Darmowy fragment publikacji:
Krzysztof Bonk
ŚWIETLANY MROK
II
CZĘŚCI
I, II i III
© Copyright by Krzysztof Bonk
Projekt okładki: Marta Frąckowiak
ISBN wydania elektronicznego: 978-83-7859-890-9
Wydawnictwo: self-publishing
e-wydanie pierwsze 2017
Kontakt: bookbonk@gmail.com
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione
CZĘŚĆ I
4
I. MROK ŻYCIA
Złociste słońce w całości skryło się za żałobnym całunem
ciemnych, ponurych chmur. Z ciężkiego nieba spadły rzęsiste
krople deszczu niczym gorzkie, cierpiętnicze łzy.
Kolejna warstwa rozmiękczonej wodą ziemi przykryła
leżącą w dole martwą kobietę. Zaopatrzony w łopatę męż-
czyzna otarł z twarzy pot zmieszany z deszczem i konty-
nuował uciążliwą pracę związaną z pochówkiem biedoty
z Varnes.
Nad grobem, który zasypywał, oprócz niego stały tylko
dwie osoby. Były to nastoletnie córki zmarłej biedaczki – nie-
jaka Iris i starsza Sari.
Ta druga tuliła do płaskiej piersi swoją szlochającą siostrę.
Sama stała nad grobem matki niczym martwa, ponieważ do-
kładnie tak właśnie się czuła. Akurat straciła jedyną w swoim
życiu osobę, obok Iris, dla której cokolwiek znaczyła. Imienia
swego ojca nigdy nie dane jej było poznać i zapewne tak już
pozostanie. Imię jej ojca zostanie pogrzebane podobnie jak
ciało matki. A krewni? O ile wiedziała nie posiadała żadnej
dodatkowej rodziny.
Co więc w życiu jej teraz pozostało? Myślała, że w jakiś
sposób samodzielnie zatroszczyć się o siebie i siostrę. To zaś
w przeklętym Varnes dla kogoś pozbawionego środków do
5
życia zapowiadało się drogą przez mękę. Ale… czy Sari kie-
dykolwiek miała łatwo?
Kiedy mężczyzna skończył zasypywać grób, wręczyła mu
gliniany kubek z odłamanym uchem. Czymś musiała zapłacić
za pochówek, a nie posiadała niczego choć trochę wartościo-
wego.
Grabarz spojrzał na podarowany mu przedmiot i pa-
skudnie się skrzywił na twarzy. Przeklął pod nosem, po czym
patrząc z pogardą na Sari, rozpiął sobie rozporek i z drwiącym
uśmiechem oddał mocz do kubka. Potem przechylił naczynie
i zawartość wylał na świeży grób.
Dziewczyna zasłoniła oczy naraz mocniej płaczącej sio-
strze i siłą zawróciła ją w drugą stronę. Przemoczone i zzięb-
nięte, z rozdartymi sercami po stracie rodzicielki, udały się
do rudery, którą nazywały swoim domem.
Miejscem tym było skromne, zatęchłe poddasze. Składała
się na nie jedna niewielka izba, gdzie ściśnięte koło siebie
stały obskurne łóżka, chybotliwy stół i trzy równie chwiejne
krzesła. Do tego przeżarta kornikami rozklekotana szafa na
ubranie. To było wszystko poza oknem z dawno wybitymi
szybami, z którego rozchodził się widok na kawałek ulicy
i piekarnię.
Z miejsca, gdzie pieczono chleb niemal nieustannie unosił
się niezwykle nęcący zapach. Tym bardziej drażniący zmysły
sióstr, że obie od dwóch cykli snu cierpiały głód i nie miały
za co kupić pożywienia.
6
W pewnym momencie odezwała się siedząca na łóżku, za-
płakana Iris:
– Jestem taka głodna… – Sari nic nie odpowiedziała, tylko
nadal stała przy oknie i tępo patrzyła na granatowe niebo, to
na ceglaną piekarnię. – Chcę jeść! – krzyknęła rozpaczliwie
Iris, po czym wzięła w usta kawałek swej ubłoconej, szarej
sukni i zaczęła rzuć.
