Darmowy fragment publikacji:
dla ka(cid:380)dej kobiety, ka(cid:380)dego dnia(cid:8230)
Wi(cid:281)cej informacji znajdziesz na
www.harlequin.com.pl
Julia James
Naszyjnik
ze szmaragdów
Tłumaczyła
Monika Łesyszak
Droga Czytelniczko!
W tym miesiącu obchodzimy Dzień Zakochanych. Na pewno
chętniej więc sięgniesz po powieść o miłości. W lutym zaczynamy
cykl zatytułowany ,,Miłość i pieniądze’’. Pierwsza ksiąz˙ka w tej
miniserii to ,,Naszyjnik ze szmaragdów’’. A oto wszystkie propozy-
cje w serii Światowe Z˙ycie:
Kobieta z Rio de Janeiro – opowieść o bogatym biznesmenie,
który musi odnaleźć swoją dziewczynę sprzed lat...
Naszyjnik ze szmaragdów – historia miłosna z tajemnicą...
Niespodzianka i Powrót na Maltę (Światowe Z˙ycie Duo) – dwie
barwne opowieści o ludziach, którym los zgotował sporo niespo-
dzianek...
Z˙yczę miłej lektury
Małgorzata Pogoda
Harlequin. Kaz˙da chwila moz˙e być niezwykła.
Czekamy na listy!
Nasz adres:
Arlekin – Wydawnictwo Harlequin Enterprises Sp. z o.o.
00-975 Warszawa 12, skrytka pocztowa 21
Julia James
Naszyjnik
ze szmaragdów
Toronto · Nowy Jork · Londyn
Amsterdam · Ateny · Budapeszt · Hamburg
Madryt · Mediolan · Paryż
Sydney · Sztokholm · Tokio · Warszawa
Tytuł oryginału: His Wedding Ring of Revenge
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills Boon Limited, 2005
Harlequin Presents, 2005
Redaktor serii: Małgorzata Pogoda
Opracowanie redakcyjne: Małgorzata Pogoda
Korekta: Zofia Firek
ã 2005 by Julia James
ã for the Polish edition by Arlekin – Wydawnictwo Harlequin
Enterprises sp. z o.o., Warszawa 2007
Wszystkie prawa zastrzez˙one, łącznie z prawem reprodukcji
części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane
w porozumieniu z Harlequin Enterprises II B.V.
Wszystkie postacie w tej ksiąz˙ce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych
– z˙ywych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Znak firmowy Wydawnictwa Harlequin
i znak serii Harlequin Światowe Z˙ycie są zastrzez˙one.
Arlekin – Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o.
00-975 Warszawa, ul. Rakowiecka 4
Skład i łamanie: COMPTEXTÒ, Warszawa
Printed in Spain by Litografia Roses, Barcelona
ISBN 978-83-238-4422-8
Indeks 389994
ŚWIATOWE Z˙YCIE – 56
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Strumyki wody szemrały cichutko pośród gra-
nitowych głazów, tworzących fontannę przed oka-
załym budynkiem. Nagły poryw wiatru ochłodził
twarz Rachel wilgotną mgiełką. Potrzebowała
ochłody. Ściśle mówiąc, chłodnego podejścia do
sprawy i trzeźwego umysłu, pełnej koncentracji
dla osiągnięcia zamierzonego celu. Gdyby zaczęła
rozwaz˙ać swoją decyzję, gdyby dopuściła do głosu
uczucia, nie odwaz˙yłaby się zrealizować szaleń-
czego zamysłu. Kolejny podmuch wiatru przyniósł
nowy obłoczek mgły z następnej, przemyślnie
zaprojektowanej kaskady. Juz˙ tylko kilka kroków
dzieliło ją od najokazalszego z biurowców koncer-
nu Farneste Industriale – jednego z najpotęz˙niej-
szych przedsiębiorstw w Europie. Siedzibę firmy
zlokalizowano wśród zieleni, na obrzez˙ach Chis-
wick, najstarszej willowej dzielnicy Londynu, nie-
daleko lotniska Heathrow i autostrady.
Rachel kroczyła w butach na wysokich obca-
sach, swobodnym krokiem, lekko kołysząc bio-
drami. Tylko ona jedna wiedziała, jak wiele kosz-
towało wypracowanie tej swobody. Przygotowa-
nia do wizyty zajęły jej ponad dwie godziny.
6
JULIA JAMES
Nałoz˙yła na twarz dyskretny makijaz˙, pomalowała
paznokcie, starannie upięła jasne włosy. Obcisła
spódniczka w kolorze lawendy opinała smukłe
biodra. Dopasowany z˙akiet z satynowymi lamów-
kami podkreślał szczupłą talię. Ponad dwa tygo-
dnie szukała pantofelków i torebki w identycznym
odcieniu. Odwiedziła wszystkie butiki od Chelsea
poprzez Bond Street az˙ do Kensington, z˙eby ele-
gancko wyglądać.
