Darmowy fragment publikacji:
dla ka(cid:380)dej kobiety, ka(cid:380)dego dnia(cid:8230)
Wi(cid:281)cej informacji znajdziesz na
www.harlequin.com.pl
Lucy Clark
Na całe życie
Tłumaczyła
Magdalena Jędrzejak
Droga Czytelniczko!
Oto nasze kwietniowe propozycje:
Droga na szczyt (Medical Duo) – Juliet tak zawładnęła pasja
zdobycia Mount Everestu, z˙e omal nie straciła największej miłości
swego z˙ycia...
Wspólna przyszłość (Medical Duo) – Emily i Mike mają za sobą
wiele niepowodzeń, totez˙ długo czekali na właściwy moment, by
wyznać sobie miłość...
Moz˙esz mieć wszystko (Medical) – Vicky i Jack pochodzili
z róz˙nych sfer, lecz potrafili wznieść się ponad swoje uprzedzenia...
Na całe z˙ycie (Medical) – Ich wzajemna fascynacja staje się coraz
silniejsza, tylko jak zapomnieć o przeszłości i nauczyć się znowu
kochać?
Zapraszam do lektury
Harlequin. Kaz˙da chwila moz˙e być niezwykła.
Czekamy na listy!
Nasz adres:
Arlekin – Wydawnictwo Harlequin Enterprises Sp. z o.o.
00-975 Warszawa 12, skrytka pocztowa 21
Lucy Clark
Na całe życie
Toronto · Nowy Jork · Londyn
Amsterdam · Ateny · Budapeszt · Hamburg
Madryt · Mediolan · Paryż
Sydney · Sztokholm · Tokio · Warszawa
Tytuł oryginału: A Knight To Hold On To
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills Boon Limited, 2006
Redaktor serii: Ewa Godycka
Opracowanie redakcyjne: Ewa Godycka
Korekta: Urszula Gołębiewska, Ewa Godycka
ã 2006 by Lucy Clark
ã for the Polish edition by Arlekin – Wydawnictwo Harlequin
Enterprises sp. z o.o., Warszawa 2007
Wszystkie prawa zastrzez˙one, łącznie z prawem reprodukcji
części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane
w porozumieniu z Harlequin Enterprises II B.V.
Wszystkie postacie w tej ksiąz˙ce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych
– z˙ywych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Znak firmowy Wydawnictwa Harlequin
i znak serii Harlequin Medical są zastrzez˙one.
Arlekin – Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o.
00-975 Warszawa, ul. Rakowiecka 4
Skład i łamanie: COMPTEXTÒ , Warszawa
Printed in Spain by Litografia Roses, Barcelona
ISBN 978-83-238-3812-8
Indeks 325260
MEDICAL – 380
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Jak się czujesz? – zagadnął Tristan, podsuwając
Beth kubek kawy. – Masz, napij się.
– Nie mogę! – jęknęła Beth. – Zacznie mi się przele-
wać w brzuchu i będzie jeszcze gorzej.
– Ile ostatnio spałaś? – spytał zmartwiony.
Dochodziła ósma rano. Beth i Tristan odpoczywali
w pokoju socjalnym na bloku operacyjnym oddziału
ratownictwa po z˙mudnej pięciogodzinnej operacji. Nie
poszli się przebrać, bo niebawem mieli stanąć do na-
stępnego zabiegu.
– Prawie wcale.
– Powiem ci po przyjacielsku, skarbie, zaczyna to być
po tobie widać.
– Dzisiaj się wyśpię. O ile doz˙yję do wieczora.
– Chyba nie jest az˙ tak źle?
– Tristan, człowiek, którego miałam nadzieję nigdy
więcej nie oglądać, zaczyna pracę w tym szpitalu za
dokładnie... siedem minut – oznajmiła, spojrzawszy na
zegar ścienny. – Źle się czuję. Jesteś lekarzem, szybko
wypisz mi zwolnienie!
Tristan parsknął śmiechem.
– Posiedź chwilę, odpocznij, potem weź dwie tabletki
paracetamolu. I nie dzwoń do mnie co kwadrans.
– Och, jesteś przezabawny. – Spojrzała na niego spod
oka. – Ja tu przechodzę z˙yciowy kryzys, a ty się śmiejesz.
– Czemu tak się przejmujesz sir Ryanem Cooperem?
6
LUCY CLARK
– Przeciez˙ ci opowiadałam, coś zaszło między nami
na ostatnim przyjęciu boz˙onarodzeniowym.
