Darmowy fragment publikacji:
Jan Hartman
WIEDZA
BYT
CZŁOWIEK
z głównych zagadnień
filozofii
universitas
WIEDZA
BYT
CZŁOWIEK
Jan Hartman
WIEDZA
BYT
CZŁOWIEK
z głównych zagadnień
filozofii
Kraków
Publikacja dofinansowana przez Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego
Publikacja dofinansowana przez Uniwersytet Jagielloński
© Copyright by Jan Hartman and Towarzystwo Autorów
i Wydawców Prac Naukowych UNIVERSITAS, Kraków 2011
ISBN 97883–242–1523–2
TAiWPN UNIVERSITAS
Opracowanie redakcyjne
Edyta Podolska-Frej
Projekt okładki i stron tytułowych
Ewa Gray
www.universitas.com.pl
Spis treści
Wstęp . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7
CZĘŚĆ I
WIEDZA REWIZJA ZAGADNIENIA SCEPTYCYZMU
1. Znaczenie kwestii sceptycyzmu i dogmatyzmu
w dziejach filozofii . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 13
2. Właściwy i niewłaściwy sposób stawiania zagadnienia
sceptycyzmu; różnica między zignorowaniem a rozwiązaniem
tego zagadnienia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 17
3. Paradoksy pojęcia wiedzy i pojęć z nim związanych,
takich jak „prawda” i „filozofia” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 23
4. Psychologiczna subiektywność poznania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 33
5. „Pragnienie wiedzy” i mądrość . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 41
6. Eliminacja pojęcia wiedzy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 49
7. Poznanie jako stawianie pytań i dawanie odpowiedzi . . . . . . . . . . . . . . . 55
8. Spór „realizm – idealizm” i pozorne przezwyciężenie
sceptycyzmu metodą transcendentalną . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 63
9. Zagadnienie cogito (subiektywności) a sceptycyzm . . . . . . . . . . . . . . . . . 75
10. Sceptycyzm optymistyczny . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 81
CZĘŚĆ II
BYT. NIEMOŻLIWOŚĆ I MOŻLIWOŚĆ METAFIZYKI
1. Jałowość transcendentalizmu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 89
2. Przeszkody w uprawianiu metafizyki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 95
3. Paradoksy realistycznej teorii substancji . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 107
4. Metafizyka wolna od redundancji . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 127
5. Poza materializmem i idealizmem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 133
6. Przeżywanie a myślenie: Idea . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 141
7. Pojęcie jako rezonans doświadczenia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 151
8. Psychologia abstrakcji a metafizyka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 159
9. Między życiem a Ideą . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 167
CZĘŚĆ III
CZŁOWIEK. KU METAFIZYCE MORALNEJ
1. Lekcja Kanta i Schopenhauera . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 173
2. Klęska dyskursu moralnego . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 189
3. Czego pragnie człowiek? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 209
4. Wola dobra . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 219
Indeks . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 257
Wstęp
Zadaniem, jakie stawiam sobie w tym zwięzłym traktacie, jest odna
lezienie obszaru, na którym może mieć jeszcze zastosowanie myślenie
metafizyczne, czyli wykraczające poza domenę możliwego doświad
czenia empirycznego. Wprawdzie to kantowskie określenie metafizyki
nie może być, jak sądzę, utrzymane bez zastrzeżeń, lecz przyjmijmy je
przynajmniej w punkcie wyjścia tych rozważań. W pierwszej i drugiej
części przedkładanej tu pracy podążam tropem nowożytnej filozofii,
podejmując najpierw problematykę epistemologiczną, a następnie,
uzbrojony we wnioski odnoszące się do natury i zakresu możliwego
poznania, dokonuję przeglądu pojęć metafizyki oraz jej poznawczych
aspiracji. Nie ma powodu ukrywać przed Czytelnikami rezultatów po
mieszczonych tu analiz. Jeśli chodzi o kwestię wiedzy, dochodzę do
sceptycyzmu. W sprawie metafizyki wynik jest zgodny z oczekiwania
mi sceptyka – cała tradycja metafizyczna opiera się na błędach i sofi
zmatach. Nie przeczę, że powiedziano to już w filozofii nie raz. Wy
daje mi się wszelako, iż zaprezentowana na kartach tej książki wersja
sceptycyzmu jest nowa i w szczególny sposób radykalna, podobnie jak
krytyka metafizyki i jej poznawczych aspiracji. Część trzecia, następu
jąca po dwóch wywodach radykalnie krytycznych i negatywnych, ma
mimo wszystko wydźwięk pozytywny. Rozważania o metafizyce dopro
wadziły mnie bowiem do przekonania, iż jest możliwe uprawianie jej,
8
WSTĘP
wszelako nie w znaczeniu ściśle poznawczym, w odniesieniu do szero
ko pojętej sfery moralnej. We wniosku tym wyraża się odpowiedź na
pytanie o możliwy obszar refleksji metafizycznej. Znów – odpowiedź
ta nie jest filozofii nieznana. Nie jestem pierwszym, który twierdzi, że
metafizyka możliwa jest wyłącznie w postaci metafizyki moralności.
