Darmowy fragment publikacji:
Autor: Monika Solak
ISBN:978-83-948185-0-0
Wydawnictwo: Amazonka
Wszelkie prawa zastrzeżone
Fragment powieści
Spis treści
WSTĘP
-Spieszy się wam? Musicie?- spytał tata w kierunku
Laury i Marcina.
-Tak!- odpowiedzieli jednomyślnie.
No tak, spieszyło się, w końcu dziecko w drodze…
Szykuje się robota na kwiecień. Będę kelnerką, tylko
szkoda, że za a friko. Czyli ujmując-zostało 3 miesiące
do wesela.
Czas biegnie do przodu, a brzuszek Laury rośnie.
Ślub coraz bliżej, a ja w wieku 15 lat zastanawiam
się, z kim pójdę na wesele… No ba, szkoła to nie
wszystko i mi zamiast nauka w głowie, bo egzaminy
przecież to ja o weselu i osobie towarzyszącej myślę…
Kwiecień coraz bliżej, a w moim zasięgu wzroku nie
było takiego delikwenta co byłby godzien towarzyszyć
mi na ślubie siostry, więc ostatecznie zdecydowałam,
że jednak pójdę sama.
Zawsze jak gdzieś wychodziłam, to w towarzystwie
Laury, Marcina no i ich przyjaciół, co byli starsi ode
mnie minimum 8 lat, więc no cóż… Dla nich byłam
siksą, a oni dla mnie hm… kumplami, kompanami do
zabawy w piasku, że tak to ujmę…
Przyszedł wiekopomny dzień i ta chwila- ślub.
Ech co to była za noc! Fakt bycia służącą i kelnerką,
absolutnie nie przeszkadzał mi w tym, żeby się świetnie
bawić! Niewiele pamiętam, ale nie dlatego, że łyknęłam
źdźbło alkoholu, chociaż byłam nieletnia, tylko chyba
dlatego, że byłam zabiegana, zmęczona, ale za to
uśmiechnięta.
W niedzielę po weselu pobudka o 6 rano — spałam
tylko godzinę! Wiadomo, posprzątać po
imprezie
trzeba, bo zaraz zejdą się ludzie na poprawiny i apiat
od nowa… Kompletnie wyczerpana z przymusu
wstałam, by pomóc mamie, ciotkom i siostrom, a
później znów imprezka. Skąd ja miałam tyle siły?! Nie
mam pojęcia, ale zmęczenie gdzieś poszło na boczek.
Wytańczyłam się po wsze czasy! Już zasiadam do
stolika, gdy do tańca porwał mnie Maciek- kolega z
wioski,
co
chodził
do
jednej
klasy
z moją drugą starszą siostrą- Elizą. Porwał mnie do
tańca i wylądowaliśmy na parkiecie, tylko szkoda, że
zbyt blisko z twarzą… Mnie tam nic się nie stało przy
tym akrobatycznym obrocie, ale Maciuś niestety na
pogotowiu wylądował i nogę wsadzili mu w gips na
następne 3 miesiące… No w sumie winna się nie
czułam z tego powodu, bo nikt mu nie kazał mnie
podnosić, a lekką ciałem to raczej nie byłam! Przy
wzroście 150 cm, 50 kg żywej wagi!
Moje kontakty z Elizą- starszą już prawie 18-letnią
siostrą były odkąd pamiętam
jakoś ograniczone.
Zawsze lepiej dogadywałam się z Laurą. Teraz, jednak
gdy Laura poszła z domu do męża, jakoś wszystko
zaczęło się drastycznie zmieniać… Eliza stała się wręcz
nie tylko moją siostrą, ale i przyjaciółką. Nie wiem
czemu nigdy nie rozmawiałyśmy nawet o pierdołach,
czy o zwierzeniach z ukrytych marzeń, myśli, czy
nadziei… Teraz nagle zobaczyłam, że Eliza nie jest
taką sztywniarą jak mi się zdawało. Obie jak się
okazało, marzyłyśmy o księciu z bajki, więc trzeba było
działać, a losowi i przypadkom pomóc, żeby ten
bajeczny książę nas dojrzał i dowiedział się o naszym
istnieniu.