– Ponad pół roku temu, Beth. Potem on pracował
w Londynie, a ty w Stanach. Teraz oboje znowu jesteście
w Sydney, a on jest twoim szefem. Zresztą robi wraz˙enie
całkiem sympatycznego gościa. Luzik.
– Luzik? – Beth zachichotała. – Córka cię tego nau-
czyła?
– Co chcesz? – Uśmiechnął się. – To juz˙ dwunastolet-
nia pannica.
– Otóz˙ dowiedz się, wyluzowany tatusiu, z˙e niedo-
brze jest obrazić kogoś, kto potem zostaje twoim szefem.
– Albo kogoś, z kim się romansowało na przyjęciu
świątecznym? – zaśmiał się Tristan. – Nie przesadzaj.
Szkoda, z˙e Natalie jest taka zaaferowana, na pewno po-
wiedziałaby ci to samo co ja. A skoro o tym mowa, to jak
przebiegają przygotowania do ślubu?
– Jesteśmy na finiszu. Za pięć dni Natalie zostanie
panią Williams, z˙oną doktora Marty’ego Williamsa,
czyli... – Zmarszczyła czoło i spojrzała na niego pytają-
co. – Panią doktorową Williams? Doktor Natalie Wil-
liams?
Tristan roześmiał się znowu i poklepał ją po głowie.
– Za duz˙o informacji dla twojej zmęczonej główki.
Lepiej juz˙ chodźmy, za chwilę mamy obchód. Nie chcę
zrobić na naszym nowym szefie złego wraz˙enia.
Beth z jękiem złapała się za brzuch.
– Ejz˙e, pomyśl o plusach tej sytuacji – dodał Tristan.
– A są takowe?
– Dzięki sir Ryanowi, Richard Eeverley nie wróci
z Londynu jeszcze przez cały rok.
Beth nie mogła się nie roześmiać.
– Jesteś niezawodny. Zawsze zauwaz˙ysz coś pozyty-
NA CAŁE Z˙YCIE
7
wnego. Dla ciebie miseczka nigdy nie jest w połowie
pusta, ale do połowy pełna.
– Ej, zapomniałaś, z˙e mam z˙onę i cztery córki? W do-
mu jest tyle staników, z˙e z miseczek mógłbym zrobić
specjalizację – zaz˙artował.
– Sądzisz, z˙e sir Ryan stanie z nami do operacji?
– spytała Beth, gdy wracali na oddział.
– Moz˙liwe. Zdołasz pracować w takim stresie?
– A będziesz mnie trzymał za rękę?
– Chyba niełatwo by się nam pracowało. Pomyśl tyl-
ko, za pół roku będziemy mieli specjalizację z ortopedii.
– O ile tego doczekam – mruknęła.
Przy dyz˙urce pielęgniarek Beth przystanęła na chwilę
i zamknęła oczy. Oddychała głęboko, próbując się uspo-
koić, nagle jednak poczuła, z˙e ktoś ją obserwuje. Ostroz˙-
nie uniosła powieki i spojrzała prosto w niebieskie oczy
sir Ryana Coopera.
– Długa noc przy stole operacyjnym, doktor Durant?
Uśmiechnęła się z przymusem.
– Właściwie to nie.
– To dobrze.
Oboje czuli się tak, jak gdyby znowu było Boz˙e Naro-
dzenie, jakby nigdy nie wyszli z tamtej restauracji, moz˙e
tylko byli sobą jeszcze bardziej zafascynowani.
Ryan po chwili przestał wstrzymywać oddech. Gdy to
zrobił, owiała go woń perfum. Perfum Beth. Po prostu nie
mógł się przy tej kobiecie skoncentrować. Włosy miała
dłuz˙sze, niz˙ pamiętał, i ściągnięte w skromny kucyk,
oczy podkrąz˙one, lecz mimo to wyglądała niesamowicie
seksownie, taka senna, jak gdyby właśnie wstała z łóz˙ka.
Było, minęło, pomyślał, z trudem odrywając od niej
wzrok, choć najchętniej porwałby ją w ramiona i pocało-
wał. To głupie zauroczenie musi się skończyć. Będą
8
LUCY CLARK
razem pracować, a wiedział, jak zwykle kończą się takie
romanse. Musi się tu zaaklimatyzować, podołać nawało-
wi obowiązków i nawet gdyby chciał, na z˙ycie towarzys-
kie najzwyczajniej nie starczy mu czasu.
