Ta autobiograficzna poetycka opowieść jest zapisem dramatycznego wchodzenia w dorosłość neurotycznie wrażliwej dwudziestolatki. Nie straciła na aktualności, bo podejmuje problem ponadczasowy delikatnej, naiwnej jeszcze kobiecej niewinności zderzającej się z brutalną mechanicznością i inercją reguł społecznych gier zastanego świata. Reakcją jest pełen determinacji bunt, który znajduje swój wyraz w totalnym eskapizmie, zawierającym w sobie odmowę uczestniczenia w społecznych strukturach (ucieczka do szpitala psychiatrycznego) i nawet w samej rzeczywistości (intoksykacja twardymi narkotykami i dużymi dozami farmaceutycznych środków modyfikujących świadomość). Rozpaczliwy protest, który nie mogąc znaleźć wyrazu w akcie zniszczenia tego, co nie może zostać zaakceptowane, znajduje ujście w autodestrukcji i, na szczęście, w akcie literackiej kreacji. Eda Ostrowska jest poetką i prozatorką o znaczącym dorobku, postacią ważną dla polskiej kontrkultury lat 80. Magnetyzm jej charyzmatycznej osobowości przyciągał wielu podobnych jej autsajderów. To późne dziecko epoki Stachury, polskiego pokolenia hippisowskich „dzieci kwiatów”, ale w jej pisarstwie jest już coś punkowo drapieżnego, autowiwisekcyjnego”. /Kazimierz Bolesław Malinowski, fragment wstępu do książki/
Darmowy fragment publikacji:
Eda Ostrowska
Oto stoję w deszczu ciała
Oto stoję w deszczu ciała
[1]
[2]
Eda Ostrowska
Oto stoję w deszczu ciała
[dziennik studentki]
Warszawa 2013
[3]
[4]
Wstęp
Oto stoję w deszczu ciała Edy Ostrowskiej to tekst o dużej
sile literackiego wyrazu, dobrze więc się stało, że po
trzydziestu latach od pierwszej edycji trafia znowu do
rąk czytelnika. Ta autobiograficzna poetycka opowieść
jest zapisem dramatycznego wchodzenia w dorosłość
neurotycznie wrażliwej dwudziestolatki. Nie straciła na
aktualności, bo podejmuje problem ponadczasowy deli
katnej, naiwnej jeszcze kobiecej niewinności zderzającej
się z brutalną mechanicznością i inercją reguł społecz
nych gier zastanego świata. Reakcją jest pełen deter
minacji bunt, który znajduje swój wyraz w totalnym
eskapizmie, zawierającym w sobie odmowę uczestni
czenia w społecznych strukturach (ucieczka do szpi
tala psychiatrycznego) i nawet w samej rzeczywistości
(intoksykacja twardymi narkotykami i dużymi dozami
farmaceutycznych środków modyfikujących świado
mość). Rozpaczliwy protest, który nie mogąc znaleźć
wyrazu w akcie zniszczenia tego, co nie może zostać
zaakceptowane, znajduje ujście w autodestrukcji i, na
szczęście, w akcie literackiej kreacji. Paradoksalnie,
w odrzuconej przez autorkę społecznej rzeczywistości
zachodzą symultanicznie głębokie, niemal rewolucyjne
[5]
zmiany – fala strajków na Lubelszczyźnie daje począ
tek ogólnokrajowemu ruchowi, ale te dwa bunty, bunt
duszy i bunt tłuszczy, nie mają wspólnego mianownika,
rozgrywając się jednocześnie, są zupełnie osobne.