Człowiek, którego odwiedzała, nawet nie spoj-
rzałby na osobę pozbawioną klasy. Juz˙ raz zbłaź-
niła się przed nim w z˙ałosny, upokarzający sposób.
Przysięgła sobie, z˙e tym razem zaprezentuje dos-
konały styl, dotrzyma kroku najwspanialszym ko-
bietom, które go otaczają. Efekt nie budził naj-
mniejszych zastrzez˙eń. Matka powiedziałaby, z˙e
wygląda szykownie. Co nie oznaczało, z˙e wzbudzi
zainteresowanie. Nie znała gustów przyszłego roz-
mówcy. Ani tez˙ nie zamierzała go olśnić. Przynaj-
mniej tak sobie wmawiała. Jakiekolwiek emocje
osłabiłyby jej wolę i przeszkodziłyby osiągnąć
zamierzony cel. Mimo wszystko przez cały czas
czuła przykry ucisk w okolicy serca. Weszła do
środka. Kiedy usłyszała za plecami szmer zasuwa-
nych automatycznych drzwi, poczuła się jak w pu-
łapce. Chociaz˙ nie powinna. Nie przyszła po pro-
śbie, tylko po to, z˙eby złoz˙yć propozycję transak-
cji, korzystnej dla obydwu stron. Zdecydowanym
krokiem przemierzyła olbrzymi hol, wyłoz˙ony
NASZYJNIK ZE SZMARAGDÓW
7
marmurową posadzką. Podeszła do półkolistego
kontuaru recepcji. Obok niego umieszczono kolej-
ny wodotrysk w formie kamiennego bloku. Spły-
wająca po nim gładka ściana wody przyjemnie
odświez˙ała powietrze. Elegancko ubrana recep-
cjonistka posłała jej uprzejme, pytające spojrzenie.
Rachel zacisnęła palce na pasku torebki.
– Chciałabym zobaczyć się z panem Farneste
– powiedziała starannie modulowanym, pozornie
spokojnym głosem.
– Pani godność? – Urzędniczka sięgnęła po
kalendarz spotkań.
– Rachel Vaile.
Kobieta zmarszczyła brwi.
– Przykro mi, to raczej niemoz˙liwe.
– Proszę zadzwonić i zaanonsować moją wizy-
tę. Pan Farneste z pewnością mnie przyjmie – od-
parła Rachel, pozornie niewzruszona.
Zachowanie spokoju kosztowało ją wiele wysił-
ku. Udawała, z˙e nie widzi niepewnego spojrzenia
tamtej.
Wyobraz˙asz sobie, panienko, z˙e jedna z ko-
chanek szefa szuka okazji do spotkania, myślała
z kwaśnym uśmiechem. Zastanawiasz się tylko,
aktualna czy była? Albo tez˙ juz˙ otrzymałaś in-
strukcję, z˙eby mnie nie wpuszczać pod z˙adnym
pozorem.
Dokładnie znała obowiązującą procedurę, wie-
działa, jak trudno dostać się przed oblicze prezesa
8
JULIA JAMES
wielkiego koncernu. Przygryzła wargi, gdy recep-
cjonistka sięgnęła po słuchawkę. Czekała na wynik
rozmowy jak na wyrok.
– Pani Walters, w recepcji czeka panna Rachel
Vaile. Nie znalazłam jej nazwiska w ksiąz˙ce...
Tak, rozumiem, dziękuję.
Wyraz twarzy urzędniczki wyraźnie mówił, ja-
ką odpowiedź otrzymała. Zanim odłoz˙yła słuchaw-
kę, Rachel wyrwała ją z jej rąk.
– Proszę przekazać szefowi, z˙e posiadam coś,
co sobie wyjątkowo ceni – oznajmiła zdecydowa-
nym tonem. – Zamierzam mu to zaoferować. Za
trzy minuty wyjdę z budynku. Propozycja będzie
juz˙ nieaktualna. Dziękuję, do widzenia. – Wręczy-
ła słuchawkę zdumionej kobiecie za kontuarem.
– Tam poczekam. – Wskazała ruchem głowy kilka
foteli obitych białą skórą po drugiej stronie holu.
Spojrzała znacząco na zegarek, potem odeszła
zdecydowanym krokiem. Usiadła przy stoliku,
wybrała jedno spośród starannie ułoz˙onych czaso-
pism i zaczęła czytać.
Minęły dokładnie dwie minuty i pięćdziesiąt
sekund. Zadzwonił telefon. Rachel nie przerwała
czytania. Trzydzieści sekund później recepcjonist-
ka stanęła na wprost niej. Na jej twarzy malowało
się bezgraniczne zdumienie.
– Pani Walters prosi do biura.
