Co łączy Konstantyna Wielkiego z Adolfem Hitlerem? Co Jezus wie o swoim kościele? Czy można było uniknąć drugiej Wojny Światowej? Odpowiedź na te oraz wiele innych kontrowersyjnych pytań zawarta jest w powieści Saula Pincusa pt. „Roma Victor”. Książka przedstawia alternatywny przebieg zakulisowych wydarzeń, które doprowadziły do wybuchu drugiej Wojny Światowej. Początkowo niezwiązane ze sobą wątki łączą się w jedną wciągającą opowieść o ludziach, którzy zapomnieli swego miejsca we wszechświecie i postanawiają wcielić się w rolę Boga – twórcy i koordynatora dziejów zarówno współczesnego, jak i antycznego świata. „Roma Victor” porusza wiele kontrowersyjnych, często przemilczanych kwestii związanych z powstaniem i rozwojem Chrześcijaństwa. Autor zabiera czytelników na dwór cesarza Konstantyna i pozwala patrzeć na wydarzenia z perspektywy naocznych świadków. Bardziej współczesny wątek książki dotyczy największego konfliktu zbrojnego znanego współczesnemu światu, przedstawiając drugą Wojnę Światową jako skutek gier politycznych między wpływowymi osobistościami końca dziewiętnastego i początku dwudziestego wieku, ich ambicji i słabości. Lektura pozostawia czytelnika z głową pełną pytań i wątpliwości, chętnego do dalszego zagłębienia się w tematykę teorii spiskowych stojących za wybuchem drugiej Wojny Światowej. „Roma Victor” to bez wątpienia obowiązkowa lektura dla miłośników sensacji oraz osób, których nie zadowalają ogólne, powierzchowne wytłumaczenia.
Darmowy fragment publikacji:
Przesyłka.
1.
Był 6 maja 1937 roku, kiedy po trzydniowej podróŜy przez Atlantyk sterowiec LZ 129
Hindenburg zbliŜał się juŜ do lądowiska w Lakehurst. Janus był zmęczony tą podróŜą i chciał
juŜ jak najszybciej wylądować, wypełnić ostatnie instrukcje i udać się na dobrą kolację i
spoczynek w hotelu.
– Synu, mam dla ciebie jak do tej pory najwaŜniejsze zadanie – mówił Czarny PapieŜ jakiś
miesiąc wcześniej, kiedy spotkali się w Rzymie. – Przygotowałem dla ciebie specjalny
ładunek, który bezzwłocznie musisz wywieźć z Europy. W zasadzie to juŜ zamówiłem dla was
bilety na lot Hindenburgiem na początku maja.
– Rozumiem ojcze, ale czemu nie mogę polecieć sam lub tylko z jednym ochroniarzem? –
spytał Janus, patrząc na przygotowaną juŜ do drogi walizę lub kufer sporych rozmiarów.
Ledóchowski podał mu kopertę i powiedział:
– Masz tutaj klucz, kod i specjalną instrukcję jak w razie kłopotów otworzyć przesyłkę. Janus
zauwaŜył, Ŝe jego mentor jest wyraźnie podenerwowany.
– JeŜeli, ktoś będzie chciał ją przejąć, to masz ją zniszczyć!
Finansista i powiernik jezuity rozumiał, Ŝe jest to sprawa najwyŜszej wagi. Więcej i tak się
nie dowie.
– Posłuchaj synu – juŜ spokojniej zaczął mówić jezuita. – W tej przesyłce są informacje, dla
których warto zabijać, pamiętaj o tym – powiedział, patrząc Janusowi prosto w oczy i
ściskając go za rękę.
Janus przypomniał sobie tą rozmowę i fakt towarzyszenia mu nieustająco trzech osób
zajmujących się jego ochroną na pokładzie. Wiedział równieŜ, Ŝe co najmniej kilka innych
osób strzeŜe samej przesyłki. ZdąŜył zauwaŜyć, Ŝe prawdopodobnie ktoś się nim interesuje,
ale równie dobrze mógł to być zbieg okoliczności albo lekka paranoja wywołana całą to
sytuacją i wieloletnią poufną słuŜbą w interesie zakonu i kościoła. Patrzył przez chwilę na
Elizę, dowódcę jego ochrony i dowódcę całej misji w przypadku zagroŜenia. Stała kilka
metrów od ich stołu i na zmianę wyglądała przez okno lub patrzyła na pokład. Ma
dwadzieścia parę lat, pomyślał Janus. Ile naprawdę, tego nie mógł wiedzieć i moŜliwe, Ŝe ona
sama tego nie wiedziała, poniewaŜ jak kaŜde dziecko Czarnego PapieŜa pochodziła z
sierocińca. Widział, Ŝe inni męŜczyźni na pokładzie zazdrościli mu jej towarzystwa, podczas
gdy to właśnie jej towarzystwo spędzało mu sen z powiek.
