Darmowy fragment publikacji:
dziOK 1/1/15 10:19 AM Page 1
Pojawi∏o mi si´ w g∏owie coÊ. Zadzwoni∏em do znajomego
lekarza, specjalisty intensywnej opieki. Szybko zdiagnozowa∏
i nazwa∏ ten przypadek. W mózgu powsta∏ projekt.
Trzeba go przekszta∏ciç w grant. Proste. W tym si´ wyra˝a
nowoczesnoÊç, chyba nauki. Tak˝e gospodarki.
Zreformuj´ gospodark´.
Skoƒczy∏em Êniadanie. Otworzy∏em drzwi wejÊciowe.
Wyszed∏em. Zobaczy∏em napis informujàcy, ˝e z restauracji
nie wolno niczego wynosiç. Sprawdzi∏em, w r´kach niczego
nie mia∏em. Spojrza∏em w lustro. Przepe∏niona g∏owa
nie ró˝ni∏a si´ od pustej. Wiedza jest niewidoczna.
-
-
Pawel Kozlowski
Ekonomista i socjolog. Zajmuje si´ ekonomià politycznà,
ekonomià transformacji i spo∏ecznymi oraz ideowymi
aspektami przekszta∏ceƒ systemowych. Uprawia te˝ krytyk´
sztuki. Profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Autor tekstów
mówionych i pisanych, mi´dzy innymi dokumentu
osobistego w postaci ksià˝ki (wspó∏autor Andrzej Walicki)
Z Polski i o Polsce. Korespondencja z lat 2004 _2006 (2007).
P A W E ¸ K O Z ¸ O W S K I
D z i e n ni k
p r o f e s o r a
n a d z w y c z a j n e g o
P
A
W
E
¸
K
O
Z
¸
O
W
S
K
I
D
z
i
e
n
n
i
k
p
r
o
f
e
s
o
r
a
n
a
d
z
w
y
c
z
a
j
n
e
g
o
www.wuw.pl/ksiegarnia
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
dziMAK 4/6/76 9:55 AM Page 1
Dziennik profesora
nadzwyczajnego
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
dziMAK 4/6/76 9:55 AM Page 2
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
dziMAK 4/6/76 9:55 AM Page 3
P A W E ¸ K O Z ¸ O W S K I
Dziennik profesora
nadzwyczajnego
Warszawa 2015
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
dziMAK 4/6/76 9:55 AM Page 4
Redaktor prowadzàcy
Ma∏gorzata Yamazaki
Korekta
Ma∏gorzata Dehnel-Szyc
Elwira Wyszyƒska
Opracowanie graficzne
Wojciech Markiewicz
Ilustracja na ok∏adce
Burchard z Wormacji, W∏ochy, ok. 1150 r.
Pojedyncze teksty ukaza∏y si´ w krakowskich czasopismach:
„Zdanie”, „Vis a Vis” i „Kraków” (Potwór wÊród potworów)
ISBN 978-83-235-2713-8 (PDF)
© Copyright by Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego,
Warszawa 2015
© Copyright by Pawe∏ Koz∏owski, Warszawa 2015
Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego
00-497 Warszawa, ul. Nowy Âwiat 4
www.wuw.pl
e-mail: wuw@uw.edu.pl
Ksi´garnia internetowa: www.wuw.pl/ksiegarnia
Wydanie I
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
dziMAK 4/6/76 9:55 AM Page 5
˛
Wstep
K i e d y Ê, k t ó r e g o Ê d n i a w r ó c i ∏ e m d o d o m u.
By∏em zdziwiony. Troch´. Postanowi∏em zapisaç ten
swój nadzwyczajny stan. Zamiar natychmiast przeku-
∏em w czyn. Po dwóch dniach, a mo˝e po czterech zapi-
sa∏em. Tak zaczà∏ si´ ten dziennik. Pisz´ go nie codzien-
nie, ale w dzieƒ. Gdy on ju˝ si´ skoƒczy∏ lub jeszcze nie
zaczà∏, to u˝ywam Êwiat∏a. Elektrycznego. Czyli robi´
dzieƒ w∏asny.
U˝ywam Êrodków tradycyjnych: pióra i papieru. Po-
dobno teraz sà te˝ jakieÊ inne. DwadzieÊcia lat temu
uznano je za nowe, ja jeszcze nie. Wiem troch´ o nich.
Dowiedzia∏em si´, ˝e te nowe zapisy nigdy nie znikajà.
Nie wiem, gdzie one w ogóle sà, ale wa˝niejsze, ˝e sà
wieczne. Okropna w∏aÊciwoÊç. Nie chc´ jej posiadaç.
Nie uczestnicz´.
Staram si´, ˝eby dziennik by∏ realistyczny. Pisz´ go
dla siebie, tzn. z powodów moich. Sà one dwa. Pierwszy
ma charakter higieniczny. Przynosi ulg´. KiedyÊ dowie-
dzia∏em si´ dlaczego. Wiem nadal. Drugi dlatego, ˝e chc´
zrozumieç. Choç troch´. Ca∏oÊci nie mog´, ale mo˝e jakieÊ
∑ 5 ∑
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
dziMAK 4/6/76 9:55 AM Page 6
jej u∏amki. Stàd ten realizm zapisu. OdpowiednioÊç
mnie i Êwiata. Ja taki jak on. KolejnoÊç tych cz∏onów
wymieni∏em nieprzypadkowo. Mo˝e tych powodów jest
wi´cej. Niewykluczone, ˝e ich w ogóle nie ma, a w ka˝-
dym razie nie muszà byç.
