to nie jestem, a i oni zdecydowanie wyrazili swój brak
zainteresowania, nawet za jeszcze ni(cid:298)sz(cid:261) cen(cid:266)! Przez ostatnie lata, jak
próbowałem to sprzedać, sprawa si(cid:266) odrobin(cid:266) rozniosła.
— A te duchy, to straszenie — to jak si(cid:266) objawia? Dzwonienie ła(cid:276)cuchami?
Wycie wilkołaków? Zjawy?
7
— A tam... ka(cid:298)demu inaczej. Nawet ze mn(cid:261) nikt tu nie chce mieszkać. Nikt
z rodziny.
— To panu te duchy nie dokuczaj(cid:261)? Pan si(cid:266) ich nie boi?
— A wła(cid:286)nie. Ja ich nie widz(cid:266) wcale. I nie słysz(cid:266)! Ale ka(cid:298)dy inny,
wcze(cid:286)niej lub pó(cid:296)niej, spotyka je. Czasem o pierwszej nocy, czasem pó(cid:296)niej.
Całe (cid:298)ycie opowiadałem wszystkim, (cid:298)e wierz(cid:266) w duchy! Od małego tak
było! Nawet na cmentarz latałem o północy, (cid:298)eby jakiego(cid:286) ducha zobaczyć — i
nic! No, to mam wreszcie okazj(cid:266)! To mo(cid:298)e być przygoda (cid:298)ycia! Dojechać do
wieku, prawie emerytalnego, (cid:298)eby zobaczyć jakie(cid:286) nadnaturalne zjawisko! Inni
widuj(cid:261) UFO, zielone ludziki z innych planet, koła wygniecione w zbo(cid:298)u, to i
mnie chyba taka przygoda przysługuje? A mo(cid:298)e głupiej(cid:266) na staro(cid:286)ć?! Ogrodz(cid:266) i
postawi(cid:266) przy bramie budk(cid:266) z biletami — duchy b(cid:266)d(cid:266) pokazywał ró(cid:298)nym
idiotom!
Jasne, (cid:298)e w tym wszystkim musi być jaki(cid:286) haczyk! I to pieprzenie o duchach
to taka sama dobra przykrywka jak inne! Ale za takie pieni(cid:261)dze? Sama parcela
jest sporo warta. Pr(cid:261)d doci(cid:261)gni(cid:266)ty. Linia telefoniczna (cid:286)wiatłowodowa leci dalej
wzdłu(cid:298) (cid:298)u(cid:298)lówki do nast(cid:266)pnej wsi. Studnia dobra i hydrofornia w bardzo dobrym
stanie. Woda smaczna. Od biedy mo(cid:298)na si(cid:266) wprowadzić i mieszkać. I spokojnie
robić cały remont.
U notariusza i w ksi(cid:266)gach wieczystych sprawdzić stan prawny mo(cid:298)na. Do
gminy wpa(cid:286)ć te(cid:298) potrafi(cid:266).
— W porz(cid:261)dku, panie Komanecki. Kiedy mo(cid:298)emy pojechać do notariusza?\
— Nawet teraz. Je(cid:298)eli zabierze mnie pan swoim samochodem. Bo inaczej to
musz(cid:266) zadzwonić po kogo(cid:286), (cid:298)eby przyjechał po mnie.
— A ma pan aktualny wyci(cid:261)g z ksi(cid:261)g wieczystych i kompletn(cid:261) mapk(cid:266)
terenu?
— Oczywi(cid:286)cie. Tyle razy musiałem ju(cid:298) to pokazywać... To ta zielona teczka
na stole.
8
Przejrzałem. Wygl(cid:261)dało wszystko porz(cid:261)dnie. Jeden wła(cid:286)ciciel. Tytuł
własno(cid:286)ci. (cid:297)adnych obci(cid:261)(cid:298)e(cid:276). Umowa o przył(cid:261)cze energetyczne, umowa z TP
S.A., umowa o wywóz (cid:286)mieci i szamba. Decyzja o wymiarze podatku od
nieruchomo(cid:286)ci. Kwity wpłat. Mapka te(cid:298) była zgodna z rzeczywisto(cid:286)ci(cid:261).
— To niech pan uprzedzi notariusza, (cid:298)e jedziemy.
— Jest pan pewien?
— Oczywi(cid:286)cie. Pieni(cid:261)dze b(cid:266)dzie chciał pan przelewem na konto czy
gotówk(cid:261)?
— Lepiej gotówk(cid:261).
— Dobrze. Wylicz(cid:266) u notariusza. To co? Zamykamy dom i jedziemy.
— Tylko zadzwoni(cid:266).
Komanecki powoli wybierał numer, starannie wciskaj(cid:261)c klawisze aparatu.
— Pan Bucki? Wci(cid:286)nie mnie pan na spisanie umowy? Za godzink(cid:266) b(cid:266)d(cid:266) z
klientem.
Komanecki słuchał odpowiedzi i wreszcie wyci(cid:261)gn(cid:261)ł słuchawk(cid:266) w moim
kierunku.
— Do pana.
— Bujwid, dzie(cid:276) dobry.
— Pan jest potencjalnym klientem na t(cid:266) chałup(cid:266) Komaneckiego, prawda?
Musz(cid:266) pana zapytać z góry, (cid:298)eby nie marnować czasu swojego i pa(cid:276)skiego.
— Prosz(cid:266) bardzo.
— Czy wie pan, (cid:298)e w tym domu straszy? I mimo to chce pan go kupić?
— Tak.
Przeci(cid:261)głe westchnienie w słuchawce.
— To przyje(cid:298)d(cid:298)ajcie.
Odło(cid:298)yłem słuchawk(cid:266). Popatrzyłem sobie na Komaneckiego.
