Darmowy fragment publikacji:
5
2
3
0
6
3
S
K
E
D
N
I
T
A
V
0
M
Y
T
W
Ł
Z
0
4
7
A
N
E
C
7
0
/
6
0
1
2
R
N
,
ISSN 1641-5736
Rebecca Winters
9 771641 573017
909
Miesiąc w Grecji
06-RO-1a.indd 1
06-RO-1a.indd 1
4/25/07 10:24:50 AM
4/25/07 10:24:50 AM
dla ka(cid:380)dej kobiety, ka(cid:380)dego dnia(cid:8230)
Wi(cid:281)cej informacji znajdziesz na
www.harlequin.com.pl
Rebecca Winters
Miesiąc w Grecji
Tłumaczyła
Małgorzata Borkowska
Drogie Czytelniczki!
Witajcie na początku lata! Na pewno większość z Was już
zaplanowała wakacyjne wyjazdy – oby były bardzo udane
– i niecierpliwie odlicza dni do urlopu. Czerwcowe książki z serii
ROMANS zabiorą Was w wiele ciekawych miejsc, dzięki nim
odbędziecie podróż do Grecji, Australii i na pustynię.
W tym miesiącu szczególnie polecam pierwszą część miniserii
Biurowy romans, a także nową książkę Waszej ulubionej Rebecki
Winters.
A oto wszystkie czerwcowe tytuły:
Miesiąc w Grecji – Rebecca Winters opisuje dzieje małżeństwa, które
jest solą w oku pewnej pozbawionej skrupułu intrygantce.
Mężczyzna doskonały – pierwsza część miniserii Biurowy romans.
Kobieta zafascynowana mężczyzną, którego nie widziała na oczy, ma
wreszcie okazję poznać swój ideał...
Książę pustyni – burzliwy romans praktycznej Angielki
z romantycznym szejkiem.
Na ratunek miłości – dwoje życiowych rozbitków odzyskuje wiarę
w ludzi i w lepsze jutro.
Sprawa honoru, Ślubny kontrakt (DUO) – dwie opowieści o
małżeństwach na niby, które okażą się równie trwałe jak te zawarte
z wielkiej miłości...
Życzę przyjemnej lektury!
Grażyna Ordęga
Harlequin. Każda chwila może być niezwykła.
Czekamy na listy.
Nasz adres:
Arlekin – Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o.
00-975 Warszawa 12, skrytka pocztowa 21
Rebecca Winters
Miesiąc w Grecji
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Madryt • Mediolan • Paryż
Sydney • Sztokholm • Tokio • Warszawa
Tytuł oryginału: Husband by Request
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills Boon Limited, 2006
Redaktor serii: Grażyna Ordęga
Opracowanie redakcyjne: Władysław Ordęga
Korekta: Ewa Popławska, Władysław Ordęga
© 2005 by Rebecca Winters
© for the Polish edition by Arlekin – Wydawnictwo Harlequin
Enterprises sp. z o.o., Warszawa 2007
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji
części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane
w porozumieniu z Harlequin Enterprises II B.V.
Wszystkie postacie w tej książce są ikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych
– żywych czy umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Znak irmowy Wydawnictwa Harlequin
i znak serii Harlequin Romans są zastrzeżone.
Arlekin – Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o.
00-975 Warszawa, ul. Rakowiecka 4
Skład i łamanie: Studio Q, Warszawa
Printed in Spain by Litograia Roses, Barcelona
ISBN 978-83-238-5008-3
Indeks 360325
ROMANS – 909
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Mamo, jak wyglądam? – Dominique wyszła z łazienki
ubrana w żółte bikini.
Pełne miłości oczy matki wypełniły się łzami.
– Niewiarygodnie pięknie.
– Wiesz, o co pytam.
– Nikt by się nie domyślił, że miałaś usuniętą pierś.
– Andreas z pewnością zauważy różnicę.
– Wyłącznie wtedy, gdy będziecie we własnej sypialni.
Dominique spojrzała na matkę.
– Jeśli kiedyś jeszcze dopuści mnie do siebie na tyle blisko.
– Ożenił się z tobą po mastektomii, a od chwili, gdy go
opuściłaś, wciąż odmawia zgody na rozwód. W ogóle nie
widzę problemu.
Dominique była odmiennego zdania.