Dziennik przeznaczam do druku nie po to, ˝eby go
ktoÊ przeczyta∏. Nie w tym celu go pisz´, podobnie jak
czasem te˝ jakieÊ inne rzeczy. Ale po to, ˝eby to, co w nim
jest, by∏o dalej ode mnie. Ksi´garnia i pó∏ka to dobre
miejsce.
∑ 6 ∑
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
dziMAK 4/6/76 9:55 AM Page 7
Pociag
˛
Warszaw´ i Kraków ∏àczy pociàg. Cz´sto z niego
korzystam. W Warszawie, w drodze na dworzec kole-
jowy, przechodz´ przez galeri´, czyli miejsce, gdzie jedni
sprzedajà, a inni nie kupujà. Zaj´ci sà oglàdaniem.
Sprawdzam przy stoisku zapachy m´skich wód, nastro-
szam brwi oraz korzystam z toalety. Ostatnio by∏a przed
nià kolejka, co w mojej gospodarnej g∏owie wywo∏a∏o
refleksj´ o zak∏óceniu równowagi popytu z poda˝à. Po-
myÊla∏em, ˝e to wp∏ynie na nastroje rynków. Jednak bilet
kupi∏em, w trakcie skomplikowanej transakcji kasjerka
chcia∏a ode mnie kart´ seniora. OÊwiadczy∏em przez mi-
krofon po∏àczony z g∏oÊnikiem, za pomocà którego ja jà
s∏ysza∏em s∏abo i z przerwami, a ona mnie w ogóle, ˝e
mam legitymacj´ szkolnà oraz miejskà. Patrzy∏a mi w usta
i zapewne dzi´ki ich ruchom zap∏aci∏em pi´çdziesiàt
procent mniej.
W przedziale siedzia∏a starsza pani o wyglàdzie m∏od-
szego pana, a obok niej wnuczek, którego pomyli∏em
z dziewczynkà. Rozwiàzywali krzy˝ówki. M´˝czyzna
w bia∏ej koszuli i czarnych spodniach przepycha∏ przez
∑ 7 ∑
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
dziMAK 4/6/76 9:55 AM Page 8
korytarz wózek. Rozdawa∏ soki jako dodatek do miej-
scówki, wybra∏em kaw´ z herbatnikiem. Wypi∏em szybko,
bo nie nadawa∏a si´ do picia. Zrobi∏em si´ senny, przy-
pomnia∏ mi si´ wiersz Wa˝yka. Po korytarzu nikt nie
chodzi∏, choç czasem ktoÊ tam si´ pojawia∏ i mówi∏ sam
do siebie, czyli do telefonu przyklejonego do ucha. S∏y-
sza∏em jakieÊ s∏owa o mi∏osnych planach oraz o dra-
matach codziennoÊci, czyli o umowach i notowaniach.
Usi∏owa∏em deklamowaç sobie Wagon. Pani o wyglà-
dzie pana zaproponowa∏a mi ∏yk wody, najlepiej niegazo-
wanej. Przeczyta∏em gazet´, ˝eby odró˝niç czas podró˝y
od czasu domowego, w Warszawie krajowych utworów
dziennikarskich nie u˝ywam, by zachowaç kontakt z rze-
czywistoÊcià. Dowiedzia∏em si´ z dzienników, ile zarabiajà
ci, którzy zarabiajà du˝o, przeczyta∏em, ˝e ci, którzy nie
majà pracy, nie b´dà jej mieli nadal, ale b´dzie ich wi´cej,
oraz ˝e polscy pi∏karze no˝ni chcà wyjÊç z grupy i ˝e sà
reprezentacjà narodu. Zastanawia∏em si´ przez chwil´, dla-
czego chcà opuÊciç grup´? Pojawi∏ mi si´ w g∏owie obraz
ich trenera, którego wypowiedzi Êwiadczà zarówno o tym,
˝e Polska jest krajem wieloj´zycznym, jak i o tym, ˝e
chlubimy si´ tolerancjà. U nas by∏o niewiele stosów
i nadal ich nie ma.
Doje˝d˝aliÊmy. Nad Krakowem unosi∏ si´ du˝y balon,
chyba nie na uwi´zi. Zamknà∏em oczy i zobaczy∏em prezy-
denta oraz biskupów, trzymali si´ za r´ce i tworzyli kràg.
Jedno z jego ogniw nie mia∏o brzucha. Stan´liÊmy przy
peronie. Tablica elektroniczna w wagonie wskazywa∏a, ˝e
mamy szybkoÊç 30 km na godzin´ i jedziemy do Nowego
Targu. Przez g∏oÊnik oznajmiono, ˝e trzeba opuÊciç
∑ 8 ∑
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
dziMAK 4/6/76 9:55 AM Page 9
pociàg, bo to koniec trasy, i za∏oga ˝yczy mi∏ej podró˝y.
Wysiad∏em i poszed∏em do galerii. Okrà˝y∏em wylewa-
jàcà si´ skàdÊ wod´, rozpozna∏em fontann´. Minà∏em
toalet´ oraz sklep z toaletowymi wodami. Przez chwil´
waha∏em si´, w jakiej kolejnoÊci i z czego skorzystaç.