Sari popatrzyła na żałosną postać siostry: potargane, jasne
włosy, porwane, brudne ubranie i zaschnięte smarki pod
nosem. Jednak nie czuła litości. Ona sama przedstawiała się
równie mizernie, a może nawet jeszcze gorzej. Robiło jej się
coraz słabiej i z głodu kręciło w głowie. Nie miała wręcz sił
zbyt wiele odczuwać. Już chciała paść na łóżko, aby zakryć
sobie głowę poduszką i choć na chwilę nie słyszeć kwilenia
siostry, kiedy ta ponownie wrzasnęła z wyrzutem:
– Matka chodziła do piekarni i przynosiła chleb! Dlaczego
ty nie możesz?! Idź! Słyszysz?! Idź!
Sari wbiła wzrok w miejsce, gdzie produkowano pieczywo.
Była już na tyle duża, że wiedziała, iż nigdzie niczego nie do-
staje się w życiu za darmo. Miała domysły jaką cenę przy-
szłoby jej zapłacić. Nie zamierzała tego robić. Tego samego
czym parała się jej matka.
Gdy naraz z całą natarczywością jej zmysł powonienia
zaatakował zapach świeżego chleba. Pociekła jej ślina z ust,
a żołądek wykręcił się w bolesny supeł. I prawie nie zauwa-
żyła, kiedy wyszła z domu i udała wprost na zaplecze pie-
7
karni. Jej własny głód zaprowadził ją tam niczym sukę na
smyczy, blisko przy nodze i nie pozwolił zboczyć ani na krok.
Mokła i uderzała pięścią w drzwi na zapleczu aż w końcu te
zostały otwarte. W progu staną starszy, otyły mężczyzna. Był
łysy, wąsaty i miał założony fartuch przyprószony mąką. Ob-
rzucił Sari podejrzliwym spojrzeniem i raptem uśmiechnął
się z przekąsem, rozpoznając ją:
– Znałem twoją matkę… – powiedział lubieżnie. – Przy-
chodziła tu po… chleb… Także chcesz… chleba? – Dziew-
czyna wymownie skinęła głową. – Dobrze… zatem… Choć
wyjątkowo nie grzeszysz urodą, ale może się jakoś dogadamy,
zapraszam…
Wewnątrz Sari zobaczyła obszerne pomieszczenie pełne
wszelakiego sprzętu. Stały tu liczne półki, a na nich wałki,
formy do ciast i miski. Na środku natomiast znajdował się
pokaźnych rozmiarów stół.
Niebawem, za sprawą piekarza, znalazł się na nim świeży,
krągły bochen chleba. Sari podeszła z wolna do zaprezento-
wanego jej pożywienia, jak do największej świętości. Nachy-
liła się nad stołem i ujęła w dłonie jeszcze ciepłe pieczywo.
Uczyniła to w tym samym momencie, gdy dłonie piekarza
spoczęły na jej chłodnych, wilgotnych od deszczu poślad-
kach. Jednak nie zwracała na to uwagi. Z pietyzmem gładziła
bochen i delikatnie odrywała z niego złocistą skórkę. Czyniła
to także w czasie, kiedy mężczyzna podwijał jej mokrą suknię
do góry. Następnie ściągnął jej z tyłka dziurawe majtki, a ona
8
oderwała kawałek pieczywa i przystawiła sobie do twarzy.
Włożyła strawę do ust, gdy piekarz silnie wprowadził swą
męskość w jej dziewicze, kobiece miejsce. Doświadczany
ból krocza zmieszał się z rozkoszą płynącą z posiadanego
w ustach pożywienia. Posapując, piekarz uderzał mocno
biodrami tak, że stół aż skrzypiał. Sari z kolei napawała się
smakiem pieczywa i mlaskała z zadowoleniem, to krzywiła
z powodu silnego odczucia dyskomfortu w podbrzuszu. Od-
nosiła wręcz wrażenie, jakby piekarz wciskał w nią wałek do
ciasta. I sama czuła się poniekąd jak ciasto ugniatane potęż-
nymi dłońmi mężczyzny, który ściskał ją mocno za pośladki,
plecy czy piersi.
Trwało to dłuższy czas aż piekarz warknął gardłowo
i gwałtownie zastygł w bezruchu. W tym samym momencie
Sari przełknęła kawałek przesyconego śliną chleba i ten po-
wędrował do jej pustego jak wydmuszka żołądka. Poczuła
prawdziwą rokosz w brzuchu, a na wewnętrznych stronach
ud spływającą po nich ciecz.