Roma Victor. Umarł bóg, niech żyje Bóg!© Dominik Sochacki
Strona 1
W obozie było sześć stopni szkolenia fizyczno–obronnego. Janus od dziecka
przejawiał zainteresowanie matematyką, więc przeszedł jedynie pięcioletnie szkolenie, co
dawało mu poziom epsilon. Eliza była zdecydowanie – omegą oznaczało to, Ŝe jest jedną z
najcenniejszych figur na szachownicy Ledóchowskiego. Jedyną biŜuterią, jaką nosiła, był
pierścień Kwirynusa. Więc pierścień to jednak nie tylko legenda – myślał finansista. Janus nie
znał szczegółów jej szkolenia, ale wiedział, Ŝe było, co najmniej kilkunastoletnie i
rozszerzone o róŜne elementy, takie jak metodyka przesłuchań rodem wprost ze starych,
dobrych, sprawdzonych sposobów inkwizycji. Wiedział, Ŝe pozostali męŜczyźni na pokładzie
widzą młodą, piękną kobietę o długich, czarnych włosach i duŜych orzechowych oczach; on
natomiast patrzył na uosobienie ostatecznej sprawiedliwości na tym świecie – śmierci.
ZauwaŜył w oddali maszt cumowniczy na lotnisku i powiedział do jednego ze swoich
ochroniarzy:
– Idę się odświeŜyć.
– Idę z panem.
– Nie, juŜ prawie lądujemy i jeŜeli ktoś coś planuje, to juŜ na ziemi – zdecydowanie
odpowiedział Janus i wstał. Był zmęczony słabo spał, więc chwilę postał i następnie udał się
do męskiej toalety, czując na sobie wzrok Elizy. Umył dłonie, zwilŜył ręcznik zimną wodą i
przyłoŜył go sobie najpierw do karku, a potem powoli przetarł twarz. ZauwaŜył jakby cień w
lustrze, kiedy napastnik zaatakował. Ciął od góry ostrym
jak brzytwa noŜem z
kilkunastocentymetrową klingą.
Lata treningu w obozie jezuitów zrobiły swoje. Wysłannik Czarnego PapieŜa zareagował
błyskawicznie i precyzyjnie lewą ręką blokując cios noŜem z góry, a prawą dokładnie
uderzając w krtań przeciwnika. Następnie silnym, kopnięciem prawej nogi zadał celny cios w
splot słoneczny przeciwnika, który dosłownie odleciał w kierunku jednej z kabin i wpadł do
środka, łamiąc piękne drewniane drzwi.
Janus rozejrzał się po łazience, zamknął drzwi na korytarz na klucz, obejrzał się dokładnie w
lustrze, szukając ewentualnych ran lub śladów walki, po czym ostroŜnie podszedł do kabiny,
w której leŜał napastnik. Okazało się, Ŝe wpadając do kabiny, uderzył potylicą w muszlę
klozetową z taką siłą, Ŝe tył jego głowy przedstawiał obecnie widok lepkiej cieplej plamy.
Ponadto wybałuszone oczy świadczył o prawdopodobny zadławieniu i uduszeniu się własną
krtanią. Jan był naprawdę zły, poniewaŜ teraz nie dowie się, kto wysłał tego człowiek
ubranego w mundur członka załogi, aby go zabić i dlaczego.
Wyszedł z łazienki i szybko udał się do stolika, przy którym siedział jego ochroniarz, szepnął
mu do ucha, co się stało po to, aby tamten wraz z jeszcze jednym poszli dokładnie wszystko
Roma Victor. Umarł bóg, niech żyje Bóg!© Dominik Sochacki
Strona 2
zbadać. Dowódczyni zgodziła się z jego sugestią i stwierdziła, Ŝe teraz zostanie przy nim.
Wtem rozległ się wybuch, Janus zauwaŜył, Ŝe są juŜ przy wieŜy cumowniczej i zrozumiał, Ŝe
ogień w połączeniu z wodorem, jakim był wypełniony cały pojazd, oznaczają pewną śmierć.