– Po tym, w jaki sposób odeszłam, wątpię, żeby chciał
mnie przyjąć z otwartymi ramionami.
– No cóż, przyznaję, tego bym się nie spodziewała. Lecz
kiedy zrozumie, dlaczego tak się stało i przez co musiałaś
przejść, obdarzy cię jeszcze większym uczuciem.
– Mówisz jak każda matka. Boję się jednak, że samo zro-
zumienie nie wystarczy. – Serce bolało ją z tęsknoty za mę-
Rebecca Winters
żem. Od rozstania minął rok, ale dla niej ta separacja trwa-
ła całą wieczność.
– Na szczęście już jest po wszystkim. Doktor Canield
zapewniła cię przecież, że jesteś całkiem zdrowa.
Dominique przytaknęła z widoczną radością.
– Tak czekałam na tę wiadomość! W szkole średniej ża-
łowałam, że nie mam większego biustu, lecz okazało się, że
dzięki małym piersiom jestem idealną kandydatką do ope-
racji. Modlę się, żeby to była prawda, bo jeśli coś pójdzie
źle i zrobi się jakiś wyciek albo implant zacznie się otorbiać,
znów będą mnie kroić.
– Kochanie… Sama słyszałam, jak doktor Canield mówiła,
że takie komplikacje zdarzają się najwyżej u dziesięciu pro-
cent pacjentek. Nie szukaj problemów, gdzie ich nie ma.
– Masz rację. Powinnam się skoncentrować na tym, jak
zorganizować spotkanie z Andreasem.
– A czemu po prostu do niego nie zadzwonisz?
– Wolę, żeby najpierw mnie zobaczył. Chcę go zasko-
czyć, rozumiesz? Kiedy już wrócimy do Bośni, przeprowa-
dzę małe śledztwo, ale tak, by się nie zorientował, że pró-
buję się czegoś dowiedzieć.
– W takim razie może zaczniesz się przebierać? Inaczej
nie zdążymy na lotnisko.
Dominique pospiesznie umknęła do łazienki. W żad-
nym wypadku nie chciała spóźnić się na samolot.
Trzęsącymi się rękami pakowała nowy kostium. Następ-
nym razem, kiedy go włoży, będzie stała przed swoim mę-
żem. Po jego oczach pozna, czy nadal jej pragnie. Wtedy
będzie wiedziała, czy jest jakaś szansa dla ich małżeństwa.
Miesiąc w Grecji
Dwanaście godzin później wchodziła do pokoju w kon-
sulacie Stanów Zjednoczonych w Sarajewie, gdzie praco-
wała dla swojego ojca. Nadszedł czas, żeby zrealizować po-
wzięty plan.
Podczas lotu z Nowego Jorku wymyśliła, że z automa-
tu telefonicznego spróbuje zadzwonić do irmy Andrea-
sa w Atenach. Postanowiła udawać sekretarkę bośniackie-
go importera, który pragnie przedyskutować możliwości
wspólnego interesu. W ten sposób się dowie, czy Andreas
jest w mieście.
Przejrzała korespondencję i już zamierzała wymknąć się
na pobliską pocztę, gdy odezwał się dzwonek telefonu we-
wnętrznego.
– Tak, Walterze? – spytała, słysząc głos recepcjonisty.
– Przyszedł Paul Christopoulos.
Serce zaczęło jej walić jak młot. Najlepszy przyjaciel
Andreasa, a zarazem jego asystent, był tutaj?
Mogła się spodziewać różnych zbiegów okoliczności, lecz
ten omal nie zbił jej z nóg. Opadła na krzesło i przez chwilę
siedziała nieruchomo, czekając, aż minie oszołomienie.
Mógł być tylko jeden powód wizyty Paula w konsulacie
w Sarajewie. Prawdopodobnie Andreas chciał się z nią roz-
wieść i wysłał przyjaciela, żeby omówił warunki ugody.
Rok temu poprosiła Andreasa o rozwód, ale jedyną od-
powiedzią, jaką dostała, były pieniądze, które przekazał na
jej konto. Pieniądze, których nigdy nie tknęła.
Milczeniem odpowiedział też na dwie kolejne prośby,
które wystosował jej nowojorski adwokat. Miała już pew-
ność, że Andreas nie zamierza pozwolić jej odejść. Dyspo-
Rebecca Winters
nował majątkiem i władzą, które pozwalały mu na narzu-
canie swoich reguł.