— Jedziemy? — zapytał, mimo (cid:298)e słyszał rozmow(cid:266).
Wzruszyłem ramionami.
9
— Wcale si(cid:266) nie dziwi(cid:266), (cid:298)e nie mógł pan tego sprzedać, jak ka(cid:298)dego klienta,
na dzie(cid:276) dobry, odstraszał pan, i nawet ten pa(cid:276)ski notariusz!
Zamkn(cid:266)li(cid:286)my chałup(cid:266) i pomogłem Komaneckiemu usadowić si(cid:266) w aucie.
Kaleka noga najwidoczniej nie tylko miała ograniczon(cid:261) sprawno(cid:286)ć, ale sprawiała
mu ból.
Godzinka jazdy to czas na lu(cid:296)ne gadanie.
— Po sprzeda(cid:298)y, gdzie si(cid:266) pan wyprowadza? Gdzie(cid:286) do miasta? Do
rodziny?
— Aha. Z moj(cid:261) nog(cid:261) samodzielne gospodarzenie jest raczej utrudnione. A
na stałe nikt u mnie nie chciał mieszkać. Do pomocy przychodziła dwa razy w
tygodniu babka ze wsi. A do ci(cid:266)(cid:298)szych robót — jej m(cid:261)(cid:298). Przedtem, jeszcze tak
nie bolało, to wi(cid:266)cej sam robiłem i swoim polonezem po zakupy, i do gminy sam
si(cid:266) wybierałem. Ale teraz z ka(cid:298)dym miesi(cid:261)cem gorzej.
— To po wypadku?
— Po złamaniu nogi (cid:296)le zrobiona operacja. wdała si(cid:266) jaka(cid:286) infekcja, trzeba
było usun(cid:261)ć cz(cid:266)(cid:286)ć zaka(cid:298)onych ko(cid:286)ci stopy. Wygoiło si(cid:266), ale chodzić mogłem
tylko w takich butach. A to z kolei powodowało nienaturalne obci(cid:261)(cid:298)enie stawów
i zwyrodnienia. Nic nadzwyczajnego.
— Kiedy b(cid:266)dzie chciał si(cid:266) pan wyprowadzić?
— Och, mog(cid:266) nawet jutro! Przyjad(cid:261) po mnie.
— Jak to? A meble i inne rzeczy?
— To, co naprawd(cid:266) mi potrzebne, to zabior(cid:266). Te troch(cid:266) ubra(cid:276), dokumenty,
kilka ksi(cid:261)(cid:298)ek, to zmie(cid:286)ci si(cid:266) w ka(cid:298)dym samochodzie. Sam pan widział, (cid:298)e te
troch(cid:266) starych gratów to mo(cid:298)na zwalić na kup(cid:266) i spalić. Zreszt(cid:261) w nowym
miejscu jestem i tak kompletnie urz(cid:261)dzony. Nawet nie miałbym gdzie tego
wszystkiego pomie(cid:286)cić.
— Miałem nadziej(cid:266), (cid:298)e pomieszka pan tam jeszcze kilka dni… Po
podpisaniu umowy musz(cid:266) pojechać do siebie, na (cid:285)l(cid:261)sk, i załatwić przewiezienie
10
moich rzeczy tutaj. Nie da si(cid:266) prowadzić remontu i zagospodarowywać takiego
domu zaocznie. Trzeba tu mieszkać. Dwa dni na podró(cid:298) i jeden dzie(cid:276) na miejscu.
— Och, te trzy, cztery dni mog(cid:266) bez problemów tu poczekać. To nawet
pasuje, bo b(cid:266)d(cid:266) miał okazj(cid:266) znajomych we wsi uprzedzić, (cid:298)e wyje(cid:298)d(cid:298)am, w
gminie wymeldować, no i zgłosić rozwi(cid:261)zanie i cesj(cid:266) umów na pr(cid:261)d i inne takie.
— To (cid:286)wietnie.
Notariusz Bucki był chudym jak szczapa jegomo(cid:286)ciem w złotych okularkach
i granatowym garniturze w pr(cid:261)(cid:298)ki. Za to jego sekretarka nie miała w sobie nic z
chudo(cid:286)ci, a same okr(cid:261)gło(cid:286)ci. I (cid:286)liczny u(cid:286)miech. Wzi(cid:266)ła ode mnie dowód i numer
NIP-u i szybciutko wklepała dane w komputer. Tekst umowy sprzeda(cid:298)y, z
wszystkimi danymi nieruchomo(cid:286)ci, z wyszczególnieniem poszczególnych
składników zabudowa(cid:276) i gruntu, opisaniem zał(cid:261)czników dokumentacji, miała
przygotowany wcze(cid:286)niej. Klikn(cid:266)ła i drukarka zacz(cid:266)ła pracowicie bzyczeć.
— Musz(cid:266) pana jeszcze raz zapytać, czy pan wie…
— Oczywi(cid:286)cie. Wiem, (cid:298)e w domu, który kupuj(cid:266), straszy. Pan Komanecki
otwarcie mnie o tym uprzedził — nawet nie starałem si(cid:266), (cid:298)eby to sympatycznie
wypadło.
— Dobrze, wobec tego odczytam panom umow(cid:266).
Trwało to troch(cid:266). Cztery strony formatu A-4 g(cid:266)stego tekstu. Potem
Komanecki przeliczył
sekretareczka skasowała nale(cid:298)ne opłaty.
swoje osiemdziesi(cid:261)t
tysi(cid:266)cy. A
jeszcze potem
— Jak pan przyjedzie, to ju(cid:298) wszystko b(cid:266)dzie w ksi(cid:266)gach wieczystych —
powiedziała.
— Ale ekspres! — zdziwiłem si(cid:266).
— Mamy troch(cid:266) chodów. I lubi(cid:261) nas tam — pochwaliła si(cid:266).
