Darmowy fragment publikacji:
Marta Kopeć
TTuurrkkuussoowwaa
DDuusszzaa
Wydawnictwo Psychoskok
Konin 2015
Marta Kopeć
„Turkusowa dusza”
Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok sp. z o. o. 2015
Copyright © by Marta Kopeć 2015
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji
nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana
w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
Skład: Wydawnictwo Psychoskok
Projekt okładki: Robert Rumak, Wydawnictwo Psychoskok
Zdjęcie okładki © Fotolia – Tarzhanova
Korekta: Paweł Markowski
ISBN: 978-83-7900-348-8
Wydawnictwo Psychoskok sp. z o.o.
ul. Chopina 9, pok. 23 , 62-507 Konin
tel. (63) 242 02 02, kom.665-955-131
http://wydawnictwo.psychoskok.pl
e-mail: wydawnictwo@psychoskok.pl
Od autorki:
Chciałabym podziękować wszystkim, którzy mnie wspierali
przez ten cały czas, aż do momentu ukończenia książki. Dziękuję
bliskim za motywację. Gdyby nie oni… z pewnością czas
dłużyłby mi się, a ja nie wykorzystałabym go w odpowiedni
sposób.
Chociaż trochę już przeszłam,
to jednak jest to jeszcze początek
mojej drogi. Obecnie jestem
na etapie wielkich poszukiwań.
Dlatego emanują ze mnie chyba
wszystkie możliwe emocje –
mam nadzieję, że
tylko
pozytywne – acz może nie
zawsze.
Marta Kopeć, tak w rzeczy
samej brzmią moje dane personalne. Kim jestem? Po co?
Jaki jest mój cel? Zgodnie z tym co napisałam na
wstępie, znalezienie odpowiedzi na te pytania jeszcze
pewnie zajmie mi trochę czasu i kiedyś się dowiem
i zrozumiem. Mam osiemnaście lat, więc chyba zdążę
jeszcze poznać odpowiedzi na tak trudne, a zarazem
proste pytania. Na chwilę obecną mogę nazwać siebie
autorką książki, która pragnie, aby Turkusowa Dusza
uderzyła w drzwi ludzkich serc i zapadła w pamięci na
długo. I w to już muszę mocno i głęboko wierzyć.
Pisanie książki rozpoczęłam w wieku piętnastu lat,
w kilku etapach z długimi przerwami, dlatego dopiero
teraz zostaje wydana. Musiałam uzbroić się w ogromną
cierpliwość. W międzyczasie tworzyłam również wiele
wierszy, odłożonych „do szuflady” i zapewne znowu
minie trochę czasu, zanim ujrzą światło dzienne. Ale za
to mam pewne osiągnięcia w malarstwie. Taka już ze
mnie artystyczna dusza, że w każdej dziedzinie szukam
możliwości ekspresji i wyrażania emocji: carpe diem czy
panta rhei, bo tak brzmią moje motta życiowe. Mam też
kilka inny „drogowskazów”, które mnie prowadzą. Nie
jestem jednak osobą, która w pierwszych słowach
zdradza zbyt wiele o sobie. Bardziej cenię życie owiane
tajemnicą. Po prostu jestem, oddycham…, żyję, a przede
wszystkim przelewam swoje myśli i uczucia na papier
(czy też komputer, zważając na dzisiejsze czasy).
Jestem wdzięczna wielu osobom, którzy umożliwili mi
wydanie książki. Dedykacje może dam przy innej
okazji, chociażby wydając nową książkę (bo już jest
„w szufladzie”, a i kolejne są głowie!). To wszystko
zależy, jak bardzo spodoba się Turkusowa Dusza.
Marta Kopeć
Prolog
Grzech popełniony łatwo,
a ciężko wybaczony.
Co, jeśli jednak nie doprowadzi cię
do zguby?
Jeżeli to rzecz nie do wybaczenia,
to jednak wyjaśnia całą prawdę o tobie.
Możesz się odnaleźć.
Dowiesz się, kim jesteś,
gdy poznasz swą złą stronę.
Rozdział 1
Nie wiedziała gdzie się podziać, ale potrzebowała teraz
tylko ciszy. Spokoju, aby ochłonąć.