Wszystko wokół zaczęło się walić, ludzie krzyczeli i wpadali w panikę, tratując się
nawzajem. Eliza chwyciła go za ramię i pociągnęła za sobą w kierunku ładowni. Sprawnie
przebrnęli przez pokład i schody, schodząc po nich natknęli się na pierwsze zwłoki. Było to
ubrany w mundur członka załogi kolejny napastnik. Kilka metrów dalej, juŜ przy ich ładunku
siedział, trzymając w ręku pistolet, ranny w brzuch jeden z ich ochroniarzy, a drugi równieŜ z
bronią krył się nieco z tyłu. Po chwili dołączyli do nich jeszcze dwaj ochraniarze, którzy,
widząc, co się dzieje na pokładzie, porzucili trupa w męskiej łazience i równieŜ zdecydowali
chronić skrzynię. Eliza podeszła do rannego i szybko oceniła sytuację. Widząc, Ŝe bardzo
intensywnie krwawi spod serca, wyjęła mu broń z dłoni i szybkim ruchem skręciła mu kark.
Oddalając się z lądowiska, Janus patrzył na konającego olbrzyma. Trudno mu było
uwierzyć w to, co widzi. Olbrzymi, ponad dwustumetrowy statek powietrzny płonął. Jan
przypominał sobie taras widokowy, na którym spędził długie godziny, wpatrując się w
bezkres nieba. Starał się równieŜ zapamiętać wszystkie szczegóły swojej kajuty. Na moich
oczach płonie historia – myślał.
Roma Victor. Umarł bóg, niech żyje Bóg!© Dominik Sochacki
Strona 3
2.
BoŜy wojownicy.
Początek października roku 1065 A.U.C
Obóz Konstantyna wyglądał imponująco. Zmierzał do Rzymu na czele około
czterdziestotysięcznej armii. Przemierzając via Flamina, zdecydowano o rozbiciu obozu w
Malborghetto, w pobliŜu Prima Porta. Rok wcześniej zmarł Galeriusz i o przejęcie władzy
zaczęło walczyć czterech cesarzy – on Konstantyn, Maksencjusz, Maksymin Daja i
Licyniusz. Zmierzał do Rzymu, poniewaŜ jedyną istotną przeszkodą na drodze do objęcia
przez niego władzy absolutnej nad imperium stanowił jego szwagier Maksencjusz. Rano
pojechał nad jezioro Lago di Bracciano wraz ze swoim nauczycielem, sługą i doradcą w
jednej osobie Grekiem Diodoriusem. Woda zawsze uspokajała Konstantyna – koiła jego
nerwy i wprawiała w dobry nastrój. O dobry nastój ostatnio nie było łatwo, poniewaŜ zdawał
sobie doskonale sprawę zarówno z trudności, jak i z wagi samej bitwy. Dla niego była to nie
tylko bitwa o tron, ale bitwa o Ŝycie.
– Rzym na nas czeka, Konstantynie – powiedział Grek, równieŜ nie odrywając oczy od
pięknej o poranku tafli jeziora.
– Ty pewnie tylko czekasz, aby rozgościć się na jakiś czas w termach, co? – spytał młody
władca.
Diodorius zamknął oczy i zaczął odtwarzać z pamięci – Tak mój drogi, na jakiś czas chętnie
bym się tam nawet wprowadził – mówił z uśmiechem. – Piękna brama, apodyterium, palestra,
sale do masaŜu, biblioteki z miejscami przeznaczonymi do wypoczynku, sauna, caldarium i
frigidarium.
– Mógłbyś teŜ podziwiać rzeźby – wtrącił Konstantyn.
– Heraklesa albo samego Byka – potwierdził Grek. – Chyba, Ŝe kazałbyś, jako cezar
zorganizować jakieś zawody sportowe na zewnątrz.
– Chyba na wiosnę, co przyjacielu?
– Tak na wiosnę Konstantynie – potwierdził Diodorius. – A ty zaczym tęsknisz? Circus
Maximus, Amfiteatr Flawiuszów czy moŜe Forum Romanum?
Teraz to młody władca zamknął oczy i myślał przez chwilę.
Roma Victor. Umarł bóg, niech żyje Bóg!© Dominik Sochacki
Strona 4
– Forum Romanum to znaczące miejsce – zaczął mówić. – Amfiteatr Flawiuszów i Circus
Maximus znakomicie spełnią swoją rolę, kiedy przyjdzie czas, ale ja najbardziej chciałbym
trochę pobyć w Panteonie i patrzeć, jak do środka wpada światło przez oculus.
– Tak – z uznaniem powiedział Grek. – Panteon to jest coś! Zjedzmy i wracajmy do obozu
naradzić się przed bitwą. Jechali w milczeniu, myśląc o pięknie Rzymu i niepokonanej armii
strzegącej jego wrót.
– Panie – zaczął Lucius, jeden z jego zaufanych doradców wojennych. – Maksencjusz ma
ponad dwa razy więcej ludzi – Ŝołnierz mówił cichym i spokojnym głosem zdradzającym
chwilami niepokój.
