Darmowy fragment publikacji:
NR 3450
Redaktor serii: Historia Literatury Polskiej
Marek Piechota
Recenzent
Hanna Dymel ‑Trzebiatowska
„nauczyć się na pamięć”,
apprendre par cœur,
to learn by heart,
hafiza a’n zahri kalb
– wiele dróg prowadzi przez ten dukt.
J. Derr ida: Che cos’è la poesia?
Czarne krasnoludki. Zamiast wstępu…
Z Aleksandrem Nawareckim
rozmawiają Beata Mytych ‑Forajter
i Iwona Gralewicz ‑Wolny
BMF: Gdzie ci mężczyźni? Na nasze zaproszenie do książki odpowie‑
działy same kobiety i Ty, zgadzając się na rozmowę. Temat niepo‑
ważny? Wstydliwy?
AN: To niemożliwe! Właściwie skandaliczne, z niedowierzania i obu‑
rzenia rodzi się we mnie genderysta spragniony płciowych paryte‑
tów.
BMF: Czyżbyś chciał wydać kierownicze polecenie w tej sprawie?
AN: Żarty na bok, sprawa jest na tyle poważna, że warto ją przemy‑
śleć, ale jeszcze nie ochłonąłem. Ta męska dezercja nie pasuje do
moich akademickich przyjaciół, z których jeden od dzieciństwa,
w każdą niedzielę wieczorem włącza radio, żeby w pierwszym
programie wysłuchać słuchowiska − dźwiękowej adaptacji bajki.
Pielęgnuje ten rodzinny rytuał ważny dla niego jak msza, pewnie
po dziś dzień, często o tym opowiada…
IGW: To jedynie wyjątek potwierdzający regułę.
AN: Przywołam więc osobę spoza uniwersytetu: nauczyciela z cho‑
rzowskiej zawodówki, nazywa się Grzegorz Hajkowski. To mój
dawny student, pisze wiersze, więc zaprosił mnie jakiś czas temu
na wieczór autorski, a tam zapytany o źródła inspiracji dał wykład
o książeczkach z wierszykami, na których się wychował. Rewelacją
było przypomnienie rymowanek z czasów PRL ‑u niejakiego Igora
Sikiryckiego.
8
Czarne krasnoludki. Zamiast wstępu…
BMF: Poeta natchniony przez kuriozum, jego też zaliczyłabym do
wyjątków.
AN: Dobra, więc teraz Jan Zieliński spotkany ostatnio na warszaw‑
skiej sesji o szybkości, gdzie miał świetny referat o zegarach w li‑
teraturze nowoczesnej i w centrum wywodu umieścił fragment
bajeczki Konopnickiej o kotkach: „Psik wstrzymuje zegar łapką,
/ Żeby dłużej pobyć z babką”. Dodam, że to ulubiona fraza Mi‑
łosza − powtarzana na sali niby refren zrobiła furorę.
BMF: Ale profesor Zieliński mieszka chyba i pracuje w Szwajcarii,
daleko…
AN: Trudno, muszę zatem złożyć osobiste świadectwo. Otóż z przy‑
jaciółmi od ponad trzydziestu lat wspólnie spędzam wakacje – ka‑
jaki, góry, więc każdego wieczoru siadamy przy ognisku, gotujemy,
suszymy rzeczy, a potem gadamy. No i prędzej czy później zejdzie
nam na pierwsze lektury, to żelazny temat, może ważniejszy niż
szkoła, sport czy wojsko. A gadamy z pasją, aż do rana, bywa że
o Sierotce Marysi.
IGW: W to już trudniej uwierzyć.
BMF: Ja wierzę, ale jakoś niewiele wynika z waszych urlopowych
gawęd.
AN: Nie jest tak źle. „Pluć i łapać” – znacie tę frazę? To tytuł refe‑
ratu Andrzeja Kotlińskiego, który wygłosił przed laty na bardzo
uczonej konferencji o nudzie1. Mówił o Niziurskim, Bahdaju,
Broszkiewiczu, a potem, czyli pod koniec lat dziewięćdziesiątych,
miał tekst z jeszcze ładniejszym tytułem, chyba z Dylana Thomasa:
„Czas gdy dzieci umiały płakać nad książkami”2. Marek Bieńczyk
opublikował w „Tygodniku Powszechnym” esej o Winnetou,
przedrukowany w Książce twarzy, a w jego najnowszej książce
Jabłko Olgi, stopy Dawida już Olga jest wymowna, bo uosabia
dziewczynkę, której promieniująca dziewczęcość nigdy nie opuści.
1 A. Kotli ńsk i: Pluć i łapać. O PRL ‑owskiej prozie dla dzieci i młodzie‑
ży. W: Nuda w kulturze. Red. P. Czapli ńsk i, P. Śliw i ńsk i. Poznań 1999,
s. 87–99.
2 A. Kotli ńsk i: „Czas gdy dzieci umiały płakać nad książkami”. Wypisy
na wakacje. „Debata” 2001, nr 8.
Czarne krasnoludki. Zamiast wstępu…
9
Jakoś podobnie dzieje się z autorem, bo wciąż wraca do rodzinnego
domu, na boisko i do „książek pierwszych”3. Taki tytuł ma trzecia
część, z rozdziałami o niemal tych samych pisarzach, o których
pisze Kotliński, a jeszcze o dziwnej czeskiej powieści „futbolowej”,
wreszcie o Grubym Minkowskiego – najlepszy kawałek, wspaniały!
I wszędzie tam słyszę echa naszych wakacyjnych rozmów. Chrono‑
logiczne pierwszeństwo należy się jednak Jankowi Tomkowskiemu
za czarujący tom esejów o idolu naszego dzieciństwa, jakim był
Juliusz Verne4.
IGW: Masz wyjątkowych przyjaciół.
AN: …i przyjaciółki też. Wolałbym uniknąć segregacji, bo przy
naszym ognisku, tyleż realnym, co symbolicznym siadamy razem
z kobietami i temat wczesnych lektur nas jednoczy. Przy innych
kwestiach, zwłaszcza politycznych, bywa rozmaicie, pisał o tym
Bieńczyk, poróżniony dziś ze starym kumplem w każdej sprawie,
ale kiedy zgadają się o Niewiarygodnych przygodach Marka Piegusa,
wtedy wraca też niewiarygodna harmonia. Mnie zdarzały się
ideowe utarczki z Ewą Graczyk, ale ten sam temat działał zawsze
jak balsam. Obydwoje przeżyliśmy w dzieciństwie radziecki film
pt. Diabeł morski o chłopcu ‑rybie i rytualnie do tego wracamy.
Przypominamy sobie też sowieckie lektury szkolne: Timur i jego
drużyna, Samotny biały żagiel; tematy edukacyjne w typie Maka‑
renki, bo Ewę szczególnie interesują bezprizorni, a znając moje cięż‑
kie wspomnienia z ostatniej w kraju męskiej szkoły podstawowej,
uważa mnie za eksperta.
BMF: Podejrzewam, że Ewa Graczyk czyta jednak inaczej niż Ty, jest
zdeklarowaną feministką, co słychać choćby w jej ostatniej książce
Od Żmichowskiej do Masłowskiej.
AN: To bardziej pasuje do Izy Filipiak, która potem napisała Abso‑
lutną amnezję; Ewa jest feministką radykalną, lecz zawsze chodzi
własnymi ścieżkami, ale może macie rację? Może w naszych
rozmowach dostrzegała różnice umykające mojej uwadze – nie
3 M. Bieńczyk: Książka twarzy. Warszawa 2011; Idem: Jabłko Olgi, sto‑
py Dawida. Warszawa 2015.
4 J. Tomkowsk i: Juliusz Verne – Tajemnicza wyspa? Łódź 1987.
10
Czarne krasnoludki. Zamiast wstępu…
czytałem przecież Ani z Zielonego Wzgórza, za to ona znała
wszystkie awanturnicze czytanki dla chłopców. To uderzająca
nierównowaga. Efektem tego typu spostrzeżeń była zainicjowana
przez nią w latach dziewięćdziesiątych sesja pt. Kopciuszek, szalenie
ważna dla dziejów polskiej krytyki feministycznej5. Graczyk nie
ogranicza się do genderowej odmienności czytania, bo ciekawa jest
różnic pokoleniowych czy społecznych. W latach osiemdziesiątych
i dziewięćdziesiątych regularnie przyjeżdżała do Katowic na nasze
konferencje organizowane wspólnie ze studentami („Postscrip‑
tum”, „Plotka”, „Dante” i in.) i na którejś z nich rzuciła pytanie,
a zarazem hasło na kolejną sesję – Jak czytają dzieci, a jak starcy?
Pomysł chwycił, ale w toku dyskusji wyłonił się z tego nieco
inny, też prekursorski temat – Starość. Gdybyśmy pozostali bliżej
koncepcji Graczyk, to ćwierć wieku temu mielibyśmy konferencję
(i książkę) podobną do Waszej Uwolnić Pippi!6. A jej geneza znowu
prowadzi do wakacyjnego ogniska.
BMF: Sugerujesz, że Pippi i Kopciuszka zawdzięczamy nocnym rozmo‑
wom panów kajakarzy?
AN: Sukces ma wielu ojców, więc chyba się zagalopowałem, ale ho‑
nory na tym polu koniecznie trzeba oddać matce, to znaczy profe‑
sor Marii Janion. Z jej seminarium wywodzą się przecież wszystkie
wymienione osoby, bo właśnie tam, pod koniec lat siedemdziesią‑
tych i później zawiązały się nasze przyjaźnie.
IGW: Na czym polegała rola Janion?