Incydenty, takie jak awantury nie do zniesienia,
zdarzały się ostatnio za często.
Młoda siedemnastolatka szła ruchliwą ulicą Nowego
Yorku. Co chwila przejeżdżał samochód. Jeden za drugim
prześlizgiwał się cichutko i błyskawicznie.
Mieszkańcy miasta nie zwracali na siebie uwagi. Każdy
zajęty był własnymi sprawami. Czemu mieliby zwrócić uwagę
na młodą nastolatkę, przytłoczoną swoimi problemami? Zresztą
nikt nigdy ich nie dostrzegał, a nawet jeśli… . Ludzie za wszelką
cenę unikają cudzych problemów.
Od pięciu lat mama Pameli Wheel była narkomanką,
a ojciec alkoholikiem.
Niezły duet – prychnęła na samą myśl o tym.
Typowa patologiczna rodzina, w jakiej żyła siedemnaście
lat. Dziewczyna nienawidziła ich za to, kim są i jacy są.
Pragnęła tylko, by darzyli ją opieką i uczuciem, a nie dostarczali
wstydu i kompromitacji, których było co niemiara. Pamela
zawiodła się na nich wiele razy.
Kto by pomyślał, że licealistka musi uciekać ze
zwariowanego domu? Co z rodzicami? Dla ojca i tak mogła nie
istnieć. Matka? Gdyby zadzwoniła na policję, sami by ją
zgarnęli.
Cóż. Rozmyślania na ten temat tylko przyprawiały ją
o bóle głowy. Czy powinno się jeszcze dodać coś na ten temat,
8
prócz tego, że straciła nowo uzyskane prawko? Szkoda gadać.
Jazda po pijaku… wiadomo, sprawiedliwie, więc prawo jazdy
odebrane. Sprawiedliwie, gdyby to ona siedziała wtedy za
kierownicą. Któż inny więc miał jeździć jej autem? Oczywiście
staruszek. Perfidnie, celowo wrobił swoją własną córkę. Pamela
sama nie wiedziała jak to zrobił. Jak ten pijak mógł wyrobić
sobie opinię porządnego obywatela? Jak?
W tym świecie liczą się tylko znajomości. Stwarzające
problemy dziecko, a może tylko niepokorne, mające swoje
aspiracje i marzenia, zawadzało rodzicom. Albo rodziców
przerosła rola i trud, jaki spoczywa na wychowywaniu dzieci?
Wystarczyło więc tylko wymyślić zabawną historyjkę, która
mimo że nietrzymająca się do końca zasad logiki i zdrowego
rozsądku, doskonale została sprzedana bandzie pozbawionych
skłonności do refleksji, tudzież idiotów, z policji. Kto takich
zatrudnia? Zdarzają się tacy, co nawet nie mają pojęcia
o prawie. Totalne pomyłki. A może to tylko pozory, a w tle
wszystkiego jest korupcja? Pam podziwiała wielki talent ojca do
konfabulacji i tworzenia swoich, niejednokrotnie wyrafinowanych,
bajek. Miał ogromną wyobraźnię.
– Ten incydent i wszystkie inne rozdziały mego życia
zostały wymazane. Zaczynam dziś żyć normalnie – powiedziała
do siebie, krocząc dalej betonową drogą między drogimi
sklepami. Spojrzała na godzinę wyświetlaną w telefonie. Było
dwadzieścia po ósmej. Dwadzieścia minut od ucieczki.
Właściwie gdzie miała teraz pójść? Została sama,
bez niczyjej pomocy
i musiała się w
tym odnaleźć.
9
Dwudziestodziewięcioletni brat, który ukończył medycynę,
odpadał. Nie było go w mieście. Już jakiś czas temu wyjechał
do rodziny narzeczonej, gdzieś w Miami. Jednak… zostawił po
sobie małe mieszkanko.
Pamela nigdy tam nie była, stąd nie była zorientowana,
w jakim kierunku powinna podążać. Nie mogła odnaleźć się na
tutejszych ulicach. Zresztą Nowy York nie był dla niej
najprzyjemniejszym miastem. Życie dostarczyło jej tutaj zbyt
wiele goryczy. Zawsze pragnęła się stąd wyrwać. Miała
nadzieję, że to marzenie kiedyś się spełni.
