Darmowy fragment publikacji:
Pomysł serii: Agnieszka Sobich i Agnieszka Stelmaszyk
Tekst: Agnieszka Stelmaszyk
Ilustracje: Jacek Pasternak
Redaktor prowadzący: Agnieszka Sobich
Korekta: Agnieszka Skórzewska
Projekt graficzny i DTP: Bernard Ptaszyński
© Copyright for text by Agnieszka Stelmaszyk
© Copyright for illustrations by Jacek Pasternak
© Copyright for this edition by Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o., Kraków 2011
All rights reserved
ISBN 978-83-265-006-0
Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o.
30-404 Kraków, ul. Cegielniana 4a
Tel./fax 12 266 62 94, tel. 12 266 62 92
www.zielonasowa.pl
wydawnictwo@zielonasowa.pl
Rozdział I
W szponach strachu
– Jim, posuń się! – szepnął Martin zduszonym głosem.
– Nie mam już gdzie! – odparł brat.
– Nie może nas zobaczyć!
– Ałć! Uważaj, wbijasz mi floret w stopę! – syknął Jim.
– To się posuń! Zaraz tu wejdzie i nas znajdzie!
Jim podkurczył nogi.
– Ale tu jest ciemno! I duszno! – westchnął.
– Jak byś rano zmienił skarpetki, to by chociaż tak nie
cuchnęło! – Martin zatkał sobie nos.
– Ojej, były jeszcze czyste – bronił się Jim.
– Cicho bądź, bo słyszę kroki – Martin uciął sprzeczkę.
W tej samej chwili złowieszczo zatrzeszczały drewniane
schody…
– Zaplątałem się w coś – jęknął Jim. Przez moment szamo-
tał się z płachtą materiału. – Nie mogłeś znaleźć lepszej kry-
jówki? – zwrócił się z wyrzutem do brata.
– To jest najlepsza kryjówka! Tu nas nie znajdzie! – szepnął
z przechwałką Martin.
Rzeczywiście, w tych iście egipskich ciemnościach widać
było jedynie białka oczu bliźniaków.
– Gdzie jesteście? – w bliskiej odległości rozległ się ostry,
nieprzyjemny głos.
Jim i Martin niemal przestali oddychać.
Usłyszeli zbliżające się kroki…
Martin ścisnął spoconą dłonią uchwyt floretu.
– Prędzej czy później was odnajdę. Więc lepiej sami wyjdź -
cie! – przywoływał ich ten sam groźnie brzmiący głos.
Chłopcy wiedzieli, że tym razem to już nie przelewki.
Jimowi ze strachu zaschło w gardle. Na dokładkę jakiś
pyłek kurzu zaczął okropnie łaskotać go w nosie… Próbował
powstrzymać kichnięcie, ale odruch był silniejszy od niego
i rozległo się potężne…
– A-psik! A-psik!
Martin zbladł.
Ich doskonała kryjówka przestała być kryjówką…
Drzwi od starej, obszernej szafy otworzyły się gwałtownie
i ujrzeli nad sobą wściekłą twarz potwora pokrytego gluto-
watym śluzem…
– Aaaaaaa – bliźniacy wrzasnęli przeraźliwie.
– Tu was mam! – stwór natarł z siłą huraganu.
6
Obrzydliwy glut ściekł z jego twarzy na wrzeszczącego Mar-
tina.
– To miały być moje najszczęśliwsze wakacje! – wydzierało
się straszydło, potrząsając jasnymi lokami. – Jak ja przez was
wyglądam?!
– Całkiem ła-ła-ładnie – wyjąkał z nieszczerym uśmiechem
Martin.
– ŁADNIE?! – straszne indywiduum zakipiało z gniewu.
7
– Ma pani ekstrasukienkę – Jim próbował ratować sytuację,
choć tak naprawdę zwiewna biała sukienka również była
ubrudzona zieloną substancją.
Panna Ofelia, chociaż nie była prawdziwym potworem,
w tej chwili była jednak potwornie zła.
– Który z was to zrobił? – pokazała niebieską, plastikową
buteleczkę. – Kto wlał do mojego kremu do opalania zieloną
ciecz? Co to w ogóle u licha jest?
– To tylko farbka, szybko zejdzie! – zapewnił Jim. – Ale to
nie my zrobiliśmy – dodał zaraz, jak to miał w zwyczaju, gdy
coś razem z bratem przeskrobali.
– A kto inny wpadłby na tak głupi pomysł?! – panna Ofe-
lia nie miała jednak najmniejszej wątpliwości, że ma przed
sobą właściwych winowajców.