Beth takz˙e ochłonęła i zaczęła myśleć trzeźwiej. Ow-
szem, nadal między nimi iskrzy i nic na to nie poradzą,
ale ten zarozumiały, pewny siebie człowiek to jej szef,
doświadczony chirurg, pod którego okiem ona ma robić
specjalizację. Koniec, kropka.
– Witamy, sir Ryanie.
Gdy Tristan podszedł, aby się z nim przywitać, Beth
dyskretnie wymknęła się z dyz˙urki. Wpadła do sali kon-
ferencyjnej, uśmiechnęła się do kolegów i usiadła, kur-
czowo splatając drz˙ące dłonie.
Gdy wchodzili do sali, Ryan skwitował uśmiechem
coś, co właśnie powiedział Tristan. Był to zwykły grzecz-
nościowy uśmiech, który jednak sprawił, z˙e Beth az˙
wstrzymała oddech. Czy on musi być taki przystojny?
Taki seksowny?
Ryan poprosił o ciszę, przedstawił się i odprawa się
rozpoczęła. Kiedy przyszła kolej Beth, wzięła się w garść
i rzeczowo omówiła swoich pacjentów.
– Uwaz˙a pani, z˙e to odpowiednia terapia dla pani
Harding? – odezwał się Ryan, gdy skończyła.
Beth spiorunowała go wzrokiem. Chce ją poniz˙yć?
Zdyskredytować w oczach kolegów i kolez˙anek?
– Owszem, tak właśnie uwaz˙am.
– To dobrze. Jestem tego samego zdania.
Odpytuje ją? Co to ma być, egzamin? Az˙ w niej
zawrzało, jednak cała złość uszła z niej, zaledwie stanęli
przy łóz˙ku pani Harding. Beth patrzyła zdumiona, jak
sir Ryan uśmiecha się serdecznie i gawędzi z wyraźnie
nim oczarowaną starszą panią. Nie wszyscy wybitni spe-
NA CAŁE Z˙YCIE
9
cjaliści potrafią zjednać sobie sympatię pacjenta, jednak
Ryanowi najwyraźniej przychodzi to bez trudu, pomy-
ślała. Pomijając fakt, z˙e uśmiechnięty wygląda wręcz
zabójczo.
Godzinę później wracała na blok operacyjny.
– Hej, nie pędź tak! – zawołał Tristan, doganiając ją.
– Co się stało?
– Nic.
– Beth, przeciez˙ cię znam.
– To po co pytasz?
– Przeciez˙ się nie czepiał.
– Nie. Tylko mnie oceniał.
– No i co z tego? To część jego pracy. Jest szefem
i musi wiedzieć, z kim przyszło mu pracować. Poza tym
kto to mówi?
– Nie rozumiem?
– A twoja mała lista?
– To zupełnie co innego.
– Nieprawda – odparł, gdy wchodzili do pokoju soc-
jalnego.
– Prawda – upierała się Beth, zajęta parzeniem kawy.
– Mówimy tu o z˙yciowych decyzjach, a nie o wymąd-
rzaniu się po fakcie. O szukaniu swojej drugiej połówki.
– Chyba nawet miałbym dla ciebie jednego kandyda-
ta – mruknął Tristan pod nosem.
– Nie. Po to wymyśliłam tę listę, z˙eby znaleźć męz˙-
czyznę moich marzeń. Kogoś, kto zrozumie i mnie, i mo-
ich rodziców.
– A gdzie tu problem? Twoi rodzice są karłami. I co
z tego? To fantastyczni ludzie.
Uśmiechnęła się wzruszona.
– Dlaczego inni męz˙czyźni nie są do ciebie podobni?
– Alez˙ są i tacy – powiedział cicho. – Znajdziesz tego
10
LUCY CLARK
jedynego. Tylko nie śpiesz się tak z odsądzaniem Ryana
od czci i wiary. Moz˙e cię zaskoczy.
– W z˙yciu nie spotkałam większego zarozumialca,
a zarozumialstwa po prostu nie znoszę.
– Naprawdę uwaz˙asz, z˙e jest zarozumiały?
– Bez dwóch zdań.
– Moz˙e ma swoje powody – odparł Tristan spokojnie.
– Co masz na myśli?
– Nic. – Objął ją ramieniem. – Po prostu nie oceniaj
go pochopnie.
Tristan ma rację, pomyślała i uśmiechnęła się ciepło.
– Dzięki.
– Szykujecie się do operacji?