– Ponadto, tak jak poprzednio prawdopodobnie nie opuści murów miasta. To znaczy, Ŝe
dysponując mniejszymi siłami, musimy zdobyć most, następnie bramę i wedrzeć się do
miasta. Przeszliśmy razem wiele bitew panie, ale ta nie wygląda na obiecującą – stwierdził
doświadczony dowódca i spuścił głowę.
Konstantyn doskonale zdawał sobie sprawę, Ŝe nawet gdyby miał dwa razy więcej wojska, niŜ
liczy obrona Rzymu, to zdobycie miasta i tak nie byłoby pewne, a co dopiero w tej sytuacji.
Ale jednocześnie wiedział, Ŝe jego ludzie wiele z nim przeszli i tak samo, jak on, chcą Ŝeby
walki się juŜ zakończyły.
Gdyby tylko udało się wywabić Maksencjusza za mury miasta – myślał. Pozostali dowódcy
stali przed stołem, na którym rozłoŜona była mapa miasta i bez słowa patrzeli to na nią, to na
siebie.
– Lubię wyzwania – powiedział Konstantyn. – Inaczej nie byłbym cesarzem i wszystkich nas
by tu nie było dzisiaj, i nie stalibyśmy przed szansą na ostateczne zwycięstwo.
Podszedł do stołu i popatrzył na mapę.
Uśmiechnął się do obecnych i powiedział – Idźcie na spoczynek, jutro porozmawiamy, jak
wygrać bitwę i zakończyć wojnę.
Dowódcy, widząc swojego cesarza w dobrym nastroju, zdecydowali, Ŝe jest to dobry znak i
ma on na pewno jakiś plan, o którym wkrótce im powie.
– Diodoriusie darze Zeusa i mojej matki – powiedział szeptem Konstantyn, kiedy dowódcy
wyszli, a on został sam siedząc na swoim tronie.
– Tak Konstantynie – cicho odpowiedział mu głos z zaciemnionej części namiotu.
– Tym razem kompletnie nie mam pomysłu…
– Hmm… jest jeszcze ten pomysł, który odrzucasz… – spokojnie ciągnął głos. – Nie wierzysz
w Ŝadnego boga i dlatego po prostu nie rozumiesz siły religii i związanego z nią fanatyzmu.
Ludzie dla samych siebie albo dla swoich władców mają ograniczone moŜliwości i chęci, ale
Roma Victor. Umarł bóg, niech żyje Bóg!© Dominik Sochacki
Strona 5
w imię Boga, drogi Konstantynie, zrobią wszystko… – mruczał głos. – Będą zabijać, gwałcić
i grabić, a na dodatek będą przekonani, Ŝe robią to w słusznej sprawie i Ŝe za to wszystko
spotka ich nagroda.
– Dosyć Diodoriusie nie zamierzam skorzystać z twojej rady tym razem i planować bitwy,
bazując na jakiś gusłach – szorstko odparł władca.
– Chrześcijanie, Konstantynie, Chrześcijanie… – dalej spokojnie mówił głos – Skoro nie
masz innego pomysłu to, co ci szkodzi iść ze mną o zakład? Jak przegram, to zrobisz ze mną,
co zechcesz. Jak wygrasz, to pomyślisz o wypełnieniu moich trzech rad.
– Od kiedy sługa targuje się ze swoim panem, Diodoriusie? – odparł Konstantyn, wiedząc, Ŝe
nie ma innej rady, jak skorzystać z pomysłu swojego jedynego przyjaciela. Grek był od
dziecka jego nauczycielem, mentorem i doradcą, nigdy go nie zawiódł. Tymczasem w
zacienionej części namiotu powstał ruch. Ktoś wstał, odkaszlnął i zaczął powoli iść.
Następnie było słychać odgłos napełnianego kielicha.
– Konstantynie – głos Diodoriusa zaczął nabierać kształtu, wychodząc z cienia. – Był to
męŜczyzna w kwiecie wieku. Jego wiek zdradzała głównie twarz i siwe włosy, ale jego ciało
wyglądało, jakby naleŜało do dwudziestoletniego atlety. Zacytował:
Bowiem jak małe dzieci w nocy nie zmruŜą oka,
DrŜąc przed strachami, równie my czasem i w dzień biały
Boimy się upiorów, zwodniczych i nietrwałych
Jak te, przed których widmem trwoŜą się serca dzieci.