– Eee… – jąkał się Martin – tylko Ania ma tutaj farby…
– rzucił pannie Łyczko wymowne spojrzenie.
– Już ja wiem, kogo powinnam ukarać. Jazda do kuchni!
– panna Ofelia rozkazującym gestem wskazała kierunek. – Za
karę wyszorujecie podłogę! Ja w tym czasie wezmę prysznic.
A gdy wrócę, podłoga ma lśnić! – przykazała.
Jim z Martinem westchnęli głęboko. Wiedzieli, że tę wie-
kową, terakotową podłogę w kuchni trzeba szorować wielką,
ohydną szczotką ryżową…
– Może Alkmena za nas ją odpicuje – mruknął z nadzieją
Jim, mając na myśli sympatyczną gospodynię, panią Zarka-
dakis, właścicielkę domu, w którym mieszkali Ostrowscy
i Gardnerowie.
8
– Alkmena na pewno wam nie pomoże! Uprzedziłam ją!
– odpowiedziała Ofelia, która właśnie znikała w łazience. Mu-
siała mieć chyba jakiś szósty zmysł, bo zawsze wszystko
słyszała i doskonale przewidywała.
Niestety, nie przewidziała tylko jednego, że zieloną farbę
tak trudno będzie zmyć ze skóry. Z drugiej strony, bliźniacy
mieli dzięki temu więcej czasu na pucowanie podłogi. Za-
zdrościli jedynie Mary Jane, Ani i Bartkowi, którzy siedzieli
na plaży nad szafirowym morzem i zapewne dobrze się ba-
wili, bo przecież właśnie po to przyjechali tego lata na Kretę…
9
Rozdział II
Tajne badania
Na pokładzie jachtu wpływającego do portu w greckim Pi-
reusie zadzwonił telefon satelitarny. Smukły, elegancki mężczyz -
na od razu rozpoznał numer, który ukazał się na wyświetlaczu.
– Znaleźliście? – zapytał bez zbędnych wstępów i grzecz-
ności.
– Panie profesorze – odpowiedział mu podekscytowany
głos w słuchawce – chyba na coś trafiliśmy. Wygląda jak okręt
handlowy, ale zachował się tylko ładunek, drewno całkiem
już zbutwiało i…
– Jaki ładunek? – profesor przerwał niecierpliwie.
– Tego dokładnie nie wiemy. Widać dziesiątki amfor, ale
żadnej jeszcze nie wydobyliśmy. Na razie badamy wszystko
z wnętrza Selene. Nurkowie zejdą później, gdy stwierdzimy,
że jest bezpiecznie.
– Dobrze – zgodził się profesor. – Sonar wykazał jakieś ano-
malie? – spytał szybko. – To, czego szukamy, może być za-
grzebane głęboko w mule – przypomniał.
– Mieliśmy małą awarię sonaru, ale już wszystko jest w po-
rządku – relacjonował głos w słuchawce. – Na razie nie wy-
kazał niczego nadzwyczajnego.
– Może należy poszerzyć obszar poszukiwań – zasugerował
profesor.
10
– To zwiększy koszty – odpowiedział mu rozmówca.
– O finanse niech cię głowa nie boli, tym ja się zajmę – pro-
fesor rzekł z naciskiem. – Nasz sponsor jest bardzo bogaty
i hojny. Zainwestuje każdą kwotę, ale pod warunkiem, że ten
posąg się znajdzie!
– Postaramy się zrobić wszystko, co w naszej mocy…
– Będę u was za kilka dni – zawiadomił profesor. – Osobiś -
cie zapoznam się z postępem prac i obejrzę odkryty wrak.
Przywiozę także najnowocześniejszy skaner akustyczny. Po-
może wam stworzyć trójwymiarowy obraz dna morskiego
i ułatwi poszukiwania.
– O, wszyscy się ucieszą – roześmiał się głos w słuchawce,
choć jego radość wzbudziła raczej wiadomość o skanerze, niż
zapowiedziana wizyta dosyć surowego profesora.
– I pamiętaj – podkreślił naukowiec – prowadzimy badania
w tajemnicy. Nie chcę tam żadnych niepożądanych świadków
ani gapiów! – rzucił twardo do słuchawki i rozłączył się.
11
Rozdział III
Spotkanie na Akropolu
Atena Papadopulis stała na szczycie Akropolu u wejścia do
kompleksu słynnych świątyń. Po jej lewej stronie znajdowała
się Pinakoteka, a po prawej mała świątynia Nike upamiętnia-
jąca zwycięstwo nad Persami.
