Darmowy fragment publikacji:
1
Warszawa – miasto grzechu:
Prostytucja w II RP
2
Warszawa – miasto grzechu: prostytucja w II RP
Autor: Paweł Rzewuski
Redakcja: Przemysław Mrówka, Michał Przeperski
Korekta: Justyna Piątek
Skład i łamanie: Tomasz Kiełkowski
Projekt okładki: Tomasz Kiełkowski
ISBN: 978-83-934630-6-0
All rights reserved.
Copyright © 2014 by
PROMOHISTORIA Michał Świgoń
Warszawa 2014
e-mail: redakcja@histmag.org
www: http://histmag.org
Wydanie elektroniczne. Jeśli zdobyłeś ten egzemplarz z narusze-
niem praw autorskich, zachęcamy: kup oryginalny e-book i wes-
przyj jego twórców.
4
Spis treści
Przedmowa
Rozdział I – Czasy zamierzchłe
Rozdział II – Prawo a prostytucja
Rozdział III – Warszawska mapa nierządu
Rozdział IV – Przeciętna warszawska Prostytutka
Rozdział V – Sutener warszawski
Rozdział VI – Zagrożenia i resocjalizacja
Rozdział VII – Na marginesie publicznej seksualności
Rozdział VIII – Walka i przeciwdziałanie prostytucji
Zakończenie
Bibliografia
6
7
24
30
41
55
63
80
96
102
105
5
Rozdział III
Warszawska mapa nierządu
Konrad Lewandowski w swojej powieści kryminalnej Magne-
tyzer bardzo zgrabnie pokazał krajobraz przedwojennej Warsza-
wy, odmalowując ją jako kilka złączonych ze sobą światów, często
mocno ze sobą skontrastowanych. Z jednej strony – Aleje Jerozo-
limskie, świat neonów, drogich sklepów i wytwornych restauracji,
z drugiej strony – nędza Nalewek i brud nieskanalizowanej Woli.
Plan miasta Warszawy z 1929 r. (Zjedn. Zakłady kartogr. i wyd. Książnica-Atlas
S.A., Lwów-Warszawa - Powszechny Atlas Geograficzny, Lwów 1930)
30
W tym pełnym przeciwieństw obrazie kryje się prawda o ówcze-
snej stołecznej rzeczywistości.
Wyobraźmy sobie, że mamy rok 1930. Jest piękny słoneczny
dzień, my zaś wsiadamy przy IV bramie cmentarza Powązkow-
skiego do tramwaju numer 1. Ruszamy więc, de facto, już z pe-
ryferii stolicy, a następnie jedziemy na wschód do brudnego, ale
i zarazem pociągającego swą egzotyką świata Nalewek, Dzikiej
i Muranowskiej, gdzie tramwaj musiał zwalniać. Tam bowiem
ulice były zatarasowane przez handlarzy sznurowadłami i cebulą,
przez targujące się baby, biegające po ulicy dzieci i religijnych Ży-
dów śpieszących do synagogi. Po wydostaniu się z tego labiryntu
tramwaj mijał hale targowe na Placu Mirowskim, gdzie jidysz me-
lodyjnie mieszał się z gwarą warszawską i językiem polskiej wsi.
Następnie nasz tramwaj mijał Stare Miasto, opanowane wówczas
przez warszawską biedotę, by – zgrzytając kołami o szyny, skrę-
cić w eleganckie Krakowskie Przedmieście i corso Nowego Światu,
gdzie z dancingów płynął jazz, sunęły powoli czarne ople i fiaty, a
w kawiarni Bliklego pączki jadł właśnie Eugeniusz Bodo, Janusz
Kusociński albo Tadeusz Dołęga-Mostowicz. Dalej mijaliśmy plac
Trzech Krzyży, by spokojnie wkroczyć w rzeczywistość moderni-
stycznego Mokotowa. Aż w końcu mogliśmy wysiąść na końcowej
stacji tramwaju, na peryferiach, jakimi było wtedy Wierzbno.
