Darmowy fragment publikacji:
8
4
9
6
5
3
S
K
E
D
N
I
,
T
A
V
0
M
Y
T
W
Ł
Z
0
4
7
A
N
E
C
7
0
/
6
0
2
1
R
N
ISSN 1641-5760
9 771641 576025
Maureen Child
3
Duchy z przeszłości
06-GR-1.indd 2
06-GR-1.indd 2
4/20/07 12:50:41 PM
4/20/07 12:50:41 PM
dla ka(cid:380)dej kobiety, ka(cid:380)dego dnia(cid:8230)
Wi(cid:281)cej informacji znajdziesz na
www.harlequin.com.pl
Maureen Child
Duchy z przeszłości
Tłumaczyła
Magdalena Oborska
Droga Czytelniczko!
Witam serdecznie w czerwcu. To jeden z najpiękniejszych
miesięcy w roku. O tej porze przyroda i słońce sprawiają, że
częściej myślimy o miłości. Pomogą w tym najnowsze tytuły
w serii Gorący Romans. A oto pełna oferta:
Tancerka i milioner – kolejna część miniserii „Dynastia
Elliottów”. Tym razem poznamy historię Cullena i jego
dziewczyny...
Duchy z przeszłości – następna część miniserii „Lato pełne
sekretów”. Opowieść o drugim z braci Lonerganów.
Tydzień na Hawajach i Miłość i czary (Gorący Romans Duo)
– dwie opowieści o miłości i zemście.
Życzę przyjemnej lektury
Małgorzata Pogoda
Harlequin. Każda chwila może być niezwykła.
Czekamy na listy
Nasz adres:
Arlekin – Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o.
00-975 Warszawa 12, skrytka pocztowa 21
Maureen Child
Duchy z przeszłości
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Madryt • Mediolan • Paryż
Sydney • Sztokholm • Tokio • Warszawa
Tytuł oryginału: Strictly Lonergan’s Business
Pierwsze wydanie: Silhouette Books, 2006
Redaktor serii: Małgorzata Pogoda
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
Korekta: Maria Kaniewska
© 2006 by Maureen Child
© for the Polish edition by Arlekin – Wydawnictwo Harlequin
Enterprises sp. z o.o., Warszawa 2007
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji
części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane
w porozumieniu z Harlequin Enterprises II B.V.
Wszystkie postacie w tej książce są ikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych
– żywych czy umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Znak irmowy Wydawnictwa Harlequin
i znak serii Harlequin Gorący Romans są zastrzeżone.
Arlekin – Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o.
00-975 Warszawa, ul. Rakowiecka 4
Skład i łamanie: Studio Q, Warszawa
Printed in Spain by Litograia Roses, Barcelona
ISBN 978-83-238-5003-8
Indeks 356948
GORĄCY ROMANS – 783
Rozdział pieRwszy
– To proste – powiedziała do siebie Kara Sloan, spoglą-
dając na swoje odbicie w samochodowym lusterku. – Kie-
dy otworzy drzwi, powiesz: odchodzę.
Jasne.
Ale gdyby to było takie łatwe, zrobiłaby to już sześć
miesięcy temu albo przed rokiem, kiedy zdała sobie spra-
wę, że zakochała się w swoim pracodawcy.
Problem w tym, że przy Cooperze Lonerganie przesta-
wała myśleć, a władzę przejmowały emocje. Wystarczało
jedno spojrzenie ciemnobrązowych oczu, a miękły pod
nią kolana.
Nadal nie mogła zrozumieć, jak do tego doszło. Abso-
lutnie tego nie planowała. Była jego asystentką od pięciu
lat. Przez pierwsze cztery nic się nie wydarzyło, wszystko
doskonale się układało. Łączyła ich przyjaźń i dobre sto-
sunki służbowe. Aż tu niespodziewanie rok temu uświa-
domiła sobie, że jest w nim zakochana. Od tej chwili czuła
się podle i była nieszczęśliwa.
