Darmowy fragment publikacji:
PAWE£ DYBEL
OKRUCHY PSYCHOANALIZY
TEORIA FREUDA MIÊDZY HERMENEUTYK¥
I POSTSTRUKTURALIZMEM
UNIVERSITAS
OKRUCHY PSYCHOANALIZY
7676
Komitet redakcyjny:
Micha³ Pawe³ Markowski, Ryszard Nycz (przewodnicz¹cy),
Micha³ Pawe³ Markowski, Ryszard Nycz
,
Ma³gorzata Sugiera
Ma³gorzata Sugiera
Seria TAiWPN Universitas Horyzonty nowoczesnoœci: teoria – literatura –
kultura poœwiêcona jest prezentacji studiów nad tymi nurtami w literatu-
rze, teorii, filozofii i historii kultury, których specyfikê okreœlaj¹ horyzonty
nowoczesnoœci. W monografiach oraz zbiorach prac polskich i t³uma-
czonych, sk³adaj¹cych siê na kolejne tomy tej serii, problematyka
nowoczesnoœci stanowi punkt dojœcia, obszar centralny b¹dŸ przedmiot
krytycznych odniesieñ i przewartoœciowañ – pozostaj¹c niezmiennie
w krêgu zasadniczych badawczych zainteresowañ.
W przygotowaniu:
Tom 72: Bruno Latour, Splataj¹c na nowo to, co spo³eczne.
Wprowadzenie do teorii aktora-sieci
Tom 75: Bo¿ena Shallcross, Rzeczy i zag³ada
Tom 77: Jakub Momro, Literatura œwiadomoœci.
Samuel Beckett – podmiot – negatywnoœæ
PAWE£ DYBEL
OKRUCHY PSYCHOANALIZY
TEORIA FREUDA MIÊDZY
HERMENEUTYK¥
I POSTSTRUKTURALIZMEM
KRAKÓW
Publikacja dofinansowana przez Instytut Stosowanych Nauk Społecznych
Uniwersytetu Warszawskiego
Publikacja dofinansowana przez Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego
© Copyright by Paweł Dybel and Towarzystwo Autorów
i Wydawców Prac Naukowych UNIVERSITAS, Kraków 2009
ISBN 97883-242-1408-2
TAiWPN UNIVERSITAS
Redaktor naukowy
Ryszard Nycz
Opracowanie redakcyjne
Wanda Lohman
Projekt okładki i stron tytułowych
Katarzyna Nalepa
www.universitas.com.pl
WSTĘP
Okruchy psychoanalizy
1. Peerelu dar danajóW, czyli mOja drOga
dO PSychOanalizy
rosnące u nas ostatnio, szczególnie wśród młodszych bada-
czy i studentów, zainteresowanie psychoanalizą, każe mi roz-
począć tę książkę nietypowo, bo od opowiedzenia „osobistej”
historii. jest to prawdę powiedziawszy historia dość trywialna.
Obrazuje ona typową drogę „dojrzewania intelektualnego” ro-
dzimych badaczy z końcem lat osiemdziesiątych i ich włączania
się w dyskurs współczesnej humanistyki. ale też z tej racji ją
tu przytaczam. W latach późnego Prl-u bowiem w rodzimych
środowiskach naukowych pojawiły się pierwsze zwiastuny zain-
teresowania psychoanalizą jako tradycją intelektualną, w której
wykształcił się nowy sposób myślenia o człowieku i kulturze.
Przestano widzieć w niej jedynie teorię psychologiczną (i za-
razem psychiatryczną), ale zaczęto dostrzegać, że wywarła ona
również ogromny wpływ na dwudziestowieczną humanistykę
i filozofię.
Wstęp. Okruchy psychoanalizy
a oto zapowiedziana historia.
Kiedy gdzieś w połowie lat osiemdziesiątych, jako świe-
żo upieczony doktor, zastanawiałem się usilnie nad tym, jaką
problematyką filozoficzną będę się dalej zajmować, sądziłem,
że dotyczyć ona będzie dwudziestowiecznej niemieckiej feno-
menologii i hermeneutyki, którymi do tej pory głównie się zaj-
mowałem. ale decyzję o tym, jaka to będzie konkretnie proble-
matyka, odkładałem z miesiąca na miesiąc, starając się możliwie
jak najdłużej pozostawać w owym skądinąd bardzo wygodnym
stanie nieważkości (czy, mówiąc po derridiańsku, „niezdecydo-
wania” czy „nierozstrzygalności”), kiedy to młodemu badaczowi
wydaje się, że cała dziedzina, której niewielki fragment do tej
pory poznał, stoi przed nim otworem. nadszedł jednak dzień,
w którym twarda socjalistyczna rzeczywistość brutalnie upo-
mniała się o swoje prawa. Oto na jednym z cotygodniowych po-
siedzeń zakładu iFiS Pan, w którym wtedy pracowałem, jego
kierowniczka zakomunikowała nam, że otrzymała od dyrekcji
szczegółowe wytyczne dotyczące naszych najbliższych pięcio-
letnich planów badawczych. i po krótkiej dyskusji ze starszymi
kolegami zwróciła się do mnie w te słowa: „masz do wyboru
między fenomenologią ingardena, filozofią analityczną i psycho-
analizą Freuda. Wybieraj!”
no cóż, akurat fenomenologia ingardena nie za bardzo mnie
pociągała, tym bardziej, że mieliśmy już w zakładzie badaczkę,
która się nią zajmowała. Filozofia analityczna od samego począt-
ku wydawała mi się trochę przelewaniem z pustego w próżne, zaś
wszelkie dokonywane przez przedstawicieli tego nurtu krytyki fe-
nomenologii husserla i heideggera uważałem za nieporozumie-
nie. Pozostawała psychoanaliza Freuda, o której miałem wówczas
mętne wyobrażenie, ukształtowane głównie na podstawie dość
pobieżnej lektury Wstępu do psychoanalizy. W tym czasie jed-
nak ukazała się u nas Egzystencja i hermeneutyka Paula ricoeura,
w której w kilku esejach próbował on dokonać swoistego „zapo-
średniczenia” między hermeneutyczną i psychoanalityczną te-
orią interpretacji. Wydawało mi się to wtedy dość interesujące.
Postawiony więc w dramatycznej sytuacji wyboru typu „albo
– albo” zdecydowałem się ostatecznie na ten ostatni temat.
Wstęp. Okruchy psychoanalizy
Po cichu przy tym mówiłem sobie, że i tak będę się nadal głów-
nie zajmował fenomenologią i hermeneutyką. natomiast badanie
wpływu teorii psychoanalitycznej Freuda na filozofię współczes-
ną będzie co najwyżej moim intelektualnym hobby i sprowadzi
się do napisania około trzydziestu wymaganych stron maszyno-
pisu rocznie (jak to zresztą wówczas czyniło wiele osób pracują-
cych w instytucie, wychodząc ze skądinąd słusznego założenia,
że tego i tak nikt nie czyta). W ten sposób uda mi się oszukać
administracyjnych zwierzchników, nie podnosząc miecza na filo-
zoficzne dzieci, które były mi wówczas najbardziej bliskie.
Wydawało mi się przy tym, że całe dzieło Freuda to właści-
wie bardziej literatura niż nauka, a tym bardziej filozofia. jego
interpretacje i opowieści o chorobach pacjentów czyta się niemal
jak kryminały, w dodatku pełne są one różnych pikantnych szcze-
gółów natury erotycznej. zajmowanie się tym wszystkim nie po-
winno więc pochłaniać tyle czasu, co lektura arcytrudnych filozo-
ficznie tekstów husserla, heideggera czy gadamera. natomiast
cała teoria tego „ojca psychoanalizy” wydaje się w gruncie rze-
czy dość naiwna w swym roszczeniu do wyjaśniania wszystkiego
przez seksualność i prymitywna w swym dziewiętnastowiecz-
nym naturalizmie. Tym bardziej, że – jak wówczas sądziłem – jej
wpływ na filozofię i nauki humanistyczne jest dość śladowy i tak
naprawdę ogranicza się do kilku autorów i nurtów.
ale już po kilku miesiącach uważniejszego zapoznawania
się z nowym „polem przedmiotowym” zacząłem zdawać sobie
sprawę z tego, jak bardzo było to mylne, żeby nie powiedzieć,
dyletanckie mniemanie. ze zdumieniem stwierdziłem, że sto-
pień intelektualnego wyrafinowania tych tekstów, ich osobliwa
spekulatywność, nie ustępuje w niczym filozoficznej złożoności
husserlowskiego czy heideggerowskiego dyskursu. Tyle że jest
to złożoność całkiem innego rodzaju, w której żywioł myślenia
teoretycznego organizuje innego typu wyobraźnia. nie mówiąc
już o przepięknej, jakże uderzającej w swej prostocie, niemczyź-
nie, w jakiej zostały napisane. inna sprawa, że ówczesne polskie
przekłady, wzorowane na ciężkim, napuszenie scjentystycznym
języku przekładów angielskich oraz pełne terminologicznych
nieścisłości i pomyłek, dawały tego tylko mgliste przeczucie.