W ten sposób można było odbyć symboliczną podróż przez
Europę Środkową za marnych kilkanaście groszy. Każda z tych
dzielnic miała inną specyfikę, w każdej inaczej wyglądała też oczy-
wiście sprawa nierządu. Oprę się tu na ustaleniach Ireny Surmac-
kiej, autorki wydanej w 1939 roku książki Czynniki prostytucji
oraz charakterystyka prostytutek. Ankieta zebrana wśród prostytutek
warszawskich. Jest to praca będąca najdokładniejszym przeglądem
realiów życia ulicy międzywojennej Warszawy. Według jej autor-
ki najwięcej prostytutek mieszkało i zarabiało na życie na terenie
Woli i Muranowa oraz Powiśla i Starego Miasta. Duża liczba pro-
stytutek była również obecna w Śródmieściu Południowym. Im
dalej od centrum tym mniejsza liczba cór Koryntu, a wyjątkami
31
od tej tendencji była Ochota i Praga. Na Żoliborzu i Mokotowie
praktycznie ich nie było. Co więcej, na peryferiach, przykładowo
na Grochowie, zgodnie z przeprowadzoną ankietą, nie mieszkały
one w ogóle. W centrum Warszawy łatwiej było spotkać eleganc-
kiego przyjezdnego, który mógł chcieć skorzystać z jej usług, zaś
dojazd z przedmieść trwałby za długo – taką przynajmniej tezę na
podstawie swoich badań wysnuła Surmacka.
Jeżeli przyjrzymy się przedwojennym statystykom, naszym
oczom ukażą się oszałamiające dane. Jak czytamy w Prostytucji Jó-
zefa Mackiego, wydanej nakładem Komitetu do Walki z Handlem
Dziećmi i Kobietami, w 1926 roku w Warszawie w ewidencji
znajdywało się 3 479 cór Koryntu, chociaż zapewne była to licz-
ba zaniżona. Obejmowała ona jedynie prostytutki zarejestrowa-
ne, pomijając znacznie liczniejszą szarą strefę. Wątpliwe źródło,
jakim jest „Tajny Detektyw”, powoływało się na raporty policyjne
mówiące o 5 tysiącach. Wydaje się, że jest to liczba prawdopo-
dobna, szczególnie jeżeli zestawimy ją z liczbą prostytutek w in-
nych miastach europejskich. W innym tekście pochodzącym z tej
samej gazety z początku lat trzydziestych, wskazywano, że prosty-
tutek mogło być nawet 25 tysięcy. Do danych z najpopularniejszej
polskiej gazety kryminalnej nie można podchodzić bezkrytycznie,
szczególnie że informację o zaniżeniu oficjalnych danych można
znaleźć w analizach policji z tego okresu.
Zgodnie z badaniami przeprowadzonymi przez Wacława Za-
leskiego w 1927 roku, w stolicy II RP mieściło się blisko czterysta
różnego rodzaju domów schadzek. Zgodnie z rocznikiem staty-
stycznym w 1927 roku w Warszawie mieszkały 1 028 982 osoby.
Z zestawienia tych dwóch liczb wynika, że na jeden przybytek
rozkoszy przypadało około 2,5 tysiąca mieszkańców. W 1933
roku policja chwaliła się, że z 388 przybytków tego typu, 254 zli-
kwidowano dzięki przeprowadzeniu szeroko zakrojonej obserwa-
cji. Nie wiadomo jednak, ile pojawiło się nowych lokali w miejsce
tych, które zniknęły. Bez większej przesady można powiedzieć, że
centrum Warszawy było zagłębiem lupanarów. Spotkanie prosty-
32
tutki w regionie ulicy Marszałkowskiej, Chmielnej, Brackiej albo
Widok nie było niczym niezwykłym, a usłużni kelnerzy, szoferzy
i barmani chętnie wskazywali drogę potrzebującym.