Ścisnęła kartkę z adresem i klucz zostawiony jej
przez brata na czarną godzinę. Czyżby właśnie wybiła?
Dwudziestodziewięciolatek zadbał o to, by w razie czego miała
się gdzie znaleźć. Nawet rodzice nie wiedzieli o tym mieszkaniu.
Stąd szanse na znalezienie jej było nikłe.
Pam miała wielki żal do brata, że nie mógł jej ze sobą
zabrać. W zamian tego podarował jej lokum, które sam miał
opłacać.
– Ean… mój kochany brat. Wiedział, że tam zajrzę –
mruknęła, próbując wyobrazić sobie
to pomieszczenie,
w którym kiedyś ukrywał się jej brat.
Dzięki wzajemnemu wsparciu nie zginęli w tym
cholernym chaosie i choć obiecał, że wróci po nią… nie miała
pojęcia czy to zrobi. Co jakiś czas otrzymywała od niego listy.
Chłopak był staroświecki. Zresztą nie miał też za wiele czasu
na dzwonienie. Wciąż pochłonięty swoim szpitalem i nową
rodziną. Pam nie narzekała. Wolała czytać co do niej napisał,
10
niż słuchać przez komórkę, jaki to jest zapracowany. Listy
docierały do najlepszej przyjaciółki Pameli– Rose. Nie mogła
otrzymywać ich na adres domowy. Wtedy rodzice dowiedzieliby
się gdzie przebywa Ean.
Pam wiele zawdzięczała Rose. To ona pomagała jej
w najgorszych chwilach. Teraz jednak dziewczyna nie mogła od
niej tego oczekiwać. Choć przyznawała sobie, że z chęcią
wygadałaby się przyjaciółce, to sama chciała wykazać się
zaradnością. Nikt, tak jak ona, nie pocieszał Pam w najgorszych
chwilach i tylko jej ufała. Rose nigdy by jej nie zostawiła. Ean
to zrobił. Zaczynała wątpić, że wróci po nią, jak to wiele razy
jej obiecał. Nie zawsze reagował na prośby swojej młodszej
siostry.
Przechodząc ulicami Wall Street w NY, Pamela
zatrzymała się przed jakimś sklepem. Oświetlenie biło po
oczach, ale w lustrach na wystawie bez trudu ujrzała swoje
odbicie.
Poprawiła długi do kolan, czarny płaszcz. Wszystkie
ubrania Pam były rzeczami, na które sama zapracowała.
Podejmowała się wielu prac dorywczych, lecz nigdy na długo.
Pod czarnym płaszczem miała na sobie ciemnoróżową bluzkę
i jasne spodnie. Koszulki, które nosiła, przeważnie były za
długie. Niekiedy z prowokującymi napisami. Nie uważała się za
jakąś atrakcyjną, ale pomimo biedy, umiała o siebie zadbać
i dobrze się ubrać. Wokół niej było wiele piękniejszych
dziewczyn. Nie należała jednak do zakompleksionych osób.
Miała swoją dumę.
11
Przyjrzała się jeszcze raz swojemu odbiciu. Blada cera,
głównie od stresu. Czasami potrafiła widzieć w sobie same
negatywne cechy. Jeszcze raz poprawiła swoje ciemne,
kasztanowe włosy, sięgające do pasa. Gdzieniegdzie niektóre
pasma były jaśniutkie. Związała włosy w kucyk. Teraz tylko
krótka grzywka opadała na jej zmęczone, niebieskie oczy.
Widać nerwy źle działały na jej wygląd. Humor zresztą
dzisiaj też miała nie najlepszy.
Ruszyła dalej. Nigdzie jej się nie spieszyło. Piątkowy
wieczór. Czas leciał niewiarygodnie szybko. Wiał lekki wiatr.
Na piechotę doszła do Central Parku. Naprawdę było jej
obojętne gdzie się teraz uda, byle tylko znaleźć się najdalej od
starego domu.
Niebo pokryły chmury. Idealnie do nastroju. Pam
spojrzała w lewo, na przystanek, bo właśnie tam coś przykuło
jej uwagę.
Na pustym postoju siedziała mała dziewczynka. Miała
może jedenaście lat? Co za różnica. Była sama. Nie czekając,
siedemnastolatka podeszła do niej i zapytała.