Wstęp. Okruchy psychoanalizy
utrwaliło mnie to w przekonaniu, że jeśli chce się wniknąć we
wszystkie zawiłości i złożoności ukazanego w dziele Freuda
obrazu ludzkiej psychiki i kultury, trzeba je czytać w oryginale.
W dodatku to, co się zwykło określać mianem „teorii psy-
choanalitycznej” wypracowanej przez tego autora, nie ma bynaj-
mniej postaci zamkniętej. nie jest to teoria, która uzasadnia samą
siebie, zgłaszając roszczenie do wyjawienia ostatecznej prawdy
o człowieku i powikłaniach jego psychiki. jest ona pełna różnych
niedopowiedzeń i wieloznaczności, miejscami zaś wewnętrznie
popękana i sprzeczna. Otwiera ona wprawdzie całkiem nowy ob-
szar refleksji nad człowiekiem i jego kulturą, niemniej jednak,
tak naprawdę, nic nie zostało w niej rozstrzygnięte raz na zawsze
i dopowiedziane do końca. nie została w niej dana odpowiedź na
pytania Sfinksa – a tym samym rozwiązana „zagadka” człowieka
– ale przeciwnie. Stał się on w niej dla siebie poniekąd jeszcze
bardziej problematyczny niż dotychczas.
Ostatecznie ten narzucony mi przez panowską administra-
cję pięcioletni „plan badań” okazał się z czasem prawdziwym
koniem trojańskim, który, wpuszczony do „zagrody” strzegącej
moje dotychczasowe „pole badawcze”, dokonał tam prawdzi-
wych spustoszeń. Sprawił też, że szybko zdałem sobie sprawę
z tego, iż obrana przeze mnie strategia „sabotażu” odgórnych
zaleceń administracji jest równie nonsensowna, jak same te za-
lecenia. zamiast więc poczytywać Freuda w chwilach wolnych
dla rozrywki (w autobusie, w tramwaju, do poduszki), zacząłem
ślęczeć godzinami nad jego tekstami w bibliotekach i w domu (na
szczęście jego dzieła zebrane były dostępne w bibliotece Ośrodka
austriackiego w Warszawie i częściowo na germanistyce uW),
traktując jak najbardziej poważnie mój „wolny” wybór.
z czasem też naturalnie tym lekturom zaczęła towarzyszyć
coraz większa fascynacja ich przedmiotem, niezwykle złożo-
ną problematyką Freudowskich tekstów, formułowaną często
w pięknym, niemalże literackim stylu. ich uważna lektura kazała
Wyobrażenie o stopniu zniekształcenia i uproszczenia faktycznej wymo-
wy dzieła Freuda w angielskich przekładach daje książka Bruno Bettelheima,
Freud i dusza ludzka, tłum. d. danek, Warszawa 1991.
Wstęp. Okruchy psychoanalizy
mi też stawiać pod ich adresem pytania jak najbardziej filozoficz-
ne. Pytania o założenia psychoanalitycznej interpretacji, o usytu-
owanie dwóch topik ludzkiej psychiki na tle dotychczasowych
filozoficznych koncepcji świadomości, o rysującą się w nich
koncepcję genealogii ludzkiej kultury itd.
Wiązał się z tym rodzaj mojej intelektualnej „emancypacji”.
Wszak byłem wtedy w dużej mierze typowym produktem Prl-u:
młodym badaczem o dość zaściankowej mentalności, który po-
zbawiony szerokiego dostępu do prac, pojawiających się w tym
czasie na zachodzie, łatwo ulegał fascynacjom różnymi docie-
rającymi do kraju w sposób szczątkowy i pośredni koncepcja-
mi. dopiero wyjazd na stypendium alexandra von humboldta
do heidelbergu (po wielkich bojach z administracją panowską
i partyjną egzekutywą) oraz do instytutu nauk o człowieku we
Wiedniu sprawił, że mogłem bezpośrednio i bez żadnych ograni-
czeń zacząć studiować interesujące mnie wtedy teksty oraz nawią-
zać bliższe kontakty z badaczami zajmującymi się podobną prob-
lematyką. Pozwoliło mi to też lepiej zdać sobie sprawę z istotnej
roli, jaką psychoanaliza Freuda odegrała w dwudziestowiecznej
myśli humanistycznej i filozoficznej, stając się organiczną częś-
cią tej tradycji oraz naocznie przekonać się, jak ogromny wpływ
wywarła na samowiedzę tamtejszych społeczeństw.
Tam też po raz pierwszy zetknąłem się z tekstami lacana
i derridy, z których wówczas jeszcze niewiele rozumiałem poza
niejasnym przeczuciem, że w „poststrukturalistycznych” koncep-
cjach tych autorów dokonuje się prawdziwy przełom, wprowa-
dzający do współczesnej humanistyki i filozofii całkiem nowy
dyskurs o człowieku i jego kulturze. dzisiaj mogę więc powie-
dzieć, że ów „dar danajów”, jakim był narzucony mi w latach
osiemdziesiątych przez panowską administrację „wolny wybór”
pola badawczego, odegrał decydującą rolę w ukształtowaniu się
moich późniejszych zainteresowań.
10
Wstęp. Okruchy psychoanalizy
2. czy Freud Był naTuraliSTą? OPOzycja
lOgOSu i POPĘdu
nie należy jednak zapominać, że jakkolwiek w czasach późne-
go Prl-u, począwszy gdzieś od lat siedemdziesiątych, otworzyły
się pewne możliwości wyjazdu polskich pracowników nauko-
wych na uczelnie zachodnie, były one ograniczone i prowadziły
tylko do częściowego zniesienia izolacji rodzimej nauki w stosun-
ku do tego, co działo się wówczas w nauce światowej. dotyczyło
to przy tym – ze zrozumiałych względów natury „ideologicznej”
– szczególnie takich dziedzin jak filozofia i nauki humanistyczne.
W rezultacie recepcja wielu dominujących wówczas na zachodzie
nurtów w tych dziedzinach była u nas często nadal bardzo jedno-
stronna, schematyczna i okrojona.
Przy czym w przypadku psychoanalizy, poza restrykcjami
i ograniczeniami o charakterze czysto ideologicznym biorącymi
się stąd, iż w ślad za wskazaniami lenina i Stalina zaliczono ją
do nurtów „burżuazyjnych”, istotne znaczenie miał u nas również
czynnik związany ze stanowiskiem, jakie wobec psychoanalizy
zajęli jeszcze w okresie międzywojnia hierarchowie Kościoła ka-
tolickiego, upatrując w szczególnym nacisku, jaki został w niej po-
łożony na rolę popędów seksualnych i śmierci w rozwoju ludzkiej
psychiki i kultury, śmiertelne zagrożenie dla samych podstaw, na
jakich w tradycji chrześcijańskiej oparta została wizja człowieka
i świata. W tym kontekście nieufność, jaką w okresie powojennym
wobec psychoanalizy żywiły władze komunistyczne, upatrując
w niej jedną ze wstecznych ideowo, burżuazyjnych teorii i tępiąc
ją na uniwersytetach i w klinikach, zbiegała się – paradoksalnie
– z wrogim nastawieniem do niej Kościoła i jego konserwatyw-
nych zwolenników, których nie tylko w naszym społeczeństwie,
ale również i w środowisku naukowym nigdy nie brakowało.
Trzecim czynnikiem było – sięgające również czasów mię-
dzywojnia – zwykłe dyletanctwo rodzimych środowisk arty-
stycznych i intelektualnych w tej materii. znajdowało ono swój
wymowny wyraz w efektownych retorycznie sądach krytycz-
nych i w dość głupawych dowcipach o Freudzie, na jakie w swo-
Wstęp. Okruchy psychoanalizy
11
ich wspomnieniach i publicystyce silili się tacy nestorzy polskiej
poezji jak julian Tuwim czy jan lechoń, czy niekwestionowane
moralne autorytety jak antoni Słonimski. z tym podejściem ko-
respondowała szczególna popularność, jaką, począwszy gdzieś
od lat siedemdziesiątych, zyskali u nas uczniowie i kontynuato-
rzy Freuda z „drugiego szeregu”, Karen horney i erich Fromm,
którzy rozpowszechnili mniemanie, jakoby jego teoria, niezależ-
nie od zawartych w niej rewelacji i „odkryć”, nosiła znamiona
dość prymitywnego naturalizmu.
równocześnie niemalże nieznane pozostawały u nas pojawia-
jące się od lat dwudziestych w niemczech, we Francji, w Szwaj-
carii i w krajach anglosaskich odczytania psychoanalizy jako
rodzaju hermeneutyki, która w istocie zakłada nowego rodzaju
koncepcję sensu (l. Binswanger), próby jej łączenia z fenomeno-
logią husserla i heideggera (m. Boss, W.v. Frankl, m. merleau-
Ponty), odczytania egzystencjalne (j.P. Sartre), jej szeroki odbiór
w naukach społecznych (T. Parsons, Th. Veblen, n. elias i inni),
w filozofii analitycznej (r.Wollheim, m. edelson) czy wreszcie jej
istotny wpływ na antropologię strukturalną claude lévi-Straussa,
a także zdumiewające wręcz zbieżności ze strukturalno-lingwi-
stycznymi koncepcjami języka F. de Saussure’a czy r. jakobsona.