Poznajmy się
Piękny dzień, słoneczna niedziela. Dzień niby
jak co dzień, nic nadzwyczajnego, trzeba odpocząć —
od nauki również i przede wszystkim! Siedziałyśmy z
Elizą w pokoju słuchając muzyki hip. Wyjrzałam przez
otwarte okno i się rozmarzyłam o płci przeciwnej oraz o
księciu na białym rumaku. Moje marzenia zakłócał
niestety ryk jakiegoś czerwonego „pryszcza” (mały fiat),
który jeździł w tą i z powrotem! W środku była cała
masa ludzi — mężczyzn… Aż mi ślinka pociekła i serce
zadrżało! Eliza też ich zauważyła i niewiele myśląc, o ile
w ogóle coś pomyślała, pomachała im przez okno, w
którym stałam JA! Poczułam się jak idiotka!
-Wariatka, przecież ja tu stoję! - wrzasnęłam.
-No i dobrze! - odpowiedziała Eliza.
Pryszczyk z piskiem opon zawrócił na krzyżówce, by
zaparkować tą limuzyną pod naszym domem… Jak
wryta z sercem w gardle stałam jak ten pajac w oknie
głupio się uśmiechając. „O zgrozo!” - pomyślałam.
Eliza wbiła się w kąt pokoju co by nie było jej widać,
zostawiając mnie w oknie na pastwę losu! Czułam się
jak gladiator otoczony
lwami!
„No pięknie” –
pomyślałam -„Zostałam sama… Masakra!!!!”
Byłam strasznie nieśmiała, dlatego nie wiedziałam jak
to się potoczy… Nigdy nie miałam bliższych kontaktów
z facetami.
-Cześć. - odezwał się średnio przystojny mężczyzna
z niebieskimi oczami, blondyn, ubrany w białą koszulkę.
„Baran” - przeszło mi przez głowę, bo nawet z auta nie
wysiadł!
-Cześć. – odpowiedziałam malując promieniujący
uśmiech na twarzy i oblewając się rumieńcem na
policzkach!
-Wiesz gdzie może mieszka Frach Wojtek? - zapytał,
aby się naprawdę dowiedzieć albo nic mu nie
przychodziło do głowy, żeby zwyczajnie zagadać…
-No pewnie. Na końcu wsi przedostatni domek. —
grzecznie wytłumaczyłam wskazując palcem. Tam też
zresztą przeprowadziła się Laura do męża. No daleko
od mamusi to ona nie poszła, jak to mówią.
-A może przyjdziesz się z nami przywitać chociaż?-
zapytał blondynek.
Niewiele się zastanawiając, ale grając na zwłokę
odpowiedziałam od niechcenia:
- No mogę przyjść.
- No to czekamy.
Złapałam Elizę za rękę i zataszczyłam się z nią przed
dom na ławeczkę, żeby przywitać nowych znajomych.
Zaczęli się wygrzebywać z auta. Jak to małe cudo —
maluszek - pomieścił czterech prężnych, dorosłych
mężczyzn?! Nie miałam pojęcia!!!
- Tomek jestem. — przywitał się blondynek, podając
dłoń mi i Elizie. Reszta towarzystwa również się z nami
przywitała. Poza Tomkiem, który wyglądał na
rozhukanego był jeszcze Marek - tak zwany „Brzytwa” -
póki co nie byłam w stanie określić, dlaczego takie
pseudo…? Ale ok, dalej - Adam, miły facet jak na
pierwszy rzut oka. Niby też blondyn, ale inny niż
Tomek, na pewno spokojniejszy. Kolejny to Krzysiek -
najniższy z nich wszystkich, bo Marek to miał ze 2
metry. Przy nim to nawet ja się kruszynką czułam.
Krzysiek, jak na moje oko- niezłe ciacho - szatyn, ładne,
brązowe, skromne oczka i bajeczny uśmiech!
- No i jak tam dziewczynki wam leci? - zaczął Tomek
dziwną pogawędkę, głównie o pierdołach.
Chyba też byli zestresowani tą sytuacją. Jakaś siksa
pomachała im przez okno, a oni chcieli się zaprzyjaźnić.