Grek poruszał się jakby w zwolnionym tempie, powoli z gracją i siłą drapieŜnika
gotowego w kaŜdej chwili do ataku. Konstantyn zastanawiał się przez chwilę, ile lat ma jego
przyjaciel, poniewaŜ odkąd pamiętał to Diodorius wyglądał w zasadzie tak samo. Kalistenika
i dieta – myślał władca, w tym chyba jest klucz do długowieczności.
– Napij się – zaproponował Grek. – Posłuchaj mnie w spokoju, proszę. Podał Konstantynowi
kielich wina i zaczął mówić – Maksencjusz jest próŜny i wiem, Ŝe ma przewagę, lecz…
Było około północy. W obozie panował spokój, większość Ŝołnierzy spała, część grzała się
przy ogniskach. StraŜe były czujne jak zwykle, poniewaŜ nie moŜna było wykluczyć nocnego
ataku jednego lub kilku morderców, chcących zgładzić Konstantyna i oddalić groźbę bitwy od
miasta. Tej nocy na straŜy namiotu swojego cesarza stali najlepsi i najbardziej zaufani
Ŝołnierze z jego gwardii przybocznej. W namiocie rozległ się hałas i krzyk Konstantyna.
Roma Victor. Umarł bóg, niech żyje Bóg!© Dominik Sochacki
Strona 6
– Aaa – jęczał cesarz, potykając się i wybiegając z namiotu. Narobił tyle hałasu, Ŝe nie tylko
straŜ, ale takŜe Ŝołnierze z okolicznych namiotów wybiegli w jego kierunku.
Konstantyn klęczał i jęczał, patrząc w księŜyc i prostując ręce przed siebie.
– Panie, co ci jest? – zewsząd dochodziły go głosy przeraŜonych Ŝołnierzy.
Konstantyn jakby się ocknął, wyjął sztylet i narysował przed sobą znak XP, powiedział
głośno – In hoc signum vincis – i zemdlał.
– Co to znaczy? – rozległy się głosy Ŝołnierzy, a przez tłum zaczął szybko przeciskać się
Diodorius.
– To z greckich liter „chi” oraz „rho” – oznajmił – a teraz szybko podnieście go.
śołnierze szybko wnieśli go do namiotu i ułoŜyli delikatnie na posłaniu. Szanowali go, gdyŜ
był władcą sprawiedliwym, troszczył się o poddanych i walczył razem ze swoimi Ŝołnierzami.
Ale przez obóz szła juŜ wieść o tym, Ŝe cesarz miał wizję zesłaną od samego Boga.
Konstantyn, jako Ŝe sam nie wierzył w Ŝadne bóstwo, faktycznie nie zdawał sobie sprawy, co
ludzie są w stanie zrobić w imię religii i boga. Nie wiedział równieŜ, ilu faktycznie
chrześcijan znajduje się w szeregach jego wojsk, jak i w całym imperium. Miał przekonać się,
Ŝe wszechstronne wykształcenie i wiedza Diodoriusa są jak zwykle nie do przecenienia.
Grek rozepchnął skupisko Ŝołnierzy, gapiących się na leŜącego władcę, i podszedł do jego
łoŜa, trzymając w ręku puchar z wodą. Chlusnął mu wodą w twarz i wymierzył celny, dość
silny policzek. Świst uderzenia rozszedł się po namiocie, jak grom podczas burzy. Część
Ŝołnierzy zastanawiała się, co Konstantyn mu zrobi, kiedy się ocknie.
Cesarz faktycznie zamrugał oczami, rozejrzał się po zebranych i powtórzył cicho, kreśląc ręką
znaki greckich liter „chi”, „rho” i powtórzył „In hoc signum vincis”. Potem gapił się tempo w
sufit.
W namiocie był juŜ generał Octavius Gaius, który widział wszystko od przebudzenia się
Konstantyna.
Podszedł do łoŜa swego pana, ukląkł na jedno kolano i powiedział – Władca namaszczony
przez samego Boga.
Pozostali w namiocie równieŜ uklękli.
Diodorius stał obok patrzył na tą scenę i myślał – Nareszcie mamy szansę…
***
Konstantyn przez cały dzień odpoczywał i nie chciał z nikim się widzieć. Jego
łącznikiem ze światem zewnętrznym został Grek.
– Dobrze wypadłem? – zapytał Diodoriusa. – Byłem przekonujący?
Roma Victor. Umarł bóg, niech żyje Bóg!© Dominik Sochacki
Strona 7
– Jak na ciebie, drogi Konstantynie, to byłeś bardzo przekonujący – odparł Diodorius. –
Pewnie kilka kielichów wina miało swój udział w twoim sukcesie i pomogło wyostrzyć twój
talent aktorski – odparł z uśmiechem i dodał – Sądząc po tym, co obecnie dzieje się w obozie,
to właśnie takiego impulsu brakowało twoim dzielnym Ŝołnierzom.