Zostawiłem Komaneckiego w chałupie, a sam bez marudzenia ruszyłem do
domu. Jak dobrze pójdzie i w drodze nie b(cid:266)d(cid:266) si(cid:266) oci(cid:261)gał, to siedem, osiem
godzin i jestem.
11
Zeszło dłu(cid:298)ej. Ju(cid:298) nie jestem taki kowboj, (cid:298)eby robić takie trasy tam i z
powrotem bez spania. W domu te(cid:298) dospać trzeba było. Potem wyk(cid:261)pać si(cid:266) i
ogolić. I zmienić przepocone ciuchy.
Wojtek, mój jedyny i leniwy syn, przyszedł po południu.
— Kupiłe(cid:286)?
— Aha!
— I co planujesz?
— Wynosz(cid:266) si(cid:266) tam!
— A jakie(cid:286) atrakcje tam s(cid:261)? Oprócz remontu staro(cid:298)ytnej rudery i u(cid:298)erania
si(cid:266) z fachowcami...
— Podobno s(cid:261) tam duchy.
— No to (cid:298)ycz(cid:266) powodzenia. A z tym mieszkaniem to, co zrobić?
— Na razie nic. Zostawi(cid:266) ci spis rzeczy, które zapakujesz mi na ci(cid:266)(cid:298)arówk(cid:266)
i wy(cid:286)lesz do mnie. Spis zostawi(cid:266) ci na biurku. Zabior(cid:266) tylko swoje niezb(cid:266)dne
dokumenty i troch(cid:266) narz(cid:266)dzi z gara(cid:298)u. Je(cid:298)eli dobrze b(cid:266)dzie mi szło to
zagospodarowywanie, to dam ci znać i wynajmiesz komu(cid:286) mieszkanie. Najlepiej
jakim(cid:286) studentom. Zreszt(cid:261) sam wiesz, co robić. A ja w nocy wyje(cid:298)d(cid:298)am.
— Do swoich duchów?
— Wła(cid:286)nie.
— Wariat jeste(cid:286). (cid:297)e te(cid:298) ci(cid:261)gle ci si(cid:266) chce jakich(cid:286) przygód!
— Taka rasa.
Komanecki wylegiwał si(cid:266) na plastikowym le(cid:298)aczku, na słoneczku przed
domem. Przykryty kocem. Chyba nawet drzemał. Tak to wygl(cid:261)dało, (cid:298)e nawet na
trza(cid:286)ni(cid:266)cie drzwi samochodu oczy otworzył niech(cid:266)tnie.
— Ju(cid:298) pan jest? Witam. Nie b(cid:266)d(cid:266) si(cid:266) podnosił na powitanie, bo troch(cid:266) si(cid:266)
nadreptałem rano i noga mnie rwie.
Podszedłem i u(cid:286)cisn(cid:261)łem mu r(cid:266)k(cid:266). Nadal u(cid:286)cisk miał taki sam. Pewny,
mocny.
12
— Załatwiłem co trzeba. Moje graty ju(cid:298) si(cid:266) ładuj(cid:261). A jak u pana? S(cid:261)siedzi i
w Gminie ju(cid:298) wiedz(cid:261), (cid:298)e pan wyje(cid:298)d(cid:298)a?
— Tak. Do tego wystarczy par(cid:266) telefonów. Jak pan ju(cid:298) jest, to zadzwoni(cid:266) po
kuzyna, (cid:298)e mo(cid:298)e mnie zabrać. Nie ma powodu, (cid:298)eby zwlekać. Trzeba przywykać
do nowego miejsca i tam si(cid:266) urz(cid:261)dzać.
— Miło mi b(cid:266)dzie, je(cid:298)eli odwiedzi mnie pan tutaj od czasu do czasu... A
nawet cz(cid:266)sto. To taka wielka chałupa, a ja b(cid:266)d(cid:266) sam, (cid:298)e bez problemów pana
ugoszcz(cid:266). Mieszkał pan tu przecie(cid:298) tyle lat i wie pan wszystko o tych murach, o
ka(cid:298)dym gwo(cid:296)dziu w (cid:286)cianie, o ka(cid:298)dej desce we wrotach do stodoły. A ja, dopiero
jak zaczn(cid:266) co(cid:286) robić, to b(cid:266)d(cid:266) wiedział, o co pytać. I telefon do siebie te(cid:298) mi pan
poda, prawda?
— Oczywi(cid:286)cie. Ch(cid:266)tnie... Niech mi pan pomo(cid:298)e wstać.
Podałem mu r(cid:266)k(cid:266).
Poku(cid:286)tykał do kuchni i podniósł słuchawk(cid:266). Jego spakowane dwie walizki
stały przy stole. Na jego fotelu dwa spore kartony pi(cid:266)trzyły si(cid:266) jeden na drugim,
solidnie oklejone ta(cid:286)m(cid:261) samoprzylepn(cid:261).
— Niewiele tego pan zabiera.
— W zupełno(cid:286)ci wystarczy.
Kusiło mnie, (cid:298)eby nie czekaj(cid:261)c na jego wyjazd, od razu zabrać si(cid:266) do
zagospodarowywania którego(cid:286) z pokojów do u(cid:298)ytku dla siebie ju(cid:298) teraz, ale
wydało mi si(cid:266) to zbyt niegrzeczne. Ostatecznie facet prze(cid:298)ył w tym miejscu
kawałek swego (cid:298)ycia. Był jako(cid:286) z tym wszystkim zwi(cid:261)zany emocjonalnie. Nie
ma cudów, ka(cid:298)dy z tych gratów, jaki tu zostawiał, wi(cid:261)zał si(cid:266) z jakim(cid:286)
zdarzeniem, wspomnieniem, prac(cid:261), osob(cid:261)... Mogły to być dla niego sprawy
bardzo wa(cid:298)ne. A (cid:298)e o duchach nie wspominał, to i ja byłem w przyjaznym
nastroju.