Jednak gdy ta siksa wyszła do nich, to głupio im było
tak po prostu odjechać… Poczułam się dziwnie i było
mi zwyczajnie głupio…
Był czerwiec i dość ciepło jak na tą porę roku, mi aż
wręcz gorąco przy tej sytuacji. Tym bardziej, że moje
odzienie
raczej
przypominało
suknię
zakonną
albo pogrzebową - czarna, długa spódnica do kostek i
ciemna, fioletowa bluzeczka, lekko przezroczysta w
stokrotki! Dobrze, że Eliza ratowała sytuację — była w
mini spódniczce i wyzywającej bluzeczce, dzięki czemu
chyba zyskała nie banalnie w oczach Tomka, który
zaczął się do niej wręcz przystawiać!
-Nie sądziliśmy, że takie ładne dziewczyny mogą
mieszkać tak blisko…- powiedział Tomek, zaglądając
bezwstydnie Elizie w dekolt.
- A skąd jesteście? - wyrwałam.
-Z Wymysłówki…- zaczęli się śmiać.
-A gdzie
to
jest?
- zapytałam zdezorientowana,
twierdząc, że robią ze mnie idiotkę. Eliza jakoś niewiele
się odzywała.
-Tam za lasem, mała wiocha. Coś wam to mówi? -
zapytał Marek już całkiem poważnie.
- No jasne, że tak! - rzekłam, patrząc na Elizę z
błyskiem w oku. Doskonale znałyśmy położenie tej
wioseczki, bo niedaleko mieszkała nasza babcia, którą
często odwiedzałyśmy.
–Taka mała wioseczka niedaleko Brodziaków!
-
zabłysnęłam wiedzą z geografii.
Zdziwieni faktem, że znamy tę wioskę liczącą raptem
8 domów, byli wręcz pełni podziwu dla mnie i Elizy.
W Krzyśku zakochałam się chyba od pierwszego
wejrzenia. Masakra jakaś. Zaczął chodzić mi po głowie,
co nie było trudne, żeby się na nią wdrapać (ze względu
na mój wzrost). Był słodki, uroczy, przystojny i musiał
być mój! „A na rzęsach stanę jak trzeba, ale musi być
mój!” – pomyślałam..
To było miłe z ich strony, że nie chcieli nas niczym
urazić ani powiedzieć czegoś nieodpowiedniego. Nie
trudno było zauważyć, że z tych chłopców, to prawdziwi
dżentelmeni, dlatego czas z nimi spędzony na pewno
nie był straconym czasem. Zaczęłam się przekonywać
do nowych znajomych. Bardzo przypadli mi do gustu.
Najbardziej poważni byli Krzysiek i Marek, Adam był
spokojny, a Tomek jakby taki trochę szalony Czas nam
uciekł nie wiadomo kiedy i robiło się późno.
-Dobra chłopaki, czas na nas.- powiedział Krzysiek.
-Oj tam, czekaj jeszcze – prosił go Tomek.
-No dobra, ale musimy do Biłgoraja po Anię pojechać
— powiedział Krzysiek.
Słysząc to, zamarłam i czułam się jakby ktoś mnie
wiadrem wody oblał! „On ma panienkę!” – pomyślałam -
„No tak, taki przystojny, miły… Czego się mogłam
spodziewać…”
Chłopcy pojechali, a
ja się czułam nakarmiona
cyjankiem. Nie do życia, struta, no masakra. Mój książę
właśnie odjechał czerwonym rumakiem do swojej
księżniczki!!!!
Poszłyśmy z Elizą na spacer:
-Matko, ty widziałaś, jaki ten Tomek jest cudowny… a
jaki przystojny!!! Te jego oczy, ciało, postawa…- no i
jasne. Eliza zauroczyła się w Tomku. Ten to chociaż do
żadnej Ani nie jechał…
-Ech, Eliza, Tomi to pyłek w porównaniu do Krzysia,
więc nie gadaj głupot.- zaczęłam się z nią
przekomarzać.
-Krzysia?...- zapytała, wyhaczając zdrobnienie.
-No tak. Krzysia. Jest uroczy, taki przystojny, miły i
taki… jakby niewinny… ale zajęty…
-No no, siostra.
Wieczór zleciał w szybkim
tempie, na rozmowie
i
obgadywaniu
nowo
zapoznanych mężczyzn.