– Co ty tu robisz? Mała dziewczynka zamyślona nie
zareagowała za pierwszym razem. Z zamkniętymi oczami
nuciła jakąś nieznaną piosenkę.
– Ej, mała, to późna pora. Nie masz co robić?
Odprowadzić cię do domu?
Mała osóbka podskoczyła.
12
– Co? – spojrzała w stronę Pam. Miała ogromne zielone
oczy i dwa blond warkocze. Wyglądała jak mały aniołek,
niewiedzący, że jest w samym piekle tego świata.
– Wreszcie jakaś reakcja, choć z dużym opóźnieniem.
Przeziębisz się. Idź do domu. W rzeczywistości nie zwróciła
uwagi od razu na to, jak jest ubrana, jednak po chwili zdumiała
się. Biała, letnia sukienka zbiła ją z nóg. Wariatka? Był koniec
jesieni. Za parę dni miały być pierwsze przymrozki.
– A może ciebie odprowadzić, zbłąkana duszyczko? –
odparła dziewczynka z uśmiechem na twarzy.
– Hy? – tylko to wyrwało się z ust Pam.
– Powiedz mi jak masz na imię – poprosiła, wręcz
nalegała mała. Zachowywała się jak dorosła. To lekko
zirytowało licealistkę.
– Pamela – powiedziała z ostrożnością.
– OK. Może jesteś już na liście – spojrzała na niebieski
notes z gwiazdką na okładce.
– Liście? Jakiej znowu liście? O czym ty do diabła
mówisz?
Na słowo diabeł, dziewczynka zmrużyła oczy.
– To normalne, szok po śmierci…
– Po jakiej znowu śmierci? Hej… ja żyję, tak? A ty
jesteś stuknięta.
Dziewczynka westchnęła.
– Z roku na rok stajecie się coraz bardziej bezczelni.
– Aha… dzięki za informację. To ja idę do domu. Pam
pomachała tylko, odwracając się zwinnie na pięcie.
13
– Zaraz, zaraz – pokręciła głową nieznajoma. –
Mówisz, że żyjesz? Jak?
Pamela zatrzymała się. Nie odwróciła głowy, wzruszyła
tylko ramionami.
– Wiesz… to proste. Otwieram buzię i oddycham,
wciągając powietrze. Umiem też nosem. A ty myślałaś, że jak?!
– w głosie siedemnastolatki można było wyczuć drwinę.
– Nie o to mi chodzi! Ty mnie widzisz?!
– Nie, kurde. Wcale. Jakby nikt nie widział małej
wariatki w letniej sukience, samej, bez opieki. Pewnie, że nie.
Pam odwróciła się.
– Głupia. Jasne, że tak!
– Widzi – szepnęła blondwłosa w warkoczykach. – A ja
się nie zorientowałam.
– Co? – Pamela spojrzała na nią krzywo.
– Co za wstyd.
– Nie, no nie przesadzaj. To, że mnie nie znasz…
– Wstyd…
– O czym ty…
Nastąpił wybuch płaczu, którego nastolatka się nie
spodziewała. Zatkała szybko uszy, bo szloch dziecka był
głośny. Bębenki aż bolały. Zresztą przypominało to jej niektóre
sceny z dzieciństwa.
Nie mogąc dłużej tego znieść, wyciągnęła rękę do
płaczącej. Zrobiło się jej żal i położyła rękę na ramieniu małej
dziewczynki.
14
– I dotyka – dodało dziecko oszołomione, strącając
rękę.
– Jak jest problem, to mogę nie dotyka…
– Rety! – przerwała jej małolatka. – Taki ktoś jak ty…
a zresztą! Chodź ze mną! –
przebiegła prze ulicę, jak gdyby nic i znalazła się po
drugiej stronie. Przed parkiem. Pam zagryzła wargę. Co ona
robiła?
– No chodź! – poganiała ją nieznajoma. Zresztą…
w ogóle się nie przedstawiła, a ciągnęła licealistkę w głąb
ciemnego parku. Czy to aby nie było chore? Nie, żeby od razu
osądzać małą dziewczynkę o straszne rzeczy. Chyba nie byłaby
w stanie popełnić przestępstwa.