Wyszedłem przed dom i otworzyłem baga(cid:298)nik swojego auta. Wyci(cid:261)gn(cid:261)łem
skrzynk(cid:266) narz(cid:266)dziow(cid:261) i zaniosłem j(cid:261) do przedsionka. Wydawało mi si(cid:266) to mniej
obra(cid:296)liwe ni(cid:298) wnoszenie walizek z osobistymi rzeczami.
13
Komanecki stał przy oknie i wpatrywał si(cid:266) w (cid:286)cian(cid:266) lasu i czarny garb
(cid:298)u(cid:298)lówki.
— To narz(cid:266)dzia? Tutaj sporo jest ró(cid:298)nego u(cid:298)ytecznego (cid:298)elastwa. Przecie(cid:298)
tego nie zabior(cid:266) do mieszkania w jakiej(cid:286) klitce. Jest tu i piła tarczowa w drwalni,
i piła ła(cid:276)cuchowa. Nawet stara wiertarka stołowa i kowadło. Łopat, szpadli grabi
i innych ogrodniczych rzeczy te(cid:298) po k(cid:261)tach tu pełno. Przyda si(cid:266). O, jest mój
wo(cid:296)nica! Kuzyn przyjechał.
— Pomog(cid:266) wynie(cid:286)ć pa(cid:276)skie baga(cid:298)e.
— Bardzo prosz(cid:266).
Z dwoma walizkami wyszedłem przed dom. Koło mojego auta stało czarne
audi, do(cid:286)ć sfatygowane i w latach zbli(cid:298)aj(cid:261)ce si(cid:266) do pełnoletnio(cid:286)ci. Obok niego
stał szczupły, czarniawy chłopaczek. Dopiero gdy podszedłem z walizkami i
odwrócił si(cid:266) do mnie, zobaczyłem, (cid:298)e to prawie dziadek! Tyle (cid:298)e sylwetka
chłopi(cid:266)ca i (cid:298)adnego siwego włosa na krótko ostrzy(cid:298)onej czuprynce. Ogorzała,
pomarszczona twarzyczka z zapadni(cid:266)tymi policzkami. Siwe oczka.
— Dzie(cid:276) dobry. — Kiwn(cid:261)łem mu głow(cid:261). — Te walizki to do kufra czy na
tylne siedzenie?
— A du(cid:298)o tego jeszcze?
— Dwa kartony.
— To do kufra.
Popatrzył, jak wkładam do baga(cid:298)nika walizy, trzasn(cid:261)ł klap(cid:261), nie wiadomo
po co wytarł dłonie o spodnie, popatrzył na mnie i powiedział:
— To pójd(cid:266) po te kartony.
Ale jeszcze przez chwil(cid:266) postał i popatrywał na mnie — nie wiem —
oczekiwał, (cid:298)e wyr(cid:266)cz(cid:266) go jednak w robocie?
Komanecki ostro(cid:298)nie zszedł z kamiennych stopni
i poku(cid:286)tykał do
samochodu. Podszedłem do niego.
14
— Niech pan zadzwoni, jak si(cid:266) pan urz(cid:261)dzi w nowym miejscu. Numer
stacjonarnego chyba b(cid:266)dzie nadal ten sam. Dam panu wizytówk(cid:266), w razie czego
mo(cid:298)na mnie złapać pod komórkowym.
— Zadzwoni(cid:266). Niech pan polubi to miejsce. I zadba o nie. Bo warto.
— Ma pan racj(cid:266). Warto.
Kuzyn oba kartony przytargał za jednym zamachem. Otworzyłem tylne
drzwi samochodu, zdj(cid:261)łem górny pakunek i wstawiłem na tylne siedzenie. Nie
podzi(cid:266)kował, nawet nie skin(cid:261)ł głow(cid:261). Wrzucił swój do (cid:286)rodka i trzasn(cid:261)ł
drzwiami. I ju(cid:298) był za kierownic(cid:261) zapi(cid:266)ty pasem. Silnik pracował, ruszył, zanim
zatrzasn(cid:261)ł drzwi. Jakby uciekał. Dziwadło! Ale ró(cid:298)nych w (cid:298)yciu widziałem.
Niewa(cid:298)ne! Wa(cid:298)ne, (cid:298)e teraz byłem sam, u siebie, na swoich wło(cid:286)ciach!
Panisko! Ogarn(cid:261)łem wła(cid:286)cicielskim okiem moj(cid:261) posiadło(cid:286)ć — podobało mi
si(cid:266) tutaj! Podobało si(cid:266), jak nie wiem co!
Ogrodzenie trzeba b(cid:266)dzie zrobić jakie(cid:286) porz(cid:261)dne. I obsadzić jakim(cid:286)
(cid:298)ywopłotem. Tak na oko, po obwodzie b(cid:266)dzie ze czterysta metrów... bardziej
pi(cid:266)ćset. Najszybciej to siatka. Pierwsza robota, któr(cid:261) bez specjalnych ceregieli
mo(cid:298)na komu(cid:286) zlecić. Choćby na fuch(cid:266).
Ale najpierw trzeba si(cid:266) rozpakować i przygotować jakie(cid:286) miejsce do spania.
I wyskoczyć do wsi po jakie(cid:286) zakupy. Je(cid:286)ć co(cid:286) trzeba. Jutro przyjad(cid:261) z firmy
telekomunikacyjnej z umow(cid:261) i porz(cid:261)dnymi telefonami. To tutaj to jaki(cid:286) antyk —
nie funkcjonuje wybieranie tonowe. I z zakładu energetycznego z licznikiem
przedpłatowym.
