Darmowy fragment publikacji:
Anna Strzelec
OKNO
z w i d o k i e m
n a P r o w a n s j ę
Anna Strzelec: Okno z widokiem na Prowansję
© Copyright Anna Strzelec e-bookowo
Grafika, zdjęcia i projekt okładki: Anna Strzelec e-bookowo
Redakcja/Korekta Elwira Izdebska-Kuchta
Wiersze Racheli Thompson – Barbara Kwiatkowska
ISBN wersja elektroniczna 978-83-7859-069-9
ISBN wersja drukowana 978-83-7859-070-5
Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo
www.e-bookowo.pl
Kontakt: wydawnictwo@e-bookowo.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione
~ 3 ~
Anna Strzelec: Okno z widokiem na Prowansję
Wydanie I 2012
Każdy człowiek prędzej czy później wymyśla sobie
historię, którą uważa za swoje życie
Max Frisch
Moim bardzo realnym
i wirtualnym przyjaciołom
Anna Strzelec
~ 4 ~
Anna Strzelec: Okno z widokiem na Prowansję
Nie wszystko, co kocham jest moją własnością,
ale od dziś chciałabym móc i umieć delektować się
moim życiem…
W podróży
– Parlez-vous francais, monsieur?1
Odważyła się zapytać stewarda chyba tylko dlatego, że
przypominał jej tatusia. Był trochę młodszy, ale bardzo do nie-
go podobny. Jeszcze w domu, pakując swoje rzeczy na wyjazd
do babci Leonii zastanawiała się, czy lekcje francuskiego, na
które mama tak uparcie woziła ją i Marikę, na coś się przyda-
dzą. Przecież Jeremi, nazywany przez mamę wujkiem umie
mówić po polsku. Teraz chciała się po prostu przekonać: czy ją
ktoś zrozumie, czy cała nauka poszła sobie w las.
– Oui, mademoiselle, sil-vous plait2– odpowiedział z uśmie-
chem mężczyzna, stawiając na stoliku przed Marysią plastiko-
wy kubek z sokiem pomarańczowym.
– Do you speak Englisch?3
– Yes, me too4– roześmiała się tak radośnie, że Marika pod-
niosła głowę z kolan Iwony, na których to drzemała od kilku-
nastu minut.
– Co mówiłaś?
1 Czy mówi pan po francusku (franc.)
2 Tak panienko, proszę (franc.)
3 Czy mówisz po angielsku (ang.)
4 Tak, też (ang.)
~ 5 ~
Anna Strzelec: Okno z widokiem na Prowansję
Jasne loki opadły jej na buzię i przykryły zaspane oczy.
– Powinnaś rozumieć – powiedziała wyniośle Marysia. –
Chodziłaś na angielski? No właśnie! A poza tym wyglądasz
teraz jak pudel!
– Spałam, nie słyszałam, mamo, ona znów się mądruje. –
Marika była bliska łez.
Iwona przygarnęła na nowo do siebie młodszą córeczkę,
a starszą objęła drugim ramieniem.
– Nie kłóćcie się, jestem pewna, że wasza znajomość języ-
ków obcych na dzień dzisiejszy jest zadowalająca. Wiem, że
lot staje się męczący, ale wytrzymajcie jeszcze trochę. Została
nam godzina, no może półtorej do Nowego Jorku. Włączyć
bajkę?
Dodatkową atrakcją podróży, w której znajdowały się od
sześciu godzin były nie tylko rozkładane siedzenia, poduszki,
pledy do przykrycia oraz kolorowanki z pisakami, a także mo-
nitory umieszczone „na plecach ludzi” – jak stwierdziła Marika
o tych, którzy siedzieli przed nimi. Iwona przewinęła pilotem
kilka programów aż na ekranie ukazał się początek filmu, który
już co prawda dziewczynki widziały, ale na który zareagowały
bardzo entuzjastycznie.
– O, Alwin, zostaw mamo, zostaw, Alwin i wiewiórki!
– OK, oglądamy, każda na swoim, proszę. Chyba przed
miesiącem były razem w kinie i wyszły zachwycone przygo-
dami wiewióreczek, animacją i muzyką oraz naturalnie happy
zakończeniem filmu. Teraz powtórka z rozrywki, a dla Iwony
parędziesiąt minut spokoju i czasu do namysłu.
– Już nie mogę się was doczekać – mówiła Leonia w ostat-
niej rozmowie z nimi. Od dnia, gdy mieszkanie Steffi i Jurgena
zostało sprzedane, a Manfred przysłał Iwonie dokumenty oraz
~ 6 ~
Anna Strzelec: Okno z widokiem na Prowansję
przelał uczciwie na Leonii konto połowę należnej im sumy;
mogły pozwolić sobie na częstsze telefoniczne kontakty.
– Mam nadzieję, że ci się u nas spodoba. Mieszanina cieka-
wości i podniecenia Iwony przed spotkaniem z matką po kil-
kumiesięcznym rozstaniu i wszystkich wydarzeniach, jakie
całą rodzinę w ostatnim czasie spotkały - sięgała zenitu. Pod-
ekscytowana jestem jak Marysia, albo Marika – myślała. Cie-
szyła się, że matka jest szczęśliwa, bo wiele na to wskazywało
i postać tego francuskiego, „morelowego” ideała sądząc
z opowiadań Patrycji też była interesująca. Sama Iwona po
ostatnich przejściach, dotyczących jej ślubnego i afery, w którą
została przez niego wmanewrowana nie miała ochoty na żadne
damsko-męskie kontakty. Jedynie Manfred stał się niespo-
dziewanym wyjątkiem i kwita.