Nie mogła być zła na Coopera, że nie zauważył zmiany
w jej uczuciach. Zresztą dlaczego miałby zauważyć? Dla
Maureen Child
niego była jedynie wygodnym i oczywistym elementem
otoczenia jak stojąca w salonie czarna skórzana sofa.
Sama była sobie winna. Bez jego wiedzy zmieniła zasa-
dy. Kochała go, a on ją tylko lubił.
Sytuacja była beznadziejna.
– Dlatego musisz odejść – powiedziała stanowczo, pa-
trząc w swoje duże zielone oczy w lusterku wypożyczone-
go auta. – Zmierz się z problemem, stań przed Lonerga-
nem i po prostu mu to powiedz.
Wciągnęła ciężko powietrze i westchnęła. Potraię to
zrobić i zrobię!
Mamrocząc pod nosem, wysiadała z samochodu, za-
trzasnęła drzwiczki i ruszyła w kierunku dużego domu
w stylu wiktoriańskim, z żółtą fasadą, który Cooper wy-
najął na lato. Budynek wydał jej się przytulny i gościnny,
jakby na nią czekał. Niespodziewanie zrobiło jej się przy-
kro, że za dwa tygodnie będzie musiała wrócić do Nowe-
go Jorku. Tu, w tym miejscu, było coś fascynującego.
Dom usytuowany był w znacznej odległości od ulicy, po-
środku rozległego, wypielęgnowanego trawnika. Otaczały
go stare, cieniste drzewa. W szybach odbijały się promienie
porannego słońca. Wzdłuż werandy stały gliniane donice
pełne kwiatów, mieniących się w ciepłym świetle feerią barw.
W powietrzu unosił się zapach świeżo skoszonej trawy i de-
likatna woń oddalonego o kilka kilometrów oceanu. Kara
zawsze uważała się za mieszczucha. Była szczęśliwa na Man-
hattanie. Uwielbiała tamtejszy pośpiech i uliczny tłok, sym-
fonię klaksonów stojących w korkach aut, obelżywe okrzyki
Duchy z przeszłości
taksówkarzy, którzy każdy przejechany kilometr traktowali
jak osobiste zwycięstwo.
Musiała jednak przyznać, że to miejsce było urokliwe.
Cisza, spokój, przepych soczystych kolorów.
Nie ma sensu się przyzwyczajać, pomyślała.
Zachwiała się na wysokich szpilkach, które zapadały się
w żwirową nawierzchnię podjazdu. I to miało być odpo-
wiednie obuwie… Od roku przebywanie w towarzystwie
Coopera kompletnie ją rozstrajało. Gdyby miała odrobi-
nę rozsądku, włożyłaby na podróż dżinsy i tenisówki. Ale
nie, ona wolała pięknie wyglądać, gdy się spotkają. Żeby
przynajmniej choć raz dostrzegł jej starania…
Zgrzytając zębami, przyznała, że pisarz nie zauważyłby,
nawet gdyby stanęła przed nim naga. Właśnie dlatego po-
winna natychmiast rzucić tę pracę. Co nie było jednak ta-
kie proste. Okropnie jest być zakochanym w mężczyźnie,
który widzi w tobie tylko kompetentną asystentkę.
– Sama się tak urządziłam – westchnęła, obchodząc
samochód. Nacisnęła autopilota i bagażnik otworzył się
wolno jak wieko trumny w starych ilmach o Drakuli.
Dobrze im się razem pracowało. Często się śmiali. Kara
odczuwała ogromną satysfakcję. Była tak dobra w tym, co
robiła, że Cooper nie potraił się już bez niej obejść. Nie-
stety wszystko popsuła, nie trzymając się zasad.
Sama nie wiedziała, kiedy przestała patrzeć na Coope-
ra jak na pracodawcę i zaczęła mieć na jego temat fanta-
zje dozwolone od osiemnastego roku życia. Pisarz mylił
się co do niej i jej profesjonalizmu. Bez trudu pokonał jej
Maureen Child
mur obronny i nieświadomie rozkochał ją w sobie, nawet
tego nie zauważając.