Walizy swoje wniosłem do kuchni.
Uderzył mnie w nos zapach starego, wielodniowego, zastałego kurzu i jakby
wilgotnej st(cid:266)chlizny. Dziwne. Kilkana(cid:286)cie minut wcze(cid:286)niej tego nie czułem.
Trzeba otworzyć okno. Cholera! Tutaj jest rzeczywi(cid:286)cie pełno kurzu! Na
wszystkim! Tak kiepsko si(cid:266) czuł przez te dni, (cid:298)e przesiedział je w fotelu?
Sypialnia była po drugiej stronie przedpokoju, drzwi w drzwi kuchni. I okno tak,
jak kuchenne wychodziło na drog(cid:266). Od razu je otworzyłem, bo tutaj zaduch był
15
jeszcze bardziej dra(cid:298)ni(cid:261)cy. No, tutaj na pewno. Od tygodni nikt nie sypiał!
Podwójne mał(cid:298)e(cid:276)skie ło(cid:298)e przykryte kremow(cid:261), pikowan(cid:261) i poszarzał(cid:261) od starego
kurzu narzut(cid:261). Trzydrzwiowa szafa z jasnego orzecha, z lustrem, pusta, otwarta i
kilka wieszaków na drewnianym dr(cid:261)(cid:298)ku. Dwa nocne stoliki w tej samej
orzechowej okleinie Toaletka do kompletu. Przejechałem palcem po lustrze. A(cid:298)
grubo kurzu! Po(cid:286)ciel zgarn(cid:261)łem w jeden tobół, zwi(cid:261)załem i wyniosłem na
zewn(cid:261)trz. (cid:285)mieciarze podobno je(cid:298)d(cid:298)(cid:261) w (cid:286)rody, co drugi tydzie(cid:276). Czyli pojutrze.
Nazbieram im pewnie troch(cid:266) badziewia.
A na t(cid:266) st(cid:266)chlizn(cid:266) jedyna rada to rozpalić w centralnym, choć troch(cid:266)
grzaniem wymusić cyrkulacj(cid:266) zastałego powietrza. Piec zwyczajny, stalowy, to i
na drewnie pojedzie. Troch(cid:266) tego jest pod wiat(cid:261). Nawet poci(cid:266)te na klocki. Tylko
połupać.
To gdzie on spał przez te dni? W fotelu, w kuchni?
Czym powycierać te kurze? Jaka(cid:286) mokra szmata? To si(cid:266) tylko b(cid:266)dzie mazać!
Jaki(cid:286) odkurzacz by si(cid:266) przydał i szczotka do zamiatania! Szufelka! Takie
pierdoły powinny tu si(cid:266) przecie(cid:298) poniewierać, nawet jak ich nie u(cid:298)ywał! Na
pewno nie u(cid:298)ywał w ci(cid:261)gu ostatnich tygodni! Widać! I czuć!
A(cid:298) dziwne, (cid:298)e trzy dni temu, nie zwróciłem uwagi na te pokłady kurzu i
st(cid:266)chlizn(cid:266). No pewnie! Napaliłem si(cid:266) na t(cid:266) chałup(cid:266) i oczy budowla(cid:276)ca widziały
tylko to, co mnie ciekawiło! Do pokojów ledwie zajrzałem! Na strychu to nawet
belki opukiwałem czy nie zmurszałe i szukałem (cid:286)ladów zacieków! Mogłem
zabrać z domu choć odkurzacz i jakie(cid:286) chemikalia do sprz(cid:261)tania. Albo kupić po
drodze!
Nie ma co filozofować. Jeszcze jest dzie(cid:276) i pewnie we wsi jaki(cid:286) sklep jest
czynny. Jakie(cid:286) proszki i płyny pewnie dostan(cid:266). Wiadra i miski w kuchni
widziałem. A na szmaty to choćby i to prze(cid:286)cieradło, które przed chwil(cid:261)
wywaliłem z cał(cid:261) po(cid:286)ciel(cid:261). Zamkn(cid:261)łem chałup(cid:266) i wskoczyłem do autka.
Podobno dalej t(cid:261) (cid:298)u(cid:298)lówk(cid:261) do wsi jest tylko trzy kilometry.
16
W sklepie kilka kobiet co(cid:286) ugadywało, stały w kółko z pełnymi
reklamówkami i blokowały dost(cid:266)p do lady.
— Dzie(cid:276) dobry.
Na d(cid:296)wi(cid:266)k obcego głosu, przerwały dyskurs i obejrzały si(cid:266) na mnie. Obcy!
— Dzie(cid:276) dobry. — To sklepowa zza lady. — Czym mog(cid:266) słu(cid:298)yć?
Była miła, ładna, u(cid:286)miechni(cid:266)ta...
— Jaki(cid:286) proszek do prania z tych ta(cid:276)szych, dobry płyn do czyszczenia szyb,
co(cid:286) do mycia posadzek, glazury. Jaki(cid:286) ludwik do mycia garów. I mydło
toaletowe.
— Czy pan nie jest przypadkiem ten, co kupił ten domek po Komaneckich?
— Aha. Bujwid Andrzej jestem i wygl(cid:261)da na to, (cid:298)e ma pani nowego
klienta...
— Długo to stało puste i nie pilnowane przez nikogo — powiedziała. — Ale
uchowało si(cid:266). Jak jechałam po towar, to widziałam, (cid:298)e nawet (cid:298)adnej szyby nikt
nie wybił. To b(cid:266)dzie pan to remontował? I mieszkał tam? Długo pan zwlekał z
przyjazdem...