W kartotekach policyjnych miejsca te nazywane były „pota-
jemnymi domami publicznymi”, ale wszyscy wiedzieli, że „tajne”
są one jedynie w raportach policyjnych, szczególnie że prasa bru-
kowa dosyć często rozpisywała się o ekscesach rozgrywających się
w tego typu przybytkach. Na przykład w „Ilustrowanym Kuryerze
Codziennym” w 1925 roku można było przeczytać następującą no-
tatkę:
Niemiła przygoda spotkała wczoraj wieczorem w znanym domu
„schadzek” Jadwigi Bitnerowej przy ulicy Widok nr. 11 kupca Jankla
Herszla Zyskinda (Wronia 11). Ponieważ Z. w ostatniej chwili roz-
myślił się i nie chciał zostać w osławionym domu rzuciły się na niego,
oprócz Bittnerowej, jeszcze trzy jej „pensjonarki: bojąc go pięściami
i pogrzebaczem. Napadnięty zdołał wyrwać się, po czym stwierdził
brak 1 dolara. O powyższej przygodzie Zyskind zameldował w X ko-
misariacie.
Policja, by móc zwalczać nielegalne miejsca schadzek, musia-
ła najpierw przeprowadzić dokładne badania. Dzięki nim udało
się funkcjonariuszom dokonać naukowego rozróżnienia domów
schadzek występujących na terenie Warszawy. Zarówno tych le-
galnych jak i nielegalnych:
1. Lokale z dwoma mieszkającymi na stałe prostytutka-
mi (w świetle badań przeprowadzanych przez Surmacką
w 1939 roku były one najpopularniejsze).
2. Lokal z większą ilością prostytutek i gospodynią, czyli „cio-
cią”. Wydaje się, że w wypadku „cioci” Bitnerowej można
mówić właśnie o takim układzie.
33
3. Lokal tylko z gospodynią, która tylko „udziela mieszkania”,
to znaczy bierze opłatę za wynajem łóżka. Zazwyczaj nie-
zwykle wysoką.
4. Dom schadzek utrzymywany przez osoby z wyższych sfer
społecznych. Wbrew pozorom musiałby być one liczne,
skoro nawet w „Archiwum Kryminologicznym” odnoto-
wano, że: „Na wielką trudność natrafia się stale, przy próbie
likwidacji domów schadzek dokąd uczęszczają tzw. wyższe
sfery towarzyskie, gdzie uprawiają nierząd kobiety, które
z uwagi na swoje pochodzenie, wykształcenie itd. trudno
by podejrzewać o uprawianie prostytucji”.
5. Pensjonaty, pokoje umeblowane etc., które – jak później
wykażę – również cieszyły się dużą popularnością.
Dzięki obserwacjom i badaniom prowadzonym przez poli-
cję dobrze widać, w jaki sposób zmienił się charakter tych miejsc
w stosunku do czasów sprzed I wojny światowej. Wtedy domino-
wały ekskluzywne domy publiczne, w których można było zjeść
wykwintny obiad, posłuchać muzyki i pójść oddać się płatnej mi-
łości w jakimś zacisznym gabinecie-sypialni. Tymczasem w II RP
lokali tego typu było niewiele.
Śródmieścia czar
Śródmieście Warszawy to rejon, który był wizytówką stolicy.
A przynajmniej wszyscy chcą tak wierzyć. Wytworne, zadbane
kamienice, nowoczesne apartamentowce, linie autobusowe, eks-
kluzywne – jak wtedy mówiono – gabinety restauracyjne Adrii,
Oazy lub Zodiaku. Świat drogich alkoholi, kawioru i wykwintnych
ulic, którymi eleganckie pary wracały do domu w blasku neonów,
a taksówkami i bryczkami jeździli Wieniawa, Tuwim czy Sło-
nimski. Świat kawy u Plutona i towarów od braci Jabłkowskich.
Jednym słowem – Paryż Północy. Ale tam, gdzie gości bogactwo
i bawi się elita, tam zawsze jest jakaś mroczna strona.