Eda Ostrowska jest poetką o znaczącym dorobku,
postacią ważną dla polskiej kontrkultury lat 80. Magne
tyzm jej charyzmatycznej osobowości przyciągał wielu
podobnych jej autsajderów. To późne dziecko epoki
Stachury, polskiego pokolenia hippisowskich „dzieci
kwiatów”, jednak w jej pisarstwie jest już coś punkowo
drapieżnego, autowiwisekcyjnego. Nihilizm jej postawy
wobec świata nie wynika z cynizmu; ta obrazoburcza
postawa ma w sobie cechy rozłożonego na etapy samo
bójstwa, rozpaczliwego samospalenia, przyznajmy,
histerycznie narcystycznego, jako aktu wyzwania wobec
Boga, który ma zostać tym aktem zmuszony do dania
znaku istnienia, choćby przez odsłonięcie sensów jed
noznacznie uzasadniających ból egzystencji.
Oto stoję w deszczu ciała to miejscami blasfemiczna
opowieść bez happy endu, jest bowiem ocierającym się
o czarną groteskę testamentem, osobliwym, bo pisanym
przez osobę, która dopiero wchodzi w świat dorosłoś
ci. Ale jej barwny, elastyczny i ekspansywny język jest
świadectwem narodzin poetki oznaczającej pole boskiej
obecności swoją pieśnią, która jest odpowiedzią na Jego
milczenie.
Kazimierz Bolesław Malinowski
[6]
śp. Doktor Ewie Kopacz
[7]
[8]
Część I
[9]
[10]
16.08.79 r.
21.38 – I kto by pomyślał, że gdyby nie pośledniej
szego gatunku mądrość jakiegoś skurwysyna, nie zoba
czyłabym Ameryki. Żyję, strzelam w mordę stakana,
wiesz, znaczy: zobaczę Amerykę
17.08.79 r.
0.12 – Minęło sześć dni. Siedzę, jem chleb z masłem,
popijam herbatą i patrzę, właściwie gdzie?, nie wiem.
Dwa tapczany rozesłane, odsunięty stół, odstawione
krzesła, trzy szklanki na stole, półmrok, ja sama, bardzo
już senna
18.08.79 r.
9.42 – Jakie złoto droższe: pluty czy paradoksu,
10.22 – Iza ostrzy nóż. Siedzę, myślę o tym, że Iza
głupca czy mędrca?
ostrzy nóż, i co z tego?
[11]
12.55 – Stoję, patrzę bezmyślnie w cebulę
13.32 – Stoję w tym samym miejscu, taka różnica, że
patrzę w pokrojone jabłka
20.08.79 r.
11.50 – Abramowice. Boże, jak tu zwyczajnie, choler
nie zwyczajnie. Siedzę na ławce, zielono, słońce, idzie
mężczyzna w szlafroku, za plecami kroki, chrzęst żwiru,
piszę, bokiem leci helikopter, piszę i kontroluję siebie
do bólu, mam świadomość, że nie, nie jestem wariatką,
ale wiem: gdy wyjdę za bramę, poczuję ciepły asfalt
i to, że do tego świata też nie należę. Chciałabym już
ustalić, znaleźć swoją ławkę w cieniu otumanionego
drzewa, zostać na niej i zaczekać, aż zabiorą. Mężczyzna
niechlujnie ubrany idzie chodnikiem, robi energiczny
zwrot, znów idzie, żachnął się, obrót i z powrotem,
nagle zwolnił, podrapał się w głowę, jakby czegoś zapo
mniał lub coś sobie przypomniał, wrócił, idzie ener
gicznym krokiem, śpieszy się, staje, wraca, przyśpiesza,
ręce splecione z tyłu, na czole zamyślenie, wygląda jak
architekt pracujący nad projektem domu, wtem staje,
wysuwa do przodu lewą nogę i patrzy na stary budy
nek, lustruje go wzrokiem, zmienia nogę, znów mierzy,
zakłada ręce i idzie, zdawałoby się już wszystko, nie,
staje, wraca…
Jednak nie każda rzecz ma swój koniec. Chciałabym
zmądrzeć lub zgłupieć, być wariatką to przecież nie
ubliża. Idzie jakaś zniszczona kobieta, może alkoho
liczka, śpieszy się, śmieje i mówi do siebie: narozrabiały
[12]
Pobierz darmowy fragment (pdf)