AN: Trudno to ogarnąć, bo fantazmatyczne dzieci szalały na jej se‑
minariach. Oczywiście dzieciątka o romantycznym rodowodzie,
Orcio Krasińskiego, Pacholę z Marii i wszelkie „dzikie dzieci” z Ka‑
sparem Hauserem na czele. Ale też nowsze lektury jak Niepokoje
wychowanka Törlessa czy Blaszany bębenek, wreszcie filmy: Dziecko
Rosemary, Egzorcysta, tam gdzie pojawiało się „złe dziecię”, mówiąc
po mickiewiczowsku, albo przynajmniej niesamowite. Śladem jest
5 Zob. Siostry i ich Kopciuszek. Red. E. Graczyk, M. Graban ‑Pomirska.
Gdańsk 2002.
6 I. Gralew icz ‑Wolny, B. My t ych ‑Forajter: Uwolnić Pippi! Twórczość
dla dzieci wobec przemian kultury. Katowice 2013.
Czarne krasnoludki. Zamiast wstępu…
11
monografia Anny Kubale7, a przede wszystkim dwa tomy Trans‑
gresji pt. Dzieci redagowane przez Stefana Chwina i Marię Janion.
Dziecko jako figura inności znalazło się wśród rozmaitych „od‑
mieńców”, „galerników wrażliwości”, a nawet potworów, z czego
dziś pewnie by wybuchnął skandal. Z dzieciństwem wiązało się
dojrzewanie, inicjacja, Bildung, więc formująca rola literatury i roz‑
maite „wypaczenia”. Profesor z rozkoszą cytowała makabryczne
wierszyki ze Złotej różdżki albo co zgrabniejsze z Jachowicza. Ja
próbowałem jej sekundować siekańcem księdza Baki: „Cny mło‑
dziku migdaliku…”, „Panienki w trumienki…”, Tomkowski czytał
wtedy Chłopców i Dziewczęta, powieści zapoznanego Monther‑
lanta, Chwin pisał pod pseudonimem powieści dla młodzieży, dość
przerażające zresztą.
IGW: Powołujesz się tutaj na konfigurację środowiskową. Ale czy to
przypadkiem nie jest tak, że mężczyzna do pisania o literaturze
dziecięcej musi dojrzeć? Krzysztof Varga, Marek Bieńczyk byliby tu
dobrymi przykładami. Może literatura dziecięca i młodzieżowa to
jest temat, po który piszący mężczyzna sięga w pewnym, określo‑
nym wieku?
AN: Nie myślę o dojrzewaniu, lecz o starzeniu; wiadomo, że na stare
lata się dziecinnieje, bo sam aspiruję do roli zdziecinniałego sta‑
ruszka. Mózg powraca do wczesnych nagrań, przypominają się
pieśni słyszane nad kołyską i piosenki z przedszkola. Dziadkowie
najlepiej bawią się z wnukami, także literacko. Bieńczyk i Varga
nie dysponują jednak wnuczętami, więc u nich to raczej kwestia
„smugi cienia”, a jeszcze bardziej temperamentu, bo pierwszy, jak
wiadomo, to melancholik, drugi pisuje na fali nostalgii.
BMF: Czy to znaczy, że do komentowania literatury dla dzieci po‑
trzebny jest impuls egzystencjalny: masz dziecko i mu czytasz?
AN: Impuls kojarzony z hasłem „poczytaj mi, mamo” jest najbardziej
oczywisty. Twoje dziecko się tego domaga, ale nie musi żądać, bo
robisz to chętnie, gdyż powrót do zapomnianych czytanek, do
świata baśni, do głośnego czytania, do domowego teatrzyku, do
7 Zob. A. Kubale: Dziecko romantyczne. Szkice o literaturze. Wrocław
1984.
12
Czarne krasnoludki. Zamiast wstępu…
wspólnej zabawy to doświadczenie błogosławione, którego mi bra‑
kuje. Dlatego tak trudno pojąć, że mężczyźni mogliby tego unikać.
BMF: Ależ czytają!
AN: No to pewnie się wstydzą?
BMF: Nie, wcale się nie wstydzą. Dziecko wychowane przez czytającą
matkę i czytającego ojca dziwi się frazie „poczytaj mi, mamo”, py‑
tając o brak taty. Dla dzisiejszych dzieci to już jest dziwna formuła.
Coś się zmieniło.
AN: To dobrze, pokolenie moich ojców nie czytało, moja generacja
była nieco lepsza. Pamiętam, jak Kotliński czytał swoim chłopcom
bajkę O Janku, co psom szył buty i oni ziewali, a jak usłyszeli Panią
Twardowską, to im się oczy świeciły. Mickiewicz działał, Słowacki
– nie, więc wielbiciel Juliusza strasznie cierpiał, ale to dowód, że
moi rówieśnicy czytali potomstwu. I to skutecznie, bo Michał jest
autorem nagrodzonej powieści, a Jaś potrafi nieźle rapować.
BMF: Tylko ojcowie nie mogą o tym napisać.
IGW: Niektórzy mówią, że nie mają czasu, bo muszą zajmować się
dziećmi.
AN: Dobre. To akurat rzeczowa odpowiedź.
IGW: Mówią też, że chcieliby bardzo, ale potem coś ich powstrzymuje.
BMF: A czy przypadkiem nie jest to obawa przed posądzeniem o in‑
fantylizm? Prywatne czytanie dziecku jest czymś zupełnie innym
niż opublikowanie tekstu na temat literatury dla dzieci. Więc jed‑
nak wstyd?
AN: Hm, jakoś tego nie czuję, może seminarium Janion zrobiło ze
mnie bezwstydnika? Na pewno zaś Mistrzyni wbiła nam do głowy
pewien Freudowski dogmat wyjęty z jego studium Pisarz a fanta‑
zjowanie z tezą, że pisarz to marzyciel, czyli wieczne dziecko, ten
który nigdy nie przestał marzyć. Nie od razu w to uwierzyłem, bo
dziecięca fantazja szalona, bujanie w obłokach – to jest mi obce,
szybko z tego wyrosłem. Wolę Gastona Bachelarda, który też trak‑
tuje pisarzy jak dzieci, a zwłaszcza poetów, ale marzeń nie kojarzy
ze zmyślaniem, z bujdą. Przeciwnie, widzi tu materię wcieloną
w słowo; poezja to zmysłowe wizje realnego świata − przyrody,
żywiołów. Obrazy, kolory, zapachy, dźwięki, one marzyciela za‑
chwycają, dają rozkosz.
Czarne krasnoludki. Zamiast wstępu…
13
IGW: Tak czytasz poezję?
AN: Staram się, bo jak obudzę w sobie dziecko, to lepiej czuję smak
słowa. Ale taka empatyczna dziecinada miewa także brutalny prze‑
bieg. Powieścią mojego studenckiego życia był Blaszany bębenek
Güntera Grassa – historia chłopca zatrzymanego w rozwoju, który
przestał rosnąć, bo świat mu się nie podobał, więc chciał pozostać
dzieckiem.
BMF: Pippi w tym celu je arbuzowe pigułki.
AN: Lecz Oskar, inaczej niż Pippi, został karłem, co ma tutaj cho‑
robliwy wymiar, a na dodatek jest dwuznaczną figurą. Ale był mi
bliski – naokoło szalał faszyzm, a ten malec siedział pod stołem
i walił w bębenek, raz po raz coś rozwalając. Tego samego chciałem
w PRL ‑u, pozostać takim potwornym bachorem, żeby nie iść do
szkoły ani do wojska. Może byłby ze mnie perkusista rockowy i tro‑
chę do tej roli pozowałem, co Janion od razu dostrzegła i kazała mi
pisać o Grassie. Wyczuła tu jakiś wspólny zew, bo Bębenek czytałem
z podobną pasją jak wcześniej Trzech muszkieterów czy Karola Maya.
IGW: Pamiętasz jeszcze te wczesne fascynacje?
AN: Dobre sobie, przecież cała nasza rozmowa i obie Wasze książki
biorą się z tęsknoty do tamtej upajającej lektury: przy jedzeniu,
w nocy, pod pierzyną, w świetle latarki. Choćbym wtedy umarł,
to czytać bym nie przestał, bo w tym dziecinnym szale czytania
był nawet wymiar seksualny. Pamiętam, że namiętnie kochałem się
w Nel z W pustyni i w puszczy.
BMF: Ja chciałam być Stasiem…
AN: I wtedy byśmy się pobili o tę dziewczynkę; miałem siedem lat, ale
to niejasne zauroczenie było absolutnie seksualne. Ani doktoraty,
ani młodzieńcze czy studenckie wierszowanie…
IGW: Nigdy potem nie czytaliśmy tak, jak wtedy.
AN: Nigdy tak nie czytaliśmy, więc rozstanie z dziecinną lekturą
ciężko przeżyłem. Kiedy wyrosłem z indiańskich powieści i sięg‑
nąłem po książkę rodziców, to udławiłem się tym zakazanym
owocem.
IGW: A co to było?
AN: Komu bije dzwon − mdły pornos i straszna nuda, więc wzgar‑
dziłem Hemingwayem na całe życie. W szkole czytało się Starego
14
Czarne krasnoludki. Zamiast wstępu…
człowieka i morze, więc wiązałem z nim pewne nadzieje, bo ja też
łowiłem. Ale jak wpadłem w czytelniczy kryzys, to wolałem pod‑
ręczniki wędkarskie − opisy ryb, ich zwyczajów, przynęty, łowiska.
To mi się śniło po nocach jak dawniej Hrabia Monte Christo. Ale
podobny falstart jak z Hemingwayem miałem wcześniej z Ogniem
i mieczem − nie przebrnąłem przez opis stepu na pierwszej stronie.