Jako(cid:286) nie wydawało mi si(cid:266) zwlekaniem dwukrotne obrócenie na (cid:285)l(cid:261)sk i z
powrotem w ci(cid:261)gu paru dni, i jeszcze podpisanie umowy notarialnej w tym
czasie. Ale mo(cid:298)e tutaj ludzie mieli inn(cid:261) miar(cid:266) albo inne kalendarze. Nigdy nie
spierałem si(cid:266) z takimi opiniami. Nie zale(cid:298)ało mi na udowadnianiu komu(cid:286), (cid:298)e si(cid:266)
myli.
— No wła(cid:286)nie si(cid:266) sprowadziłem. Musz(cid:266) wysprz(cid:261)tać choć kuchni(cid:266) i jaki(cid:286)
pokój. Za par(cid:266) dni przyjad(cid:261) moje graty. A niech mi pani da jeszcze dwa słoiki
fasolki w pomidorach, paczk(cid:266) makaronu krajanki, po jednej z tych chi(cid:276)skich
zupek... I dwie puszki tych konserw wieprzowych, jeden chleb, kostka masła.
Cukier, kawa rozpuszczalna, mo(cid:298)e być ten niebieski Maxwell. Herbata czarna i
zielona. I jeszcze ten makaron nitki. I paczk(cid:266) kostek rosołowych, wołowych. Olej
kujawski. Dwa kartony mleka. Dziesi(cid:266)ć jaj. Kilo cebuli. Paczk(cid:266) soli. Pieprz
17
mielony... Starczy. I jak ma pani jaki(cid:286) wi(cid:266)kszy karton na to wszystko. To by było
tyle na pocz(cid:261)tek. Aaa... i jeszcze paczka (cid:286)wiec i paczka zapałek.
Kobiety za plecami spojrzeniami wydłubały mi prawie dziur(cid:266) w karku.
— Nie wie pani, czy znalazłbym kogo(cid:286) we wsi do takich pierwszych robót?
Ogrodzenie b(cid:266)d(cid:266) chciał najpierw zrobić porz(cid:261)dne. No i przydałoby si(cid:266) okna i
podłogi pomyć, poodkurzać, paj(cid:266)czyny po(cid:286)ci(cid:261)gać. Sam, to tyle (cid:298)e w kuchni
troch(cid:266) ogarn(cid:266) i jeden pokoik, aby do spania...
Pokr(cid:266)ciła głow(cid:261).
— Nie sadz(cid:266), (cid:298)eby znalazł pan we wsi kogokolwiek do roboty... —
powiedziała powoli i patrzyła mi nad ramieniem na te babsztyle za plecami.
To poczułem si(cid:266) ju(cid:298) przywitany. Zaczynali mnie oswajać.
Zapłaciłem,
— To dzi(cid:266)ki na razie. Na pewno o czym(cid:286) tam zapomniałem, a jeszcze
pewniej nie wiem, co na takim gospodarstwie b(cid:266)dzie potrzebne jutro. Na pewno
dam jeszcze zarobić. Do widzenia.
— Do widzenia. — Nie usłyszałem nawet cienia entuzjazmu na cze(cid:286)ć
nowego klienta.
A babusy, jak nie odezwały si(cid:266) na przywitanie, tak i nie uznały za stosowne
mnie po(cid:298)egnać. Ale gapiły si(cid:266) nadal.
Kawałek za sklepem widać było szyldzik na słupku i wymalowan(cid:261) zielon(cid:261)
butl(cid:266) gazow(cid:261) z literkami BP. Podjechałem pod zadaszony regalik pełen butli,
zamkni(cid:266)ty na solidn(cid:261) kłódk(cid:266). Pies uwi(cid:261)zany do budy narobił rejwachu i wywabił
gazownika z domu.
— Dzie(cid:276) dobry. Wymieni pan butle?
— Czemu nie? Po czterdzie(cid:286)ci cztery.
Wyci(cid:261)gn(cid:261)łem z baga(cid:298)nika puste, wstawiłem pełne. I byłem klient.
Zapłaciłem.
— Pan to pewnie ten nasz nowy s(cid:261)siad z tej chałupy po Komaneckich?
— Zgadł pan. Bujwid Andrzej.
18
Kiwn(cid:261)ł głow(cid:261).
— Tak my(cid:286)lałem.
Tak my(cid:286)lał, (cid:298)e si(cid:266) nazywam, czy tak my(cid:286)lał, (cid:298)e jestem tym nowym
s(cid:261)siadem? I ju(cid:298) drugi, któremu si(cid:266) przedstawiam imieniem i nazwiskiem i nie
dowiaduj(cid:266) si(cid:266) niczego w rewan(cid:298)u. Mo(cid:298)e tu taki klimat?
Te zdziwienia moje tylko mi przelatywały przez głow(cid:266), bo naprawd(cid:266) troszk(cid:266)
mi si(cid:266) spieszyło. Je(cid:298)eli miałem zd(cid:261)(cid:298)yć z wysprz(cid:261)taniem choć jednego pokoju i
kuchni do przyjazdu moich gratów, to na pogaduchy i analizowanie miejscowych
obyczajów towarzyskich nie miałem czasu.
—Pierwsze w moim domu to podł(cid:261)czyć butl(cid:266) do kuchenki, sprawdzić, czy
trzyma szczelno(cid:286)ć i... zrobić sobie kawki! A drugie, to wstawić wod(cid:266) na
makaron. Płyn do mycia garów mam, to jaki(cid:286) garnek sobie umyj(cid:266). I durszlak nad
kuchni(cid:261) te(cid:298) wisi, i dwie patelnie. Nawet nie zasyfione. Tyle (cid:298)e wszystko pokryte
wszechobecnym kurzem.
