Romans paranormalny. Opowiada historię Jun, upartej kobiety o ostrym języku i równie upartego anioła Davida, który chciał nie chciał znalazł swoją partnerkę. Oboje od samego początku nie za bardzo za sobą przepadają. Ale kto się czubi ten się lubi. Prawda? Los na ich drodze stawia bardzo restrykcyjne prawo i …żonę Davida.
Darmowy fragment publikacji:
J. A. Malec
JUN
© Copyright by J. A. Malec e-bookowo
Grafika na okładce: shutterstock
Projekt okładki: e-bookowo
Korekta: Katarzyna Wróbel, Patrycja Żurek
ISBN 978-83-7859-480-2
Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo
www.e-bookowo.pl
Kontakt: wydawnictwo@e-bookowo.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione
Wydanie I 2015
1
Jestem Jun, prawie trzydziestolatka, okrągła, wszystkiego
we mnie za dużo (łącznie z za długim jęzorem) i jestem sa-
motna. A teraz do tego całego bagna, jakim jest moje życie,
doszły kłopoty. Cóż, jak wspominałam, czasami najpierw coś
powiem nim pomyślę. W tej chwili wiszę jakieś pół metra
nad ziemią, przyszpilona do ściany (dzięki Bogu za ramiona,
a nie szyję, ale i tak będę miała mnóstwo siniaków, jak z tego
wyjdę – jeśli z tego wyjdę)przez dupka, któremu ocaliłam
brata. Cóż, poniekąd.
Ale może od początku.
Miesiąc wcześniej, czwartek
– Eve, słuchaj, faceci nie spadają tak po prostu z nieba,
a zresztą nawet taki by mnie nie chciał. Proszę cię. Mam spo-
rą nadwagę i trzydzieści lat, a to o połowę za dużo, by się za
mną oglądać.
– Głupia jesteś – powiedziała. – Po trzydziestce życie się
zaczyna.
– Ta… i mówi to dwudziestotrzyletnia kobieta. – Sarkazm
4
wydawnictwo e-bookowoJ. A. Malec JUNto moje drugie imię.
– Tak i nie mogę się doczekać trzydziestki, wtedy faceci zaczy-
nają traktować kobiety poważnie.
– Buahaha, tak? Gdzie się naczytałaś takich bzdur? Jeszcze nie
spotkałam faceta, który by był poważny, niezależnie od wieku.
– Jesteś pesymistką i tyle. Mówię ci, że na ciebie też w koń-
cu spadnie zasłona miłości, tylko nie zapomnij wtedy o mnie.
– Ależ z niej romantyczka.
– OK, OK, niech ci będzie, zakończmy ten nudny temat.
Muszę lecieć, bo jak znowu się spóźnię do pracy, w końcu
mnie wyleją.
– Mówisz tak za każdym razem, a jeszcze nic ci nie zrobili.
Szefuncio cały czas się do ciebie ślini, więc nie sądzę, żeby
zrobił sobie krzywdę i cię wyrzucił.
– On się ślini na widok każdej. Jest obleśny. – Aż przeszedł
mnie dreszcz. – Nie przypominaj mi.
Eve zaśmiała się, widząc moją minę.
– Miłej pracy, skarbie, widzimy się w sobotę – rzuciła
z głupim uśmieszkiem na twarzy, co mnie zastanowiło.
– Ty coś planujesz?!
– Idź już, bo się spóźnisz – powiedziała, wypychając mnie
z mieszkania.
– Gadaj mi zaraz.
– Po moim trupie.
– Ej, nie możesz mnie pozostawić w niewiedzy.
– Dowiesz się w sobotę, uwielbiam urodziny, szczególnie
ryczące trzydziechy – odpowiedziała, zatrzaskując mi drzwi
przed nosem.
– Eve!
5
wydawnictwo e-bookowoJ. A. Malec JUN– Miłej pracy – usłyszałam z zza zamkniętych drzwi.
– Jesteś suką, wiesz?
– Też cię kocham – odparła ze śmiechem.
No cóż, jak Eve się uprze, wołami nic nie wyciągnę. Do-
bra, pora zbierać się do pracy. Rany, jak mi się nie chce. Gdy-
bym chociaż miała po co wracać do domu, może bym jeszcze
wycisnęła z siebie trochę wigoru. Pracuję w firmie pięć lat
i nie dość, że bez podwyżki, to cały czas na tym samym sta-
nowisku – księgowa ogólna. Jestem już zmęczona, ale starać
się o inną pracę w tych czasach to jak szukanie igły w stogu
siana. OK, to co to dzisiaj wziąć do pracy…
No i w tym momencie urwał mi się film.