Stewardesa zbierała pojemniki po ostatnio serwowanym da-
niu, Iwona poprosiła o kawę, a dziewczynki ze słuchawkami na
uszach zapatrzone w monitory niczym asystentki pilota mach-
nęły tylko odmownie rękami, żeby im nie przeszkadzać.
Jeszcze kilkanaście minut i NY. Kto przyjedzie na lotnisko?
Chyba go nie puści samego – myślała o matce i Jeremim. Co to
za imię, a zdrobniale? Remy? Remy Martin – jak dobry koniak
i uśmiechnęła się w kierunku córek widząc, że wiewiórcze
przygody dobiegają końca.
– Zapinamy pasy, moje drogie!
– Juuuuż?
To samo lotnisko, na którym przed pięcioma miesiącami
Leonia rozpoczęła swoją amerykańską przygodę.
Dzisiaj czekali oboje: matka z radosnym bukietem lewkonii,
jak zawsze szczupła, dziś sportowo ubrana. Stojący obok niej
mężczyzna wyglądał podobnie, jak go sobie wyobrażała. Wy-
~ 7 ~
Anna Strzelec: Okno z widokiem na Prowansję
soki, szpakowaty z uśmiechem wzbudzającym zaufanie. Iwona
odetchnęła z ulgą i ruszyła w ich stronę, ale dziewczynki były
pierwsze.
– Babciu, babi!
Dwie kolorowe walizki zostały w przejściu, pasażerowie
omijali je przystając i obserwując radosne spotkanie Leonii
z wnuczkami. Marika ściskała ją za szyję, a Marysia nie zwa-
żając na kwiaty, przytulała się do jej boku. W zamieszaniu ja-
kie powstało Jeremi podszedł do Iwony, pomógł jej odstawić
bagaże na bok a potem wszyscy dokończyli ceremonię powita-
nia. Leonia płakała.
– Mamusiu, no coś ty, już jesteśmy, jakie piękne kwiaty, nie
trzeba było, o tej porze musiały majątek kosztować! Leonia
trzymała córkę w ramionach i obie miały wrażenie, że tym
gestem dziękowały, przepraszały i starały się wyrazić wszyst-
kie uczucia z jakimi żyły i walczyły w ostatnim czasie.
– Witajcie w Nowym Jorku! Załadujemy wasze walizki na
wózek.
Jeremi już podjeżdżał i jak sprawny bagażowy ułożył dwie
duże i dwie małe walizki, a na samą górę posadził Marikę. Ma-
rysia szła obok niosąc bukiet.
– Sorry, jesteś troszkę za duża – uśmiechnął się do starszej
dziewczynki. – Jak minęła wam podróż, to twój pierwszy lot?
– O tak i to całkiem znośny.
Była zadowolona, że nowy wujek Jeremi rozmawia z nią jak
z dorosłą. Niech sobie Marika siedzi na tej górze i niech lepiej
uważa, żeby nie zleciała. Kochała siostrę, ale bywały momen-
ty, w których zwyciężało uczucie zazdrości. Wydawało jej się,
że mama poświęca Marice więcej czasu oraz częściej ją przytu-
~ 8 ~
Anna Strzelec: Okno z widokiem na Prowansję
la, a poza tym tęskniła za tatą, który niewiadomo dokąd wyje-
chał i kiedy wróci.
Idąc z Leonią za tą bagażową procesją, Iwona objęła po-
nownie matkę za ramię.
– Wybacz mi to, co na początku napisałam.
– Co masz na myśli ?
– Pamiętasz? Prosiłam cię, żebyś nie pakowała się w nowe
afery.
– A co powiesz teraz?
– Świetny facet! Skrzyżowanie Colina Firth’a z Charlesem
Shaughnessy’em w słusznym wieku.
– Kim?
– Shaughnessy, grał w Niani. Ach, mister Sheffield!
– Na to bym nie wpadła! Leonia śmiała się serdecznie wy-
chodząc razem z córką na parking, na którym Jeremi zostawił
auto.
***
Ten dzień upewnił mnie w przekonaniu, że decyzja pozo-
stania w NY, zamieszkania z Jeremim i rozpoczęcia nowego
etapu w moim życiu była słuszna. Byliśmy w drodze do Port
Jefferson, a dziewczyny, czyli moja córka i dwie wnuczki na
tylnym siedzeniu samochodu podziwiały okolicę. Bezwiednie
wróciłam myślami do innego dnia, w którym siedziałam obok
milczącego Wiktora wiozącego mnie do Queens i nie wiem
czemu poczułam na nowo gorycz tamtej przygody, której ina-
czej, jak właśnie tylko przygodą, teraz nazwać nie umiałam, bo
ogrom oczekiwań spełnienia naszego związku tak bardzo mnie
zaślepił. Jak to się dzieje, że niektóre związki pełne namiętno-
~ 9 ~
Anna Strzelec: Okno z widokiem na Prowansję
ści, łez radości i absolutnego zaangażowania wspominamy po
latach z niesmakiem? W spadku pozostały listy, maile, wiersze
– jak nie moje i nie dla niego, jakbyśmy nigdy razem nie istnie-
li… Miłość wypaliła się, gdzieś na dnie wśród zgliszczy tli się
jeszcze żal niespełnienia, przed którym bronię się, bo nie mam
zamiaru go podsycać, ani minionych wydarzeń rozpamiętywać.