Słysząc niski, aksamitny głos, Beth obejrzała się błys-
kawicznie. W progu stał Ryan ubrany w chirurgiczny
fartuch. Od dawna tu jest? Słyszał całą rozmowę? W kaz˙-
dym razie patrzył na nich ze złością, szczególnie niechęt-
nym wzrokiem spoglądając na rękę Tristana na ramieniu
Beth.
– Będzie pan z nami operował? – zagadnął Tristan.
– Owszem.
Tristan uśmiechnął się pod nosem i zabrał rękę.
– Moz˙e najpierw kawy?
– Zaraz sobie zaparzę – odparł, świdrując Beth wzro-
kiem. – Byłbym zapomniał: mam do ciebie sprawę, Tri-
stan. – Dopiero teraz raczył na niego spojrzeć. – Gdybyś
zechciał pofatygować się do mojej sekretarki, Jocelyn, to
poda ci szczegóły.
– Czyz˙by okazja do wyrwania się z sali operacyjnej?
– Tristan uśmiechnął się jeszcze szerzej i dodał, zerkając
na Beth: – Wygląda na to, z˙e dla ciebie egzamin jeszcze
się nie skończył. A kiedy moja kolej, szefie?
– Jutro, jeśli ci to odpowiada.
NA CAŁE Z˙YCIE
11
– Jasne, szefie – odparł Tristan i mrugnął do Beth.
– Później się jakoś złapiemy.
I wyszedł, zostawiając ich samych. Zwykle przed ope-
racją Beth ceniła sobie ciszę i spokój, tym razem jednak
wolałaby, aby pokój był pełen ludzi. Odetchnęła dopiero
wtedy, gdy Ryan przestał się w nią wpatrywać i otworzył
szafkę z kubkami.
– Mogę wziąć pierwszy lepszy?
– O ile potem go umyjesz, to tak – odparła Beth.
– Tristan robi wraz˙enie miłego chłopaka.
– Jest miły.
– I z˙onaty? Przeglądałem akta osobowe.
– Tak. Ma cztery córki. Ale jakoś sobie radzi w tym
babińcu.
– Znasz jego z˙onę? – Ryan obejrzał się przez ramię.
– Juliette? Oczywiście. Znamy się z Trisem od ponad
dwóch lat.
– Nie licząc ostatniego pół roku, kiedy byłaś w Kali-
fornii, jeśli się nie mylę.
– Zgadza się. – Spojrzała na niego chłodno. – Czy
to źle?
– Dlaczego? Czyli jesteście przyjaciółmi, tak?
– Myślisz, z˙e wdałabym się w romans z z˙onatym
męz˙czyzną? – spytała dotknięta.
– Nie wiem. Prawie cię nie znam, Beth.
– Więc zaspokoję twoją ciekawość: nie. Nigdy.
– Dobrze wiedzieć – stwierdził.
– Wyobraź sobie, z˙e wbrew temu, co się powszechnie
uwaz˙a, istnieje czysta przyjaźń między męz˙czyzną a ko-
bietą. Zresztą nie umawiam się z kolegami z pracy.
– Powaz˙nie? – zdziwił się. – Słyszałem co innego.
– Pierwszy dzień w pracy i juz˙ masz czas na plotki?
– Alez˙ skąd.
12
LUCY CLARK
– Nie rozumiem?
– Przypadkowo usłyszałem.
– Co usłyszałeś?
– Jak dwóch facetów rozmawia o tobie w przebie-
ralni.
– Powinnam się ucieszyć?
– Oni najwyraźniej bardzo się cieszą, z˙e wróciłaś.
– I co z tego?
– Cóz˙, oszczędzę ci szczegółów, w kaz˙dym razie do-
szło do zakładu.
Beth usiadła i ukryła twarz w dłoniach. Kiedy znowu
na niego spojrzała, patrzył na nią z troską.
– O co? – spytała.
– O to, z˙e w ciągu dwóch tygodni wyciągną cię na
randkę. Pierwszy, któremu się to uda, wygrywa.
Beth tylko potrząsnęła głową.
– Nie wydajesz się zaskoczona – rzekł łagodnie Ryan.
– Swego czasu seryjnie umawiałam się na randki, ale
to było przed wyjazdem. Ja to nazywam ,,randkami tes-
tującymi’’, to taka moja prywatna wersja ,,randek błys-
kawicznych’’.
– Po co?
– A po co się chodzi na randki? Z˙eby nie dać się
znowu zranić.