– Gdyby nie to wino, drogi Diodoriusie, to po pierwsze bym tego nie zrobił, a po drugie
oddałbym ci za ten policzek z nawiązką – odpowiedział, uśmiechając się cesarz. – Rozciąłeś
mi wargę, i zaczął rozmasowywać wciąŜ bolące miejsce dłonią.
– Przepraszam – powiedział jego nauczyciel, wstając i podając władcy napar z ziół. – A teraz
spij, wieczorem mamy duŜo pracy.
– Dobry człowiek róŜni się od boga tylko czasem trwania – zacytował Konstantyn.
Grek zamyślił się na chwilę i odparł – Dla ludu religia jest prawdą, dla mędrców fałszem, a
dla władców jest po prostu uŜyteczna.
W obozie nie odpoczywano, wszyscy juŜ wiedzieli, co się stało. W Ŝołnierzy wstąpił nowy
duch walki. Generał Octavius przygotował plan bitwy i wysłał swojego tajnego posłańca na
dwór Maksencjusza.
– Myślisz, Ŝe się uda? – zapytał Diodoriusa, kiedy posłaniec znikał z horyzontu, nie
oszczędzając wierzchowca.
– Zobaczymy jutro Octaviusie – odparł z uśmiechem Grek i odszedł w kierunku namiotu
cesarza.
JeŜeli się uda – myślał generał – to poproszę o pomoc w sprawie mojego brata.
Drogi Bracie we krwi i wierze,
Pamiętam, jak razem spędzaliśmy czas jako chłopcy, jak razem dorastaliśmy i jak razem
zdecydowaliśmy, aby zostać Ŝołnierzami i słuŜyć cesarzowi.
Pamiętam teŜ, jak wbrew zakazom obaj zostaliśmy chrześcijanami podczas nauki.
Ty zdecydowałeś, Ŝe będziesz słuŜył jedynemu prawdziwemu cesarzowi Maksencjuszowi, a ja
zdecydowałem, Ŝe cesarzem moŜe być jedynie Konstantyn.
Sam Bóg ojciec objawił się Konstantynowi. PotęŜny i dumny cesarz płakał na kolanach
wypisując znaki „chi” oraz „Rho” i mówiąc „In hoc signum vincis”
Roma Victor. Umarł bóg, niech żyje Bóg!© Dominik Sochacki
Strona 8
Bracie, chcę, abyś wiedział, iŜ doradzę memu panu wymalować symbol naszego wspólnego
Boga na naszych zbrojach, hełmach i sztandarach. I tak jako armia jedynego prawdziwego
Boga ruszymy na miasto.
Dlatego proszę cię, Bracie mój – jeszcze nie jest za późno, jeŜeli nie chcesz zdradzić
Maksencjusza, pomyśl, Ŝe działasz w imieniu samego Boga Pana naszego jedynego.
Pomyśl o tym, a ja daję ci słowo, Ŝe Pan mój Konstantyn nagrodzi twe zasługi.
Twój Kochający Brat we Krwi i Wierze,
Octavius
***
Marcius Quintus, generał armii Maksencjusza i jego biski doradca przeczytał list
uwaŜnie trzy razy, poczym zmiął go w kulkę i wrzucił do ognia w swojej komnacie. Drugą
kartkę listu poskładał starannie i schował. Kiedy miał pewność, Ŝe kartka wrzucona do ognia
spłonęła, rozgarnął jeszcze ognisko, aby mieć pewność, Ŝe nawet z popiołu nie uda się nic
przeczytać. Spojrzał na posłańca i powiedział
– PrzekaŜ temu, który cię wysłał, Ŝe wiara czyni cuda.
Posłaniec skłonił się bez słowa i wyszedł. Po kilku minutach opuścił miasto i galopował w
kierunku Malborghetto.
Rzym jest dobrze przygotowany, myślał Marcius. To juŜ nie pierwsze oblęŜenie miasta.
śołnierze są gotowi, w mieście są zapasy Ŝywności i na dodatek jest juŜ prawie koniec
października. Nawet, jeŜeli Konstantyn będzie oblegał miasto, to i tak prędzej czy później
będzie musiał zrezygnować, o ile wcześnie jego wojska nie zamarzną podczas pierwszych,
listopadowych przymrozków. Ponadto plan był juŜ ustalony. Tak, jak poprzednio, siedzimy w
mieście, bronimy murów i bramy, a w dogodnym momencie wyprowadzamy kontratak i po
sprawie.