Tym bardziej powinna odejść. Uciec od niego, zanim
będzie za późno. Jak to ujęła zeszłego wieczoru jej przyja-
ciółka Gina: „Zwiewaj od niego, gdzie pieprz rośnie, póki
jeszcze masz siłę”.
Gina zabrała Karę na drinka, żeby udzielić przyjaciółce
wsparcia i dodać odwagi.
– Doskonale wiesz, że ten facet nigdy się nie zmieni –
przekonywała.
– Masz rację – przyznała Kara, wkłuwając wykałaczkę
w pływającą w kieliszku martini oliwkę, jakby była kos-
mitą dążącym do przejęcia władzy nad ziemianami. – Dla
niego wszystko jest w najlepszym porządku. Wspaniale!
– Do tego zmierzam. – Gina zamrugała powiekami i ge-
stem dłoni przywołała barmana. – Od kiedy jest w Kali-
fornii? Od trzech dni?
– Tak.
– I już dzwonił do ciebie ze sto razy.
To prawda. Zawsze miała włączony telefon komórko-
wy, żeby Cooper w każdej chwili mógł się z nią skontak-
tować. Co też wykorzystywał, wydzwaniając z zadziwia-
jącą regularnością. Ostatni telefon odebrała dwadzieścia
minut temu.
– Pracuję dla niego.
– Jasne, tylko że on przekracza wszelkie granice – stwier-
dziła Gina, nachylając się nad barem. Jej jasne włosy opad-
ły na blat. – Ostatnio dzwonił zapytać, jak zrobić kawę. Ma
Duchy z przeszłości
trzydzieści kilka lat i nie potrai zaparzyć sobie iliżanki ka-
wy bez twojej pomocy?
– Dokładnie trzydzieści jeden i oczywiście potrai – za-
śmiała się Kara. – Jest po prostu nieznośny.
Gina wcale nie czuła się rozbawiona. Kręcąc głową
z dezaprobatą, wyprostowała się.
– Możesz mieć pretensje tylko do siebie. Doprowadziłaś
do tego, że jesteś mu niezbędna.
– Uważasz, że to źle? – Kara sięgnęła po drinka, szuka-
jąc w kieliszku nowej oliwki.
– Lonergan postrzega cię jako doskonale zaprogramo-
wanego robota. – Gina przełknęła łyk appletini i zakręciła
kieliszkiem w powietrzu. – On nie widzi w tobie kobiety
i nigdy nie zauważy.
– To przykre, co mówisz.
– Ale prawdziwe.
– Być może.
– I co z tym zamierzasz zrobić? Trzymać się go, aż się
zestarzejesz i zadasz sobie pytanie, co się stało z two-
im życiem? Dlaczego nie odejdziesz teraz, póki jeszcze
możesz?
To pytanie za tysiąc punktów, pomyślała Kara, wycią-
gając z bagażnika rzeczy. Gina miała rację. Do licha! Od
roku znała tę gorzką prawdę, ale łudziła się. Nie było
dla niej przyszłości z Cooperem. Bynajmniej nie czeka-
ło jej nic więcej poza tym, co miała teraz. A to jej nie
wystarczało.
Rześki powiew chłodnego wiatru znad oceanu wpra-
10
Maureen Child
wił w taniec leżące na trawniku liście i potargał ciemno-
brązowe włosy Kary, które zasłoniły jej oczy. Odgarnęła je
do tyłu, westchnęła głęboko, wzięła dwie walizki, siatkę ze
świeżymi bajglami, słoiczkiem wyśmienitej kawy, bez któ-
rej Lonergan nie potraił pisać, oraz pięć opakowań ciaste-
czek z pianką. Miał upodobania nastolatka. Uśmiechnęła
się pod nosem. To było urocze. Zawsze musiał mieć pod
ręką ulubione łakocie. Nie, przeciwnie, to jest irytujące,
poprawiła się natychmiast w myślach.
Obiecała sobie, że z marszu wręczy Cooperowi wy-
mówienie z dwutygodniowym terminem wypowiedzenia.
Oczywiście znajdzie mu tymczasowe zastępstwo na okres
wakacji, które pisarz spędza tu w Kalifornii. Potem, kiedy
wróci na Manhattan, sam poszuka sobie kogoś na stałe.