Czy Jeremi wspomina Jacquline? Podczas naszych spotkań na
początku znajomości powiedział mi, że była i odeszła; gdy ja,
trochę obszerniej, że przyjechałam do kogoś, z kim miałam
nadzieję spędzić resztę życia, lecz zakosztowałam zdrady
i rozczarowania. Przekazaliśmy sobie
informacje, niczym
wzmianki o nagłych załamaniach pogody, choć prognozy były
dużo korzystniejsze. Nigdy nie rozmawialiśmy szczegółowej
o naszych związkach i miłosnych niepowodzeniach. To dobrze
czy źle? Nauczyłam się nawet w myślach omijać „wiktorowy”
fragment mojego życia, ten i jeszcze kilka innych. Być może
posypywanie wspomnień popiołem nieistnienia udaje nam się
do dziś?
Teraz milczałam chyba zbyt długo i takie zachowanie było
oczywistą niegrzecznością z mojej strony, gdyż Jeremi dotknął
z pytającym spojrzeniem mojej ręki i tym gestem przywrócił
mnie z zamyślenia do rzeczywistości.
– Sorry – uśmiechnęłam się poprawiając na kolanach kwia-
ty, które Iwona dała mi do potrzymania na czas jazdy.
– Ale piękne stateczki, a ten duży biały, ojej!
Marysia i Marika o mało nie wyskoczyły z zachwytu z fote-
li. Byliśmy już w Jefferson, a ulica wiodła częściowo wzdłuż
zatoki, gdzie cumowały prywatne jachty i szkoleniowo-
naukowy R/V Seawolf należący do uczelni Jeremiego, którym
on wraz z grupą studentów wypływa, aby badać morskie żyjąt-
~ 10 ~
Anna Strzelec: Okno z widokiem na Prowansję
ka. Zaczęłam opowiadać o tym dziewczynkom i właśnie koń-
czyłam, gdy zatrzymaliśmy się przed naszym domem.
– I jest tak, jak mi opisywałaś. – Iwona rozejrzała się wokół
i z porozumiewawczym uśmiechem mrugnęła do Jeremiego. –
Super wybrałeś!
Widziałam, że pochwała ta sprawiła mu przyjemność,
a pierwsze kontakty z moją rodziną zostały miło nawiązane.
Sally wybiegła do nas z radosnym poszczekiwaniem, ale na
jej widok Marika schowała się za plecami Iwony.
– Nie bój się, zobacz, przecież ona wygląda jak dziecko
Jessie.
Wszyscy pozwoliliśmy Sally na powitalne polizanie rąk
i odkładając na później rozpakowanie bagaży rozsiedliśmy się
na kanapach w livingroomie. Na tarasie stały co prawda jesz-
cze ratanowe meble, ale wiatr szarpał bezlitośnie pnączami
bluszczu. Może jutro pogoda pozwoli na wystawienie naszych
twarzy do słońca?
– Kto miałby ochotę zjeść pizzę?
Jeremi wysunął nęcącą propozycję, przy której prawie za-
pachniało nam w pokoju i liczył uniesione w górę palce oraz
paluszki, a następnie telefonicznie zamówił według życzeń:
wegetariańską dla Marysi, salami Marice, Iwonie i mnie
z szynką, a sobie oczywiście z owocami morza – jak to na sza-
nownego ichtiologa przystało. Co on powiedział podczas jed-
nego z naszych pierwszych spotkań: „badam i wiem, co jem”?
Tak, wtedy pochłanialiśmy pyszne smażone ryby w knajpie
przy plaży na Staten Island, a potem… poszliśmy na spacer
plażą… i przed zachodem słońca kochaliśmy się pierwszy
raz…
~ 11 ~
Anna Strzelec: Okno z widokiem na Prowansję
Spojrzałam na uśmiechniętego Jeremiego popijającego piwo
i rozmawiającego z moją córką. Ogarnęło mnie uczucie szczę-
ścia, spokoju a także wewnętrznego zadowolenia. Z samej sie-
bie i nas obojga.
Widocznie tak miało być. Dobry Boże, nie zepsuj niczego…
Proszę, niech tak pozostanie.
~ 12 ~
Anna Strzelec: Okno z widokiem na Prowansję
Promienie słońca prześlizgiwały się przez błyszczące liście.
W trawie drżały białe stokrotki.
Oskar Wilde „Portret Doriana Graya”
– Zajmiecie ten większy pokój, a mały zostawimy dla Jac-
quesa – mówiła Leni wchodząc po schodach z Jeremim
i dziewczynkami, jak je wszystkie w myślach nazywała. Po-
magali im się rozgościć, wnosili bagaże, wskazywali łazienkę
i bardzo starali się, żeby całej trójce było wygodnie. Iwona
stanęła przy oknie, odsunęła białą firankę – taką w stylu coun-
try z angielskim haftem i spojrzała z zachwytem przez okno.
