Darmowy fragment publikacji:
© Janina Zimirska 2018
Redakcja literacka
Władysław Paździoch
Korekta techniczna
Bartosz Włodarczyk
Projekt i wykonanie okładki
Bartosz Włodarczyk
ISBN 978-83-951179-1-6
Wydawca
Ostropest
Wydanie drugie
Książkę poświęcam swoim
nieżyjącym już Rodzicom,
z dedykacją dzieciom i wnukom.
PRZERWANY SEN
Była głęboka noc, gdy Julia obudziła się z tym dziwnym
uczuciem lęku. Bardzo często budzi się, kiedy nocą, nawet przez
sen, słyszy cieniutki głos komara. Tyle lat, a wciąż to samo
uczucie trwogi we mnie – pomyślała. Tak. Uczucie to towarzy-
szy jej od wielu lat. Wtedy, gdy w nocy słyszy nad uchem cie-
niutki głos komara, i wtedy, gdy w księżycową noc, gdzieś
z daleka, słychać śpiew.
Teraz rzadziej jej się to zdarza, ale wtedy, kiedy była jesz-
cze dzieckiem, zaraz po wojnie, ludzie często zbierali się wie-
czorami przy jakiejś okazji i śpiewali. Bywało, nawet nie przy
wódce, tylko ot tak, po prostu, żeby się spotkać, porozmawiać
i razem pośpiewać. Śpiewali głośno i tkliwie, z tęsknotą za
czymś, co minęło i nigdy już nie wróci. A nocą melodia roz-
brzmiewała daleko. Wspaniale było posłuchać, gdy się siedziało
obok śpiewających. Zresztą i ona, Julka, zawsze lubiła i lubi
śpiewać. A jednak, kiedy w księżycową noc słyszała z daleka
płynący śpiew, serce jej zamierało ze strachu. Przerażał ją tak
samo, jak głos komara, który i tej nocy przerwał jej sen.
Tak naprawdę, nigdy nie zastanawiała się nad tym, dlaczego
cieniutki głos komara i daleki, nocny śpiew, budzą w niej tyle
niewytłumaczalnego strachu. Ani też nie potrafiła wytłumaczyć,
dlaczego właśnie dziś, tej nocy zaczęła się nad tym zastanawiać.
Leżała rozmyślając i machając raz po raz ręką, by przegnać
owada. Od dawna zamierzała przenieść to wszystko na papier
i wciąż nie mogła się do tego zabrać. Znowu trzepnęła ręką po
7
włosach odganiając natręta, którego nijak nie mogła uśmiercić.
Pewnie było ich tu więcej tyle, że w ciemnościach nie widziała.
Wstała, zaświeciła lampkę i rozejrzała się po pokoju.
W słabym świetle dostrzegła intruzów. Teraz, kiedy słyszała
i widziała cały ten komarzy rój, nie czuła nic prócz chęci unice-
stwienia ich. Machnęła kilka razy ręką chcąc dosięgnąć które-
goś, lecz nie widząc skutku, zrezygnowała. Wiedziała, że tej no-
cy spać już nie będzie. Okryła się, więc ciepłym pledem
i zapadła w miękki fotel.
Patrzyła w ciemny prostokąt okna i myślami powoli wracała
do coraz odleglejszych lat. Siedziała z brodą opartą na splecio-
nych dłoniach i głową pełną kłębiących się myśli. Czyżby to
tamte straszne noce tkwiły we mnie do dziś? Pytała samą siebie.
Przecież byłam wtedy małym dzieckiem. A jednak musi coś
w tym być. Przecież to, co pisał do mnie ten człowiek, potwier-
dziło moje wspomnienie. Więc nie zmyśliłam tego. Cały ten
nieznośny lęk potęgowały w niej jeszcze te straszne opowieści,
których potem tyle słyszała. Nadszedł chyba już czas -
pomyślała. Powoli wysunęła klawiaturę i ani się spostrzegła,
kiedy zaczęła cały swój lęk i wszystko inne, układać w całość.