Należę zatem do nielicznych Polaków, którzy nie znają Trylogii,
bo była… za trudna. Jeśli książka nie porywała fabułą czy choćby
kryminalną intrygą, to wolałem oglądać albumy przyrodnicze albo
o malarstwie. Cierpiałem wypędzony z czytelniczego raju, z naiw‑
nego czytania, które porywało nas i zarazem kształtowało.
BMF: Można poznać, komu co czytano.
AN: Oczywiście, dlatego poważny literaturoznawca powinien być
ciekaw, która bajeczka zaważyła na późniejszym wyborze tezy dok‑
torskiej i habilitacji. Nie trzeba psychoanalizy, by pojąć, że nasza
intelektualna droga zaczęła się w dziecięcym łóżeczku. Może jakby
nam dali nocniczek w innym kolorze, to byśmy się zajmowali Sło‑
wackim, a nie Mickiewiczem.
BMF: A Ty znasz kolor swego nocnika?
AN: Z niewielką pomocą Freuda i Webera mógłbym to ustalić, co
zresztą by pasowało do Waszej książki; niestety już to napisa‑
łem…
IGW: Mówisz o posłowiu do Parafernaliów, Twojej książki o przed‑
miotach?
AN: Właśnie, kiedy porządkowałem dawne szkice na ten temat, to
zebrało się tego kilkaset stron! Jakbym miał obsesję na tym tle, a ja
przecież rzeczy nie kolekcjonuję, nie majsterkuję, nawet ich nie sza‑
nuję, kupować nie lubię. Ale czytam o przedmiotach bardzo chęt‑
nie. Skąd się to wzięło? Zapewne z dzieciństwa. Kiedy oglądałem
teraz nowe wydanie braci Grimm, to zaskoczyła mnie mnogość
baśni mających w tytule przedmioty.
BMF: Podobnie u Andersena, u niego jest mnóstwo baśni o rzeczach.
AN: I u Hoffmanna też, nieźle pamiętam te ich krzesiwa, młyńskie
kamienie, złote garnki, siedmiomilowe buty, nakrywające się sto‑
liczki, a zapomniałem bajkowe fabuły, postacie, ich imiona, nawet
ilustracje. Wiem tylko, że w Kalifie bocianie Hauffa była intrygu‑
Czarne krasnoludki. Zamiast wstępu…
15
jąca fajka wodna, papucie z noskami, czyli orientalne rekwizyty,
a z Dziewczynki z zapałkami zostały mi tylko zapałki. Podobnie
z przymusowymi lekturami, Plastusiowy pamiętnik wydawał się in‑
fantylny, ale ocalał w pamięci dzięki gadżetom wyjętym z piórnika.
U Kownackiej ten ludzik z plasteliny oraz jego obsadki, stalówki
i gumki były urocze, natomiast w Wilczętach z czarnego podwórza
wszystko okropne, a jednak zgniłej deski nad rynsztokiem nie mogę
zapomnieć. Dlaczego? Tu otwiera się pole dla psychoanalizy, sam
jednak już sobie postawiłem diagnozę i nazywam to „kompleksem
Dziadka do orzechów”. Moimi fetyszami są bowiem przedmioty
wyrzucone, zapomniane, zgubione, często uszkodzone, takie jak
u Hoffmanna właśnie.
IGW: To są wpływy z wczesnego dzieciństwa, głębinowe, wymykające
się kontroli, ale zwracasz też uwagę na powieści dla młodzieży
czytane bardziej samodzielnie i świadomie.
AN: Powieści indiańskie, kowbojskie, podróżnicze, wszelkie pirate‑
rie i robinsonady były raczej pożerane niż czytane, ale ślady tej
transowej lektury jakoś się zatarły. Raz jednak udało mi się je
zobaczyć i to u naszego mistrza − Ireneusza Opackiego. Jako ba‑
dacz romantyzmu analizował ballady i postawę balladowego nar‑
ratora – zdziwienie wobec świata, niedowierzanie, głośne stawianie
pytań. Dlatego też porównał go do detektywa, co sugerowało, że
już u Goethego i młodego Mickiewicza mamy klimaty kojarzące
się z kryminałem, który zresztą wtedy się rodził. Ale za tym subtel‑
nym wywodem Profesora, choćby o romantycznej tajemnicy, kryło
się jego szczeniackie oczytanie w literaturze popularnej!
IGW: Napisałeś o tym artykuł pt. Skarb w Srebrnym Jeziorze.
AN: Jego pomysł, a nawet tytuł zawdzięczam Lucynie Nawareckiej,
która odkryła, że w swoich niesamowitych wykładach Opacki
naśladował Karola Maya… dokładnie.
IGW: Ja Maya znam tylko z drugiej ręki, z opowieści ojca.
BMF: Howgh, wracamy zatem do Winnetou?
AN: Winnetou był idolem paru pokoleń: Bieńczyka uczył moralności,
mnie jakoś dziwnie uwodził.
IGW: Bo był seksualną efemerydą: brak zarostu, długie włosy… Szcze‑
gólnie dobrze widać to w filmie.
16
Czarne krasnoludki. Zamiast wstępu…
AN: Kochałem go mistycznie, jak anioła, ale dla mnie, a zwłaszcza
dla Opackiego ważniejszy był Old Shatterhand. Ten Übermensch
wśród traperów wszystko widział, rozumiał i na dodatek miał
druzgocący cios, ale udawał fajtłapę. To była maska greenhorna,
czyli żółtodzioba, kompletnego laika, którego wszyscy lekceważą,
a on to sprytnie wykorzystuje. Podobnie Opacki − bawił się
z czytelnikiem, odgrywał naukową poczciwość, uniwersyteckiego
Bladaczkę, który referuje stan badań i liczy w wierszu zgłoski, choć
nic z tego nie wynika. Mówiąc wprost – rżnął durnia, by w finale
wykładu jednym gestem wszystko wywrócić na opak. Prawda oka‑
zuje się zaskakująca, a zarazem oczywista i niepodważalna. „Ale
nas wystrychnąłeś na dudka…” – mówili zaszokowani koledzy Old
Shatterhanda.
BMF: A czy Profesor był tego świadom?
AN: To była jego tajemnica, więc o tym nie rozmawialiśmy, ale jego
córka była zaskoczona i pytała, skąd wiem, że tata fasynował się
Mayem?
BMF: Słynna męska powściągliwość.
IGW: Spotkałyśmy czytelników Twojej książki, którzy cieszą się, że
w Parafernaliach można przeczytać o literaturze dziecięcej, a jedno‑
cześnie narzekają, że tak mało.
AN: Mało, bo szukam śladów tej literatury u dorosłych, którzy to
tłumią, wypierają, lekceważą. Sam nigdy bym nie pomyślał, że
uległem wpływom rodzimej literatury typu Makuszyńskiego,
Ożogowskiej, Nienackiego. Czytałem ich z dystansem, patrzyłem
z góry, gdyż nie rozpalali już wyobraźni jak Skarb w Srebrnym
Jeziorze czy choćby Diament Mohuna, taka trzeciorzędna imitacja
Stevensona, realistyczna, ale z gotyckimi motywami – skarby,
szyfry, trumny. Niby to samo miał Szatan z siódmej klasy, Ucho od
śledzia czy Pan Samochodzik, ale w swojskiej scenerii jakoś to oswo‑
jone, rozmiękczone, groza siadała, a w powietrzu wisiała ironia.
A teraz widzę, że jedna z tych lektur, właściwie marginalna, zrewo‑
lucjonizowała moje myślenie. To Sposób na Alcybiadesa. Jak więk‑
szość uczniów nienawidziłem szkoły, a Niziurski podsuwał sposób
na skuteczną samoobronę − „zapuścić węża”, „dryfować” itp. Nie
walczyć z belframi, bo to daremne, nie pielęgnować młodzieńczego
Czarne krasnoludki. Zamiast wstępu…
17
buntu, więc nie wagarować, nie pluć, nie palić, tylko wykonywać
te nieoczekiwane, nieprzewidywalne ruchy decentrujące.
BMF: Tak rodzi się dekonstrukcja.
AN: Trafiłaś w sedno! Ale po kolei, Sposób na Alcybiadesa rezonował
we mnie jeszcze w latach licealnych, zdarzało mi się w środku
lekcji wstać nagle i bez słowa wyjść z klasy, nie wywołując niczyjej
reakcji, albo patrzyłem uparcie w jeden punkt na suficie, potem
zarażali się inni, wreszcie nauczyciel i lekcja się sypała. To działało!
Zrozumiałem, że w sytuacjach zagrożenia trzeba szukać rozwiązań
niekonwencjonalnych. Z tego mógł też czerpać Major Fydrych
i jego Pomarańczowa Alternatywa: nie atakować frontem, lecz
z boku, zamiast dramatycznych posunięć – absurdalne mikroruchy.
Poznając moc drobiazgów, byłem na tropie mikrologii, a zarazem
w samym sercu dekonstrukcji. To ćwiczenie myślowego tańca,
dryfu czy slalomu, przydało się potem przy lekturze Derridy. Jego
swobodna narracja bogata w zwroty, zwody i umyki od pierwszego
wejrzenia wydała mi się znajoma.
IGW: Skoro rozmawiamy o Derridzie i Opackim − co teoria literatury
ma wspólnego z literaturą dziecięcą? Czy przypadkiem dziecięce
pytania: „a co to?”, „a dlaczego?”, „a jak to działa?” – nie są pyta‑
niami teorii literatury?
AN: Każdy naukowiec powinien naśladować naiwne pytania dzieci,
a badaczowi literatury nie wolno zapominać, że zajmuje się świa‑
tem rozrywki, relaksu, zabawy. Nie musimy komplikować naszych
problemów i cierpieć z tego powodu. Dlatego namawiałem kiedyś
doktorantkę Katarzynę Mokry, żeby w rozprawie dotyczącej m.in.
kaligrafii nie zatrzymywała się przy Derridiańskiej Gramatologii,
lecz sięgnęła też po historię małego pisarczyka z Florencji, bo wszy‑
scy czytaliśmy Serce Amicisa.