Rachel wjechała windą na górę. Pokryte war-
stewką polerowanego brązu ściany kabiny nada-
NASZYJNIK ZE SZMARAGDÓW
9
wały jej odbiciu mroczny koloryt. Na piętrze powi-
tała ją zadbana kobieta w średnim wieku.
– Tędy, proszę – powiedziała z nieprzeniknio-
nym wyrazem twarzy.
Rachel skinęła głową. Podąz˙yła za panią Walters
długim korytarzem, wyłoz˙onym kremowym dywa-
nem. Po drodze mijały monumentalne, abstrakcyjne
rzeźby, jakby zaprojektowane w tym celu, z˙eby
wystraszyć intruzów. Rachel z trudem przełamywa-
ła onieśmielenie. Nie przyszła przeciez˙ przeszka-
dzać w pracy tylko załatwić interes. Ani mniej, ani
więcej. Przeszły obok kolejnej recepcji na piętrze,
a następnie przez sekretariat w kierunku dwóch par
drzwi z drewna orzecha włoskiego. Pani Walters
delikatnie zapukała do jednych z nich. Otworzyła je
i zaanonsowała przybycie panny Vaile. Rachel
z kamienną twarzą weszła do środka.
Vito Farneste wyglądał równie wspaniale, jak
siedem lat temu. Czas nie zatarł jego urody. Regu-
larne rysy twarzy z prostym nosem, ostro zaryso-
wanym podbródkiem i wysokimi, jakby wyrzeź-
bionymi kośćmi policzkowymi przypominały ob-
licze klasycznej rzeźby. Miał błyszczące, smoliste
włosy, przepastne, okolone długimi rzęsami oczy,
i wspaniałe, zmysłowe usta. Rachel nie znajdowała
dla niego bardziej stosownego określenia niz˙ ,,pięk-
ny’’. Jak pokusa, jak zły anioł grzechu. Siedział
w swobodnej pozycji, wygodnie rozparty na krześ-
le. Oliwkowa skóra dłoni kontrastowała zarówno
10
JULIA JAMES
z czernią hebanowego biurka, jak i ze śniez˙nobia-
łym mankietem koszuli. Druga ręka o długich,
smukłych palcach spoczywała na poręczy fotela.
Na widok nowo przybyłej nie wykonał z˙adnego
ruchu. W posągowej twarzy nie drgnął nawet jeden
mięsień. Kiedy pani Walters zamknęła za sobą
drzwi, obrzucił Rachel
lekcewaz˙ącym spojrze-
niem spod rzęs. Milczał, lecz w jej uszach wciąz˙
brzmiały słowa, którymi powitał ją przy pierw-
szym spotkaniu jedenaście lat temu.
Miała wtedy czternaście lat. Była wysokim,
chudym, niezręcznym podlotkiem o banalnych
rysach twarzy. Planowała wyjechać na dwa tygo-
dnie wakacji do przyjaciółki. W ostatniej chwili
Jenny zachorowała na zakaźną chorobę. Jej ro-
dzice odwołali zaproszenie. Szkoła powiadomiła
matkę, która przysłała Rachel bilet do Włoch.
Nie chciała jechać. Wiedziała, z˙e nie będzie mile
widziana; zawdzięczała zaproszenie tylko zbie-
gowi okoliczności. Od kiedy Enrico Farneste za-
brał matkę Rachel do swojej ojczyzny, otwarcie
unikała kontaktów z córką. Przyjez˙dz˙ała do Lon-
dynu raz w roku na jeden tydzień wakacji. Z nie-
cierpliwością liczyła dni do wyjazdu, po czym
z ulgą wracała do męz˙czyzny swojego z˙ycia.
Poza nim dla Arlene Graham nie liczyło się nic
i nikt. Enrico umieścił ją w willi na klifowym
Wybrzez˙u Liguryjskim niedaleko głównej siedzi-
by swojego przedsiębiorstwa.
NASZYJNIK ZE SZMARAGDÓW
11
Mimo wcześniejszych oporów piękno okolicy
wprawiło młodziutką dziewczynę w absolutny za-
chwyt. Nigdy wcześniej nie zwiedzała krajów
śródziemnomorskich. Kierowca zawiózł ją z lot-
niska prosto do rezydencji. Zastała tam jedynie
gosposię, która mówiła tylko po włosku. Na pod-
jeździe zauwaz˙yła smukłe, czerwone auto. Zosta-
wiła bagaz˙e w pokoju i zaraz wskoczyła do basenu,
umieszczonego na najniz˙szym tarasie ogrodu. Ką-
piel w ciepłej, lazurowej wodzie sprawiła jej wiel-
ką przyjemność. Po pokonaniu dwunastu długości
basenu przystanęła, z˙eby wyrównać oddech. Prze-
tarła oczy, rozejrzała się i spostrzegła, z˙e nie jest
sama.