8
IGNACY I HANIA
Hania i Ignacy urodzili się w tej samej wsi za Bugiem,
w Głęboczku na Wołyniu. Byli dziećmi miejscowych gospoda-
rzy. Choć ojcowie ich byli dość zamożni, to i Hania i Ignacy
szybko stracili beztroskę dziecięcych lat. A zwłaszcza Hania,
której matka zmarła, kiedy Hania miała niewiele ponad dwa lat-
ka. Ojciec Hani ożenił się z wdową, która choć miała kilkoro
swoich dzieci, starała się zastąpić Hani matkę. Starała się, ale
przecież „milsza ciału koszula”, dlatego różnie bywało. Kiedy
jednak mając dziewięć lat Hania straciła i ojca, miała bardzo
ciężko. Zaczęły ją wychowywać starsze, zamężne siostry,
a sieroce łzy nie były jej obce… Ale starała się radzić sobie.
Skończyła gimnazjum i pracowała w miejscowej „Ochronce”.
Ignacy też nie miał lekko, choć jego matka zmarła, kiedy on
miał siedem lat. Ojciec Ignacego ożenił się po raz drugi. Rok
później urodziła im się córeczka – Rozalka. Macocha była zbyt
młoda, żeby się zajmować pasierbem. Bardziej interesowały ją
stroje, którymi zamożny Franciszek obsypywał ją i córeczkę.
Ojciec Ignacego, wpatrzony w Rozalkę, jak w obrazek, zapomi-
nał o tym, że ma przecież syna, który także wymaga jego uwagi.
Toteż Ignacy nie miał łatwego życia, a opieka nad malutką Ro-
zalką, stała się jego codziennym zajęciem. Kiedy skończył szko-
łę,
i podjął pracę
w sklepie. Ignacy był starszy od Hani, ale…
trochę „buchalterskiej” wiedzy
łyknął
Tu się oboje urodzili, tu zostali sierotami, tu chodzili do
szkoły i tu stali się parą. Tu spotkali swoją pierwszą młodzień-
9
czą miłość i tu dwoje sierot z wielkiej miłości pobrało się. Jedy-
ny brat Hani Marcel, ożenił się i poszedł do domu żony. Część
ziemi i dobytku oraz dom zostawione im przez ojca, dom, prze-
kazał Hani. W ten sposób Hania i Ignacy zaraz po ślubie mieli
własny dach nad głową, kilka hektarów ziemi, konia, wóz i dwie
krowy. A kilka miesięcy później przyszło na świat ich pierwsze
dziecko, ich córeczka Julcia.
Kiedy urodziła się Julcia na świecie trwała wojna. Przez
Wołyń przetaczały się ogień płonących wsi i nieludzkie zbrod-
nie, dokonywane przez ukraińskich nacjonalistów. Ignacy
i Hania niedługo się cieszyli własnym gospodarstwem. Zbrod-
nie, o których przedtem słyszeli z opowiadań, teraz zaczęły do-
cierać w pobliże Głęboczka, w pobliże ich domu. Wkrótce przy-
szło im wraz z małą Julcią, kryć się przed bandami w najmniej
oczekiwanych miejscach.
10
NOCE WŚRÓD BAGIEN
Polacy na wołyńskiej wsi już dużo wcześniej, co najmniej
od jesieni 1942 roku, wieczorami nasłuchiwali, czy gdzieś
z daleka nie płynie ukraiński śpiew, bo wtedy lepiej było ucie-
kać z domu i kryć się w zaroślach. Niektórzy mieli uszykowane
węzełki z chlebem i soloną słoniną, które w razie napadu chwy-
tali i uciekali z nimi. Tyle można było chwycić uciekając do la-
su, czy na bagna, a i to nie zawsze się udawało. A już od wiosny
1943, ludzie prawie wcale nie przebywali we wsi. W większości
kryli się w lesie, w zaroślach, na bagnach, w skleconych napręd-
ce ziemiankach. Czasem, nocą, mężczyźni szli do wsi, żeby na-
karmić pozostawione zwierzęta. Lecz nie zawsze i nie wszyscy
wracali do rodzin. Zdarzało się, że banderowcy zaczajeni we wsi
wymordowali tych, którzy się tam zjawili.
Pewnego wieczoru, razem z kilkoma mężczyznami do wsi
poszła jedna z kobiet. Chciała upiec zaczyniony poprzedniego
dnia chleb. Nim mężczyźni we wsi nakarmili zwierzęta, kobieta
rozpaliła w piecu, wymieszała ciasto i upiekła chleb. Właśnie
wyciągnęła trzy blachy, gdy przed dom podeszli mężczyźni po-
naglając ją, by się pospieszyła.