Kupi∏em bilet powrotny, nikt nie chcia∏ ode mnie karty
seniora. Ucieszy∏em si´ na widok Adama. PoszliÊmy do
Zwisu, zaczà∏ padaç deszcz. OglàdaliÊmy noszone po rynku
parasolki i po ruchach bioder usi∏owaliÊmy zgadnàç kszta∏t
nosa i wielkoÊç oczu kobiet. Udawa∏o nam si´ zawsze,
choç nie mogliÊmy tego sprawdziç, bo parasolki wszystko
zakrywa∏y. Adam wsta∏, na chwil´ poszed∏ obok, wróci∏
i deszcz przesta∏ padaç. Woda sp∏ywa∏a do Wis∏y i dalej
w kierunku Warszawy.
12.5.2012 r.
godz. 16.03
Nie pada, nie Êwieci
∑ 9 ∑
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
dziMAK 4/6/76 9:55 AM Page 10
Zgromadzenie
Rano wybra∏em si´ na wa˝ne zbiorowe spo-
tkanie naszych uczonych. Nazwano je Zgromadze-
niem. By∏o goràco, wi´c w∏o˝y∏em marynark´ w kolorze
˝ó∏tym, troch´ zgni∏ym. Nie odró˝nia∏a si´ od barwy
niepodlewanych trawników i jakiejÊ pani, która w tele-
wizji nazywa si´ Pos∏em. Us∏ysza∏em niedawno, ˝e gdzieÊ
na Êwiecie ktoÊ nada∏ swojemu synowi imi´ Einstein.
Chcia∏em wyglàdaç schludnie i w tym celu trzy dni wczeÊ-
niej si´ ogoli∏em. Pojecha∏em metrem do p´tli autobu-
sów, ˝eby si´ przesiàÊç. Zawsze na tym przystanku wycho-
dz´ niew∏aÊciwym wyjÊciem, a wi´c postanowi∏em wy-
ciàgnàç wnioski z doÊwiadczeƒ b∏´dnej przesz∏oÊci. Od
razu wybra∏em schody, które powinny prowadziç w z∏à
stron´, bo mia∏em nadziej´, ˝e oka˝à si´ dobre. Pierwszy
raz jednak nie pomyli∏em si´ i na powierzchni znalaz∏em
si´ obok p∏otów okrà˝ajàcych jakàÊ budow´, na której
nikogo nie by∏o. Z dumà cz∏owieka sukcesu dotar∏em do
przystanku autobusu. Znalaz∏em na nim przyjaciela,
z którym umówi∏em si´ wczeÊniej, ale spotkania nie
potwierdzi∏em, by nie sprawiç mu zawodu spóênieniem
lub pe∏nà absencjà. Na przystanku by∏y trzy autobusy,
my staliÊmy przy niew∏aÊciwym. DotarliÊmy w koƒcu do
naszego. Wszyscy w Êrodku jechali w to samo miejsce,
tzn. do Ogrodu Botanicznego.
∑
1 0 ∑
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
dziMAK 4/6/76 9:55 AM Page 11
W Êrodku stali naukowcy w wieku chyba jeszcze
przed dziewi´çdziesiàtkà oraz siedzieli nieco m∏odsi,
przedszkolacy, którzy nie skoƒczyli 6 lat. Dzi´ki temu
Êrednia nie przekracza∏a 45 lat. Ja wyglàdam jak ci starsi,
ale stara∏em si´ trzymaç jak m∏odsi. Toczy∏y si´ dyskusje,
poruszono spraw´ goràca w Êrodku i temperatury na
zewnàtrz. Przyjaciel zabawia∏ mnie rozmowà o emery-
turach, on ma umys∏ niezale˝ny. Nic nie rozumia∏em,
ale na szcz´Êcie mówi∏ niewyraênie i cicho, a wi´c nie
s∏ysza∏em niczego. Co pewien czas potakiwa∏em, na
znak, ˝e si´ zgadzam. WysiedliÊmy przed g∏ównym wej-
Êciem do Ogrodu, czyli miejsca zgromadzenia. Okaza∏o
si´ zamkni´te, otwarta brama by∏a nast´pna, znacznie
wi´ksza. Na miejscu, przy ogrodowych stolikach sie-
dzieli wytworni panowie w czarnych garniturach,
bia∏ych koszulach i ciemnych krawatach. To byli kie-
rowcy. Teraz na drogach inni je˝d˝à jak wariaci i jeÊli
nie ma si´ du˝ej ci´˝arówki, podró˝ staje si´ nie-
bezpieczna. Ci widaç przygotowali si´ na jej finisz,
zdaje si´, ˝e w ogóle sà teraz takie wymogi w stosunku
do tych, którzy du˝o je˝d˝à. Wokó∏ stali cz∏onkowie
oraz, za przeproszeniem, cz∏onkinie. Zajà∏em miejsce
w Êrodku, tzn. w namiocie. Na stalowo-plastikowym
foteliku po∏o˝y∏em jakàÊ ksià˝k´, którà dosta∏em i któ-
rej nie b´d´ czyta∏. Sprawdzi∏em, czy w indeksie nie ma
mojego nazwiska, nie by∏o indeksu. S∏usznie. Wyszed∏em
na kaw´, bez trudnoÊci, bo wybra∏em miejsce przy
samym wyjÊciu. Na zebraniach lubi´ obserwowaç
przyrod´, a zw∏aszcza niebo. Wróci∏em, us∏ysza∏em pa-
sjonujàcà dyskusj´, czy mo˝na przepisywaç siebie
∑
1 1 ∑
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
dziMAK 4/6/76 9:55 AM Page 12
samego i czy to jest karalne. Przypomnia∏ mi si´ trudny
okres dojrzewania. Wyszed∏em. Podziwia∏em w ogro-
dzie rododendrony oraz stawy z ceratowym niebieskim
dnem. Przyda∏yby si´ takie dna w jeziorach, bo nie
lubi´ mu∏u. Chodzi∏em troch´, nie chcia∏em siadaç na
∏awce, ˝eby nie pognieÊç spodni, które starannie
pozbawi∏em kantów. Po powrocie us∏ysza∏em referaty
oraz chyba pasjonujàcà dyskusj´. Nie mog∏em po∏apaç
si´ o czym. Wyszed∏em na kaw´ i przeszed∏em si´
ponownie po parku. Jestem tam cz´stym goÊciem, bo
odwiedzi∏em go ju˝ dwa razy. Chcia∏em sprawdziç, czy
coÊ si´ zmieni∏o w moim ulubionym miejscu, tzn. eko-
logicznym barze z piwem i kaszankà. Nikogo nie by∏o,
za to wszystkie ∏awy zwiàzano ∏aƒcuchami. Widaç, ˝e
kraj si´ rozwija: kiedyÊ w pachnàcych ludêmi i bigosem
restauracjach dworcowych przywiàzywano do stolików
zrobione ze s∏oików (z przek∏utymi gwoêdziem nakr´t-
kami) solniczki, teraz ca∏e du˝e ∏awy i sto∏y. Wróci∏em
pokrzepiony post´pem. Wyst´powa∏ chór mieszany.