W końcu zrozumiała, że przemawia przez niego zranio-
na duma i zgodzi się na rozwód, dopiero gdy ochłonie. Po-
jawienie się Paula oznaczało, że zbyt długo odwlekała za-
sadniczą rozmowę z mężem.
– Mam powiedzieć, że musi umówić się na spotkanie?
Czy przyjmiesz go od razu? – ponaglił ją Walter.
Jednak Dominique była myślami tysiące kilometrów stąd.
Najwidoczniej Andreas ma jakąś kobietę i chce zacząć
nowe życie. Zupełnie jak ona, tyle że ona pragnęła żyć
u boku swojego męża…
– Poproś, żeby wszedł, Walterze. I nie łącz mnie z nikim.
Podniosła się z krzesła, żeby powitać Paula. Obaj przy-
jaciele byli dobrze zbudowani i wysocy. Kruczowłosy An-
dreas mierzył prawie metr dziewięćdziesiąt, rudy Paul był
jeszcze wyższy.
Lojalny, niezawodny Paul… Przyjaciel, któremu Andreas
ufał jak własnemu bratu. Z satysfakcją spostrzegła, że z pew-
nym opóźnieniem zareagował, gdy wyciągnęła na powitanie
rękę. Od chwili, gdy widział ją po raz ostatni, w jej wyglądzie
nastąpiła spora zmiana.
Co więcej, rok temu stosunki między nimi były dość na-
pięte, czemu zresztą zawiniła Dominique. Rozhisteryzowa-
na z bólu, opuściła gmach sądu, zanim jeszcze rozpoczęła
się sprawa przeciw Andreasowi.
Paul towarzyszył jej na lotnisko, próbując wytłumaczyć,
że nie powinna wyjeżdżać, zanim nie porozmawia z An-
dreasem. Jednak była tak rozgorączkowana i pogrążona
Miesiąc w Grecji
w smutku, że w ogóle nie słuchała jego argumentów. Na
koniec oświadczyła, że chce zakończyć swoje czteromie-
sięczne małżeństwo. Teraz miała wrażenie, że to wszystko
działo się całe wieki temu.
Oparła się o brzeg biurka i skrzyżowała ręce na piersi.
– Miło cię znów zobaczyć, Paul. Siadaj. Chcesz się cze-
goś napić?
Nie usiadł jednak.
– Nie, dziękuję, pani Stamatakis.
Pani Stamatakis… Jaki oicjalny ton.
– Od kiedy rok temu opuściłam Ateny, nikt się tak do
mnie nie zwraca. – Po powrocie do rodziców zdjęła ob-
rączkę i znów zaczęła używać panieńskiego nazwiska.
– Zmieniłaś się – mruknął pod nosem.
Innymi słowy, pomyślała, nie przypominam już tej nie-
pewnej siebie młodej kobiety, która przed rokiem uciekła
od Andreasa. Od czasu tej bolesnej decyzji nastąpiła w niej
drastyczna przemiana. W umyśle i wyglądzie. To, że Paul
pozwolił sobie na tak osobistą uwagę, dowodziło, jak wiel-
ki przeżył szok.
Uśmiechnęła się przekornie na myśl, że zapewne Andreas
zareaguje podobnie, nawet jeżeli będzie chciał się z nią
rozwieść.
Na to jednak nie zamierzała pozwolić. W każdym razie
jeszcze nie teraz.
– A ty się w ogóle nie zmieniłeś. – Wciąż miał ten sam po-
ważny wyraz twarzy i nosił te same okulary w ciemnej opra-
wie. Między nim a jej trzydziestotrzyletnim mężem był tylko
rok różnicy, ale Paul wydawał się znacznie starszy.
10
Rebecca Winters
Nie odwzajemnił uśmiechu, ale przynajmniej mogła
mieć satysfakcję, że jej wygląd i zachowanie mocno nim
wstrząsnęły. Po raz pierwszy widziała, jak stracił zimną
krew. Z pewnym wahaniem otworzył teczkę i wyciągnął
z niej jakieś dokumenty.
– Tutaj masz wszystko. – Podał jej papiery. – Moim zda-
niem to bardzo wspaniałomyślna oferta. Wystarczy, że zło-
żysz podpis i znów będziesz mogła być panną Dominique
Ainsley.
