Darmowy fragment publikacji:
Jirafa Roja
Warszawa 2013
© Copyright by Dariusz Papież, 2013
© Copyright by Jirafa Roja, 2013
Łukasz Gołębiewski, Leszek Barszcz
Łukasz Gołębiewski
Tatsu
Redakcja:
Korekta:
Łamanie:
Zdjęcie na okładce: Paulina Maćkowiak
Patrycja Chałupka
Zdjęcie autora:
tatsu@tatsu.pl
ISBN 978-83-63879-06-8
www.jirafaroja.pl
Wydanie I
Warszawa 2013
Dla mieszkańców i pracowników domów pomocy
Strach nas nie pokona
Różnice nas nie poróżnią
Czyny nas nie zranią
Słowa nie będą smucić
Miłość nas ocali.
Patrycja Chałupka
Prz 23,22: „Słuchaj swojego ojca, bo on cię zrodził,
i nie gardź swoją matką, dlatego, że jest staruszką”.
I
1
Jest czwartek, bo Alicja, lat dwadzieścia sześć, kupuje w pie-
karnianym sklepiku dwa pączki nadziewane ajerkoniakiem
i posypane pudrem. Do wschodu słońca pozostało pięćdzie-
siąt osiem minut.
Za pięć godzin i trzydzieści dwie minuty Alicja podpisze
dokument upoważniający ją do odbioru comiesięcznej wypła-
ty. Na jej konto wpłyną 954 złote i 96 groszy. Będzie to efekt
pięciu lat studiów magisterskich na wydziale nauk edukacyj-
nych i otrzymania stałego zatrudnienia w domu pomocy.
Alicja nie tak wyobrażała sobie przyszłość pracownika
socjalnego.
Za sześć godzin i osiem minut upublicznione zostaną ste-
nogramy z podsłuchów przedsiębiorców z branży hazardowej.
Będzie to początek afery, w rezultacie której kilku ministrów
i wiceministrów poda się do dymisji.
Jest pierwszy października 2009 roku. Słońce wstanie
o szóstej pięćdziesiąt siedem. Dzień będzie pochmurny, ale
bez opadów. Temperatura maksymalna wyniesie 16 stopni
Celsjusza. Wiatr zachodni o sile 11 km na godzinę.
W domu pomocy jest szósta zero cztery. Po korytarzu spa-
ceruje osiemdziesięcioletnia Krystyna. Idzie boso. Kapcie zo-
stawiła pod łóżkiem. Jest ubrana w koszulę nocną. Wstała
9
sześć minut wcześniej. Stawia duże i zdecydowane kroki.
Co kilkanaście metrów robi małe przerwy, zastyga w bez-
ruchu i głośno oddycha. Zastanawia się nad swoim życiem.
Pamięta tylko te przyjemne rzeczy. Do przyjemnych zalicza
lata dzieciństwa i młodość. O tych mniej przyjemnych zapo-
mniała. To wynik charakterystycznych dla zespołu Korsako-
wa zaburzeń pamięci. Jest najmłodszą, a zarazem najinteli-
gentniejszą spośród sześciu dziewczynek, córek kanalarza.
W młodości pracowała jako księgowa w urzędzie miasta.
Nigdy nie wyszła za mąż. Było kilku kandydatów, ale ża-
den się nie oświadczył. Prowadziła normalne życie. Lubiła
tańce i wódkę. Mieszkała samotnie, w małym mieszkaniu
na przedmieściach. Kilkanaście lat temu zaczęło się dziać
z nią coś dziwnego. Miała nagły pęd do przenoszenia róż-
nych przedmiotów, które wydawały się bezsensowne. Sąsie-
dzi często widzieli, jak wyciąga coś ze śmietnika przed blo-
kiem. Zdarzało się, że w środku mroźnej zimy spacerowała
po rynku w swetrze i domowych kapciach. Na pytanie poli-
cjanta, gdzie mieszka? Odpowiadała: na Kanałowej. Po zwe-
ryfikowaniu tej informacji okazywało się, że nie mieszka na
Kanałowej od trzydziestu pięciu lat. Mieszkała na Święcie-
chowskiej, po przeciwnej stronie miasta. Do domu pomocy
trafiła sześć lat temu.