Wysoki, smukły młodzieniec w wieku około
dziewiętnastu czy dwudziestu lat stał na tarasie.
Wyglądał na Włocha. Po kilku sekundach ruszył
w dół po schodach. Poruszał się z taką gracją,
z˙e Rachel zaparło dech z zachwytu. Nosił do-
skonale skrojone kremowe spodnie i koszulę bez
kołnierzyka z podwiniętymi rękawami w tym
samym kolorze. Na ramiona zarzucił jasny pu-
lower. W ciemnych okularach wyglądał jak gwia-
zdor z plakatu. Rachel w z˙yciu nie widziała pięk-
niejszej twarzy. Przystanął dwa metry od brzegu
basenu. Rachel stała jak skamieniała z oczami
utkwionymi w nieziemskie zjawisko. Nie widziała
jego oczu, lecz przysięgłaby, z˙e patrzy na nią
z mieszaniną lekcewaz˙enia i niechęci. Wyczuwała
12
JULIA JAMES
w nim pewność siebie, jaką daje nie tylko uroda,
lecz równiez˙ duz˙e pieniądze i wysoka pozycja
społeczna. Z pewnością kaz˙da kobieta zrobiłaby
wszystko, z˙eby zwrócił na nią uwagę.
Tymczasem olśniewający młodzieniec nie od-
rywał od niej wzroku. Była skrępowana, z˙e widzi
ją w samym kostiumie. Przypomniała sobie wszyst-
kie ostrzez˙enia gospodyni na temat swobodnych
obyczajów młodych Włochów. Jej uwiedzenie
raczej nie groziło. Nie zyskała jeszcze kobiecych
kształtów. Za to regularne uprawianie sportu zbyt
mocno rozwinęło mięśnie ramion. Własne rysy
twarzy uwaz˙ała za pospolite. On najprawdopodob-
niej tez˙. Świadczyła o tym jego znudzona mina.
Tacy jak on spotykają się wyłącznie z pięknymi
i bogatymi kobietami z pierwszych stron gazet,
pomyślała. Gdyby nie przypadkowe spotkanie,
nawet nie zauwaz˙yłby istnienia chudej nastolatki.
Wyglądało na to, z˙e nieznajomy jest tu u siebie,
a ją uznał za intruza. Patrzył na nią bez słowa,
jakby czekał, az˙ się przedstawi, co jeszcze potę-
gowało jej zaz˙enowanie. Pewnie myślał, z˙e jakaś
niegrzeczna dziewczynka wkradła się przez płot
na cudzą posiadłość, z˙eby popływać w basenie
pod nieobecność gospodarzy. Nalez˙ało wyjaśnić
nieporozumienie. Uniosła rękę w geście pozdro-
wienia.
– Cześć, pewnie nie wiesz, kim jestem – wy-
krztusiła.
NASZYJNIK ZE SZMARAGDÓW
13
Uświadomiła sobie, z˙e uz˙ywa ojczystego języ-
ka, którego rozmówca wcale nie musi znać.
– Wiem az˙ za dobrze – odparł. Mówił doskona-
le po angielsku. – Bękartem kochanki mojego ojca.
Ledwie słyszalny, miękki akcent nie złagodził
w najmniejszym stopniu wydźwięku obelgi.
ROZDZIAŁ DRUGI
Jedenaście lat później Vito Farneste patrzył na
nią z taką samą obojętną pogardą i przemawiał
równie opryskliwym tonem:
– A więc w końcu zdecydowałaś się spienięz˙yć
ostatnie aktywa?
Rachel dostrzegła na dnie przepastnych oczu
błysk triumfu. Taki sam jak wtedy, gdy przy pierw-
szym spotkaniu jednym zdaniem wdeptał ją w bło-
to. Po raz drugi ujrzała podobne, złociste iskierki
siedem lat temu w jeszcze bardziej upokarzających
okolicznościach. Powtórzyła sobie po raz setny, z˙e
nie wolno jej ulegać emocjom. Wiedziała dosko-
nale, z˙e przeciwnik tylko czeka na chwilę załama-
nia. Dotychczas bez najmniejszego wysiłku nisz-
czył ją kaz˙dym słowem i uczynkiem.
Jako nastolatka była kompletnie bezbronna nie
tylko wobec jego urody, ale i bezprzykładnej aro-
gancji. Nie znaczyła dla niego nic ani jej dusza, ani
uczucia, ani nawet ciało. Przed laty na krótką
chwilę uległa naiwnym złudzeniom. Brutalne
przebudzenie ze złotego snu uświadomiło jej, z˙e na
zawsze pozostanie w jego oczach bękartem kobie-
ty lekkich obyczajów. Przysięgła sobie, z˙e Vito
Pobierz darmowy fragment (pdf)