Bez zaglądania do środka włożyła papiery z powrotem
do jego teczki.
– Zanim cokolwiek podpiszę, chcę się zobaczyć z Andre-
asem. Gdzie on jest?
Paul spojrzał na nią z namysłem.
– Na jachcie.
No tak… Był wrzesień, najlepsza pora, żeby wypłynąć
na „Cygnusie”.
– Kiedy wraca?
– To zależy od Olimpii – odparł po chwili.
Czuła, że serce jej zamiera. Jak widać, Olimpia wciąż wie-
le znaczyła w jego życiu. Jej imię wywołało bolesne wspo-
mnienie. To przede wszystkim z jej powodu Dominique
zdecydowała się opuścić Andreasa. Ciekawe, czy Paul zro-
bił to specjalnie, żeby ją zranić?
Cóż, osiągnął swój cel, a jednak nic nie odwiedzie jej
od postanowienia, że musi zobaczyć się z mężem i walczyć
o swojej małżeństwo.
– Nawet mnie to nie dziwi. Oboje kochali Maris – cho-
dziło o tragicznie zmarłą siostrę Andreasa – to bardzo ich
Miesiąc w Grecji
11
do siebie zbliżyło. – Obeszła biurko. – Zakładam, że przy-
leciałeś tu jego prywatnym samolotem?
Sprawa była tak oczywista, że Paul nawet nie odpowie-
dział. A może po prostu był zbyt zaskoczony faktem, że
imię Olimpii nie wywołało reakcji, jakiej się spodziewał?
Udając, że nie zauważyła jego milczenia, ciągnęła:
– W takim razie wrócę do Grecji z tobą.
– Andreas spodziewa się mnie jeszcze dzisiaj.
– Nie ma sprawy. Dużo podróżuję służbowo, więc pasz-
port mam stale przy sobie. – Lekarstwo również, dodała
w myślach.
Z szulady biurka wyciągnęła torebkę. Kątem oka do-
strzegła, że Paul sięga po komórkę.
– Na twoim miejscu nie robiłabym tego. Nadal jestem
panią Stamatakis, jak sam przed chwilą zauważyłeś. Mój
mąż twierdził, że będzie mnie zawsze kochał, więc chyba
nie zamierzasz ingerować w nasze sprawy.
Paul był bezgranicznie oddany Andreasowi, z którym
przyjaźnił się od dziecka, jednak teraz stracił nieco pano-
wanie nad sobą. Wciąż milczał, nie wiedząc, jak zareago-
wać. Po raz pierwszy była świadkiem takiego fenomenu.
– Paul, tym razem ja proszę o pomoc. I chyba mogę jej
od ciebie oczekiwać? Jeszcze dziś chciałabym zobaczyć się
z Andreasem. Możemy ruszać?
Wyszli z pokoju.
– Powiedz tacie, że wyjechałam do Grecji. W ciągu kilku
dni będę znała swoje plany i wtedy się z nim skontaktuję
– poinformowała Waltera, gdy mijali recepcję.
Przyjrzał im się z zaciekawieniem.
12
Rebecca Winters
– Oczywiście.
Trzy godziny później helikopter, który czekał na nich
w Atenach, zabrał ich na Kefalinię.
Dominique z zachwytem patrzyła na bujną roślinność
i złote plaże, które kiedyś zwiedzała z Andreasem.
– Nie widzę „Cygnusa” – powiedziała, gdy śmigłowiec zni-
żył lot nad Fiskardo, uroczym portowym miasteczkiem.
– Andreas płynie teraz z Zakynthos. Spodziewa się mnie
dopiero późnym popołudniem.
Dominique rzuciła okiem na zegarek. Było wpół do
trzeciej.
– Świetnie. W takim razie możemy kilka godzin spędzić
na zakupach. Skorzystam z tej hojnej oferty, jaką dla mnie
przygotował.
Wyjeżdżając z Sarajewa, nawet nie zatrzymała się w do-
mu rodziców, żeby spakować rzeczy.
Paul chodził z nią po sklepach ze stoicką miną, za którą,
zdaniem Dominique, ukrywał niechęć do niej. Chyba ni-
gdy nie pogodził się z myślą, że została żoną Andreasa.