Z utęsknieniem czekałyśmy na kolejną niedzielę, kiedy
to znów miałyśmy ich spotkać.
***
Ech
jest. Upragniona niedziela. Pięknie!!!
Dzionek słoneczny zapowiada się niebanalnie. Stoję
w oknie rozmarzona, z utęsknieniem patrząc w stronę
Wymysłówki, czy nie widać zza drzew wyłaniającego
się czerwonego bąbelka (małego fiata)… Cisza, spokój,
nic nie widno, ale słychać że niby coś się zbliżało z
oddali. Beznamiętnie gapiąc się w okno, słyszałam
warkot, ale niestety motorów, głos był coraz bliżej, a
Eliza nie czekając długo zrobiła powtórkę z rozrywki z
poprzedniej niedzieli.
Pomachała chłopakom zza mojego ramienia, gdy
siedziałam na parapecie z utęsknieniem gapiąc się
w stronę lasu i wyczekując Czerwonego Pryszczyka.
Powoli zaczynałam tracić nadzieję, że przyjadą, dlatego
było mi wszystko
jedno czy pomachała
tym na
motorach, czy nie…
Jak się okazało, ci na motocyklach byli dość
zaskoczeni zaistniałą sytuacją, ale sposób Elizy
wydawał się być owocny, bo stanęli przed naszym
domem. Znów padło na mnie. Ja mam gadać z obcymi
mi ludźmi! Oblałam się rumieńcem. A ona znów
usadowiła się w kącie rechocząc ze mnie. No cóż, taka
dola mi przypadła…
Wyszłyśmy się grzecznie przywitać. Byli młodsi od tych
z Wymysłówki. Podaliśmy sobie dłonie na przywitanie.
Krystian - bardzo przystojny, budowa mężczyzny
godnego podziwu. Tak na oko jakieś 18 lat. Leszek -
malutki, mojego wzrostu, blondynek, też jakieś 18 lat.
Marcin - dureń na pierwszy rzut oka i też ok. 19 lat.
Bezczelni, seks i majtki, to była „rozmowa”. Jedyny
porządniejszy to Leszek no może i Krystian.
Jakoś nie miałam ochoty z nimi na rozmowę, która była
bez sensu i do niczego mądrego nie prowadziła. Dzięki
niebiosom pojechali, a my z Elizą poszłyśmy na spacer
oczywiście w stronę naszej Wymysłówki w oczekiwaniu
na warkot czerwonego maluszka. Dzień był naprawdę
upalny…
***
Ha! Na to czekałam. Z daleka słychać! - tego
głosu nie da się zapomnieć! Maluszek czerwony się
zbliżał!!! Miodzik, już miałam serce u gardła, motylki w
brzuszku, i banan na twarzy z uśmiechu, tylko upał coś
doskwierał.
Przyjechali „nasi” chłopcy. Usiedliśmy na ławeczce,
niestety upał dawał popalić i trzeba było schować się
w cień. Poszliśmy więc wszyscy na przystanek, tam
jednak lepiej nie było. Grzało niesamowicie, jakby burza
miała zaraz być, ale na niebie nawet chmurki nie było
widać … Może
to właśnie przez
to,
jakoś
taka
atmosfera była dość sztywna. Marek łapał bzykające
bąki, bawił się zapałkami, chyba się nudził. Krzyś był
oczywiście kierowcą i stał spokojnie, niewiele się
odzywając. Znowu mieli
jechać po Anię… No
oczywiście, bo
jakżeby
inaczej. Wymieniliśmy się
numerami telefonów i obiecali, że przyjadą później -
wieczorem, bo muszą przecież po Anię jechać. Ta Ania
to kompletne nie dawała mi spokoju!… Ale cóż ja
biedna mogłam na
to poradzić…- nic. „Cudnie”-
pomyślałam - „świat się przede mną otwiera i zamyka,
a książę pojawia się i znika…”
Chłopcy pojechali, a ja z Elizą poszłyśmy na spacer
mimo upału. Było naprawdę gorąco. Usiadłyśmy w
końcu na ławeczce przed naszym domem. Spokojne,
rozmarzone opowiadałyśmy
sobie wrażenia
ze
spotkania, gdy przerwał nam jakiś typek:
-Cześć.- powiedział do nas, a raczej wyjąkał.