znamiennym tego świadectwem było, że kiedy Krzysztof Pomian,
czołowy rodzimy propagator myśli francuskiej w latach sześćdzie-
siątych, pisał obszerny wstęp i komentarz do Antropologii struk-
turalnej, o kluczowej roli – obok teorii de Saussure’a – Freuda
w kształtowaniu się teorii lévi-Straussa nie wspominał ani sło-
wem. i to mimo tego, że w samej tej książce znajdziemy wręcz
bezpośrednie wypowiedzi jej autora na ten temat.
działo się tak naturalnie m.in. z racji wspomnianego ograni-
czonego dostępu polskich badaczy do myśli filozoficznej i hu-
manistycznej zachodu. Po trosze jednak również z racji tego,
że podobne odczytania i kontynuacje Freudowskiej teorii nie
bardzo pasowały do ustalonych już w międzywojniu poglądów
na jej temat, których większość gotowa była trzymać się dość
kurczowo. Wygodniej było w tym wypadku oprzeć się na zbież-
nych z tymi poglądami krytycznych sądach horney czy Fromma
niż na jakichś zupełnie z nimi niekorespondujących hermeneu-
12
Wstęp. Okruchy psychoanalizy
tycznych, fenomenologicznych czy strukturalistycznych reinter-
pretacjach. albo zwrócić się ku pozostającej zasadniczo w zgo-
dzie z metafizyczną tradycją zachodu (głównie ze schematami
wypracowanymi w ramach kantowskiego i neokantowskiego
transcendentalizmu) psychoanalizie c.g. junga i podkreślać jej
związki z religią czy gnozą.
Kiedy więc pisałem moją pracę habilitacyjną, korzystając
z dobrodziejstw szerokiego dostępu do filozoficznej literatury na
temat Freudowskiej psychoanalizy w czasie pobytu w heidelber-
gu, poza książką zofii rosińskiej Psychoanalityczne myślenie
o sztuce nie było u nas praktycznie żadnej poważnej rozprawy,
która by przybliżała polskiemu środowisku naukowemu tę tra-
dycję interpretacyjną. zarazem jednak już wtedy miałem niejas-
ne przeczucie, że zajmuję się tradycją, która, wprawdzie istotna
z perspektywy historii oddziaływań Freudowskiego dzieła (no
i naturalnie, jako dotychczas w Polsce niemalże nieznana, war-
ta przyswojenia rodzimym środowiskom naukowym), w jakiejś
mierze należy już do przeszłości.
To przeczucie wiązało się z „odkryciem”, że oto, począwszy
gdzieś od lat sześćdziesiątych, w myśli filozoficznej i humani-
stycznej zachodu pojawił się szereg książek – już to bezpośred-
nio poświęconych Freudowi, już to powołujących się na niego
jako na jedno ze źródeł inspiracji – których autorzy proponowali
całkiem nowy typ lektury jego dzieła, wskazując na jego filozo-
ficzny wymiar zapoznany przez dotychczasową tradycję. Był to
całkiem inny typ lektury niż ten proponowany przez ricoeura czy
habermasa, m.in. z racji tego, że znakomita większość tych auto-
rów próbowała – trochę wzorem lévi-Straussa – odczytywać to
dzieło pod kątem sposobu, w jaki został w nim ujęty związek po-
pędów z językiem. ze względu na fakt, że filozoficzne koncepcje
tych autorów wyrastały w dużej mierze ze strukturalistycznych
teorii języka, przekształcając je zarazem dość radykalnie, okrzyk-
nięto ich wkrótce „poststrukturalistami” (chociaż naturalnie każ-
dy z nich gwałtownie wypierał się tego określenia).
mam tutaj na myśli prace Barthesa, Foucaulta, derridy,
lyotarda, no i przede wszystkim lacana. Tym, co było wspólne
autorom tych prac to zwrócenie uwagi na ścisły związek między
Wstęp. Okruchy psychoanalizy
13
teorią popędu Freuda a genialnymi wręcz, często prekursorskimi
wobec tradycji strukturalistycznej, spostrzeżeniami tego autora
odnośnie do różnych form manifestacji owych popędów na pozio-
mie języka. i jakkolwiek każdy z nich ów związek interpretował
inaczej, to wskazanie przez nich na ten czysto „lingwistyczny”
wymiar myśli autora Objaśniania marzeń sennych miało znacze-
nie przełomowe. Sprawiło, że zawarta w dziele Freuda koncepcja
człowieka i kultury przestała być odczytywana głównie pod ką-
tem wykazywanych przez tego autora „przedjęzykowych” popę-
dowych sił tkwiących w nieświadomym, ale samo nieświadome
zaczęto rozpoznawać jako odniesione już z góry do języka, tyle
że jego „przedstawienia” zorganizowane są zupełnie inaczej niż
ma to miejsce w przypadku wszelkich świadomych form wypo-
wiedzi. zgodnie z tym rozpoznaniem popędowe „przedstawienia”
nieświadomego stanowią już część języka, problem tylko w tym,
że to, co wypowiadają, jawi się jako czysty nonsens, nie przystaje
w żaden sposób do tego, co zwykliśmy tradycyjnie kojarzyć z tym,
co językowe.
Przełom polegał na tym, że na gruncie podobnych odczytań
nie sposób już było traktować Freuda jako „naturalistę”, który
– podobnie jak darwin i XiX-wieczny pozytywizm – ujmu-
je ludzkie popędy jako, mimo wszelkich występujących różnic
w ich ustrukturowaniu, ostatecznie głęboko spokrewnione ze
zwierzęcymi instynktami (stąd krytyka angielskich tłumaczeń).
Skoro bowiem popędy te przejawiają się w ludzkich działaniach
jedynie o tyle, o ile pozostają już w organicznym splocie z ję-
zykiem, to – po pierwsze – między tym, co ludzkie i zwierzęce
ma miejsce zasadniczy rozziew. Polega on na tym, że nawet, jak
się wydaje, popędowo zdeterminowane, „nonsensowne” zacho-
wania ludzkie odniesione są do sfery sensu – choćby z tej racji,
że stanowią rodzaj naruszenia czy negacji tego, co się uznaje za
zachowanie „sensowne”.
na bardzo złożoną postać relacji, w jakiej u Freuda pozostaje sfera wy-
partych „nieświadomych wyobrażeń” dających się interpretować z popędem
oraz na to, jak dalece relacja ta przyjmuje całkiem nową postać w teorii lacana
wskazuje marek drwięga w swojej książce Człowiek utajonych pasji. Szkice
o psychoanalizie, Kraków 2006. Wypadałoby podkreślić, że na tle większości
14
Wstęp. Okruchy psychoanalizy
ujęcie to implikuje jednak równocześnie, że – po drugie
– na przedział między tym, co ludzkie i zwierzęce, o którym
decyduje pozostawanie w obszarze języka lub poza jego obrę-
bem, nakłada się przedział dotyczący samego człowieka i za-
rysowujący się w języku. jest to przedział między działaniami
człowieka (zachowaniami czy wypowiedziami), które, tak czy
inaczej, wpisują się w „gramatykę” akceptowalnych społecznie
norm i zasad, a działaniami, które naruszając owe normy, jawią
się jako „nonsensowne”. Ten przedział ma wówczas postać pęk-
nięcia, zasadniczej niewspółmierności między dwoma oblicza-
mi tego, co ludzkie, niewspółmierności, która jednak zarazem
o nim jako takim stanowi.
Obecne w dziele Freuda rozpoznania i interpretacje dotyczą-
ce różnorakich „tajemniczych” związków ludzkich popędów
z językiem pozwalały mówić o nowej psychoanalitycznej antro-
pologii, jaka wyłania się z jego prac. Podstawowym założeniem
tej antropologii było przekonanie, że wszelkie ludzkie zacho-
wania, wypowiedzi, przeżycia, zjawiska psychiczne, w których
na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z czystą manifestacją
popędów erosa czy Tanatosa, są zawsze już „zapośredniczone”
językowo i tym samym należy je rozpatrywać ze względu na ich
„sens”. Tak też należy rozumieć uporczywe powtarzanie przez
Freuda, iż czynności pomyłkowe, marzenia senne i symptomy
„mają sens”. jeśli bowiem jawią się nam jako „nonsensowne” to
właśnie dlatego, że są już immanentnie odniesione do sfery tego,
co zwykliśmy za sens uważać.
innymi słowy, ich doświadczenie przez nas jako „nonsen-
sownych” świadczy o tym, że – paradoksalnie – rozpoznajemy
je jako w ich „negatywności” odniesione do sfery sensu. nawet
bowiem jeśli ze względu na swą zniekształconą językową postać
nie dają się bezpośrednio włączyć w obszar tego, co za sens – lub
sensowne – uważamy, to pozostają z nim już z góry w określo-
nej relacji. a w takim razie wszystko to, co do tej pory w za-
prac rodzimej literatury poświęconej Freudowi i lacanowi wspomniana książ-
ka wyróżnia sie tym, że argumentacja autora nie ma w niej postaci „luźnych
asocjacji” (czyli swobodnego kojarzenia wszystkiego ze wszystkim), ale jest
napisana w sposób bardzo rzetelny i kompetentny.