Jednak dziewczyna była skoncentrowana przede wszystkim
na jedzeniu. I nie ruszając się z miejsca, pochłonęła całe pół
bochenka chleba. Wypełniła swój żołądek do granic moż-
liwości i dopiero wtedy się nasyciła. Otarła rąbkiem sukni
krocze, podciągnęła sfatygowaną bieliznę i z drugą połówką
bochenka pod pachą, nie spoglądając nawet na piekarza, bez
słowa opuściła pomieszczenie.
Przekroczywszy próg piekarni niespodziewanie otrzymała
9
uderzenie pięścią w twarz, a zaraz potem w brzuch. Skuliła
się i padła w błotnistą kałużę. Ktoś wyszarpnął jej z rąk poży-
wienie, po czym posypał się na nią grad kopniaków.
Gdy napastnicy od niej odstąpili, z boleścią chwyciła swój
rozdęty, poobijany brzuch, w którym odczuła nieznośne
gniecenie i gwałtownie zwymiotowała. Spojrzała żałośnie na
świeże wymiociny, a następnie w ślad za swoimi oprawcami.
Dostrzegła Villę, jej rówieśniczkę i należący do niej mały
gang podobnych jej wiekiem chłopaków. Uciekali w deszczu
bitą drogą, śmiejąc się i podrzucając sobie nawzajem skra-
dzioną zdobycz.
Sari odprowadziła ich nienawistnym wzrokiem aż znik-
nęli za rogiem ulicy. Wstała i otarła z twarzy krew oraz błoto,
po czym jeszcze raz zapukała do drzwi piekarni.
Zorientowała się, że nie miała w tej chwili niczego do je-
dzenia dla swojej siostry. A sama, po opróżnieniu żołądka,
posiadała w nim bardzo nieprzyjemne uczucie i już wie-
działa, że niebawem przekształci się ono w dojmujący głód.
– Czego… – warknął wkrótce piekarz, widząc z kim miał
ponownie do czynienia.
– Chcę jeszcze raz… za chleb… – powiedziała usłużnie
Sari, pochylając nisko głowę.
– A to ci rozochocona, mała kurewka. Ktoś tu się wdał
w świętej pamięci mamusię… – Mężczyzna przybrał szy-
derczą minę i lekceważąco dodał: – Ale na ten cykl snu mam
już dość. – Podrapał się z zadowoleniem po kroczu.
10
– Za pół bochenka… – nie ustępowała dziewczyna.
– Powiedziałem, nie! – wrzasnął gniewnie piekarz i pchnął
Sari aż ta padła na plecy w błoto. Ona jednak wciąż nie da-
wała się zniechęcić. Uklękła pokornie i błagalnie oznajmiła:
– Proszę, to dla siostry…
– Prosisz… – Mężczyzna popatrzył na nią, jak na kara-
lucha. Zadumał się i syknął: – Poczekaj tu. – Niebawem
powrócił z pajdą czerstwego chleba i rzucił ją na wilgotną
ziemię, dodając: – Bierz, dla siostry… I w zamian za to masz
tu przychodzić co drugi cykl snu za pół bochenka chleba, ro-
zumiesz?
– Tak – odparła dziękczynnie Sari i pospiesznie oddaliła
się ze swoją zdobyczą.
11
Spis treści
4
5
12
19
31
44
50
61
73
82
CZĘŚĆ I
I. MROK ŻYCIA
II. MROK DORASTANIA
III. MROK NIERZĄDU
IV. MROK ZWIĄZKU
V. MROK MIASTA
VI. MROK PODRÓŻY
VII. MROK WYSTĘPKU
VIII. MROK WIĘZIENIA
IX. MROK W MROKU
90
CZĘŚĆ II
91
I. ŚWIATŁO DRZEW
97
II. ŚWIATŁO OGNIA
100
III. ŚWIATŁO ETERU
106
IV. ŚWIATŁO METALU
V. MROK WODY
111
VI. ŚWIATŁO WODY 114
119
VII. ŚWIATŁO NIEBIAŃSKIEJ JASKINI
121
VIII. ŚWIATŁO PODĄŻANIA ZA CELEM
IX. ŚWIATŁO NOWEGO ŚWIATA
123
CZĘŚĆ III
I. MROK EGZYSTENCJI
II. ŚWIATŁO I MROK
EPILOG
124
125
134
146
158
Pobierz darmowy fragment (pdf)