– Ależ pięknie tu macie. Między wysokimi platanami, które
rosły za ogrodem należącym do matki i Jeremiego prześwity-
wały wody rozległej, już niebiesko grafitowej o tej porze dnia
zatoki. Marika i Marysia, które rozłożywszy się jak długie na
szerokim łóżku testując w ten sposób jego wygodę, teraz rzuci-
ły się do okna.
– To te same żaglówki, które widziałam, gdy tutaj jechali-
śmy? – wołała Marika.
– Jachty, nie żaglówki – poprawiła ją Marysia.
– Tak, te same. Jachty, żaglówki i stateczki. Jeremi zażegnał
spór. – To druga strona z widokiem na zatokę. Skąd odpływają
też niektóre transoceaniczne. Gdy odpoczniecie, możemy jutro
odbyć pierwszy spacer, a zaczniemy oczywiście od naszego
miasteczka.
Iwona stała zamyślona. Życie potrafi zaskakiwać swoimi
poczynaniami. Tragicznie, to znów zadziwiająco wspaniale.
~ 13 ~
Anna Strzelec: Okno z widokiem na Prowansję
Jak to było kiedyś powiedziane: że wszystko co nam się zdarza
każdego dnia, nawet jeśli wyciśnie łzy z oczu - ma swój sens?
I poczuła, że im zazdrości. Pozytywnie i tkliwie.
***
– To jedno z najbardziej urokliwych miejsc, jakie dotych-
czas w życiu widziałam, ten wasz Port Jefferson – mówiła
Iwona idąc z Mariką za rękę. Za nią podążali Leni z Marysią
i Jeremim. Odbywali właśnie wczoraj obiecany spacer. Zwie-
dzili już port, gdzie dziewczynki miały okazje z bliska podzi-
wiać jachty, które stały się ich miłością od pierwszego wejrze-
nia. Głośno czytały ich nazwy i przyglądały się, jak niektórzy
właściciele szykowali swoje wodne pojazdy do zimowej prze-
rwy.
– Jennifer, Black Mary, Linda, a ten duży Seawolf – czytała
Marysia.
– Właśnie tym dużym wypływam z moją armią jak praw-
dziwy wilk morski.
Leni i Iwona roześmiały się, a dziewczynki przystanęły
z zadziwienia.
– Należysz do Armii? Niemożliwe, mama nic o tym nie
opowiadała. Marysia z niedowierzaniem patrzyła na Jeremiego.
– Sorry, zażartowałem. Armią nazwałem grupę moich stu-
dentów z którymi wypływamy z zatoki, aby pobrać próby wo-
dy do badania, a nazwa statku to właśnie „Wilk morski”.
– To dobrze, bo już się bałam, że wypłyniesz gdzieś, może
na wojnę i opuścisz nas jak mój tata.
Marysia szła trzymając Jeremiego za rękę jakby chciała za-
pobiec zniknięciu kolejnego mężczyzny z jej życia. Pomyślał,
~ 14 ~
Anna Strzelec: Okno z widokiem na Prowansję
że dziewczynka jak na ukończone siedem lat jest nad wyraz
rozwinięta i omijając temat tatusia powiedział: – Nie martw się,
na razie nigdzie się nie wybieram.
– Popatrzcie, ten bulwar nazywa się West Broadway – zawoła-
ła Iwona. – Ależ to nowojorskie. A jego przedłużenie to East Bro-
adway i obie ulice mają trasę rowerową.
– Niestety nie mamy rowerów. Jestem głodna – stwierdziła
Marika.
– Zaraz pójdziemy coś zjeść – Leonia uspokajająco ujęła rącz-
kę wnuczki – zobaczcie jaki piękny jest ten pomnik. To mówiąc
zrobiła zdjęcie, a Iwona głośno czytała słowa umieszczone na
stopniu, na którym przykucnął wyrzeźbiony chłopczyk: in memo-
ry of Darla who died giving life at 37 years. Przystanęli.
– W dokładnym tłumaczeniu znaczy „dla uczczenia pamięci
Darli, która umarła dając życie w wieku 37 lat”, znaczy się umar-
ła przy porodzie trzeciego dziecka – tłumaczył Jeremi.
– Musiała być bardzo kochana, to niesprawiedliwe – powie-
działa Marysia.
– Dzieci mamusi nie mają… Marika była bliska łez.
Nie po raz pierwszy już dziś Jeremi przyznał w duchu, że
młodsza córeczka Iwony podobnie jak Marysia jest istotą bardzo
wrażliwą. Reakcje obu dziewczynek wskazywały na to, że odej-
ście taty i rozstanie z krajem jest dla nich dużym przeżyciem.
Widząc na co się zanosi, zapytał:
– Czy ja słyszałem, że ktoś był głodny?
– Taaak – przytaknęli wszyscy szybko i z wyraźną, popartą
uśmiechami, ulgą. Leni pomyślała, że Jeremi czasami potrafi bły-
skawicznie znaleźć receptę na poprawę nastroju, a on wskazując
ręką drugą stronę ulicy, zawołał: – No to proponuję rybkę!