A ona im szybciej wyjedzie do Nowego Jorku i zacznie
odzyskiwać swoje życie, tym lepiej.
Zdeterminowana ruszyła podjazdem do frontowego
wejścia wielkiego domu. Chwiejąc się na szpilkach, po-
wtarzała sobie w myślach: To tylko praca. Znajdziesz lep-
szą. Nie potrzebujesz Coopera. Gdy była już prawie prze-
konana co do słuszności swojej decyzji, niespodziewanie
otworzyły się drzwi i na ganek wyszedł Lonergan.
Wysoki i szczupły, ubrany w swój charakterystyczny no-
wojorski strój, czyli czarną koszulę i czarne spodnie. Miał
ostre rysy i nieco kanciastą twarz. Czarne włosy opadają-
ce na ramiona tworzyły wokół twarzy coś na kształt ciem-
nej aureoli. W jego ciemnych oczach odbijały się promienie
słońca. Kiedy się uśmiechnął, Kara poczuła nieprzyjemny
Duchy z przeszłości
11
skurcz w żołądku. Jego widok wywarł na niej większe wra-
żenie, niż się spodziewała. Wszystko przez ten cudowny
uśmiech, który nieczęsto gościł na jego ustach. Jednak kiedy
się pojawiał… przyprawiał ją o zawrót głowy.
Do licha!
– Kara! – zawołał entuzjastycznie, schodząc ze scho-
dów długimi krokami. Zatrzymała się, spiorunowana siłą
obezwładniających ją uczuć. Cooper przycisnął ją na po-
witanie mocno do siebie, rozpalając jak stuwatową żarów-
kę, po czym nagle wypuścił z ramion. O mało nie straciła
równowagi.
– Dobrze, że już jesteś.
W sercu zaświtała jej nikła nadzieja.
– Tęskniłeś za mną?
– Nawet nie wiesz jak! Zrobiłem sobie rano kawę z cy-
namonem i smakowała jak bagnista breja.
No tak. Złudzenia prysły. Witaj, prozo życia, pomyśla-
ła. Oczywiście, że za nią nie tęsknił. Brakowało mu kom-
fortu, który mu zapewniała. Dlaczego tym razem miało-
by być inaczej?
– Powiedz, że przywiozłaś prawdziwą kawę i moje ulu-
bione ciasteczka.
Westchnęła głęboko, akceptując prawdę.
– Tak, mój wyrośnięty nad wiek czterolatku. Mam i jed-
no, i drugie.
– Wspaniale – wykrzyknął, ignorując zarówno jej drwi-
ny, jak i ją samą. Wziął od niej jedną walizkę i ruszył do
domu. – A odebrałaś rzeczy z pralni?
12
Maureen Child
– Są w bagażniku.
– A bajgle? Pamiętałaś?
Pokiwała głową i przyspieszyła kroku, doganiając go.
Wystarczyło kilka sekund, a już wpadła w stary schemat.
Co się stało z deklaracjami? Tak szybko straciła siłę woli?
Dlaczego nie spojrzała w te jego czekoladowe oczy i nie
oświadczyła, że odchodzi? Wciągnęła głęboko powietrze
i o mało nie jęknęła.
Tak wspaniale, smakowicie pachniał.
– Oczywiście – mruknęła zdegustowana jego i własnym
zachowaniem. – Czy przez ostatnie pięć lat kiedykolwiek
o czymkolwiek zapomniałam?
– Nigdy – potwierdził, mrugając do niej okiem. Pod
Karą zmiękły kolana, mimo że coraz bardziej umacnia-
ła się w swoim postanowieniu. – To dlatego nie potraię
bez ciebie żyć.
Słowa wypowiedziane tak łatwo i lekko. Nic dla niego
nie znaczyły. Dla niej, gdyby były szczere, byłyby spełnie-
niem pragnień.