– Już, już. Tylko wyciągnę te dwie blachy – odrzekła.
Lecz już ich nie wyjęła… Pochylonej nad chlebem wbito
siekierę w plecy. Szczęściem było, że nie torturowali jej. Zarą-
bali znienacka. Z mężczyzn, którzy tamtej nocy przyszli do wsi,
uratował się tylko jeden Staśko, który na chwilę wcześniej wró-
cił do domu, żeby jeszcze coś z niego zabrać. I to Staśko opo-
11
wiadał ukrywającym się na bagnach o tym, co się wydarzyło we
wsi. Opowiadał straszne rzeczy…
W tej ukrywającej się po lasach społeczności, rodziny
z małymi dziećmi były niemile widziane. Małe dzieci, gryzione
przez komary, płakały. Płacz dzieci zdradzał miejsce ukrycia
się, co groziło męczeńską śmiercią z rąk upowców. Dlatego ro-
dziny z małymi dziećmi najczęściej kryły się na uboczu.
Była ciepła, księżycowa noc. Gdzieś hen, z oddali, słychać
było śpiew, który stawał się coraz bliższy. Po chwili można było
odróżnić turkot kół i pojedyncze słowa piosenki:
Kochana diwczyno,
ja mam toj maszynu
do tryskania dieti.
To grupa młodych ryzunów, jechała na polską wieś. Chwilę
potem śpiew umilkł, a we wsi, natychmiast zaczęły wybuchać
ogniska płonących zabudowań. Nagle, wśród huku strzelających
w niebo płomieni, rozległ się długi, nieludzki krzyk-wrzask…
To Władysław, który został w domu twierdząc, że nie ma się,
czego bać, bo nikomu nic złego nie zrobił. Ale kiedy tu przyszli,
nie pytali go o nic. I choć nic nikomu nie zrobił, odrąbano mu
ręce i nogi, po czym rozochocona banda wskoczyła z powrotem
na wóz i ruszyła ze śpiewem do lasu w poszukiwaniu ukrywają-
cych się tam Polaków.
Wśród podmokłego lasu roje komarów cięły niemiłosiernie.
Małe, nierozumiejące niczego dzieci, płakały przy każdym uką-
szeniu komara. Rodzice, z obawy przed zdradzeniem kryjówki,
dłońmi zakrywali im buzie. Niektórzy kładli kocyki dzieciom na
twarz. Ciocia Celina, wraz z kilkumiesięcznym synkiem, nie
chcąc narażać innych, ukryła się na uboczu. Niestety, za przy-
12
czyną kwilącego Stasia, odkryto ją i za włosy wywleczono
z zarośli. Żywe dziecko nabito na złamaną brzózkę… Ciocię
kilkakrotnie gwałcono, potem piłą odcięto jej piersi, a na koniec
przepiłowano na pół. Jej nieludzki krzyk i przeraźliwy płacz
dziecka budząc przerażenie niosły się echem po lesie. Jeden
z ojców, słysząc nawoływania zbliżających się banderowców,
opanowany strachem, chcąc się ratować, zostawił płaczące
dziecko w zaroślach. Po kilku krokach usłyszał krótki krzyk
dziecka i tępe uderzenie o pień drzewa. Zawrócił po nie, wtedy
dopadli i jego. Jedna z kobiet ukrywała się z czwórką małych
dzieci. Uciszając najmłodsze z nich po jakimś czasie stwierdzi-
ła, że dziecko nie żyje. Po prostu udusiła je. To takie straszne –
myślała – pewnie i mnie w ten sposób uciszano.
Rodzice Julii nigdy nie powiedzieli jej tego, wprost, ale pa-
mięta jak ojciec nieraz wspominając tamten czas, niezmiennie
wtrącał takie zdanie: „…komary gryzą, a tu trzeba kocem zaty-
kać dzieciom buzie, żeby nie było słychać jak płaczą…, bande-
rowcy od razu nas znajdą.” Nie mówił, „niektórzy zatykali dzie-
ciom buzie”, ale „trzeba było zatykać dzieciom buzie”.