BMF: Ta wspólnota jest bezcenna. Mówisz: Plastusiowy pamiętnik
i wiadomo, w czym rzecz.
AN: Nowoczesna teoria literatury (od formalizmu do strukturalizmu)
jakoś to zgubiła, wyparła się nawet przyjemności lektury! Na
szczęście Roland Barthes pojął w porę, że to samobójcze. Docenił
też dziecięcy sposób czytania z jego pasją powtórzeń. Ostentacyjnie
wrócił do Balzaca, ale to nie jest literatura dziecięca; tę znajdziemy
18
Czarne krasnoludki. Zamiast wstępu…
w kapitalnej książeczce O literaturze Hillisa Millera. Kluczowe ka‑
tegorie naszej branży objaśnia on na ulubionych czytadłach, często
z dzieciństwa, są tam baśnie, jest Alicja, stale powraca Robinson
Szwajcarski. Podobnej lekkości wykładu próbował inny dekon‑
strukcjonista – Jonathan Culler, ale z gorszym skutkiem; może
zabrakło mu tych lektur pierwszych?
IGW: Ale nam chodzi raczej o metodę. W Polityce wrażliwości Michała
Pawła Markowskiego jest taki cytat: „Trzeba – jak sugerował Ben‑
jamin – naszą dorosłość zarazić dziecięctwem. Cóż innego bowiem
robimy, my starzy, kiedy zajmujemy się literaturą? Malujemy przed‑
mioty, robimy wycinanki i kolaże, lepimy ręce kalkomaniami,
nazywamy stare rzeczy nowymi słowami, a zatem – staramy się
odświeżyć naszą wrażliwość na świat”8. To jest takie typowe dla
teorii literatury ujęcie, żeby stare rzeczy zobaczyć jeszcze raz, po
nowemu.
AN: Zaskakuje mnie ten cytat pod piórem Michała Pawła, uczonego
o fenomenalnej wiedzy, ale piszącego z wielką powagą. Pamiętam
jego wspomnienie: w latach chłopięcych żył wyłącznie futbolem,
a kiedy biegnąc za piłką, trafił do biblioteki, to już tam pozostał.
Nie wrócił na podwórko, odwrotnie niż Benjamin, który tego
rejonu nigdy nie opuścił. O tym opowiada m.in. w Berlińskim
dzieciństwie, książce spolszczonej z wielkim opóźnieniem, co
wiele mówi o polskiej humanistyce. Ten przytyk nie dotyczy jed‑
nak Markowskiego, bo kiedy w 2003 recenzował mojego Małego
Mickiewicza, to delikatnie wypomniał mi brak Benjaminowego
wywodu o Meluzynie. Ta baśń osławiona przez Goethego, znana
też na Śląsku, jest apologią mikroświata, którego Benjamin był
koneserem.
BMF: Kolekcjonował książki dla dzieci.
AN: Zbierał wszelkie drobiazgi, a gdy wędrował po paryskich pa‑
sażach, to przecież oglądał sklepowe wystawy, więc te dekoracje
z zabawkami, które tak bardzo cieszyły Rzeckiego. To był taki
infantylny voyeuryzm, a zarazem obsesja namacalności, dotyka‑
8 M.P. Markowsk i: Polityka wrażliwości. Wprowadzenie do humanistyki.
Kraków 2013, s. 214.
Czarne krasnoludki. Zamiast wstępu…
19
nia drobiazgów mieszczących się w dłoni. Benjaminowska szkoła
konkretu to powrót do doświadczenia dziecka, które dotyka, liże,
gryzie, smakuje, pluje itd. W tym szeregu są też zwierzęta i przed‑
mioty.
BMF: Bo lizanie, obmacywanie od czegoś się zaczyna − od rzeczy
właśnie.
AN: Dzieci dostają je do zabawy, o czym jakby zapominał dzisiej‑
szy „zwrot ku rzeczom” tak głośny w humanistyce. Próbujemy
przedmiotom przywrócić podmiotowość, a nawet godność, ale
wtedy zapominamy o igraszkach dzieci, które je otwierają i psują,
pomiatają nimi, ale też z nimi rozmawiają; to kontakt najbardziej
bezpośredni, zmysłowy i umysłowy, ludyczny i filozoficzny. Doros‑
ły może się od nich sporo nauczyć.
IGW: Dla badań mikrologicznych literatura dziecięca jest chyba ko‑
palnią tematów?
AN: Ba, mikrologia powinna przynajmniej w trzech czwartych
zajmować się literaturą dla dzieci, które są z natury małe, więc
prawie wszystko jest tam pomniejszone, nawet język – to królestwo
zdrobnień. Jej patronką powinna być Calineczka, a nie jest! Jakoś
mi zawsze umykała, podobnie jak Nasza szkapa, absolutne arcy‑
dzieło literatury „reistycznej”. Pod latarnią zwykle najciemniej, ale
może to wynikać z obawy, żeby nie iść na łatwiznę, bo skojarzenie
z kropeczkami i motylkami upupia i ogranicza.
BMF: Czyli w światku naukowym zajmowanie się literaturą dla dzieci
jest upupiające?
AN: Mówię tylko o swojej działce, jeżeli postawimy znak równości:
małe = dziecięce, to mikrologia straci swoją buntowniczą, anar‑
chiczną lub ciemną stronę. Zostaną miłe drobiazgi.
BMF: A badania nad literaturą dla dzieci to są „krasnoludki”.
AN: Tak, „krasnoludki”. Można powiedzieć, że przytaknąłem stereo‑
typowi − przycisnęłyście mnie.
IGW: To trzeba by go przełamać.
AN: Ale to trudne, ja mam z tym kłopot. Chwaliłem się już, że
Markowski recenzował kiedyś moje studia mikrologiczne, ale jak
wtedy wziąłem do ręki „Tygodnik Powszechny” i zobaczyłem tytuł
recenzji Małe/Miłe; to nogi się pode mną ugięły. Oj, niedobrze…,
20
Czarne krasnoludki. Zamiast wstępu…
pomyślałem odeśle Małego Mickiewicza do przedszkola, gębę, a ra‑
czej buźkę mi zrobi.
BMF: Mikrologia to nie jest oczywiście badanie tylko literatury dla
dzieci, ale jak się patrzy na cztery tomy mikrologii, to jaki tam jest
procentowy udział tego materiału?
AN: Szczerze? Jest znikomy i pewnie moja w tym wina, bo choć
cenzury u nas nie było, to nikt z pszczółkami i grzybkami się nie
zgłosił. Może się przestraszyli wstępnej deklaracji, że małe to nie
znaczy miłe?
BMF: Ale literatura dziecięca nie zawsze jest miła. Baśnie są straszne.
IGW: Dla Alicji to, że była mała, nie było miłe. To był problem. I dla
Guliwera również.
AN: Dla mnie też, bo – jak widzicie − na małego trafiło.
BMF: Popatrz na swoją drogę naukową: Baka − rymowanki, cztery
tomy Mikrologii, Mały Mickiewicz, potem rzeczy, czyli też powrót
do dzieciństwa. Cały czas kręcisz się wokół tej literatury.
AN: Taki mój los i dlatego boję się utożsamienia: małe – dziecięce,
naiwne, błahe…
IGW: Tyle, że w literaturze dla dzieci małe to często silne, wielkie.
AN: Zgoda, ale mam jeszcze jedną obawę – dydaktyzm. W świecie
nowoczesnym, osiemnastowiecznym i później ta literatura złą‑
czyła się trwale z wychowawczym skutkiem, budującą puentą,
pouczeniem, aurą bezpieczeństwa. Przed tym ucieka „niegrzecz‑
na” Pippi, a my wiemy, że w starych baśniach było potwornie.
I trzeba Bettelheima, żeby nam wyjaśnił, dlaczego dzieciom należy
czytać tak straszliwe historie. Stereotyp dziecięcej słodyczy wciąż
działa.
BMF: A przecież dzieciństwo jest potworne.
AN: Gdyby nie było potworne, to by się Janion nie podobało. Jako
jej uczeń napisałem do drugiego tomu swoisty manifest pt. Czarna
mikrologia, dowodząc, że spojrzenie przez mikroskop (bo nie ma
mikrologii bez mikroskopu) pokazuje nam te straszne mikroby,
wirusy, pierwotniaki. A niczego się teraz bardziej nie boimy, pisał
o tym Derrida, więc go zacytowałem i wtedy drzwi do naszej mi‑
krologii zostały szerzej uchylone. Można już było te krasnoludki
wpuścić, tylko że przemalowane na czarno. Otwarła się droga do
Czarne krasnoludki. Zamiast wstępu…
21
lektur z dzieciństwa w ciemniejszej tonacji, ale nie podjęliśmy tego.
Może gdyby był piąty tom, ale… nie ma, nie ma.
IGW: Jesteś członkiem kapituły jednej z dwóch najważniejszych
nagród literackich w Polsce. Ani w Nike, ani w Gdyni nie ma ta‑
kiej kategorii, jak literatura dziecięca. Czy był kiedykolwiek taki
pomysł, żeby nagrodzić książkę dla dzieci?
AN: Parę razy wydawcy przysłali nam takie książeczki i myśmy je sta‑
nowczo odkładali na bok; ale bez poczucia wyższości, przeciwnie,
z respektem, że to odrębny świat wymagający specjalistów. Przy‑
pomniała mi się taka jedna, ilustrowana o piesku, który płynął na
krze po Bałtyku. Urocza, ale jak to porównać z ostatnią powieścią
Pilcha? Może jurorzy Nike by potrafili, bo oni wszystko wkładają
do jednego worka, nawet komiks tam kiedyś trafił.