– Niekoniecznie. – Ryan przysunął sobie krzesło.
– Ale nie mówimy chyba o tych masowych imprezach
organizowanych przez biura matrymonialne, gdzie masz
pięć minut na to, z˙eby ,,poczuć z kimś tę szczególną
więź’’?
– Nie. Aczkolwiek na takie tez˙ chadzałam.
– Czyli umawiasz się z kimś na randkę i...?
– I jeśli na pierwszej nie jest tak, jak być powinno, nie
umawiam się na następną.
NA CAŁE Z˙YCIE
13
– Jedna randka ci wystarcza, z˙eby kogoś w wystar-
czającym stopniu poznać?
– Tak. Niestety jestem bardzo wybredna.
– A jeśli ktoś dobrze wypadnie, ma szansę na drugą?
– Moz˙e.
Ryan uśmiechnął się dziwnie.
– Ale ty się z nimi nie załoz˙yłeś, prawda? – spytała
nagle Beth.
Uśmiechnął się szerzej, a w jego oczach pojawiły się
iskierki.
– Nie. A powinienem był?
Zaschło jej w ustach, serce zaczęło jej bić jak oszalałe.
Czyz˙by z nią flirtował?
Dlaczego tak na nią działa? To niesprawiedliwe! Nie
chciała wzdychać do Ryana, jednak przychodziło jej to
znacznie łatwiej, gdy zachowywał się protekcjonalnie.
Miała wraz˙enie, z˙e Ryan czeka na odpowiedź. Gdyby
tylko pamiętała pytanie! Nagle drzwi uchyliły się i do
pokoju zajrzał anestezjolog Joey. Beth poczuła się za-
wstydzona, zupełnie jakby kolega przyłapał ją na czymś
niestosownym.
– Tutaj jesteś, Beth!
– Cześć, Joey.
– Przywieźli pierwszego pacjenta z twojej dzisiejszej
listy. Właśnie się do niego wybieram.
– Dzięki. Uhm, Joey, poznałeś juz˙ sir Ryana Coo-
pera?
– Jasne. Wpadliśmy na siebie w przebieralni.
– Doprawdy? – Oczy jej się rozszerzyły. – Dobrze.
Zaraz przyjdę.
Joey kiwnął głową i zniknął za drzwiami.
– Jesteś nim zainteresowana? – zagadnął Ryan, opłu-
kując kubek.
14
LUCY CLARK
– Mówiłam ci, z˙e nie umawiam się z kolegami z pracy.
– Lepiej juz˙ chodźmy – mruknął, ale nie wyglądał na
przekonanego.
– Dobry pomysł.
– Jeszcze jedno pytanie... – Beth spojrzała na niego
wyczekująco. – Dlaczego nie umawiasz się z nikim
z pracy?
– To zbyt ryzykowne.
Podeszli do drzwi i właśnie wtedy Beth popełniła błąd:
zatrzymała się, by na niego spojrzeć. Gdy napotkała jego
wzrok, poczuła zapach wody kolońskiej, uświadomiła
sobie, jak blisko siebie się znaleźli, i wstrzymała oddech.
– Święte słowa, pani doktor – powiedział cicho. –
A teraz chodźmy stąd czym prędzej, zanim złamię swo-
ją z˙elazną zasadę, z˙e praca to nie miejsce na romanse.
Beth wpatrzyła się w niego zdumiona, nie dowierzając
własnym uszom.
– Beth...
Jego ton sprawił, iz˙ niemal wybiegła na korytarz,
potrącając kolez˙ankę. Przeprosiła szybko i poszła dalej,
słysząc za sobą jego kroki.
– Nie mów takich rzeczy – powiedziała sucho.
– Kiedy to szczera prawda – szepnął. – Od tamtego
przyjęcia marzę o tym, z˙eby cię pocałować, ale masz
rację: nie tu i nie teraz. Moz˙e po pracy? Jesteś wolna?
Beth miała mętlik w głowie.
– Na pewno się z nimi nie załoz˙yłeś?
– Alez˙ skąd. Pomówimy o tym później – uciął nagle.
Przeciez˙ nie powie, z˙e jest o nią irracjonalnie zazdros-
ny, z˙e na widok Tristana obłapiającego ją w tej pakame-
rze dosłownie zatrząsł się ze złości.
Beth zaś pomyślała, z˙e nagle przeistoczył się w zupeł-
nie inną osobę: zniknął Ryan, czarujący i interesujący
Pobierz darmowy fragment (pdf)