~ 15 ~
Anna Strzelec: Okno z widokiem na Prowansję
Naprzeciw bulwaru kusił obiecujący widok. Restauracji Se-
afood, którą miał na myśli.
– Mam nadzieję, że nie będą marudzić, bo nie przepadają za
rybami i widzę, że są już zmęczone – szepnęła Iwona do matki.
Leni roześmiała się.
– Kochana, nad rybami w Porcie Jeff nie można marudzić.
One są po prostu pyszne!
~ 16 ~
Anna Strzelec: Okno z widokiem na Prowansję
Każdy z nas ma dwie rzeczy do wyboru:
jesteśmy albo pełni miłości... albo pełni lęku
Albert Einstein
– Mógłbyś jutro te małe girls zabrać gdzieś na lody?
Chciałabym trochę pobyć sama z moją córką i porozmawiać
o wszystkim, co zdarzyło się w kraju i Remscheid podczas
mojej nieobecności – zapytałam Jeremiego.
– D’accord, ale pojutrze już mnie nie ma, pamiętasz, tak?
Pewnie, że pamiętałam. Po trzech dniach urlopu, które wziął
z okazji przylotu gości, Morelowy musiał wrócić na uczelnię.
Oczywiście żałowałam, bo było bardzo miło przez ten czas
mieć go przy sobie.
***
– Przespałam się z nim, powiedziała spoglądając figlarnie
w moją stronę.
Dlaczego przypomniała mi teraz uśmiech i spojrzenie Steffi,
mojej bliźniaczej siostry – wtedy jeszcze małolaty, gdy pewnego
dnia wróciła późno wieczorem ze spotkania z Maćkiem
i wyznała, że się z nim całowała?
– Zwariowałaś! Dlaczego?
Moja gwałtowna reakcja zdziwiła mnie samą, ale było już za
późno, by coś poprawić, a ona powiedziała:
– Cóż to za pytanie, mamo? I dodając po chwili:
– Wiesz jak to czasem jest, nastrój chwili… Było miło i czule.
~ 17 ~
Anna Strzelec: Okno z widokiem na Prowansję
Starsi panowie też potrafią kochać…
– Wiem coś o tym – rzuciłam znów zaskoczona własną
odpowiedzią i roześmiałyśmy się.
– Potrzebowałam przytulenia, ponownej akceptacji mojego
ciała, namiastki uczucia, które odleciało gdzieś hen, daleko.
Iwona usprawiedliwiała się. Tłumaczyła, jakby rozmowa
którą prowadziłyśmy toczyła się podczas wizyty u psycho-
terapeuty, a nie między matką i córką.
– A on? – przerwałam nietaktownie próbując wyobrazić
sobie Iwonkę w ramionach mojego szwagra, którego twarzy
już nawet nie pamiętałam.
– Zachwycał się…
– O matko! Mam nadzieję, że perwersyjnie nie wyobrażał
sobie, że kocha się ze Steffi.
– Mamo! – skarciła mnie ponownie. – Nie sądzę. Nic na to
nie wskazywało, chociaż już pierwszego dnia po moim
przyjeździe do Remscheid powiedział, że jestem bardzo do
Steffi podobna.
Westchnęłam głęboko. Szkoda, że mnie tam nie było, może
nie dopuściłabym do takich hocków klocków. Znów matczyna
czujność obudziła się we mnie zbyt późno, a przecież wcale nie
chciałam okazać się ciekawska w oczach mojej dorosłej córki.
Siedziałyśmy na tarasie łowiąc jesienne promienie i wys-
tawiając nasze twarze słońcu pod nos. Sally, jak niegdyś Jessie
leżała u moich nóg. W dalszym ciągu nie mogłam zagłębiać się
we wspomnieniach sprzed kilkunastu miesięcy. Są rany, które
nie chcą się tak do końca zabliźnić i bywa, że nawet czas
całkowicie ich bólu nie uśmierza.
Iwona z przymkniętymi oczami i uśmiechem Steffi w ką-
cikach ust, wyciągnięta na koszykowym fotelu kontynuowała:
~ 18 ~
Anna Strzelec: Okno z widokiem na Prowansję
– Po moim wyjeździe dostałam od Manfreda list. Kilka
bardzo przyjemnych zdań napisanych na eleganckim
papierze listowym, w których dziękował mi za pomoc
w przygotowaniu wystawy i spędzone razem chwile. Wyraził
też chęć przyjazdu do Polski i spotkania ze mną, czym nawet
ucieszyłam się. Coś mu jednak w tym przeszkodziło. Tak
wyraził się w następnej korespondencji, która dotyczyła
sprawy sprzedaży domu, przysłania dokumentów i przelewu
pieniędzy. A ja za wszystko podziękowałam mu i po-
informowałam o terminie odlotu do Was. Wtedy zadzwonił,
życząc nam oczywiście udanej podróży i wiesz, o co
zapytał?
Mogłam się spodziewać. Z pewnością o to, czego
absolutnie nie życzyłabym sobie w zaistniałej sytuacji
i zmianach w naszym życiu. Spojrzałam na Iwonę pytająco,
bez większego zainteresowania.
– Widząc twoją minę przypuszczam, że się domyślasz –
powiedziała popijając preferowany przez nas kalifornijski
sok pomarańczowy. – Tak, zapytał czy byłoby to możliwe,
abyśmy się wszyscy tutaj w NY spotkali.