BMF: Ale wydawnictwa skandynawskie, które wydają książki obraz‑
kowe, często reklamują nowe pozycje jako książki nie tylko dla
dzieci. Książka ma być po prostu dobra jako wysokiej jakości prze‑
kaz plastyczny plus tekst.
AN: Dostałem podobną książeczkę australijską, o królikach – tam
dominuje obraz. W polskich próbach pisania dla dzieci i dorosłych
naraz ważniejsze jest słowo, tak przynajmniej działo się w tych
nielicznych, które czytałem jako juror: ubiegłoroczna Masłowska,
wcześniej Zośka Papużanka i jeszcze Dukaj. Jego Wroniec był naj‑
ciekawszy, ale też nie dostał nominacji, więc wśród tych hybryd
jakoś rewelacji nie widać.
IGW: Czy zatem nie pomogłoby literaturze w ogóle, nie tylko dziecię‑
cej, gdyby taka kategoria się pojawiła?
AN: Ale wtedy wzmacnialibyśmy ten podział, który Was irytuje.
IGW: Tadeusz Sławek powiedział w wywiadzie poświęconym Alicji
w Krainie Czarów: „Każda dobra literatura dziecięca, jeżeli już mie‑
libyśmy posłużyć się takim określeniem, polega na tym, że może
funkcjonować na poziomie lektury dla dzieci oraz dla dorosłych”9.
BMF: Andersen mówił, że jak ktoś opowiada i dorośli słuchają, to
każdy ma się tym nakarmić. Każdy usłyszy swoje. Dziecko i ten
9 Kim jesteś, Alicjo? Z prof. zw. dr. hab. Tadeuszem Sławk iem rozmawia‑
ła Agnieszka Sikora. „Gazeta Uniwersytecka UŚ” 2013, nr 7.
22
Czarne krasnoludki. Zamiast wstępu…
dorosły obok. Przecież, kiedy opowiadał bajki w salonach, to wszy‑
scy siedzieli razem i słuchali.
AN: Ale to jest wiedza post factum; ta literatura musi przejść próbę
czasu. Gdyby dziś Sławek spolszczył Alicję, to w Gdyni miałby
szansę na nagrodę w kategorii przekładu, bo to poważne transla‑
torskie wyzwanie. Nominowaliśmy właśnie przekład dzienników
Andersena, widać, że czcimy go jak klasyka. Może kiedyś będziemy
rozważali nowe tłumaczenie Dzieci z Bullerbyn, bo nie zdążyłem
powiedzieć, że to moje ulubione…
IGW: Który fragment?
AN: Jak łowili ryby; wiecie, że co roku latem pływam po Łotwie
i Estonii, a to dalej na północ niż Sztokholm, więc długie dni,
cicho, pusto, czyste rzeki i jeziora, mnóstwo jagód. Jak chodzimy
po lesie i łowimy ryby, to czujemy się tam dziwnie swojsko… jak
w Bullerbyn. Podejrzewam, że autorka zafundowała nam mit wa‑
kacji, dzięki niej wiadomo, jak mają smakować.
IGW: To przestrzeń wspomnień, nostalgii. Natomiast czytając lite‑
raturę dziecięcą w miarę na bieżąco, już dziś jesteśmy w stanie,
przynajmniej wstępnie, rozstrzygnąć, czy jest wartościowa, czy nie,
bo mamy nasze literaturoznawcze narzędzia. Wydaje mi się, że to
dosyć dobrze działa.
AN: Jesteście awangardą, chwała Wam za to! Ale jakbym pisał o Dzie‑
ciach z Bullerbyn, to postępowałbym podobnie, bo niby jak? Nie
porzucę warsztatu…
IGW: Filolog czyta wszystko.
BMF: Filolog czyta różne książki. To z Markowskiego: im więcej róż‑
nych książek, tym lepiej.
IGW: Piotr Śliwiński, pisząc o poezji Jacka Podsiadły (także poezji dla
dzieci) z okazji wręczenia mu Nagrody Silesius za całokształt twór‑
czości literackiej, stawia tezę, że: „Pisarstwo dla dzieci, które za‑
wiesza aporie, nie pożywi się pesymizmem, zagadnienie podmiotu
lirycznego stawia do kąta, pisarstwo jak gdyby nigdy nic, to bodaj
najlepszy test opanowania. I zarazem reklama sztuki poetyckiej
w jednym”10. Dobry poeta to ten, który potrafi pisać dla dzieci?
10 P. Śliw i ńsk i: Zawsze od nowa. „Tygodnik Powszechny” 2015, nr 21.
Czarne krasnoludki. Zamiast wstępu…
23
AN: Mickiewicz pisał, Słowacki, Fredro, a moim faworytem jest Ko‑
nopnicka, chyba niedoceniana.
BMF: Marek Bieńczyk pisze książki dla dzieci, Justyna Bargielska
zaczyna pisać książki dla dzieci, Dorota Masłowska też napisała…
AN: Ale to jednak rodzaj działalności ubocznej, raczej epizod, przy‑
goda…
BMF: Przeszli przez konkursy, zdobyli szlify i dopiero teraz mogą
spróbować.
AN: To brzmi jak przygana, a mnie idzie o przygodność powstawa‑
nia; Marka jacyś plastycy poprosili o słowny komentarz do ilu‑
stracji i spodobała mu się ta zabawa… Justyna notowała dawniej
na blogu niesamowite odzywki swoich dzieci, a teraz sięgnęła
tam przy pracy nad słuchowiskiem… Ważne są okoliczności, kon‑
kretny adresat, czasem zaproszenia, zlecenia. Lutosławski zaraz
po wojnie napisał etiudy dla dzieci na fortepian, bo dosłownie
wszystkiego brakowało. Takie prościutkie ćwiczenia, plum, plum,
a wyszło genialnie. Potem sięgał po wiersze dla dzieci, pisał pieśni
do Iłłakowiczówny, do francuskich surrealistów i osiągnął mi‑
strzostwo.
BMF: Właśnie o to mi chodzi, że trzeba być mistrzem, by pisać dobrze
dla najmłodszych.
AN: Przypomnę tytuł książki Rymkiewicza: Kinderszenen. Mało
kto kojarzy, że idzie o Sceny dziecięce Schumanna, a w tych mi‑
niaturach Schumann jest najlepszy, choć sugeruje, że te drobiazgi
powstały na boku, w kąciku dla dziatwy.
BMF: Widać jest taka potrzeba, żeby się zmierzyć z tego typu adresa‑
tem.
IGW: Dziecko to najtrudniejszy czytelnik?
AN: Trudny, bo określony, więc to może zawężać, krępować, ale
innym znowu daje luz. Masa ludzi próbuje, a udaje się nielicznym.
I na odwrót, z bogatego dorobku, choćby Marka Twaina, pozostaną
Przygody Tomka Sawyera, podobny jest przypadek Andersena.
BMF: Andersen chciał grać w teatrze i pisać sztuki. Napisał ich bardzo
dużo, a tak naprawdę został sławny dzięki twórczości dla dzieci.
Był tym zawiedziony.
IGW: Tym bardziej, że za dziećmi chyba nie przepadał.
24
Czarne krasnoludki. Zamiast wstępu…
AN: Pani Ewa Tuwim ‑Woźniak też jest zmartwiona, że liryka jej ojca
pozostaje w cieniu wierszyków dla dzieci. Pocieszam ją, że tryumf
Lokomotywy jest zasłużony. Zna ją prawie każde polskie dziecko
i tak nas jednoczy jak Pan Tadeusz dawniej. I znają ją wszyscy
przyszli poeci, bo to najlepsza lekcja słowa. Eksperyment językowy
inspirowany zresztą włoskim futuryzmem, który przekroczył
wszelkie granice. Arcydzieło polszczyzny, kropka.
BMF: Dodam po kropce: że nie idzie tylko o język − to jest soma‑
tyczne!
AN: Somatyczne i rytmiczne, a rytm to wielka, pewnie największa
tajemnica poezji. I tu mamy paradoks, nawet głupie rymowanki
to przecież enklawa rytmu, a może nawet oaza w świecie wiersza
białego, wśród poezji unikającej rymu.
BMF: Ale zwróć uwagę, że jak wchodzi silna rytmizacja, to od razu
jest skojarzenie, że to dziecięca katarynka.
AN: Zawinił wiek XIX, inflacja stylizowanej ludowości. Norwid na‑
śmiewał się z powszechnego rymowania, jakby cepem walił w sto‑
dole i potem… nastały „ciężkie norwidy”. Teraz w tej kategorii
zostały tylko przedszkolaki, no i jeszcze raperzy.
BMF: Przesadzasz, mamy wirtuozów „katarynkowego” pisania,
choćby Rymkiewicz i jego kontynuatorzy – Eugeniusz Tkaczyszyn‑
‑Dycki, Dariusz Suska.
AN: Rymkiewicz wydał właśnie cudowne oktostychy, co potwierdza
jego rodowód z Iwaszkiewicza, a wcześniej z Leśmiana. Ale mamy
też nową falę: w tym roku błysnęła rymem Agnieszka Mirahina,
rok wcześniej za polityczne skandowanie nominowaliśmy Szcze‑
pana Kopyta, dwa lata temu – Edę Ostrowską za rymowanie
śpiewno ‑modlitewne. Oni wszyscy są jakoś dzieckiem podszyci,
ale najważniejsza jest sama zasada „pisania do rymu”, co Wat
podziwiał u Baki, gdyż oznacza zerwanie z sensem, więc kolosalne
ryzyko. A dzieci to robią, dzieci to lubią…
IGW: Skoro mowa o skrajnościach i niespodziankach − odkryłyśmy
ostatnio Tajemnicze dziecko Hoffmanna.