Jednakże jej rozumienie oraz postawione na jej gruncie tezy są już,
jak mniemam, oryginalne. Krótko mówiąc – traktat ten, poruszający
wiele spośród fundamentalnych problemów filozofii, nie daje nowych
odpowiedzi o wielkiej ogólności, wszelako dostarcza wielu nowych ar
gumentów oraz zarysowuje kilka nowych koncepcji w zakresie takich
kwestii, jak sceptycyzm, istota metafizyki, znaczenie sądów etycznych,
celowość ludzkiego życia i paru innych. Dlatego też uznałem, że warto
było spisać owe rozważania, którym oddawałem się przez ostatnie lata.
Tym samym mam również nadzieję, że inni będą mieli pożytek z lektu
ry powstałej w ten sposób książki.
Cechą charakterystyczną stylu rozważań i analiz, jakie znajdzie Czy
telnik w tej pracy, jest nieustanne nawiązywanie do relacji, jakie zacho
dzą pomiędzy kształtem wypowiedzi filozoficznych a ich uwarunkowa
niami heurystycznymi, a zwłaszcza aspiracjami, aby były to wypowiedzi
„filozoficzne” bądź „metafizyczne”. Oznacza to, że stosuję tu – zwłasz
cza w prowadzonych przez siebie polemikach – niektóre z metod meta
filozoficznego opracowywania zagadnień, zaprezentowanych w dwóch
moich najważniejszych w dotychczasowym dorobku książkach: w Heu-
rystyce filozoficznej (Wrocław: Monografie FNP 1997) oraz Technikach
metafilozofii (Kraków: Aureus 2001). W pewnej mierze ta książka jest
kontynuacją projektu zapoczątkowanego przez obie rozprawy.
Traktaty filozoficzne powstają w naszych czasach rzadko. Zdąży
liśmy się już odzwyczaić od ich szczególnego stylu, tak odmiennego
od stylu prac monograficznych, które piszemy i czytamy znacznie czę
ściej. Szeroki zakres poruszanej problematyki, daleko idące aspiracje
teoretyczne i domniemywane przez autora nowatorstwo, a wreszcie
charakterystyczna lapidarność wykładu oraz wplecionych w główny
wywód żywych polemik z innymi filozofami – to cechy traktatów filo
zoficznych, jakie pisano w czasach nowożytnych, począwszy od Era
zma, Kuzańczyka, Kartezjusza. Ufam, że Czytelnicy nie wezmą mi za
złe, iż ośmielam się naśladować niedościgłe wzory. Jeśli to czynię, to
nie dlatego, abym nie zdawał sobie sprawy, iż moje pióro nie z tej sa
WSTĘP
9
mej jest gęsi, co Kartezjuszowe, lecz z sentymentu dla naszej filozo
ficznej tradycji.
Dziękuję serdecznie doktorom Janowi Piaseckiemu i Marcie Ra
koczy za wnikliwą lekturę fragmentów, które poddałem ich ocenie,
zanim nadałem pracy kształt ostateczny. Dziękuję również profesorom
Darii Nałęcz, Janowi Woleńskiemu, Israelowi Bartalowi oraz pozosta
łym osobom, które zadecydowały o tym, że mogłem spędzić semestr
letni roku akademickiego 2008/2009 na Katedrze Historii i Kultury
Polskiej Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, gdzie udało mi się
napisać dwie pierwsze części tej rozprawy. Gdyby nie ten wyjazd, po
wstałaby ona kilka lat później, a może wcale.
Kraków, 30 września 2009 r.
Część I
WIEDZA. REWIZJA
ZAGADNIENIA SCEPTYCYZMU
1. Znaczenie kwestii sceptycyzmu
i dogmatyzmu w dziejach filozofii
Kwestia sceptycyzmu towarzyszy filozofii niemal od jej zarania.
Zdarzało się, że stawiano ją na ostrzu noża, jak w sporze Platona z so
fistami, a w pewien osobliwy sposób także w słynnym średniowiecz
nym sporze „dialektyków” (czyli filozofów) z „antydialektykami” (czyli
wrogami filozofii). Jednak dopiero w filozofii nowożytnej, poszuku
jącej prawdy metafizycznej w samowiedzy rozumu, problem stał się
dla filozofii fundamentalny, co nie znaczy jeszcze, że potraktowano
go w sposób bezstronny, czyli zgodnie z wymaganiami, jakie stawia
my racjonalności filozofa. Nazbyt często tyrady zastępowały tu analizy.
Zaiste, cała niemal filozofia nowożytna, aż do połowy XX wieku, ogar
nięta była lękiem przed sceptycyzmem i dogmatyzmem. Jak przepły
nąć między Scyllą sceptycyzmu a Charybdą dogmatyzmu? To pytanie
dręczyło Descartes’a, Kanta, Husserla i wielu innych. Odpowiedź za
zwyczaj wypadała tak: zaufać temu, co w rozumie jest jego konieczną
i własną formą organizacji, jego a priori, i w zaufaniu tym dać się pro
wadzić przez czyste, nieuprzedzone doświadczanie rzeczy samej, czyli
tego, co się jasno przedstawia i nie może być inne, niż takie, jakie jest.