Tego dnia niebo było bezchmurne, a powietrze wyjątkowo
czyste i przejrzyste. Atena osłoniła dłonią oczy i spojrzała na
widoczny stąd port w Pireusie. Profesor Flemming powinien
już być na miejscu. Przypłynął do Grecji poprzedniego dnia
i był umówiony z Ateną właśnie na Akropolu, w pobliżu słyn-
nego Partenonu. Atena nie miała pojęcia, czemu profesor nie
chciał się spotkać w jakiejś przytulnej restauracji, gdzie po-
dają chłodne napoje, tylko akurat na szczycie tego wzgórza,
gdzie roiło się od turystów, a temperatura sięgała trzydziestu
stopni Celsjusza. Ale z tego co słyszała, profesor był wielkim
oryginałem i miłośnikiem starożytności. Tłumaczyłoby to,
dlaczego chciał z nią rozmawiać akurat w tym miejscu.
– Może już na mnie czeka – pomyślała i wolno ruszyła
w stronę Partenonu. Szczerze mówiąc, nigdy wcześniej nie wi-
działa profesora i nie miała pojęcia, jak go rozpozna.
12
Akropol
Wapienne wzgórze wznoszące się
nad ateńską polis. Pierwotnie stano-
wiło naturalną fortecę obronną,
a w późniejszych wiekach stało się
także miejscem kultu. Wybudowano
na nim wiele budowli o charakterze
sakralnym. Na Akropolu mieścił się
także skarbiec.
Propyleje – monumentalna brama,
wejście na Akropol.
Partenon – świątynia wzniesiona
ku czci Ateny Partenos w latach
447-432 p.n.e. We wschodniej części
sanktuarium znajdował się mierzący
około 12 metrów posąg Ateny dłuta
Fidiasza. Na jego wykonanie zużyto
przeszło tonę złotego kruszcu i nie
mniej kości słoniowej. Górną część
ścian Partenonu zdobiły wspaniałe
rzeźbione fryzy.
Pinakoteka – galeria obrazów.
Znajdowały się w niej dzieła najwybit-
niejszych greckich malarzy. Do naszych
czasów żadne z nich nie przetrwały.
Świątynia Nike – świątynia zbudo-
wana w V w. p.n.e. na cześć zwycięs -
twa nad Persami.
– Partenon to ucieleśnienie wizji Pe-
ryklesa – dobiegł ją głos jednego z wielu
przewodników prowadzących grupkę
spoconych turystów. – Świątynię ku czci
patronki Aten wzniesiono na tym trud -
no dostępnym wzgórzu, aby widoczna
była już z daleka, a w czasie wojny sta-
nowiła schronienie dla mieszkańców
miasta – przewodnik mówił, a uczest-
nicy wycieczki pstrykali zdjęcia, kręcili
filmy kamerami i telefonami.
– Ach, ci turyści! – Atena pokręciła
gło wą. – Przybyłem, zobaczyłem i zdję-
cie zrobiłem! – prychnęła pogardliwie,
wymijając zwiedzających.
W końcu stanęła przed Parteno-
nem. To tutaj w starożytności znajdo-
wał się słynny posąg jej imienniczki,
bogini Ateny. Niestety nie zachował się
do współczesnych czasów.
Partenon jest dziś zaledwie cieniem
wspaniałej budowli wzniesionej przez
Peryklesa, niemniej jednak nadal za-
chwyca klasyczną formą i pięknem.
Atena z dumą patrzyła na ozdobne
fryzy i smukłe kolumny będące wzo-
rem do naśladowania oraz inspiracją
14
Perykles
żył w V w. p.n.e. Był wybitnym
ateńskim politykiem oraz dowódcą
wojskowym. W czasie swoich trzydzies-
toletnich rządów umocnił demokrację
ateńską i wprowadził szereg reform.
Po wojnie z Persami odbudował znisz-
czone Ateny i port w Pireusie. Był me-
cenasem sztuki i nauki. Skupiał wokół
siebie sławnych filozofów i artystów.
Z jego inicjatywy na Akropolu wznie-
siono Partenon, Propyleje i wiele
innych monumentalnych budowli,
w których zastosowano wiele nowator-
skich rozwiązań. Budowę powierzył
znamienitym architektom, rzeźbiarzom
i malarzom, takim jak Iktinos, Kallikra-
tes czy Fidiasz. Perykles zmarł w czasie
szalejącej w Atenach zarazy.
dla pokoleń artystów i architektów. Dopiero po chwili ocknęła
się z zamyślenia i przypomniała sobie, po co tak naprawdę tu
przybyła.