– Jeszcze czego – prawie burknęłam i zaraz zawstydziłam
się, bo „burkanie” raczej nie było moim zwyczajem. – Wiesz
córcia, wydaje mi się, że historia z niemiecką rodziną jest
dla nas już zamknięta i tak trzeba ją potraktować.
– O mało co nie byłaby – westchnęła.
Prawie zmartwiałam. – Mów, proszę cię!
– Nie miałam okresu przez kilkanaście dni… myślałam,
że jestem z nim w ciąży.
– Jezus Maria!
Poczułam zimny dreszcz na plecach.
~ 19 ~
Anna Strzelec: Okno z widokiem na Prowansję
– Spoko, mamo, wszystko OK. Przez ten wyjazd, nasze
rodzinne zawirowania i seks po dłuższej, łóżkowej przerwie
wszystko mi się poprzestawiało. Możesz sobie wyobrazić, co ja
przeżyłam?!
– Mogę. Byłaś u lekarza?
– Jasne, nie ma problemu. Strach ma wielkie oczy.
Wytarłam spocone ręce na grzebiecie Sally. Powinnyśmy
porozmawiać jeszcze o Robercie, narkotykach i jego odsiadce,
ale mnie wystarczyło na dziś to co usłyszałam. Poza tym
z głębi domu dochodziło dwugłosowe, radosne: – Mami, babi!
To Jeremi wrócił z Mariką i Marysią z wędrówek po mieście.
Wstałam myśląc, że wypełnieni po brzegi uczuciem
samotności, bywamy czasami bardzo lekkomyślni.
Mimo irytacji w jaką wpędziło mnie jej postępowanie, w głębi
duszy rozgrzeszałam ją. Kiedyś też taka byłam. Niestety…
***
szerokim
Z łazienki dobiegały pracowite bębnienia kropel wody.
Dużo głośniejsze niż te za oknem, ale tu i tam słychać było
prysznic. Czekałam na Jeremiego w sypialni, siedząc na
naszym wygodnym,
raz drugi
przeglądałam książki – prezenty, które przywiozła Iwona.
Dowody sympatii i uznania zawsze bardzo mnie cieszyły,
a szczególnie te, o których myślałam, że nagradzają moje
dotychczasowe poczynania. Kilka znajomych osób wiedziało,
że Iwona wyjeżdża do nas w odwiedziny i stąd na mój stary,
domowy adres nadeszły radosne przesyłki. Głaskałam je teraz
z wdzięcznością i układałam na nocnym stoliku.
łóżku
i po
~ 20 ~
Anna Strzelec: Okno z widokiem na Prowansję
Od Róży – Elwiry, dzięki której polubiłam Anne Rivers
Siddons mam Dom nad Oceanem i Żonę piekarza – Marcela
Pagnola. Marysia i Marika, którym chętnie czytam rozdziały
Mikołajka zaraz poznały, że okładkę projektował ten sam Jean-
Jacques Sempé. Bardzo mnie cieszy, że one też nie umieją żyć
bez książek, podobnie jak ja i Jeremi. Co prawda on więcej czasu
poświęca literaturze fachowej, ale tylko wtedy, gdy jest mu to
aktualnie potrzebne.
sformułowań
Od pani Marii – recenzentki, która moim pierwszym książkom
poświęciła wiele pozytywnych
i pochwał,
otrzymałam opowiadania ekwadorskiego pisarza, Raula Pereza
Torresa – Ostatnie dzieci Bolera. W książce znajdowała się
pocztówka będąca reprodukcją akwareli Jolanty Borek –
Unikowskiej, artystki malującej ustami i kilka słów od pani Marii:
Przyjemnej lektury! Bo tylko Pani doceni zawarte w niej metafory,
jak ta o zielonych oczach pachnących miętą…
– Niesamowite i wzruszające, prawda? – powiedziałam kilka
dni temu do Jeremiego, rozpakowując podarki i czytając mu
dedykacje.
– Lubią cię i cenią, ma Chérie – skonstatował, biorąc „piękną
piekarzową” do ręki. – Zabójczy jest ten Sempé, poczytam
wieczorem.
Ukochane przeze mnie wieczory! Jeremi często wybierał jedną
z leżących na stoliku po mojej stronie łóżka książek, a potem
oboje zagłębialiśmy się w przeróżnych historiach – zarówno
w tych pełnych fantazji, jak i prawdziwych. Za kryminałami
i horrorami nie przepadaliśmy, tylko Iwona miała w swojej
domowej bibliotece obszerną kolekcję Agaty Christie.
– Przywiozłam ci jeszcze od Patrycji paczkę i list zawierający
specjalne polecenia. Pół walizki zajęły mi książki, a dziewczynki
~ 21 ~
Anna Strzelec: Okno z widokiem na Prowansję
też kilka swoich dołożyły – śmiała się.
Teraz, czekając na Jeremiego otwierałam z ciekawością list,
który przysłała moja przyjaciółka.
Kochana, kilka słów odnośnie książek. Korzystając z okazji
pakuję je dla Ciebie i mam nadzieję, że Ci się spodobają,
a gdańskie ploteczki w drugim liście
Już dość dawno temu kupiłam Córkę opiekuna wspomnień
Kima Edwardsa, książkę, której się nie zapomina, a potrafi
wycisnąć łzy. Akcja toczy się w USA w latach sześćdziesiątych
i od pierwszych stronic nie tylko zaciekawia, ale i wzrusza.