34
W kamienicy przy ulicy Widok 11 (jedynej z zachowanych
tam do dzisiaj na prawej pierzei) swój przybytek miała „ciocia” Bit-
nerowa, o której prasa w 1925 roku pisała w następujących sło-
wach:
Onegdaj władze policyjne śledcze, przeprowadzając obławę w oko-
licy dworca Głównego i ul. Marszałkowskiej, gdzie włóczą się naj-
rozmaitszego gatunku szumowiny uliczne, a zwłaszcza lotne damy,
które wciągają przyjezdnych do podejrzanych lokali i tam najczęściej
okradają ich – zajrzały również do niektórych tego rodzaju dyskret-
nych nor, służących często za kryjówkę dla poszukiwanych przez po-
licję osobników. Do jednego z takich lokali, mieszczącego się w lud-
nej kamienicy przy ul. Widok nr. 11, przedstawiciele policji śledczej,
pp. kom. Dobiecki i jego zastępca Czerwiński nie mogli się dostać.
Utrzymująca ów lokal, Jadwiga Bitnerowa zatarasowała drzwi i na
wezwanie policji nie dawała odpowiedzi. Poradzono sobie w ten
sposób, że przez otwarty lufcik wtargnięto do środka i stwierdzono,
że „gość” zamknięty jest w wygódce, „dama” zaś poszukiwana przez
policję – szafie. Ponieważ Bitnerowa wszczęła awanturę z przed-
stawicielami, policji, aresztowano ją i wraz z przyjaciółką osadzo-
no w areszcie. Jednocześnie władze policyjne występują na właściwą
drogę z żądaniem zlikwidowania lokalu, który ma charakter tzw.
„spelunki” złodziejskiej.
Jak widać, przybytek przy ulicy Widok należał do miejsc zna-
nych. Wacław Zaleski dosyć często wspominał o jego działalno-
ści, podając go jako przykład poziomu zdemoralizowania centrum
stolicy. Jego ocena może by swego rodzaju punktem odniesienia
przy poruszaniu problemu prostytucji w Warszawie.
W rejonie Dworca Wiedeńskiego i Dworca Głównego tego
typu przybytki były gęsto rozsiane. W czasach II RP na dosyć dłu-
giej ulicy Marszałkowskiej, gdzie znajdował się magazyn maszyn do
szycia Singera, cukiernia Sidorski oraz redakcja „Kuriera Poranne-
go”, miała swój przybytek „ciocia” Krauze. Być może leżał on w bez-
35
pośrednim sąsiedz-
twie cukierni Kra-
kowskiej, w której
przesiadywały pro-
stytutki, a może był
to lokal, o którym
Zaleski pisał, że
mieścił się na rogu
Marszałkowskiej
i Nowogrodzkiej.
Ponadto stosowne
Krakowskie Przedmieście, 1939 r.
lokale można było spotkać przy ulicy Hożej 37 czy w Alei Szu-
cha 3. Wiadomo również, że dom publiczny – nazywany w gwa-
rze taksówkarzy „siedzącym bajzlem” – ulokowany był również na
Kruczej a rządziła nim niejaka „ciocia” Grzybowska. Do tego luk-
susowy lokal mieścił się przy ulicy Dobrej 42, gdzie ponoć przyj-
mowały damy uczone w ars amandi. Przy ulicy Natolińskiej usługi
świadczyła pani Hekselmanowa.
Wydaje się, że najwięcej „pokoi na godzinę” w Śródmieściu
można było znaleźć tam, gdzie współcześnie stoi Pałac Kultury
i Nauki, a gdzie przed wojną biegła ulica Chmielna. To właśnie
przy niej mieściły się takie lokale jak: hotele Astoria (nr 49) i Li-
tewski (nr 19), przeznaczone dla uboższych warszawiaków, oraz
Treminus (nr 28), Grand (nr 5), stojący już przy Nowym Świecie
Royal (nr 31) czy też dom kąpielowy Diana dla tych, którzy posia-
dali nieco pokaźniejsze portfele. Nie były to jednak zwykłe domy
publiczne, a jedynie miejsca, w których można było bardzo łatwo
spotkać córę Koryntu. Ba, przyjezdnemu trudno było uzyskać nor-
malny pokój na całą dobę, ponieważ właścicielom bardziej opła-
cało się wynajmować je na godziny. Zaleski wspomina w swojej
książce, że przy ulicy Pięknej oraz nieco dalej, w okolicach kościoła
świętej Barbary, znajdywały się również liczne przybytki rozkoszy,
którym nie przeszkadzało najbliższe sąsiedztwo świątyni, pomimo
przepisu zakazującego prostytucji blisko obiektów sakralnych.