- Jestem Marek.
Zapoznałyśmy się z obcym facetem, który przyszedł do
nas od kierunku Sylwii - takiej kobiety w wieku Laury
dość lekkich obyczajów, nazywając rzeczy po imieniu…
Facet - lat około 23 usiadł z nami i przyczepił się jak
rzep psiego ogona… Za przystojny to on nie był, w
dodatku szczerbaty. Po chwili podjechał duży fiat pod
naszą skromną ławeczkę, na której z Elizą spokojnie
siedziałyśmy. W aucie było dwóch mężczyzn: Radek
i Maciek. Och Radek, przystojny niczym młody bóg
z Olimpu i wyglądał na sympatycznego, aczkolwiek
jakiś taki trochę za pewny siebie. Maciek - w kaszkiecie,
zabawny, wesoły, uśmiechnięty trącący życiem. Tak
jakoś sympatią od niego emanowało, ale nie mój typ.
Fakt jednak, że faceci byli przed chwilą z Sylwią nie
napawał do nich optymizmem, a
raczej
jakby
obrzydzeniem… Może dlatego, że Sylwia,
jako
uchodząca za
lekką obyczajów dawała mi do
zrozumienia, że ci faceci to zwykli kobieciarze. Jednak
z Elizą rozumiałyśmy się bez słów.
Spisek wisiał w powietrzu…i liczyła się tylko dobra
zabawa.
Po krótkiej namowie mężczyzn wsiadłyśmy do
samochodu z udawanym oporem. Eliza przy Maćku, a
ja przy Radku. Marek był za kierowcę. Maciek z
Radkiem pili piwo i było dość wesoło. Eliza droczyła się
z Maćkiem i zabrała mu jego nakrycie głowy, z którym
bądź co bądź jak się okazało Maciek nigdy się nie
rozstawał. Ja niestety nie miałam jak cokolwiek zabrać
Radkowi, żeby się z nim podroczyć, bo kaszkietu nie
miał, więc niewiele myśląc zabrałam mimochodem
pasek od spodni... Skąd mi to przyszło do głowy…? Nie
wiem… i tak szczerze to dość odważny krok względem
faceta, którego nawet nie znałam!!! Jedyne co o nim
wiedziałam, to fakt, że gustuje w kobietach lekkich
obyczajów… Zresztą byłam nieśmiała i każdy kontakt z
płcią przeciwną, był dla mnie nie lada wyzwaniem,
dlatego zaskoczyłam się sama z tym paskiem…
Pewnie pomyślał sobie, że jestem „łatwa”, ale z drugiej
strony też o to chodziło, by móc go potem brutalnie
uświadomić, że jest zupełnie inaczej… „Nie każda
dziewczyna jest jak Sylwia i nie każda będzie mu się
ochoczo rzucać w ramiona na jego zawołanie! Ja nie
z tych! Zabawić się jednak mogę, bo niby czemu nie?” –
pomyślałam. Skoro on był kobieciarzem, to zapewne
nie przeszkadzała mu „zabawa” z kolejną, ale niestety
trochę inaczej… Ja nie zamierzałam lgnąć w jego
objęcia i łasić się jak Sylwia. Nie zależało mi też na jego
opinii, bo nie zamierzałam wchodzić z nim w bliższe
kontakty.
-Zabrałaś mi pasek! - powiedział do mnie - oddaj, bo mi
spodnie spadną! – dokończył.
-Ja się wstydzić nie będę.- powiedziałam.
-Oddaj. - Przerzucił mnie przez kolana.
-… bo klapsa dostaniesz! - powiedział.
-Kobiet się nie bije.
-Klaps ci nie zaszkodzi. - odrzekł.
-Ałć!!! - wykrzyknęłam.
Naprawdę dostałam klapsa!
-To jak oddasz? - zapytał.
-O nie, nie za to!
Szybko udało mi się wyrwać z jego szponów i lekko
uderzyłam go jego paskiem.
-Oddaje. - powiedziałam wychodząc z auta.
-Ale ja chciałem pasek, a nie paskiem! - wyszedł za
mną, a ja oddalałam się od samochodu z jego paskiem
w ręku, radośnie nim wymachując.