Profesor Barry Flemming z Centrum Badawczego Archeo-
logii Podwodnej na Uniwersytecie w Nottingham przybył spec -
jalnie z Anglii, żeby prowadzić badania na Krecie.
Atena była geoarcheologiem i profesor Flemming zaprosił
ją do współpracy. Czuła się zaszczycona, że brytyjski nauko-
wiec wyłowił ją spośród grona innych pracowników Greckiej
Agencji Archeologii Morskiej. Kobieta rozejrzała się uważnie.
Wyobrażała sobie profesora jako nobliwego starszego pana
z laseczką. Dlatego bardzo się zdziwiła, gdy podszedł do niej
przystojny mężczyzna, wcale nie siwy i ani trochę nobliwy.
Miał wysportowaną sylwetkę i ujmujący uśmiech dżentel-
mena. Mimo upału ubrany był w jasny, elegancki letni garni-
tur. Nosił ciemne okulary i pomarańczową muszkę w złote
cętki.
15
– Pani Atena Papadopulis? – spytał profesor i nie czekając
na odpowiedź, sam się przedstawił: – Jestem Barry Flemming.
– Bardzo mi miło – Atena podała rękę na powitanie. – Jak
mnie pan poznał? – zamrugała powiekami.
– Jest pani najpiękniejszą kobietą na Akropolu, więc od
razu wiedziałem do kogo podejść – odrzekł profesor z wyjąt-
kową kurtuazją.
Atena uśmiechnęła się zakłopotana i odruchowo poprawiła
swoje kruczoczarne kręcone włosy. Jeszcze nikt nie powiedział
jej, że jest piękna, bo też pięknością raczej nie była. Miała
nieco garbaty nos, była niskiego wzrostu, a i do figury mo-
delki było jej daleko. Poświęcała się pracy i nie dbała o wygląd
zewnętrzny. Jedyną ekstrawagancją i słabością, na jaką sobie
pozwalała, była biżuteria stylizowana na antyczną. Dlatego
jej uszy zdobiły długie kolczyki, a na przegubach dłoni brzę-
czały bransoletki.
– Może pójdziemy na spacer do Jaskini Nimf? – profesor
zaproponował i uprzejmie podał Atenie ramię, które ta chęt-
nie przyjęła. Po czym udali się na dłuższą przechadzkę depta-
kiem wokół Akropolu.
– Czym dokładnie zajmuje się pan w tej chwili na Krecie?
– spytała. Wcześniej nie udało jej się za wiele na ten temat do-
wiedzieć.
– Prowadzę podwodne badania archeologiczne – odparł
profesor.
– To fascynujące – powiedziała z uznaniem Atena. – A w czym
mogłabym panu pomóc?
Profesor odczekał, aż minie ich grupka turystów, a potem
ściszonym głosem rzekł:
– Przeczesuję dno morskie w poszukiwaniu pewnego bar-
dzo ważnego okrętu. Na jego pokładzie mógł być niezwykły
ładunek, ale to…
Urwał, poprawił okulary i spojrzał na kobietę znacząco.
– Potrafi pani dochować sekretu?
– Och, naturalnie – Atena energicznie potrząsnęła głową.
– Tak myślałem, dlatego właśnie panią wybrałem – uś miech-
nął się, po czym ciągnął ściszonym głosem: – Szukamy pew-
nego ogromnego posągu w całości wykonanego z najczystszego
złota…
Atena wytrzeszczyła oczy.
– Chyba domyśla się pani, że te informacje są poufne
i w żaden sposób nikt nie może się o nich dowiedzieć. Gdy
znajdę ten bezcenny ładunek, w całości przekażę go do grec-
kiego muzeum. Ale jeśli wcześniej jacyś łowcy skarbów zwie -
trzą łatwy łup, rozkradną wszystko, nim cokolwiek zdążymy
zbadać. Sama pani rozumie, że dyskrecja jest w tej sprawie nie-
zbędna…
17
Atena głośno przełknęła
ślinę.
– Ależ oczywiście! Mój kraj
wiele by zyskał na tym odkryciu
– poczuła przypływ patriotyz -
mu. Jednocześnie gdzieś w zaka-
markach jej duszy, pojawiło się
coś jeszcze... pragnienie sławy.
Ona, Atena Papadopulis, byłaby
znana na całym świecie! Ten
uroczy profesor doprawdy spadł
jej z nieba. Atena przez moment
poczuła się jak Zofia Engastro-
menos, która została żoną sław-
nego
odkrywcy Henryka
Schlie manna. Historia lubi się
powtarzać, więc może i ją czeka
szczęście i sława u boku profe-
sora Flemminga. Nie był on co
prawda Niemcem, lecz Angli-
kiem, ale to może i jeszcze le-
piej? – Atena rozmyślała.