Zaczyna się opisem odbioru porodu przez doktora Davida
Henry ego. Rodzi się syn, a po kilku minutach ojciec przeżywa
szok: na świat przychodzi córka z zespołem Downa. Szczęśliwe
chwile nie trwają więc długo. Doktor, chcąc uchronić żonę
przed bólem
i wychowywaniem niesprawnego dziecka,
podejmuje desperacki krok, poleca pielęgniarce oddanie małej
do ośrodka dla upośledzonych. Ta jednak tego nie czyni i sama
postanawia zaopiekować się noworodkiem. Żonie Henry
powiedział, że córeczka zmarła podczas porodu. Przeczytaj,
a dowiesz się czy doktor będzie mógł żyć spokojnie z tajemnicą
i nieetycznym wyborem. Czy prawda wyjdzie na jaw, jak ułożą
się relacje małżeńskie, no i jak życie bliźniaków? Mam
nadzieję, że Ci się spodoba.
Faktycznie, już przy czytaniu tej mini recenzji napisanej
przez Patrycję doznałam „emocjonalnych dreszczy”. Ciekawe,
czy Jeremiego też zainteresuje.
Druga to jeszcze ciepła, jak świeża bułeczka, niedawno
ukazała się w księgarniach Cukiernia pod Amorem Małgorzaty
Gutowskiej-Adamczyk. Zajezierscy to pierwsza część trzytomowej
sagi o Gutowie. Książka gruba, ale ciekawa i czyta się jednym
~ 22 ~
Anna Strzelec: Okno z widokiem na Prowansję
losy, miłość nie zawsze odwzajemnioną,
tchem. Współczesność na prowincji i przeszłość rozgrywająca się
w mazowieckich dworkach splatają się ze sobą. Autorka opisuje
pokrętne
ludzkie
namiętności i zdrady, nie tylko mężczyzn, ale i kobiet. Jest wątek
osnuty tajemnicą, którą próbuje odkryć Iga, najmłodsza z rodu,
córka właściciela owej cukierni. Podczas wykopalisk w Gutowie
archeolodzy dokonują niezwykłego odkrycia, odnajdują mumię
kobiety z pierścieniem, który przed laty zaginął z rodowej
szkatuły. Kim jest kobieta, skąd znalazł się na jej palcu pierścień,
w jaki sposób weszła w jego posiadanie? Pierwszy tom nie
wyjaśnia zagadki, chociaż uważny czytelnik może się czegoś
domyślać.
Mumia w Gutowie? Ciekawe, gdzie leży ta mieścina? Nie
miałam pojęcia, ale sądzę, że treść książki wyjaśni mi. Może
to byłoby coś dla Jeremiego? Saga o polskiej prowincji…
Życzę Ci spędzenia radosnego czasu z dziewczynami!
Wyobrażam sobie, że opowieści nie będą miały końca.
Zobaczysz jak wspaniałe masz wnuczki, nie wspominając już
o Twojej dzielnej córce, którą podziwiam całym sercem. Jak
długo mogą u Was zabawić?
I tak dalej, jak zawsze pełna ciepła i serdeczności
Patrycja.
Mój ukochany, były mieszkaniec południowo-francuskiej
prowincji wyszedł nareszcie z łazienki. Jak zwykle pachnący
i niezmiennie przyprawiający mnie o zawrót głowy.
– Poczytamy? – zapytałam, wskazując leżącą na moich
kolanach literaturę, a on w odpowiedzi zebrał książki i odłożył
je na stolik. Mógł powiedzieć: – Chérie, nie po to się tak pięknie
wykąpałem… albo coś równie prostackiego, ale nie byłoby to
absolutnie w jego stylu.
~ 23 ~
Anna Strzelec: Okno z widokiem na Prowansję
On objął mnie spojrzeniem, a w tym momencie usłyszeliśmy
na podłodze pod łóżkiem odgłosy skrobania. Czyżby myszy?
Ach, ta nasza Sally i jej pazury! Psina ewakuowała się do
wyjścia z sypialni i Jeremi wstał, aby ją wypuścić.
~ 24 ~
Anna Strzelec: Okno z widokiem na Prowansję
[...] miłość jest kombinacją podziwu, szacunku i namiętności.
Jeśli żywe jest choć jedno z tych uczuć, to nie ma o co robić szumu.
Jeśli dwa, to może nie jest mistrzostwo świata, ale blisko.
A jeśli wszystkie trzy, to śmierć jest już niepotrzebna:
trafiłaś do nieba za życia.
William Wharton
Kiedy otworzyłam ponownie oczy, to zamiast Iwony siedzącej
na brzegu mojego łóżka i Jeremiego z drugiej strony zobaczyłam
stojącą Steffi w granatowej, powiewnej sukience i z roz-
puszczonymi, tymi jej fajnymi włosami, które odziedziczyły po
niej moja córka i wnuczka Marika. Steffi pokiwała głową
współczująco i uśmiechnęła się:
– Krucho z tobą było, ale nie panikujcie. Jeszcze nie czas,
chociaż muszę ci powiedzieć, że TAM jest całkiem nieźle.