Wstęp. Okruchy psychoanalizy
15
chowaniach ludzkich traktowano jako pozbawioną sensu czystą
manifestację popędów, zaliczając je do pozajęzykowej dziedzi-
ny patologii, perwersji czy szaleństwa, w istocie do sfery języka
i sensu należy. Tyle że jako jego nieodłączna druga strona, re-
wers, przedrzeźniający go cień.
z dłuższej perspektywy czasu okazało się więc, że najbardziej
istotny przełom, jaki w ujęciu „tego, co ludzkie” i tworzonej przez
człowieka kultury wprowadzał Freud, nie sprowadzał się do „od-
krycia” nieświadomego i wskazania na kluczową rolę popędów
seksualnych i śmierci w kształtowaniu się ludzkiego życia psy-
chicznego. Polegał on raczej na wykazaniu, że nawet najbardziej
zdawałoby się „nonsensowne” działania ludzkie są już zawsze
„zapośredniczone” językowo. Tyle że stanowią one wówczas
rodzaj „negacji” tego, co człowiek zwykł za sens uważać. Była
to prawdziwa rewolucja w rozumieniu „istoty” tego, co ludzkie,
komplikująca dotychczasowy obraz człowieka jako animal ratio-
nale, w którym sfery tego, co językowe a co nie, były zazwyczaj
wyraźnie od siebie odgraniczone.
Okazało się bowiem, że zasadniczy przedział przebiega
w człowieku nie między tym, co w nim specyficznie „ludzkie”,
tradycyjnie utożsamiane z tak lub inaczej ujętą „rozumnością”,
a „zwierzęce”, należące do przedrozumnej (czy przedjęzykowej)
sfery popędów czy instynktów. Przedział ten przebiega w obrębie
samej ludzkiej „rozumności” (języka). z jednej strony mamy więc
„świadome” zachowania lub wypowiedzi ludzkie, które dają się
rozpatrywać w kontekście związku celów i zadań uznanych przez
daną społeczność kulturową za „sensowne” (wzgl. im „świado-
mie” przeczą) i są możliwe do wyartykułowania w języku. z dru-
giej strony konfrontowani jesteśmy nieustannie z zachowaniami
czy wypowiedziami, które jawią się wprawdzie jako całkowicie
nonsensowne (tzn. zdaje się im nie przysługiwać żadna świado-
ma intencja ze strony podmiotu), a jednak również i one znajdują
swoją językową artykulację. W wypadku tych ostatnich odnosi
się wrażenie, jakby to nie „rozum”, ale sam popęd zawłaszczył
dla siebie język i posługuje się nim dla wypowiedzenia swoich
własnych, niedających się ująć w ramy jakiejkolwiek racjonalnej
logiki, „celów”.
1
Wstęp. Okruchy psychoanalizy
W rezultacie pęknięcie nie przebiega tutaj – jak to dotychczas
ujmowano – między duszą i ciałem, tym, co rozumne i co popędo-
we, co językowe i pozajęzykowe, między tym, co ludzkie i zwie-
rzęce, a więc między sferami pojętymi jako odrębne w stosunku
do siebie „substancje”. Pęknięcie przebiega w obrębie samego
języka, w którym nieustannie oddziela się od siebie i zapośredni-
cza ze sobą to, co ludzkie i nieludzkie, rozumne i szalone (popę-
dowe), sensowne i pozbawione sensu, normalne i patologiczne,
swojskie i traumatyczne, akceptowalne społecznie i perwersyjne.
jeśli więc język jest wyróżnionym miejscem, które zamieszkuje
człowiek – i które czyni go dopiero człowiekiem – to jest to miej-
sce dwoiste, pęknięte w sobie, podatne w równej mierze na dzia-
łanie przeciwstawnych sobie, walczących ze sobą od samego po-
czątku ludzkich dziejów, sił. Siły te w psychoanalitycznej teorii
Freuda reprezentują nie tyle – jak zwykło się powszechnie sądzić
– eros i Tanatos, co l o g o s i P o p ę d. To one dopiero kierują
się w realizacji swoich celów dwiema radykalnie niewspółmier-
nymi ze sobą „logikami”, które w swej odmienności, skazane na
siebie, uniemożliwiają już z założenia jakąkolwiek jednolitą for-
mułę ludzkiego bytu. Każda z nich kształtuje się i ustanawia swą
dominację w poszczególnych obszarach ludzkiego życia jedynie
poprzez „wyparcie” drugiej, ta ostatnia jednak tym samym jest
jej warunkiem możliwości i niemożliwości zarazem.
jeśli więc siły logosu w jakiejś mierze współdziałają i wyko-
rzystują dla siebie dążenie erosa do ustanawiania różnych form
organicznej jedności w życiu, to zarazem dopiero właściwa im
„autorefleksyjność”, zdolność nieustannego różnicowania się
w stosunku do siebie jest źródłem ukonstytuowania się jakiego-
kolwiek „sensu”. W tej perspektywie logos jest nie tyle „prze-
dłużeniem” erosa, produktem sublimacji jego „jednoczących”
życiodajnych sił, co wyrastającą na jego podłożu, ale zarazem
przekraczającą go tendencją do ustanawiania jedności sensu na
drodze „dystansowania się” wobec tego, co eros w swym nie-
ustannym samorozdzielaniu się ustanawia jako życiową jedność.
i jakkolwiek Freud nigdzie nie wprowadza wprost tego rozróż-
nienia, to jest ono wyraźnie implikowane w sposobie, w jaki uj-
muje on proces „introjekcji” ojcowskich zakazów przez podmiot.
Wstęp. Okruchy psychoanalizy
1
W wyniku tego procesu dopiero kształtuje się ono jako świado-
me siebie, kulturowe ja, orientujące się w swym postępowaniu
według „uwewnętrznionych” nakazów nad-ja.
W tym punkcie jednak trudno jest jeszcze mówić o „rewolu-
cyjności” jego podejścia, jeśli chodzi o ujęcie pozycji ludzkiego
podmiotu w języku i wobec języka. co najwyżej mamy tu do
czynienia z nową – w porównaniu choćby z ujęciami wykształ-
conymi w tradycji niemieckiego idealizmu czy w filozofii życia
diltheya – wykładnią autorefleksyjnej struktury logosu, którą
w ujęciu freudowskim wyznacza proces introjekcji ojcowskiego
zakazu. W wyniku tego procesu ludzkie ja w swoich działaniach
zawsze jest już odniesione do „nadzorującej” je instancji nad-
ja, rozpatrując „sens” owych działań zawsze poprzez odniesienie
do tego, co owa instancja uznaje za obowiązującą bezwzględnie,
nieprzekraczalną normę.
doceniając nowatorski charakter tego ujęcia można by natu-
ralnie równocześnie powątpiewać czy oddaje ono sprawiedliwość
autorefleksyjnej strukturze logosu, choćby w tej postaci, w jakiej
została ona wydobyta w koncepcjach niemieckiego idealizmu –
u hegla, Schellinga czy u wspomnianego diltheya. Pytaniem jest
bowiem, na ile Freud zwracając uwagę na pewien bez wątpienia
pomijany przez te koncepcje aspekt funkcjonowania tej struktury
(tzn. podległość ja wobec nad-ja), nie dostrzega jego w istocie
partykularnego charakteru i czyni go jej podstawowym wyznacz-
nikiem. na ile pomija zatem w swej koncepcji to, że również
sposób odniesienia nad-ja do ja podlega zasadzie refleksyjno-
ści (i autorefleksyjności). W wyniku tego nie tylko nieustannej
zmianie ulega w ludzkiej historii postać zakazów, jakie nad-ja
formułuje wobec ja, ale również – w przypadkach skrajnych – są
one przez nie niekiedy poddawane w wątpliwość w ich rygory-
stycznej apodyktyczności.
ale prawdziwie rewolucyjna nowość w rozpoznaniu przez
Freuda „tego, co ludzkie” polega na uznaniu przez niego, że stano-
wi o nim immanentny związek Popędu z językiem. Poświadczają
to wymownie jego analizy czynności pomyłkowych, symptomów,
no i przede wszystkim marzeń sennych. W analizach tych stara
się on wykazać jak dalece w wypowiedziach pacjentów z pozoru
1
Wstęp. Okruchy psychoanalizy
całkowicie nonsensownych, ich poszczególnych słowach niepa-
sujących do sytuacyjnego kontekstu, zniekształceniach postaci
fonetycznej itd. dają o sobie znać ich wyparte popędowe dążenia.
nie mogąc zostać wypowiedziane w języku ze względu na swój
„sens”, gdyż go ze swej istoty nie posiadają, zawłaszczają one
poszczególne, oderwane fragmenty jego „znaczących”, znajdu-
jąc w ten sposób swoją „reprezentację”.