BMF: Zostało ponownie wydane z ciekawymi ilustracjami, w nowym
tłumaczeniu. Hoffmannowskie tajemnicze dziecko to dziecko bez
płci – prototyp Pippi.
Czarne krasnoludki. Zamiast wstępu…
25
IGW: Pojawiają się w tej książce tematy, o których dzisiaj organizuje
się konferencje. A jesteśmy w pierwszej połowie XIX wieku. Może
są tam jeszcze inne nieodkryte skarby literatury dziecięcej?
AN: Zatarcie różnic płciowych, jakieś wątki seraficzne pamiętam ze
Swedenborga, Lewisa czy Balzaca. Ale Hoffmann to absolutny ge‑
niusz, warto go sprawdzić dokładnie, bo nie wszystko zostało prze‑
tłumaczone. Przeszłość zawsze nas zaskakuje, literatura w szczegól‑
ności, także romantyczna, także w kwestiach płci. Miłość do sióstr,
czyli kazirodcza, to było wtedy modne, zaś dzieci…
BMF: W krajach skandynawskich stworzono specjalny zaimek, żeby
uniknąć stereotypizacji przez pryzmat płci. Czytasz książkę dla
dzieci, ale nie wiesz, jakiej płci jest ten, kto mówi.
AN: To mi się nie podoba, ale obawę podzielam. W podręcznikach
szkolnych, szczególnie w ćwiczeniach, zdarzają się bowiem pole‑
cenia typu: „Jeśli wybrałeś wariant…”. Nasze prawo też zakazuje
czasem męskich końcówek − i słusznie!
BMF: Wyobraź sobie powieść, w której od początku do końca nie
wiesz, kto jest jej bohaterem?
AN: W powieści wolałbym chyba wiedzieć.
IGW: Przywołałam Tajemnicze dziecko dla ilustracji tezy, że wszystkie
problemy, które pojawiają się w dyskursie dorosłych, są też rozgry‑
wane na poziomie literatury dziecięcej, która czasem nawet lepiej,
śmielej sobie z nimi radzi.
AN: Sugerujecie, że literatura dla dzieci stanowi taki margines, gdzie
normy nie działają?
BMF: Margines, który rozsadza wszystko.
AN: Margines? Ależ to ogromny rynek! I wielkie zyski, więc komer‑
cjalizacja. Rzadko się przy tym mówi o pieniądzach, bo nieprzy‑
zwoite, żeby na dzieciach zarabiać. Ale sprawa prosta – przyrost
naturalny mamy znikomy, więc dzieci dostają dużo prezentów,
czasem nawet książkę ktoś kupi i tak kręci się interes, a raczej
produkcja.
IGW: To jest mechanizm, który wykorzystuje współcześnie popkul‑
tura: film dla dzieci ma też przyciągnąć uwagę dorosłych. Wszyscy
mają być zadowoleni.
AN: A najbardziej sprzedawcy gadżetów, bo to oni zarabiają krocie.
26
Czarne krasnoludki. Zamiast wstępu…
IGW: Tekst staje się mniej ważny i to widać − takiego zalewu tandety,
jaki jest na rynku literatury dziecięcej, próżno szukać gdzie indziej.
AN: Zawsze tak było w literaturze, że tandeta stanowiła dziewięć‑
dziesiąt procent, pisanie dla dzieci nie wydaje mi się najgorsze.
Może przez ludyczność? Autorzy się bawią, rymują, figlują, ma być
śmiesznie i kolorowo, wychodzi głupkowato i kiczowato, lecz jakoś
traktuję to z przymrużeniem oka.
IGW: To jest dla oczu szczególnie bolesne, bo rozgrywa się często na
poziomie szaty graficznej.
BMF: Jest też dużo wydawnictw niszowych. Angażuje się dobrych
plastyków, dzięki czemu jest też dużo dobrze wydanych książek dla
dzieci.
AN: To pociecha, bo jednak stawka jest wysoka – narodowa estetyka
i jej przyszłość.
BMF: Tymczasem na polonistycznym kursie historii literatury niewiele
jest literatury dziecięcej. Chyba tylko Guliwer?
IGW: Szkoda, bo tekst z tego kręgu na zajęciach bywa często jedynym
budzącym żywą reakcję studentów.
AN: Nic dziwnego, skoro jest to nasze wspólne doświadczenie czy‑
telnicze, ba, to daje mu rangę historyczną. Ale wspólna pula się
kurczy − Plastuś pewnie przepadł, a Karol May całkowicie… Może
uda się Wam jakoś wzmocnić albo podeprzeć kanon wspólnych
czytanek?
BMF: Właśnie, a czytał Ci ktoś na głos?
AN: Chyba nie, bo dom śląski był i nowoczesny. Głośna lektura to
dla mnie Irena Kwiatkowska, która czytała dzieciom w radio − od
Ptasiego radia po Tomka Sawyera − robiła to genialnie, ale osob‑
liwie, chyba poza wszelką płcią, wiekiem i estetyką… absolutna
transgresja.
BMF: Ingarden mówi: czytajcie na głos; studenci chcą, żeby im
poczytać; była na naszym wydziale akcja Czytamy swoje książki.
Wszystko korzeni się w lekturze wspólnotowej, pierwszej, gdy ktoś
nam czyta, bo jeszcze nie umiemy.
AN: Błogosławieni, którzy mają takie doświadczenie. Ja nie miałem,
przeżyłem, ale szczęśliwcom szczerze zazdroszczę.
Noty o Autorach
Wioletta Bojda − dr, adiunkt w Instytucie Filologii Polskiej na Wy‑
dziale Filologiczno ‑Historycznym Uniwersytetu Jana Kochanowskiego
w Kielcach, Filia w Piotrkowie Trybunalskim. Autorka (wspólnie ze
Stanisławem Frycie i Martą Ziółkowską ‑Sobecką) Leksykonu literatury
dla dzieci i młodzieży (Piotrków Trybunalski 2007), edycji prozy i li‑
stów Broniewskiego („Stanęła naga”. Powieść nieskończona. Warszawa
2012; „Miłość jest nieprzyjemna”. Listy ze wspólnego życia. Warszawa
2014) i monografii Świrszczyńskiej (Anny Świrszczyńskiej odkrywanie
rzeczywistości. Katowice 2015). Zajmuje się słowami na pożółkłych
i kruchych kartkach papieru, zapomnianymi, słowami, które wypadły
z obiegu.
e ‑mail: miniatura@poczta.fm
Iwona Gralewicz ‑Wolny – dr hab., adiunkt w Zakładzie Teorii Lite‑
ratury Instytutu Nauk o Literaturze Polskiej im. Ireneusza Opackiego
na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Śląskiego. Autorka książek
poświęconych polskiej literaturze współczesnej: Pisz o milczeniu. Świat
poetycki Anny Kamieńskiej (Katowice 2002); Ja czytam, ty czytasz…
Dziesięć szkiców o poezji i prozie (Katowice 2011); Poetka i Świat. Studia
i szkice o twórczości Wisławy Szymborskiej (Katowice 2014) oraz lite‑
raturze dziecięcej i młodzieżowej: Uwolnić Pippi! Twórczość dla dzieci
wobec przemian kultury (Katowice 2013, wspólnie z Beatą Mytych‑
‑Forajter). Miłośniczka sztuki interpretacji literatury dla małych i du‑
żych czytelników.
e ‑mail: iwona.gralewicz ‑wolny@us.edu.pl
242
Noty o Autorach
Karolina Jędrych − dr, adiunkt w Katedrze Dydaktyki Języka i Li‑
teratury Polskiej na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Śląskiego.
Współredaktorka książki: Nowe odsłony klasyki w szkole. Literatura
XIX wieku (Katowice 2013), autorka artykułów o literaturze dziecięcej
i młodzieżowej, badaczka twórczości Marii Krüger. Autorka roz‑
prawy Portret dziewczynki, dziewczyny i kobiety w powieściach Marii
Krüger (w druku). Zajmuje się interpretacją i reinterpretacją literatury
dziecięcej i młodzieżowej, dydaktyką literatury oraz nowoczesnymi
technologiami i mediami w nauczaniu języka polskiego. Uczy w szkole
podstawowej i gimnazjum. Pisze blog LekcjePolskiego.com.
e ‑mail: karolina.jedrych@us.edu.pl
Joanna Kisiel − dr hab., adiunkt w Zakładzie Teorii Literatury
Instytutu Nauk o Literaturze Polskiej im. Ireneusza Opackiego na
Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Śląskiego. Autorka książek: Re‑
toryka i melancholia. O poezji Jana Lechonia (Katowice 2001), Chwile
ulotne. O poezji Ryszarda Kapuścińskiego (Katowice 2009), Imiona
lęku. Szkice o poetach i wierszach (Katowice 2009), Tropy samotności.
O doświadczeniu egzystencji w poezji (Katowice 2011). Jej naukowe
zainteresowania dotyczą sztuki interpretacji jako formy opisu świata
i jednostki, związków poezji i wyobraźni w XX wieku, poszukiwania
egzystencjalnego wymiaru literatury. W swych pracach podejmuje
namysł nad doświadczeniami skończoności, samotności i straty oraz
lękiem i bezsennością w literaturze XX i XXI wieku.
e ‑mail: joanna.kisiel@op.pl
Magdalena Kokoszka − dr, adiunkt w Zakładzie Teorii Literatury
Instytutu Nauk o Literaturze Polskiej im. Ireneusza Opackiego na Wy‑
dziale Filologicznym Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Badaczka
poezji lingwistycznej i protolingwistycznej. Jej uwagę zajmuje także
genologia literacka. Jest autorką (wydanych wspólnie z Gabrielem
Gałą) szkiców o Bolesławie Leśmianie: Świat poza płotem. Szkice o Leś‑
mianie (Katowice 2004) oraz autorką książki poświęconej twórczości
Tymoteusza Karpowicza: Antologia niemożliwa. Przypadek „Słojów
zadrzewnych” Tymoteusza Karpowicza (Katowice 2011).
e ‑mail: magdalena.kokoszka@op.pl
Noty o Autorach
243
Krystyna Koziołek – dr, adiunkt w Katedrze Dydaktyki Języka i Litera‑
tury Polskiej Uniwersytetu Śląskiego, autorka książki Czytanie z innym.