Dlaczego? No cóż…
Na moment przed utratą przytomności usłyszałam krzyk,
potem nastąpiło uderzenie, co ciekawsze, nie potrącił mnie
samochód, nie, to by było zbyt piękne. Po prostu moje słowa
postanowiły się na mnie zemścić. I nie uwierzycie: spadł na
mnie facet! Zobaczyłam tylko, że coś leci. Mózg nie zdążył
tego zarejestrować – pewnie dlatego, że jestem blondynką.
Zrobiłam tylko kroczek w bok, dzięki któremu wciąż żyję. Ale
i tak o mnie zahaczył. Najbardziej ucierpiała chyba duma, no
ale ciału też się oberwało.
Trafiłam do szpitala ze złamaną prawą ręką w nadgarst-
ku, złamaniem lewej nogi i kilku żeber oraz masą stłuczeń
i wstrząśnieniem mózgu. Dwa dni przespałam na prochach.
Mówię wam, morfina jest super, czułam się odprężona, spo-
kojna, istny błogostan i mnóstwo euforii. Niestety podali mi
ją tylko kilka razy, kiedy skręcałam się z bólu. No cóż, jestem
delikatna, niezbyt dobrze toleruję ból.
6
wydawnictwo e-bookowoJ. A. Malec JUNPóźniej było już znośnie (jak na fakt, że bez pomocy nie
dałam rady zrobić jednego kroku) i po południu wyszłam do
domu.
– Jak to spadł na mnie facet?! – krzyknęłam.
– Bosz... Widać, że wracasz do zdrowia. O mało nie ogłu-
chłam i przypominam, że jesteśmy w szpitalu. Nie krzycz –
warknęła Eve.
– Och, przepraszam. Zapomniałam. Jak to spadł na mnie
facet? Skąd? Cholera, nic nie pamiętam – wyszeptałam łapiąc
się za głowę.
– No i tu jest zagadka. Mówią, że nie wiadomo, jak to się
stało, bo stałaś daleko od jakiegokolwiek budynku. Może wy-
padł z samolotu?
– Nie, to niemożliwe, oglądałam o tym program. Nie dość,
że zamarzłby w drodze na ziemię, to jeszcze zostałaby ze mnie
mokra plama – odpowiedziałam w zamyśleniu.
– Fuj, jak tak to przedstawiasz to od razu mi niedobrze.
– No chyba, że wypadł z awionetki albo innego małego
samolotu – dodałam, nie zwracając uwagi na Eve. – Latają
dość nisko.
– To możliwe.
– A on przeżył?
– Tak, a żeby było ciekawiej, nic mu się nie stało oprócz
wstrząśnienia mózgu. Leży nieprzytomny od dwóch dni na
sali obok. Chcesz go zobaczyć? – zaproponowała.
– No co ty? Nie będę włazić komuś do sali. A jeśli ma go-
ści, to co wtedy?
– To powiemy, że uratowałaś mu życie – poddała pomysł,
podnosząc mnie z łóżka. – W końcu to prawda.
7
wydawnictwo e-bookowoJ. A. Malec JUN– No dobra, ale tylko zerkniemy, OK?
– OK, na moment.
No i pojechałyśmy do jego pokoju (musiałam użyć wózka
inwalidzkiego, co za żenada, czułam się jak staruszka).
Otworzyłam drzwi, wcześniej delikatnie pukając. W środ-
ku nie było nikogo poza nim. Wjechałam wózkiem (konkret-
nie Eve mnie wepchnęła), i weszła za mną. Podjechałam do
łóżka. Mężczyzna nie miał podłączonych kroplówek ani apa-
ratury i, o dziwo, nie leżał na plecach, jak niby powinien, bę-
dąc nieprzytomnym (chyba naoglądałam się za dużo filmów),
tylko na prawym boku, twarzą do drzwi. Jakby otworzył wte-
dy oczy, dostałabym zawału (dobrze, że byłyśmy w szpitalu).
Okazało się, że spadło na mnie niezłe ciasteczko. Blondyn,
przystojna twarz pocałowana słońcem, prosty nos, wyraźne
kości policzkowe, lekki zarost, który dodawał mu uroku.