Mia∏ urozmaicony repertuar, Êpiewa∏ starocie o mi∏oÊci
do boga i piosenki wspó∏czesne sprzed nieca∏ych stu lat
o mi∏oÊci do cz∏owieka, chyba p∏ci przeciwnej. Ten no-
woczesny repertuar wykonywali w stylu gospel po∏à-
czonym z choreografià kankana, choç bez podnoszenia
nóg. Najbardziej podoba∏ mi si´ dyrygent i kierownik
chóru. By∏ kobietà, która sta∏a ty∏em. Prze˝ywa∏em
sztuk´, mia∏em ochot´ wy∏àczyç foni´. Pierwsza cz´Êç
konferencji si´ skoƒczy∏a i zaproszono nas do kolejki po
jedzenie. Po godzinie zjad∏em: dobre kartofle z dodat-
kami w sosie, których nie potrafi´ nazwaç. Wypi∏em
∑
1 2 ∑
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
dziMAK 4/6/76 9:55 AM Page 13
z nadal eleganckimi kierowcami wino. Gaw´dziliÊmy
o wybranych zagadnieniach ˝ycia codziennego muchy
owocówki oraz o polemikach Poppera z Carnapem. Ja
jestem za falsyfikacjonizmem. Przeszed∏em si´ po ogro-
dzie, poczu∏em ducha panteizmu, wróci∏em zamyÊlony.
Na miejscu doszed∏em do siebie. Nie spóêni∏em si´, bo
akurat mówi∏ profesor, którego szczególnie lubi´
s∏uchaç. Dêwi´ki, które wydaje, sà ∏agodne i uspoka-
jajàce, a treÊci nie ma, wi´c nic mnie nie rozprasza. Po
nim zacz´∏y si´ wystàpienia oficjalne Êrednio wa˝nych
ludzi reprezentujàcych prawdopodobnie doÊç wa˝ne
urz´dy. Ciàgle nie umiem gwizdaç na palcach. Wyszed-
∏em i przez las piechotà dotar∏em do metra. By∏ to ∏adny
i po˝yteczny spacer. Las prawie pusty, czasem mija∏em
biegnàcych dla sportu w tym samym kierunku eme-
rytów. Walczyli o ˝ycie i chyba nie mogli znaleêç drogi
na zewnàtrz. Wróci∏em do domu, zadzwoni∏ telefon,
jakaÊ kobieta przedstawi∏a si´ i zapyta∏a, czy nie prze-
szkadza. Odpowiedzia∏em, ˝e przeszkadza. Chyba jej to
nie zaskoczy∏o, bo mówi∏a dalej. Zaprosi∏a mnie do
przychodni zdrowia oraz zach´ci∏a do kupna herme-
tycznych garnków, których nie mo˝na otworzyç. Zdzi-
wi∏o mnie, dlaczego uzna∏a, ˝e to mnie zainteresuje.
Po chwili przesta∏em si´ dziwiç.
24.5.2012 r.
godz. 14.48
S∏oƒce
∑
1 3 ∑
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
dziMAK 4/6/76 9:55 AM Page 14
˛
Przed podróza
·
P o s t a n o w i ∏ e m w y j e c h a ç. Podró˝ mia∏em odbyç
samochodem, g∏ównà szosà na pó∏noc. D∏ugo si´ przy-
gotowywa∏em. Rozwa˝a∏em, czy napisaç testament, czy
raczej odkurzyç mieszkanie. Ostatniej woli jednak nie
spisa∏em. Nie dlatego, ˝e nie wiem, czego chc´, ale dla-
tego, ˝e lubi´ obserwowaç nasze spo∏eczeƒstwo w dzia-
∏aniu. KiedyÊ szczególnie wciàgn´∏y mnie wspólnoty
mieszkaniowe, póêniej spostrzeg∏em, ˝e inne okolicz-
noÊci te˝ sà porywajàce. Teraz wyobrazi∏em sobie, jak
moi spadkobiercy sami b´dà zbli˝aç si´ do porozumie-
nia i jak to przed∏u˝y pami´ç o mnie. Mo˝e ona w ten
sposób trwaç kilkadziesiàt lat, a kto wie, czy póêniej jesz-
cze si´ nie odnowi.