Etyka. Lektura. Dydaktyka (Katowice 2006). Zainteresowania badaw‑
cze: teoria i praktyka lektury, filozofia edukacji, komparatystyka. Na‑
uczycielka języka polskiego w liceum przez 20 lat. Zadłużona u dwóch
Nauczycieli: Tadeusza Sławka (od 1986 roku) i Józefa Tischnera (semi‑
narium 1987/1988). Wkrótce ukaże się jej książka Czas lektury.
e ‑mail: krystynakoziolek@wp.pl
Monika Ładoń – dr, adiunkt w Zakładzie Poetyki Historycznej
i Sztuki Interpretacji Instytutu Nauk o Literaturze Polskiej im. Irene‑
usza Opackiego na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Śląskiego.
Autorka książki: „Bardzo proszę pamiętać, że ja byłem przeciw”. Studia
o Antonim Słonimskim (Katowice 2008); redaktorka (wraz z Grzego‑
rzem Olszańskim) książek: Zamieranie: prozy (Katowice 2012), Zamie‑
ranie fikcji (Katowice 2014) oraz Zamieranie gatunku (Katowice 2015).
Zajmuje się przede wszystkim problematyką doświadczenia choroby
w literaturze. Autorka tekstów dotyczących literackich reprezentacji
gruźlicy, raka, chorób serca i chorób neurologicznych.
e ‑mail: monika.ladon@us.edu.pl
Beata Mytych ‑Forajter − dr hab., adiunkt w Zakładzie Teorii Litera‑
tury Instytutu Nauk o Literaturze Polskiej im. Ireneusza Opackiego
na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Śląskiego. Autorka książek:
Poetyka i łowy. O idei dawnego polowania w literaturze polskiej XIX
wieku (Katowice 2004), Czułe punkty Grochowiaka. Szkice i inter‑
pretacje (Katowice 2010), Latająca ryba. Studia o podróżopisarstwie
Ignacego Domeyki (Katowice 2014), autorka (wspólnie z Iwoną
Gralewicz ‑Wolny) pracy Uwolnić Pippi! Twórczość dla dzieci wobec
przemian kultury (Katowice 2013) oraz przekładu rozprawy François
Soulages’a (wspólnie z Wacławem Forajterem) Estetyka fotografii. Strata
i zysk (Kraków 2007). Zajmuje się historią i teorią literatury oraz jej
związkami z historią idei, antropologią, geografią humanistyczną czy
przyrodoznawstwem.
e ‑mail: beata.mytych ‑forajter@us.edu.pl
244
Noty o Autorach
Aleksander Nawarecki – prof. dr hab., kierownik Zakładu Teorii
Literatury na Uniwersytecie Śląskim; badacz osobliwości, edytor i ko‑
mentator poezji ks. Baki: Czarny karnawał (Wrocław 1991), autor prac
o roślinach i zwierzętach w literaturze: Pokrzywa. Eseje (Chorzów–Sos‑
nowiec 1996), o przedmiotach: Parafernalia. O rzeczach i marzeniach
(Katowice 2014), esejów mickiewiczowskich: Mały Mickiewicz (Kato‑
wice 2003) i silezjologicznych: Lajerman (Gdańsk 2011). Współautor
podręcznika: Przeszłość to dziś (Warszawa 2003), redaktor serii Minia‑
tura i mikrologia literacka (Katowice 2000–2003) oraz Historycznego
słownika terminów literackich (w przygotowaniu).
e ‑mail: alnawar@wp.pl
Bernadeta Niesporek ‑Szamburska – prof. dr hab., językoznawca, dy‑
daktyk w Katedrze Dydaktyki Języka i Literatury Polskiej Uniwersytetu
Śląskiego w Katowicach. Wybrane publikacje: Język wierszy dla dzieci
(na materiale „Świerszczyka”) (Katowice 1990), Językowy obraz pór
roku i tradycji kulturowych w twórczości dzieci (Katowice 2004), O dia‑
logu kultur w edukacji polonistycznej (na poziomie szkoły podstawowej)
(Kielce 2009, współautor: A. Kołodziej), Stereotyp „czarownicy” i jego
modyfikowanie. Na przykładzie tekstów dla dzieci i wypowiedzi dzie‑
cięcych (Katowice 2013); współautorka podręcznika dla dzieci do
nauczania języka polskiego jako obcego Bawimy się w polski (2009,
2012, 2013, 2014, 2016, współautor: A. Achtelik). Zainteresowania ba‑
dawcze: językowy obraz świata dzieci i młodzieży, literatura dla dzieci
i młodzieży oraz nauczanie języka polskiego, także języka polskiego
jako obcego. Od wielu lat przygotowuje studentów do wykonywania
zawodu nauczyciela polonisty.
e ‑mail: bernadeta.niesporek ‑szamburska@us.edu.pl
Joanna Soćko – doktorantka w Katedrze Literatury Porównawczej Uni‑
wersytetu Śląskiego. Autorka artykułów podejmujących post ‑sekularne
wątki współczesnej myśli teoretycznej. Przygotowuje rozprawę doktor‑
ską o poezji walijskiego poety R.S. Thomasa. Interesują ją pogranicza
literatury z teologią i naukami ścisłymi.
e ‑mail: joanna.socko@gmail.com
Noty o Autorach
245
Marzena Walińska − dr, adiunkt w Zakładzie Historii Literatury
Baroku i Dawnej Książki Instytutu Nauk o Literaturze Polskiej im. Ire‑
neusza Opackiego na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Śląskiego.
Autorka książek o literaturze dawnej: Mitologia w staropolskich cyklach
sielankowych (Katowice 2003), Słodki i okrutny. Wizerunek Kupidyna
w literaturze staropolskiej (Katowice 2008). Zajmuje się recepcją kul‑
tury antycznej w piśmiennictwie renesansowym i barokowym oraz
wybranymi zagadnieniami poetyki historycznej.
e ‑mail: marzena.walinska@us.edu.pl
Małgorzata Wójcik ‑Dudek − dr, adiunkt w Katedrze Dydaktyki Języka
i Literatury Polskiej na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Autorka
książki (Prze)Trwać w okolicach mitu. Funkcje mityzacji w poezji Tadeu‑
sza Nowaka (Katowice 2007) i redaktorka kilku publikacji związanych
z problematyką literatury dla dzieci i młodzieży. Jej zainteresowania
badawcze są związane z zagadnieniami postpamięci, a w szczególności
z reprezentacjami Holokaustu w literaturze dziecięcej i młodzieżowej.