Oczarowanie koniecznością wyłaniającą się z pozornie przygodnego
doświadczenia miało uczynić nas głuchymi lub obojętnymi na syreni
śpiew dobiegający ze skał. Dogmatyzm i sceptycyzm potraktowano
14
CZĘŚĆ I: WIEDZA. REWIZJA ZAGADNIENIA SCEPTYCYZMU
więc niczym zwodzicielki, którym nie wolno ulec, lecz pójść za wezwa
niem bóstwa prawdy koniecznej i nieodpartej, nazywanego „transcen
dentalną podstawą”, „ideą absolutną” albo po prostu „oczywistością”.
Jednak stawianie sprawy sceptycyzmu i dogmatyzmu w taki sposób,
a więc przyrównywanie ich do pokus, którym dzielny mąż umie się
oprzeć, nie jest postawą teoretyczną, a co najwyżej pewnym aktem
moralnym, natomiast zwalczanie dogmatyzmu nieodpartą konieczno
ścią zda się filozoficzną przewrotnością. Sceptycyzm zasługuje na po
traktowanie poważniejsze niż byle paradoks lub łamigłówka, o których
wiemy, że rozwiązanie na pewno istnieje. Co więcej, sceptycyzm może
iść znacznie dalej niż twierdzenie, że wszelki sąd jest dogmatyczny,
czyli pozbawiony uzasadnienia gruntownego i ostatecznego. Chociaż
petitio principii, „proszę o rację”, jest mantrą, którą przy odrobinie złej
woli zawsze można powtórzyć (tak jak dziecko, które wciąż pyta „dla
czego?”), jakkolwiek skazując się na godną pożałowania jałowość, to
w postaci bardziej radykalnej wątpliwość sceptyczna może być wyra
żona raz a dobrze: Czy posiadamy jakieś jasne pojęcie wiedzy i czy
możliwe jest wykonanie tego, co przez pojęcie to jest postulowane?
I czy w ogóle warto się o to starać? A jeśli mylimy się w naszych ele
mentarnych intuicjach epistemologicznych, to czy możemy je czymś
zastąpić? Tak trzeba, jak sądzę, kwestię stawiać bezstronnie, a więc
teoretycznie, i poniekąd tak się też we współczesnej filozofii dzieje.
Jeśli chodzi zaś o urzeczenie koniecznością racjonalną, którą można
apodyktycznie poznać, to jakkolwiek trudno zaprzeczyć, że dzieje się
tak w matematyce, logice i w niektórych analizach formalnych pod
staw języka (pretensji „dedukcji transcendentalnej” kantystów i „ba
dań konstytutywnych” husserlianistów nie będę w tej chwili osądzać),
to nadal otwarta pozostaje kwestia znaczenia i wartości werbalizacji
tego, co rozumowo konieczne, a więc w jakiś sposób już przez rozum
posiadane: jaką wartość ma dyskursywna samowiedza?
*
Sceptycyzm, w utrwalonym rozumieniu tego stanowiska, jest od
powiedzią na trudności w określeniu zakresu wiarygodnego poznania,
a nawet uwiarygodnienia jakiegokolwiek poznania. W pewnej mierze
ZNACZENIE KWESTII SCEPTYCYZMU I DOGMATYZMU...
15
podważa dokonywanie się poznania w ogóle, gdyż notorycznie nie
wiarygodne poznanie przestaje w ogóle uchodzić za dowiadywanie
się prawdy. Podważając niejako samo istnienie poznania, sceptycyzm
(w każdym razie radykalny sceptycyzm) przestaje być tezą w normal
nym znaczeniu tego słowa, tj. składnikiem domniemanego poznania.
Właśnie ta zupełnie szczególna i paradoksalna pozycja heurystyczna
tezy sceptycznej i podmiotu ją wygłaszającego stanowi o nieustającej
ekscytacji, jaką budzi w przyjaciołach prawdy. Nic dziwnego, że to
właśnie kwestia sceptycyzmu stała się historycznym początkiem teorii
wiedzy. Wykazanie, że ograniczona wiarygodność poznania nie prze
kreśla naszych szans ani nie odbiera chleba filozofom, już w głębokiej
starożytności stało się dla myślicieli sprawą honoru. Kwestię stawiano
jednak, i wówczas, i w czasach nowożytnych, aż do Kanta, wbrew po
zorom, jedynie na polu krytyki poznania, to znaczy jako zagadnienie
krytycznej samowiedzy umysłu pretendującego do formułowania uza
sadnionych sądów ogólnych. Rezultat krytyki poznania jako czynności
przygotowawczej do dalszych kroków w budowie systemu wiedzy da
wał bądź nie dawał podstaw do takich przedsięwzięć, a w konsekwen
cji podsuwał pewne wnioski natury moralnej. Jeśli bowiem również
rozeznania w zakresie dobra i zła miałyby być chwiejne i niepewne
albo wręcz nieosiągalne, nasze życie okazałoby się drogą w nieznane,
po której stąpa się z ciekawości, nawyku, a może i tragicznej koniecz
ności, jednak bez żadnego celu, któremu można by zawierzyć nie tylko
sercem, lecz i rozumem.