Można się przyzwyczaić. To mówiąc pomachała mi ręką, na
której zadzwoniły srebrne bransoletki, odwróciła się i odeszła.
to majaczenie będące skutkiem zastrzyków
Tylko tyle.
Przymknęłam oczy zastanawiając się, czy ponowna wizyta
Steffi,
jakie
dostałam, czy też moja siostra znów krąży wokół nas…
i dlaczego? Przypomniałam sobie wieczór, gdy po przeczytaniu
ostatniego listu od niej i przeanalizowaniu kilku minionych lat,
prawie w ekstazie poprosiłam ją, aby wzięła moją Iwonę pod
opiekę. Dziś nie mam pojęcia jak miałby ten ,,job” Steffi u nas
wyglądać. Wtedy byłam bardzo wzruszona, a dziś okazuje się,
że Steffi wzięła moje słowa serio i do serca. Będzie nas teraz
nachodzić i może jeszcze dziewczynki straszyć?! Poczułam
~ 25 ~
Anna Strzelec: Okno z widokiem na Prowansję
delikatne ciepło psiego języka liżące moją dłoń. To Sally, która
siedząc widocznie cały czas pod łóżkiem, wygramoliła się
uważając, że teraz nadszedł jej czas, by móc okazać mi
powypadkowe współczucie.
Dlaczego musiało mi się przydarzyć coś tak przykrego?
Kilka dni po przyjeździe dziewczynek i dwa tygodnie przed
Świętem Dziękczynienia, na które tak wszyscy cieszyliśmy się,
i gdy tak wiele przygotowań na nas czekało? Też sobie
wybrałam moment na spadanie ze schodów w nowych,
domowych klapkach! A potem dwie doby w szpitalu, pierwsze
badania i prześwietlenie głowy, którą uderzyłam beztrosko
o ścianę, zjeżdżając pupą po schodach. Zbadano też dokładnie
stan moich kości biodrowych, czy ich nie zwichnęłam lub broń
Boże złamałam, bo bolało mnie wszystko okrutnie. Bardzo
przystojny ciemnoskóry chirurg zastanawiał się, czy nie będą
musieli pewnych części zagipsować, ale jednak nie. Zostały
siniaki, które leczymy na razie kompresami. Ale o zagrożeniu
mojego życia Steffi wiedziała więcej. Ciekawe.
W podzięce za okazywane mi psie uczucie pogłaskałam
pieszczotliwie drugie wcielenie Jessie i poprawiwszy się na
poduszkach, zamyśliłam. Dotychczas jakoś nie znalazłam
czasu, by opowiedzieć Iwonie o poprzednich wypadkach
zjawiania się Steffi i jak zza teatralnych kulis, kierowania
moim życiem. A może śmierć wcale nie jest taka straszna, jak
się niektórym wydaje? Może to tylko przeniesienie do innego,
równolegle istniejącego świata?
~ 26 ~
Anna Strzelec: Okno z widokiem na Prowansję
Posłowie
Kiedy znów się spotkamy nie pytajcie, czy
istnieli
naprawdę: Jeremi, Leonia, Yvonne i Jacques, przemiła pani
Thompson, jej córka Allisson i jeszcze kilkoro innych.
To postacie, które możemy spotkać każdego dnia, a w
każdej z nich jest cząstka moich przyjaciół, znajomych i mnie
samej. Utożsamiamy się z nimi, fantazjujemy, marzymy… Ja,
która piszę i Wy – czytelnicy.
Mam nadzieję, że moi bohaterowie ogarnięci rodzinnym
ciepłem; w Porcie Jefferson, Kalifornii lub Prowansji –
pozostaną szczęśliwi.
Jeremi – partner inteligentny, wierny i romantyczny, prawie
doskonały… Są jeszcze tacy? Wierzę, że istnieją. A dlaczego
„Morelly”? Nazwany dość banalnie, stworzony przeze mnie,
bo ze wszystkich owoców najbardziej lubię morele.
Ten zapach, złocisty miąższ i uwięzione w nich słońce.
Anna Strzelec
~ 27 ~
Anna Strzelec: Okno z widokiem na Prowansję
Podziękowanie:
Dance Sochackiej za ożywianie moich wspomnień z NY
oraz menu Święta Dziękczynienia,
Elwirze Izdebskiej-Kuchta za życzliwość, korektę i redakcję,
Marii Turek, Ewie Klejewskiej
i Basi Kwiatkowskiej za dodające mi energii serdeczne
komentarze w trakcie powstawania książki,
Katarzynie Krzan za wydawniczą kreatywność
oraz pozostałym przyjaciołom i czytelnikom za cierpliwość
w oczekiwaniu na opowieść
o dalszych losach Leonii i Jeremiego.
~ 28 ~
Anna Strzelec: Okno z widokiem na Prowansję
In memory of Darla who died giving life at 37 years.
Restauracja Seafood w Port Jefferson,
która serwowała pyszne, rybne dania
~ 29 ~
Anna Strzelec: Okno z widokiem na Prowansję
Seawolf - szkoleniowy statek Jeremiego
Widok na zatokę o zachodzie słońca
~ 30 ~
Pobierz darmowy fragment (pdf)