– Chodź, zanim zobaczą, że gadasz sama do siebie!
– Sama do siebie? – mruknęła Pam. – Ja tu wariuję?
Ciemnowłosa czuła, że pakuje się w najgorsze kłopoty
swojego życia. Aczkolwiek inne, niż te, z którymi zazwyczaj się
zmagała. Coś ją w tym pociągało. To było dziwne, ale nie
zależało jej na niczym i pobiegła za znacznie młodszą od siebie
dziewczynką.
– Następnym razem zapamiętaj. Omijaj dziwnie ubrane
dzieci – szepnęła do siebie cichutko Pam, ale ta druga wyraźnie
to usłyszała, bo rozbawiona parsknęła śmiechem.
Nie zaszły za daleko. Dotarły do jakiejś ławki,
najmocniej oświetlonej przez latarnie.
– Gdzie mnie prowadzisz? – szatynka burknęła i usiadła
wkurzona. Małolatka popatrzyła na nią, nic nie mówiąc.
15
– Ile ty masz w ogóle lat? – spytała Pam.
– Jedenaście.
– Celnie strzelałam.
– Powiedz mi… czy od zawsze nas widzisz?
– Obłąkanych wariatów? Jasne. Codziennie. Tu nie
miało powiać sarkazmem. Miała na myśli swoich staruszków,
ale jedenastolatka tupnęła nogą. Wyglądało to komicznie.
Nabrała sporo powietrza, chcąc coś odrzec, ale Pamela
wybuchła pierwsza śmiechem.
– Co cię śmieszy?! – oburzyła się mała.
– Nic, nic – Pam zasłoniła usta i opanowała się.
– Sarkastyczna i irytująca jesteś. – przez chwilę tylko
patrzyła, po chwili rozpromieniała.
– Jestem Inez. Archanioł z nieba. A dla ciebie…
obłąkana, rzecz jasna.
– Obłąk… obłąkany… że… Archanioł?! – Pamela
spojrzała na nią z niedowierzaniem. Jak można było walić takie
teksty bez namysłu, jak z procy? Nic już chyba by nie zdziwiło
siedemnastolatki, ale anioł?
Wstała i podeszła do Inez, przyglądając się jej plecom
w poszukiwaniu dowodów.
– Archaniołek… y…. a gdzie masz skrzydła? Musisz
latać.
– Co?! Ja?! Nie pokażę ci!
– Bo nie masz?, proste i logiczne. Pam nie dawała się
tak szybko oszukać.
– Jasne, że mam!
16
– To pokaż.
– To wbrew regułom.
– Jakim?
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła – pomyślała
sobie Pam, prychając pod nosem.
Inez irytowała się coraz bardziej.
– Wierzę w to, co widzę, a widzę dziecko mówiące, że
jest aniołem.
– A Boga też się to tyczy?! – warknęła Inez, pytając
z powagą i jednocześnie szacunkiem w głosie.
– Bóg mnie zostawił.
– On nigdy nikogo nie zostawia.
– Nie martw się. Pamela odchodziła powoli. – Na
pewno uda ci się to wyleczyć.
Stanęła. Otworzyła szeroko oczy, bo nagle przed nią
stała ta mała. Co jest? Odwróciła się. Ławka była pusta. Stała
przecież od niej jakieś dziesięć metrów dalej. Zauważyłaby,
gdyby Inez biegła.
– Biegasz na jakiś zawodach? Mam rację?
– Aleś ty uparta! – w tym momencie oświetlenia
Central Parku zgasły.
– Myślisz, że to tylko przypadek? To ja je zgasiłam.
– Je… tam. No nie szpanuj tak. Ale mi dowód. To
jasne, że zbieg okoliczności. Choć może…
Pamela nachyliła się nad Inez.
– Ty chyba jesteś opętana.
17
– Sama jesteś! – blondynka zaczęła wymachiwać
pięściami, które szatynka próbowała ominąć. Wariatka znowu
się rozszlochała.
– Ale z ciebie beksa. Pamela wróciła na ławkę.
Inez otarła szybko oczy i zapaliła latarnie.
– A ty co? Może jesteś demonem, co?
– Nie, obłąkana, ale mów mi Pam.
– Pam?
– Nie inaczej.