-Oddaj proszę po dobroci.- zagroził w moim kierunku
trzymając spodnie, co by mu na kolana nie opadły.
-E, nie spadają. - oblukałam go od stóp do głów.
„Przystojny…hm. Szkoda, że nie dla mnie…” –
przeleciało mi przez głowę i szybko pomknęło w
kosmos.
-Bo trzymam.- i biegiem rzucił się w moim kierunku, a ja
czym prędzej chciałam mu zwiać!
Zapiszczałam jak od tyłu złapał mnie wpół i wyrwał mi
pasek z rąk. Jedną ręką zakładał sobie pasek, a drugą
mnie trzymał obejmując w talii, bo próbowałam się
wyrwać…
-Gdzie…?! Teraz mi nie uciekniesz, muszę się
odwdzięczyć! - powiedział…
” O, o… zbliżają się kłopociki” - pomyślałam. Wziął mnie
na ręce, przerzucił przez swoje ramię, tak że wisiałam
na nim, jak kukiełka! Próbując się wyrwać, klepałam go
w pupę, bo akurat tam miałam najbliżej, on za to mi
oddawał, bo miał moją dosłownie na wyciągnięcie ręki.
-Puść mnie, już będę grzeczna.- powiedziałam do
niego.
-Jakoś ci nie wierzę.- odrzekł i klepnął mnie w pupę.
-A to za co? - zapytałam.
-Żeby ci głupoty nie przychodziły jak cię postawię na
ziemię – powiedziałi postawił mnie przy samochodzie.
Jednak nadal byłam nim osaczona, bo sam stanął
naprzeciwko mnie i zagrodził mi drogę z obu stron
rękami.
-Nie boisz się?- zapytał seksownym głosem.
-Ciebie? - zapytałam wybuchając śmiechem, chociaż
przed moment przeszedł mnie dreszcz, ale to raczej nie
był strach…tylko sama nie wiem…
Dopiero poznawałam świat, życie, emocje i buzujące
hormony…
Szybko kucnęłam i próbowałam ominąć jego ręce, ale
niestety i tak mnie złapał w talii i zaniósł do samochodu.
Wiłam
się
i
próbowałam wyrwać,
jednak
bezskutecznie…
Szczerze, nie wiem co w tym wszystkim było takiego
zabawnego, ale było naprawdę wesoło. Czułam się
jakbym Radka znała dosłownie od lat, a praktycznie
znałam od godziny… Fala endorfin popłynęła niczym
tsunami. Nasze relacje zacieśniły się na tyle, że nawet
zaczęliśmy
normalnie,
kulturalnie
rozmawiać
i
poszliśmy na tradycyjny przystanek autobusowy, co na
tej wioseczce było miejscem spotkań towarzyskich…
Och było dość uroczo, ale głos znajomego
samochodziku było słychać echem leśnym już z daleka,
co zmusiło nas do ewakuacji od nowego towarzystwa.
Jakoś bardziej nam zależało na chłopcach z
Wymysłówki.
Eliza czym prędzej odrzuciła kaszkiet Maćkowi
i
rzekomo poszłyśmy do domu,a oni zawinęli się w fiata i
odjechali.
Po chwili obok mnie i Elizy przystanął czerwony mini
samochodzik. Tego wieczoru humor dopisywał nam
nieziemsko, a chłopaki z Wymysłówki chyba nas nie
poznawali, bo w dzień jakoś tak dość sztywno było…
Teraz zaś całkiem inaczej, jakbyśmy się czegoś napiły,
ale nie
- żadnego alkoholu nie było. Może
nawdychałyśmy się oparów od Maćka i Radka? Hm…
Może i coś w tym było…, no żart oczywiście. Wieczór
szybko mijał i trzeba się było zabierać do domu, bo już
nawet światła uliczne pogasły… Oni zaś przyjechali
tylko na chwilę, bo rano mieli do roboty.
Po naprawdę ekscytującym dniu zawinęłyśmy się
z Elizą do domu… Byłam w szoku, ja taka nieśmiała,
a poznałam już tyle ludzi… Sama nie wiedziałam, czy to
się dzieje naprawdę, czy może śnię…
Pobierz darmowy fragment (pdf)