e ‑mail: malgorzata.wojcik ‑dudek@us.edu.pl
Indeks osobowy
Abramowska Janina 112, 114
Adamczyk Monika zob. Adamczyk‑
Garbowska Monika
Adamczyk‑Garbowska Monika 227–
229, 231–233, 235, 237–240
Adamczykowa Zofia 151, 152, 180,
182
Adamiec‑Czubaj Beata 95
Aleksandrzak Stanisław 147
Amicis Edmondo de 17
Anders Jarosław 144
Andersen Anna Catherine (babcia
Hansa Christiana Andersena) 95
Andersen Hans Christian 14, 21–23,
73–79, 81, 82, 84–86, 89–93, 95,
96, 98–100, 211–219, 223–226
Antram David 190
Arnim Elizabeth von 29
Arystofanes 221
Arystoteles 104, 162
Augustyn, św. 81
Bachelard Gaston 12, 60, 61, 66,
201, 202, 220, 223
Bahdaj Adam 8
Bajerowicz Katarzyna 108
Baka Józef, ks. 11, 24
Baley Stefan 36
Baluch Alicja 58, 201, 202
Balzac Honoré de 17, 25
Banot Aleksandra B. 234
Barabasz Anna 234
Bargielska Justyna 23
Barthes Roland 17, 58, 122, 177
Bellmann Heiko 103
Bełza Władysław 107, 196
Benjamin Walter 18, 19, 81, 82, 84
Bentley Logan 174, 176
Bergin Mark 190
Bettelheim Bruno 20, 214
Beylin Stefania 76, 100, 211, 225
Biedermann Hans 220
Biełyszew Iwan 145, 147, 150, 152,
154
Bieńczyk Marek 8, 9, 11, 15, 23, 84
Bille Carl Steen Andersen 213
Bismarck Otto von 29
Blake William 168
Błaut Sławomir 157
Błażejewski Michał 77
Błoński Jan 220, 223
Boccaccio Giovanni 188
Bøgh Nicolai 213
Bogusławski Wilhelm Jerzy 38
Bolesław Krzywousty 45
Borges Jorge Luis 170
Braun Jerzy 31, 33
Broszkiewicz Jerzy 8
248
Brykczyński Marcin 108
Brzechwa Jan 101, 104, 105, 107–118
Brzozowska Zdzisława 76
Bujnicki Tadeusz 185
Bunsch Karol 35
Burdecki Feliks 36
Burnett Frances Hodgson 55, 56, 64
Burzyńska Anna 201–202
Buszewicz Maciej 112
Butler Judith 209, 233
Buyno‑Arctowa Maria 36
Być Monika 192
Cackowska Małgorzata 144
Caputo John D. 164
Carroll Lewis 230
Chadzinikolau Nikos 183, 184
Chłapowska Teresa 226
Chrobak Małgorzata 201
Chrzanowski Tadeusz 105
Chudak Henryk 60, 220
Chudek Józef 37
Chwin Stefan 11, 81
Ciciak Anna 76
Ciesław 45, 48, 49, 51, 52
Cieślikowski Jerzy 107–110, 113,
147–149, 179, 181, 197
Combrzyńska‑Nogala Dorota 181
Comes Natalis (Natale Conti) 183, 188
Crespi Giuseppe Maria 106
Culler Jonathan 18
Czapliński Przemysław 8
Czapski Józef 36
Czarkowska Iwona 195, 196
Czechowicz Józef 108
Czechowska Justyna 130, 240
Dalager Stig 211
Dällenbach Lucien 169
Indeks osobowy
Danek Danuta 214
Debesse Maurice 149, 152
Dembiński Lucjan 201
Déon Michel 130
Derrida Jacques 5, 17, 20, 164, 166,
167, 171
Des Roches Catherine 107
Des Roches Madeleine 107
Dickens Charles 64
Domolewski Zdzisław 130
Donne John 107
Drozdowski Bohdan 92
Duda Agata 140
Dudziak Krystyna 145
Dukaj Jacek 21
Dunin Janusz 181, 182, 185, 189,
198
Dygasiński Adolf 37
Dymel‑Trzebiatowska Hanna 89,
102, 202, 217, 231
Dynowska Maria 37
Eichner Hans 169
Einstein Albert 29
Eliade Mircea 206
Ende Michael 157, 165–168, 173–177
Erikson Erik H. 149
Eyck Jan van 161
Fabre Jean 108
Falimirz Stefan 103
Fast Piotr 232
Fénelon François 182
Fijałkowska Zofia 147, 150
Filipiak Izabela 9
Fischer Adam 38
Ford James 190, 192
Franaszek Andrzej 37
France Anatol 101
Indeks osobowy
Franciszek z Asyżu, św. 82
Fredro Aleksander 23
Freud Sigmund 12, 14, 102, 222
Friedrich Caspar David 30, 31
Fydrych Waldemar, pseud. Major 17
Fulgencjusz (Fulgentius) 188
Gajda Kazimierz 179
Garbarczyk Henryk 103
Gawlik‑Małkowska Magdalena 63
Gebethner Gustaw Adolf 35
Georges Lloyd 35
Geronimi Clyde 173
Gerson‑Dąbrowska Maria 37
Gide André 161
Gierasimiuk Jerzy 208
Gilewicz Joanna 167
Giraldi Gregorio Lilio 188
Glainville Barthélemy de 105
Glasenapp Małgorzata 233
Goethe Johann Wolfgang 15, 18
Gojawiczyńska Pola, właśc. Apolo‑
nia Gojawiczyńska 37
Goldschmidt Meïr Aron 223, 224
Gołębiewska‑Suchorska Agnieszka
104
Gondowicz Jan 115
Górnik‑Durose Małgorzata 121
Górska Maria 147, 150
Graban‑Pomirska Monika 10
Graczyk Ewa 9, 10
Gralewicz‑Wolny Iwona 7, 10, 202
Grass Günter 13
Graves Robert 183, 184, 198
Grimm Jacob Ludwig 14, 214, 215, 224
Grimm Wilhelm Karl 14, 214, 215,
224
Groys Boris 167
Grześkowiak Radosław 103–106
249
Hajkowski Grzegorz 7
Handke Ryszard 185
Hansen Per Krogh 218
Hartwig‑Sosnowska Jolanta 236
Hauff Wilhelm 14
Heidegger Martin 208
Hemingway Ernest 13, 14
Hempowicz Maryla 219
Hepplewhite Peter 190
Herbert Frank 59
Herder Johann Gottfried 220
Hezjod 198
Hitler Adolf 29
Hoffmann Ernst Theodor Amadeus
14, 15, 24, 25, 106, 148
Homer 198
Honthorst Gerrit van 105
Horacy (Quintus Horatius Flaccus)
181, 221
Huizinga Johan 102
Hulbert James 220
Ibrahim ibn Jakub 40
Iłłakowiczówna Kazimiera 23, 107
Ingarden Roman 25
Ingemann Bernhard 78, 213
Inkiow Dimitr 188, 195
Irby James E. 170
Irigaray Luce 237
Iversen Kristine Marie 214
Iwaszkiewicz Jarosław 24, 47, 76,
100, 211, 225
Iwaszkiewiczowa Anna 47
Jachowicz Stanisław 11, 107, 117
Jackson Wilfred 173
Janasiewicz‑Kruszyńska Barbara 146
Janion Maria 10–13, 20
Jankowski Czesław 37
250
Jansson Tove 202, 203, 206, 208,
209
Japola Józef 217
Jarniewicz Jerzy 228, 232, 238
Jaspers Karl 205
Jaworski Stanisław 33
Jefferson Thomas 172
Jeffrey David L. 104
Jeż Teodor Tomasz 36
Joyce James 198
Kadłubek Zbigniew 207
Kafka Franz 201
Kant Immanuel 220
Kapuścińska Anna 76
Karasek Joanna 145
Karst Roman 201
Kasdepke Grzegorz 180, 186, 188,
192, 193
Kierkegaard Søren 99, 100, 205
King Martin Luther 171
Kitowicz Jędrzej 106
Kleszczyński Zdzisław 37
Klotz Clemens 29
Kluk Krzysztof 101, 106
Kłos Joanna 184
Kłosińska Krystyna 237
Kochanowski Jan 144
Kochowski Wespazjan 106
Komarnicka Wacława 55
Komornicka Anna 184, 198
Konieczna Jadwiga 182
Konopnicka Maria 7, 23, 36, 107, 117
Kopacki Andrzej 82
Kopaliński Władysław 136, 222
Kopyt Szczepan 24
Korczak Janusz 144
Kossakowska Maria 201
Kossobudzka Margit 225
Indeks osobowy
Kossonoga Jan 37
Kotliński Andrzej 8, 9, 12
Kowalkowski Alfred 201
Kownacka Maria 15
Kozak Jolanta 230, 232
Koziołek Krystyna 146
Krasiński Zygmunt 10, 36
Krasuska Karolina 233
Kraszewski Józef Ignacy 36, 37, 146
Krüger Maria 57
Krut (wódz Obodrytów) 40, 45
Krzycki Andrzej 198
Krzyżyk Danuta 146
Kubale Anna 11
Kubiak Zygmunt 198
Kubisiowska Katarzyna 132
Kucharski Michał 184
Kuliczkowska Krystyna 112
Kułtuniakowa [Abramowska] Jani‑
na 188
Kuncewiczowa Maria 36
Kurcz Ida 146
Kurecka Maria 102
Kuthan Eugeniusz 119
Kuźma Erazm 188
Kwiatkowska Irena 25
La Tour Georges de 105
Latour Daniel de 108, 109
Leeuwenhoek Antoni van 108
Lessing Gotthold Ephraim 220
Leszczyński Grzegorz 116, 117, 182,
186, 229
Leśmian Bolesław 24, 205
Leśniewska Maria 102
Lewak Adam 37
Lewis Naomi 25, 78
Lindgren Astrid 122, 123, 125, 130–
132, 144, 180, 226
Indeks osobowy
Lipszyc Adam 82
Litorowicz Aleksandra 115
Lönnrot Elias 214
Lowrie Walter 100
Lubomirska Elżbieta 191, 193, 195,
197
Lubowicka Agata 89
Luske Hamilton 173
Lutosławski Witold 23
Maeterlinck Maurycy 108
Majewski Erazm 108
Majka Rafał 234
Makarenko Anton 9
Makowski Juliusz 29
Makuszyński Kornel 16, 36
Malam John 190
Malczewski Antoni 53
Malicki Jan 113
Mann Thomas 29
Marchall Gary 173
Marciniak Katarzyna 184
Maria Antonina Austriaczka, kró‑
lowa Francji 68
Marianowicz Antoni 111
Markiewicz Henryk 198
Markowski Michał Paweł 18, 19, 22,
58, 171, 202, 205
Marx Jan 229
Masłowska Dorota 21, 23
Matsys Quentin 161
Maupassant Guy de 106
May Karol 13, 15, 16, 25
Mendelssohn‑Bartholdy Felix 220
Menninghaus Winfried 220
Mianecki Adrian 104
Miazek‑Męczyńska Monika 180
Mickiewicz Adam 12, 14, 15, 23, 33,
36, 47
251
Mikołajewski Jarosław 238
Milbourne Anna 189, 194, 195
Miller Hillis J. 18
Milne Alan Alexander 227–233, 235,
238
Miłosz Czesław 7, 32–34, 37, 100
Minkowski Aleksander 9
Mirahina Agnieszka 24
Młodnicka Wanda 219
Mniszkówna Helena 44
Mohort‑Kopaczyński Wojciech 190–
192, 195, 196
Mokry Katarzyna 17
Moncomble Gérard 191
Montherland Henry de 11
Morsztyn Hieronim 107
Mortensen Klaus P. 224
Mortkowiczowa Janina 29
Możdżonek Andrzej 101
Mrozek‑Sadowska Ewa 89, 217
Mytych‑Forajter Beata 7, 10, 202–
203, 234
Nakon (wódz Obodrytów) 54, 40, 42–
48, 50, 51, 53
Nałkowska Zofia 37
Nawarecka Lucyna 15
Nehrebecki Władysław 196
Nienacki Zbigniew 16
Niesporek‑Szamburska Ber
Pobierz darmowy fragment (pdf)