Tak czy inaczej, sceptycyzm jako zasadnicza możliwość – intelek
tualna i moralna – nie może pozostawić żadnego filozofa obojętnym,
jakkolwiek nieraz już zdarzało się, że zamiast poważniejszego zasta
nowienia, poprzestawano na łatwym zignorowaniu sceptycyzmu, pod
pozorem braku konsekwencji lub całkowitej dowolności i nonszalan
cji tezy sceptycznej. A jednak lekceważenie sceptycyzmu samo jest
nonszalancją intelektualną. Jest to postawa lekkomyślna i bynajmniej
nie wolna od ważkich następstw. Odpowiedź na sceptycyzm wywiera
bowiem niezatarte piętno na każdym systemie filozoficznym, który ją
formułuje, nawet jeśli jest to odpowiedź pozorna i zdawkowa. Bywa
wręcz i tak, w bezpośrednim związku z kwestią sceptyczną, że (jak
w przypadku Fichtego) cała filozofia staje się „teorią wiedzy”, z której
wyprowadza się odpowiednie pojęcia metafizyczne (jako jedyne uwie
16
CZĘŚĆ I: WIEDZA. REWIZJA ZAGADNIENIA SCEPTYCYZMU
rzytelnione przez krytykę poznania), ogłaszając, że teoria wiedzy jest
tym samym, co metafizyka. Pouczeni tymi historycznymi przykładami,
z najwyższą starannością musimy rozważyć kwestię sceptyczną, spo
dziewając się, że wszystko, co w przyszłości będziemy mieli do powie
dzenia w kwestiach ontologicznych, zawiśnie od tychże rozważań.
2. Właściwy i niewłaściwy sposób stawiania
zagadnienia sceptycyzmu; różnica między
zignorowaniem a rozwiązaniem tego zagadnienia
Jeśli sceptycyzmu zignorować niepodobna, na propozycje, by tak
uczynić, należy odpowiedzieć następująco (nie pretenduję w tym
punkcie do oryginalności, przypominając jedynie to, o czym należy
pamiętać, podejmując kwestię sceptycyzmu na poziomie właściwym
obecnemu stadium rozwoju naszej profesji).
Pierwsza możliwość ominięcia kwestii sceptycyzmu daje się sfor
mułować tak: „sceptyk, podważając możliwość wiarygodnego twier
dzenia czegokolwiek, sprzeniewierza się samemu sobie, gdyż wygła
sza pewną tezę, deklarując tym samym, że posiadł pewne poznanie;
dlatego konsekwentny sceptycyzm jest milczeniem”. Odpowiedź: Jeśli
sceptyk podcina gałąź, na której siedzi (jak to się ustawicznie z sarka
zmem podkreśla), to przecież nie jest to gałąź, na której pragnie on
siedzieć – jest to gałąź, na której pragną siedzieć inni, i to raczej oni
powinni martwić się, że z niej spadają, nie zaś sceptyk. Konsekwencja
ani niesprzeczność między głoszonymi tezami bądź tezami i czyna
mi nie są aspiracją sceptyka. Jeśli sceptyk twierdzi, że wiedza pewna
jest niedostępna, to faktycznie wynika z tego, że również jego własna
teza nie jest pewna. Niepewność pewności, pewności czegokolwiek,
18
CZĘŚĆ I: WIEDZA. REWIZJA ZAGADNIENIA SCEPTYCYZMU
a więc uniwersalność niepewności, jest dokładnie tym, co sceptyk prag
nie wyrazić (a niekoniecznie zakomunikować jako tezę pretendującą
do jakkolwiek pojętej naukowej ważności). Ponadto z tego, że „teza”
sceptyczna jest niepewna (nie wiadomo, czy jest prawdziwa, czy fałszy
wa) wynika niepewność każdego poznania. Tym samym z tego, że teza
sceptyczna nie jest pewna (ani niczym nie „uprawdopodobniona”), nie
wolno nam wyciągać praktycznego wniosku, iż moglibyśmy zupełnie ją
zignorować. Zresztą w sceptycyzmie nie chodzi zwykle o brak pewności
wiedzy, w takim sensie, że wiedza jest tylko prawdopodobna. Raczej
już samo stawianie kwestii dostępności wiedzy w kategoriach pewności
i prawdopodobieństwa (uprawdopodobnienia) jest (zdaniem sceptyka)
niefortunne, gdyż poznanie jako takie nie może być pewne, przez co
deklarowanie jego „uprawdopodobnienia” jest gołosłowne (jeśli nie po
zbawione określonego sensu w ogólności). W gruncie rzeczy nie wiemy
nawet, o czym mówimy, mówiąc o poznaniu pewnym, gdyż nie posiada
my żadnych budujących przykładów w tym względzie (jeśli wyłączymy
z tego przypadki trywialne bądź osobliwe, jak tautologie logiki, defini
cje projektujące i sądy komunikujące własne przeżycia, które nigdy nie
są czymś, o czym się dowiedzieliśmy i co moglibyśmy wnieść do skarbca
nauki jako nową a trwałą jej zdobycz1). Jeśli natomiast teza sceptyczna