Generał szedł korytarzem w kierunku komnaty Maksencjusza, mijał straŜe, które stawały na
jego widok na baczność. Maksencjusz był akurat na dziedzińcu i wydawał się dość zajęty.
Marcius szedł i obserwował scenę jedną z wielu, jakie miał juŜ okazję widzieć. Maksencjusz
stał na dziedzińcu wraz z kilkoma pretorianami, a przed nimi klęczeli związani za ręce
męŜczyzna i kobieta.
– Dobrze, Ŝe jesteś Marcius – powiedział wyraźnie zadowolony Maksencjusz.
Roma Victor. Umarł bóg, niech żyje Bóg!© Dominik Sochacki
Strona 9
– Witaj panie – odpowiedział generał. Znowu będzie się pastwił nad tymi ludźmi jak kot nad
myszą, pomyślał z niesmakiem Ŝołnierz.
– Daj spokój – odparł wyraźnie podniecony całą sytuacją cesarz, trafnie oceniając wyraz
twarzy swojego zaufanego dowódcy.
– Popatrz tylko na te chrześcijańskie robactwo! – krzyczał. – To mój niewolnik i jego, jak on
to powiedział, ślubna Ŝona – mówił Maksencjusz, wskazując ręką związaną parę. – To się w
głowie nie mieści, ile tego robactwa się pleni, morduję ich i morduję i nic. Ciągle więcej i
więcej – Ŝalił się cesarz.
– Niewolniku – zwrócił się do męŜczyzny. – Czy ja jestem złym panem, co ja ci zrobiłem, Ŝe
ty mnie zdradzasz z tą swoją Ŝydowską religią?
– Nie jesteśmy śydami, panie – odparła, płacząc kobieta.
– PrzecieŜ tan wasz prorok, jak mu tam było na imię…
– Jezus, panie – przypomniał cesarzowi Marcius.
– A no właśnie ten Jezus, przecieŜ on był śydem i z tego, co pamiętam, to chciał stworzyć
sektę Ŝydowską i to właśnie dlatego sąd Ŝydowski Sanhedryn skazał go na śmierć. Ba, nawet
nasz namiestnik Piłat zapytał tłumu, czy chcą oszczędzić tego w sumie niegroźnego wariata
Jezusa, czy przestępcę Barabasza. A tłum na to, Barabasza! Ha i co wy na to, moi
chrześcijanie? – pytał wściekły juŜ Maksencjusz.
– Panie – zaczął niewolnik. – Nie zmienimy swojego losu, jesteśmy i będziemy twoimi
niewolnikami, a ty jesteś dobrym panem. Ale nasza wiara mówi, Ŝe wszyscy urodziliśmy się
wolni i równi przed jedynym Bogiem i po śmierci nasze czyny zostaną osądzone.
Sprawiedliwi zasiądą w raju obok swego Pana.
– Marcius, ty to słyszysz – zakrzyczał cesarz. – Wróg u bram, a ci mi tutaj jakieś bzdury o
równości opowiadają, co tam jeszcze: Ŝycie w dobrobycie po śmierci? A na dodatek to czy
my jesteśmy równi? – krzyczał władca.
– Ja rządzę Rzymem, a wy nawet czytać nie potraficie. – Rzygać się chce – ciągnął wściekł
cesarz.
Maksencjusz dobył miecza i podszedł do związanej pary.
– A więc – zaczął. – Twoja kobieta niewolniku zaraz zostanie oddana pretorianom, synom
Rzymu, którzy naraŜają swoje Ŝycie dla mnie, ich jedynego pana. Jak ci się nie podoba, to
zaraz moŜesz poprosić swojego Boga, Ŝeby mi tak moŜe przeszkodził, bo zaraz się z nim
spotkasz – i przebił niewolnika mieczem na oczach Ŝony, która płakała i błagała o łaskę dla
męŜa.
– Jeden mniej – powiedział Maksencjusz.
Roma Victor. Umarł bóg, niech żyje Bóg!© Dominik Sochacki
Strona 10
Odszedł od ciała męŜczyzny, wytarł miecz i patrząc na pobrudzone krwią sandały, spytał –
Co tam Marcius, zdaje się, Ŝe mnie szukałeś?
Marcius stał i patrzył, jak męŜczyzna podryguje, wykrwawiając się, a kobieta płacze, podczas
gdy dwóch pretorian wlecze ją w kierunku budynku. Ile to jeszcze ma trwać? – zadawał w
myślach sobie to pytanie. Rozumiał wojnę i walkę męŜczyzny z męŜczyzną, ale to tutaj było
dla niego bezsensowne, tym bardziej, Ŝe sam był chrześcijaninem i wiedział, Ŝe gdyby cesarz
się o tym dowiedział, to bez względu na swoje zasługi podzieliłby losy zwykłych
niewolników.