jawią się one wówczas jako „nonsensowne”, ponieważ w spo-
sobie, w jaki się manifestują w języku, nie chodzi o wypowiedze-
nie jakiegoś „sensu”, lecz o danie wyrazu samemu, uwarunkowa-
nemu popędowo, pragnieniu podmiotu. Owo pragnienie, artyku-
łując się w ten sposób w języku, odczytywane jest przez otoczenie
jako „bez sensu”, gdyż... w istocie jest „bez sensu”. ale też ze
swej istoty dąży ono do tego, aby się „zaprezentować” w zna-
czących języka. dlatego o żadnym zachowaniu zwierzęcym nie
powiemy, że jest „bez sensu” w tym znaczeniu, w jakim mówimy
o ludzkich czynnościach pomyłkowych, symptomach czy marze-
niach sennych. Żadne z tych zachowań, choćby najbardziej nam
zagrażające, nie rodzi w nas poczucia owej osobliwej niepoko-
jącej obcości, jakiej doświadczamy w obliczu „nonsensownych”
wypowiedzi i zachowań osób szalonych, histeryków czy czyjejś
pomyłki. albo wysłuchując czyjejś opowieści o snach.
dzieje się tak dlatego, ponieważ w tym wypadku określenie
tych zjawisk i czynności jako „nonsensownych” oznacza w isto-
cie rozpatrywanie ich jako immanentnie odniesionych do sfery
języka. mamy tutaj do czynienia nie tyle z doświadczeniem prze-
działu między tym, co ludzkie i zwierzęce, co z doświadczeniem
przedziału w obrębie „tego, co ludzkie”; w sposobie, w jaki sam
język rozdwaja się w człowieku na to, co jest w nim domeną jego
refleksyjnej „wolności” oraz na to, co jest w nim z nią niewspół-
mierne, podlegając przerastającym go mocom Popędu.
Wskazując na pragnienie podmiotu, jako na właściwy punkt
odniesienia dla „zrozumienia” różnych nonsensownych zachowań
i wypowiedzi pacjentów, Freud nie ma na myśli tylko jakiegoś
akcydentalnego, przejściowego „stanu” ludzkiej psychiki, który
byłby ściśle powiązany z równie akcydentalnymi, wypartymi wy-
obrażeniami popędowymi. W tym wypadku chodzi o wyznacza-
Wstęp. Okruchy psychoanalizy
1
jące w sposób trwały „pozycję” podmiotu wobec innych i świata
nastawienie, które rozpoznawalne jest we wszelkich jego „non-
sensownych” zachowaniach symptomatycznych czy wypowie-
dziach. Tym samym zaś chodzi o sam nonsensowny, określony
popędowo „rdzeń” tożsamości podmiotu. To w nim zakorzeniona
jest destrukcyjna tendencja podmywająca wszelkie wyznaczone
sobie przez ów podmiot życiowe cele i opierająca się wszelkim
próbom jej „racjonalizacji”. Tendencja ta pozostaje w głębokim,
nierozwiązywalnym konflikcie z podstawowymi normami okre-
ślającymi międzyludzkie relacje w ramach danej społeczności.
Freud wykazuje zatem, że najbardziej fundamentalne pęk-
nięcie przebiega w samym człowieku, znajdując swe wymowne
poświadczenie w jego języku, rozszczepionym w nim na zacho-
wujący strukturę refleksyjności język świadomości i zawłasz-
czony przez Popęd język pragnienia podmiotu „nonsensownie”
nastawiony na powtórzenie pewnego typu popędowej satysfak-
cji. Te dwie „postaci” języka są zasadniczo niewspółmierne, obie
nastawione są na realizację zupełnie innego rodzaju „celów”.
W rezultacie przez cały czas pozostają ze sobą w stanie głębo-
kiego konfliktu, nie będąc w stanie wysłuchać i „zrozumieć” racji
drugiej strony. jedyne, co jest możliwe, to uzyskanie na drodze
terapeutycznej „mediacji” stanu względnej równowagi między
nimi. doprowadzenie do stanu swoistego ich wyciszenia, który
jednak w każdej chwili jest zagrożony rozpadem.
zarazem jednak dopiero to pęknięcie między językiem na-
stawionym na refleksyjne ustanawianie sensu i poddawanie go
kontroli świadomości oraz językiem nieświadomego zawłaszczo-
nym przez Popęd i „nonsensownie” zmierzającym do powtórze-
nia pierwotnego traumatycznego doświadczenia przyjemności/
nieprzyjemności czyni człowieka człowiekiem. Ono też sprawia,
że niemożliwe jest poddanie człowieka jakiejś „jednoznacznej”
definicji, która wyczerpywałaby jego istotę. Taka „istota” tego,
co ludzkie, w postaci zbioru przysługujących tylko człowiekowi
własności i cech, po prostu nie istnieje. Tym bardziej niemożliwe
jest określenie „celu”, do którego zmierza on w swoich dziejach,
wraz z którego osiągnięciem uzyskałby on pełnię własnej samo-
wiedzy.
20
Wstęp. Okruchy psychoanalizy
Podobne myślenie o człowieku, właściwe całej niemal meta-
fizycznej tradycji zachodu, począwszy od Platona i arystotelesa,
poprzez średniowiecze i nowożytność, aż po ujęcie marksa i po-
zytywizm, załamuje się po raz pierwszy tak radykalnie w teorii
psychoanalitycznej Freuda. To też sprawia, że już na progu no-
woczesności nawiązują doń wszyscy autorzy, dla których wszel-
kiego rodzaju antropologiczny esencjalizm stał się wysoce prob-
lematyczny – twórcy współczesnej antropologii filozoficznej,
Scheler, Plessner i gehlen, jeszcze później zaś przedstawiciele
Szkoły Frankfurckiej, egzystencjalista Sartre czy merleau-Ponty,
fenomenolog ludzkiej cielesności.
3. (POST)STruKTuraliSTyczne OdczyTania
PSychOanalizy Freuda
ale prawdziwy renesans i podniesienie myśli Freuda do rangi
jednego z „paradygmatów” współczesności następuje – paradok-
salnie – dopiero wraz z początkiem lat sześćdziesiątych minio-
nego stulecia. dokonuje się to wraz z jej wspomnianym nowym
rozpoznaniem, w którym na plan pierwszy wysuwają się analizy
i interpretacje Freudowskie dotyczące powikłanych związków
Popędu z językiem. rozpoznanie to koresponduje z rosnącymi
wpływami tradycji strukturalistycznej na filozofów młodszej ge-
neracji, a tym samym z podniesieniem kwestii języka do rangi
centralnych zagadnień filozofii człowieka, społeczeństwa i kul-
tury. Ścieżki do podobnych odczytań Freudowskiej teorii prze-
tarli już wprawdzie strukturaliści „pierwszej” generacji jak de
Saussure, jakobson czy, przede wszystkim, lévi-Strauss, ale do-
piero w „poststrukturalistycznych” pracach takich autorów jak:
Barthes, Foucault, lacan, lyotard czy derrida zyskują one doj-
rzałą i mocno rozbudowaną interpretacyjnie postać.
Ponieważ przy tym autorzy ci kwestię języka uznają za fun-
damentalną dla własnych filozoficznych dociekań, tym samym
ze wspomnianym nowym sposobem odczytywania teorii Freuda
Wstęp. Okruchy psychoanalizy
21
idzie u nich w parze traktowanie go przede wszystkim jako filo-
zofa – a nie psychologa czy psychiatry, jak to było do tej pory
w filozoficznej i humanistycznej tradycji. autor Objaśniania
marzeń sennych staje się w ich pracach po raz pierwszy – obok
de Sade’a, nietzschego, marksa czy Kanta i hegla – „równo-
rzędnym” partnerem w ściśle filozoficznych rozważaniach
i dysputach. W jego teorii nie widzi się już tylko psychologicz-
nej koncepcji o określonych filozoficznych implikacjach, ani też
nawet rodzaju wyrafinowanej hermeneutyki (metody interpreta-
cji). rozpoznaje się w niej koncepcję filozoficzną sensu stricto,
w której wraz z podważeniem samych podstaw dotychczasowe-
go obrazu człowieka i jego kultury znakiem zapytania opatrzona
została pośrednio cała niemal tradycyjna pojęciowość filozoficz-
na dotycząca człowieka i jego kultury.