Zrezygnowa∏em równie˝ z odkurzania, bo to mog∏o-
by prowadziç do umycia okien, a ja nie lubi´ ostrego
Êwiat∏a. Umy∏em sedes oraz umywalk´ za pomocà nie-
zawodnego szamponu do mycia w∏osów, który równie˝
im nadaje puszystoÊç. Przypomnia∏em sobie, ˝e czyta∏em
niedawno o nowym wynalazku: wolno opadajàcej desce
klozetowej. Teraz wi´kszoÊç nowoÊci techniki i kuli-
nariów pochodzi albo z badaƒ kosmosu, albo z tajnych
laboratoriów wojskowych – wolno opadajàca deska dla
cywilów musia∏a wi´c byç ju˝ wypróbowana w stanie
niewa˝koÊci lub pod ostrza∏em na poligonie. Jestem cz∏o-
wiekiem czynu i postanowi∏em rzecz mieç natychmiast.
∑
1 4 ∑
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
dziMAK 4/6/76 9:55 AM Page 15
Zawiàza∏em sobie krawat i poszed∏em na zakupy. Obok
mam aptek´, sklep i bank. W aptece deski nie by∏o. Za-
proponowano mi bez recepty w´giel i coÊ na wstrzy-
manie. Powiedzia∏em, ˝e nie mam czego wstrzymywaç,
opowiadam si´ za zmianami, a w´gla nie mam czym
przewieêç. Kupi∏em natomiast okazyjnie, z 5-procentowà
zni˝kà, lek na nerki, który uspokaja, jeÊli si´ go przyjmuje
przez miesiàc albo pó∏ roku. Znacznie obni˝ona cena
spowodowana by∏a majàcym nastàpiç jutro koƒcem
wa˝noÊci lekarstwa. Zadowolony z niespodziewanego
praktycznego zakupu poszed∏em do sklepu o nazwie
Mini Europa. Specjalizuje si´ on w towarach azjatyckich.
Ekspedienta poprosi∏em o desk´ w rozmiarze mezo.
Odpowiedzia∏ mi, ˝e to nie jest sklep muzyczny.
Musia∏em szybko wyjÊç. W banku wyrazili nadziej´, ˝e
jestem zainteresowany nowymi produktami. WyjaÊni∏em,
˝e teraz mojà g∏ow´ zaprzàta jedynie wolno opadajàca
deska klozetowa. M´˝czyzna w czapce z daszkiem od-
prowadzi∏ mnie do drzwi. Okaza∏o si´, ˝e jest agentem.
Powiedzia∏em mu, ˝e wyglàda na prezesa.
Wolno opadajàcà desk´ kupi´ sobie po powrocie.
Przy okazji odkry∏em w sobie drzemiàcà dotàd pier-
wotnà potrzeb´ posiadania wolno opadajàcej pokrywy
klozetowej. B´dzie musia∏a ona opadaç wolniej od deski.
Wróci∏em do domu i usiad∏em na ubikacji. Rozmarzy-
∏em si´. Podró˝ prze∏o˝y∏em o trzy dni.
9.6.2012 r.
godz. 21.34
Chmury
∑
1 5 ∑
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
dziMAK 4/6/76 9:55 AM Page 16
W podrózy
·
Zadzwonili do mnie z jakiejÊ firmy i powie-
dzieli, ˝e teraz b´d´ móg∏ telefonowaç wsz´-
dzie za darmo. Zap∏ac´ mniej ni˝ 100 z∏, bo tylko
99,98 z∏ miesi´cznie. Zapytali mnie o dat´ urodzenia.
Gdy ustalili, ile mam lat, tak mnie uj´li swoim od-
kryciem, ˝e natychmiast przysta∏em na nowe warunki.
Dotychczas nie mia∏em telefonu za darmo i musia∏em
p∏aciç co miesiàc 90,70 z∏. JeÊli dzwoni∏em rano, ra-
chunki by∏y wy˝sze.
Kontynuowa∏em pakowanie. Zaczà∏em je trzy ty-
godnie wczeÊniej, bo lubi´ dobrze przygotowaç si´ do
startu. Zdjà∏em z krzese∏ wolno opadajàcà na dno desk´
surfingowà. WczeÊniej przenios∏em z niej telewizor.
UmieÊci∏em go w wannie, ˝eby si´ nie kurzy∏. Kwiatki
w∏o˝y∏em do lodówki. Mia∏em k∏opot z du˝ymi donicz-
kami, musia∏em je zredukowaç. Wy∏àczy∏em pràd.
Uregulowa∏em na sta∏e lekki strumieƒ wody p∏ynàcej
z prysznica. Mieszkanie nie mo˝e si´ wysuszyç. Zasta-
nawia∏em si´, czy okno zostawiç otwarte, czy je za-
mknàç. Zapowiadajà przelotne deszcze i burze, wi´c
wybra∏em rozwiàzanie bezpieczne: du˝e okno posta-
nowi∏em otworzyç, dwa ma∏e zamknàç. Na szcz´Êcie nie
∑
1 6 ∑
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
dziMAK 4/6/76 9:55 AM Page 17
mam ich wi´cej. Zm´czy∏em si´ tymi przygotowaniami
i prze∏o˝y∏em wyjazd o dwa dni.