Cóż, przykryty był prawie cały, więc za wiele ciała nie widzia-
łam, ale patrząc na budowę rąk (jedynych widocznych) nie
żałował siłowni.
– Niezłe ciacho na ciebie spadło, co? – odezwała się Eve,
jakby czytała w moich myślach.
– Całkiem, całkiem.
Mężczyzna się poruszył.
– Eve, spadamy. – Zaczęłam szarpać za kółka wózka, pró-
bując wyjechać, a wtedy się odezwał.
– Kim jesteś? – Miał ochrypły od snu głos.
– Em…
– To na nią spadłeś, uratowała ci życie – wyrzuciła Eve.
– Och, tak, mówiono mi, że na kogoś upadłem. Dziękuję,
chyba. Nic ci nie jest? – Spojrzał na mnie.
8
wydawnictwo e-bookowoJ. A. Malec JUNMiałam wrażenie, że jestem nago. Nie mogłam wydusić
słowa. Dzięki ci, Panie, za Eve.
– Jest trochę połamana i poobijana, ale oprócz tego wszyst-
ko OK – odpowiedziała za mnie.
– Czy ona jest niemową? – zapytał Eve.
– Nie, nie jestem -oburzyłam się. - Powinno się zagoić
w ciągu kilku tygodni. A z panem w porządku?
– Tak, tak sądzę. Przespałem się trochę, ale widzę, że po-
turbowałem panią. Jest mi bardzo przykro z tego powodu,
nie miałem w planach na nikogo upadać.
– Upadać? Pan nie upadł, tylko spadł.
– Proszę mi wierzyć, upadłem.
– Dobra, nieważne, ale ciekawi mnie, skąd pan spadł.
– Z nieba oczywiście – odparł ze śmiertelną powagą.
– Chyba mu się pomieszało w głowie po tym upadku –
wyszeptała mi do ucha Eve.
– Nic mi się nie pomieszało – wypalił gniewnie.
Jakim cudem usłyszał, co powiedziała Eve, skoro sama le-
dwie ją słyszałam?
– Bardzo przepraszamy pana za najście. Proszę odpoczy-
wać. Mój ubezpieczyciel skontaktuje się z panem. Do widze-
nia. Życzę powrotu do zdrowia. – Zamierzałam się wycofać.
– Przepraszam, nie chciałem unieść głosu. Dziękuję za
uratowanie życia – powiedział i się uśmiechnął uśmiechem
za milion dolarów. Proste białe zęby i te dołeczki w policz-
kach. Cholera, wiedziałam, że jak spadł na mnie facet, to taki,
u którego nie będę miała szans. Oni nigdy nawet nie zerkają
na takie jak ja, bo tylko szukają czegoś „szybkiego”. Za stara
jestem na to.
9
wydawnictwo e-bookowoJ. A. Malec JUN– Tak, proszę, do widzenia.
I wyjechałam stamtąd, jakby się paliło.
– Słodki jest, nie uważasz?
– To rekin, polujący, by w coś się wgryźć, pobawić i wy-
pluć, trzymaj się z daleka, bo złamie ci serce – ostrzegłam.
– Myślałam raczej o tobie, może byś się trochę odstreso-
wała. Czasami szybki numerek lepszy niż żaden – stwierdziła
ze śmiechem Eve.
– Ale z ciebie suka, wiesz? – Obrzuciłam ją morderczym
spojrzeniem.
– Ach, no i seks działa znieczulająco.
– Zaraz cię ukatrupię, jak się nie zamkniesz.
– Musiałabyś mnie dogonić na tym wózeczku – powie-
– Niech tylko wyzdrowieję – zagroziłam. – Nie odnaj-
działa, szczerząc zęby.
dziesz dupy przez tydzień.
rów, a ja razem z nią.
chamska suka.
– Och, już się boję. – Teraz już śmiała się ze mnie bez opo-
– Sucz. Wredna, paskudna, nieznośna, rozwydrzona,
– Ej, tylko nie paskudna.
– OK, OK – ryknęłam śmiechem. – Paskudna nie, ale
reszta się zgadza.
– I tak mnie kochasz.
– Niestety.
I wróciłyśmy do sali, śmiejąc się jak wariatki.
10
wydawnictwo e-bookowoJ. A. Malec JUN
Pobierz darmowy fragment (pdf)