Bez wspomnianego powyżej, wydobytego przez Freuda, „pęk-
nięcia” w obrębie języka na domenę logosu (świadome siebie
ja i nad-ja) i Popędu (nieświadome) nie do pomyślenia byłoby
tkwiące u podstaw całego dzieła Foucaulta wydobycie głęboko
dwuznacznej relacji rozumu i Szaleństwa – chociaż ten ostatni,
jak się wydaje, nie do końca zdawał sobie z tego sprawę (czy też
po prostu nie chciał tego dostrzec). Podobnie też wszelkie kryty-
ki Freuda, jakie miały (i mają miejsce) w obrębie współczesnej
tradycji myśli feministycznej, nie byłyby możliwe, gdyby – przy
wszelkich „patriarchalnych” ograniczeniach swego ujęcia – nie
uznał on kwestii „różnicy seksualnej” za fundamentalną przy
wszelkich rozważaniach na temat podstaw ludzkiej tożsamości
i nie nadał tak kluczowego znaczenia jej symbolicznemu wy-
miarowi (rola fallusa w jego ujęciu). W tej samej mierze wielka
dyskusja z jego hipotezą „kompleksu edypa”, jaką, kontynuując
krytyki marcusego i normana O. Browna, podjęli w Anty-Edypie
deleuze i guattari, żywi się wręcz „bezwstydnie” tę koncepcją
niczym surowym pokarmem, na którym obydwaj budują swą im-
ponującą krytyczną wizję psychoanalizy Freuda, a wraz z tym
całej kultury współczesnej.
natomiast zupełnie osobne miejsce na tle tych wszystkich
krytyk, dyskusji i ujęć, należałoby przyznać podejściu do freu-
dowskiej teorii u lacana i derridy. W ich przypadku kluczowe
22
Wstęp. Okruchy psychoanalizy
znaczenie miało pytanie, jak pogodzić ze sobą to, co Freud po-
wiada na temat nieświadomego i popędu oraz jego błyskotliwe
językowe analizy marzeń sennych, czynności pomyłkowych czy
symptomów z wykształconym w strukturalizmie rozumieniem
języka? i starając się, każdy na swój sposób, odpowiedzieć na
to pytanie, doszli do wniosku, że, po pierwsze, należy w sposób
całkiem odmienny niż to czyniono dotychczas odczytać cały „lin-
gwistyczny” wymiar dzieła Freuda i jego miejsce w całej jego
teorii, po drugie zaś, inspirując się tym odczytaniem, należy rady-
kalnie przekształcić strukturalistyczne teorie języka.
jeśli więc obydwaj odkrywają, że już w swoich wczesnych
pracach, jak np. Entwurf einer Psychologie czy Objaśnianie ma-
rzeń sennych, Freud wypowiadał twierdzenia, które były bardzo
zbliżone do fundamentalnych założeń strukturalizmu na temat
języka (język jako system różnic między „neuronami”/znaczący-
mi, przesunięcie i kondensacja „wyobrażeń popędowych” jako
podstawowe prawa organizacji marzenia sennego), to zarazem
dostrzegają, iż trudno jest implikowane w tych twierdzeniach ro-
zumienie języka ująć w spójne ramy teoretyczne, tak jak miało
to miejsce w przypadku de Saussure’a i lévi-Straussa. Wynika
to z bardzo radykalnego ujęcia przez Freuda relacji między
wszelkimi pozostającymi pod kontrolą samoświadomego ja wy-
powiedziami językowymi i zachowaniami jednostki a tzw. pa-
tologicznymi zjawiskami psychicznymi (marzenia senne, czyn-
ności pomyłkowe, symptomy), w których dochodzi do głosu
nieświadome. relację tę określa zasadnicza niewspółmierność
w budowie znaczeniowej obu tych typów zjawisk, która jest po-
świadczeniem niewspółmierności określającej samą „strukturę”
języka. Freudowskie interpretacje owych zjawisk patologicz-
nych świadczą bowiem wymownie o tym, że język nie daje się
ująć jako zamknięty, spójny system, na który składają się binarne
pary opozycji znaczących.
język jest fenomenem już ze swej istoty niewspółmiernym
z samym sobą, o którym stanowią różnego rodzaju pęknięcia,
uskoki i dziury przebiegające na linii relacji świadomość – nie-
świadome. dlatego też często to, co wypowiadamy w języku,
nasze marzenia senne, symptomy, są często tak absurdalne, że
Wstęp. Okruchy psychoanalizy
23
w żaden sposób nie daje się ono usensownić. na gruncie tego
rozumienia wszystkie te „patologiczne” zjawiska językowe nie
są bynajmniej akcydentalnym odstępstwem od językowej normy,
ale tę normę jako takie umożliwiają. gdybyśmy nie popełniali
pomyłek, w ogóle byśmy nie mówili.
Ten aspekt Freudowskiej teorii ma kluczowe znaczenie dla jej
odczytania przez lacana, który w oparciu o jej tak rozpoznaną
przez siebie „lingwistyczną” stronę będzie rozwijał w opozycji
do strukturalizmu koncepcję języka, budując ją na opozycji trzech
porządków: symbolicznego, wyobrażeniowego i realnego.
W odczytaniu Freuda przez derridę kluczowe znacze-
nie ma z kolei wprowadzone przez tego pierwszego pojęcie
Nachträglichkeit. Pojęcie to zakłada, że właściwy sens scen
pierwotnych, które miały miejsce w dzieciństwie i których
doświadczenie tkwi u podstaw procesu kształtowania się toż-
samości jednostki, rozpoznajemy dopiero „z opóźnieniem”,
kiedy po jakimś czasie jesteśmy konfrontowani ze scenami od-
syłającymi nas pośrednio do tych pierwszych. Tak odczytana
Nachträglichkeit stanowi wyraźny pierwowzór derridiańskiej
„różni”, co autor Marginesów filozofii zresztą wielokrotnie pod-
kreślał w swoich rozprawach poświęconych Freudowi, nobilitu-
jąc go – obok nietzschego i marksa – do rangi jednego z czo-
łowych prekursorów dekonstrukcjonizmu. Wychodząc od tej
paraleli, derrida podejmuje w swoich rozprawach gigantyczny
wysiłek kolejnego radykalnego „przemieszczenia” teorii Freuda
w obrazie myśli współczesnej, proponując nową lekturę jego
kluczowych tekstów. można powiedzieć, że w tych tekstach
autor Objaśniania marzeń sennych ponownie staje się źródłem
inspiracji dla filozofa, w oczach którego wszystkie kluczowe
pytania europejskiej metafizyki winny zostać przeformułowa-
ne w kontekście „otwartej” i nieustannie samoróżnicującej się
struktury samego języka.
na zawarte w teorii Freuda ważkie implikacje, dotyczące
zakładanego w niej rozumienia struktury języka, wskazują też
inni „poststrukturaliści” (czy, używając terminu zakorzenionego
w tradycji anglosaskiej, inni czołowi przedstawiciele tzw. French
Theory). To właściwie dopiero w ramach tej tradycji, w kilkadzie-
24
Wstęp. Okruchy psychoanalizy
siąt lat po śmierci autora Objaśniania marzeń sennych, dokona-
ła się pełna filozoficzna „rehabilitacja” jego dzieła. dostrzeżono
bowiem z całą wyrazistością, że rysuje się w nim nowy sposób
myślenia o człowieku i jego kulturze, który stanowi poważne wy-
zwanie dla całej dotychczasowej metafizycznej tradycji.
4. PSychOanaliza i humaniSTyKa. czy
iSTnieje „meTOda” PSychOanaliTycznej
inTerPreTacji?
inspirująca rola, jaką psychoanaliza Freuda i jego kontynuato-
rów odegrała w odniesieniu do filozofii i poszczególnych dyscy-
plin humanistycznych, nie sprowadza się do tego, że ich przed-
stawiciele opracowywali w oparciu o jej założenia odpowiednie
„metody” interpretacji różnorakich zjawisk społecznych i kul-
turowych. Ten wpływ psychoanalizy na humanistykę i filozofię
często miał charakter mocno zapośredniczony i pośredni. często
przy tym zwracano uwagę jedynie na jej niektóre aspekty, które
pozwalały w sposób nietypowy, nieobecny w żadnej innej teorii,
spojrzeć na dane zjawiska. W tych wypadkach trudno jest nawet
mówić o stosowaniu jakichś specyficznych „instrumentów” czy
„narzędzi” psychoanalitycznej interpretacji w odniesieniu do zja-
wisk społecznych i kulturowych czy literatury i sztuki. Określenia
te sugerują jakoby z psychoanalizą należało wiązać jakiś szcze-
gólny rodzaj uprzedmiotowienia tekstu literackiego czy dzieła
sztuki, który pozwala preparować go w określony metodyczny
sposób, trudno porównywalny z innymi podejściami.