Cooper otworzył drzwi i przepuścił ją pierwszą. We-
szła, stukając głośno obcasami o wiekową drewnianą po-
sadzkę. Odrzuciła długie ciemnobrązowe włosy na ramio-
na i rozejrzała się ciekawie po domu.
Biegnąc za jej wzrokiem, po raz pierwszy od przyjaz-
du zauważył szczegóły wystroju wnętrza. Był tu od trzech
dni, ale większość czasu spędził w sypialni, pracując.
Lub raczej starając się pracować. W rzeczywistości ro-
zegrał tysiąc partii Solitera, co oczywiście nie pomoże mu
Duchy z przeszłości
13
w dotrzymaniu zbliżającego się nieuchronnie terminu od-
dania książki.
– Piękny dom – zauważyła Kara, przyglądając się wspa-
niałemu mosiężnemu żyrandolowi wiszącemu w salonie.
Cooper rozejrzał się wokół. Nic szczególnego. Tapicero-
wane fotele w wyblakłym różanym kolorze, pleciony dywan
zakrywający większość drewnianej zniszczonej podłogi, jas-
nożółte ściany rozświetlające i rozweselające pomieszczenie.
Widać było, że agencja nieruchomości, od której wynajął ten
dom, dbała o utrzymanie budynku w dobrym stanie.
– Ludzie mówią, że to miejsce jest nawiedzone.
Kara odwróciła się gwałtownie i spojrzała na niego
z zaciekawieniem, otwierając szeroko zielone oczy.
– Tak?
– Kiedy byłem dzieckiem, spędzałem w Coleville z dziad-
kiem i kuzynami każde wakacje.
Niespodziewanie naszły go wspomnienia i poczuł dła-
wienie w gardle od kłębiących się emocji. Odepchnął je od
siebie, celowo zamykając się przed miotającymi się w sercu
uczuciami.
– Przyjeżdżaliśmy tu w nocy na rowerach, obserwowa-
liśmy dom i opowiadaliśmy sobie straszne historie, czeka-
jąc na pojawienie się ducha. Oczywiście niczego nie zoba-
czyliśmy – uśmiechnął się, wzruszając ramionami.
– Może teraz przez te kilka dni coś zauważyłeś?
– Nic a nic.
– Szkoda – oświadczyła zawiedziona.
Coopera rozbawiło wyczuwalne w jej głosie rozczaro-
14
Maureen Child
wanie. Niezależnie od wszystkiego zawsze mógł liczyć na
to, że Kara zainteresuje się dokładnie tym samym co on.
Jako autorowi powieści grozy, spodobał mu się bardzo
pomysł wynajęcia na lato nawiedzonego domu, który tak
bardzo go fascynował i niepokoił, gdy był dzieckiem. Po-
winien jednak wiedzieć, że jedyne duchy, których mógł się
tu spodziewać, były zjawami z jego przeszłości. Instynk-
townie odrzucił tę myśl. Nie zamierzał wracać do tamtych
wydarzeń.
– Tylko kilka kilometrów dzieli to miejsce od posiadło-
ści dziadka, dlatego uznałem, że będzie mi tu wygodnie.
– No właśnie. A jak on się czuje?
– O dziwo, doskonale, ale to dłuższa historia.
– Ale lekarz twierdził, że jest umierający?
– Mówiłem ci, to zawiła sprawa – mruknął, nie chcąc
wdawać się teraz w szczegóły. – Najpierw wytłumacz się,
dlaczego przyjechałaś dopiero dzisiaj. Miałaś być wczo-
raj.
– Przecież już mówiłam. Trzy dni zabrało mi pozamy-
kanie wszystkich spraw i załatwienie opieki do twojego
mieszkania.
– Dobrze, że się wszystkim zajęłaś, ale to były dla mnie
bardzo długie trzy dni. Jesteś najlepszą asystentką pod
słońcem. Dostałaś ostatnio podwyżkę?
– Nie – burknęła z wyrzutem.
– Dopisz to do listy – rozkazał, zanim zdążyła cokol-
wiek powiedzieć. – Najważniejsze, że już jesteś.
Kara uśmiechnęła się i Cooper dodał:
Pobierz darmowy fragment (pdf)