1 Oczywiście, „trywialność” tych przypadków nie oznacza, że nie zasługują one na
dokładniejszą analizę. Poza wymienionymi, istnieje kilka kategorii stwierdzeń para
dygmatycznych, gdy chodzi o apodyktyczność i niezawodność. Na ogół są to te same
zdania, które skądinąd są banalne i niezasługujące na to, by je wypowiadać (choć nie
zawsze tak jest). Zdarza się nawet, że są to zdania dające się przypisać nauce i z niej się
wywodzące (np. „Ziemia krąży wokół Słońca”). Zapewne można próbować rozciągać
walory epistemiczne zdań trywialnych nieco poza ich zwykły zakres stosowania (jak to
próbowała robić filozofia zdrowego rozsądku), ale siłą rzeczy pozostaniemy wtenczas
i tak w zasadzie poza filozofią, w kręgu banału. W zagadnieniu sceptycyzmu w ogóle
nie chodzi o to, że różnym rzeczom z różnych powodów niepodobna zaprzeczyć, nie
popadając w ekstrawagancję. W określonej kulturze takie czy inne zdania dostarczają
wzorców pewności, a ich wypowiadanie ma wartość nieomal enuncjacji frazeologizmu
(np. „Jezus zmartwychwstał” albo „woda wrze w temperaturze 100 stopni”). Wolny fi
lozofujący podmiot nie ma jednak żadnych trudności z rozstaniem się z owymi „praw
dami dnia codziennego”, a cena konfliktu z uzusem językowym nie jest dla niego zbyt
wysoka. W zagadnieniu sceptycyzmu nie posuniemy się daleko, planując uczynienie
z nauki lub filozofii zbioru tautologii, zbioru opisów przeżyć, zbioru definicji albo
WŁAŚCIWY I NIEWŁAŚCIWY SPOSÓB STAWIANIA...
19
miałaby zostać sformułowana tak: „nie możemy wiedzieć, czy poznanie
pewne jest osiągalne, a więc i tego, czy niniejsze zdanie jest prawdziwe”
bądź „niczego nie wiem na pewno, prócz tego, że niczego nie wiem na
pewno, prócz tego, że niczego nie wiem na pewno… etc.”, to zawarta
w tych zdaniach paradoksalna znosząca samozwrotność bądź iteracja
bynajmniej nie kompromituje sceptycyzmu, lecz doskonale wyraża rze-
czywisty brak zaufania do możliwości uzyskania wiedzy. A o to właśnie
chodzi w sceptycyzmie, niekoniecznie zaś o to, by czegokolwiek (mia
nowicie jakiegoś wariantu tezy sceptycznej) dowodzić.
Wprawdzie zwykle, gdy ktoś wypowiada jakiś sąd, onus probandi
spoczywa na nim jako tezy tej obrońcy (i tak postępował na przykład
Sextus Empiryk w swych uderzająco nowoczesnych pismach, trakto
wanych dziś nazbyt protekcjonalnie), to jednak, gdy z jakichś powodów
się od tego uchyla (na przykład uważając, że nie ma to sensu bądź jest
zgoła niemożliwe, gdyż na przeszkodzie staje sama istota prawdy scepty-
cyzmu), obowiązek dowodzenia przechodzi na niesceptyków (nazwij
my ich optymistami epistemologicznymi), a to na podstawie postulatu
intelektualnej uczciwości i wnikliwości, do których zobowiązany jest
filozof. Skoro ktoś, może niefrasobliwie, podważył zaufanie do wiedzy,
rzucił oskarżenie, to obrońcy wiedzy muszą wystąpić w jej obronie,
jeśli nie są nimi tylko z nazwy. Muszą bronić „honoru nauki” (resp.
filozofii), a tym samym nie wolno im uczynić tego, co najłatwiejsze:
zbioru truizmów. O żaden z tych zbiorów nie toczy się tu gra i nikt nie oczekuje, że
wiedza (nauka bądź filozofia) powinna być właśnie czymś takim. Żadna Mathesis uni-
versalis nie byłaby lekturą, którą zaliczylibyśmy do dzieł filozoficznych (pomijając już
wątpliwość, czy ktokolwiek by to przeczytał), a jej możliwością bądź brakiem takowej
nie musimy się zajmować, skoro nawet w razie gdyby to pierwsze było prawdziwe, nie
wydaje się, aby ewentualność spełnienia się tej katastroficznej groźby spędzała nam
sen z powiek. W kwestii sceptycznej chodzi o reputację filozofii (bo nauce ani co
dzienności nic nie grozi) i o to, co się faktycznie robi i można robić, nie zaś o sofizma
ty i gry konstrukcyjne. Kwestia sceptycyzmu jest kwestią samowiedzy filozofii, a nie
zagadnieniem z kręgu drażliwych spraw wzajemnych relacji między filozofią i resztą
świata. Kto by chciał siąść okrakiem i jedną nogę spuścić na stronę seminarium filozo
ficznego, a drugą pozostać na imieninach u cioci, temu wszystko, co trudne, będzie się
wydawało śmieszne i niedorzeczne. Być może jednak filozofia jest w ogóle urojeniem.