Tymczasem co najwyżej należałoby traktować je jako me-
tafory. chociaż, przyznajmy, są to metafory dość wątpliwe.
implikują one wszak manipulacyjne podejście badacza do inter-
pretowanych przez siebie zjawisk, zakładając go milcząco jako
wszechwładny podmiot, który, mając do swej dyspozycji jakieś
cudowne środki pojęciowe („znaczące”) dostarczone mu przez
psychoanalizę, dociera do głęboko ukrytej przed innymi „praw-
Wstęp. Okruchy psychoanalizy
25
dy” danego zjawiska, tekstu czy dzieła sztuki. Tymczasem nie
tylko założenie istnienia takiej „prawdy”, ale również i przeko-
nanie, iż taka lub inna metoda interpretacji posiada zasadniczy
prymat wobec innych, pozwalając wydobyć najbardziej istotne
własności danego „obiektu” interpretacji, jest fikcją. Każda tego
rodzaju metoda ma, już niejako z definicji, charakter partykular-
ny i posługując się nią można co najwyżej wymownie ukazać
jakąś stronę czy aspekt badanego zjawiska, nigdy zaś jego ukrytą
przed oczyma innych jedynie „prawdziwą” istotę.
naturalnie można i tak podchodzić do teorii psychoanalitycz-
nych i budować w oparciu o nie wyrafinowane metody interpre-
tacji, będąc przy tym głęboko przekonanym, że mają one zasad-
niczy prymat wobec innych metod. czyniono to już zresztą wie-
lokrotnie. Podejście takie prowadzi jednak prędzej czy później
do skostnienia badacza w mechanicznym stosowaniu przez nie-
go określonego typu pojęciowości w odniesieniu do interpreto-
wanych zjawisk, dlatego nie wydaje się zbyt owocne. Obojętnie
czy będzie to pojęciowość freudowska, kleinowska czy lacanow-
ska. Podobnie zresztą jak miało to (i ma) miejsce w przypadku
wszelkich tego rodzaju metod interpretacji, które, przybierając
postać ortodoksji, prędzej czy później zawsze umierają śmiercią
naturalną.
znaczenie różnorakich teorii psychoanalitycznych dla po-
szczególnych dyscyplin humanistycznych polegało (i polega)
przede wszystkim na tym, że wykształcony został w nich pe-
wien sposób spojrzenia na to, co zwykło się nazywać „ludzką
psychiką”. Spojrzenie to, akcentujące rolę nieświadomego w jej
obrębie (i zarazem nadające mu radykalnie nowy sens, o którym
do tej pory nie śniło się nawet filozofom), pozwoliło nie tylko
w odmienny sposób niż dotychczas rozpoznać strukturę szeregu
zjawisk psychicznych. W równej mierze jednak kazało całkiem
inaczej rozumieć wszelakie działania człowieka oraz jego różno-
rakie kulturowe wytwory.
Obcowanie z klasycznymi tekstami psychoanalitycznej tra-
dycji (nie mówiąc już naturalnie o doświadczeniu samej terapii)
uczy więc przede wszystkim szczególnego typu wrażliwości.
raz nabyta pozwala zwracać uwagę na szereg, zdawałoby się
2
Wstęp. Okruchy psychoanalizy
całkiem akcydentalnych aspektów badanych zjawisk, którym
do tej pory odmawiano jakiegokolwiek znaczenia czy funkcji.
Badacz humanista, który, wykształciwszy w sobie tę wrażli-
wość, stara się na przykład zanalizować specyficzną postać da-
nego tekstu literackiego czy dzieła sztuki, stoi wówczas przed
szansą wydobycia wszelkich subtelności ich budowy w stopniu
daleko większym niż badacz tej wrażliwości pozbawiony. a to
z tej prostej racji, że największe dzieła literatury światowej są
w swej najbardziej istotnej warstwie wyrafinowaną grą sensu
i nonsensu, świadomości i nieświadomego. Są one nieustannym
doświadczaniem granic świadomości w obliczu tego, co ludzki
język może przywołać jedynie pośrednio, za pomocą ciągłego
przekraczania ustalonych przez tradycję form symbolicznych.
różne koncepcje psychoanalizy – Freudowska, jungowska,
Kleinowska, lacanowska – były naturalnie dla wielu badaczy
niejednokrotnie punktem wyjścia do budowania określonych te-
orii i metod interpretacji, w których starali się oni trzymać ści-
śle ich założeń. inni z kolei traktowali te koncepcje jako jedno
z wielu źródeł inspiracji, nawiązując jedynie do ich pewnych
aspektów, twierdzeń i wglądów czy podejmując z nimi zażar-
tą dyskusję, wzgl. proponując ich własne odczytania, w których
niekiedy zatracał się sam „oryginał”. W tym ostatnim wypadku
możemy mówić jedynie o pewnych elementach „myślenia psy-
choanalitycznego” obecnego w ich własnych interpretacjach,
wtopionego w szerszą perspektywę ujęcia albo też stanowiącego
ich negatywny punkt odniesienia funkcjonujący na zasadzie „an-
tagonisty w sporze”.
W tej postaci też „myślenie psychoanalityczne” stało się
immanentnym składnikiem wielu współczesnych koncepcji fi-
lozoficznych czy teorii humanistycznych, składnikiem, który
często – jak ma to np. miejsce w tekstach Blooma, derridy czy
Foucaulta – trudno jest w nich zidentyfikować w „czystej” posta-
ci. niemniej jednak stanowi on ich niezwykle istotny element,
bez którego utraciłyby one wiele ze swej dynamiki i wartości
poznawczej. nie ukrywam, że ta druga strategia wobec tradycji
psychoanalitycznej, w której nie chodzi o wierne zastosowanie
założeń tworzących ją koncepcji, ale o swoiste wplecenie ich
Wstęp. Okruchy psychoanalizy
2
we własny tok wywodu i argumentacji (w wyniku czego czę-
sto zmieniają one swą pierwotną postać) jest mi bliższa. W tym
sensie też tradycja psychoanalityczna w jej różnych wcieleniach
stała się nieodłączną częścią współczesnej humanistyki. i to nie-
zależnie od tego, jak gorąco i żarliwie – w duchu gellnerowskim
czy Popperowskim – będzie się psychoanalizę krytykować, od-
sądzając ją od czci i wiary za jej rzekomo samouzasadniający się
charakter czy „metodyczną” niepoprawność i empiryczną niewe-
ryfikowalność jej podstawowych antropologicznych założeń.
5. KluczOWe znaczenie ENTWurF EiNEr
PSyChOlOgiE Oraz ObjAśNiANiA MArzEń
SENNyCh W PSychOanalizie Freuda.
nieŚWiadOmOŚć czy nieŚWiadOme?
artykuły i eseje zamieszczone w tej książce noszą niewątpli-
wie wyraźne ślady „poststrukturalistycznych” lektur jej autora,
głównie lacana i derridy. ale zarazem w wielu punktach odcho-
dzę wyraźnie od ich rozpoznań i propozycji lektury. Staram się
przede wszystkim zarysować nowe spojrzenie na niektóre frag-
menty czy aspekty dzieła Freuda, które były źródłem nieustan-
nych inspiracji dla autorów reprezentujących dwudziestowieczną
tradycję filozoficzną i humanistyczną. myślę, że owe inspiracje
wiążą się przede wszystkim z hermeneutycznym wymiarem jego
dzieła, zaproponowanym w nim modelem interpretacji różnych
zjawisk psychicznych i kulturowych, który pozostaje w ścisłym
związku z zarysowanym w owym dziele obrazem ludzkiego ży-
cia psychicznego. Są to przy tym niekiedy fragmenty, które są
u nas mało znane, choćby dlatego, że do tej pory nikt z rodzi-
mych badaczy szerzej na ten temat nie pisał, względnie zostały
opracowane w sposób bardzo jeszcze ogólnikowy i wstępny.
mam tutaj przede wszystkim na myśli otwierający część
pierwszą obszerny artykuł poświęcony wczesnemu tekstowi
Freuda Entwurf einer Psychologie, który później, już po jego
2
Wstęp. Okruchy psychoanalizy
śmierci, zrobił wręcz oszałamiającą karierę. Stał się on punktem
wyjścia do szeregu filozoficznych lektur i interpretacji dokony-
wanych przez przedstawicieli różnych nurtów i orientacji. W ar-
tykule staram się wykazać, na czym polega szczególne znaczenie
tego tekstu w kontekście całego dzieła Freuda, podkreślając, jak
dalece w scjentystycznej pojęciowości rodem z dziewiętnasto-
wiecznej neurologii kreśli on w nim obraz ludzkiego „aparatu
psychicznego”, którym rządzą prawa do złudzenia przypomina-
jące te, o których będzie później mówił de Saussure w odniesie-
niu do języka. równocześnie rysuje się tu obraz ludzkiego życia
psychicznego, który wyłamuje się ze schematów refleksyjności
właściwych tradycji niemieckiego idealizmu, co staram się uka-
zać, konfrontując ujęcie Freudowskie z Kantowskim. dlatego
jest to tekst pionierski nie tylko w kontekście późniejszej kon-
cepcji nieświadomego, która się w nim już wyraźnie zarysowuje,
ale również w kontekście całej późniejszej historii francuskiego
strukturalizmu, który na swój sposób poprzedza czy zapowiada.
inny fragment Freudowskiego dzieła, o kluczowym znaczeniu
dla całej psychoanalitycznej teorii tego autora, to jego książka
o snach przełożona na polski jako Objaśnianie marzeń sennych.