36
Blaski i cienie stolicy, „Tajny Detektyw” 1932 r.
Gdzieś w Warszawie, niestety źródła milczą w kwestii dokład-
nej lokalizacji, działały panie Hendlowa, Żbikowska i Wiśniewska
ze swoimi domami schadzek. Wiadomo natomiast, że w kamie-
nicy na rogu ulicy Lwowskiej i Koszykowej mieścił się przybytek
pani Ewy Lato, który przetrwał wojenną zawieruchę. W pierw-
szych latach II RP działał również „tajny” przybytek na ulicy Szkol-
nej. Został on jednak spektakularnie zlikwidowany przez komi-
sarza komorniczego, niejakiego Łopatto, który bezpardonowo
eksmitował mieszkańców lokalu. Pikanterii całej sprawie dodaje
fakt, że w tej samej kamienicy mieściła się ekspozytura komisarza
rządu i rada adwokacka. Podobnie jak w przypadku przybytków
uciech umieszczonych w sąsiedztwie świątyń, było to niezgodne
z prawem.
Eksmisja takiego „tajnego” domu schadzek nie należała do
najprostszych. Wyjątkiem była właściwie tylko kryzysowa sytu-
acja u zarania II RP, kiedy bolszewicy podchodzili pod Warszawę.
Wtedy lokale eksmitowano masowo, głównie z powodu zmiany
37
przepisów oraz palącej potrzeby zwiększania lokali dla wojska.
Nawiasem mówiąc, dochodziło wówczas do kuriozalnych sytu-
acji. Zaleski pisał, że w jednym z lokali pokój zarekwirował oficer
z żoną, przy czym dom prosperował w najlepsze i jego działalność
zakończyła dopiero oficjalna eksmisja. W późniejszych latach oka-
zało się, że właściciele kamienic nie są skorzy do pozbywania się
tych przybytków. Burdelmamy płaciły bowiem odpowiednio wyż-
szy czynsz i na tego typu wynajmie można było nieźle zarobić.
Niektóre informacje o kontaktach świata przestępczego i poli-
cji bywały wręcz nieprawdopodobne. Ponoć jeszcze przed rokiem
1927 „tajny dom schadzek” miał mieścić się w bezpośrednim są-
siedztwie XI komisariatu policji (ulica Poznańska 11). „Bezpośred-
nie sąsiedztwo” oznaczało w tym wypadku „ściana w ścianę”. Po-
dobno warszawskie córy Koryntu przyjmowały swoich klientów
w ruderach i barakach przylegających do placówki policji. Trudno
sądzić, że policja nie zdawała sobie sprawy z tego sąsiedztwa.
Dalej od centrum i peryferie
Prostytutki pojawiały się tam, gdzie miały największą szansę
znaleźć klienta na swoje usługi. Im dalej od centrum miasta, tym
mniejsze było więc prawdopodobieństwo, że się ją spotka. Tym
niemniej zdarzały się wyjątki. Prostytutki można było znaleźć na
terenie Czystego, Ochoty, Koła, praskiej strony Wisły oraz Pową-
zek, szczególnie w rejonie Dzikiej, Bagna i placu Grzybowskiego
razem z Graniczną. Miało to zresztą swoje nieoczekiwane kon-
sekwencje, powodując nawet co jakiś czas zatargi pomiędzy reli-
gijnymi Żydami a sutenerami. Nie pojawiały się one jednak tak
często jak można by się spodziewać, a powód był prozaiczny. Otóż
w wyobrażeniu części ortodoksyjnych Żydów fakt oddawania się
chrześcijańskiej prostytutki gojowi nie stanowił zgorszenia. Sta-
rano się więc je tolerować. Inaczej, rzecz jasna, wyglądała sprawa,
jeżeli chodzi o prostytutki pochodzenia żydowskiego, które gmi-
na starała się zwalczać. Warszawski taksówkarz Marian Sękowski
38
w swoich wspomnieniach wskazuje tylko jeden „siedzący bajzel”
na terenie dzielnicy żydowskiej, chociaż zapewne było ich więcej.