– Okej… Ale nie mów do mnie obłąkana.
– Jasne, Inez, obłąkana. Odprowadzić cię do domu?
Rodzice pewnie się niepokoją.
Ciemnowłosa pomyślała o swoich. Ciekawe, co oni
teraz czuli? A raczej czego nie. Pamela właśnie zwolniła ich
z ciężkiego obowiązku niańczenia jej. Lekko zazdrościła Inez.
Jeżeli miała rzeczywiście gdzieś rodziców, to zapewne by za nią
tęsknili. Jak wszyscy normalni rodzice.
– Już ci mówiłam! – Inez walnęła Pam w ramię. –
Jestem archaniołem!
– Aniołku, senna jesteś chyba.
– Archaniołem! – krzyknęła.
W zasadzie, to dręczenie nawet przypadło do gustu
siedemnastolatce.
– Archaniołem! I to nie jedynym!
– Co? – tu Pam się zaciekawiła. – To było więcej
wariatów? NY robi się coraz bardziej niebezpieczne. Czemu nie
mówili nic na ten temat w TV?
18
– Skoro zobaczyłaś takiego małego Archanioła jak
mnie, to niedługo zobaczysz inne.
– A skrzydła też zobaczę? – dopytywała się złośliwie
dziewczyna kucykiem.
– Przestań mi przerywać!
– No ja nie wiem, anioły się nie wkurzają.
Inez zamilkła na moment.
– To prawda – dodała po jakimś czasie. – Przepraszam.
Powinnyśmy… – ponownie się rozbeczała.
Mając wielkie serce, Pam odruchowo ją przytuliła.
– Dobrze, niech ci będzie aniołku.
– Archaniele.
– Uparta… – mruknęła Pam. – Inez.
– Może być.
– Gdzie mieszkasz?
– W domu stwórcy.
– No jasne – Pamela wywróciła oczami. – Żarty sobie
ze mnie stroisz, czy jak?
– O, teraz zauważyłam.
– Nie ma to, jak opóźniony zapłon. Dzięki, że
dostrzegłaś, że mnie wkurzasz.
– Nie o to mi chodzi. Masz strasznie dużą duszę. Taką
potężną energię duchową.
– Energia, że co? Nie wiem czy może być potężna,
skoro czuję, że zaraz padnę.
– Słuchasz ty mnie? Twoja dusza jest strasznie silna.
Przez to zapewne nas widzisz.
19
– Bzdury – ziewnęła Pamela.
– Przekonasz się.
Szatynka wsadziła ręce w kieszenie płaszcza, poprawiając
wielką torbę, w której mieściła swój jedyny dobytek. Inez na nią
spojrzała.
– Gdzie ty się wybierasz?
Pam ruszała właśnie w stronę bramy parku.
– Jak najdalej od ciebie.
– Ej! Ale ja nie skończyłam!
– Powodzenia w życiu, aniołku – machnęła ręką, idąc.
– Ale musisz uważać!
– Tak, tak – postać siedemnastolatki zaczęła się
oddalać. Ciemne chmury odkryły pełnię księżyca. Jego blask
padł na twarz małej Inez. Była przerażona.
– Nie tylko anioły i archanioły zobaczysz! Strzeż się!
I uważaj na siebie! – krzyknęła, ale jej głos był coraz słabszy.
– To miasto… nie… cały ten świat jest przepełniony
demonami! To akurat starsza dziewczyna usłyszała.
– Jezu, już myślałam, że gdzieś podłożono bombę, a ty,
że demony. Aha. Spoko.
– Spoko?! Zaczekaj! Ale ty nie zdajesz sobie sprawy z…
– Na razie! – Pam w końcu wyszła z tego parku. Idąc
ulicą, modliła się tylko, by nie spotkać kolejnego szaleńca.
Poprawiła torbę zarzuconą przez ramię, rozglądając się po
terenie. Była zmęczona i nie miała ochoty już na żadne
dziwactwa.
Zatkała usta, by nie ziewnąć.
20
Dziękujemy za skorzystanie z oferty naszego
wydawnictwa i życzymy miło spędzonych chwil
przy kolejnych naszych publikacjach.
Wydawnictwo Psychoskok
21
Pobierz darmowy fragment (pdf)