Jak ju(cid:298) miałem kaw(cid:266) i wod(cid:266) wstawion(cid:261), to obejrzałem sobie piec
centralnego. Nawet popiół był wybrany. W koszu obok było troch(cid:266) szczapek na
podpałk(cid:266). I pusta w(cid:266)glarka. Mo(cid:298)e została gdzie(cid:286) jaka(cid:286) resztka w(cid:266)gla? Albo
przynios(cid:266) choć par(cid:266) klocków drewna. Jak przepal(cid:266), to wygoni(cid:266) troch(cid:266) st(cid:266)chlizny.
Pompka działa? Działa. No to... do roboty!
Był i w(cid:266)giel, i nawet troch(cid:266) por(cid:261)banych klocków.
Ci(cid:261)g szybko załapał i zanim ugotował si(cid:266) makaron, mogłem dorzucić dwie
szufelki w(cid:266)gla i doładować do pełna drewnem. Grzanie rozp(cid:266)dzało si(cid:266) powoli.
Zd(cid:261)(cid:298)yłem odgrzać fasol(cid:266) z makaronem i j(cid:261) zje(cid:286)ć, gdy termometr pokazał ledwie
czterdzie(cid:286)ci stopni na piecu. Wł(cid:261)czyłem pompk(cid:266) i poszedłem po nast(cid:266)pn(cid:261) porcj(cid:266)
drewna.
Ze dwie godziny trwało, zanim dało si(cid:266) odczuć wyra(cid:296)nie ogrzewanie. Ale
pociech(cid:261) było, (cid:298)e piec, po załadowaniu drewnem do pełna, dawało si(cid:266) bez
problemu ustawić na powolne spalanie i trzymanie temperatury. Jak tak załaduje
si(cid:266) na noc, to sporo wilgoci si(cid:266) wygoni. Tylko pozostawiać drzwi do pokojów
19
pootwierane i na klatk(cid:266) schodow(cid:261), to cyrkulacja sama wypchnie zaduch. No i
stara stolarka, to nie hermetyczne plastiki. Nie ma potrzeby uchylania okien.
Rano si(cid:266) wywietrzy.
Do wieczora z grubsza wysprz(cid:261)tałem kuchni(cid:266). Nawet gary pomyłem. I jak
si(cid:266) dało, na sucho i na mokro, powycierałem kurz i paj(cid:266)czyny. Wybór nast(cid:266)pnego
pomieszczenia do sprz(cid:261)tania pozostawiłem sobie na za(cid:286).
Chodz(cid:261)c po opał do szopy, zlokalizowałem piły, o których wspominał
Komanecki. I zajrzałem do stodoły. Skoro on u(cid:298)ywał jej jako gara(cid:298)u, to i ja
mog(cid:266). Nie mog(cid:266)... Stodoła była zastawiona dokładnie starymi meblami i jakimi(cid:286)
skrzyniami, i innym badziewiem o nieokre(cid:286)lonej proweniencji! Na pewno cz(cid:266)(cid:286)ć z
tego stanowiła kiedy(cid:286) umeblowanie domu. A teraz — jak to porozbijam i potn(cid:266)
— to b(cid:266)dzie troch(cid:266) opału. I w ten sposób b(cid:266)d(cid:266) miał gara(cid:298). Jutro. Zaczyna si(cid:266)
robić du(cid:298)o rzeczy na jutro!
Trzeba było nadmuchać materac i urz(cid:261)dzić sobie spanko w kuchni. (cid:285)piwór
rozło(cid:298)yłem. Kaloryfery grzały. Przy tym kr(cid:266)ceniu si(cid:266), otwieraniu i zamykaniu
drzwi przynajmniej w kuchni przestało (cid:286)mierdzieć starzyzn(cid:261).
Ranek przywitał mnie słoneczkiem dopiero o ósmej. Pokazało si(cid:266) w
przerwie wyci(cid:266)tej w (cid:286)cianie lasu przez moj(cid:261) (cid:298)u(cid:298)lówk(cid:266). Byłem ju(cid:298) przy kawie, bo
z zakładu energetycznego z licznikiem umówili si(cid:266) na tak(cid:261) wiejsk(cid:261) godzin(cid:266).
Przyjechało dwóch, zanim zd(cid:261)(cid:298)yłem dopić kaw(cid:266). Szast-prast, zdj(cid:266)li jeden,
zało(cid:298)yli drugi, pokazali mi, jak z faktury wklepywać kod zakupionego pr(cid:261)du, dali
papier do podpisania i po zabawie.
Zacz(cid:261)łem si(cid:266) przyzwyczajać do tego, (cid:298)e w tym miejscu tylko ja
przedstawiam si(cid:266) imieniem i nazwiskiem. I (cid:298)e powinienem być zadowolony, (cid:298)e
mój rozmówca czy kontrahent nie wzrusza na to ramionami!
Ledwie ich VW transporter znikn(cid:261)ł za górk(cid:261), gdy nadjechali ł(cid:261)czno(cid:286)ciowcy.
Prywatni oczywi(cid:286)cie. Wisz(cid:261)cy przy cycku TP S.A. Ale w godzink(cid:266) miałem
zainstalowany nowy telefon z faksem w dawnej sypialni, dodatkowy aparat
20
bezprzewodowy z baz(cid:261) w kuchni, neostrad(cid:266). Cywilizacja dotarła do lasu! Te(cid:298)
dali papiery do podpisania.
Mogłem zabrać si(cid:266) do roboty. Uparłem si(cid:266) na ten pokój po sypialni, choć
obok był zupełnie pusty. A ja chciałem mieć widok na drog(cid:266) z mojego gabinetu!