Wielu badaczy uważa dzisiaj, że jest to najbardziej znacząca pra-
ca Freuda, jaką kiedykolwiek napisał, doczekała się też po dzień
dzisiejszy setek komentarzy i opracowań. ale tak samo jak Freud
nie „odkrył” nieświadomego, tylko nadał mu całkiem nowy sens
i rangę w porównaniu z ujęciami dotychczasowymi, podobnie
też nie on pierwszy dopatrywał się jakiegoś sensu w marzeniach
sennych. długo przedtem podobne podejście do marzeń sennych
zajmowali choćby egipcjanie czy starotestamentowi Żydzi, nie
mówiąc już o utrzymujących się przez wieki ludowych wyobra-
żeniach na ten temat.
Swoista rehabilitacja „poznawczych” wartości marzeń sennych
dokonała się też u progu XiX wieku w literaturze romantycznej,
wystarczy sięgnąć po liryki i dramaty mickiewicza i Słowackie-
go. Podobnie było w romantyzmie niemieckim. jeden z jego czo-
łowych prekursorów, herder, w jednym ze swoich najznamienit-
szych dzieł, w Abhandlung über den ursprung der Sprache wy-
głasza sądy na temat marzeń sennych i języka szaleńców, które
Wstęp. Okruchy psychoanalizy
2
w zdumiewający sposób wychodzą naprzeciw sformułowanym
z górą sto lat później Freudowskim konstatacjom w tej mate-
rii. dlatego część książki poświęconą teorii marzenia sennego
Freuda otwiera esej, w którym staram się wydobyć implikacje
dotyczące językowego statusu marzeń sennych i wypowiedzi
osób szalonych zawarte w rozprawie herdera o pochodzeniu
języka. dopiero potem następują eseje traktujące o książkach
Freuda o snach (Marzenie senne jako powieść oraz Pociąg do
stacji hollthurn). Staram się w nich wskazać na osobliwość
wypracowanej przez Freuda procedury interpretacyjnej, którą
można – jak sądzę – z powodzeniem określić jako rodzaj nowej,
psychoanalitycznej hermeneutyki.
Wychodzę przy tym z założenia, że w pracy tej sny są nie
tyle „objaśniane”, lecz – jak głosi niemiecki oryginał (Die Traum-
deutung) – interpretowane. W odróżnieniu bowiem od roszczeń
zawartych w klasycznych „słownikach snów” celem Freuda nie
jest ostateczne rozwikłanie, czyli objaśnienie „zagadki” marzeń
sennych, np. poprzez podanie uniwersalnych znaczeń pojawia-
jących się w nich symboli. W jego interpretacjach chodzi raczej
o wydobycie czysto formalnej budowy narracji marzeń sennych
i dotarcie w ten sposób do kryjącego się za nimi „niespełnione-
go życzenia” śniącego, którego źródła tkwią często w trudnej do
rozwikłania przeszłości.
W tym sensie marzenia senne nie kryją w sobie „zagadki”,
którą można byłoby do końca objaśnić tak, jak rozwiązuje się re-
bus, ale stawiają śniącego w obliczu pytań, które mają kluczowe
znaczenie dla całej jego egzystencji. To zaś implikuje, że ich sens
jest nieprzenikniony, tak samo, jak nieprzenikniony jest horyzont
ziemskiego bytu człowieka. marzenia senne odsyłają do prawd,
które z założenia przerastają horyzont ludzkiego samorozumie-
nia. zwracając się ku nim, mamy wrażenie, jakbyśmy wstępowa-
li w las gęstniejący coraz bardziej, tak iż gubimy się w plątaninie
wydeptanych w nim niezliczonych ścieżek. dlatego pytając o te
prawdy, nigdy nie jesteśmy w stanie udzielić na nie „ostatecznej”
odpowiedzi. nie możemy podać ich jednoznacznej formuły czy
definicji, która by rozwiewała wszelkie nasze rozterki i wątpli-
wości. nie znaczy to, że narracje marzeń sennych nie otwierają
30
Wstęp. Okruchy psychoanalizy
przed nami właściwej tylko im perspektywy odnoszenia się do
tych prawd, która nieobecna jest w innych formach wypowiedzi.
ale jest to perspektywa bardzo osobliwa, która wymaga dokład-
niejszego rozpoznania językowych mechanizmów marzenia sen-
nego. Próbą takiego ich rozpoznania jest właśnie książka Freuda
o snach.
Pierwszą część książki kończy esej poświęcony pojęciu nie-
świadomego u Freuda, w którym określam je jako „niemożli-
we miejsce rozumienia”. Staram się w ten sposób wskazać na
negatywny charakter tego pojęcia w teorii Freudowskiej, a tym
samym na niemożność podania jego „substancjalnej” definicji.
jest to kwestia o tyle istotna, gdyż w rodzimej trady-
cji interpretacyjnej Freudowskie das unbewusste
rozumie się zazwyczaj jako odsyłające do jakiejś,
pozostającej w ukryciu, odrębnej sfery bytowej
w obrębie ludzkiej psychiki, która w swej pozy-
tywności daje się jakoś zidentyfikować i określić.
dokonaną w ten sposób nieuprawnioną „ontologiza-
cję” das unbewusste wspomaga jeszcze dodatkowo
jego błędne, utrwalone przez najnowsze przekłady,
tłumaczenie jako „nieświadomość”. morfologiczna bu-
dowa słowa das unbewusste implikuje bowiem wyraźnie, że nie
stanowi ono symetrycznej opozycji w stosunku do „świadomo-
ści”, która, wzięta dosłownie, znaczy po prostu „byt świadomy”
(das bewusst-sein), ale jest z nią niewspółmierne. znaczy, ściśle
biorąc, jedynie to, co „nieświadome”, a nie jakiś tak lub inaczej
identyfikowalny „byt nieświadomy”, opozycyjną w stosunku do
świadomości „nieświadomość”. W słowie das unbewusste za-
warta jest zatem pewna dynamika i istotowa nieokreśloność (nie-
pochwytność) tego, do czego się ono odnosi, co jego tłumaczenie
jako „nieświadomość” całkowicie zaciera.
na nieadekwatność tłumaczenia das unbewusste jako „nieświadomość”
wskazuje marek drwięga w swojej przytaczanej już powyżej książce poświę-
conej współczesnym koncepcjom psychoanalitycznym, sugerując, że ten termin
należałoby tłumaczyć jako „to, co nieświadome”. moje sugestie idą w podob-
nym kierunku, tylko z tym zastrzeżeniem, że niepotrzebne jest w tym wypadku
owo „to, co…”, które też implikuje sobą rodzaj ontologizacji nieświadomego.
Wstęp. Okruchy psychoanalizy
31
W istocie bowiem nieświadome nazywane przez Freuda „in-
nym miejscem” czy sceną wyznacza sobą nieprzekraczalną gra-
nicę rozumienia, dzięki której staje się ono jako takie dopiero
możliwe, zacierając zarazem za sobą wszelkie ślady tego odnie-
sienia. mówiąc jeszcze inaczej, nieświadome jest siedliskiem
nonsensu, co będąc określone przez popęd jest z założenia nie-
do-pojęcia. W obliczu niego dopiero wszelki sens się staje, zasty-
gając w postaci wypowiedzi spełniających rygory poprawności
gramatycznej i frazeologicznej.
jeśli więc zaproponowany przez Freuda model interpretacji
w odniesieniu do zjawisk psychicznych, w których nieświadome
w sposób zakamuflowany i pośredni dochodzi do głosu, można
nazwać rodzajem hermeneutyki, jest to bez wątpienia hermeneu-
tyka bardzo osobliwa. Opiera się ona na koncepcji sensu, dla któ-
rej trudno by znaleźć „pierwowzór” w całej dotychczasowej her-
meneutycznej tradycji. Żadnemu bowiem z największych klasy-
ków tej tradycji, począwszy od lutra, poprzez Schleiermachera,
a na diltheyu skończywszy, nie przyszło do głowy, aby nonsens
uznać za punkt graniczny, a zarazem za warunek (nie)możliwości
ukonstytuowania się jakiegokolwiek sensu. Według Freuda na-
tomiast wszelki sens może ukonstytuować się dopiero w wyni-
ku wyparcia w nieświadome określonych „wyobrażeń popędo-
wych”, które jako z założenia nonsensowne stanowią jego nie-
zbędny negatywny warunek. co też ujawnia się z całą ostrością
w przypadku tak granicznych zjawisk językowych, jak narracje
marzeń sennych, przejęzyczenia czy symptomy, w których nie-
świadome dochodzi do głosu jedynie w sposób „negatywny”, za
pośrednictwem różnego rodzaju zniekształceń utartych form wy-
powiedzi.
inna sprawa, że autor w dalszych częściach książki posługuje się terminem
„nieświadome” (a nie „to, co nieświadome”), co by świadczyło, że chodzi w
tym wypadku o drobną nieścisłość. Por. marek drwięga, Człowiek utajonych
pasji. Szkice o psychoanalizie, Kraków 2006, s. 23–28.
32
Wstęp. Okruchy psychoanalizy
6. dylemaTy PSychOanalizy
na drugą część książki składają się eseje, w których próbuję
wykazać ścisły związek między kluczową rolą, jaką Freud – a za
nim Klein i Segal – przyznał nieświadomym fantazjom wyrasta-
jącym na podłożu traumatyczny
Pobierz darmowy fragment (pdf)