Ale to właśnie może się okazać jedynie w następstwie poważnego jej potraktowania.
Katharsis przed spektaklem jest udziałem błaznów.
20
CZĘŚĆ I: WIEDZA. REWIZJA ZAGADNIENIA SCEPTYCYZMU
zignorować sceptycyzmu, orzekając, że jest wyłącznie pewną prywatną
deklaracją bądź insynuacją. Dlatego jest wszystko jedno, czy sceptyk
powie: „wiem, że nic nie wiem” (jeśli Sokrates wypowiadał podobnie
brzmiące zdanie, to zapewne z innego powodu, nie mając na myśli za
gadnienia sceptycyzmu), czy może „nie wiem, że nic nie wiem, ani nie
wiem, czy cokolwiek wiem” – raz zasiane zwątpienie domaga się odpo
wiedzi. Odpowiedź zaś należy starannie odróżnić od zdeprecjonowania
pytania. Tylko wykazanie możliwości wiedzy jest poważną odpowiedzią,
dającą odpór sceptycyzmowi. A wykazanie możliwości wiedzy oznacza
określenie, czym jest wiedza, jakie są jej źródła, na czym polegają rosz
czenia podmiotu poznającego do prawdy i pewności, czym jest i czym
może być uprawomocnienie sądów – słowem, oznacza przemyślenie
całokształtu zagadnień epistemologicznych. Summa epistemologii nie
tyle zawierać więc musi rozdział na temat sceptycyzmu, ile raczej jest
w całości odpowiedzią na brak zaufania do wiedzy. Dlatego i my, w ni
niejszej rozprawie, szczególnie poświęconej sceptycyzmowi, zajmować
się będziemy po prostu kwestią wiedzy jako taką. Krótko mówiąc, być
może sceptyk powinien milczeć, ale z tego, że ktoś milczy, nie wynika,
że ktokolwiek inny ma rację – dlatego poważana filozofia musi wypo
wiadać się w kwestii sceptycyzmu, nawet przed milczącym sceptykiem,
bez względu na to, czy słucha on, czy też nie.
Drugi argument na rzecz rozwiązania kwestii sceptycznej poprzez
jej zdezawuowanie i zignorowanie można ująć tak: „Warunkiem moż
liwości sformułowania tezy sceptycznej jest istnienie wiedzy. Gdyby
nasza wiedza nie była dla nas realnie wiarygodna, nie byłoby czego
podważać – sama bowiem prędzej czy później zostałaby obalona, bez
pomocy sceptycyzmu, a właściwie z pomocą rzeczowych i konkretnie
odnoszących się do określonych tez naukowych argumentów krytycz
nych. Procedury falsyfikacji pomagają w rozwijaniu poznania, lecz de
precjonowanie go w całości niczemu nie pomaga i nie jest konstruk
tywne. Jako wezwanie do ostrożności i krytycyzmu, sceptycyzm był
niegdyś potrzebny, dziś jednak nauka jest dostatecznie samokrytyczna,
a ponadto tylko specjaliści w zakresie danej dyscypliny naukowej są
zdolni kompetentnie wytyczyć granice jej możliwości poznawczych
i określić status poznawczy (a w tym stopień i charakter wartości po
znawczej) jej twierdzeń. Nauka jest faktem, tak jak faktem jest, że
WŁAŚCIWY I NIEWŁAŚCIWY SPOSÓB STAWIANIA...
21
w życiu codziennym nieustannie dowiadujemy się czegoś i działamy
w oparciu o tę wiedzę, i to działamy skutecznie. Wątpliwości należy
wysuwać tam, gdzie są one uzasadnione, tam zaś, gdzie służą wyłącz
nie sianiu zwątpienia i podważaniu osiągnięć innych, należy je po pro
stu zignorować. Nauka będzie robić swoje i nie powstrzyma jej ża
den defetyzm”. Odpowiedź: krytyczna metodologia, którą mogą się
pochwalić współczesne nauki, powstała z dużym udziałem filozofów
o orientacji mniej czy bardziej sceptycznej. Być może wsparli oni naukę
poniekąd wbrew sobie, mimo to jednak ich zasługi są niepodważalne.
Brak zaufania do wiedzy może, oczywiście, być wyrazem defetyzmu,
a nawet zawiści w stosunku do nauki, niemniej jednak nawet ewentu
alne wykazanie komuś tych wad nie może służyć za argument za zigno-
rowaniem możliwości (sceptycznego) wypowiedzenia zaufania nauce
w innym sensie niż tylko moralnym. Można mieć za złe sceptykowi,
lecz osąd moralny nie może przesądzać o pominięciu teoretycznego
problemu sceptycyzmu ani tym bardziej służyć jako argument przeciw
ko tezom sceptyków, czy to odnoszącym się do poznania w ogóle, czy
to do rozmaitych jego odmian, procedur i roszczeń epistemicznych.
Ponadto okoliczność, że sceptycyzm uderza w naukę (zresztą tylko
pozornie, o czym już wspominaliśmy), jest poniekąd przypadkowa.