Krystyna właśnie spaceruje korytarzem. Zamierza przejść
z drugiego piętra na pierwsze, przejść całą długość korytarza
i wrócić schodami na drugie. Ostatnio jej życie kręci się w kół-
ko. Dokładnie z jednego piętra na drugie i odwrotnie.
— Dzień dobry Krysiu — mówi Alicja, która dwie minu-
ty wcześniej zaczęła poranną zmianę. Spóźniła się do pra-
cy sześć minut. Nie przewidziała kolejki w sklepie z pącz-
kami.
10
— Dzień dobry — twarz Alicji wydaje się Krystynie zna-
joma. Stwierdza, że widuje ją często. A skoro tak, to musi być
kimś ważnym w jej życiu.
— Chodź, pójdziemy do pokoju — Alicja łapie Krystynę
pod pachę i prowadzi do jej pokoju — Jeszcze nie czas. Po-
śpij troszkę — kładzie osiemdziesięciolatkę na łóżku i przy-
krywa kołdrą.
W pokoju opiekunów Alicja widzi nową twarz. To dwu-
dziestotrzyletni mężczyzna. Zna go z widzenia. Przypomina
jej się, że miał praktyki w domu pomocy. Nie pamięta imie-
nia. Wie, że dzisiaj jest jego pierwszy dzień pracy. Mężczyzna
mówi skromne Cześć. Alicja odpowiada tym samym. Uznaje,
że imię nie jest ważne. Ważne, żeby szybko się uczył, bo nie
zamierza długo tłumaczyć. Kładzie pączki na stole. Myśli, że
lepiej jeśli zostaną w papierowej torebce. Nie stracą na świe-
żości. Zdejmuje kurtkę. Nosi ją od dwóch tygodni. Początko-
wo szukała w sklepach second hand, ale nie znalazła odpo-
wiedniej, więc zainwestowała w markę Adidas. Skoro jest na
diecie, to może sobie pozwolić na markowy ciuch. Sprawdza
w lusterku makijaż. Nic się nie rozmazało — mówi w myślach.
Patrzy na Nowego i zaczyna szukać odpowiednich słów:
— No to ruszamy. Pokażę ci, co i jak.
Wchodzą do pokoju nr 206. To pokój Krystyny i pani M.
Alicja bierze z toalety miskę z wodą, dwie gąbki, ręcznik i za-
czyna instruować Nowego, co powinien i w jakiej kolejności
robić. Oboje podchodzą do Krystyny. Patrzy w sufit, nie śpi.
— Spójrz Krysia, kogo ci przyprowadziłam.
Krystyna patrzy na młodego mężczyznę i uśmiecha się,
a wyraz jej twarzy przypomina uśmiech małego dziecka, które
dopiero poznaje świat. W jej oczach mężczyzna nie może być
kimś złym. Jej oczy przepełnione są radością i przyglądają mu
11
się. Jest kimś nowym. Kimś kogo trzeba poznać. A staruszki
z demencją i małe dzieci poznają przyglądając się.
Alicja podaje rękę Krystynie i powoli sadza ją na łóżku.
Ściąga ze staruszki koszulę nocną i jedną gąbką myje ją od pa-
sa w górę. Krystyna zupełnie nieskrępowana obecnością męż-
czyzny przez cały czas mu się przygląda. Patrzy jak w świeżo
namalowany obraz, który jeszcze nie wysechł.
— Wstajemy Krysiu — mówi Alicja. — Wstajemy —
powtarza, ale Krystyna wpatrzona w mężczyznę nie myśli
o wstawianiu. — No w górę — łapie pensjonariuszkę pod pa-
chę i próbuje podnieść. Ale Krystynka się opiera. Przygląda
się mężczyźnie i mruży oczy, jakby kogoś jej przypominał. Za-
czyna poruszać ustami. Najwyraźniej chce coś powiedzieć,
ale nie może znaleźć słów.
— Prawda, że przystojny młodzieniec? — pyta Alicja.
— Robert — wypowiada Krystynka, patrząc mężczyźnie
w oczy. — Robert — powtarza.
Robert był jej największą miłością. Starszy o pięć lat. Bru-
net z charyzmą. Znajomi mówili do niego Bodo, bo był podob-
ny do aktora, Eugeniusza Bodo. Ale dla niej zawsze był Ro-
bertem. Walczył w Armii Krajowej. Po wojnie działał w pod-
ziemiu. Zniknął z dnia na dzień. Podobno wywieziono go
w głąb Rosji. Krystyna czekała na niego ponad sześćdziesiąt
lat. Czyżby wrócił?