U˝ywam du˝ej samolotowej torby podró˝nej,
walizki i plecaka. Lubi´ porzàdek i dbam, ˝eby rzeczy
nie by∏y zgniecione. Wszystkie ubrania wk∏adam na
siebie. Do walizki w∏o˝y∏em ∏y˝k´ do butów, stopy
w∏o˝y∏em do wietnamskich japonek, do torby schowa-
∏em parasol i gumowà kurtk´ przeciwdeszczowà. W ple-
caku umieÊci∏em krem w pe∏ni chroniàcy przed s∏oƒ-
cem, bo zamierzam si´ opalaç. Nauczy∏em si´ otwieraç
puszki ze szprotkami no˝em, wi´c nie bior´ specjalnego
klucza do konserw. Nie mog∏em znaleêç ostrego no˝a,
wzià∏em nowà ˝yletk´. Rozluêni∏em si´ i postanowi∏em
wyjechaç za trzy dni.
Wyszed∏em z domu. W jednym r´ku nios∏em waliz-
k´, w drugim plecak, a na plecy zarzuci∏em torb´. By∏o
przyjemnie, szed∏em lekko. Wyobrazi∏em sobie, ˝e je-
stem aktorem filmowym. Chcia∏em zapaliç papierosa,
ale nie pal´ papierosów. Wsiad∏em do samochodu.
W d∏u˝szà podró˝ staram si´ wyje˝d˝aç wczeÊnie.
Zwykle wyruszam o 13.00, tym razem uda∏o mi si´ od-
jechaç ju˝ o 14.10. W∏àczy∏em klimatyzacj´, otworzy∏em
okna, by si´ wywietrzy∏o, bo klimatyzacja wydziela
zapach zabijajàcy Êwie˝oÊç powietrza. Przypomnia∏o mi
si´, ˝e kilka lat temu widzia∏em motocyklist´, który
mia∏ w kierownicy umieszczony telewizor. Zainstaluj´
sobie telewizor w samochodzie, za kierownicà. B´dzie
skracaç podró˝. Waha∏em si´, czy w zwiàzku z tym nie
zostaç jeszcze kilka dni i ruszyç wyposa˝ony, ale zre-
zygnowa∏em. Spiesz´ si´.
∑
1 7 ∑
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
dziMAK 4/6/76 9:55 AM Page 18
Nacisnà∏em nog´ i samochód ruszy∏. Prowadz´ bez-
piecznie i na ogó∏ hamuj´. KiedyÊ peszy∏y mnie czer-
wone Êwiat∏a, ale teraz przyzwyczai∏em si´ do nich. Na
naszych szosach jest pe∏no wariatów, ja staram si´ jeê-
dziç jak najkrócej i planuj´ zawsze nie wlec si´ z pr´d-
koÊcià mniejszà ni˝ 190 km/h. Udaje mi si´ to jednak
tylko w górach, gdy mog´ rozp´dziç samochód. Podró˝
przebiega∏a g∏adko. W radio znalaz∏em jakàÊ religijnà
stacj´, w której modlono si´ o deszcz. Dzwonili tam
ludzie, zw∏aszcza kobiety, i mówili, ˝e starajà si´ o krople.
W∏àczy∏em wycieraczki. Po kilkudziesi´ciu kilometrach
radio przesta∏o dzia∏aç i mog∏em wycieraczki wy∏àczyç.
Spryskiwacza nie wy∏àczy∏em, gdy˝ go nie mam. Przed-
nia szyba zrobi∏a si´ matowa i zacz´∏a mnie chroniç
przed s∏oƒcem. Spotyka∏em jakieÊ samochody, nie wiem
jakie, bo marki rozró˝niam tylko po napisie. Minà∏em
busik z czerwonym krzy˝em na drzwiach i niebieskim
Êwiat∏em na górze. Âwiat∏o mruga∏o, a on strasznie
bucza∏. KiedyÊ policjant pokaza∏ mi tak wyglàdajàcà
karetk´, ale to by∏o na innej szosie. Raz by∏o groênie,
bo jakiÊ kierowca przestrzega∏ przepisów. Blokowa∏ ruch
i wywo∏a∏ agresj´ innych. Chcia∏em zawo∏aç policj´, ale
w telefonie odezwa∏a si´ zegarynka. Dowiedzia∏em si´,
˝e jestem troch´ spóêniony.
U nas drogi sà tak zrobione, ˝e upodobni∏y si´ do
szlaków kolejowych. W Êrodku szosy sà specjalne szyny,
tyle ˝e wkl´s∏e. Nie trzeba wi´c trzymaç si´ kierownicy.
Dostosowane sà do doÊwiadczeƒ naszego spo∏eczeƒstwa,
które jest jednoklasowe, tzn. ch∏opsko-arystokratyczne.
Przodkowie uprawiali jeêdziectwo, a ich konie same
∑
∑
1 8 ∑
1 8 ∑
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
dziMAK 4/6/76 9:55 AM Page 19
∑
1 9 ∑
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
dziMAK 4/6/76 9:55 AM Page 20
ciàgn´∏y fur´, na której oni spali po wypiciu z kolegà
lampki bordeaux rocznik 32. Niektórzy woleli szampana,
bo jedli ostrygi. Teraz prowadzà ich koleiny. Niestety
miejscowe wykonawstwo nie nadà˝a za myÊlà i te zna-
komite torowiska dostosowane sà do pojazdów szerokich.