A więc nie ominęło to i Julii. I pewnie, dlatego jeszcze dziś,
kiedy w ciemnościach usłyszy cieniutki głos komara, czuje
dziwny niepokój. W jej dziecięcej podświadomości zakodowane
pewnie zostało, że głos komara, to zatykanie buzi, to brak po-
wietrza, a w końcu duszenie się. Również daleki śpiew wzbudza
w niej dziwny niepokój. Dziś już się to raczej nie zdarza, ale za-
raz po wojnie, młodzi, wracając skądś, a najczęściej zdarzało to
się wieczorem, lubili sobie pośpiewać. Czasem, bo byli pod-
chmieleni , czasem, bo po prostu mieli taką potrzebę. Nocą głos
niósł się daleko. Julka w tym śpiewie, słyszała coś złowieszcze-
go. Przerwany sen, bolesne obijanie się w ramionach uciekają-
cych rodziców, w koło noc i czerwone łuny ognia.
13
To płonęła rodzinna wieś Julii, która została spalona jak
wiele polskich wsi na Wołyniu. Wsi, których ludność została
bestialsko wymordowana, a zabudowania splądrowane i spalo-
ne. Choć Julia miała wtedy niespełna dwa latka, w jej pamięci
do dziś utkwiło kilka scen z tamtego czasu. Wśród drzew płoną-
cy dom, oparty o ścianę mężczyzna ze zwisającą krwawiącą
głową. Gdzieś spod lasu pędzą jacyś konni, coś krzyczą. Wóz
podskakuje po wykrotach. Przejeżdża przez wodę. Może tylko
kałużę… na wodzie leżą białe poduszki… Julcia płacze. Jest zu-
pełnie sama na tym wozie, sama pośród obcych. Ktoś może
twierdzić, że nie może pamiętać, ale Julia widzi te sceny.
14
SPIS TREŚCI
PRZERWANY SEN ................................................................... 7
IGNACY I HANIA ..................................................................... 9
NOCE WŚRÓD BAGIEN ........................................................ 11
MARCELINKA ........................................................................ 15
JANEK I NASTEŃKA ............................................................. 22
DZIEWCZYNKA Z BECIKIEM ............................................. 32
UCIECZKA Z PIEKŁA ............................................................ 48
MARYNIA I MIKOŁAJ ........................................................... 58
JOSYPICHA ............................................................................. 64
CZASEM PAN BÓG KULE NOSIŁ........................................ 67
W POSZUKIWANIU JULCI ................................................... 71
POCIĄGI W NIEZNANE ........................................................ 82
WŚRÓD OBCYCH................................................................... 90
CHOINKI NAD BREISGAU ................................................... 97
TYCZKI, SAMOLOT I LALKA ............................................ 100
RUDI, MOLI I „DYCKE JULA” ........................................... 103
OMA ....................................................................................... 107
ANIOŁ, DIABEŁ I CZEKOLADA ........................................ 109
POWRÓT NA SWOJE ........................................................... 112
TU PRZYSZŁO IM ŻYĆ ....................................................... 116
PIERWSZE ŚWIĘTA ............................................................. 126
GRUŹLICA, BRUD I WSZY ................................................. 130
PIERWSZE PRZYJAŹNIE .................................................... 134
NAUKA JAZDY BALONÓWKĄ ......................................... 145
232
KIEDY KWITŁY WIŚNIE .................................................... 148
WIECZORNE CZYTANIE .................................................... 155
NIESPODZIEWANY GOŚĆ ................................................. 158
UTRACONE MARZENIA ..................................................... 163
GŁOSY ZA OKNEM ............................................................. 167
CYGAN .................................................................................. 170
PANNA JULIA ....................................................................... 184
ŚLUB I WESELE JULKI ....................................................... 193
KLARA, KONIE I NABOJE .................................................. 197
NOWY DOM .......................................................................... 201
MAŁŻEŃSTWO JULII .......................................................... 206
„WYGRANA” W TOTOLOTKA .......................................... 211
STARA GAZETA................................................................... 221
ZŁE PORZEKADŁO .............................................................. 227
SPIS TREŚCI .......................................................................... 232
233
Pobierz darmowy fragment (pdf)