Mężczyzna uśmiecha się szeroko i szczerze. Dla Krystyny
jego uśmiech jest jak potwierdzenie. Dla niej jest Robertem.
— No to jesteś Robert — stwierdza Alicja, łącząc ręce
w geście spełnionej modlitwy. — A teraz wstajemy Krysiu.
No już. Opieramy się o stół — Krystyna tym razem wstaje bez
jakichkolwiek oporów i opiera dłonie o stół, a Alicja zaczyna
ściągać przemoczonego pampersa. — Drugą gąbką myjemy
12
to, co jest pod pieluchą — instruuje. — Na szczęście dzisiaj
jest tylko przemoczona, ale nie zawsze bywa tak pięknie —
ubiera staruszkę, sadza na fotelu i ścieli łóżko. Krystyna wciąż
przygląda się mężczyźnie.
— Teraz zrób to samo z panią M.
Młody przybysz patrzy na drugą staruszkę. Leży na sąsied-
nim łóżku. Jest obrócona twarzą do ściany. Może już wystar-
czająco się naoglądała jak myją jej współlokatorkę — my-
śli. A może po prostu wiedziała, że zaraz ktoś będzie chciał
z nią robić to samo.
— Poradzisz sobie?
— Postaram się.
— Jeśli będziesz miał jakiś problem, to wołaj. Będę
obok.
Mężczyzna wchodzi do łazienki. Nalewa wodę i płyn do
miski. Na zlewie leżą dwie gąbki. Na jednej jest napisane mar-
kerem: do twarzy. Zastanawia się, dlaczego nikt nie podpisał
drugiej gąbki. Uznaje, że najwidoczniej nie lubią tu nazywać
innych części ciała po imieniu. Bierze też dwa ręczniki. Oba
z inicjałami M.M.
Chwilę później do pokoju wchodzi ładna kobieta, lat dwa-
dzieścia siedem. Ubrana jest w niebieskie, wytarte dżinsy,
białą koszulę i szary sweterek. Ma szczupłą i delikatną syl-
wetkę. Jej włosy o jasnym odcieniu, koloru złoty blond, sięgają
trochę ponad ramiona. Wyróżnia się ściętą po skosie grzyw-
ką, spod której patrzy para niebieskich oczu.
Mężczyzna nie pamięta kobiety z praktyk. Jest przekona-
ny, że musi być nowa. Stwierdza, że ma wypisane na twarzy
coś na kształt fascynacji wymieszanej z zainteresowaniem.
Uważa, że to charakterystyczny wyraz twarzy dla osób, które
asymilują się w nowej pracy. Zna to po sobie.
13
— Jestem Julia, a ty?
— Spytaj Krystynę — mężczyzna kieruje spojrzenie na
wpatrzoną w niego staruszkę.
— Jak on ma na imię?
— Robert — odpowiada Krystyna z taką pewnością, że
nie można doszukać się w niej choćby ziarenka nieprawdy.
Julia uwierzyła, a mężczyzna stał się Robertem, chłopakiem
z wyobraźni osiemdziesięcioletniej staruszki.
Julia i Robert przenoszą spojrzenia na panią M. Jest uro-
czą staruszką o pięknych, białych i długich włosach. Zwykle
bardzo rozmowna. Uwielbia opowiadać o studiach na uni-
wersytecie i wspominać lata młodości. Często jej wspomnie-
nia są żywe i aktualne do tego stopnia, że jest pewna, że ży-
jemy w latach pięćdziesiątych. W takich chwilach pokój nr
206 zamienia się w studenckie mieszkanie. Wtedy panna M.
często szuka sukienek w szafie. Chce ładnie wyglądać. Lecz
sukienek, których szuka, nie ma. Są tylko we wspomnieniach
sprzed pięćdziesięciu ośmiu lat, w mieszkaniu w Krakowie,
nieopodal ulicy Gronostajowej, na której studiowała. W 1951
roku była jedną z pierwszych studentek nowo otwartego Wy-
działu Biologii i Nauk o Ziemi Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Dzisiaj jest jedną z pięćdziesięciu lokatorek domu pomocy.