Samochody o w´˝szym rozstawie kó∏ muszà trzymaç si´
tylko po∏owy toru, jadà wi´c przechylone. DoÊwiadczeni
kierowcy wybierajà lewà kolein´, bo wtedy siedzi si´ wy-
godniej, g∏owà mo˝na oprzeç o drzwi, przymknàç jedno
oko, a na s∏onecznych odcinkach równie˝ drugie. Kom-
fort jak w pociàgu, a nie ma konduktorów.
Ju˝ dawno odkry∏em, ˝e te dobre szosy majà co praw-
da dwa pasma, jedno w jednà, a drugie w przeciwnà
stron´, ale mieszczà si´ w nich obok siebie cztery
samochody. S∏ysza∏em niedawno, ˝e policjant zarzuci∏
komuÊ, ˝e jecha∏ jako trzeci i zostawi∏ ma∏o miejsca dla
czwartego. W Polsce teraz buduje si´ du˝o wiaduktów.
Nie prowadzà do nich ˝adne podjazdy, bo musia∏yby
byç usypane na ziemi. Spostrze˝ono, ˝e gdy padajà
deszcze, to rozmywajà ziemi´, a beton raczej nie. Same
wiadukty trzymajà si´ dobrze. Stojà pod ró˝nymi
kàtami. Urywajà si´ i zwi´kszajà bezpieczeƒstwo. ¸adnie
wkomponowujà si´ w krajobraz.
Po drodze, chyba na 230 kilometrze, minà∏em sa-
mochód, który jecha∏ po naszej stronie, tyle ˝e w prze-
ciwnym kierunku. Prowadzi∏ kolega, który kupi∏ sobie
angielski pojazd marki rover. Ma on kierownic´ z pra-
wej strony.
Kolega napisa∏ podanie do ministra, w którym wy-
jaÊni∏, ˝e w swoim roverze ma lepszà widocznoÊç
∑ 2 0 ∑
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
dziMAK 4/6/76 9:54 AM Page 21
podczas jazdà lewà stronà. Doda∏, ˝e jeÊli nie otrzyma
odpowiedzi w ciàgu 2 miesi´cy, to uzna, ˝e jego obywa-
telska proÊba zosta∏a pozytywnie rozpatrzona. Pismo uzu-
pe∏ni∏ informacjà, ˝e rozwa˝a, na kogo g∏osowaç w czasie
najbli˝szych wyborów. Min´∏y 2 lata i nie otrzyma∏ odpo-
wiedzi, a poniewa˝ jest prawnym rygorystà, jeêdzi lewà
stronà i popiera rzàd, który znalaz∏ si´ ju˝ w opozycji.
Na miejsce dojecha∏em bez przygód, by∏o nudno, jak
to na ogó∏ bywa w cieplarnianych warunkach. Raz tylko
wjecha∏em w jakiÊ fragment prawie zbudowanej ju˝
autostrady, która prowadzi∏a we w∏aÊciwym kierunku,
ale mia∏a przeciwny zwrot. ZawróciliÊmy szybko, bo na
Êrodku by∏y krzaki, a nie barierki. W takim wypadku
pami´tam zawsze o kierunkowskazie. Przed skr´tem
w lewo najpierw mrugam Êwiat∏em prawym, ˝eby oczyÊ-
ciç przestrzeƒ z tej strony, a póêniej, w czasie skr´tu
w lewo, w∏àczam kierunkowskaz lewy, ˝eby inni docenili
mój kunszt kierowcy. Zauwa˝y∏em, ˝e wiele osób jeêdzi
podobnie. Wysiad∏em, a w∏aÊciwie wysiedliÊmy, bo oka-
za∏o si´, ˝e obok siedzia∏a kole˝anka, która bardzo mi
si´ podoba. Chwilami jestem nieÊmia∏y. Zaparkowa∏em
ty∏em. Poczu∏em, ˝e jestem na wakacjach. Z góry za-
cz´∏y spadaç krople. KtoÊ w∏aÊnie podlewa∏ w moim
nowym domu kwiaty w skrzynkach na parapecie.
18.6.2012 r.
godz. 23.04
Pada
∑ 2 1 ∑
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
dziMAK 4/6/76 9:54 AM Page 22
Na miejscu
J e s t e m n a w a k a c j a c h. Staram si´ nic nie robiç,
pisz´ i czytam. Mieszkam w Domu Pracy Twórczej, na
terenie Parku Linowego. Âwietnie si´ tu czuj´. Ca∏oÊç jest
funkcjonalnie urzàdzona, pozbawiona rzeczy niepotrzeb-
nych. W pokoju nie ma biurka, którego obecnoÊç ujaw-
nia we mnie zawsze potrzeb´ prasowania. Za oknem
je˝d˝à pociàgi i czasem s∏ychaç ptaki. Na korytarzu
bawià si´ dzieci. Gdy podrosnà, przeniosà si´ do piwnic.
W przedpokoju znajduje si´ du˝e lustro, które najpierw
omija∏em. By∏o jednak wsz´dzie. CoÊ mnie w nim razi∏o,
chyba nie odbija∏o niczego sensownego. Zakry∏em je prze-
Êcierad∏em. Na dole przymocowa∏em, za pomocà haczyka
z przyssawkà, ∏y˝k´ do butów. Jest woda, elektrycznoÊç,
czajnik oraz Internet. Policzy∏em i okaza∏o si´, ˝e sà dwa
okna. Internet g∏ównie nie dzia∏a, co mnie troch´ martwi,
bo lubi´ jak wszystko jest gotowe do u˝ytku. Internetem
si´ nie pos∏uguj´, a wi´c jego faktyczna nieobecnoÊç
przeszkadza mi z przyczyn zasadniczych.