O! Dobrze, (cid:298)e kiedy(cid:286) prawdziwi stolarze robili prawdziwe meble. Elementy były
ł(cid:261)czone albo na dyble, albo na felc, albo na (cid:286)ruby (cid:286)ci(cid:261)gaj(cid:261)ce. Nawet tak(cid:261) kobył(cid:266),
jak ta orzechowa szafa ubraniowa, mo(cid:298)na było (cid:286)rubokr(cid:266)tem rozebrać na kawałki
i bez problemów poprzenosić w dowolne miejsce. A (cid:298)e to była porz(cid:261)dna okleina,
warto było uwa(cid:298)ać, (cid:298)eby tego nie zniszczyć.
No i prosz(cid:266)! Zanim przyjechały moje graty, zd(cid:261)(cid:298)yłem nawet zmyć podłog(cid:266) i
wypucować okno. Jedno. Zostało drugie.
I niespodzianka! Mój leniwy syn zainteresował si(cid:266) swoim ewentualnym,
lodówk(cid:266),
przyszłym spadkiem! Przyjechał!
zamra(cid:298)ark(cid:266), pralk(cid:266) i cholerny odkurzacz! Miałem taki półprzemysłowy kombajn,
którym mogłem nawet dywany prać na mokro, zmywać podłogi i inne takie.
Nigdy nie nauczyłem si(cid:266) wszystkich funkcji, bo instrukcja była akurat po
I nawet pomógł pownosić
francusku. I tylko po francusku.
I moja szafa na bro(cid:276), pełni(cid:261)ca z powodzeniem rol(cid:266) domowego sejfu. Jaka(cid:286)
przedwojenna rzemie(cid:286)lnicza chyba robota. Z ognioodpornym wypełnieniem.
Ci(cid:266)(cid:298)ka jak zaraza. Ale nawet mój syn doceniał jej zalety, odk(cid:261)d uratował sobie w
niej wszystkie zasoby gotówki za sprzedanego dwuletniego mercedesa.
Włamywacze sporo si(cid:266) nam(cid:266)czyli, troch(cid:266) narobili bałaganu, w ró(cid:298)nych
miejscach próbowali ponadgryzać pancerz. Zostawili nawet troch(cid:266) (cid:286)ladów na
kowalskiej roboty zamkach, zm(cid:266)czyli si(cid:266) i poszli. Policyjni fachowcy, którzy
obsypali mi proszkiem całe mieszkanie, z pół godziny dywagowali nad tym
dziwadłem, ale i tak im klucza samego nie pokazałem. Nawet kazałem im si(cid:266)
odwrócić, jak otwierałem szaf(cid:266), (cid:298)eby sprawdzić zawarto(cid:286)ć. Wiedzieli, (cid:298)e była
tam bro(cid:276), no to był ich psi obowi(cid:261)zek zobaczyć, czy jeszcze tam jest. Akurat
urz(cid:261)dzenie odpowiednie na takie pustkowie.
21
To miałem ju(cid:298) teraz cywilizacj(cid:266) w kuchni i swój kompletny gabinet.
Ulubion(cid:261) kanap(cid:266), na której spało si(cid:266) całkiem wygodnie. I dwa fotele. I biurko
prawdziwe, a nie (cid:298)adne tam udziwnienia niby pod komputer. I podr(cid:266)czn(cid:261)
biblioteczk(cid:266). Reszt(cid:266) pojemno(cid:286)ci i ładowno(cid:286)ci ci(cid:266)(cid:298)arówki zajmowały skrzynie z
ksi(cid:261)(cid:298)kami. Pow(cid:266)drowały do pustego pokoju.
— No to ju(cid:298) mieszkasz — skwitował rozładunek Wojtek. — Zrób nam teraz
kawy, zapłać ludziom i jedziemy.
I tak(cid:261) obiadokolacj(cid:266) jadłem ju(cid:298) sam.
Kubeł na (cid:286)mieci zapełnił si(cid:266) błyskawicznie, co mi przypomniało, (cid:298)e za
wywo(cid:298)enie (cid:286)mieci zbiera jaki(cid:286) facet we wsi. I jednocze(cid:286)nie jest „szambelanem”.
Trzeba si(cid:266) poznać. Nawet je(cid:298)eli go(cid:286)ć utajni swoje nazwisko.
I chleb si(cid:266) sko(cid:276)czył. Lodówka i zamra(cid:298)arka ju(cid:298) mro(cid:298)(cid:261), to mo(cid:298)na jakie(cid:286)
zapasy porobić. Gotowizna w puszkach i słoikach jest dobra na harcerskim
biwaku. A ja tu mam normalnie mieszkać. Nie biwakować.
W autko i do sklepu.
— Dzie(cid:276) dobry.
Znowu przerwałem kobietom wa(cid:298)n(cid:261) dyskusj(cid:266). Ale sklepowa nawet kiwn(cid:266)ła
mi głow(cid:261) na powitanie. I postawiła na ladzie du(cid:298)y karton. Co to znaczy poznać
zwyczaje stałego klienta!
— Gdzie mieszka ten pan od wywozu szamba i zbierania za (cid:286)mieci? —
zagadn(cid:261)łem na zako(cid:276)czenie transakcji.
— Jak do ko(cid:286)cioła i zaraz pierwsza chałupa za cmentarzem.
— Dzi(cid:266)ki. I do widzenia.
Jako(cid:286) nie dosłyszałem odpowiedzi. Bo te(cid:298) wła(cid:286)nie wychodziłem i drzwi
skrzypiały. A mo(cid:298)e nikt nie odpowiedział?
Ko(cid:286)ciół było widać z daleka, to trafiłem. Mój „szambelan” był na podwórku
i widać było, (cid:298)e to on, bo siedział na traktorze z doczepion(cid:261) bek(cid:261) i o czym(cid:286)
intensywnie dyskutował z wysokim, chudym ksi(cid:266)dzem. Wydawało si(cid:266), (cid:298)e
sutanna wisi na kiju albo facet składa si(cid:266) z samego kr(cid:266)gosłupa.
22
Pobierz darmowy fragment (pdf)