Podczas porannej toalety nic nie mówi. Bez słowa wstaje
i obraca się. Jakby chciała mieć te wszystkie czynności jak
najszybciej za sobą i powrócić do wspomnień z młodości. Jest
zawstydzona. Zdradza to wyraz jej twarzy, a w szczególności
przepełnione niepewnością spojrzenie.
Julia dokładnie myje panią M., a Robert chwyta za pieluchę
i owija wokół miednicy staruszki, zapinając rzepy z tyłu.
— Czy ty na pewno dobrze zapinasz pieluchę? — pyta
Julia.
14
Robert jest przekonany, że to bez różnicy, z której strony
zapina się pieluchę. Wcześniej robił to kilkakrotnie na prak-
tykach w podobny sposób.
— Małym dzieciom zapina się pieluchy z przodu. Ty za-
pinasz pieluchę z tyłu.
— Jesteś pewna?
— Jestem przekonana, że pieluchy zarówno małym dzie-
ciom, jak i dorosłym zapina się w ten sam sposób.
— Myślałem, że to bez różnicy, czy zapina się pieluchę
z przodu, czy z tyłu. Byłem tu na praktykach i tylko raz poka-
zali, mi jak to zrobić. Następnym razem robiłem to sam.
— Byłeś tu na praktykach i nikt nie zwrócił ci uwagi, że
źle zapinasz pieluchy?
Robert zorientował się, że pani M. patrzy na niego wro-
gim spojrzeniem.
— Długo jeszcze mam tak stać? — pyta. Najwidoczniej
nie spodobała jej się sytuacja wokół jej tyłka.
2
Alicja jest zła, że ktoś posłodził jej kawę. Od miesiąca jest na
diecie. Pączki o niczym nie świadczą. Kupuje je od dwóch
lat w każdy czwartek. Uważa, że trudno jej się odzwyczaić.
Twierdzi, że raz w tygodniu jej nie zaszkodzą. Ale posłodzo-
nej kawy nie daruje. Jeszcze się nie nauczyli — myśli. Roz-
gląda się, szuka winnego. Poznaje w oczach Roberta, że to on
słodził. Pod wpływem jej spojrzenia chowa wzrok, jakby nic
się nie stało. Pierwszy raz od dawna nie wypiła kawy. Czuje,
że zbiera jej się na czkawkę. Żałuje, że akurat jej przypadła
15
zmiana z nowymi pracownikami. Nie lubi pouczać, dlatego
nigdy nie chce mieć dzieci. Uważa, że byłaby kiepska w ro-
li matki.
Po śniadaniu zabiera Roberta do ciężkiego przypadku. Tak
określa tych, którym zostało niewiele czasu.
Na łóżku przy wejściu leży siedemdziesięcioośmioletni
Franciszek.
— Co za smród — stwierdza Alicja, marszcząc czoło.
Franciszek trzy miesiące temu złamał biodro. Od tamte-
go czasu nie wstaje z łóżka. Podobno ktoś go popchnął. Ale
o tym się nie mówi. Takie rzeczy wychodzą po śmierci. Teraz
ważniejsze jest, że nikt go nie odwiedza. Ma córkę. Pracuje
w Warszawie, w dużej firmie reklamowej, trzysta dziewięć-
dziesiąt kilometrów od domu pomocy. Córka nie ma czasu
na dalekie podróże. Ma zbyt duże zobowiązania wobec firmy.
Pracoholiczka. Rzadko korzysta z urlopów.
— Raczej już z tego nie wyjdzie — mówi Alicja.
Robert patrzy na Franciszka. Zastanawia się czy słyszał.
Jest przytomny. Musiał słyszeć.
W kącie w fotelu siedzi Paweł, współlokator Franciszka
i jeden z najstarszych mieszkańców. Ma dziewięćdziesiąt
osiem lat. Starsza jest tylko Maria, której za kilka miesięcy
stuknie setka. Paweł ma słaby wzrok i słuch, ale za to węch
ma bez zarzutu.
— Ten mój wcale się nie odzywa i chyba narąbał, bo
strasznie śmierdzi — stwierdza.
Alicja podchodzi do Franciszka.
— Dobrze się pan czuje? — pyta.
Franciszek wolno kiwa głową w górę i w dół.
— Nalej wody do miski, bo zaraz wszyscy tu umrzemy
od tego smrodu.
16
Pobierz darmowy fragment (pdf)