W przymierzalni jednego z butików zdjęła biurowy ko-
stium i włożyła błyszczące bikini, a na ramiona narzuci-
ła przewiewne plażowe wdzianko z białej koronki. Stopy
wsunęła w sznurkowe sandałki, a z włosów wyciągnęła
szylkretowy grzebień, który podtrzymywał fryzurę. Prze-
czesała szczotką srebrnozłote pasma, pozwalając im opaść
swobodnie na jedną stronę.
Kiedy opuściła przymierzalnię, Paul otworzył usta ze
zdumienia. Nie sposób było nie zauważyć, jaki jest zasko-
czony. To już po raz drugi w ciągu jednego dnia, pomy-
Miesiąc w Grecji
13
ślała zadowolona. Nigdy jeszcze nie widziała, żeby komuś
udało się wytrącić z równowagi niewzruszonego zauszni-
ka Andreasa.
Rzuciła okiem w stronę portu i spostrzegła, że jacht już
przypłynął.
Andreas… Serce zabiło jej z nadzieją, gdy wyobraziła
sobie minę, jaką zrobi mąż na jej widok.
Pospiesznie zapłaciła za wybrane rzeczy i ruszyła w stro-
nę motorówki, która czekała przy nabrzeżu. Przy sterze sie-
dział jeden z marynarzy z „Cygnusa”. Widząc zbliżającego
się Paula, mężczyzna wyskoczył na brzeg.
– Pani Stamatakis! – wykrzyknął zdumiony, wpatrując się
w Dominique wytrzeszczonymi oczami. Najwidoczniej zmia-
na, jaka zaszła w nieśmiałej, chudziutkiej kobiecie, którą po-
ślubił Andreas, faktycznie musiała być niewiarygodna.
– Cześć, Myron. Dawno się nie widzieliśmy. Co u ciebie?
– Wszystko dobrze. – Rzucił niespokojne spojrzenie na
Paula.
– A jak tam twoja rodzina? Nico pewnie dorównał ci już
wzrostem. – Wsiadła do motorówki, zanim Paulowi czy
Myronowi przyszło do głowy, żeby jej pomóc.
Kompletnie zbity z tropu marynarz mruknął coś nie-
zrozumiale. Jego wystraszona mina potwierdzała podejrze-
nia Dominique, że Andreas i Olimpia są kochankami.
Przed rokiem Andreas zaprzeczył takiemu oskarżeniu.
Może zresztą mówił wtedy prawdę… Zdaje się jednak, że
obecnie sprawy przyjęły inny obrót.
– Proszę. – Myron wskoczył do łodzi i pospiesznie po-
dał jej kapok.
14
Rebecca Winters
Po jego minie widziała, że jest przerażony i ma wielką
nadzieję, że Paul w jakiś sposób zapobiegnie nieszczęściu,
które niewątpliwie nastąpi, gdy Dominique znajdzie się na
jachcie. Jednak Paul spokojnie usiadł na ławeczce, jakby
w ogóle nie dostrzegał jego zdenerwowania.
Myron nie miał wyboru. Włączył silnik i skierował mo-
torówkę w stronę „Cygnusa”. Kilka minut później wchodzi-
li po trapie na pokład, gdzie powitały ją zaskoczone twa-
rze załogi.
Jacht zawsze był dla jej męża azylem, a teraz Dominique
zakłócała spokój świętego miejsca. Trudno… Wciąż prze-
cież była panią Stamatakis.
Steward w końcu odzyskał przytomność umysłu i po-
witał ją na pokładzie. Jak dotąd nie dostrzegła nigdzie ani
Andreasa, ani Olimpii.
– Pozwoli pani, że zaniosę bagaż do kabiny dla gości?
– Nie ma potrzeby, Leon. Wezmę je z sobą do naszej sy-
pialni.
– Ale…
Nie zwracając uwagi na wystraszonego stewarda, Do-
minique ruszyła w stronę schodów, które prowadziły do
głównej sypialni. Nie wiedziała, czego może się spodzie-
wać, ale to już nie miało znaczenia. W ciągu ostatniego ro-
ku uświadomiła sobie, że powodem jej ucieczki był przede
wszystkim kompleks niższości, poczucie własnej niedosko-
nałości.
Andreas potrzebował jej podczas napawającej wstrętem
i bardzo głośnej sprawy o cudzołóstwo, jaką wniósł prze-
ciw niemu mąż Olimpii. Prosił, żeby mu zaufała, jednak
Pobierz darmowy fragment (pdf)