Na jednej z typowych ulic tamtej części miasta, wybrukowanej ko-
cimi łbami i z rynsztokami po obu stronach, również znajdował
się lupanar. Mowa o przybytku Rifki di Kij na ulicy Wołyńskiej.
Nieco inaczej wyglądała sprawa w przypadku Woli. Na prze-
łomie lat dwudziestych i trzydziestych tą częścią miasta niepo-
dzielnie rządził Łukasz Siemiątkowski vel Tata Tasiemka, którego
w roku 1932 oskarżono o inspirowanie licznych aktów przemo-
cy wobec handlarzy z Kercelaka, jednego z największych targo-
wisk przedwojennej Warszawy. Legendy o realnej władzy Taty
Tasiemki i jego wielkich wpływach nie były przesadzone. Nawet
jeden z najbliższych współpracowników Józefa Piłsudskiego, Wa-
lery Sławek, kiedy został okradziony i stracił nadzieję na odzyska-
nie swoich pieniędzy, postanowił skorzysta z pomocy wolskiego
gangstera w znalezieniu sprawcy. Niemniej podczas procesu Taty
Tasiemki wśród licznych przestępstw nie wymieniono sutener-
stwa. Trudno więc orzec czy mógł on rzeczywiście być również
„królem” warszawskich domów schadzek, choć takie podejrzenia
pojawiały się w stołecznej prasie.
Przywołane przeze mnie wyniki badań Ireny Surmackiej wska-
zują na relatywnie niewielką liczbę zarejestrowanych prostytutek
na terenie Woli, Mokotowa i Żoliborza. Częściowo wiązało się to
z mniejszą inwigilacją tych dzielnic przez policję, przez co większa
ilość nierządnic pozostawała poza kartoteką. Nie oznacza to jed-
nak, że prostytucji tam w ogóle nie było. Na przykład przy ulicy
Wilanowskiej 17, czyli już właściwie na peryferiach Warszawy,
mieścił się również dom schadzek. Co ciekawe, najprawdopodob-
niej był to jeden z eleganckich lokali zarezerwowanych dla klien-
tów z grubszym portfelem.
Warto jednak pamiętać, że seksbiznes przyjmował niekiedy
naprawdę dziwne wariacje. O jednej z nich niezwykle malowniczo
pisał Marian Sękowski:
39
Była Stasia nadzwyczajnie urodziwa i pociągająca. Dałem się wiec
skusić na przejażdżkę z nią na tak zwane popularne „ksiuty w ole-
andry”. W pobliżu Klubu Wodnego „Sokół” zastałem wiele samo-
chodów taksówek i dorożek konnych, oczekujących na towarzystwa
zabawiające się na dansingu i na parki, które łódkami i pieszo udały
się w zarośla pokrywające mielizny wiślane tzw. „łachy”. Za skrycie
się w tej wiklinie płaciło się pięć złotych od parki. Cwaniacy, którzy
wykorzystali to dyskretne miejsce na bajzel pod gołym niebem, mieli
również do wynajęcia koce do rozpościerania na ziemi. Zostawiłem
więc samochód pod opieką tych organizatorów i udaliśmy się w „ole-
andry”, biorąc ze sobą jeszcze pokrowce z siedzeń.
Na obrzeżach Warszawy znajdywały się również ekskluzyw-
ne lokale, do których Sękowski niejednokrotnie woził bogatych
klientów. Drogie domy schadzek znajdywały się w Konstancinie
i w Wawrze, w uroczo położonych willach. Na przedmieściach
Warszawy pracowały kobiety, które z racji wieku czy też chorób
nie mogły znaleźć miejsca w centrum Warszawy. Rejony Bielan,
Powązek, Golędzinowa oraz Gocławia były dosyć często zamiesz-
kiwane przez ludzi ubogich. To właśnie tam znajdywały się baraki,
o których niejednokrotnie mówiono, że są siedliskami patologii.
Nic więc dziwnego, że można było tam spotkać tylko te prostytut-
ki, które stały najniżej w hierarchii.
40
109
Pobierz darmowy fragment (pdf)