– Marcius – zapytał cesarz – nic nie mówisz?
– Tak panie, przepraszam – odparł generał. – Mam pilne wieści z obozu Konstantyna –
szeptał Marcius wprost do ucha Maksencjusza – musimy porozmawiać na osobności i
następnie panie, jeŜeli uznasz to za stosowne, to zbierzemy dowódców na odprawę.
– A zatem chodźmy – odpowiedział cesarz, wciąŜ wpatrując się w swoje brudne szaty. –
Tylko zaczekaj na mnie chwilę w mojej komnacie, muszę iść się przebrać, bo ten
chrześcijański robak zachlapał mi sandały. Ohyda! – mówił cesarz, odchodząc w kierunku
budynku. Marcius stał sam na dziedzińcu i patrzył na księŜyc. Z oddali dochodziło go tylko
rŜenie koni i krzyki kobiety…
Marcius Quintus generał armii Maksencjusza i jego osobisty doradca zdecydował, co zrobić.
***
Siedzieli w komnacie blisko siebie, za drzwiami wzmocniono straŜ. Siedzieli, pili
wino i rozmawiali o nowej strategii na jutro. Bo tak, to juŜ jutro Maksencjusz miał zostać
jedynym władcą.
– Jak juŜ zabiję mojego przyjaciela Konstantyna i zatknę jego ściętą głowę na włócznię –
mówił nieco senny głosem władca. – Tak Ŝeby wszyscy widzieli, to wtedy zabiorę następnie
się za tych chrześcijan na dobre.
– Panie – zaczął Marcius. – Nie mówiłem ci o tym wcześniej, gdyŜ to plama na honorze i
dobrym imieniu moim i mojej rodziny. OtóŜ brat mój Octavius, generał twego szwagra, juŜ
jakiś czas temu przeszedł na chrześcijaństwo.
– Nie powiesz mi chyba, Ŝe Konstantyn równieŜ? – zapytał oburzony cesarz.
– Nie panie, tego nie wiem, ale cesarz nie moŜe być przecieŜ chrześcijaninem. Oto list od
mojego brata – powiedział generał i wręczył cesarzowi kartkę:
Drogi Bracie,
Roma Victor. Umarł bóg, niech żyje Bóg!© Dominik Sochacki
Strona 11
Wiem, Ŝe ze względu na moją wiarę nie chcesz mnie znać.
Przesyłam ci ten list i informacje, wierząc, Ŝe w imię naszej braterskiej miłości wyprosisz dla
mnie łaskę u swego Pana, jedynego cesarza Maksencjusza.
W szeregach armii Konstantyna jest nas wielu, mamy juŜ dość tej tułaczki, ran i chłodu.
Wiemy, Ŝe Rzymu nie uda się zdobyć i najpewniej zamarzniemy u bram wiecznego miasta.
Jesteśmy gotowi zabić Konstantyna albo zdezerterować na widok waszych wojsk.
Proszę ciebie i twego Pana o łaskę bracie.
Twój
Octavius
– A więc jutro Marciusie – z radością powiedział Maksencjusz. – Nareszcie jutro! Daj jeszcze
raz przeczytać!
– Tak, panie – cicho odparł Marcius.
– Parszywe, tchórzliwe robactwo chce zabić swojego cesarza? – uniósł się Maksencjusz –
Tylko ja mogę go zabić, ja i nikt inny – cesarz powstał.
– A zatem zmiana planów Marciusie. Rozkazuje ci przygotować wszystkie siły do
niespodziewanego ataku. Jak tylko Konstantyn się zbliŜy i zacznie rozlokowywać swoje siły,
to go zaatakujemy. Poprowadzisz wojsko razem ze mną, mój wierny przyjacielu. To się
skończy jutro przy moście Mulwijskim i to ja zabiję mojego szwagra, a nie Ŝaden
chrześcijański robak!
– Panie – zapytał nieśmiało Marcius. – Czy ja mogę oczyścić honor mojej rodziny i zabić
mojego brata?
– Liczę, Ŝe to zrobisz Marciusie – popatrzył na niego surowo cesarz.
– Tak, panie – odparł generał.
Wyszedł na korytarz i wiedział, Ŝe straŜe juŜ i tak wszystko słyszały
– Zwołać sztab! – rozkazał.
Roma Victor. Umarł bóg, niech żyje Bóg!© Dominik Sochacki
Strona 12
Pobierz darmowy fragment (pdf)