Na wakacje zostawiam sobie lektury lekkie. Teraz sà
to Próby i Wieczory petersburskie. Wracam do nich.
Powa˝nych gazet i telewizji w lecie nie u˝ywam, w innych
porach roku te˝ nie. Natomiast podziwiam sposób,
w jaki na trzy tygodnie zdo∏ano wyeliminowaç polity-
ków z telewizji i radia. Mianowicie urzàdzono w Polsce
∑ 2 2 ∑
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
dziMAK 4/6/76 9:54 AM Page 23
mi´dzypaƒstwowe rozgrywki futbolowe. Nazywajà si´
one Mistrzostwami Europy albo jakoÊ podobnie. Przez
ten czas w tzw. mediach mówiono wy∏àcznie o pi∏ce no˝-
nej. Eksperci, czasem ci sami, którzy wczeÊniej odkry-
wali g∏´bi´ naszej polityki, teraz zastanawiali si´, który
pi∏karz ma lewà, a który prawà nog´, kto kogo kryje
oraz czy myÊl trenerska obca jest lepsza od swojskiej.
Zdania by∏y podzielone. Zbudowano te˝ kilka nowych
stadionów, brzydkich, które okreÊlane sà jako bardzo
∏adne. Wskazuje si´ ciàgle, ˝e powinienem byç z nich
dumny. Nie mog´. Szczególnie wciàga∏y mnie analizy
tego, co nazywano filozofià futbolu. Nic z nich nie rozu-
mia∏em. Szuka∏em odpowiednich hase∏ w s∏ownikach
filozoficznych, ale widaç nie si´ga∏em do w∏aÊciwych.
Speszy∏em si´, bo choç troch´ wiem, czym nominalizm
ró˝ni si´ od realizmu, a nawet czym sà zdania atomowe,
to uÊwiadomi∏em sobie, ˝e z tego, co najwa˝niejsze, nie
wiem niczego. S∏ucha∏em te˝ wnikliwych rozwa˝aƒ mó-
wiàcych, ˝e Polska, która jest na ostatnim miejscu na
liÊcie futbolowej, mo˝e powinna zdobyç mistrzostwo.
M´˝czyzna, którego nazywajà prezesem lub przewodni-
czàcym jakiejÊ partii o mylàcej nazwie, ustali∏, ˝e wszystko
zale˝y od woli. Mo˝e od wola? KiedyÊ mówi∏, ˝e wszyst-
ko zale˝y od wzroku. Chcia∏ poraziç pewnego przywódc´
du˝ego paƒstwa spojrzeniem. Chyba powinienem spraw-
dziç sobie tarczyc´ oraz oczy.
Ten˝e polityk ma wyrafinowanà strategi´ wyborczà,
docenia wag´ skutecznoÊci. Dà˝y do obrzydzenia wszyst-
kim wszystkiego i w ten sposób zrównania swoich szans
z pozosta∏ymi. Nikt nie b´dzie wtedy chodzi∏ do urny,
∑ 2 3 ∑
∑ 2 3 ∑
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
dziMAK 4/6/76 9:54 AM Page 24
on odda g∏os na kogoÊ z rodziny, ktoÊ z rodziny na niego
i któryÊ z familijnych cz∏onków zwyci´˝y mia˝d˝àco.
Strategi´ t´ przewodniczàcy lub prezes rozwija. Wywo∏uje
rozmna˝anie bezp∏ciowe, przez pàczkowanie i podzia∏.
Praktykuje je w tej cz´Êci ˝ycia, która jest jego nami´t-
noÊcià. Nazywa jà, prawdopodobnie na serio, politykà.
Rozmna˝anie to polega na dzieleniu jednej partii na kilka,
które zostajà póêniej obok siebie. Jest ich w ten sposób
wi´cej, ale stanowià jeden organizm. Prowadzi prace nad
podzia∏em zwielokrotnionym, na kilkanaÊcie lub kilka-
dziesiàt cz´Êci podczas jednego aktu. KiedyÊ kolega zapyta∏
na lekcji nauczycielk´ biologii, czy gdy dzieli si´ jàdro, to
ma z tego przyjemnoÊç. Ona si´ zaczerwieni∏a.
Czytam sobie, na zmian´, Montaigne’a lub de Mais-
tre’a, mocz´ nogi w wodzie i zastanawiam si´, którà ze
specjalnoÊci kuchni miejscowej zjeÊç: hamburgera czy
hot-doga. Zwracam te˝ dyskretnie uwag´ na panie, zw∏a-
szcza na jednà, która codziennie inaczej si´ ubiera. Okres
dojrzewania pokona∏a, jak widaç szcz´Êliwie, troch´ mniej
ni˝ sto lat temu. Wydaje mi si´, ˝e stojàcy pod domem
spory samochód bez okien z boku jest w∏aÊnie jej. Ma
du˝y napis: „Prysznice, które prze˝yjà Ciebie” i obrazek,
prawdopodobnie z prysznicem, który prze˝ywa.
Widzia∏em ostatnio dzikà Êwini´ z ma∏ymi. Bardzo
∏adne. Obok po linach chodzili ludzie. Jeszcze wy˝ej
unosi∏o si´ niebo.
20.6.2012 r.
godz. 17.56
S∏oƒce, chmury
∑ 2 4 ∑
##7#52#aSUZPUk1BVC1WaXJ0dWFsbw==
Pobierz darmowy fragment (pdf)