Racje, dla których sceptycyzm jest ważną kwestią, są innego rodzaju.
Nikt nie spodziewa się, że stawką jest tu zarażenie uczonych poczu
ciem bezsensu ich pracy i spowolnienie rozwoju nauki. Nie można
powiedzieć tego nawet o filozofach – i oni w większości nie przejęli się
i nie przejmą sceptycyzmem tak dalece, by odwrócić się od filozofii.
Sceptycyzm jest po prostu ważnym zagadnieniem poznawczym – jego
permanentna możliwość i obecność nakazuje nieustannie przemyśliwać
istotę wiedzy, prawdy i racjonalności oraz korygować bądź wręcz bu
dować dopiero właściwy stosunek do heurezy, czyli ogółu procesów
wiedzotwórczych (jeśli takowe naprawdę istnieją) oraz ich rezulta
tów. Chodzi tu zarówno o wiedzę naukową, jak i nienaukową. Przede
wszystkim chodzi jednak o samą filozofię i rozmaite znane z jej historii
roszczenia poznawcze. Status przekonań filozoficznych, a nawet same
pojęcia, z których są one zbudowane, ulegają bowiem modyfikacji
w świetle refleksji epistemologicznej, której fundamentalnym czynni
kiem jest refleksja nad sceptycyzmem.
3. Paradoksy pojęcia wiedzy i pojęć z nim związanych,
takich jak „prawda” i „filozofia”
Jeśli możemy uznać za udowodnione (sic!), że sceptycyzm nie za
sługuje na zignorowanie i że ominięcie kwestii sceptycyzmu nie jest
tym samym, co realne i poważne odniesienie się do niej, przejdziemy
do rozważań nad zagadnieniem istoty i możliwości wiedzy. Scepty
cyzm bowiem nie jest żadnym tematem samym dla siebie, dającym się
wyizolować, lecz inicjacją, wprawiającą w ruch całą konstelację pojęć
odnoszących się do poznania. Rzecz jasna, nie zamierzam omawiać
w jednej rozprawie wszystkich wchodzących w grę zagadnień. Moim
celem jest rozpoznanie rzeczywistego miejsca, jakie zajmuje w filozofii
kwestia sceptycyzmu i postawienie jej w najbardziej radykalnej i, by
tak rzec, czystej postaci, ufając, podobnie jak przede mną wierzyło w
to wielu filozofów, że postawienie fundamentalnych zagadnień epi
stemologicznych w ostrym świetle pozwoli właściwie, tj. krytycznie i
nieprzypadkowo, określić i rozważyć problematykę ontologiczną oraz
moralną. Nie chodzi mi wszelako o zwykłą „rozprawę ze sceptycy
zmem”, mającą być wstępem do triumfalnego szturmu na twierdzę
metafizyki, lecz o wyzyskanie maksimum tych możliwości w zakresie
sądzenia o poznaniu, o bycie i człowieku, jakie pozostawia nam wią
żący nam ręce poznawczy samokrytycyzm. Pytać więc będziemy raczej
„co można powiedzieć o…?” niż „co?”, „jak?”, „dlaczego?”. Oczywi
24
CZĘŚĆ I: WIEDZA. REWIZJA ZAGADNIENIA SCEPTYCYZMU
ście pozostaje jeszcze pytanie „po co mamy cokolwiek mówić o…?”.
I właśnie odpowiedzi na to wstępne pytanie służy rozprawa o scepty
cyzmie, a w istocie rozprawa o wiedzy i prawdzie.
*
Zwykle wiedzą nazywa się albo tematyczną świadomość czegoś
(zwłaszcza gdy towarzyszy jej asercja), albo jakąś treść, którą hipote
tycznie posiada się „w pamięci”, albo wreszcie nieokreśloną (choć in
spe całkiem konkretną i spoistą) zawartość publicznie dostępnych no
śników treści przekonaniowych (nauka zawarta w pracach naukowych,
podręcznikach i encyklopediach). Ponadto, w samym pojęciu wiedzy
zawiera się roszczenie normatywne i selekcyjne. Ściśle mówiąc, wiedza
to pojęcie niepełne, bez dookreślenia: „prawdziwa i uzasadniona przez
prawdziwe dowody”, co znaczy tyle, że wiedza jest zaprzeczeniem nie
wiedzy, wiedzy pozornej, a także przezwyciężeniem błędu, ignorancji
lub po prostu nieświadomości. Gdy jednak pojęcie wiedzy zostanie
już należycie dopełnione, tj. zespolone z pojęciem prawdy i prawo
mocności, ubędzie mu tym samym realności, gdyż stanie się bardziej
postulatem niż czymś rzeczywistym1. „Prawdziwa wiedza” – to, co jest
„wiedzą naprawdę”, co nie może być podważone i unieważnione nigdy
1 Nie możemy silić się w tym miejscu na znalezienie odpowiednich słów na
opisanie różnicy między „postulatywnym” czy „możliwym” a „realnym”. Ciąg intuicji
związanych z modi egzystencji bądź modalnościami orzekania (możliwy, realny,
konieczny) oraz odpowiadające im słownictwo, jakie zaproponowali filozofowie,
wydają mi się wysoce niezadowalające. W gruncie rzeczy kręcimy się tu wokół
kilku trywialnych odczuć, wśród których dominuje odczucie, że coś jest naprawdę,
teraz, namacalnie bądź faktycznie, a coś innego nie ma tych walorów (jest możliwe,
pożądane, wyobrażone, idealne). Wszelkie próby posunięcia ontologii tak daleko, aby
doświadczenie autentyczności (bycia, istnienia) przestało dominować w rozważaniach
metafizycznych, spełzły na niczym. Pokazuje to najlepiej porównanie popularności
heglowskiej koncepcji istoty (nieznanej szerzej nawet w zbanalizowanej postaci)
z heideggerowskim rzekomym odkryciem „pytania o bycie”, o którym to już bodaj
wróble ćwierkają. Na razie nie będę tu walczył z wiatrakami, odkładając rozprawę
z magią bycia, bezpośredniej samoobecności, faktyczności itp. na później. Jak wszędzie,
tak i w filozofii: wszystko w swoim czasie.