Czuła, że zrobi wszystko, by
pomóc mu odnaleźć ten cu-
downy skarb…
18
Henryk Schliemann
urodził się 6 stycznia 1822 roku w Niem -
czech. Od wczesnego dzieciństwa marzył
o odnalezieniu mitycznej Troi opisywanej
przez Homera. Ze względów finansowych
ukończył jedynie szkołę podstawową.
Jednak niezwykła siła charakteru i fenome-
nalne zdolności lingwistyczne sprawiły, że
samodzielnie uzupełnił braki w wykształ-
ceniu. Władał czternastoma językami
obcymi, w tym łaciną i greką. Opracował
specjalną metodę, dzięki której przyswajał
kolejny język w zaledwie kilka tygodni.
Pracę zaczynał jako ubogi subiekt, lecz
dzięki swej niezwykłej sumienności
i pracowitości prędko dorobił się w Rosji
majątku. Kolejną fortunę Schliemann zbił
w czasie gorączki złota w Kalifornii.
Stał się bardzo zamożnym człowiekiem
i od tej pory zaczął realizować swoje
dziecięce marzenie. Zamieszkał w Atenach
i ożenił się z piękną Zofią Engastromenos.
W latach 1871-1882 razem z żoną, jako
archeolog amator, rozpoczął wykopaliska
w Hisarlık, w Azji Mniejszej, na terenie
dzisiejszej Turcji. Z „Iliadą” Homera
w dłoni szukał Troi, choć nawet uczeni
nie wierzyli w jej istnienie i uważali
jedynie za wytwór fantazji starożytnego
poety. Ku zdumieniu całego świata,
Schliemann, mimo wielu trudności,
odkopał ruiny Troi i odnalazł „Skarb
Priama”, na który składało się ponad
osiem tysięcy przedmiotów ze złota,
srebra i brązu. Była to wspaniała biżuteria,
naczynia i broń.
Henryk Schliemann zmarł w 1890 roku.
O pojedynku Ateny z Posejdonem
Jak głosi legenda, pierwszym założycielem Aten
był król Kekrops. Pod jego mądrymi rządami
miasto-państwo rozkwitało i rozwijało się. Dlatego
zainteresowali się nim bogowie olimpijscy – Atena
oraz Posejdon. Każde z nich chciało zostać
patronem zamożnej polis.
Bogowie nie chcieli wszczynać kłótni, więc
poprosili mieszkańców Aten, aby sami dokonali
wyboru. Śmiertelnicy wykazali się sprytem
i uznali, że wybiorą tego, kto ofiaruje im
cenniejszy dar. Posejdon wbił swój trójząb w skałę
Akropolu i natychmiast trysnęło z niej źródło.
Lecz woda była słona i nie nadawała się do picia.
Atena uderzyła włócznią obok słonego źródełka
i wtedy wyrosła pierwsza oliwka. Dar ten był
bardzo cenny. Nic więc dziwnego, że patronką
miasta została właśnie Atena.
19
Rozdział IV
Stokrotki i starożytne
tajemnice
W czasie gdy Ania, Mary Jane i bliźniacy wylegiwali się na
złocistej plaży w zacisznej zatoczce, Bartek postanowił obej-
rzeć ruiny starożytnej świątyni wznoszącej się na szczycie
urwistego klifu.
– Za pół godzinki będę z powrotem! – rzucił optymistycz-
nie do przyjaciół i pomaszerował na samotną wycieczkę.
– Ja nie mam dzisiaj ochoty na wspinaczkę – mruknęła
Mary Jane. Spięła włosy w kitkę żeby odsłonić szyję, spraw-
dziła, czy nowy kostium kąpielowy dobrze na niej leży i po-
łożyła się plackiem na ręczniku. – Wolę poleniuchować
i opalić się na boski brąz.
– Przecież ty zawsze spiekasz się jak rak! – przypomniał jej
Martin, ledwo widoczny zza góry piachu. Razem z Jimem bu-
dowali zamek.
– Kupiłam dobry olejek do opalania i tym razem będę
miała piękną opaleniznę – zawzięła się Mary Jane.
Bracia uznali, że lepiej z nią nie zadzierać i skupili się na
swoim zamku. Tym bardziej, że na palcach u rąk mieli jeszcze
pęcherze od ryżowej szczotki – pamiątkę po ich ostatnim wy-
bryku, kiedy to podpadli pannie Ofelii.
20
Pobierz darmowy fragment (pdf)