PARADOKSY POJĘCIA WIEDZY...
25
i pod żadnym pozorem – to sformułowanie mające ładunek perswa
zyjny analogiczny do zwrotu „prawdziwa filozofia”, zwrotu, którego
nie można usunąć z języka filozofii (pragnącej uchodzić za część bądź
rodzaj wiedzy), a co najwyżej, jako krępującego, nie używać2.
Moment postulatywności, zawarty w słowie „wiedza”, a dający się
wykryć dzięki wskazaniu na hipotetyczną poprawność zwrotu „praw
dziwa wiedza”, nie jest wszelako spójny z normalnym użyciem słowa
2 To skrępowanie odczuwa się w filozofii bardzo silnie od blisko stu lat, a z czasem
udzieliło się ono również nauce. Przekonanie, że tezy nauki są w jakimś sensie
tymczasowe, odwoływalne, że ich treść jest współwyznaczana przez warunki ich
uzyskiwania i sprawdzania, powiązana ze specyficznie ludzkim punktem widzenia
i potrzebami człowieka, stało się powszechne. Jednocześnie powszechnie przyjmuje
się, że mimo pewnej względności czy fallibilności wyników nauki, nauka zdobywa
poznanie i jak najbardziej realnie rozwija się. Niestety, nad tym społecznym kompro
misem w kwestii wartości poznania naukowego niczym miecz Damoklesa wisi zasada
wyłączonego środka. O aktualnym stanie nauki wiemy jedno – przestanie wkrótce
być aktualny i bynajmniej nie wszystkie tezy nauki współczesnej „uratują się”,
okazując się „szczególnymi przypadkami” z punktu widzenia przyszłej, ogólniejszej
teorii. Rozwój nauki nie jest kombinacją przyrostu wiedzy oraz procesów translacji
(adaptacji) starych teorii na gruncie nowych, bardziej ogólnych. Pocieszeniem po
utracie „absolutnej prawdy” i wiary w definitywny i bezwzględny status twierdzeń
naukowych nie jest żadna nowa metodologia nauk, odkrywająca w hipotetycznym
i fallibilnym charakterze twierdzeń nauki uroki równie ponętne, jak czyste piękno
prawdy wiecznej, lecz po prostu liczne i fascynujące odkrycia współczesnej nauki,
a także wspaniałe ich zastosowania technologiczne. Jest to pocieszenie skuteczne,
jakkolwiek epistemologia nauki nie może się nim zadowolić. Jak na razie związana
jest ona alternatywą: albo nauka jest pewną praktyką, samodzielnie wyznaczającą
sobie reguły postępowania oraz kryteria oceny własnych dokonań (nazywając czasami
te wartościowe dokonania „prawdą”), albo jest poznaniem, czyli dowiadywaniem
się prawdy. Pierwsze rozwiązanie ma posmak skandalu i nie jest akceptowane przez
świat nauki. W tym drugim wypadku zdani jesteśmy, mimo wszystko, na ideę prawdy
bezwzględnej, na której opiera się klasyczna logika dwuwartościowa, wykluczająca,
aby zdanie było prawdziwe tylko trochę, tylko na gruncie pewnej teorii, tylko chwilowo
itp. Możemy co najwyżej tę niewygodną, skandaliczną wręcz (bo tak metafizyczną
i tak wymagającą!) ideę przesłaniać i mistyfikować w różnych teoriach na temat
zasad uznawania twierdzeń w nauce i procesów zmiany teorii. A jednak, mimo tych
mistyfikacji, pozostaje faktem, że gdy uczony coś twierdzi, to twierdzi, że tak a tak
jest, gdy głosi hipotezę, to hipoteza ta stanowi, że jest tak a tak, a teza wyrażona w tej
hipotezie jest prawdziwa. Gdy zaś metodolog stwierdza, że w rozwoju nauki jedne
teorie zastępują inne, to nie może zaprzeczyć, że te aktualne uważamy, jak to się
(nieco dziwnie) powiada, za „bliższe prawdy” niż jej poprzedniczki.
Pobierz darmowy fragment (pdf)